4. Dream a little dream of me

 Dream a little dream of me





Królem tej nocy był deszcz. Krople wielkości groszku bębniły w dachy mieszkańców, grając melodię dla złamanych serc. Okoliczne latarnie na próżno próbowały rozświetlić mrok; ich światło ginęło w czerni, pozbawione gwiazd i księżyca niebo skryło się za pierzyną ciemnych, grubych chmur. Miasto spało, zbyt smutne i znudzone, by cieszyć się nocą.

Jednak z okna jednego z mieszkań wciąż jeszcze biło światełko. Pośród ciepłych kolorów żółci i pomarańczy, dwie ciemne sylwetki tańczyły na ich tle, wirując wokół siebie, kłaniając się po pas, wyginając się powoli, rytmicznie, w tańcu nadziei i miłości. Przygrywał im staromodny gramofon, znaleziony i kupiony w sklepie z antykami, który nijak pasował do wystroju mieszkania, a jednak zgarniał całą uwagę sylwetek, pochłaniał je bez końca.

Gdy zbliżyć się doń, rozpoznać można w nich było dwójkę mężczyzn. Jeden o jasnej, drugi o ciemnej karnacji. Obaj tańczyli w swoich objęciach, wirowali wokół siebie. Ich pląsom towarzyszył wesoły śmiech, twarze rozjaśniały szerokie uśmiechy. Spojrzenia, które ku sobie kierowali, przepełnione były muzyką ich serc i dusz – grały równą melodię, słyszalną jedynie przez nich samych.

Dla postronnego obserwatora była to po prostu dwójka wygłupiających się mężczyzn. Dla ich znajomych – taniec dwojga zakochanych w sobie ludzi. Dla świata natomiast – był to cud, niedostrzegalny gołym okiem.

Gdy melodia miała się już ku końcowi, sylwetki złączyły się w czułym uścisku i upadły na miękką pościel. Śmiech na krótką chwilę zagłuszył muzykę.

W pomieszczeniu było jasno i ciepło. Na zewnątrz padał deszcz, wiał zimny wiatr. Noc była ciemna. Ale to nie miało znaczenia. To nie liczyło się wcale. Było to tylko tło, które jeszcze bardziej uwydatniało to, co naprawdę ważne.

A to, co było ważne, dwaj mężczyźni widzieli w sobie nawzajem.

We własnych spojrzeniach.

We własnym świecie.

I we własnej nocy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń