- No i wtedy okazało się, że Aominecchi tak naprawdę skoczył z zadaszenia wejścia na uczelnię, a nie z dachu samego budynku – opowiadał Kise z łagodnym uśmiechem na twarzy, sunąc pędzlem po płótnie ustawionym na stelażu przed nim. Błękitne pasmo nieba na obrazie zdawało się dodawać otuchy, a całości dopełniały białe sylwetki ptaków lecących w kierunku latarni morskiej; fale morza pieniły się u jej stóp, uderzając o skały wokół.
- Tak, wiem – potwierdził jakby w zamyśleniu Kuroko, własnym pędzlem ostrożnie domalowując fragment, który pominął.
- Wiesz?- powtórzył Kise zdumiony, dopiero teraz patrząc na błękitnowłosego. Jego wzrok zatrzymał się jednak na obrazie, który malował Tetsuya.- Yy… b-bardzo ładny obraz… Kurokocchi…
- Dziękuję, Kise-kun – odparł spokojnie Kuroko.- Nazwałem go „Nadzieja”.
Kise spojrzał z przerażeniem na rozmazane na płótnie czarne koło, które przypominało bardziej rysunek narwanego pięciolatka, który dorwał się do czarnej kredki i zaczął szaleńczymi ruchami rysować koło rodem z horroru. Obraz Tetsuyi przedstawiał dokładnie to samo. Ryouta, zajęty opowieścią, najwyraźniej nie dostrzegał żadnych dzikich ruchów ręki Kuroko (a może Kuroko po prostu używał swoich widmowych talentów, by ten tego nie zauważył), ale teraz błękitnowłosy zdawał się wręcz pieszczotliwie dopełniać czernią pozostawione białe plamy. Jeszcze chwila i nie będzie z tego żadnego obrazu, a po prostu pomalowane na czarno płótno.
Ale tytuł całkiem trafny, pomyślał Kise.
„Nadzieja”.
Ale chyba na to, że na ziemię spadnie meteoryt i wszyscy umrą.
- Coś mówiłeś, Kise-kun?- Kuroko cofnął dłoń z pędzlem i spojrzał niewinnie na przyjaciela.
- Yyym...- Kise nie mógł oderwać wzroku od jego obrazu, ale w końcu mu się to udało.- P-powiedziałeś, że „wiesz” i zastanawiałem się…
- Tak, widziałem to – wyjaśnił spokojnie Tetsuya, czyszcząc pędzel z czarnej farby.
- Widziałeś? Byłeś tam, pobiegłeś za mną?
- Skąd. Kagami-kun mi pokazał.
Kise zamrugał.
- Kagami-kun?- bąknął.- Pokazał?
Ryouta miał już w głowie, że ten rosły barbarzyńca ma jakieś telepatyczne zdolności, dzięki którym przesłał do umysłu Tetsuyi pojedyncze obrazy. Albo że jest jakiegoś rodzaju medium, który, gdy powąchał upoconą po treningu koszulkę Aomine, zobaczył jego oczami jak Kise podbiega do niego, gdy ten leżał poobijany przed schodami na dziedzińcu.
- Nagrał filmik, jak Aomine-kun skacze z dachu – wyjaśnił.
- Jak to „nagrał filmik”?- Kise zmarszczył brwi.- To… to było ukartowane?
- Sądząc po tym, co powiedział Kagami-kun na filmiku, to wątpię – odparł Kuroko.
- A co powiedział?
- Ja nie przeklinam, Kise-kun.
- Czemu powiedział coś tak durnego?!
Kuroko spojrzał na niego z grobową miną, na chwilę przerywając czyszczenie pędzla.
- Aaa, że ty, Kurokocchi, nie przeklinasz! To pokaż mi ten filmik! Masz go? Czy Kagami go ma?
- Wysłał mi, poczekaj.
Kuroko odłożył pędzle i zaczął grzebać w swojej torbie. Po chwili wyjął komórkę i zaczął tapać ekran. Kise nachylił się ku niemu, ale o dziwo Kuroko pospiesznie odsunął się od niego, zasłaniając dłonią wyświetlacz. Spojrzał na Ryoutę swoim zwyczajowym, nic nie mówiącym wzrokiem, ale z jakiegoś powodu blondyn aż się przestraszył. Cofnął głowę i, przełykając ślinę, czekał aż Kuroko pokaże mu filmik.
Wkrótce zobaczył na ekranie smartfona Tetsuyi znajomą scenę – no, przynajmniej część sceny. Był to dziedziniec uczelni skąpany w półmroku. Wokół ani żywej duszy, nie licząc chwiejącej się sylwetki, która właśnie podchodziła na skraj zadaszenia.
- Co on odpierdala?- Kise usłyszał szept Kagamiego.
I wtedy Aomine skoczył.
- Kurwa, co za debil!- pisk Kagamiego. Jego szybkie kroki, najwyraźniej ruszył w kierunku przyjaciela.
Kise z napięciem obserwował, jak Aomine upada na ziemię. Usłyszał jego stłumione „guh!”, a potem „au-uh-ghu-uh-ghu-dhu-dhuuaa!” kiedy turlał się po betonowych schodach, aż w końcu wylądował pod nimi i znieruchomiał.
Wtedy dało się słyszeć okrzyk „Aominecchi!” i Kagami najwyraźniej się zatrzymał, bo kamera rozmazała się i skierowała w przeciwnym kierunku – skąd nabiegał przerażony Kise Ryouta.
Prawdziwy Kise uniósł dłoń do twarzy i zakrył nią sobie usta, w napięciu oglądając ciąg dalszy.
- Co jest? To Kise!- wyszeptał w filmiku Kagami, nagrywając blondyna, który biegł co sił ku Daikiemu.- Ale akcja…
Dalsze wydarzenia były już Kise znane, ale i tak z zafascynowaniem oglądał je z perspektywy Kagamiego, który musiał za pewne ukrywać się gdzieś w mroku pobliskiego budynku, bo ani Ryouta ani Daiki nikogo nie zauważyli podczas tamtego spotkania.
- Ładnie go kopnąłeś – pochwalił Kuroko.
- D-dziękuję, Kurokocchi!- Kise rozpromienił się i wrócił do filmiku.
Zaczęli się kłócić, Kise wyzywał go, a potem zaczął się śmiać. Usiedli na ziemi i Aomine zaczął mówić poważnym tonem. W miarę jak kamera przysuwała się do nich, stawali się więksi na ekranie – wkrótce dało się nawet wyłapać pojedyncze słowa. Ryouta nie był pewien, czy ma się gniewać na Kagamiego, że podsłuchiwał, czy może cieszyć się, że nagrał tamto spotkanie i Kise będzie miał fajną pamiątkę…
- Pocałuje go?- wyszeptał w napięciu Kagami, kiedy Kise na filmiku coś powiedział i uśmiechnął się do Aomine.
Prawdziwy Kise zarumienił się.
- Kurwa, nie pocałował – mruknął z niezadowoleniem Kagami, gdy Aomine zaczął się oddalać na filmiku ku bramie uczelni.- Już myślałem, że będę miał dowód, żeby go poszczuć…
- O-okrutny!- jęknął prawdziwy Kise.
- Ja uważam, że to całkiem zabawne – powiedział Tetsuya z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Kurokocchi!- skarcił go Ryouta.
Filmik się skończył i Kuroko schował telefon do torby.
- Ale że Kagami-kun nas nagrał… nie mogę w to uwierzyć! To trochę nieładnie z jego strony, podsłuchiwał nas!
- Czy ja wiem.- Kuroko wrócił do czyszczenia pędzli.- Inaczej żałowałbym, że mnie tam nie było. Ale musiałem czekać za Riko-san, i oberwało mi się za to, że nie czekałeś na nią razem ze mną.- Kuroko spojrzał na niego z kamienną twarzą, nie przerywając mycia swoich narzędzi, a Kise poczuł zimny dreszcz na plecach.
- P-przeprosiłem ją!
- Ale nie mnie.
- Przepraszam, Kurokocchi!
- Nic się nie stało, Kise-kun.- Kuroko uśmiechnął się do niego łagodnie.- Zaraz przerwa na lunch. Może dołączymy do Kagamiego-kun i posłuchamy relacji z pierwszej ręki?
Kise przełknął nerwowo ślinę.
- No nie wiem – zaczął.- Skoro to Kagami-kun, to pewnie będzie z nim Aominecchi…
- Pewnie tak. A co?
- Nie wiem, czy jestem gotowy tak się z nim zobaczyć – westchnął Kise, również przystępując do sprzątania po sobie stanowiska.- To znaczy… Wczoraj naprawdę się zestresowałem jego wiadomością, i potem jak zobaczyłem, że leży na ziemi i myślałem, że jest martwy! Potem gadaliśmy i było mi naprawdę miło, że mnie przeprosił, że mu zależało i w ogóle, ale… nie wiem, co mam o tym wszystkim sądzić, Kurokocchi. W sensie… kumplować się z nim?
- Co masz na myśli?
- No bo ja go poznałem na tinderze – mruknął cicho, znacząco spoglądając na Tetsuyę.- Trzy tygodnie gadaliśmy i się spotykaliśmy i ja… ja myślałem, że z tego coś będzie.- Spuścił wzrok, zawstydzony.
- Aomine-kun ci się podoba?
Kise milczał długo. W końcu spojrzał ze zrezygnowaniem na Kuroko, który wytrzeszczył na niego lekko oczy.
- Poważnie?- spytał błękitnowłosy.
- Mhm.- Kise skinął smętnie głową.- Już od jakiegoś czasu mi się podobał… Jest w nim po prostu coś, co mnie do niego ciągnie, i ciężko mi się było oprzeć. Teraz, jak byłem na niego wkurzony, to wydawało mi się, że mi przeszło… a nagle on wyskoczył, czy raczej „skoczył” z czymś takim!
- Czymś…?
- To było takie romantyczne!- Kise ukrył twarz w dłoniach, zapominając że w jednej z nich ma pędzel. Posmarował sobie nim pasmo włosów na niebiesko. Kuroko otworzył usta i uniósł dłoń, by go ostrzec, ale było już za późno.- Powiedz, Kurokocchi, jaki facet skoczy dla ciebie z dachu, żeby udowodnić ci, jak bardzo zależy mu na pogodzeniu się?!
- Zacznijmy od tego, że to nawet nie był dach, tylko zwykłe zadaszenie nad wejściem…
- Ale to wciąż dach! Jaki facet by dla ciebie skoczył z dachu?!
- Żaden.- Kuroko spojrzał na niego z niepokojem.- Skakanie z dachu jest po prostu nienormalne, Kise-kun.
- No właśnie, żaden!- Kise chyba nie dosłyszał drugiej części.- A on skoczył! Skoczył, a przecież mógł się narazić nawet na jakąś kontuzję, i potem by nie mógł zagrać w meczu! A on kocha mecze, kocha koszykówkę! Więc to, że zrobił dla mnie coś takiego...- Kise przerwał i westchnął ciężko.
Kuroko milczał, przyglądając mu się z uwagą. Ryouta dokończył czyszczenie pędzli i westchnął przeciągle.
- Kise-kun...- Ton Kuroko zmienił się. Chłopak przysunął się do niego nieznacznie i odnalazł jego złote spojrzenie.- Kise-kun, czy ty…? Zakochałeś się w nim?
Ryouta bardzo długo milczał, dłużej niż wcześniej – i z całych sił starał się nie patrzeć w błękitne oczy swojego najlepszego przyjaciela.
Nie musiał.
***
Kagami zanosił się śmiechem jak nigdy.
- Usuwaj to, bo przysięgam, że wbiję ci te pałeczki prosto w środek kutasa – wycedził Aomine zupełnie poważnie, kierując trzymane w dłoni pałeczki ku Taidze.
- Stary, to najlepszy film akcji, jaki w życiu widziałem! I nagrywałem!- Kagami wyraźnie pękał zarówno z dumy jak i ze śmiechu.
- Usuń to, kurwa!- syknął Daiki, rozglądając się pospiesznie na boki. Oczywiście, śmiech Taigi i tak przykuwał uwagę.
Kagami otarł łezki rozbawienia, które zakradły się do kąciku jego oczu, po czym zaczął klikać coś w telefonie. Pokazał ekran Aomine akurat w momencie, gdy wyskoczyło okienko z informacją „plik został usunięty”. Daiki dla pewności chwycił jego telefon i przejrzał galerię – rzeczywiście, filmik zniknął. Zadowolony ale wciąż w ponurym nastroju, oddał mu jego własność.
- Teraz widzę jakie to było żenujące – mruknął.
- Co, żałujesz?- Kagami schował telefon do kieszeni, wciąż się uśmiechając.
- Nie, ale… Chryste, mogłem to zrobić w normalniejszy sposób, a nie jak w jakiejś telenoweli.- Potarł dłońmi twarz. Tej nocy kiepsko spał i czuł się zmęczony.
- Grunt, że poskutkowało – zaśmiał się Taiga. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela, był w iście wybornym humorze.- A to, że wyglądałeś jak zdesperowany kochanek walczący o miłość swojego życia, to już inna sprawa.
- Zamknij się – mruknął Aomine, chociaż nieco słabym głosem.- Nigdy więcej tego nie powtórzę… Aż tak mi nie zależy! Znam gościa nawet nie miesiąc.
- Wiem, wiem, dokładnie to samo krzyczałeś, kiedy zeskakiwałeś z dachu…- zaczął z uśmieszkiem Kagami, na co ciemnoskóry poczerwieniał na twarzy.- Słyszałem, że Kise i tak nie chce cię za bardzo widzieć. Co planujesz następne? Chcesz zrzucić się z mostu? A może pod pociąg? To chyba będzie bardziej efektywne, co?
- Zabiję cię, gnoju…
- Kagami-kun, Aomine-kun, dzień dobry – rozległo się nad ich głowami.
Daiki poderwał głowę i aż się wzdrygnął, orientując, że tuż obok stolika, przy którym siedzieli, nagle pojawił się Kuroko Tetsuya, z tacą jedzenia. Chłopak jak zwykle go zaskoczył; nie pytając ich o zdanie, zajął miejsce obok Taigi, który najwyraźniej nie miał nic przeciwko, bo odpowiedział na powitanie i wrócił do jedzenia kanapki.
- Hm? Kise z tobą nie ma?- Aomine rozejrzał się wokół, jakby spodziewał się, że lada chwila zobaczy najlepszego przyjaciela Tetsuyi gdzieś obok niego, machającego ogonem i wołającego „Kurokocchi” i „Aominecchi”.
- Nie ma – odparł Kuroko spokojnie.- W drodze tutaj zatrzymały go koleżanki z roku. Wydaje mi się, że utknął z nimi na korytarzu.
- Oh. Aha…
Daiki zamyślił się. Nadal był zdania, że trochę przesadził z tamtą walką o atencję Kise, niemniej cieszył się, że między nimi było wszystko w miarę w porządku. Jedyne, co go trochę niepokoiło, to że Ryouta nie chce z nim póki co rozmawiać. Rozumiał, że blondyn jeszcze się troszeczkę na niego gniewa i potrzebuje czasu, ale w kumplostwie takie rzeczy szybko się wybacza, no nie?
Dajmy na przykład takiego Kagamiego. Ich przyjaźń bywała burzliwa i kłócili się bardzo często, ale kumplami byli naprawdę dobrymi. Szybko im przechodziło, i to nawet bez przepraszania. Z Kise to chyba trochę bardziej skomplikowana sytuacja...
- Spójrz na jego minę, Kagami-kun.
- Taa, niepocieszony jest.
- Chyba bardzo tęskni za Kise-kun.
- Właśnie omawialiśmy jego kolejny skok, tym razem pod pociąg.
- Dobry pomysł, ale niech Aomine-kun nie podnosi się z torów aż do samego przy-
- EJ!- warknął Aomine, czerwieniąc się.- O co wam chodzi?! Zamyśliłem się tylko! Ale to wcale nie oznacza, że myślę ciągle o Kise!
- Ciągle może nie...- mruknął Taiga, uśmiechając się pod nosem.
- Ugh, dość mam waszych zaczepek, non stop mnie drażnicie, idę stąd!
- Hm?- Kuroko spojrzał na niego zaskoczony, jego twarz przybrała zmartwiony wyraz.- Kiedy ja nawet nie zacząłem…
Aomine wydał z siebie odgłos cierpiącego katusze człowieka, po czym wstał od stołu i, wsuwając ręce do kieszeni swoich dresowych spodni, poczłapał do wyjścia ze stołówki.
Nie rozumiał, czemu Kagami i Kuroko tak się go uczepili (w zasadzie Tetsuya miał rację – jak do tej pory nie miał okazji droczyć się z nim tyle samo, co Taiga). Domyślał się, że to całkiem zabawne, obserwować jego starania jeśli chodziło o pogodzenie się z Kise, z którym znał się od miesiąca, ale czemu nie rozumieli jego uczuć?
Czemu on sam ich nie rozumiał?
Chciał po prostu czasem pograć z Kise one on one. Chciał po prostu czasem pogadać z nim przez telefon. Chciał po prostu zobaczyć go czasem na uczelni i zagadać, może czasem wyjść gdzieś razem na miasto. Przecież dokładnie to samo robił z Kagamim. Dlaczego więc nie mógł chcieć tego robić z Ryoutą? Co było złego w tym, że chciał się z nim widywać?
Ruszył korytarzem, wbijając smętne spojrzenie w posadzkę i własne buty (a były to piękne szaro-niebieskie Air Jordany, na które uwielbiał patrzeć). Gdy się tak zastanawiał nad całą sytuacją, przeszło mu przez myśl, że być może jednak jest w tym coś dziwnego. Już nawet nie chodziło o to, że tak krótko się znali – raczej o to, jaki do tej pory był Aomine.
Zwykle przecież nie zależało mu na relacjach z ludźmi. Przyjaźnił się z Satsuki i przyjaźnił się z Taigą – ta dwójka w zupełności starczała mu za całą hordę, tak zajmujące było kumplowanie się z nimi. Samotność też mu specjalnie nie przeszkadzała, lubił też przecież własne towarzystwo.
Czemu więc był taki uparty, gdy chodziło o Kise? Czy to kwestia tego, że jednak kogoś jeszcze brakowało mu w życiu? Czyżby w głębi niego istniała jakaś mała pustka, którą potrafił zapełnić Ryouta? Aomine nie potrafił sam tego ocenić, ale ilekroć próbował zrozumieć, czemu zależy mu na Kise, na myśl przychodziło mu tylko jedno.
Lubił Kise.
Tak po prostu. Nie potrafił nawet powiedzieć dlaczego. Czuł, że go lubi, i tyle. I nikt by tego nie zrozumiał. Cholera, nawet on tego nie potrafił!
Przechodząc dziedzińcem obok maszyny z napojami, zatrzymał się na moment, by kupić sobie herbatę. Może powinien przeczytać jakąś książkę na temat socjologii? A może to była kwestia psychologii?
Ale czy na serio był gotowy posunąć się aż do czytania, żeby zrozumieć samego siebie? Czy nie lepiej było po prostu pogodzić się z tym, co czuł, przejść z tym na porządek dzienny i poczekać, co będzie dalej?
- Ehh, pograłbym w kosza – mruknął do siebie, naciskając jeden z przycisków dostępnych napojów w automacie. Maszyna zapiszczała, zazgrzytała i wypluła z siebie kartonik.- Tylko z kim…? Kagamiego mam w dupie, Kuroko jest pewnie słaby, skoro jest w trzecim składzie, a Kise chuj wie, czy będzie chciał, plus jest chuj wie gdzie, z chuj wie jaką zgrają fanek, z którą robi chuj wie c-
- Stoję obok ciebie, Aominecchi – bąknął Kise Ryouta, który od samego początku stał tuż przed automatem z kubkiem kawy, oparty o stojący przed nim słup, ale Daiki był na tyle zamyślony (lub głupi), że go nie zauważył.
- EH?!- ciemnoskóry podskoczył nerwowo, odwracając się pospiesznie i cały czerwieniejąc na twarzy.- W-wcale nie mówiłem o tobie!
- Hoo? Jest na uczelni jeszcze jakiś Kise, który ma fanki, i który „chuj wie” czy chciałby z tobą pograć w kosza?- Ryouta upił łyk kawy, sprytnie ukrywając przy tym uśmieszek.
- M-może?- Daiki unikał jego spojrzenia.- Co ty tu robisz?- Spróbował niezbyt zgrabnie zmienić temat.
- Mam przerwę na lunch.
- To wiem, ale co robisz TUTAJ? Gdzie twoje fanki?- Aomine rozejrzał się wokół.
- Zaczepiły mnie na korytarzu, ale udało mi się jakoś ewakuować – odparł Kise i westchnął przeciągle.- Ręka mnie boli od tych autografów… Myślałem, że dałem już po jednym każdej dziewczynie na tej uczelni, ale wciąż przychodzą po nowe…
- Ciężkie życie modela, co?- prychnął Aomine nie bez odrobiny zazdrości. Sam chciałby mieć takie powodzenie; wtedy z łatwością wyrywałby cycate panienki. Dziwne, ze Kise tego nie robił.- Nie idziesz na lunch?
- Kupiłem sobie bułkę w automacie.- Ryouta uśmiechnął się krzywo.- I tak nie dotarłbym do bufetu, dziewczyny za dobrze wiedzą, którędy chodzę… Z Kurokocchim by mi się udało, ale zniknął zaraz po tym, jak one się zjawiły i mnie otoczyły. Sam nie umiem znikać tak jak on, więc...- Ryouta znów westchnął.- Cóż – zakończył zdanie, uśmiechając się do Daikiego znacząco.
- Stary, przynieść ci jakiś obiad?- spytał Aomine, czując ogrom współczucia dla tego człowieka.
- N-nie jestem psem, żeby mnie dokarmiać na dworze! Bułka mi starczy, zjem coś w domu!
- No dobra.- Daiki wsunął dłonie do kieszeni dresów.- Jak… twój nastrój do rozmów ze mną?
- Eh?- Kise spojrzał na niego, rumieniąc się lekko.- N-normalnie… To nie tak, że zamierzam cię specjalnie unikać, czy coś. Możemy normalnie gadać, po prostu… po prostu jestem ostrożny.
- Aaa, rozumiem.- Aomine podrapał się po głowie.- Da się też być ostrożnym jeśli zagramy?
Kise przez chwilę milczał, jakby się zastanawiał.
- Chcesz zagrać one on one?- mruknął w końcu.
- Zostało jakieś czterdzieści minut przerwy – stwierdził Aomine.- Można by wykorzystać ten czas.
Ryouta znów milczał przez dłuższą chwilę. Przeczesał dłonią włosy, odsłaniając kolczyk w lewym uchu. W sumie, w takiej pozie wyglądał całkiem cool – opierając się o słup ze skrzyżowanymi nogami i jedną ręką w kieszeni spodni.
- No dobra – powiedział w końcu.- Zagrajmy.
Aomine udawał, że jego serce wcale nie oszalało z radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz