[Do Ciebie] Rozdział trzynasty

 

Aomine Daiki nie był zadowolony z wyniku tego meczu.

Sto dwadzieścia osiem punktów do dziewięćdziesięciu czterech – wygrana dla ich drużyny, rzecz jasna. Problem w tym, że z tych stu dwudziestu ośmiu punktów owszem, siedemdziesiąt było jego, i to równe siedemdziesiąt, ale nie zdobył ich z rzędu, bo przeszkadzali mu w tym Kagami, Midorima oraz Takao, którzy wręcz uwzięli się na nim i nie przekazywali mu żadnych piłek przez cały mecz. Każdą piłkę Aomine zdobywał tylko i wyłącznie dzięki swoim ultra szybkim przechwytom, które mógł stosować jedynie na przeciwnikach, bo gdyby zastosował coś takiego na koledze z własnej drużyny, trener Nijimura z całą pewnością wyrzuciłby go na zbity pysk.

Czekał ich jeszcze jeden mecz, ale teraz mieli godzinną przerwę. Aomine wyszedł z szatni i ruszył korytarzem w kierunku toalet, wsuwając dłonie do kieszeni swoich białych dresów. Był poirytowany. Przecież obiecał, że zdobędzie siedemdziesiąt punktów Z RZĘDU, a nie w ciągu całego meczu! W dodatku chłopacy świetnie się bawili i ciągle przybijali sobie piątki, kiedy zdobywali jakieś punkty. Raz nawet Kagami i Midorima to zrobili!

Daiki do teraz nie mógł uwierzyć w okrutną zdradę swojego najlepszego przyjaciela.

- Aominecchi~

Aomine drgnął, słysząc znajomy głos (choć bardziej poznając go po tym głupim zdrobnieniu -cchi). Uniósł głowę i przed sobą zobaczył Kise Ryoutę, opierającego się o ścianę i machającego ku niemu.

- Yo!

- Hej...- Daiki podszedł do niego i stanął obok. Podrapał się po głowie, unikając jego wzroku.- Oglądałeś cały mecz?

- Oczywiście.

- Ehh…

- Hm? Coś nie tak? Wygraliście!

- No ta, ale...- Aomine zerknął na niego szybko.- Miałem zdobyć te punkty…

- Aaa, no tak!

- Chłopaki mi przeszkadzali, więc nie będziemy tego tym razem liczyć, co?- zaproponował w emocjach.- Następnym razem udowodnię ci, że potrafię…!

- Spokojnie, Aominecchi, wierzę ci na słowo, że potrafisz.- Kise zaśmiał się, trochę speszony.- Nie przejmuj się, i tak grałeś zajebiście! Wasi przeciwnicy wyraźnie się ciebie bali!

- Zdobyłem siedemdziesiąt punktów – oznajmił Daiki.

- Wiem.- Kise uśmiechnął się do niego.- Liczyłem!

- Och… No i co myślisz o mojej grze?

- Byłeś zajebisty!- Ryouta posłał mu uśmiech tak promienny, że Aomine odruchowo zmrużył oczy.- Chociaż… czasem rzeczywiście robiłeś coś po swojemu. Widziałem jak w przerwie Nijimura-sensei kopnął cię z tyłek…

- Wcale nie bolało!

- Chyba nieźle na ciebie nakrzyczał, co?- Kise zmarszczył lekko brwi.- Tamto zagranie z tym wysokim rudzielcem było naprawdę ryzykowne, Aominecchi… Cudem udało ci się wykonać tamten wsad, wiesz o tym?

- Jakim tam cudem, wszystko było zaplanowane!- Daiki wyprostował się dumnie.

- No, ale to chyba niewielka różnica, nie?- Kise znów się uśmiechnął.- Nie ma znaczenia jak wykonujesz swoje wsady, dopóki wchodzą.

- Co racja, to racja.- Aomine pokiwał głową, po czym spojrzał na blondyna, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.- A jak ogólne wrażenia? Mam na myśli cały nasz mecz.

- Jesteście bardzo zgraną drużyną – stwierdził Ryouta.- Chociaż odniosłem wrażenie, jakby Kagami za nic nie chciał ci oddać piłki…

- Taa, nie zwracaj na to uwagi...- Aomine odchrząknął głośno.- Jak idzie mi lepiej niż jemu, to robi się zazdrosny i nie chce ze mną współpracować.

- Ten w zielonych włosach chyba też był zazdrosny, co?

- Ten to już w ogóle jest zazdrosny o moją pozycję w drużynie.

- I ten w czarnych włosach, z taką zabawną grzywką?

- N-no…

- I ten brunet w kitce?

- Yy…

- I ten taki blondyn niższy, co tak szybko biegał, i co zabrał ci piłkę dosłownie sprzed nosa?

- Ehm…

- I jeszcze-

- Dobra, starczy tego wyliczania, po prostu dzisiaj każdy próbował zdobyć jak najwięcej punktów na swoje konto, okej?!

- O-okej?- Kise drgnął nerwowo.- W… w każdym razie, naprawdę podobała mi się wasza gra! Wiedziałem, że jesteście dobrzy. Tak jak ci chyba kiedyś wspominałem, parę razy z Kurokocchim byliśmy na waszym meczu, chociaż nigdy nie miałem okazji się dokładnie mu przyglądać, bo fanki często mnie otaczają i proszą o autografy… Ale dzisiaj wyjątkowo miałem spokój i mogłem się skupić na grze! To było takie super!- podekscytował się Kise.- Już od samego początku, kiedy ten w zielonych włosach wyskoczył wysoko i piłka poleciała prosto do ciebie, i zacząłeś wtedy dryblować i biec tak szybko, Aominecchi! Nikt nie mógł za tobą nadążyć, a ty po prostu wyskoczyłeś tak nagle i poleciałeś, i to wyglądało niesamowicie, i zrobiłeś wtedy ten wsad! Pierwsze punkty zaledwie po paru sekundach gry, to było takie ekscytujące!- Daiki zarumienił się leciutko.- O, albo potem, kiedy ten rudzielec cię zablokował! Nie wiem, jak ty to zrobiłeś, że udało ci się go wyminąć, ale to było niesamowite! W jednej chwili wyglądaliście jak w jakimś starciu tytanów, a zaraz potem widziałem już tylko ciebie, jak biegniesz za numerem szóstym i wytrącasz mu piłkę z ręki a potem obracasz się i kozłujesz jak szalony! To było takie super!- Aomine zarumienił się jeszcze troszkę bardziej.- Twoje rzuty za trzy też były ekstra! Ależ mi serce biło z nerwów, kiedy ogłosili faul i dostaliście dwa rzuty wolne! Trochę się do nich wyrwałeś i bałem się, że Nijimura-sensei znowu cię kopnie, ale wyglądałeś tak super, kiedy stałeś taki skupiony i potem rzucałeś raz, i potem drugi! To było wow!- Aomine był już cały czerwony na twarzy i uszach. Czy Kise w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, że zamiast opisywać sukcesy drużyny, opisuje tylko i wyłącznie grę Daikiego?- I jeszcze pod koniec meczu, kiedy oni już prawie mieli zdobyć punkt, kiedy pod koszem nie było nikogo i jeden z nich miał rzucić, ty nagle wyrosłeś przed nim i zablokowałeś jego rzut i… i dzięki tobie… nie zdobyli...- Wyglądało na to, że owszem, Kise zdawał sobie z tego sprawę, ale dopiero teraz zaczęło to do niego docierać.

Aomine nie wiedział, co powiedzieć. Przełknął nerwowo ślinę i udał, że wyciera sobie usta wierzchem dłoni. Ryouta był taki podekscytowany i opisywał go z takim podnieceniem, jakby uważał go za jakiegoś boga. Daiki czuł się bardzo mile połechtany i aż się zawstydził, co nie zdarzało mu się wcale często.

Kise teraz jednak umilkł, sam czerwony na twarzy. Spuścił głowę z nerwowym śmiechem. Obaj stali naprzeciw siebie w ciszy, nie wiedząc, jak ją teraz przerwać. Daikiemu nadal chciało się siku, ale nie wyobrażał sobie, aby w takiej sytuacji, po tylu komplementach, po prostu iść się wysikać.

- Dzię- - zaczął w końcu ciemnoskóry.

- Aominecchi, lubię cię!- przerwał mu Kise dość ostro, zaciskając przy tym pięści.

- Eh?- Daiki spojrzał na niego zdumiony. Zamrugał kilka razy.- Ale… że…?

- Podobasz mi się – powiedział Ryouta tym razem cicho, chociaż na korytarzu nie było nikogo prócz nich.

Aomine zmarszczył lekko brwi, próbując spojrzeć na twarz Kise, ale blondyn spuścił głowę na dół i wpatrywał się uparcie w swoje buty. Dłonie nadal miał zaciśnięte.

Czy on powiedział, że… Daiki mu się podoba? Ale że… ale że fizycznie? Czy psychicznie? A może chodziło mu, że podoba mu się to, jak gra w koszykówkę?

Ale chwila, wspomniał też coś o lubieniu go… W sensie, jak kumpla? Czy może…? Ale…

- Podobasz mi się – wyszeptał znowu Ryouta. Ton jego głosu wydawał się jakby zrezygnowany, ale nie było w nim słychać wahania czy niepewności.- Jesteś zajebisty, Aominecchi. Uwielbiam patrzeć na ciebie, kiedy grasz w kosza. Uwielbiam twoje ruchy, gdy biegasz, kozłujesz, robisz wsady czy gdy rzucasz do kosza z każdej cholernej pozycji, nawet najbardziej niemożliwej… Uwielbiam to, jaki jesteś skupiony podczas meczu, jaki poważny, jaki dojrzały się wtedy wydajesz, gdy jednocześnie widać po tobie, jak cieszysz się grą. Podoba mi się twoja ciemna karnacja, i twoje wąskie oczy i twoje włosy i-i głos, rany, twój głos...- Kise westchnął ciężko, kryjąc twarz w dłoniach i lekko potrząsając głową.- Och, Aominecchi, nie powinieneś do mnie tak mówić…

- Yyy.- Aomine drgnął.- T-tak, to znaczy jak?

- Przestań!

- Ale co?- Nie rozumiał Daiki, spanikowany.

- Przestań mówić tym głosem!

- Ale jakim?!

- No takim!

- Jak teraz?

- Tak, jak teraz!

- Ale ja mam taki naturalnie! To co, mam się wcale nie odzywać?!

- Tak, do cholery, nie odzywaj się, Aominecchi!- wkurzył się Kise.

Daiki przełknął ciężko ślinę. Ryouta wpatrywał się w niego ze złością, ale widać było w jego oczach, że stopniowo mięknie, widząc niepewność w granatowym spojrzeniu Aomine. Nie chciał go przestraszyć ani zniechęcić swoim zachowaniem!

- Przepraszam – powiedział Kise, znów odwracając od niego wzrok.- Poniosło mnie…

- Mhm…

- Możesz mówić, Aominecchi – westchnął Ryouta, przecierając dłonią twarz.

- Na pewno?- wymamrotał tamten.

- Na pewno.- Kise wzruszył ramionami.- To, co próbuję ci tak nieudolnie powiedzieć, to że… zakochałem się w tobie, Aominecchi.- Ciemnoskóry poczuł, jak serce w jego piersi zaczyna szybciej i mocniej bić.- I nie umiem inaczej. Po prostu… z każdym kolejnym dniem, gdy się z tobą widzę, gdy z tobą rozmawiam, gdy o tobie myślę… ciągle przypominam sobie, że poznałem cię w zupełnie innym celu. I fajnie jest być twoim kumplem, i naprawdę nie gniewam się już na ciebie za to, że tak późno poinformowałeś mnie o tym, że gustujesz tylko w dziewczynach...- Kise skulił się w sobie. Westchnął, rozprostował kręgosłup.- Ale to nie tego chciałem, Aominecchi. Dałem ci lajka na tinderze, bo mi się spodobałeś. Spotkałem się z tobą, bo chciałem się z tobą umówić. Polubiłem cię, więc zapragnąłem czegoś więcej i… teraz jestem skończony – mruknął niemrawo.- Ja jestem gejem, Aominecchi… I nie mogę na ciebie patrzeć inaczej niż na kogoś, w kim jestem zakochany.- Ryouta w końcu odważył się spojrzeć prosto w jego granatowe oczy. Zobaczył w nich zaskoczenie i niepewność.- Przepraszam…

- Za co?- Daiki potrząsnął głową, wyrywając się z tego dziwnego stanu.

- Za to, że słuchasz takich rzeczy od drugiego faceta. I za to, że… chociaż byłeś dla mnie naprawdę miły, i jestem taki szczęśliwy, że chciałeś się ze mną przyjaźnić mimo całej tej śmiesznej sytuacji, która wynikła… to ja jednak muszę sobie odpuścić.

- Co to znaczy, że „musisz sobie odpuścić”?- Nie rozumiał Aomine.

- Jeśli dalej będę się z tobą zadawał, będzie tylko gorzej – wyjaśnił Kise.- Ty tego nie zrozumiesz, Aominecchi, bo jesteś hetero, ale… ale ty mi się naprawdę podobasz. Pewnie myślisz sobie, że to nic poważnego, ale ja jestem gejem – podkreślił to słowo, dotykając dłonią swojej klatki piersiowej.- To, że jesteś taki wysoki, że jesteś szczupły, umięśniony, wysportowany, to że masz taką ciemną karnację i duże dłonie… to wszystko mnie kręci. Tak, jak ciebie mogą kręcić cycki albo cipki. Czasem przyłapuję się na myśli, że chciałbym cię objąć, przytulić, pocałować, pójść z tobą do łóżka.- Na te słowa Aomine zarumienił się mocno i uciekł spojrzeniem na bok.- Tak, Aominecchi, właśnie tak: pójść z tobą do łóżka. Poznałem cię na tinderze i chociaż wiem już od dłuższego czasu, że wolisz laski, to tamta nadzieja, która siedziała we mnie w tamtym czasie, ta nadzieja, że poznam na tinderze fajnego chłopaka, z którym się zwiążę na dłużej… ona we mnie pozostała. I chociaż bardzo cię lubię też jako kolegę, chociaż świetnie mi się z tobą gra w kosza i w ogóle lubię z tobą spędzać czas też po koleżeńsku, to znam siebie i wiem, że jeśli już stwierdzam ze stuprocentową pewnością, że zakochałem się w jakimś kolesiu, to nie zaznam spokoju, dopóki nie będzie mój.- Kise, z racji swojego długiego monologu, musiał zrobić sobie przerwę na oddech. Po chwili spuścił wzrok i zagryzł lekko wargę.- A ty nie będziesz mój, Aominecchi – wyszeptał.

Między nimi zapadła kolejna długa cisza. Daiki wpatrywał się w Kise, nie wiedząc co powiedzieć. To wszystko, co usłyszał, było dla niego po prostu zbyt abstrakcyjne. Ryouta się w nim zakochał? Chłopak się w nim zakochał? W dodatku opisywał to tak, jakby naprawdę zabujał się po same uszy, jakby blondyn świata poza nim nie widział (co można było zresztą stwierdzić na przykład po tym, że obserwował tylko grę Aomine, a nie reszty jego drużyny).

Czuł się naprawdę dziwnie. Nigdy nie sądził, że usłyszy takie słowa z ust chłopaka, ba – w jego wyobrażeniach nawet cycata Mai-chan jedyne co mówiła to „jesteś niesamowity w grze w koszykówkę, Daiki, a także w łóżku~!” (tak to sobie właśnie wyobrażał). Tymczasem nie dość, że Kise powiedział dużo więcej, to na dodatek długo więcej.

Jego serce biło mocno, czuł się zestresowany. To był przecież ważny moment, nie? Taki jak w anime i na filmach – ktoś komuś wyznaje uczucia, a ta druga osoba musi odpowiedzieć.

Ale co on mógł odpowiedzieć? Że dziękuje za jego wyznanie? Że nie może teraz podjąć decyzji? Ale jaką niby miał podjąć decyzję, przecież Kise był chłopakiem, on też! W dodatku takim, co wolał dziewczyny. Ilekroć porównywał penisa do cycków, to zawsze wybierał cycki, więc na pewno nie był gejem.

Tylko że… czy Kise właśnie nie dał mu do zrozumienia, że on nawet nie oczekuje od niego odpowiedzi? Że po prostu zna ją z góry, i że chce zakończyć tę znajomość, ponieważ Aomine nigdy go nie pokocha i nigdy nie zostanie „jego” chłopakiem? Czy to, co na koniec powiedział Ryouta nie było przypadkiem…

Pożegnaniem?

- Jeszcze raz przepraszam – powiedział Kise, unosząc nieco głowę i zerkając na Aomine.- Chciałem dokładnie ci to opisać, żebyś wiedział chociaż mniej więcej, jak sytuacja wygląda z mojej strony. Mam nadzieję, że coś tam zrozumiałeś. Hehe...- Blondyn uśmiechnął się słabo.- Pójdę już – wyszeptał.- Dziękuję, Aominecchi. Naprawdę fajnie się z tobą bawiłem.

Daiki widział, jak Ryouta odwraca się jakby w zwolnionym tempie. Nie widział jego twarzy, gdyż zakryły ją złote włosy, nie mógł więc dostrzec wyrazu, który się na niej malował. On sam nadal był zszokowany, a jego zdumienie rosło z każdym kolejnym powolnym krokiem Kise, które ten kierował ku wyjściu.

Gdzie on idzie? Naprawdę zamierza zerwać kontakt z Aomine, ponieważ jest w nim zakochany? Czy miłość aż tak bardzo może przeszkadzać w relacji, jeśli druga strona nie odwzajemnia uczuć? Czy naprawdę nie można kumplować się, gdy jedno jest w drugim zakochane? Daiki nie rozumiał tego, dla niego nie było w tym nic złego. Wydawało mu się, że ich relacja jest w porządku, że nic nie trzeba zmieniać – nawet po tym, co właśnie powiedział mu Kise.

Więc dokąd on idzie? Dlaczego jest taki smutny? Dlaczego nie chce już z nim rozmawiać? Po tych wszystkich komplementach, po tym całym opisie tego, co do niego czuł, jak mógł odwracać się od niego, jakby był posągiem, którego wnętrza nie da się poruszyć?

Aomine nie rozumiał.

Nie rozumiał.

Nie potrafił pojąć, dlaczego jego ręka uniosła się, a dłoń chwyciła nadgarstek Kise. Nie potrafił pojąć, dlaczego pociągnął go do siebie, a gdy cała sylwetka zaskoczonego Ryouty obróciła się ku niemu, Daiki pchnął ją na ścianę. Nie rozumiał, dlaczego jego własna noga zablokowała nogi Kise, dlaczego on sam pochylił się nad nim i dlaczego jego usta z taką żarliwością odnalazły jego.

To nie był ani pierwszy pocałunek, ani ich masowa produkcja.

To była czysta namiętność.

Daiki całował Kise jakby blondyn był… koszykówką. Jego koszykówką, jego ukochanym sportem. Uniósł dłonie, położył je na bladych policzkach Ryouty i całował jego usta z pasją, czując jak serce łomocze mu w piersi, jak przez całe ciało przepływa dziwny prąd, który pobudzał krew płynącą w jego żyłach. Czuł na wargach ich zmieszane ze sobą śliny i podniecało go to. Ta ciepła wilgoć, to uczucie lekkiego chłodu na wargach, gdy na ułamek sekundy odrywał się od jego ust po to tylko, by zmienić kąt pocałunku. Jego język wsuwał się do ust Kise, szukał zachłannie jego języka.

- Mm...- Kise westchnął w jego usta, swoje dłonie położył na dłoniach Aomine, jakby chciał przycisnąć je do swych policzków.- Ao…!- Daiki nie dopuszczał go do słowa. Zatracił się kompletnie.- Mm!- Kise zacisnął dłonie na jego nadgarstkach i w końcu oderwał je od swojej twarzy.- Przestań, błagam!

Aomine jakby wybudził się ze snu. Otworzył oczy i spojrzał na Kise.

On płakał.

Łzy pojawiły się w jego pięknych złotych oczach i spłynęły po ogrzanych dłońmi Daikiego policzkach. Ryouta pociągnął nosem, załkał bezradnie.

- Przecież ja tego chcę, Aominecchi...- wychlipał.- Tak bardzo pragnę, żebyś mnie całował, żebyś mnie dotykał i tulił… Myślałem, że dobrze ci to wytłumaczyłem, więc dlaczego…? Dlaczego dajesz mi nadzieję, Aominecchi?

Daiki nie wiedział, co odpowiedzieć. Kise trzymał go za nadgarstki, ale niezbyt mocno. Uniósł więc ponownie dłonie do jego twarzy i delikatnie wytarł kciukami łzy. Były takie ciepłe w dotyku, a może to policzki tak je ogrzały? Nie wiedział, ale…

Ale pochylił się i scałował je wszystkie. A ponieważ zdążył je rozmazać kciukami, ostatecznie obcałował wręcz całe lico Ryouty.

- Aominecchi...- westchnął z wyrzutem Kise, nie powstrzymując go jednak.- To… eh… takie kochane…

Daiki odsunął się i obejrzał jego twarz. Ryouta patrzył na niego z żalem, jego oczy nadal błyszczały łzami.

- No, tak lepiej – mruknął Aomine.

- Ach...- Kise drgnął.

- Hm?- Daiki zaczął się nad nim pochylać, przymykając powoli oczy.- Ah, mój głos, tak? Dobrze, już się zamykam.

Pocałował go.

Tym razem Kise nie próbował go powstrzymać. Zupełnie jakby obaj trafili do zupełnie innego świata, w którym nie liczył się nikt, oprócz ich dwójki – Aomine przesunął dłonie niżej, trzymając je teraz na szyi i szczęce Ryouty, blondyn natomiast położył ręce na talii ciemnoskórego.

Ich pocałunki był czułe, ale niepozbawione pasji. Powolne, ale jednocześnie dynamiczne. Gdyby miały dźwięk, brzmiałyby jak pewnego rodzaju zgoda, którą zdawali się zawrzeć między sobą – jak pozwolenie, jak odpowiedź na pytanie, którego nikt nie zadał.

Aomine był naprawdę urzeczony. Usta Kise nie były twarde ani miękkie, za to smakowały jak truskawki… Czyżby jakiś cukierek? A może guma truskawkowa? Zastanawiał się nad tym, coraz intensywniej badając językiem wnętrze ust Kise, próbując odgadnąć, skąd pochodzi ten znajomy smak…

Ciemnoskóry kompletnie stracił poczucie czasu. Czy pora już na drugi mecz? Jego drużyna chyba zaczeka, aż skończy całować się z Kise, prawda? Chyba wiedzą, że Ryouta jeszcze trochę łka, i Daiki musi dołożyć starań, by go uspokoić? Musi pozbyć się tych łez, musi wycałować je i nie dopuścić, by spłynęły następne.

Te słone łzy i słodkie usta były wszystkim, na czym pragnął się skupić.

- EKHEM!

- AAAA!!- wrzasnął Aomine, odrywając się od Kise.

- AAAA!!- wrzasnął Kise, przylegając mocno do ściany.

Obaj chłopcy z przerażeniem rozejrzeli się wokół, szukając źródła dźwięku, który usłyszeli. Ktoś ich widział! Ktoś ich zdecydowanie widział! Dwóch prawie dorosłych facetów, studentów, śliniących się sobie wzajemnie do ust na środku korytarza w czasie przerwy w meczu!

Przecież to znaczy, że oni obaj będą skończeni!

- Przepraszam – wychrypiał Kuroko Tetsuya, trzymając się za gardło i krzywiąc nieznacznie.- Chrząkałem jakieś piętnaście razy, ale tak się do siebie przyssaliście, że nie było mnie słuchać.

- KUROKOCCHI?!- wykrzyknął zszokowany Kise. Jego najlepszy przyjaciel stał tuż obok nich, jak zawsze z twarzą bez konkretnego wyrazu.

- Tak, Kurokocchi – potwierdził ochryple błękitnowłosy.- A teraz czy możecie, proszę, zwolnić drzwi do toalety? Naprawdę muszę z niej skorzystać.

- Eh?- Kise i Aomine spojrzeli na miejsce, do którego Daiki nie tak dawno wściekle przyparł Ryoutę.

Tak. To rzeczywiście były drzwi do toalety.

- U-ups...- Ryouta uśmiechnął się nerwowo, patrząc jak Kuroko znika za drzwiami.- Ehm…

- K-kurde…- Aomine rozejrzał się pospiesznie wokół, sprawdzając, czy oprócz Kuroko nie było tu może jeszcze całej jego drużyny i połowy widzów.- M-musimy być ostrożniejsi…

- To ty się na mnie rzuciłeś!- Kise zarumienił się intensywnie, wycierając opuchnięte od całowania wargi wierzchem dłoni.

- C-?! K-kusiłeś mnie!

- Kusiłem?- Ryouta spojrzał na niego, zszokowany.

- Zagroziłeś, że sobie pójdziesz!- Aomine wycelował w niego palcem.

- Ale ja…

- I że zerwiesz ze mną kontakt!

- No bo…

- Tak się nie robi!

- Jakbym wiedział, że to się tak skończy...- Kise urwał i zamyślił się na moment.- N-no jakbym wiedział, to w sumie nie zrobiłbym inaczej…

Między chłopcami zapadła cisza; obaj łapali oddech i uspokajali się. Aomine całą siłą woli skupiał się nad tym, by prądy w jego ciele przestały kierować się do krocza. Brał głębokie wdechy i powoli wypuszczał powietrze nosem.

Spojrzał na Kise, ciekaw jak on radzi sobie z sytuacją.

Ryouta, czerwony na twarzy po same uszy, wpatrywał się w jego krocze.

- Nie gap się tak!- Aomine poczerwieniał.

- Kiedy mnie jest tak miło!- wykrzyknął Ryouta.

- Z-zamknij się!- Daiki odwrócił się do niego dupą.- Zaraz mam drugi mecz, nie mogę tak iść!

- T-to ja...- Kise rozejrzał się w panice.- C-co mam robić? Przepraszam!

- Cicho, muszę się skupić!

Kise zamilkł.

Kilka minut później z toalety wyszedł Kuroko. Aomine już się uspokoił i teraz dumnie prężył się na korytarzu. Kiedy Tetsuya stanął przed nimi i popatrzył na nich, Daiki zmierzył go groźnym spojrzeniem.

- Nikomu ani słowa, Kuroko – zagroził bardzo głębokim tonem. Nie zauważył, że Kise cały zadrżał, słysząc go.

- Och, Aomine-kun.- Tetsuya skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wymownie spojrzał na jego krocze.- Widzę, że z tym też sobie poradziłeś.

- C…?!

Więc widział!

- Spokojnie, nie sprzedam was – powiedział Kuroko.

- Dziękujemy, Kurokocchi – wymamrotał Kise z nerwowym uśmiechem. Czuł się bardzo dziwnie, przyłapany na całowaniu z chłopakiem. Nawet jeśli Tetsuya wiedział, że Ryouta był gejem, to przecież nigdy nie widział go w czasie takich akcji!

- N-no.- Aomine odchrząknął.

- Ale następnym razem powinniście…

- Wiemy, co mamy robić!- zirytował się Daiki.

- Na pewno?- Kuroko spojrzał na niego spokojnie.- Bo wasz mecz zaczął się parę minut temu…

Aomine już nie było.

- Naprawdę?- Kise spojrzał ze zdumieniem na przyjaciela.- Myślałem, że jeszcze piętnaście minut…

- Kłamałem.- Tetsuya ze stoickim spokojem odwrócił się i ruszył korytarzem.- Ale sam widzisz, jak na niego działasz.

- K-Ku-Kurok-kocchi!

- Chodźmy, Kise-kun, zanim się zorientuje i wróci, żeby pokrzyczeć.

Kise westchnął ciężko, ale posłusznie udał się za swoim przyjacielem. W zasadzie nie wiedział, co będzie dalej, nie po tym, co stało się między nim a Aomine (a było to coś, o wow, niesamowitego!).

Miał tylko nadzieję, że…

… No właśnie. Co tu mówić więcej?

Miał nadzieję.

Po prostu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń