[FIL] Rozdział 11

  Około siedemnastej trzydzieści Benjamin, kierując się wskazówkami O'Neilla, dojechał do przystanka w okolicach jego mieszkania, gdzie mieli się spotkać. Collins trochę się denerwował, bo nie do końca wiedział, jak powinien zachowywać się teraz przy Jaydenie. Od ich „randki” w London Eye minęły trzy tygodnie i od tamtego czasu już parę razy spotkali się na mieście lub w mieszkaniu Benjamina, tym razem pod nieobecność jego rodziców.

Za każdym razem znajdowali okazję, by się pocałować. Do tej pory jednak nie robili niczego więcej.

Jayden czekał na niego na przystanku. Tego dnia było bardzo zimno na dworze i śnieg sypał do tego stopnia, że Collins na czapkę narzucił jeszcze kaptur kurtki, a pod spodem miał gruby wełniany sweter. O'Neill również ciepło się ubrał, wobec czego ich spotkanie wyglądało jak spotkanie dwóch Eskimosów.

- Siemka – rzucił Jayden zza grubego szala, który wyjątkowo założył.

- Siema – odparł Benjamin, również zza szala.

- Mam nadzieję, że nie zmarzłeś za bardzo w tych autobusach – powiedział.

- Nie mogę powiedzieć, że czuję palce u stóp, ale chyba będzie się dało jeszcze je uratować – stwierdził ze śmiechem Collins.

O'Neill również się roześmiał. Poprowadził Benjamina ulicą Strand, przy okazji pokazując mu teatr Charcoalblue, a następnie ulicą Surrey, gdzie tuż na brzegu znajdował się sklep King's College London oraz blok, czy może raczej kamienica, w której mieszkał O'Neill.

Benjamin z zainteresowaniem przyglądał się budynkowi. Jak wspominał mu kiedyś chłopak, był on wybudowany w barokowym stylu, całkowicie szary i nieco wyblakły, z wysokimi oknami mieszkalnymi, prezentujący się trochę gorzej niż schludny blok, w którym mieszkał Collins. Kiedy weszli do środka, sytuacja prezentowała się podobnie, aczkolwiek wnętrze wcale nie sprawiało wrażenia zaniedbanego, raczej po prostu wiekowego. Nie było tu windy, jedynie drewniane, trochę skrzypiące schody z rzeźbioną ładnie poręczą. Benjamin nie miał okazji zobaczyć wszystkich pięter, ale kiedy wspięli się na pierwsze, znaleźli się w czymś w rodzaju przedsionka, a z niego udali się na prawo, gdzie mieścił się wąski korytarzyk, na którym po obu stronach jedna para drzwi prowadziła do jednego mieszkania. Jayden wyjął z kieszeni kurtki pęk kluczy i zaczął otwierać te po prawej stronie. Collins tymczasem grzecznie stał z boku, nieco podenerwowany.

Nagle drzwi z naprzeciwka otworzyły się i z mieszkania wyszła jakaś dziewczyna. Benjamin odsunął się pod ścianę, obawiając się, iż w wąskim korytarzu zajmuje trochę zbyt dużo miejsca.

Dziewczyna tymczasem zamknęła na klucz drzwi swojego mieszkania i zerknęła na Jaydena przez ramię.

- Hej, fiucie – rzuciła.

- Hej, cipo – odparł O'Neill, spoglądając na nią. Wrócił spojrzeniem do swoich drzwi, już zamierzając je otworzyć, jednak znów odwrócił się do dziewczyny, marszcząc brwi i mierząc ją spojrzeniem.- Nie mów mi, że idziesz biegać.

Dziewczyna, która właśnie zamierzała odejść, zatrzymała się w półkroku i odwróciła do nich. Benjamin przyjrzał jej się dyskretnie. To musiała być ta „przyszywana siostra Zacka”, o której kiedyś wspominał mu Jayden. Oczywiście, podobieństwa nie było żadnego: dziewczyna była ładna, miała jasną cerę, piwne oczy i długie brązowe włosy, teraz uwięzione pod czapką w kształcie głowy pandy (miała nawet małe uszka).

- A co, chcesz iść ze mną?- spytała.

- Zwariowałaś?- prychnął O'Neill, po czym wskazał dłonią Benjamina.- Mam gościa, jakbyś nie zauważyła.

- Cześć.- Benjamin uśmiechnął się nieco nerwowo, po czym wyciągnął do niej rękę.- Ehm, Benjamin Collins.

Widział, że wcześniej, kiedy dziewczyna witała się z Jaydenem, zerknęła na niego obojętnie, teraz jednak przyjrzała mu się dłuższą chwilę. Na jej twarzy powoli wykwitł uśmiech, i kiedy Benjamin już miał, zażenowany, opuścić dłoń, dziewczyna wyciągnęła swoją i uścisnęła jego.

- Hej – powiedziała, znów mu się przyglądając.- Sonia Willson, miło mi.

Jayden zmarszczył gniewnie brwi, obrzucając dziewczynę podejrzliwym spojrzeniem i zerkając równie podejrzliwie na Benjamina. Ci jednak tego nie zauważyli.

- Jesteś przyjacielem Jaydena?- zagadnęła dziewczyna, uśmiechając się do niego sympatycznie.

- Tak – potwierdził, również się uśmiechając i kiwając głową.

- Ale chyba znacie się od niedawna?- zapytała, przestępując z nogi na nogę i wciąż, zdaniem O'Neilla, kretyńsko się uśmiechając.- Rzadko kiedy widzę go z innym facetem niż Zack.

- Znamy się w sumie od paru miesięcy – wyjaśnił Benjamin.- Ale z Zackiem przyjaźnię się od dzieciństwa, to właśnie u niego się poznaliśmy.

- Och, no proszę!- zawołała Sonia, mierząc Collinsa od góry do dołu i uśmiechając się stanowczo zbyt ładnie.- Przyjaźnię się z jego dziewczyną, więc może będziemy mieli okazję poznać się bliżej!

- Na pewno – bąknął nieco nerwowo Benjamin, uśmiechając się.

- Ekhem, nie miałaś gdzieś iść?- Jayden odezwał się, nim wgapiona w Benjamina niczym w obrazek Sonia zdążyła otworzyć usta. Spojrzała na niego, jakby dopiero teraz zauważyła, że stoi on obok Collinsa.

- Och, tak, skończył mi się cukier, a jestem w trakcie pieczenia babeczek – wyjaśniła, posyłając uśmiech Benjaminowi.- Muszę wyskoczyć do sklepu.

- Strasznie zimno na dworze – ostrzegł ją Collins. Jayden wbił w niego grobowe spojrzenie.

- To kawałek stąd, myślę, że dam radę – zaśmiała się podejrzanie perliście, rumieniąc lekko. Spojrzała na Jaydena, zagryzając lekko wargę.- A może ty masz cukier, Jayden? Nie musiałabym wtedy wy-

- Ach, dziś rano mi się skończył – skłamał gładko O'Neill, uśmiechając się do niej słodko. Prawdę mówiąc miał w domu całe trzy kilo, ale wolał wysłać Sonię na mróz.- Och, i jak przechodziliśmy obok spożywczaka po drugiej stronie Strand, to był zamknięty, więc lepiej idź do tego na Victoria Embankment – dorzucił na wszelki wypadek kolejne kłamstwo.

Jakże piękna zrobiła się jej twarz, kiedy mina jej zrzedła.

- Cholera, to daleko – mruknęła, krzywiąc się lekko.- No ale dzięki, że mi mówisz. To ten...- znów się uśmiechnęła, ale tylko do Benjamina.- Do zobaczenia!

- Do zobaczenia – odparł Benjamin.

- Papa~ - Jayden odmachał jej radośnie, życząc jej w myślach, by zamarzła gdzieś po drodze. Otworzył drzwi i machnął dłonią w kierunku wnętrza mieszkania, gestem tym zapraszając Benjamina do środka.

Collins posłał mu uśmiech, po czym przekroczył próg. O'Neill wpatrywał się uporczywie w jego twarz, chcąc zwrócić na siebie uwagę, ale niestety nic z tego. Wszedł więc za Benjaminem i z westchnieniem zamknął za nimi drzwi.

Na klucz.

Tak na wszelki wypadek.

- Czuj się jak u siebie – powiedział, ściągając buty.- Jak chcesz kapcie, to mogę ci jakieś znaleźć, ale ja zwykle chodzę po domu w skarpetkach albo boso.

- Mmm, nie kłopocz cię – zdecydował Benjamin, uśmiechając do niego. Dziwne, ale O'Neillowi jakoś nieszczególnie pasowało, że miał dobry humor. Ściągnął z siebie kurtkę i poczekał, aż Collins również się rozbierze.

Trochę było mu głupio, kiedy prowadził go do kuchni.

- Och – bąknął Benjamin, wgapiając się w zastawiony stół. Spojrzał powoli na Jaydena.- Zrobiłeś... kolację?

- Owszem – odparł wyzywającym tonem, unosząc podbródek.- A co, nie jesteś głodny? Czy może wolałbyś jakąś... babeczkę?- Jayden niemal wypluł to słowo, ale uśmiechnął się, by pokazać, że udaje, że żartuje.

Benjamin zaśmiał się, zażenowany, przecierając dłonią kark. Poprawił na sobie swój wełniany biały sweterek i podszedł do Jaydena.

- Ehm, to co upichciłeś?- zapytał, próbując zajrzeć do garnków.

- Jakimś tam specjalnym szefem kuchni nie jestem – zaczął z westchnieniem O'Neill, podnosząc pokrywki.- Mam nadzieję, że lubisz?

- Bardzo – zapewnił z uśmiechem Benjamin, gdyż w garnkach kryły się makaron oraz sos spaghetti, pachnący tak apetycznie, aż mu ślinka do ust naciekła.

- Jemy teraz, czy później?- zapytał O'Neill.

- Mam jeszcze obiad w brzuchu – zaśmiał się nieco zawstydzony Benjamin.

- W porządku, ja też nie jestem jeszcze głodny – odparł Jayden, z powrotem nakrywając garnki pokrywkami.- Zaparzę nam herbatę i pokażę ci resztę mieszkania. Możemy też coś obejrzeć.

- Okej – powiedział Benjamin, uśmiechając się i rozglądając po kuchni.

Była urządzona bardzo przytulnie, a choć ciasna, wcale nie sprawiała takiego wrażenia. Zastawiony stolik znajdował się pod lewą ścianą, połączony z trzema szafkami, w tym w balacie środkowej znajdował się zlew. Po prawej stronie znajdowały się lodówka, dwie kolejne szafki oraz kuchenka gazowa. To właśnie tam Jayden zaczął przygotowywać dla nich herbatę.

Kiedy zalał już wrzątkiem oba kubki, zaprowadził Benjamina do salonu, po drodze wskazując drzwi łazienki. Ta również była raczej ciasna, miała miejsce jedynie na prysznic, sedes, pralkę i umywalkę z lustrem, ale była czysta i zadbana, urządzona w barwach bieli i odcieniach błękitu. W ogóle całe mieszkanie było urządzone w jasnych kolorach, dzięki czemu wyglądało bardzo przytulnie i ciepło.

Salon był bardziej kolorowy. Na podłodze ułożone były płytki w kolorze kości słoniowej, ściany zaś pomalowano na jasno-oliwkowy. Mała sofa miała turkusowy kolor, zaś dywanik przed nią – zielony. Regały i szafki były białe, a zasłony w wysokim oknie brudnoróżowe. Z sufitu zwisały tuż obok siebie trzy nieduże lampy o różnej długości, lecz tym samym wzorze klosza, tyle że każdy miał inny kolor: biały, zielony i ciemnoróżowy. Aranżacja tego pomieszczenia wydawała się Benjaminowi bardzo interesująca.

- Zack twierdzi, że to babskie – powiedział Jayden, widząc, że Benjamin rozgląda się z uśmiechem na twarzy.- Właścicielka sama projektowała to mieszkanko.

- Pięknie tu – stwierdził szczerze Collins.- Naprawdę mi się podoba. Niby tak mało miejsca, a jednak niezwykle przytulnie.

Jayden uśmiechnął się na te słowa. Przełknął nieco nerwowo ślinę, prostując się. Odchrząknął dyskretnie i wskazał ruchem dłoni ostatnie drzwi.

- Jeszcze mój pokój – oznajmił, starając się, by jego głos brzmiał zupełnie neutralnie.

Chłopak poprowadził swojego chłopaka do swojego pokoju. Był on wyłożony panelami i pomalowany na biało, jednak ta ściana, gdzie znajdowały się drzwi, była grafitowa. Pomieszczenie było niewielkie, wobec czego znajdował się tu jedynie ciemnobrązowy narożnik z szafką nocną, szafa i mała komoda. Przed narożnikiem leżał mały zielony dywan, a kolejnym tego koloru dodatkiem były zasłony w oknie oraz poduszki. Jayden oczywiście wysprzątał swój pokój przed przybyciem gościa, wciskając wszystkie ciuchy i bieliznę do szafy.

- Przytulnie – stwierdził Benjamin, kiwając głową.- Ehm, nie masz kompa?

- Mam laptopa – odparł O'Neill, wskazując na leżący przy poduszkach na narożniku czarny przedmiot.- Dostałem go od rodziców Zacka na urodziny.

- On dostał taki sam – dodał za niego Benjamin, uśmiechając się. Wcisnął dłonie do kieszeni dżinsów, nie wiedząc, co jeszcze mógłby powiedzieć. Narożnik dziwnie przykuwał jego uwagę...

- Usiądź, pójdę po herbatę – powiedział Jayden, wskazując na ów narożnik, który jego także przyciągał.

Benjamin usiadł wygodnie, podczas gdy O'Neill wyszedł z pokoju, zostawiając drzwi uchylone. Collins miał ochotę sam sobie wymierzyć liścia, byle tylko przestać myśleć o tym, co będą robić w mieszkaniu O'Neilla, skoro mieszkał on zupełnie sam i nie było ryzyka, że niespodziewanie wrócą rodzice.

W jego wełnianym sweterku zaczęło mu być trochę za gorąco.

Wrócił Jayden. Położył ich kubki na szafce nocnej po stronie krótszej części narożnika. Wziął laptopa i usiał obok Benjamina, kładąc sobie sprzęt na kolanach. Kiedy odpalił ekran, z uśmiechem na ustach wszedł w jeden z folderów i przekręcił laptop tak, by Collins widział dokładnie ekran.

Benjamin zaśmiał się, kiedy zobaczył, iż cały folder wypełniony jest zdjęciami Jay'a – szczeniaka border collie, z którym tego dnia bawił się Jayden.

- Prawda, że uroczy?- O'Neill wyszczerzył zęby w uśmiechu, przełączając powoli kolejne zdjęcia.- Jak go pan Carthmore mi dzisiaj pokazał, myślałem, że na zawał zejdę. Od razu zapytałem go, czy mogę pójść z nim na spacer, a jego żona oznajmiła, że wzięli go tylko dlatego, że wiedzieli, że będą mogli na mnie liczyć pod tym względem. O, tutaj rozszarpał mi rękawiczkę!

- A kto robił zdjęcia?- zapytał Benjamin, gdyż na niektórych zdjęciach widać było całego Jaydena i Jay'a.

- Babeczka – mruknął O'Neill, krzywiąc się.

- Kto?- Collins uniósł brew.

- Sonia – burknął Jayden, wzruszając ramionami.- Wracała akurat od rodziców i spotkała nas w parku.

- Blisko jesteś z Sonią?- zapytał z uśmiechem Benjamin, po czym uniósł nieznacznie dłonie i dodał:- W sensie czy jesteście przyjaciółmi?

- Noo...- O'Neill rozważył to w myślach. Skrzywił się niechętnie.- Ta, jesteśmy. Właściwie to tak jakby dzięki niej znalazłem tu mieszkanie. Dwa lata temu, kiedy zacząłem się za czymś rozglądać, poprosiłem też o pomoc Zacka i Grace. Nie znałem wtedy Sonii, ale ona przyjaźniła się z Grace, no i jak Grace ją zapytała, czy nie wie może, gdzie można niedrogo wynająć mieszkanie, Sonia poleciła jej kamienicę Carthmore'ów. Wtedy Grace mi ją przedstawiła, a Sonia mnie tu przyprowadziła. Jedyne wolne mieszkanie było naprzeciwko jej mieszkania, więc siłą rzeczy się widywaliśmy. No wiesz, jak to z sąsiadami, plus później zaczęliśmy razem biegać, bo wiesz, dbam o swoją formę, a Sonia twierdzi, że jest gruba i chce schudnąć.

Benjamin wytrzeszczył oczy.

- Jest szczupła – powiedział.

- Nie przemówisz jej do rozumu – zapewnił go Jayden, po czym wbił w niego spojrzenie.- A dlaczego pytasz o moje relacje z nią?

- Tak tylko.- Collins wzruszył ramionami.- No co?- zapytał, widząc natarczywe spojrzenie O'Neilla.

- Ma chłopaka – skłamał O'Neill. Właściwie to nawet nie wiedział, czy tak było, ale dziewczyna miała na pewno kogoś na oku, od mniej więcej dwudziestu minut.

- Aha?- Benjamin zmarszczył brwi.- To fajnie?

- Ty też masz – dodał na wszelki wypadek Jayden, wracając spojrzeniem do zdjęć Jay'a.

- Mhmm – mruknął z uśmiechem Collins.- Chcesz, żebym ustawił sobie w telefonie przypomnienie o tym fakcie?

- A musisz?- O'Neill spojrzał na niego z uniesioną brwią, ale i uśmiechem.

- Coś mi się wydaje, że będziesz mi o tym skutecznie przypominał sam – odparł Benjamin.

- Cieszę się, że masz tego świadomość.- Jayden wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym przysunął się do Benjamina i pocałował go. Jeden raz, a po krótkiej chwili drugi. Następnie obrócił głowę w kierunku laptopa, opierając ją o ramię Collinsa. Rozsiadł się wygodnie, kładąc prawą dłoń na jego udzie i leniwie poruszając jej kciukiem.

Ten gest wywołał w chłopaku lawinę przeróżnych uczuć: szok, zdenerwowanie, dreszczyk podniecenia i niecierpliwości. Zagryzł mocno wargę, myśląc gorączkowo, co robić. Jeśli dotknie jego dłoni, O'Neill może pomyśleć, że próbuje go odepchnąć, czy coś. Pocałować go z kolei się nie dało, bo odwrócił głowę...

Ale było jedna rzecz, która idealnie nadawała się do takiej sytuacji – i Benjamin niezwłocznie przystąpił do działania, by nie wyjść na tego, który się z czymkolwiek waha.

Dlatego też najzwyczajniej w świecie objął Jaydena ramieniem.

Siedzieli w tej pozycji jeszcze długo, oglądając zdjęcia i komentując je. Jayden przy okazji znów próbował wyciągnąć od Collinsa, który Jay podoba mu się bardziej, ale Benjamin milczał jak zaklęty, uśmiechając się jedynie.

Wkrótce zdjęcia się skończyły i Jayden odłożył laptopa na bok. Ponieważ odsunął się wówczas od oparcia narożnika, ręka Collinsa zjechała automatycznie na talię chłopaka. O'Neill wychylił się ponad Benjaminem, odsuwając od nich laptopa, po czym spojrzał na niego z błyskiem w oku, uśmiechając się.

Oboje byli trochę skrępowani, patrząc sobie w milczeniu w oczy, ale tak to właśnie bywa w sytuacjach, kiedy jeden z drugim próbują ukryć swoje zamiary, udając niewiniątka.

W końcu Collins postanowił zrobić pierwszy krok. Nie było to nic szczególnego – po prostu pogładził dłonią plecy Jaydena, przesuwając spojrzeniem od jego oczu do ust i z powrotem. O'Neill po chwili wahania przysunął się do niego i pocałował go.

To było całkiem niezwykłe doznanie. Niby już całowali się tyle razy, a jednak każdy pocałunek zdawał się nieść ze sobą coś nowego, szczególnie ten. Ich usta łączyły się w czułych pocałunkach, w pokoju roznosił się charakterystyczny odgłos cichego mlaskania i ten szczególny dźwięk, którego nie da się nazwać, a który normalnie byłby całkiem zabawny.

Takie były ich pierwsze pocałunki. Obaj rozumieli, że mają mnóstwo czasu i z niczym nie muszę się spieszyć, wobec czego minęło dobrych kilka minut, nim w końcu Jayden postąpił krok dalej i wsunął swój język do ust Benjamina.

Collins bez sprzeciwu rozchylił wargi, wychodząc swym językiem na spotkanie języka O'Neilla. Kiedy się ze sobą zetknęły, Benjamin uniósł wolną dłoń, wsuwając ją we włosy Jaydena, a ten, ponieważ taka pozycja nie była do końca wygodna, oderwał się na moment od swojego chłopaka, po czym usiadł na nim okrakiem.

Uśmiechnęli się do siebie, kiedy O'Neill pochylił się nad nim z błyskiem w oczach i znów go pocałował, tym razem dłużej i odrobinę namiętniej. Pieszczota ta obu im się nad wyraz podobała i wkrótce obaj chłopcy zaczęli przez nią reagować, co lepiej wyczuwał Jayden, gdyż twardniejący członek Collinsa powoli napierał na jego własne krocze.

Wkrótce Jayden zaczął nieco cierpnąć, wobec czego wyprostował się i przyciągnął do siebie Benjamina, który śmiał objął go ramionami, wsuwając dłonie pod koszulkę O'Neilla. Jayden oderwał się od niego na moment, po czym pomógł zielonookiemu ściągnąć sweter. Kiedy chwycił również jego koszulkę, Collins niestety zatrzymał go, chwytając nerwowo jego dłonie.

- Ehm...- Benjamin spuścił wzrok, zawstydzony, nie wiedząc jak wytłumaczyć Jaydenowi powód, dla którego nie chciał się rozbierać. O'Neill oczywiście wiedział o jego bliznach, jednak Collins nie wiedział, w jakie słowa ubrać to w tej sytuacji.

- Jeszcze nie?- mruknął O'Neill, posłusznie puszczając jego koszulkę i zamiast tego ściągając z siebie swoją – bluzy pozbył się już wcześniej.

Collins potrząsnął głową, zażenowany, jednak chwilę później zupełnie zapomniał o wstydzie – przed nim jawiła się w pełnej okazałości muskularna klatka piersiowa Jaydena, godna miana „kaloryfera”. Zagryzł lekko wargę, przesuwając spojrzeniem po jego różowych sterczących sutkach, wyraźnie odznaczających się pod skórą mięśniach i kończąc na pionowej linii czarnych włosków, rozpoczynającej się pod pępkiem i schodzącej niżej, niknąc za paskiem spodni.

Jayden znów go pocałował, a ponieważ coraz bardziej się nakręcał, tym razem pocałunek był mocniejszy, natarczywy, zupełnie jakby chłopak miał ochotę pożreć Benjamina. Z westchnieniem wpijał się w jego usta i odsuwał na koniec, poruszając lekko biodrami i wyczuwając pod sobą coraz to twardniejącego członka Collinsa.

Miał nadzieję, że Benjamin zgodzi się chociaż, by go tam dotknął. Jeśli by tylko zsunął spodnie i bieliznę do połowy ud, albo chociaż tak, by O'Neill miał dostęp do jego członka i jąder, chyba nie powinno być problemu, prawda? Żadnych blizn nie będzie widać, Collins nie będzie musiał się krępować...

Benjamin po chwili jako pierwszy zaczął odpinać pasek spodni Jaydena. Był zarumieniony i zawstydzony, ale jednocześnie on również zdążył się nakręcić. Niech się potem O'Neill z niego śmieje, jeśli zrobi coś głupiego (może rozwali mu rozporek, albo za mocno pociągnie penisa?), na ten moment Collins chciał po prostu...

Chciał po prostu zrobić coś niegrzecznego.

Odpiął już pasek Jaydena i rozpiął guzik spodni oraz rozporek. O'Neill przeczuwał, że w jego sytuacji, kiedy siedział w rozkroku, zsunięcie jedynie spodni i bielizny będzie bardzo niewygodne, gdyż materiał będzie napierać ja jego uda i nieprzyjemnie się w nie wbijać. Przełamał się więc i na moment odsunął do Benjamina, wstając, by móc rozebrać się do naga. Collins wpatrywał się w niego, czerwony na twarzy i wtedy Jaydenowi O'Neillowi po raz pierwszy w życiu przyszła do głowy przerażająca go myśl...

A jeśli mu się nie spodoba...?

Przecież chodziło o Benjamina. Jayden pragnął, by Collins miał o nim dobre zdanie i by mu się podobał, ale przecież on nie był jedną z dziewczyn, które na niego leciały, to całkiem normalne więc, że coś mogłoby mu się w nim nie podobać!

Było już jednak za późno. O'Neill zawahał się na krótko, jednak ściągnął do końca spodnie i bieliznę, a także skarpetki, bo robienie tego typu rzeczy w skarpetkach było jego zdaniem bardzo głupie. Niepewnie zbliżył się do Benjamina i zajął poprzednie miejsce na jego nogach.

Collins przysunął się do niego i pocałował go, co Jayden przywitał z ulgą. Nieważne, czy podoba mu się czy nie, skoro Collins go w ogóle dotknął, to znaczyło, że jeszcze nie zrezygnował.

Bo gdyby teraz zrezygnował, Jayden z całą pewnością załamałby się na resztę życia i obiecałby sobie już nigdy więcej przed nikim nie rozebrać.

Jego członek niemal płonął, głodny dotyku, ale podobnie było z każdą inną częścią ciała O'Neilla, wobec czego każda z nich musiała poczekać na swoją kolej – na razie dłonie Benjamina błądziły po plecach i talii Jaydena, usta zaś nie odstępowały od jego warg. O'Neill również chciał dotknąć Collinsa, ale nie był pewien, czy może wsunąć dłonie pod jego koszulkę – czy Benjamin nie chce tylko pokazywać swoich blizn, czy może nie chce również, by Jayden wyczuwał je palcami?

Nagle chłopak wpadł na pewien pomysł.

- Hej – wychrypiał w usta Benjamina, który właśnie dotknął dłonią jego członka i zaczął poruszać powoli wzdłuż niego, bawiąc się napletkiem.- Czy... ach!... jeśli zgaszę światło...?- O'Neill był cały czerwony na twarzy.

Collins przez chwilę milczał, przyglądając się jego twarzy i nie przestając poruszać dłonią po członku Jaydena, który zagryzał mocno wargę, a jego oddech stawał się powoli coraz szybszy. Benjamin zarumienił się.

- Ale... bez posuwania...- wymamrotał, zawstydzony.

O'Neill sapnął ze śmiechem.

- I tak nie mam gumek – stwierdził, pochylając się i całując Benjamina.- Nie przygotowałem się na taką ewentualność.

- Chyba mnie to cieszy – zaśmiał się lekko Collins.

O'Neill zagryzł wargę, po czym wstał powoli i podszedł do drzwi, gdzie znajdował się włącznik światła. Była dopiero szósta wieczór, ale na dworze już zrobiło się ciemno. Kiedy zgasła lampa zwisająca z sufitu w pokoju zrobiło się ciemno, ale wciąż źródłem odrobiny światła było to pochodzące z ulicznej latarni.

Jayden usłyszał i zobaczył, jak Benjamin wstaje i rozbiera się. Czekał niecierpliwie z boku, przełykając nerwowo ślinę i plącząc ze sobą palce dłoni. Chciał już go dotknąć, chciał zacząć już go pieścić...

Benjamin stanął po chwili przed nim, nieco spięty. O'Neill nawet nie zwrócił na to uwagi, po prostu przyciągnął go do siebie i objął, całując namiętnie. Ich członki zetknęły się ze sobą, gdy stanęli tak blisko, a po chwili Collins dotknął ich i zaczął poruszać po nich dłonią.

- Mam żel pod łóżkiem – wyszeptał Jayden w jego usta. Zaczął przeć na przód, popychając delikatnie Benjamina, dopóki ten nie usiadł na narożniku. Wówczas O'Neill podszedł do jego krótszej części i pospiesznie ją podniósł. Mechanizm zaskoczył, a chłopak zaczął szybko szukać wśród pościeli buteleczki z żelem intymnym, którego używał do masturbacji.

Gdy tylko ją znalazł, wrócił do Benjamina, siadając na nim okrakiem. Był teraz tak nakręcony, że choćby za oknem rozpętała się Trzecia Wojna Światowa, za nic w świecie nie oderwałby się od Collinsa. Otworzył buteleczkę kciukiem, po czym polał wodnistą, śliską substancję na ich krocza, nie dbając o to, gdzie dokładnie ją leje i jak dużo jej leje.

Benjamin zaśmiał się lekko, rozprowadzając żel po ich podbrzuszach, członkach i jądrach. Wydawało mu się to niezwykle erotyczne, zwłaszcza, że płyn spływał leniwie po Jaydenie, kapiąc powolutku na jego własne ciało.

W ciemnościach różne rzeczy można było sobie wyobrazić.

O'Neill westchnął z jękiem, kiedy Collins znów zaczął pieścić dłonią ich członki. Drażnił czubki, rozciągał i marszczył napletki, sprawiając, że cała klatka piersiowa Jaydena drżała, a on nie wiedział, czy to przez nierówny oddech, czy nierówne bicie serca.

Chciał pocałować Benjamina, ale wiedział, że jeśli to zrobi, to obaj chyba umrą z braku powietrza. Oddychali coraz głośniej i ciężej, a ponieważ był to pierwszy raz kiedy pieścili się tak intensywnie, rozkosz bardzo szybko nimi zawładnęła.

Jayden poruszał odruchowo biodrami, wślizgując się w dłoń Collinsa i trącając jego członka. Czuł, że to nie potrwa długo, nie tylko dlatego, że sporo czasu minęło od kiedy robił to za niego ktoś inny, ale również przez wzgląd na to, że robił to sam Benjamin Collins.

Jego chłopak.

Pierwszy doszedł Benjamin, pojękując cicho i wyginając nieznacznie biodra. Na szczęście nie przestał poruszać dłonią, nawet kiedy jego członek zaczął powolutku mięknąć. O'Neill musiał przytrzymać się oparcia kanapy, gdy zaczął dochodzić z sykiem, ledwie powstrzymując odruchowe poruszanie biodrami. Uspokoiły się ono dopiero wówczas, gdy Collins przyspieszył znacznie ruchy dłonią.

O'Neill doszedł z ciężkim sapnięciem, odrzucając do tyłu głowę i dysząc ciężko. Benjamin nie przestał poruszać dłonią, dopóki nie przestał czuć spływającej po niej spermy. Teraz pieścił już bowiem tylko penisa Jaydena.

- Jasna cholera...- wymamrotał O'Neill, gdy nieco się już uspokoił. Collins jeszcze leniwie pieścił go dłonią. Jayden pochylił się nad nim i pocałował go czule.- To było... wow...

- Noo...- zamruczał Collins, trochę zawstydzony.- Nie mogę się z tym nie zgodzić.

- Pewnie chciałbyś się wytrzeć, hm?

- To może poczekać – stwierdził Benjamin, na co Jayden zaśmiał się. Spojrzał w dół, jednak w ciemnościach widział tylko zarys dłoni Collinsa, wciąż pieszczącej jego męskość.- Mm... jeśli dalej będziesz mi tak robił, zaraz znowu mi stanie.

- Tak?- mruknął dość nieobecnie Collins, nie zaprzestając czynności.

- Drugi raz będę dochodził jeszcze dłużej – parsknął Jayden, czerwieniąc się na twarzy. Uświadomił sobie właśnie, jak zaskakująco dziwnie czuł się z myślą, że doszedł później od Collinsa. Właściwie to miał nadzieję, że dojdą jednocześnie i teraz bał się, że coś jest z nim nie tak, lub co gorsza, że Benjamin stwierdzi, iż O'Neill jest wybredny.

Benjamin odsunął dłoń z cichym westchnieniem i Jayden przeraził się nie na żarty, że popełnił błąd – może Collins chciał, by stanął mu drugi raz? Może chciał zabawić się odrobinę dłużej, a O'Neill wszystko zrujnował i zepsuł cały nastrój?!

- Mogę wziąć szybki prysznic?- bąknął niepewnie.

- Eee, tak, jasne, oczywiście – powiedział O'Neill, wstając niezgrabnie.

- Nie zapalaj jeszcze światła – poprosił Benjamin.

- Dobrze.- Jayden pokiwał odruchowo głową. Odnalazł po ciemku swoje rzeczy i również się ubrał, przy okazji znalezionymi na parapecie chusteczkami wycierając się ze spermy i z grubsza także z żelu.

Kiedy Collins zbierał się do wyjścia z pokoju, O'Neill nerwowym ruchem chwycił go za dłoń.

- Hej, ehm...- zaczął cicho.- To... to było...

- Jayden, błagam – sapnął ze śmiechem Benjamin.- Nie traktuj mnie jak dziewczyny... To, jak było, zostało już raczej udowodnione, nie?

- Yyy, no tak.- O'Neill cieszył się, że jest ciemno i Collins nie widzi jego czerwonej twarzy.- Tak, masz rację. Przepraszam, po prostu... chyba trochę zbyt emocjonalnie do tego podszedłem.

- Nic się nie stało – zapewnił Collins, przełykając ślinę.- No to... idę pod prysznic.

- Podgrzeję już nam spaghetti, co?

- Jasne.- Benjamin pokiwał głową.- Zdążyłem już zgłodnieć, więc jestem za.

Jayden również pokiwał głową, a kiedy Collins opuścił jego pokój, po paru długich sekundach zapalił w końcu światło. Spojrzał z westchnieniem na narożnik, na którym widniała tłusta plama po oliwce. Nie chciało mu się tego teraz sprzątać, więc postanowił odłożyć to na później.

Już miał wyjść z pokoju i udać się do kuchni, lecz jeszcze tylko ot tak przesunął po sobie wzrokiem... i odkrył, że ma na sobie koszulkę Benjamina. A to oznaczało, że Collins ma na sobie jego, co również musiał już zauważyć, o ile zapalił w łazience światło.

O'Neill przełknął ciężko ślinę i, nie ruszając się z miejsca, z głośnym westchnieniem zgasił światło w pokoju, pogrążając się w ciemności.

Zupełnie, jakby mógł w ten sposób ukryć przed samym sobą to, jak bardzo czerwony na twarzy się zrobił.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń