[FIL] Rozdział 12

 

Benjamin Collins dusił się.

Z własnej i nieprzymuszonej woli, należy dodać.

Gdyby miał trochę oleju w głowie, wpadłby na pomysł, żeby nie leżeć brzuchem na łóżku, z twarzą wciśniętą w poduszkę, jednak Benjamin oleju w głowie rzeczywiście nie miał, gdyż resztki zużył w mieszkaniu swojego chłopaka, Jaydena O'Neilla, aby podsmażyć atmosferę i upiec iście erotyczny akt.

Teraz natomiast Collins palił się ze wstydu, dusząc na wolnym ogniu (to znaczy w poduszce).

W pewnym momencie jednak naprawdę zaczął obawiać się o swoje życie, dlatego też poderwał głowę i odetchnął głęboko. Nie mógł tego widzieć, ale czuł wyraźnie, że cały był czerwony na twarzy, uszach i szyi, prawdopodobnie również na dekolcie i ramionach, ale tego wolał już nie sprawdzać.

Przekręcił się na bok, a po niedługiej chwili na plecy. Wgapił się w sufit i przeczesał dłonią włosy. Leżał wśród pościeli od prawie dwóch godzin, ale mimo zwykle sprzyjających senności ciemności panującej w pokoju oraz ciszy, sen nie nadchodził.

Wieczór był zdaniem Benjamina bardzo udany. Po... tamtych niegrzecznych rzeczach, w które nadal nie mógł do końca uwierzyć, zjedli z Jaydenem przepyszne spaghetti i obejrzeli jakąś głupią komedię, dużo rozmawiali, trochę się ponudzili, przeglądając neta, a potem przez jakieś dwadzieścia minut całowali się na stojąco w korytarzu, gdyż Benjamin musiał się już zbierać. O'Neill oczywiście odprowadził go na przystanek i chłopcy obiecali sobie wkrótce się spotkać.

Collins całą drogę czerwienił się za swoim szalikiem, i nawet panujący na zewnątrz mróz nie był mu straszny – właściwie w ogóle go nie czuł. Wspomnienia tego, co robili z Jaydenem skutecznie go rozgrzewały, w niektórych momentach aż za bardzo.

Benjamin czuł się bardzo dziwnie. Z jednej strony to wszystko podobało mu się do tego stopnia, że uśmiechał się sam do siebie w ciemnościach, co chwila zakrywając twarz dłonią i besztając się w myślach, że zachowuje się jak nastolatka. Z drugiej jednak był bardzo niepewien tego, co dokładnie odczuwał Jayden po dzisiejszym wieczorze. Wyglądało na to, że mu się podobało, ale... ale czy myślał teraz o Benjaminie tak, jak Benjamin o Jaydenie?

Pewnie nie. W końcu dla niego to normalne. No dobrze, Collins wątpił, by O'Neill siedział kiedykolwiek jakiejś dziewczynie na kolanach i pozwalał sobie w ten sposób przysłowiowo walić konia, ale na pewno niejedną na własnych kolanach trzymał i pozwalał, by robiła ona z jego członkiem różne rzeczy, niekoniecznie dłonią i niekoniecznie ustami.

Chyba tylko Collins był takim kretynem, by od dwóch godzin w milczeniu przeżywać to, o czym O'Neill pewnie już nie pamiętał.

Ale trudno się chłopakowi dziwić – dla Benjamina były to tak naprawdę pierwsze doświadczenia seksualne, nie licząc seksu sprzed paru miesięcy, rzecz jasna, bo wtedy był pijany. To, co dzisiaj zrobił z O'Neilliem było już jego świadomą decyzją... chyba nie robił niczego złego, prawda?

Pomyślał o Zacku i poczuł, że jego uśmiech nieco przygasa, a w sercu coś zaczyna kłuć. Wiele by dał, by na miejscu O'Neilla był właśnie Willson, nawet jeśli mógł tym sprawić Jaydenowi przykrość. Jakby nie patrzeć, Jayden był przecież wyzwolonym chłopakiem, niestałym w uczuciach – pewnie szybko znalazłby sobie pocieszenie po zerwaniu z Benjaminem, zakładając, że jego uczucia nie były jednak tak poważne, jak mówił.

Collins szczerze kochał Zacka i zdarzało mu się już fantazjować o nim w swoich czterech kątach w Newport, a potem nawet tu, w Londynie. Wiedział jednak, że nie ma absolutnie żadnych szans na związek z nim, zdążył się już nawet z tym pogodzić. To, że teraz był z Jaydenem, to chyba nic złego? O'Neill go ponoć kocha, więc to nie tak, że Benjamin puszcza się z pierwszym lepszym facetem, żeby zaspokoić swoje pożądanie. To nie tak, że chce wykorzystać taką szansą, dopóki Jayden się nim nie znudzi, do czego, jak przeczuwał, pewnego dnia na pewno dojdzie.

Na razie nie myślał o tej chwili z żalem, bo Jaydena prawie uwielbiał, no i bardzo mu się podobał. Kiedy ze sobą zerwą, pewnie będzie się czuł skrępowany w jego towarzystwie, ale na pewno się w końcu przyzwyczai i znów będą kumplami.

Tylko bohaterowie tej historii nie mieli świadomości, że wkrótce Benjamin Collins zmieni zdanie.

W następnym tygodniu chłopak był zbyt zawalony nauką, by znaleźć czas dla Jaydena, a i O'Neill również musiał skupić się na szkole oraz pracy, więc póki co obaj jedynie wymieniali się przynajmniej raz dziennie wiadomościami. Wspomnienie ich intymnych chwil póki co odeszło na bok – no, przynajmniej w przypadku Collinsa, bo z Jaydenem było oczywiście gorzej. Jak to O'Neill, zakochany w Benjaminie po same uszy, praktycznie każdego wieczoru przypominał sobie tamto wydarzenie, tak że w środę po zajęciach musiał iść do drogerii kupić sobie nowy lubrykant.

Okazja do spotkania nadarzyła się w sobotę, choć nie miało to być takie spotkanie, jakiego życzyłby sobie Benjamin i zdecydowanie nie takie spotkanie, na jakie cieszyłby się Jayden. Chłopcy zostali bowiem zaproszeni przez Zacka i Grace na grilla. Narzeczeni (gdyż Willson poprosił już Foster o rękę) zaprosili tylko swoich przyjaciół.

No właśnie. Zaprosili swoich przyjaciół a, jak przeklinał ich za to w myślach Jayden, mieli ich więcej niż dwóch, wobec czego prócz Collinsa i O'Neilla na grillu zjawiła się również Sonia.

- Co ty tu robisz?- warknął na nią O'Neill, kiedy zobaczył, że dziewczyna wchodzi właśnie do kuchni, gdzie Jayden pomagał Zackowi w nasmarowaniu płynnymi przyprawami mięsa.

- To samo, co ty – odparła, wzruszając ramionami i obrzucając go spojrzeniem. Następnie popatrzyła na Zacka i uśmiechnęła się.- Siemka, bro!

- Hej, sis!- Zack wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu.

- Pomóc wam w czymś?- zapytała Sonia, już rozglądając się za zajęciem.

- Możesz zerknąć, jak Ben radzi sobie z rozłożeniem grilla – zaproponował Willson, a Jayden spojrzał na niego błyskawicznie, ściskając w dłoniach żeberko.

- Zwariowałeś?- spytał trochę zbyt głośno.- To misja dla faceta, a nie dla takiego chuchra. Niech mnie zmieni przy mięsie, a ja pójdę do Benjamina i...

- Do Benjamina?- Sonia wytrzeszczyła na nich oczy, pąsowiejąc na twarzy.- Be... Benjamin tu jest?

- Pewnie, jego też zaprosiliśmy – rzucił Zack, wzruszając ramionami. Odwrócił się do Jaydena, marszcząc brwi.- Gotujesz lepiej od Sonii – zauważył.

- Na litość boską, chyba nawet ona będzie umiała obtoczyć mięso w przyprawie, nie?- O'Neill popatrzył ze złością na przyjaciela, po czym odwrócił się do stojącej za nimi Sonii.- Zamień mnie, a ja...

Urwał, widząc... czy raczej po prostu NIE widząc już Sonii.

- Gdzie ta wiedźma poszła?- wycedził Jayden.

- Pewnie do Benjamina...- odparł powoli Zack, przyglądając się podejrzliwie O'Neillowi.

Jayden zarumienił się lekko, zdając sobie sprawę z tego, że trochę się zagalopował z tą agresywną reakcją. Nie chciał przecież, żeby Zack nabrał podejrzeń. Jemu właściwie nie zrobiłoby to różnicy, był święcie przekonany, że Willson zaakceptowałby jego homoseksualizm, czy raczej Collinsoseksualizm, ale nie wiedział, jakby Benjamin czuł się z faktem, że Zack wie o ich związku.

W końcu... (i tu Jayden posmutniał)... Benjamin kochał Zacka. Nie Jaydena... Pewnie nawet (i tu Jayden w ogóle wpadł w depresję) wolałby, żeby to Willson robił z nim te wszystkie rzeczy z zeszłego tygodnia, i może kolejne, jeśli do jakichkolwiek dojdzie.

- Ekhem, słuchaj – zaczął Zack, odkładając ostatniego szaszłyka na tacę.- Ja już tu dokończę, skocz tam do nich i zobacz, czy nie ma z nimi Grace, okej? Jak będzie, to zapytaj ją, czy jest coś jeszcze do zrobienia. Zaraz do was dołączę.

- Dobra.- O'Neill wzruszył ramionami, nawet nie zastanawiając się nad dziwnym spojrzeniem Willsona, jakim ten go obrzucał od dobrych paru minut.

Jayden pospiesznie umył ręce w zlewie, wytarł je byle jak w ręcznik, który następnie rzucił również byle gdzie, a potem pospieszył na werandę, po drodze wycierając jeszcze dłonie w spodnie, bo uznał, że są jednak trochę za mokre.

Mogłoby się wydawać, że robienie grilla w marcu jest nienormalne, ale nie w tej historii. W tej historii większość rzeczy nienormalnych jest na porządku dziennym.

Weranda składała się właściwie z dwóch części: pierwsza znajdowała się jeszcze w budynku i była jakby kolejnym pomieszczeniem, o zaokrąglonym kształcie, ze szklanymi ścianami wychodzącymi na drugą część werandy oraz ogród. Ta druga część była właśnie na zewnątrz; teraz stolik i krzesła przeniesiono do pierwszej części, na drugiej zaś stał jedynie grill, aby nie zadymić pomieszczenia.

Jayden zacisnął zęby, pięści i wszystko inne co tylko zdołał, na widok stojącej przy grillu parki. Benjamin poradził sobie z rozłożeniem grilla oraz nawet zdążył go podpalić, teraz zaś pilnował, by węgle się żarzyły, a w międzyczasie spoglądał na dużo od siebie niższą Sonię i uśmiechał się do niej lekko, słuchając, o czym ta pier... dzieliła.

O'Neill odchrząknął głośno, podchodząc do nich luźnym krokiem. Pogoda się poprawiła i na zewnątrz nie było tak zimno, choć wciąż tu i tam zalegał śnieg.

- … ci powiedzieć – mówił właśnie Benjamin, szczerząc zęby w uśmiechu i, chyba zawstydzony, unikając wzroku dziewczyny.

- Czemu?- dociekała ta.- No chyba mi nie powiesz, że musiałbyś mnie wtedy zabić?

- Nie – zaśmiał się Collins.- Po prostu... to dość wstydliwa sprawa i tylko moi bliscy o tym wiedzą.

- W takim razie...- zaczęła Sonia, a jej postawa wyraźnie wskazywała na to, że ma na końcu języka dobry tekst na podryw, wobec czego Jayden postanowił wkroczyć do akcji.

- O czym gadacie?- zapytał, stając między nimi i oddzielając ich Jaydenowym murem.

- Och, ehm...- Benjamin wcześniej go nie zauważył. Uśmiechnął się teraz najpierw do niego, a potem do Sonii.- Sonia jest ciekawa, dlaczego Zack nazywa mnie „Killer”.

- Tylko bliskie mu osoby o tym wiedzą – prychnął pogardliwie O'Neill, tak jakby sam znał powód, dla którego Willson tak się do niego zwracał.

- Obiecuję ciężko pracować, żeby pewnego dnia się tego dowiedzieć!- zapewniła Sonia, uśmiechając się uroczo do Benjamina, który zaśmiał się, zażenowany i zarumienił lekko.- A czy można się tak do ciebie zwracać, nawet jeśli jeszcze nie jest się kimś dla ciebie bliskim?

- N-...- zaczął Jayden.

- Jasne, nie mam nic przeciwko – odparł Collins, potrząsając głową.

- Och, okej.- Sonia zaśmiała się lekko.- To świetna ksywka, bałam się, że jest zarezerwowana tylko dla przyjaciół, a coś mi się wydaje, że cokolwiek ona znaczy, dobrze pasuje, no i fajnie brzmi.

- I tak rzeczywiście jest – powiedział Benjamin, wciąż z uśmiechem. Zaczął on jednak nieco drżeć, kiedy chłopak w końcu zorientował się, że Jayden wpatruje się w niego uporczywie z bardzo poważnym wyrazem twarzy.

- Pójdę poszukać Grace – westchnęła Sonia, obrzucając O'Neilla spojrzeniem. Wyraźnie nie podobało jej się, że przerwał jej rozmowę sam na sam z Benjaminem.

Kiedy zniknęła, Benjamin odchrząknął z zakłopotaniem, nagle zwracając najwyższą uwagę i ogromne zainteresowanie na żarzące się węgle. Pogrzebał między nimi pogrzebaczem, podczas gdy Jayden nie odwracał od niego wzroku.

- Co tam, kochanie?- zagadnął grobowym tonem.

Collins zarumienił się, jednak uśmiechnął odruchowo, po czym zerknął szybko na osłoniętą część werandy. Dostrzegłszy to, O'Neill zaczął zapewniać:

- Och, nie martw się, upewniłem się, że Sonia nie usłyszy przypadkiem, że jesteś zajęty.

Tym razem Benjamin nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu na twarzy.

- Jesteś zazdrosny, Jaydenie?- zapytał cicho, grzebiąc pogrzebaczem w węglach, choć wcale nie było takiej potrzeby.

- Nie – prychnął O'Neill, po czym zmarszczył brwi w zastanowieniu.- Nie wiem. Może? Po prostu kiedy widzę, jak Sonia gapi się na ciebie tym maślanym wzrokiem, to coś mną telepie w środku.

- To zazdrość – potwierdził Collins pogodnym tonem, kiwając głową i nie przestając się uśmiechać.- Rodzi się, kiedy instynkt człowieka wyczuwa zagrożenie w postaci rywala dostawiającego się do osoby, którą ów człowiek jest obecnie zainteresowany, bądź z którą jest w związku. Choć teoretycznie to powinno być jedno i to samo.

Jayden kiwał głową, przysłuchując się uważnie jego słowom.

- Okej – powiedział cicho.- Jestem tobą zainteresowany. Jestem z tobą w związku. Sonia się do ciebie dowala. Wszystkie wymagania się zgadzają, więc moja zazdrość chyba zaczyna od dziś pracować na pełen etat.

Collins parsknął śmiechem, rozbawiony, na co Jayden również się uśmiechnął. Minęła mu cała złość i nawet zapomniał o istnieniu Sonii, kiedy wpatrywał się w szczery uśmiech Benjamina, sięgający jego oczu.

- Jay!- rozległo się nagle nawoływanie z kierunku domu. Chłopcy spojrzeli tam i zobaczyli u progu drzwi Zacka, machającego do nich dłonią.- Pomóż mi z talerzami, bo Grace nie może nosić! Grace, nie możesz nosić!- dodał z oburzeniem, kiedy zza jego pleców wychynęła i minęła go jego narzeczona, niosąc naręcze talerzy i wywracając tylko z uśmiechem oczami.

- Idę mu pomóc – oznajmił O'Neill i odwrócił się, jednak zatrzymał jeszcze w pół kroku, wiedziony jakimś dziwnym uczuciem. Sapnął ze śmiechem, zażenowany, obracając się do Collinsa i pytając jeszcze cicho:- Ehm... ona cię nie interesuje, prawda?

- Sonia?- Benjamin uniósł brew, uśmiechając się.- Jest sympatyczną dziewczyną, to wszystko.

- Sympatyczną dziewczyną, która na ciebie leci – mruknął O'Neill, krzywiąc się lekko.

Collins ze śmiechem potrząsnął głową.

- Jest zwyczajnie miła – stwierdził.- Tak jak Grace.

- Mhm, tyle że Grace...- Jayden urwał raptownie, na całe szczęście zdążając ugryźć się w język. Nie chciał robić Benjaminowi przykrości, zauważając głośno, że Grace była zajęta przez Zacka.- To Grace – dokończył niezgrabnie.

- Nie martw się, Jaydenie – powiedział spokojnie Benjamin, delikatnie się uśmiechając i nie patrząc na niego. O'Neill nie wiedział, że Collins zorientował się, co ten chciał powiedzieć.- Może nigdy nie byłem w związku, ale nie znaczy to, że kiedy nagle zainteresują się mną dwie osoby, będę sprawdzał, z którą mi lepiej. Nie jestem niewiernym typem.- Widząc, że O'Neill nie jest jeszcze do końca przekonany, Benjamin westchnął cicho, odrobinę rozczulony.- Nie wiem dokładnie, o co jej chodzi – powiedział cichutko.- Ale nie jestem kretynem, Jayden. Widzę, że Sonia patrzy na mnie... trochę tak jak ty – zaśmiał się lekko.- I obiecuję ci, że jeśli zacznie robić jakieś aluzje, albo coś zaproponuje, to wyjaśnię jej, że nic z tego. Pasuje ci taki układ?

- Och...- Jayden poczerwieniał na twarzy.- Przepraszam – westchnął ciężko, pocierając dłonią kark.- Nie chcę... no wiesz, trzymać cię na smyczy, czy coś. I wiem, że przemawia przeze mnie zwykła zazdrość...

- Nie jestem na ciebie zły – zapewnił Benjamin, uśmiechając się do niego łagodnie.- Ale chyba wydaje ci się, że skoro do tej pory nie miałem powodzenia, to rzucę się na każdego, kto okaże mi sympatię.

- Ja...- O'Neill był czerwony jak cegła.- N-nie... to nie miało... nie... nie chciałem...

- W porządku, Jay-...

- Pójdę pomóc Zackowi – wybąkał pospiesznie Jayden, po czym odwrócił się i czmychnął.

Benjamin stał jak kołek, gapiąc się w oniemieniu na uciekającego O'Neilla. Co on najlepszego narobił?! Chyba nie doprowadził do płaczu swojego chłopaka, prawda?! Nie chciał, żeby jego słowa zabrzmiały jak oskarżenie, czy coś, chciał tylko, żeby Jayden zrozumiał, że Benjamin nie ma zamiaru być mu niewierny tylko dlatego, że niespodziewanie jakaś ładna dziewczyna zaczęła na niego patrzeć po Jaydenowemu!

Obiekt zazdrości O'Neilla pojawił się chwilę później, niosąc ze sobą talerz z ponacinanymi kiełbaskami.

- Chyba możemy już zacząć, co?- zagadnęła Sonia.

- Eee, możesz to na chwilę potrzymać?- zapytał Collins, wciskając jej do ręki pogrzebacz (dziewczyna zdążyła odłożyć talerz z kiełbaskami na mały stolik umieszczony przy grillu).

- Yy...?

- Przegrzeb węgle, jeśli zaczną wygasać i podmuchaj na nie od czasu do czasu, wrócę za chwilę – zapewnił Benjamin, po czym odbiegł, zostawiając zaskoczoną Sonię z pogrzebaczem trzymanym w dłoniach niczym weselny bukiecik.

Wszedł do domu od strony werandy i rozejrzał się pospiesznie wokół. Niestety, zauważył jedynie idącego w jego kierunku Zacka, który z kolei spoglądał z zaciekawieniem na mijane przez siebie schody, a konkretniej na ich szczyt. Collins uznał więc, że musiał dostrzec chowającego się na piętrze Jaydena. Ruszył pospiesznie przez korytarz, spuszczając z zawstydzeniem wzrok.

- O, Killer, widziałeś gdzieś może moją narzeczoną albo mojego syna?- zapytał Willson.

- Eee, póki co to jedna i ta sama osoba...- bąknął Benjamin z zakłopotaniem, a Zack wyszczerzył do niego zęby.

- Wiem, ale jednocześnie też jakby dwie, no nie? To co, widziałeś ich?

- Nie, może są w kuchni?- rzucił Benjamin, idąc dalej korytarzem i szybko skręcając na schody.

Willson powiedział coś jeszcze, ale niezbyt głośno, wobec czego Collins już go nie usłyszał. Wszedł na piętro, gotów zacząć przeszukiwać wszystkie pokoje, ale Jaydena znalazł w połowie korytarza, opartego plecami o ścianę. Na jego widok O'Neill wytrzeszczył oczy.

- O Boże, pobiegłeś za mną...- wyjąkał.- Jakie to słodkie...

- Zrobiłeś to specjalnie?- Benjamin zmarszczył brwi, podchodząc do niego.

- Nie...- Jayden pokręcił przecząco głową. Dociskał dłonie do ściany, jakby pilnował, by ta się na niego nie przewróciła.- Nie wiem co mnie napadło, przepraszam...

- Ja też przepraszam – westchnął cicho Collins, spoglądając ukradkiem na schody, czy aby przypadkiem Zack nie poszedł za nim.- Nie chciałem, żeby wyszło na to, że myślę, że źle o mnie myślisz...

- Kiedy tak jest – bąknął O'Neill z przerażoną miną.- Znaczy... chodzi o to, że...- Jayden westchnął ze zrezygnowaniem, przymykając na moment oczy. Kiedy ponownie je otworzył, był już nieco spokojniejszy.- Mówiłeś, że ludzie cię unikali i obawiali się ciebie... że nikt prócz Zacka się tobą nie zainteresował...

- Ty się mną zainteresowałeś...- mruknął z zażenowaniem Benjamin.

- Taa, tyle że w jaki sposób?- westchnął Jayden, krzywiąc się.- Sam to powiedziałeś... Zwróciłem na ciebie uwagę po tamtej imprezie u Zacka, kiedy wylądowaliśmy w łóżku. To normalne, że możesz czuć się przy mnie niepewnie, no a Sonia...- O'Neill niechętnie spojrzał Collinsowi w oczy.- Sonia zainteresowała się tobą tak po prostu... od pierwszego wejrzenia. To chyba bardziej romantyczne niż od pierwszego seksu, nie...?

Collins zmarszczył lekko brwi, rozchylając nieznacznie usta i zastanawiając się, co odpowiedzieć. Teoretycznie Jayden miał rację, i pewnie gdyby nie tamta pijacka zabawa, kiedy Benjamin poznałby Sonię a ta zwróciłaby na niego uwagę w ten sam sposób, co teraz, Collins byłby bardzo mile połechtany... może nawet spróbowałby dowiedzieć się, czy poczuje do Sonii to, co Zack czuł do Grace.

Teraz zresztą również czuł się mile połechtany jej zainteresowaniem.

Ale bardziej mile połechtany był będąc chłopakiem Jaydena O'Neilla.

- To nie ma znaczenia, Jayden – powiedział w końcu cicho, potrząsając głową.- Jestem gejem. Wiesz, co to oznacza?- Kiedy O'Neill patrzył na niego w milczeniu, Collins uśmiechnął się lekko.- Że jesteś jedyną osobą, której zainteresowanie mną coś dla mnie znaczy.

- Och – bąknął Jayden, spuszczając wzrok. Po chwili jednak znów go podniósł, patrząc na Benjamina. Na jego twarzy powoli zaczął kwitnąć Jaydenowy uśmiech.- Wybacz – westchnął ze śmiechem.- Zachowałem się jak jakaś baba!

- Cieszę się, że nie strzeliłeś focha – odparł ze śmiechem Benjamin.- Wracamy na dół? Zack już szuka Grace, więc lada moment zacznie się rozglądać za nami.

- Pewnie.- O'Neill pokiwał głową, wciąż zażenowany. Ruszyli obok siebie w kierunku schodów.- Eee, a może miałbyś ochotę wpaść do mnie po grillu? Przyjechałem motocyklem, więc wziąłbym cię na przejażdżkę...

- To kiepski pomysł – westchnął ostentacyjnie Benjamin, a kiedy zobaczył, jak mina Jaydena rzednie, dodał z uśmiechem:- Sonia będzie w pobliżu, więc może nam przypadkiem przeszkodzić...- Nie powiedział w czym.- Ale może wpadniesz dzisiaj do mnie? Rodzice planowali wieczorem jechać na weekend do cioci, ale mogę wyłgać się, że po grillu nie najlepiej się czuję...

- A jeśli zostaną z tobą?- bąknął O'Neill, niepewien, czy Benjamin zaprasza go w konkretnym celu.

- Nie zostaną – zapewnił Benjamin.- Potrafię skłamać tak, żeby zostawili mnie samego – dodał, schodząc po schodach.- To nie będzie pierwszy raz, kiedy tak zrobię.

- Och...- Jayden zmarszczył brwi z wahaniem.- A dlaczego robiłeś tak wcześniej?

Collins uśmiechnął się pod nosem i, zeskakując z ostatnich stopni, rzucił jedynie:

- Kiedyś ci powiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń