[FIL] Rozdział 13

 

Benjamin Collins siedział na krześle w niedbałej pozie, zamyślony do tego stopnia, że najwyraźniej nie wyczuwał drobnych wiórków drewna, które znalazły się w jego ustach z powodu podgryzanego ołówka.

Siedząca obok niego Veronica obserwowała go w milczeniu z poważną miną. Czekała, aż chłopak uświadomi sobie, iż zachowuje się jak bóbr, ale wszystko wskazywało na to, że dopóki go nie szturchnie, Benjamin wkrótce zakrztusi się kawałkiem odgryzionego ołówka.

Szturchnęła go więc i dopiero wówczas Collins drgnął nerwowo, wyciągając ołówek spomiędzy zębów i krzywiąc się zabawnie. Wysunął bezmyślnie język i zebrał dwoma palcami kawałki drewna i żółtej farby.

- O fuj – stwierdził.

- Zabawne – prychnęła cicho Veronica.- Dałabym sobie łeb uciąć, że jeszcze przed chwilą z chęcią wziąłbyś do gęby kolejnego. Może niebieskiego?- zaproponowała, podsuwając mu swój własny ołówek.- Wydaje mi się, że będzie jagodowy, spróbuj!

Benjamin obrzucił ją groźnym spojrzeniem, sięgając do kieszeni spodni po paczuszkę chusteczek. Wyjął jedną i dyskretnie wytarł język, pozbywając się resztek wiórków. Zerknął na profesora, by upewnić się, że nie zwrócił na nich uwagi, jednak belfer zbyt był zajęty monotonnym odczytywaniem przykładów prawa oświatowego, by choćby spojrzeć w ich stronę.

- Coś się tak zamyślił?- zagadnęła go blondynka szeptem.

Collins zarumienił się mimowolnie. Oczywiście, nie był tak głupi, żeby wyjaśnić Veronice, iż myślał o jego spotkaniach z Jaydenem mających miejsce po zakończeniu pierwszego semestru. Ze względu na pracę O'Neilla nie mogli widywać się codziennie, ale i tak znajdowali dla siebie wystarczająco dużo czasu, by... robić pewne rzeczy. Oczywiście, w ich skład chodziły głównie rozmowy i spacery po Londynie (o ile pogoda była przychylna), aczkolwiek najczęściej spotykali się w mieszkaniu któregoś z nich i... no, całowali, przytulali się, dotykali nawzajem...

Jak do tej pory nie posunęli się do tego, by uprawiać seks, czy sobie obciągnąć. Benjamin wstydził się zaproponować to Jaydenowi – nie chciał przytłaczać go taką prośbą, a sam był zbyt nieśmiały, by zrobić mu loda (nie oszukiwał się, w końcu O'Neillowi zapewne niejedna piękność obciągała. Nic dziwnego, że biedak miał kompleksy już przed startem!).

Nie ukrywał jednak, że z chęcią postąpiłby krok dalej w ich związku. Dogadywali się przecież tak dobrze, nakręcali się podczas spotkań...! A jednak jakimś cudem ograniczali się do wzajemnego, przysłowiowego walenia sobie konia.

Benjamin widział w oczach Jaydena, że pragnie czegoś więcej. Sam nie wiedział, czemu powstrzymuje się przed propozycją zwykłego seksu – przecież już ze sobą spali. Przez przypadek, to prawda, no ale jednak już poznał się na tym trochę.

Gdyby się tak zastanowić, Collins mógł zwalić winę na fakt, że tamtej feralnej nocy był to jego pierwszy raz i potem tyłek nieźle go bolał... Mógłby też zasłonić się uczuciem, którym wciąż pałał do Zacka...

Ale po co ukrywać, że miał ochotę na Jaydena? Niech to szlag! Chłopak był przecież taki przystojny, zabawny, sympatyczny... Benjamin lubił patrzeć na iskierki w jego oczach, gdy dyskretnie flirtowali ze sobą i robili sobie aluzje co do tego, co będą robić, gdy zostaną sam na sam, lubił czuć pod palcami dreszcze na jego skórze, kiedy robił mu... te wszystkie zbereźne rzeczy...

Och, gdyby nie moje przeklęte blizny...- westchnął w myślach, marszcząc brwi. Chyba tylko one jedne stanowiły wytłumaczalny argument, przez który nie chciał uprawiać z Jaydenem seksu. No, chyba że O'Neill zgodziłby się robić to w ubraniach...

Veronica, podparłszy dłonią głowę, znów wpatrywała się w niego uporczywie z poważną miną.

- I jak, smakuje jagodami?- zapytała grobowym tonem.

Benjamin znów otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na nią pytająco. Widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru odpowiedzieć, spojrzał na trzymany w dłoni ołówek – niebieski, czyli należący do Veronici.

Skrzywił się, widząc na nim ślady swoich zębów.

- Sorry – mruknął, oddając jej własność.- Zamyśliłem się.

- To akurat zdążyłam zauważyć – warknęła cicho, chowając ołówek do piórnika i następnie zapinając go na zamek, zupełnie jakby pragnęła zabezpieczyć jego zawartość przed Collinsem.- Co się stało, do diaska? Od wczoraj jesteś jakiś taki... nieswój.

- Tęsknię za wakacjami – mruknął wymijająco, zabierając się do przepisywania chemicznego wzoru. Jakby nie patrzeć, z prawdą się nie mijał.

Veronica jednak spojrzała na niego szeroko otwartymi niebieskimi oczami.

- Pardon?- bąknęła.- Czy ja dobrze słyszałam, że Benjamin Collins, jeden z najlepszych studentów LSE, który tak uwielbia naukę, nagle zatęsknił za wolnością?

- Wcale nie jestem jednym z najlepszych, moje wyniki są zupełnie przeciętne – zdziwił się.

- No dobrze, panie Skromny, mniejsza o to, ale co takiego robiłeś podczas ostatniej przerwy, że tak za nimi tęsknisz?- Veronica postanowiła obrać inną strategię.- Z tego, co wiem, nigdzie z rodzicami nie wyjeżdżałeś, spotykałeś się tylko z Jaydenem, parę razy ze mną albo z Zackiem. Czyżbyś z Jaydenem robił coś tak emocjonującego, że nie możesz tego zapomnieć?

- Nieee...- mruknął Benjamin, wymuszając fałszywy uśmiech i unikając kontaktu wzrokowego. „Nie rumień się, nie rumień się, nie rumień się, bęcwale!”- krzyczał do siebie w myślach.- Po prostu fajnie jest spotykać się z nim i z Zackiem i z Grace – dodał, uznając, że zabrzmi to przekonująco. Postanowił dodać jeszcze jedno, by nadać temu większej wiarygodności:- Nadal żałuję, że nie udało mi się dostać na ICL. Tylko w takie wolne dni mogę w końcu poczuć, że jesteśmy przyjaciółmi.

- Ooooch, jakie to kochane.- Veronica rozmarzyła się, wgapiając w Benjamina.- Zack na pewno czuje to samo! No i Jayden, bo wygląda na to, że w nim też odnalazłeś bratnią duszę, nie?

- Mhm – mruknął Collins, uśmiechając się pod nosem. Bratnia dusza, akurat! Prędzej bratnia dupa, ot co.

Wkrótce wykład zakończył się, a dzwonek, który rozbrzmiał w całym budynku, oznaczał dla Benjamina i Veronici koniec zajęć. Opuścili sale i, zabrawszy z szatni swoje rzeczy, ubrali się ciepło i wspólnie ruszyli do wyjścia.

- Może pójdziemy na kawę, co?- zagadnęła Veronica.- Do tej naszej kawiarenki. Co ty na to? No chyba, że wolisz iść do papierniczego na ołówki – dodała, uśmiechając się złośliwie.

Benjamin wywrócił oczami.

- Możemy iść na tę...

Nie zdołał dokończyć, gdyż nieco przestraszył go nagły odgłos klaksonu, dochodzący z prawej strony, gdzie znajdował się parking. Collins aż podskoczył lekko i rzucił w tamtym kierunku zezłoszczone spojrzenie, podobnie jak paru innych uczniów, których również przestraszył nagły dźwięk.

W odpowiedzi otrzymał piękny uśmiech, prezentujący rząd równych, białych zębów, widoczny na tle delikatnie opalonej skóry twarzy, na czubku której ujrzał znajome ciemne włosy, dłuższe pośrodku i krótsze po bokach, z blond końcówkami.

Benjamin stanął w miejscu jak wryty, gapiąc się w oniemieniu na Jaydena O'Neilla, podobnie jak Veronica, która zatrzymała się o krok przed nim.

- A ten co tu robi?- zapytała, zerkając na Collinsa.- Nie mów mi, że ma w tej szkole laskę...

- Yyy... czekaj – bąknął tylko w odpowiedzi, po czym ruszył niepewnym krokiem w stronę O'Neilla, dla pewności rozglądając się dyskretnie na boki i sprawdzając, czy w jego kierunku rzeczywiście nie ruszyła jakaś piękność.

Jayden opierał się o swój motocykl, grzecznie czekając, aż jego chłopak się zbliży. Kiedy to nastąpiło, uśmiechnął się ponownie.

- Cześć – rzucił wesoło.- Pomyślałem, że cię podwiozę do domu. Albo gdzie indziej – dodał, wzruszając ramionami.

- Przyjechałeś tu... po mnie?- bąknął Collins, obrzucając spojrzeniem jego sprzęt. Ten na kółkach, oczywiście.

Czyli oponach, rzecz jasna...

- No a po kogo?- zdziwił się O'Neill.

- Nie wiem – odparł Benjamin zgodnie z prawdą. Zerknął do tyłu, chcąc przekazać Veronice, że może wracać do domu bez niego, ale okazało się, że dziewczyna stoi tuż obok niego.

- Siemka, co tam?- zagadnęła Jaydena, mierząc go spojrzeniem.- Twoja dziewczyna chodzi na tę uczelnię?

Jayden uśmiechnął się, zerkając na Benjamina i kiwając głową.

- Nie – odparł.

Veronica zmarszczyła brwi w konsternacji, jednak nie zdążyła zadać kolejnego pytania, gdyż O'Neill już wyprzedził ją z odpowiedzią na nie:

- Przyjechałem po Benjamina. Nie będziesz miała nic przeciwko, żebym go porwał, prawda?

- A myślisz, że jak pani w sklepie pyta mnie, czy może być mi winna jednego pensa, to co odpowiadam?

Jayden rozchylił lekko usta, zakłopotany, jednak po chwili zamknął je i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.

- Benjamin jest dla ciebie wart tyle, co jeden pens? To trochę niefajnie z twojej strony...

Teraz to Veronica rozchyliła lekko usta, nie wiedząc co odpowiedzieć, podczas gdy O'Neill, starannie kryjąc zadowolenie i satysfakcję, podawał już Collinsowi kask. Chłopak założył go na czapkę i zapiął pod brodą. Veronica, nieco obrażona, stała na uboczu i obserwowała ich, kiedy wsiadali na motocykl.

- Jutro pójdziemy na kawę – obiecał jej Collins stłumionym przez hełm głosem.

Benjamin może i miał zamiar czekać za jej odpowiedzią, ale Jayden już nie bardzo – wyjechał z parkingu, gdy Veronica otwierała usta, a śnieżno-błotnista chlapa znaczyła miejsce, w którym przed chwilą jeszcze stali.

Wyjechali na główną ulicę i ruszyli. Benjamin nie mógł nie uśmiechnąć się do siebie. Objął Jaydena w talii, łącząc swoje dłonie. Ponieważ miał na głowie kask, nie musiał przejmować się ewentualnymi spojrzeniami przechodniów, bo przecież nikt nie widział jego twarzy i nie mógł go rozpoznać – z żalem jednak postanowił zrezygnować z oparciem podbródka o bark swojego chłopaka.

Nawet jeśli miał na to sporą ochotę.

- Spieszy ci się do domu?!- zawołał do niego O'Neill, przekrzykując poryw wiatru.

- Nie!- odparł Benjamin zgodnie z prawdą.

- Co powiesz na wycieczkę za miasto?!- krzyknął Jayden, lekko odwracając ku niemu głowę, jednak nie spuszczając wzroku z jezdni przed nimi.

- Jestem za! Bylebyś bezpiecznie odstawił mnie do domu i nie wspominał mamie, że jechałem twoim motocyklem! Jest przewrażliwiona!- wyjaśnił, wywracając oczami.

Usłyszał śmiech O'Neilla i sam również się uśmiechnął. Ten niespodziewany przyjazd właściwie całkiem mile go zaskoczył i ucieszył. Widzieli się z Jaydenem ledwie dwa dni wcześniej i może nie zaczął za nim jeszcze tęsknić, ale i tak zdecydowanie bardziej wolał mieć go przy sobie, niż całe kilometry dalej.

Wycieczka była całkiem przyjemna, przynajmniej pod względem oglądania widoków. Najpierw zwykłe londyńskie budynki, rzeka pod mostem, którym przejeżdżali, a potem pola i urocze domy na przedmieściach. Benjamin nie miał pojęcia dokąd wywozi go jego chłopak, ale o nic nie pytał, ani nie protestował, kiedy zostawili za sobą Londyn i ruszyli pustą szosą z dość dużą prędkością.

Pogoda na przejażdżkę nie była najlepsza – zimno wdzierało się pod kurtkę Benjamina, ale ponieważ chłopcy znajdowali się daleko od jakiejkolwiek społeczności, teraz przynajmniej Collins nie musiał się powstrzymywać od zachowania dystansu. Ochoczo wtulił się w plecy Jaydena, czerpiąc tyle ciepła, ile tylko się dało.

Po upływie jakichś trzydziestu minut O'Neill zwolnił nieco i w końcu zatrzymał się. Benjamin dość niechętnie oderwał się od jego ciała i rozejrzał wokół. Znajdowali się w całkiem ładnej okolicy, na przedzielonym ścieżką wzgórzu, z którego rozciągał się widok na jezioro poniżej, otoczone drzewami oraz widoczny w oddali zarys jakiejś małej miejscowinki, czy może raczej wsi.

- To jakaś twoja miejscówka?- zapytał Collins, schodząc z motocykla i stękając cicho z wysiłku. Jeszcze trochę a pewnie zastygłby w pozycji siedzącej już na zawsze. Teraz rozprostował nogi i przeciągnął się.

- Można tak powiedzieć – odparł Jayden, również zsiadając i zdejmując kask. Odebrał także ten od Collinsa.- Ładnie tu o każdej porze roku, choć najpiękniej latem. Ale i tak pomyślałem sobie dzisiaj, że cię tu zabiorę. Zabezpieczę motocykl i zejdziemy nad jezioro. Drzewa nas ukryją, więc nie będzie aż tak zimno.

Prawdę mówiąc Benjaminowi nie było już tak zimno. To całkiem normalne, w końcu jadąc na motocyklu byli narażeni na zimny powiew wiatru, teraz zaś, kiedy się zatrzymali, mróz przestał szczypać ich policzki i chłopcy odnosili wrażenie, że wręcz się ociepliło.

Collins poczekał na uboczu, rozglądając się z zainteresowaniem, a kiedy Jayden do niego dołączył, razem zeszli ze wzgórza nad jezioro. Nie było duże, ale kompletnie zalodzone. O'Neill specjalnie rzucił w nie ciężkim kamieniem, a kiedy ten nie zerwał lodowej pokrywy i nie poszedł na dno, chłopak śmiało wkroczył na powierzchnię wody i zaczął się powoli ślizgać. Benjamin, odsuwając na bok zwyczajowe zaniepokojenie, podążył jego śladem.

Lód pokrywała warstewka śniegu, ale kiedy odsunęli go butami, szybko okazało się, że i bez łyżew łatwo było się ślizgać. Oboje przesuwali się po lodzie, uśmiechając do siebie, Jayden od czasu do czasu prezentował nieudolny piruet, ku rozbawieniu Collinsa.

- Zobacz, robię tego... no, żurawia?- O'Neill roześmiał się sam z siebie, niezdarnie unosząc ramiona na boki oraz jedną nogę do tyłu, pochylając się przy tym lekko w poślizgu.

- To mi wygląda raczej na kaczkę – parsknął Benjamin, zatrzymując się i spoglądając na lód pod swoimi stopami. Robił to na wszelki wypadek, bo zdecydowanie nie chciał, żeby nagle pękł i pochłonął obu chłopaków.

- Może być i kaczka – stwierdził z westchnieniem Jayden, podchodząc, przy może raczej podślizgując się do Collinsa i otaczając go ramionami. Z uśmiechem cmoknął go w usta, wydając przy tym bardzo długi i głośny dźwięk, brzmiący mniej więcej jak „mmmmmmcłaaa!” Benjamin roześmiał się i odpowiedział o wiele spokojniejszym i cichszym buziakiem.

Stali tak przez chwilę w swoich objęciach – dwa obściskujące się durnie pośrodku zalodzonego jeziora.

- Ile mniej więcej mamy dla siebie czasu?- zapytał O'Neill.- Zanim będę musiał oddać cię twojej przewrażliwionej mamie.

Benjamin uśmiechnął się, obejmując Jaydena i w zamyśleniu rozglądając się wokół.

- Hmm – mruknął.- Jeśli dam jej znać, że mnie uprowadziłeś, to nawet do wieczora.

- A jeśli zachowamy to uprowadzenie w sekrecie?

- To pewnie całą wieczność – zaśmiał się Collins.- Przynajmniej dopóki policja i wojsko nie zaczną szukać mnie po całym Londynie.

- Zabawne, ale ta druga opcja jakoś bardziej mnie kusi – stwierdził Jayden z uśmiechem, po czym pocałował swojego chłopaka.- Powstrzymam się przed popełnieniem zbrodni, ale pozwolę sobie zabrać cię jeszcze do okolicznej restauracji na grzańca i jakiś dobry obiad, nim odwiozę cię do domu.

- To miłe z twojej strony, ale wolałbym jednak, żebyś uprzedzał mnie, kiedy planujesz zabrać mnie na randkę.

- Jeśli kiedyś...- O'Neill zarumienił się lekko, po czym zaśmiał się i, zażenowany, odwrócił wzrok.

- Co?- spytał z uśmiechem Benjamin.

- Nic, nic.

- Skoro już zacząłeś, to dokończ!

- Niee...

- Bo wrócę na piechotę – zagroził żartobliwie Collins.

- Chciałem powiedzieć, że...- Jayden znów zaśmiał się, wyraźnie zakłopotany.- Że jeśli kiedyś... to znaczy GDYBY... śmy... kiedyś zamieszkali razem, to wtedy każdy dzień byłby randką i... czy musiałbym wtedy codziennie wieczorem mówić „hej, jutro nasza... tu wstaw odpowiednią liczbę... randka z rzędu!”.

Benjamin parsknął śmiechem, odrzucając głowę do tyłu. Spojrzał z rozbawieniem na wciąż uśmiechającego się Jaydena.

- Widzę, że masz co do mnie bardzo poważne plany – stwierdził.

- Pewnie, że tak.- O'Neill nieco oklapł, choć nadal się uśmiechał. Benjamin jednak zdążył dostrzec iskierkę niepewności w jego oczach.

Wydawało mu się, że wie, o co chodzi. Najwyraźniej Jayden naprawdę bardzo poważnie myślał o ich związku, być może widział ich razem także za rok, dwa, pięć, a może i dziesięć. Mógł być naprawdę zakochany po uszy, zwłaszcza, że okazywał to Collinsowi odkąd zostali parą (a nawet jeszcze zanim do tego doszło).

A jak to było z Benjaminem? Prawda była taka, że nie zastanawiał się nad ich wspólną przyszłością. Żył chwilą, żył tym, co było teraz, nie głowił się nad tym, jak to będzie za pięć lat, czy przyzna się rodzicom, że jest gejem, czy zwiąże się na stałe z O'Neillem. Właściwie to, nawet jeśli dobrze im było ze sobą, Collins miał wrażenie, że Jayden za jakiś czas wróci do preferowania kobiet, założy rodzinę...

Benjamin przełknął ciężko ślinę.

- Jeśli wszystkie będą takie, jak te do tej pory, to chyba jeszcze dzisiaj zacznę się pakować – rzucił zalotnie.

Jayden uśmiechnął się szeroko, podniesiony na duchu, po czym pocałował czule swojego chłopaka. Collins odwzajemnił tę pieszczotę, wsuwając dłonie w miękkie włosy O'Neilla i nakrywając nimi zmarznięte uszy chłopaka.

- Powinieneś zacząć nosić czapkę – stwierdził, nim zdołał się powstrzymać.

O'Neill tylko uśmiechnął się zaczepnie, po czym chwycił jego dłoń i odsunął się, prowadząc ukochanego w kierunku brzegu, stamtąd z kolei wolnym spacerkiem zaczęli piąć się po wzgórzu, wciąż trzymając się za ręce i rozglądając wokół.

- Właściwie to planowałem cię tu narysować – wyznał Jayden.- Ale jednak jest za zimno, ręce mi zmarzły.

- Możesz mnie narysować w domu – zauważył Benjamin.- A tło dorysować z pamięci.

- To nie to samo – odparł O'Neill, krzywiąc się z uśmiechem.- Wolę dokładnie oddać rzeczywistość, kiedy rysuję. Ale skoro już o tym wspomniałeś, to właściwie z chęcią narysowałbym cię w domu. Może w fotelu, pod puchowym kocem, z kubkiem gorącej herbaty obok na stoliczku i książką w dłoniach?

- Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażony, jeśli powiem ci, że moim zdaniem ta wizja jest o wiele lepsza, niż pozowanie na śniegu?

- Pod kocem powinieneś być kompletnie nagi...

- Może usiądę na kuli ze śniegu o tam, pod tym drzewem?- zaproponował natychmiast Benjamin. Chłopcy roześmiali się wesoło.- A tak poważnie, chcesz mnie narysować, Jayden?

- Jeśli nie masz nic przeciwko – odparł. Dotarli już do motocykla i teraz O'Neill zgarniał z niego samotne płatki śniegu.

- Chyba nie...- odparł Benjamin, wzruszając ramionami.- Jeśli tylko ta nagość pod kocem była żartem.

- Była – odparł ze śmiechem O'Neill.- Chociaż ja tam mógłbym narysować cię i bez ciuchów...

Collins tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, zakładając podany mu kask. Ponieważ Jayden odbezpieczył motocykl i obrócił go w kierunku szosy, chłopak poczekał, aż zajmie miejsce, a następnie usiadł za O'Neillem.

- Dzisiaj?- zapytał cicho, przytulając się do niego.

- Kiedy tylko zechcesz – odparł Jayden, obracając ku niemu głowę i kładąc dłoń na jego kolanie.- Pocałowałbym cię, ale w kasku to niemożliwe, więc...

- Więc zrobisz to w domu – stwierdził z uśmiechem Benjamin.

- Do czyjego chcesz jechać?

Collins zawahał się.

- Do twojego – odparł w końcu. U Jaydena będą mieli tyle czasu, ile zapragną, a u Benjamina mogą zjawić się zbyt wcześnie rodzice.

O'Neill skinął głową, lekko zaciskając dłoń na udzie swojego chłopaka. Odwrócił się, by odpalić silnik, lecz wtem usłyszał ciche pytanie Benjamina, które zmieniło krew w jego żyłach na wrzącą lawę.

- Myślisz, że będę mógł zostać na noc?

Jayden przełknął ciężko ślinę, walcząc z uśmiechem.

- Myślę, że nawet na dwie – odparł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń