Zapomniawszy bez reszty o posiłku i grzańcu, na które mieli jechać, Jayden i Benjamin od razu wyruszyli w trwającą ponad godzinę podróż do ciasnego acz przytulnego gniazdka O'Neilla. Po drodze natknęli się na korki, ale dzięki temu, że Jayden potrafił mistrzowsko prowadzić swój motocykl (za co Collins w duchu go podziwiał), wiele razy udało im się wysforować na przód ciągnących się kolejek. Jedyną przeszkodę, jakiej nie potrafili pokonać dzięki umiejętnościom Jaydena, była sygnalizacja świetlna, choć O'Neill uparcie próbował mamrotać pod nosem zaklęcia.
W końcu jednak dotarli do celu swojej podróży. Przemarznięci, wspięli się po schodach na piętro i przeszli korytarzem pod drzwi mieszkania Jaydena, trzeszcząc równie zmarzniętymi ubraniami.
- Nigdy więcej nie dam się namówić na przejażdżkę zimą – oznajmił Benjamin, szczękając zębami.
- Nie było tak źle – stwierdził w odpowiedzi Jayden, próbując sztywną z zimna dłonią przekręcić klucz w zamku.- Wierz mi, jeździłem w gorszych warunkach pogodowych. Zaraz się rozgrzejemy.
Chłopcy weszli do mieszkania i od razu zrzucili ze stóp, jak obaj myśleli, cegły lodu, będące w rzeczywistości ich butami, a także kurtki, czapki i rękawiczki. Zostawiwszy wszystko w miniaturowym korytarzyku, przeszli do kuchni, gdzie Jayden od razu nastawił wodę na herbatę i sprawdził, czy kaloryfer pod ścianą ogrzewa pomieszczenie z całą swoją mocą.
Benjamin tymczasem przycupnął na krześle przy stole i zaczął pocierać dłońmi o ramiona. Co prawda miał na sobie całkiem gruby, szary sweter, ale i tak było mu niemożliwie zimno i cały się trząsł.
- Aż tak źle?- zwrócił się do niego Jayden, szykując kubki i torebki czerwonej herbaty z dodatkiem pomarańczy i miodu – jego zdaniem najlepszej do odmrażania wnętrzności.
- No cóż, mam mniej mięśni od ciebie, więc nie wytwarzają tyle ciepła, co twoje – stwierdził z niejakim rozbawieniem Collins.
Jayden spojrzał na niego z zainteresowaniem, odwracając się ku niemu i opierając tyłkiem o kuchenne szafki. Uśmiechnął się do niego czarująco, po czym pochylił lekko i, chwyciwszy jego dłoń, przyciągnął go do siebie, zmuszając przy okazji do wstania.
- Chodź tu – powiedział, jakby nie zauważył, że Benjamin aktualnie już był obok niego.- Z chęcią użyczę ci moich mięśni.
Collins zaśmiał się lekko, z chęcią przystając na propozycję. Objął swojego chłopaka, kładąc dłonie na jego łopatkach i opierając podbródek o jego lewe ramię (co nie było tak wygodne, jakby sobie tego życzył, gdyż Jayden był od niego odrobinkę niższy). Oparłszy zimne ucho o ciepły policzek Jaydena, chłopak westchnął lekko.
O'Neill również go objął, wdychając nozdrzami zapach szarego sweterka Benjamina. Przy okazji poruszał dłońmi po jego ramionach i plecach, chcąc go dodatkowo rozgrzać. Jego zdaniem sama obecność Collinsa ocieplała całe mieszkanie, a w szczególności ten mały kącik pod jego żebrami.
- I co, lepiej?- zagadnął Jayden.
- Hmm...- Benjamin uśmiechnął się pod nosem.- Myślałem, że twój naturalny kaloryfer dorówna temu pod ścianą.
- A nie dorównuje?
- Na ile ustawiłeś ten pod ścianą?
- Na szóstkę.
- To twój jest gdzieś na trójce.
O'Neill parsknął cicho śmiechem, potrząsając głową. Ponieważ obok niego czajnik zaczął już cicho gwizdać, chłopcy zostali zmuszeni do odsunięcia się od siebie. Jayden zalał kubki wrzątkiem, a potem skinął na swojego chłopaka i razem przeszli do sypialni O'Neilla.
Benjamin od razu rozsiadł się na narożniku, Jayden z kolei najpierw zaopatrzył ich w gruby koc i przy okazji zgarnął z wnętrza nocnej szafki swój szkicownik, formatu mniej więcej A3.
- Możesz obejrzeć – powiedział, kładąc go na nogach Collinsa, które ten zgiął akurat w kolanach, by schować pod kocem także zmarznięte stopy.
Zielonooki poczekał, aż Jayden ułoży się obok niego, nie chciał bowiem przypadkiem rozlać na szkicownik herbatę, którą trzymał w prawej dłoni. Dopiero wówczas z oczywistym zainteresowaniem otworzył szkicownik.
Pierwsza praca mile go zaskoczyła. Wcale nie przedstawiała krajobrazu, jak się spodziewał, tylko wielkiego motyla przycupniętego na kwiecie (nie wiedział jakim, bo się na nich nie znał, ale wyglądał jak jeden z wielu kwiatów rosnących na polach i łąkach). Rysunek był bardzo szczegółowy; choć wykonany przy pomocy samego tylko ołówka, został tak umiejętnie wycieniowany, że Benjamin bez trudu był w stanie wyobrazić sobie gdzie zaczynał się i gdzie kończył jeden kolor. Na jego skrzydełkach, charakterystycznie postrzępionych, widać było subtelne i mocniejsze zarysy linii.
Benjamin uśmiechnął się, chłonąc spojrzeniem rysunek, podczas gdy jego chłopak tuż obok chłonął spojrzeniem jego. Czekał na jakąś opinię, słowa krytyki lub uznania, ale Collins zamiast tego przewrócił kartkę i zaczął przyglądać się następnemu rysunkowi – tym razem widokowi kilku małych, uroczych domków, widocznych jakby ze wzgórza. Także i tutaj mnóstwo było detali i szczegółów, Jayden zadbał nawet o maleńkie pęknięcia farby na obramowaniach okien.
Kolejny rysunek wprawił Benjamina w dziwnie nieprzyjemne zaskoczenie, które starał się zamaskować uśmiechem i sceptycznie uniesionymi brwiami – Jaydena zaś przyprawiło o bardzo głębokie rumieńce.
Rysunek przedstawiał młodą dziewczynę – bardzo ładną i bardzo nagą. Siedziała na czymś z pewnością miękkim, gdyż widać było pofałdowania jedwabiu czy czegoś (może była to pościel na łóżku?) i z lekko przechyloną głową wpatrywała się w coś po jej prawej stronie, czego z perspektywy Benjamina nie było widać.
Jayden na śmierć zapomniał o tym rysunku.
- Twoja dziewczyna?- zagadnął Benjamin spokojnie, wciąż z fałszywym uśmiechem na ustach, przesuwając wzrokiem po krągłych piersiach, lekko sterczących sutkach i kończąc na wysokości brzucha, gdzie kończył się sam rysunek.
- Nie – bąknął O'Neill.- Taka tam... z wyobraźni.
Collins zerknął na swojego chłopaka sceptycznie, nie do końca mu wierząc. Postanowił jednak nie dyskutować na ten temat i zaczął przeglądać dalej rysunki, a żeby uniknąć kłopotliwego milczenia, zdecydował się w końcu wyrazić jakąś opinię:
- Pięknie rysujesz – powiedział.- Widać, że lubisz dbać o szczegóły. Nie myślałeś o tym, żeby kolorować te rysunki? Nie mówię, że takie są złe, sam ołówek też robi wrażenie.
- Żeby wyglądały dobrze, musiałbym kupić profesjonalne kredki – stwierdził Jayden, krzywiąc się lekko.- Lubię rysować, ale nie aż tak, żeby wydawać fortunę na dobre kredki, które zadowoliłyby moje „artystyczne oko”.
- Rozumiem.
Jayden przyglądał się swojemu chłopakowi z odrobiną zaniepokojenia. Nie mógł sobie przypomnieć, czy tamta goła babka była jedyną w tym szkicowniku, czy może jakimś nieszczęśliwym trafem będzie ich tam więcej, a nie chciał nieporozumień między nim a Benem.
Poza tym chyba nadszedł czas, by wyjaśnić coś sobie i sprostować pewne głupie plotki...
- Słuchaj, Ben...- zaczął Jayden, pocierając dłonią kark.- Nie masz nic przeciwko, żebym cię tak nazywał, prawda?
- Pewnie, że nie – odparł, nieco zaskoczony. Dopiero teraz zauważył, że Jayden rzeczywiście nigdy wcześniej nie zwracał się do niego skróconą wersją jego imienia.
- No więc... ekhem... na pewno słyszałeś o mnie różne plotki – ciągnął dalej O'Neill. Zagryzł lekko wargę, nie wiedząc do końca, jak ubrać w słowa swoje myśli.- Nigdy nie próbowałem im zaprzeczać czy je potwierdzać, bo opinia publiczna od zawsze gówno mnie obchodziła, ale nie chcę, żebyś uważał o mnie to, co za pewne większość dziewczyn. Znaczy się...- Jayden podrapał się po głowie, czerwieniąc.- Jeśli uważasz, że jestem dobry w łóżku i zabójczo przystojny, to bardzo dziękuję i jestem zaszczycony...
- Jayden, na litość boską, do rzeczy – parsknął z rozbawieniem Benjamin. Oczywiście, nie miał zamiaru przyznać się, że rzeczywiście uważał Jaydena za zabójczo przystojnego. Co do tego drugiego... cóż, nie miał jeszcze zdania.
- Chodzi o te dziewczyny, z którymi rzekomo spałem – mruknął Jayden z zażenowaniem.- Wcale nie było ich tak dużo. Niektóre twierdzą, że spędziły ze mną noc, potrafią nawet ze szczegółami godnymi pornosa opisać, co robiliśmy, ale to czyste kłamstwa.
- Więc...- Collins usilnie starał się zachować na twarzy powagę.- Wcale nie masz trójkąta z pieprzyków na prawym pośladku?
Jayden westchnął ciężko, spoglądając na swojego ukochanego z odrobiną dezaprobaty ale i rozbawienia.
- Mam – mruknął niechętnie.- Ale o takich rzeczach nietrudno się dowiedzieć. A ty gdzie to usłyszałeś?- dodał, marszcząc brwi.
- Na imprezie urodzinowej Zacka.- Benjamin wzruszył ramionami.- Były tam jakieś dwie laski. Jedna z nich opowiadała drugiej, co z tobą wyczyniała.
- Pewnie szybko się te plotki nie skończą – westchnął ciężko Jayden.- A ja nie jestem taki głupi, jak jacyś tam bohaterowie powieści romantycznych, i chcę ustalić z tobą pewne fakty: nie mam nikogo prócz ciebie, nie flirtuję z co ładniejszą laską i nie sypiam po pijanemu z kim popadnie. Okej, z tobą się przespałem – dodał pospiesznie, czerwieniąc się na samo wspomnienie.- Ale to co innego, bo nas połączyło czyste przeznaczenie...
- Jasne – parsknął Benjamin, ale uśmiechnął się.- W porządku, Jay. Nie masz nic przeciwko, żebym tak cię nazywał?
- Absolutnie – zapewnił, wgapiając się w niego niemal z uwielbieniem.
- Wierzę w twoją szczerość i dobre intencje – zapewnił Benjamin, łapiąc swojego chłopaka za rękę i ściskając ją lekko.- Myślę, że poznałem cię już na tyle dobrze, by wiedzieć, do czego jesteś zdolny, a do czego nie. A tak z czystej ciekawości – dodał niby mimochodem, choć to pytanie spalało jego szare komórki już od dobrego miesiąca.- Dużo miałeś tych dziewczyn?
- Na pewno nie tyle, ile mi się zarzuca – westchnął, zrezygnowany.- Jakby plotki były prawdą, to musiałbym zaliczać od dwunastego roku życia i to średnio jedną laskę na miesiąc.- Milczał chwilę, nim podjął dalej:- Może wyglądam na takiego, co by liczył zamoczenia, albo zapisywał sobie w pamiętniczku imiona każdej po kolei, ale prawda jest taka, że mam na to wyrąbane. Nie chciałbym, żebyś wyobrażał sobie, że jestem nie wiadomo jakim żigolakiem. Miałem może trzy dziewczyny na dłużej niż miesiąc i parę przelotnych. Nie było ich więcej niż dziesięć.
Benjamin pokiwał głową. Z jednej strony trochę mu ulżyło, że liczba nie wynosiła więcej niż dwóch cyfr obok siebie (choć czasami wydawało mu się, że będą to trzy). Z drugiej zaś, to wciąż było sporo dziewczyn, a w porównaniu do niego to bardzo dużo.
- I nie było wśród nich takiej, w której się zakochałeś?- Benjamin pamiętał, że Jayden twierdził, iż nigdy wcześniej nie czuł się tak, jak z nim; że Collins był jego pierwszą miłością.
- Nie – odparł Jayden pewnym tonem.- Chwilowe zauroczenia, to wszystko. Skupiające się, zresztą, na popędzie seksualnym – dodał, krzywiąc się.- Teraz jestem bardziej wymagający. Jeśli mój wybranek nie jest prawie rudy, nie ma zielonych oczu, piegów, nie jest chudy i nie chodzi w uroczych sweterkach, ani jego imię nie zaczyna się na literę „Benjamin”, to nie dostaje się nawet na casting. A rola jest tylko jedna – dodał z powagą.- Byle komu jej nie dam.
- „Benjamin” to nie litera – powiedział cicho Collins, uśmiechając się pod nosem, mile połechtany usłyszanymi wymogami swojego chłopaka.
- Druga z kolei w alfabecie miłości – oznajmił stanowczo O'Neill.
- Ach tak?- Benjamin uniósł brew z uśmieszkiem.- Z chęcią posłucham tego alfabetu. No, dawaj.
- A, Anorektyk – zaczął recytować Jayden.- B, Benjamin. C, Collins, choć czyta się jak „K”. D...- O'Neill uciekł wzrokiem na bok, myśląc gorączkowo.- Dobry! E... yy... Empatyczny... No, w każdym razie potem jest też K, Kochany, P, Piegi, i o, uwaga, bo to dwuczłonowe – Z, Zielone oczy!
- Okej, wystarczy, chyba domyślę się reszty – roześmiał się Benjamin, szczerze ubawiony. Nagrodził swojego chłopaka krótkim pocałunkiem.- Tylko ty potrafisz wymyślać takie rzeczy. Najpierw programy telewizyjne, teraz alfabet?
- Myślę, że mam w zanadrzu jeszcze parę takich pomysłów.
- Zaprezentujesz mi je? Bo aż jestem ciekaw.
- Hmm, jasne.- Jayden pokiwał głową, po czym uśmiechnął się pięknie.- Ale za odpowiednią opłatą.
Benjamin znów się roześmiał, rumieniąc lekko. Odłożył kubek na stolik nocny, udając przed samym sobą, że wcale nie robi tego, bo może zdarzyć się coś, w czym kubek ów będzie przeszkadzał, ale dlatego, że po prostu nie chce mu się już pić herbaty, choć sporo jej jeszcze zostało.
- To ile się należy za przedstawienie pierwszego pomysłu?
- Hmm... razem z VATem, będzie ze dwadzieścia pocałunków – stwierdził Jayden znawczym tonem.
- Mhm.- Benjamin uniósł brwi, spoglądając odruchowo na usta O'Neilla.- Przyjmujesz w ratach?
- Niestety, tylko całość i tylko do ust.- Jayden pokręcił głową z westchnieniem.
Collins musiał mocno zagryźć wargi, by nie uśmiechnąć się szeroko. W Jaydenie było coś takiego, że zawsze potrafił go rozbawić, zwłaszcza takimi głupotami jak ta wymiana zdań. I, co ważniejsze, jakimś sposobem Benjamin po prostu musiał mu ulec...
Przysunął do niego twarz (gdyż już i tak siedzieli bardzo blisko siebie), po czym złożył czuły pocałunek na jego ustach. Jayden uśmiechnął się leciutko, odpowiadając na pieszczotę. Przesunął pod kocem dłonią, kładąc ją najpierw na talii Benjamina, a później, kiedy pocałunków było już sześć czy siedem, na pośladek. Nie próbował go zuchwale ściskać czy klepać, raczej powoli i delikatnie gładził, jego zdaniem ledwie zauważalnie.
Benjamin jednak wcale nie uważał tego za ledwie zauważalne, czy raczej ledwie wyczuwalne. Dotyk dłoni Jaydena w takim miejscu (nawet jeśli przez materiał spodni) wprawiał go w podejrzanie przyjemny dreszczyk. Sprawny w ruchach język O'Neilla też zresztą robił swoje...
Chłopcy dawno już minęli piętnasty pocałunek, i żaden z nich nie kwapił się, by przerwać. Jayden raz po raz unosił nieznacznie powieki, by spojrzeć na Benjamina podczas tych powolnych, leniwych pieszczot. Nie wiedział, jak daleko może się posunąć, ale tego dnia miał wyjątkową ochotę na coś znacznie więcej, niż dotychczas...
Jednak Benjamin nie pozwolił mu na pierwszy krok. Poruszywszy się lekko, dotknął dłonią klatki piersiowej Jaydena i lekko na nią nacisnął, nakazując tym samym chłopakowi, by się położył. O'Neill opadł na plecy, prostując nogi, Collins natomiast usadowił się na nim i, przycupnąwszy na jego udach, pochylił się nad nim, by znów móc go pocałować.
Temperatura w pokoju zaczęła szybko rosnąć, wcześniejsze zmarznięcie w mik odeszło w niepamięć. Chłopców bez reszty pochłonęło nowe zajęcie, a już szczególnie angażował się Benjamin.
Być może to przez fakt, iż w końcu rozwiał swe obawy i dowiedział się, że w łóżku Jaydena wcale nie gościły całe legiony dziewczyn, a może przez zwykłe pragnienie ciepła i uczuć, doprawione dodatkowo faktem, że O'Neill był tak przystojny, sprawiły, że Benjamin tak ochoczo oddawał się tym słodkościom.
Pocałunkom nie było końca. Benjamin z zaskoczeniem odkrył, że zarost Jaydena, który czuje na wargach, wcale nie jest nieprzyjemny, wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej zachęcał, by go całować, by czuć to delikatnie drażniące drapanie. Gdyby Collins potrafił w obecnej chwili myśleć nieco trzeźwiej, pewnie spostrzegłby, że niespodziewanie przesunął usta i zaczął całować podbródek i policzki Jaydena, na co ten reagował westchnieniami i cichym, pełnym zadowolenia pomrukiwaniem.
Benjamin wkrótce począł badać ustami jego twarz i szyję. Ledwie musnął ją ustami, a O'Neill syknął cichutko, zaciskając dłonie na talii Benjamina.
Oho – pomyślał zielonooki – ktoś tu ma wrażliwą szyję.
Oczywiście, chłopak nie omieszkał to wykorzystać. Zaczął obsypywać pocałunkami szyję Jaydena, a to z prawej, a to z lewej strony – w zależności od tego w którą stronę O'Neill obrócił akurat głowę, śmiejąc się pod nosem i próbując uciec od łaskoczących pocałunków. Benjamin nie poddał się jednak, dopóki nie obcałował każdego skrawka skóry, potem zaś podniósł się i, odsunąwszy nieco koc, ściągnął z siebie sweter.
Na chwilę zanim to zrobił owszem, zawahał się, gdyż pod spodem miał tylko biały podkoszulek, odsłaniający jego ręce, na których widać było blizny z dzieciństwa. Ale po tym, co tego dnia powiedział mu Jayden, jakoś nie bardzo przejmował się tym, że chłopak ostatecznie je zobaczy.
Ale podkoszulka jednak nie ściągnął.
Jayden nie zareagował w żaden konkretny sposób, choć spojrzał na jego ręce. Podniósł się lekko, na tyle tylko, by móc wygodnie zrzucić z siebie swój sweter. Pod spodem nic nie miał, więc od razu zaświecił kaloryferem, tym razem grzejącym z pewnością „na szóstce”.
Ledwie zdążył na powrót się położyć, a Benjamin już obsypywał jego tors pocałunkami. O'Neill oddychał głęboko, czując jak cała przyjemność powoli kumuluje się u dołu, w jego kroczu, a nacisk na nagle stanowczo zbyt ciasne spodnie rośnie. Kiedy Collins dotarł do jego pępka, Jayden nie był już w stanie dalej powstrzymywać czającego się w gardle jęku; zakrył dłońmi usta, zażenowany swą reakcją, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak ucieszyła ona Benjamina.
Collins skłamałby, gdyby sądził, że wcale się nie denerwuje. Oszukałby sam siebie, twierdząc, że dłonie wcale mu nie drżały, kiedy odpinał pasek spodni Jaydena. Wcześniej, kiedy zabierali się do tego punktu, nie zwracali na nic uwagi i szło im to szybko i sprawnie, nawet Benjaminowi...
Ale teraz Collins postanowił zrobić coś innego... Coś, czego Jayden się nie spodziewał.
Zielonooki w końcu uporał się z dziwnie protestującym paskiem, a następnie ze zdecydowanie bardziej chętnym do rozpięcia rozporkiem. Wkrótce spodnie Jaydena odfrunęły, ukazując nabrzmiałe bokserki. Benjamin zerknął pospiesznie na twarzy swojego chłopaka, ale okazało się, że O'Neill zasłonił ją ramieniem. Jego klatka piersiowa poruszała się rytmicznie, kiedy oddychał coraz głębiej, reagując na dotyk.
Collins pewnie spaliłby się ze wstydu, gdyby nie był nakręcony. Odsunął materiał bokserek Jaydena, a kiedy ten lekko uniósł biodra, zielonooki zsunął je do końca, by dokonały tego samego żywota co wcześniej spodnie.
Benjamin chwycił w dłoń członka Jaydena, po czym zaczął go pieścić łagodnymi ruchami. Jemu samemu było podwójnie gorąco, po pierwsze ze względu na to, że wciąż był ubrany, a po drugie z powodu tego, co zamierzał.
Trochę bał się reakcji Jaydena... A jeśli mu przerwie? Jeśli go odepchnie i skrzywi się? Może powinien jednak go uprzedzić, albo dać znać...?
A, walić to – pomyślał chłopak z odrobiną rezygnacji. Najwyżej wyjdzie na skończonego kretyna.
Odsunął się jeszcze kawałek do tyłu, by było mu wygodniej, po czym pochylił się i wsunął członka Jaydena do ust.
- Uhh, Ben...!- wyjąkał O'Neill z zaskoczeniem, wciągając raptownie powietrze i odsuwając ramię. Uniósł się na łokciu, zagryzając mocno wargę i wpatrując się w swojego chłopaka.- Nie musisz... nie chcę cię zmuszać...
Collins wypuścił jego penisa z ust, ale nie śmiał spojrzeć na swojego chłopaka.
- Nie przypominam sobie, żebyś mnie zmuszał.
- N-no tak, a-ale... ale wiem, że...
- Zamknij się, Jay – westchnął ciężko Benjamin, po czym wrócił do przerwanego zajęcia.
Nie było tak źle, jak mu się wydawało, że będzie. W smaku członek Jaydena nie różnił się przesadnie od smaku skóry na przykład na ręce, choć wydawał się bardziej słony. Jeśli chodziło zaś o zapach to... szczerze mówiąc, Benjamin wyczuwał proszek do prania, może to przez bieliznę? Co więcej, teraz penis Jaydena przestał wydawać mu się taki duży; bez problemu mieścił się w ustach Collinsa, tak więc chłopak przestał się obawiać, że niechcący zahaczy go zębami.
Przeszło mu kiedyś przez myśl, że może powinien poćwiczyć na bananie, czy czymś podobnym, co mogłoby imitować członka (byle było jadalne), gdyż nie chciał się wygłupić, ale teraz stwierdził, że to byłoby głupkowate. Jeśli się wygłupi, to co z tego? Miał do tego prawo, był w końcu chłopakiem, i nigdy wcześniej nie miał partnera.
Poćwiczy na Jaydenie, prosta sprawa.
Na razie trening szedł mu całkiem dobrze. Choć nie mógł tego widzieć, bo zdecydowanie nie chciał patrzeć na O'Neilla, chłopak czerwienił się jak cegła i wpatrywał w czynioną przez niego czynność z najwyższym uwielbieniem i rozkoszą malującą się na twarzy, a przyjemność potwierdzały dodatkowo słyszane już bardzo wyraźnie pojękiwanie i westchnienia.
Jayden starał się wytrzymać w tej pozycji, jednak gdy przyjemność zaczęła dosięgać zenitu, jego łokcie zaczęły podejrzanie drżeć, aż w końcu w ogóle zabrakło w nich siły i chłopak opadł bezradnie na plecy. Uniósł jednak lekko głowę, jedną dłoń wsuwając w czuprynę kasztanowych, prawie rudych włosów Collinsa. Nie próbował go ani popędzać ani spowalniać, chciał go po prostu dotykać.
O'Neill miał wrażenie, jakby zanurzał członka w lawie... Było tak mokro i tak gorąco, już dawno zapomniał, jakie to przyjemne uczucie, kiedy ktoś mu obciągał, a że teraz robił to chłopak, którego zdecydowanie kochał, rozkosz była podwójna, o ile nie podziesiętna, jego zdaniem!
Jayden był tak pochłonięty oddawaniem się ustom Benjamina, iż nawet nie przyszło mu do głowy uprzedzić go, że zaczyna dochodzić. A przecież sam, gdzieś tam w odmętach rozsądku był świadom, że dla niego to pierwszy raz i może być, o ile nie zaskoczony, to, co gorsza, zniesmaczony, gdy Jayden spuści się do jego ust...
No, ale było już po ptokach.
Benjamin nie zdążył w porę się odsunąć, ale kiedy poczuł na języku wytrysk, wypuścił członka Jaydena z ust i sprawnie dokończył dzieła dłonią, podczas gdy Jayden starał się stłumić jęki. Jedyne, czego nie był w stanie stłumić, to nerwowego wyginania bioder.
Po chwili jednak padł jak wycieńczony, oddychając głęboko i uspokajając powoli oddech. Benjamin przez chwilę wiercił się w miejscu, bo sam był podniecony do granic możliwości. Chciał nawet dyskretnie upomnieć się Jaydenowi, kiedy ten nagle zerwał się do pozycji siedzącej i zaatakował go, wpijając się w jego usta.
- Mmmf!- mufnął jedynie Benjamin, przybity do oparcia narożnika.
- Kocham cię – wyszeptał gorączkowo Jayden, po czym znów go pocałował.- Kocham cię. Kocham cię.- Teraz zaczął obcałowywać całą jego twarz.- Kocham cię, kocham cię, kocham cię!
- Jayden, usta ci odpadną...!- zaśmiał się Collins.
- Chodź tu – powiedział Jayden, jakby nie zauważył, że przecież siedzi na Benjaminie.
Pocałował go namiętnie i z uczuciem, już szarpiąc się z paskiem jego spodni. Po chwili niemal zerwał je z niego, przez co zielonooki pomyślał z niepokojem, że Jayden planuje go brutalnie posiąść, ale O'Neillowi chyba również przyszło to do głowy, bo przy ściąganiu bokserek Benjamina już się opamiętał i zrobił to spokojniej, prawie po dżentelmeńsku (o ile w takiej sytuacji można być dżentelmenem).
Najwyraźniej przeczuwał, że Benjamin nie pozwoli ściągnąć z siebie podkoszulka, dlatego też zostawił go w spokoju. Zsunął się z narożnika, by klęknąć na podłodze, odgarnął do tyłu włosy i chwycił pewnie w dłoń penisa Collinsa. Zielonooki wpatrzył się w niego, rumiany na twarzy, a ponieważ Jayden był na tyle odważny iż nie unikał kontaktu wzrokowego, wkrótce policzki Benjamina niemal płonęły żywym ogniem.
Jayden, który do tego momentu czuł się pewny siebie i odważny, teraz nagle zdał sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia, co robić. No, obciągnąć, jasne – ale jak? Powoli? Szybko? Mocno? Łagodnie? Trzymać członka w ustach, czy może przesuwać po nim językiem jak po lodzie? A może skupić się na jądrach? Polizać je, czy possać, a może pomiętosić dłonią?
Obciąganie naprawdę było aż tak rozległą sztuką?! Czemu wcześniej nie poczytał na ten temat na necie?! Przecież chciał to zrobić od dawna (no, bardziej jednak chciał, żeby Benjamin zrobił to jemu)!
Spojrzał w zielone oczy Collinsa, teraz ukryte za czymś w rodzaju mgiełki. Chłopak rozsunął ochoczo nogi, wsuwając obie dłonie we włosy swego kochanka. I nagle Jayden wiedział już, co robić.
Powoli wysunął członka Benjamina z ust, całując na koniec jego czubek. Ponownie wsunął go do ust, stanowczo, ale nieśpiesznie, starając się mocno nawilżyć go śliną. Niestety w takiej pozycji nie był w stanie cały czas patrzeć w oczy ukochanego, więc od czasu do czasu zamykał swoje, rozkoszując się chwilą.
Tak. Dla niego to było coś niesamowitego. Coś pięknego. Od samego początku starał się uszczęśliwiać Benjamina, ale to, co tego dnia zrobili, znaczyło coś wyjątkowego. Było to coś w rodzaju deklaracji. Koniec z nieśmiałym i niepewnym przysłowiowym waleniem sobie konia. Koniec z trzymaniem uczuć i emocji na wodzy. Od teraz stanowili prawdziwą parę, taką, dla której nagość przestaje być czymś krępującym; taką, która jest wobec siebie szczera i nie ukrywa niczego przed sobą nawzajem.
Benjamin był teraz nie tylko „chłopakiem” Jaydena, ale też jego „partnerem”, „kochankiem”.
Bo że miłością życia, to wiadomo od początku.
Tak więc Jayden odnalazł właściwą ścieżkę sprawienia swojemu partnerowi przyjemności i ochoczo i z oddaniem przystąpił do działania. Niespiesznie, ale intensywnie – to było niemal jego motto. Raz po raz spoglądał na twarz Benjamina, by upewnić się, że jest mu dobrze, choć w gruncie rzeczy niewiele widział, gdyż Collins zasłonił sobie usta i nos dłońmi, aby stłumić przyspieszony oddech, zmysłowe westchnienia i podniecające jęki (na których Jaydenowi bardzo zależało, szczególnie po tym, co zrobił z nim samym Benjamin).
Ponieważ Jayden mimo wszystko wciąż spoglądał uważnie na Collinsa, wiedział mniej więcej, że chłopak zaczyna dochodzić. Przez chwilę był zdecydowany przyjąć wszystko do ust i nawet połknąć, ale po szybkim namyśle doszedł do wniosku, że może tym za bardzo zawstydzić Benjamina, poza tym nie wiedział, czy przypadkiem nie wypluje jego spermy, albo co gorsza się nią nie zakrztusi!
Dlatego też kiedy zauważył oznaki nadchodzącego orgazmu, Jayden z charakterystycznym odgłosem wysunął członka Benjamina z ust, po czym zaczął kończyć dłonią, zaciskając ją lekko na penisie. Collins odrzucił do tyłu głowę, dochodząc, przez co Jayden nie miał już tak dobrego widoku na jego twarz. Zadowolił się jednak widokiem reszty jego ciała, szczególnie tych partii, które dopiero co miał w ustach – a kiedy było już po wszystkim, z drobnym uśmieszkiem na twarzy zlizał odrobinę spermy z czubka członka Collinsa.
Jayden skłamałby mówiąc, że nie było w nim odrobinki nadziei, że teraz to Benjamin powie mu, że go kocha. Nie był jednak głupiutki i wiedział, że jego chłopak, choć z pewnością żywi do niego ciepłe uczucia, i to innego rodzaju niż przyjaźń, to jednak nie jest to jeszcze miłość. Wierzył jednak, że pewnego dnia to się zmieni.
Usiadł z westchnieniem obok ukochanego, cmokając go w policzek. Collins odwrócił ku niemu głowę i z lekkim, trochę nieśmiałym uśmiechem pocałował go. To było ledwie muśnięcie warg – no, może takie trochę solidniejsze muśnięcie, bo było je wyraźnie czuć – lecz w Jaydenie rozpaliło cały wulkan uczuć.
Chciał powtórzyć Benjaminowi poprzednie wyznanie... Tak długo się wstrzymywał! Naprawdę go kochał, był tego tak absolutnie pewien jak tego, że przy ściąganiu mu spodni rozerwał mu guzik (choć Benjamin chyba tego nie zauważył).
Ale nie chciał go peszyć, ani wprawiać w zakłopotanie. Tak więc wciąż musiał trzymać to uczucie na wodzy.
- Jesteś może głodny?- zapytał mrukliwie.
- Hmm...- Benjamin chyba zaczął nasłuchiwać swojego brzucha.- Trochę. No, zjadłbym coś.
- Zobaczę, co mam w lodówce i coś nam upichcę.
- A masz może jabłka?
- Nie.- Jayden potrząsnął głową.- Ale mogę skoczyć do sklepu, jeśli masz na nie ochotę.
- Nie musisz – westchnął Collins, przeciągając się lekko.- Pytam, bo pomyślałem, że zrobię ci naleśniki jabłczane. To moja specjalność, Veronica za nimi szaleje.
- Hm.- Jayden zacisnął lekko usta, trochę niezadowolony, że Benjamin wspomina jakąś dziewczynę, kiedy obaj leżą półnadzy. No, w sumie to tylko Collins był półnagi. Chyba że liczyć skarpetki Jaydena, które ten ciągle na sobie miał, ale wówczas O'Neill byłby raczej ćwierćnagi. Nieważne.- W takim razie skoczę do sklepu. Z chęcią spróbuję twoich naleśników. I kupię bitą śmietanę.- Żebyś mógł napisać nią moje imię na naleśniku, dodał zjadliwie w myślach, wyobrażając sobie, jak przesadnie delektuje się naleśnikiem na oczach przyjaciółki Benjamina.
- Nie musisz się kłopotać, jest zimno na dworze – powiedział Collins, przysuwając się do Jaydena i całując go, co bardzo przypadło chłopakowi do gustu.- Innym razem ci je zrobię.
- Mmm... A zostajesz na noc?- wymamrotał Jayden, zauroczony nim bez reszty.
- Zadzwonię do rodziców.- Ben pokiwał lekko głową.- Myślę, że się zgodzą.
- W takim razie pójdę po te jabłka i dostanę twoje naleśniki na romantyczne śniadanie – stwierdził z uśmieszkiem Jayden.
- Hmm, no dobrze.- Collins zagryzł wargę, ale nie udało mu się powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.- Ale w zamian za to, ty zrobisz mi tę swoją sławną jajecznicę z bekonem.
- Wedle życzenia.- Jayden pochylił głowę niby w ukłonie, uśmiechając się szeroko. Kiedy na powrót ją uniósł, skradł swojemu chłopakowi całusa.- No to nie traćmy czasu. Dzwoń do rodziców, a ja może coś na siebie w końcu założę...
- Hmhm.
Benjamin uśmiechnął się podejrzanie, ale nie powiedział nic, tylko sięgnął po swoje spodnie, z których następnie wyciągnął komórkę. Kiedy on pisał wiadomość do rodziców, biedny Jayden musiał przewędrować prawie cały swój pokój, by dotrzeć do porzuconych spodni i bielizny. W momencie kiedy chłopak, ledwie powstrzymując się od gwizdania, zapinał dżinsy, usłyszał za sobą głos ukochanego:
- Jay...?
- No, co tam?- zapytał wesoło, szczęśliwy, że Collins zaczął się zwracać do niego w ten sposób, i chyba nie wyczuwając w tonie jego głosu ostrzegawczej nuty.
- … Rozwaliłeś mi moje ulubione spodnie.
O'Neill znieruchomiał, ciężko przełykając ślinę.
Cholera jasna.
A było tak pięknie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz