Tym razem Benjamin Collins nie uciekł z objęć Jaydena O’Neill’a.
Kiedy sobotnim rankiem zielonooki obudził się w ramionach swojego chłopaka, jego pierwszą myślą było „zostaję tu do usranej śmierci” – czyli zupełne przeciwieństwo tego, co myślał, gdy obudził się po imprezie urodzinowej Zacka, bo wówczas w jego głowie rozbrzmiewał alarm: „byle nie obudzić tego dupka, kiedy będę zwiewał”.
Teraz ten dupek za jego plecami był jego dupkiem, a przy okazji jego dupka również była „jego” dupką. Ciężkie, muskularne ramię Jaydena otaczało jego talię niemal opiekuńczo, ale i trochę władczo, jakby nawet w trakcie snu O’Neill podkreślał, że należą do siebie.
Benjaminowi było przyjemnie ciepło. Zakopany niemal po same uszy pod kołdrą, z półprzymkniętymi oczami wylegiwał się na rozłożonym wczorajszego wieczora narożniku, na którym działo się sporo rzeczy. Na samą myśl poczuł, że jego policzki rumienią się, a członek drga między jego udami, jakby przyznawał mu, że owszem, to, co działo się wczoraj, było naprawdę dobre.
Jayden leżał za nim, przytulony do jego pleców, z twarzą wtuloną w jego kark – Benjamin czuł na nim cichutki, spokojny i rytmiczny oddech chłopaka. Ta prosta chwila sprawiała mu swego rodzaju rozkosz: czuł się błogo, bezpiecznie i bardzo komfortowo.
Pozwolił, by ta chwila trwała jeszcze kilkanaście minut, a kiedy żołądek Collinsa zaczął coraz głośniej protestować i domagać się jedzenia, Ben powoli i ostrożnie obrócił się ku Jaydenowi. Zastanawiał się, czy obudzić go normalnie, jak facet faceta, czyli rąbnąć go pięścią w twarz albo podbrzusze; jak gość swojego gospodarza, szturchając za ramię; czy może jak chłopak swojego chłopaka, czyli pocałunkiem, głaskaniem albo innego rodzaju pieszczotą.
Jego rozmyślania na moment przerwało uczucie przerażenia, gdy po odwróceniu się odkrył, że Jayden nie ma głowy. Zaraz jednak zreflektował się i zrozumiał, że podczas obracania się i podciągania kołdry pod brodę, zakrył całego O’Neilla. Był w końcu nieco wyższy od niego, a że to on z jakiegoś powodu robił za małą łyżeczkę, Jayden był ułożony po prostu za nisko, zwłaszcza że pochylał głowę ku niemu.
Benjamin z troską odsunął kołdrę i poprawił ją, układając na ramieniu Jay’a. Spojrzał na jego spokojną twarz i nic nie mógł poradzić na to, że kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
Ależ ten drań był przystojny! Jego idealnie zarysowana szczęka była gładko ogolona; długie ciemne rzęsy kładły się cieniem na policzkach. Collins czasami mu ich trochę zazdrościł – jego były rude i ledwie widoczne na tle bladej cery. Mimo wszystko jednak przyjemnie było poobserwować Jaydena bez jego wiedzy.
Miał ochotę go dotknąć, ale nie chciał go jeszcze budzić. Kiedy po urodzinach Zacka pierwszy raz spojrzał na Jaydena i odkrył, że to z nim przespał się tamtej nocy, jego reakcja była zgoła inna – odruchowo szukał w pokoju czegoś ciężkiego, czym mógłby zaczął okładać O’Neilla do tego stopnia i z taką siłą, by wywołać u niego amnezję. Teraz jednak życzyłby sobie, aby Jay dalej spał spokojnie, bo pierwszy raz widział go tak… niewinnego.
Bezbronnego.
Bez znaczących uśmiechów, bez zalotnych spojrzeń, bez flirciarskich tekstów. Bez wgapiania się w Bena jak w obrazek, bez wsłuchiwania się z najwyższą uwagą w każde jego słowo. Po prostu tylko on i spokojny sen.
Spokojny Jay.
Śpiący Jay.
Cichy Jay.
Szkoda tylko, że atmosferę psuł burczący z żałością brzuch Benjamina Collinsa.
Poirytowany chłopak, rozumiejąc, że prędzej czy później albo on albo jego żołądek obudzą Jay’a, postanowił wstać ostrożnie, ubrać się i przygotować dla swojego chłopaka obiecane śniadanie. Poprzedniego wieczora Jayden specjalnie wyszedł na mróz, by kupić jabłka, podstawowy składnik jabłczanych naleśników, które Ben wykonywał mistrzowsko, i chłopak nie chciał, by jego starania poszły w las. Zwłaszcza, że po wczorajszych słodkich (a jakby się przyczepić to słonych) chwilach, Jayden zasługiwał na nagrodę.
Udało mu się podnieść z narożnika tak, by nie zbudzić chłopaka. Wsunął na siebie dżinsy (po wczorajszych szarpaniach godowych miały zepsuty zamek), zapiął pasek i narzucił na siebie ciepły wełniany sweter. Wyszedł cicho z sypialni i udał się prosto do kuchni.
Pogoda za oknem zwiastowała zbliżające się ocieplenie – najwyższa pora, jak uważał Benjamin. Miał już dość lodowatego wiatru i wyczuwalnego mrozu w powietrzu, tęsknił za słońcem i przyjemnym zapachem budzących się do życia kwiatków.
Starając się nie robić hałasu, zaczął szperać po szafkach w poszukiwaniu naczyń oraz składników na naleśniki. Nie zajęło mu to zbyt wiele czasu, ponieważ wyposażenie kuchni Jaydena było skromne, a samo pomieszczenie niewielkie. Przygotowawszy niezbędne produkty, miski oraz patelnię, podkasał rękawy i zabrał się do pracy.
Nie wiedział nawet, która była godzina. Czy Jayden należał do śpiochów? Pierwszy raz u niego nocował i choć znali się już kilka miesięcy, to przecież wciąż sporo o nim nie wiedział. Zastanawiało go, o której zwykle O’Neill wstaje? Lubi sobie pospać, czy może jest rannym ptaszkiem? Chociaż skoro to Benjamin wstał wcześniej, to może niekoniecznie. Z drugiej jednak strony, może po prostu Collins wstał ZA wcześnie.
Takie niewinne myśli krążyły po jego głowie, kiedy szykował ciasto na naleśniki oraz farsz własnego autorstwa, który składał się oczywiście z pokrojonych w kostkę jabłek, odrobiny cynamonu i brązowego cukru (Jayden miał tylko biały, więc użył tego). Oczywiście, były też dwa specjalne składniki, które były jego tajemnicą, a które można znaleźć w każdym domu, nawet Jaydenowym.
W kuchni już zaczął unosić się apetyczny zapach słodkiego śniadania. Ben całkiem szybko odnalazł się w nowym otoczeniu, w zasadzie czuł się niemal jak u siebie. Kiedy skończył przygotowania i zabrał się do smażenia cienkich naleśników, zaczął nawet cichutko nucić pod nosem.
Spodziewał się, że apetyczny zapach zbudzi Jaydena, ale niestety chłopak się przeliczył. Kiedy po kilkunastu minutach miał już przygotowane całe śniadanie i nawet posprzątane stanowisko, O’Neill nadal nie zjawiał się u progu, postanowił go sam obudzić.
Jayden wyglądał, jakby spanie było smaczniejsze od śniadania przygotowanego przez jego chłopaka. Nawet kiedy Collins usiadł ciężko na narożniku, wpatrując się z wyczekiwaniem w O’Neilla, ten nie ruszył nawet powieką.
- Jay?- spytał cicho Benjamin.
Zero reakcji.
- Jay!- Ben odezwał się nieco głośniej.
- Mm.- Jayden poruszył tylko głową, obracając ją w jego kierunku, ale spał dalej.
- Jayden, zrobiłem ci śniadanie – powiedział Ben zachęcająco.- Wstawaj, bo ostygnie…
- Mm-mm.- O’Neill znów poruszył głową i zmarszczył lekko brwi. Jego usta jakby lekko się nadymały.
- Jaaaydeeen – westchnął Ben, trącając delikatnie jego ramię.
- Mm...- Teraz Collins dostrzegł, że Jayden wysunął usta odrobinę mocniej. Zielonooki zmarszczył z konsternacją brwi, zastanawiając się, co też dziwnego mu się śni.
- Jayden, obudź się, bo zaraz pójdę sam jeść – oznajmił.
- Mm!- Teraz usta Jaydena zaczęły już przypominać kaczy dziób.
- Okej, to idę zjeść sam – westchnął ciężko zielonooki, podnosząc się już z narożnika, kiedy nagle coś chwyciło go za rękę i pociągnęło na łóżko.- Hej!- zawołał, zaskoczony, wpadając w objęcia Jaydena, czy raczej po prostu lądując na jego klatce piersiowej.
- Nie wiesz, jak się budzi księcia z bajki?- zapytał z żalem Jayden.- Myślałem, że się zorientujesz, co musisz zrobić, kiedy zacząłem wystawiać usta w dzióbek!
- Księcia z bajki?- parsknął Benjamin, szczerząc zęby do swojego chłopaka.- Jedyny książę, którego trzeba było pocałować, przynajmniej którego ja kojarzę, był żabą. Chyba nie chcesz, żebyśmy odnieśli odwrotny skutek?
- Hmm...- Jayden uśmiechnął się leniwie, przesuwając dłonią po plecach Benjamina.- Czyli potwierdzasz, że jestem księciem z krwi i kości, a nie szpetną ropuchą?
- Tak, potwierdzam, że jesteś z krwi i kości, Jaydenie.
- Ha! … zaraz, czekaj…
- Chodź już na te śniadanie, bo będziesz jadł zimne!
- Tak jest!- Jayden zasalutował na leżąco, po czym odrzucił kołdrę, ukazując całe swoje nagie ciało w pełnej okazałości – w tym równie salutującego Jaydena Juniora.
Benjamin poczuł, że jego policzki delikatnie się rumienią. Odwrócił wzrok, starając się wyglądać na nieporuszonego tym widokiem, choć w rzeczywistości myśl, że wczoraj miał Jaydena Juniora w ustach, przyprawiała go o gęsią skórkę.
Poczuł dziwne ciepło rozlewające się po jego klatce piersiowej i spływające leniwie wzdłuż jego ciała. Postanowił taktycznie ewakuować się do kuchni.
Jayden dołączył do niego po kilku minutach, już ubrany. Wszedł do pomieszczenia z uśmiechem, przesuwając spojrzeniem po blatach i stoliku, jakby był tu pierwszy raz.
- Wow, kiedy to przygotowałeś?- zapytał.- Zdążyłeś już nawet posprzątać! A może zamówiłeś te śniadanie z dostawą…?
- Zapewniam cię, że nigdzie nie sprzedają takich naleśników, jak te – odparł z uśmiechem Ben, wskazując mu krzesło naprzeciwko siebie. On sam siedział już przy stole, gotowy do jedzenia.
- Wygląda pysznie i pachnie jeszcze lepiej – stwierdził Jayden, zajmując miejsce.- A co ze śniadaniem, które ja miałem ci przygotować? Obiecałem jajecznicę z bekonem mistrza Jaydena!
- Po namyśle dochodzę do wniosku, że możemy zostawić to na następny raz – stwierdził Ben, podczas gdy Jayden pokraśniał na twarzy. Collins zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak jego chłopaka cieszyła myśl, że Ben zakłada „następny raz”.- Trochę tych naleśników wyszło, a najlepiej smakują na świeżo. Bon apetit!
Jayden ochoczo zabrał się do konsumpcji. Naleśniki miały ciekawy kształt, bowiem przypominały tortillę, z której wysypywały się złociste kosteczki obtoczonego w cynamonie i cukrze jabłka. O’Neill, czując jak ślinka napływa mu do ust, chwycił naleśnika w dłonie i wgryzł się w cienkie ciasto.
Eksplozji smaków w jego ustach towarzyszył przeciągły, pełen zachwytu jęk Jaydena. Chłopak spojrzał z zaskoczeniem na naleśnika, zaglądając do środka w celu odkrycia, co też jeszcze wrzucił tam Benjamin, skoro czuł coś więcej niż tylko słodycz i cynamon.
- Smakuje?- Collins uśmiechnął się do niego, sam krojąc naleśnika widelcem i nożem.
- Co jest w środku? Czuję jabłka, cynamon, cukier, samego naleśnika, ale coś jeszcze… nie potrafię tego opisać!
- To moja słodka tajemnica.
- Rewelacyjne są te naleśniki!- Jayden napchał sobie do ust kolejną porcję. Żuł, marszcząc brwi i wpatrując się w nieznaną Benjaminowi przestrzeń, wyraźnie próbując odgadnąć smaki.- Smakuje jak… jogurt? Śmietana? Może jakiś krem… Ale nie widzę nic płynnego, tu są same jabłka w cynamonie!
Benjamin odczuwał satysfakcję. Lubił zaskakiwać swoich znajomych magicznymi naleśnikami jego autorskiego przepisu i cieszył się, że nie zawiódł także Jaydena.
Tymczasem O’Neill, przeżuwając powoli, wpatrzył się teraz w Collinsa.
- A co, jeśli mam uczulenie na jeden ze składników?- spytał.
- Będę miał wtedy problem – odparł wesoło chłopak.
Jayden wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym ochoczo wrócił do jedzenia.
Po sytym posiłku gospodarz pozmywał naczynia i zaproponował Benjaminowi, aby usiedli w salonie i coś obejrzeli. Benjamin przystał na ten pomysł. Rozsiedli się więc na sofie, wyciągając przed siebie nogi i odpoczywając. Jayden odpalił jedną z internetowych platform filmowych i po krótkiej decyzji chłopcy zdecydowali się obejrzeć film obyczajowy o młodej dziewczynie, która zaszła w nieplanowaną ciążę i postanowiła oddać dziecko rodzicom adopcyjnym. Żaden z nich nie skupiał się jednak szczególnie na fabule, ciesząc się po prostu swoim towarzystwem.
- A no tak – odezwał się w pewnym momencie Benjamin, na moment odrywając wzrok od telewizora.- Grace mówiła mi, że chcą z Zackiem przyspieszyć datę ślubu z racji nadchodzących narodzin ich dziecka.
- Ta, mi też coś wspominali na ten temat – odparł Jay, skinąwszy głową.- Z jednej strony robią to z miłości, ale z drugiej, aby uniknąć plotek ze strony rodziny. Chociaż ja tam uważam, że to bez sensu – dodał, krzywiąc się lekko.- Kto będzie chciał gadać, i tak będzie gadał. W końcu ślub zaplanowany jest na maj, a poród na koniec sierpnia. Nieuniknionym jest, że jakieś stare ciotki i zgrzybiali wujkowie będą paplać, że Grace idzie przed ołtarz z okrągłym brzuchem.
- Coś w tym jest – przyznał Ben.- Ale jeśli wcześniej wezmą ślub, będą mieli lżejsze barki po narodzinach dziecka. Znaczy...- Chłopak zagryzł lekko wargę, bojąc się, że Jay może go źle zrozumieć.- Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakbym uważał, że dziecko to problem. Broń Boże! Ale wydaje mi się, że jeśli nie podjęliby tej decyzji, to po narodzinach dziecka nie mieliby już czasu na planowanie ślubu. W końcu to ogromna odpowiedzialność, a i tak podjęli już parę poważnych decyzji odnośnie zmian ich w życiu. Zack będzie kończył studia, Grace przerwie swoje, wyprowadzą się do nowego mieszkania, będą już tworzyć rodzinę. Gdyby do tego miało dojść jeszcze planowanie ślubu, pewnie byłoby im ciężko.
- Hmm.- Jay pokiwał w zamyśleniu głową.
Prawdę mówiąc ten temat był dla Jaydena odrobinę niezręczny. Oczywiście wspierał swojego najlepszego przyjaciela – a także Grace, która była wspaniałą i ciepłą dziewczyną – ale od niedawna temat ich ślubu dotyczył nie tylko zakochanej pary, ale także Benjamina Collinsa: chłopaka, który stojąc w cieniu Zacka od lat skrycie się w nim podkochiwał.
Bywały takie momenty, kiedy Jayden chciał otwarcie porozmawiać ze swoim ukochanym. Kusiło go, by zapytać, jak czuje się w tej sytuacji? Kochał Zacka, a on lada dzień miał się stać czyimś mężem i na dodatek ojcem swojego pierwszego dziecka. Nie miał pojęcia o uczuciach zielonookiego, a ślub wydawał się być murem ostatecznym – złożeniem nie tylko przysięgi małżeńskiej, ale także przysięgi milczenia. Bo kiedy na palcu Zacka pojawi się ślubna obrączka, Benjamin z całą pewnością nigdy, przenigdy nie przyzna mu się do swoich uczuć.
Jay z jednej strony pragnął, by Ben zaufał mu i otworzył się przed nim na tyle, aby porozmawiali na ten temat. Z drugiej jednak strony wiedział, że będzie go to bolało: słuchanie o tym, jak Ben kocha Zacka i jak cierpi, ponieważ nigdy nie będą mogli być razem. Nie dlatego, że Zack był hetero, nawet nie dlatego, że miał dziewczynę i dziecko z nią.
Ben tak jak kochał Zacka, tak kochał też Grace.
Jayden miał wiele, naprawdę wiele okazji, by obserwować Benjamina podczas wspólnych spotkań czy domowych imprez. Widział, jak Ben swobodnie zachowuje się przy Zacku, jak żartują i śmieją się do siebie. Widział, jakim uczuciem jego chłopak darzy ich wspólnego przyjaciela. Grace była nieodłącznym elementem Zacka, pasowała do niego jak od dawna zaginiony puzzel w układance. I kiedy znikał Zack, a Ben i Grace rozmawiali ze sobą, czuć było, że lubią się i ufają sobie.
Jayden nie był w stanie wyobrazić sobie, co musi czuć teraz Ben: kochał Grace, bo wiedział, że to idealna żona dla Zacka, a jednocześnie wciąż była ona jego rywalką, prawda? Czy były chwile, kiedy jej nienawidził? Kiedy pragnął, by zniknęła? Czy Benjamin Collins był w ogóle zdolny do takich nieczystych uczuć jak nienawiść?
- Jay, słuchasz mnie?
- Co?- O’Neill drgnął nerwowo i, oderwawszy wzrok od telewizora, spojrzał pospiesznie na swojego chłopaka. Ben patrzył na niego ze sceptycznie uniesionymi brwiami.- Yy… s-sorki, zamyśliłem się! O co pytałeś?
- O nic nie pytałem. Mówiłem tylko, że będę musiał niedługo kupić jakiś garnitur, bo ten, który mam w domu, wygląda jak worek po kartoflach.
- Och! Mój chyba też nie jest w najlepszym stanie – przyznał Jay, zagryzając lekko wargę.- Ostatnio miałem go na sobie… no, na studniówce. A od tamtej pory minęło już kilka sesji na siłowni i jest mi za wąski w ramionach.
Benjamin odruchowo przesunął spojrzeniem po szerokich ramionach swojego chłopaka. Czyli Jayden nie zawsze wyglądał tak bosko? Ciężko było wyobrazić go sobie bez jego muskulatury.
- Możemy pójść razem poszukać garnituru dla ciebie – powiedział Jayden, znów patrząc na swojego chłopaka.
- Okej – odparł Ben, skinąwszy głową.- Ciekawe tylko, kiedy znajdziemy na to czas? Zbliżają się kolejne sesje, kolokwia, projekty, a wypada też w międzyczasie trochę pospać i coś zjeść…
- No i spotkać się przecież – dodał Jayden, szczerząc zęby w uśmiechu.- Obaj jesteśmy studentami, a jeszcze nie byliśmy na żadnej oficjalnej randce!
- Oficjalnej randce?- bąknął niepewnie Ben, spoglądając na Jay’a ze zmarszczonymi brwiami.- A jak wygląda „oficjalna” randka?
- No, taka przy ludziach – stwierdził Jayden niewinnie.- Oczywiście obiecuję ci, że nie będę cię chwytał za rękę ani całował publicznie, ale...- Nagle zarumienił się lekko, nie będąc pewnym, czy to nagłe wyskoczenie z taką propozycją to był dobry pomysł.- Yy… byłoby mi bardzo miło… gdybyśmy kiedyś… no wiesz, poszli na przykład do kina, czy coś.
- Jak para?
- Jesteśmy parą.
- Jesteśmy – potwierdził w zamyśleniu Ben, na co serce Jaydena zabiło mocniej.- Hmm… A nasze randka na London Eye?- przypomniał sobie nagle.
- To było bardziej zwiedzanie!- stwierdził chłopak.
- Ach, no tak – mruknął Benjamin, wgapiając się w telewizor.- Randki w domu nie są oficjalne…
- Mhm.- Jay pokiwał z zapałem głową.
- Nawet jeśli kończą się tak, jak wczoraj – dodał Ben.
- Mm...- Jay uśmiechnął się kącikiem ust.
Przez krótką chwilę dalej oglądali film, aż w końcu Benjamin, kiedy Jayden zdążył już zapomnieć o tej rzuconej mimochodem propozycji, zapytał:
- No a kiedy byś chciał iść?
- Gdzie?- Jay spojrzał na swojego chłopaka pytająco.
- No do tego kina.
- Aaa, do kina! Och, no… kiedy będziemy mieli czas. Może w przyszłą niedzielę?
- Tak szy-…?!
Benjamin ugryzł się w język. Chciał zapytać dlaczego tak szybko, ale przecież to byłoby głupie! Swoją relację zaczęli od seksu, już dawno obaj zaakceptowali fakt, że są parą, a dopiero TERAZ Benjamin twierdził, że jest „za wcześnie” na oficjalne randki?!
Oficjalna randka… „Oficjalna”. Czyli taka, gdzie wszyscy na około mogą podejrzewać, że są na potencjalnej randce. Znajomi uznają, że to nic takiego, a jednocześnie nieznajomi pomyślą sobie, że dwójka gejów udała się na randkę. I to taką oficjalną!
Ale Jaydenowi chyba zależało… A Benjamin mimo wszystko chciał zrobić dla niego coś miłego (nie tylko to, co robił wczoraj). Nie chciał, by Jay myślał, że Ben zwyczajnie wykorzystuje jego atrakcyjność fizyczną. Lubił Jay’a! I chciał z nim iść na randkę, ot co!
- Okej – powiedział głośno.- To zgadamy się na przyszły weekend i pójdziemy do kina.
- Okej – bąknął zdumiony Jayden, próbując jednak zabrzmieć na wyluzowanego.
Czyli Ben naprawdę pójdzie z nim na oficjalną randkę?! Na taką, na której ludzie wokół mogą podejrzewać, że są na potencjalnej randce?! Na której ktoś, patrząc na nich, może pomyśleć sobie: „oho, to na sto procent geje (ale zazdroszczę temu w ciemnych włosach, bo ten koleś z piegami jest super ultra słodki i też bym chciał/chciała z takim chłopakiem iść na randkę)!”?!
Jayden zagryzł lekko wargę i, udając, że drapie się pod uchem, jednocześnie uszczypnął się w szyję, by sprawdzić, czy aby na pewno się obudził.
Wszystko jednak wskazywało na to, że tak.
Ekscytacja rosła w nim z sekundy na sekundę.
Pójdzie z Benem na randkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz