Pokój Benjamina Collinsa wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan.
Drzwi szafy były otwarte na oścież, a z jej wnętrza wylewały się na podłogę jej wnętrzności – czyli ubrania chłopaka. Kilka par spodni leżało również na łóżku, porzuconych w bestialski sposób. Zmiętolone koszulki i swetry przykrywały podłogę niczym dywan z ofiar niepowstrzymanej siły natury, a ich szczątki (w postaci skarpetek czy bielizny) leżały nawet na biurku Benjamina.
Ów siłą natury, ów huraganem, który szalał w pokoju chłopaka było przerażenie, które zawładnęło nim kompletnie.
Benjamin Collins szedł na oficjalną randkę ze swoim chłopakiem, Jaydenem O’Neillem.
I nie miał bladego pojęcia, co na siebie włożyć.
- Hej, Veronica, powiedz mi, czy koszula w paski będzie pasowała do spodni w kratę?- zdesperowany Ben w pewnym momencie posunął się nawet do tego, by wykonać telefon do przyjaciółki.
- Koszula… co?- Veronica była wyraźnie zbita z tropu.- Czy ty właśnie pytasz mnie o wskazówki modowe?
- No wiesz, no...- Benjamin zrozumiał swój błąd. Jego policzki zapłonęły rumieńcem.- Yy, niedługo ślub Zacka i Grace, więc pomyślałem…
- Chcesz iść na ślub swojego kumpla w spodniach w paski i koszuli w kratę?
- Nie, nie, odwrotnie… yy, dobra nieważne, kończę, bo muszę nakarmić chomika, pa!
- Przecież ty nie masz cho-…!
Collins rozłączył się pospiesznie, po czym rzucił komórkę na łóżko i znów zaczął przeglądać zawartość swojej szafy. Ubrań miał sporo, bo do wszystkich miał sentyment: kilkanaście par dżinsów (niektóre już na niego za krótkie), tuzin koszul, dziesiątki t-shirtów, swetry, bluzy – niektóre tak znoszone, że bardziej przypominały spłowiałe koce – a pośród tego wszystkiego absolutnie NIC co jego zdaniem nadawałoby się na randkę z Jay’em.
Przecież nie ubierze tych spranych dżinsów. Te w kratę są jednak zbyt oficjalne, zresztą miał je tylko raz, na maturze, i tylko z maturą mu się kojarzyły. Te były już za krótkie, a tamte za sztywne – siedząc w kinie, byłoby mu w nich bardzo niewygodnie. Mógłby założyć ulubione dżinsy, ale pewien konkretny ktoś imieniem Jayden nazwiskiem O’Neill zepsuł mu w nich zamek. Miał jeszcze jedne ulubione spodnie, ale żadna góra do nich nie pasowała. Bluza? Na randkę to tak średnio. Koszula? Zbyt poważnie. Na sam t-shirt za zimno, więc pewnie pozostanie mu sweter, ale wszystkie jego swetry były rozciągnięte i też średnio nadawały się na oficjalną randkę z Jaydenem.
Jak tak dalej pójdzie, będzie musiał ją odwołać. Jay zapewne zawiedzie się na nim, może nawet obrazi się na niego, a może wręcz z nim zerwie, ale przecież Ben nie może ubrać byle czego! Tu chodziło o oficjalną randkę z chłopakiem, którego lubił!
- Ben, czy ty nie powinieneś zaraz wycho-...ojej!- mama Benjamina, Samantha Collins, uchyliła drzwi jego pokoju, zaglądając do niego ze zmartwioną miną. Na widok zalanej ubraniami podłogi, zatrzymała się jak wryta, sunąc zdumionym spojrzeniem po bałaganie.- O-och… Robisz porządki w szafie?
- Mamo, prosiłem, żebyś pukała!- jęknął Benjamin, zażenowany, że został przyłapany przez rodzicielkę (choć nie miała pojęcia, że Ben idzie na randkę).
- Przepraszam, synku – powiedziała jego mama, szczerze skruszona. Ben wiedział, że jeszcze nie przywykła do tego, że jej ukochany synek jest już pełnoletni.- Mówiłeś, że za pół godziny masz autobus, a nie wypiłeś jeszcze herbaty.
Ben kompletnie zapomniał, że zaparzył sobie herbatę, która teraz zapewne stała już zimna na blacie w kuchni.
- Możesz mi ją zostawić, wypiję po powrocie – westchnął, ze zrezygnowaniem zbierając z łóżka naręcze spodni i wciskając je niechlujnie do szafy.
- Że też tobie się to wszystko nadal w tej szafie mieści – powiedziała z uśmiechem pani Collins, wchodząc głębiej do pokoju i spoglądając na porozrzucane ubrania.- Założę się, że gdybym przejrzała te ciuchy, znalazłabym jakieś jeszcze z czasów z przedszkola!
- Bez przesady, aż taki sentymentalny nie jestem – mruknął Ben, zajęty upychaniem do szuflad bielizny. Chciał się z nią pospieszyć, bo było mu wstyd, że mama mogła je widzieć!
- Ojej, pamiętam tę bluzę! Kupiłam ci ją na piętnaste urodziny! Całe logo jest sprane…
- Ale kolor jest nadal ładny – odparł, zabierając mamie z rąk bluzę i chowając ją (zrolowaną w kłębek) do szafy.
- Och, to twój najładniejszy sweter!- dodała pani Collins, rozkładając przed sobą rzeczywiście ładny, granatowy sweter, jeden z najlepiej zachowanych.- Pamiętasz, jak go kupowaliśmy dwa lata temu?
- Mamo, dlaczego ty pamiętasz każdy kupowany mi ciuch?
- Bo to zawsze była rzadkość, znaleźć dla ciebie coś, co będzie ci idealne w długości rękawów!- zaśmiała się, podchodząc do syna i przykładając do niego sweter.- No, jaki przystojniak! Do tego jakaś biała koszula z kołnierzykiem pod spód, i dopiero byłbyś niezłe ciacho!
- Mamo...- jęknął Ben z zażenowaniem.
A potem nagle drgnął.
- Koszula… pod spód?- bąknął, patrząc na mamę ze zdziwieniem.
- No pewnie, tak się zawsze nosiło! Tylko kołnierzyk wystaje spod swetra, ale wygląda to bardzo ładnie. No i jest ciepło w taką pogodę.
- A… a jakie spodnie do tego?- zapytał niby obojętnie.
- Myślę, że zwykłe dżinsy by wystarczyły – stwierdziła pani Collins.- Teraz taka moda, że wszystko się z innej parafii nosi, ale co klasyk, to klasyk!
- A-aha… Dobra, mamo, muszę się szykować. Odstaw mi tę herbatę na potem, okej?
- Tak, synku. Ale jak wrócisz, to posprzątasz w tej szafie, dobrze?- dodała na odchodne, z lekkim niepokojem zerkając do wnętrza szafy.
Kiedy wyszła, Ben zagryzł lekko wargę, wpatrując się w granatowy sweter, który odebrał mamie chwilę wcześniej. Rozejrzał się prędko wokół siebie, aż odnalazł wzrokiem białą klasyczną koszulę z kołnierzem. Była pognieciona jakby po niej stado słoni przebiegło, ale przecież jeśli zarzuci na nią sweter…
I co do tego? Dżinsy? Mama mówiła, że może pasować.
Piętnaście minut później był gotowy do wyjścia. Przemknął cicho do holu, z rumianymi policzkami prędko nakładając na siebie kurtkę. Pani Collins, przechodząc z salonu do łazienki, obrzuciła spojrzeniem znikający pod kurtką granatowy sweter z wystającym spod niego białym kołnierzem koszuli, po czym uśmiechnęła się ciepło i z dumą.
- Baw się dobrze, kochanie – powiedziała.
Benjamin uciekł z mieszkania, zawstydzony.
Jayden O’Neill czekał na swojego chłopaka pod kinem, rumieniąc się nie tylko z zimna i podekscytowania, ale i ze wstydu.
Z zimna, bo, no cóż, było zimno. Z podekscytowania, bo od tygodnia czekał na tę randkę i nareszcie się jej doczekał. A ze wstydu, ponieważ czuł, że czuć go na kilometr – wszystko przez to, że tuż przed wyjściem miał niefortunny wypadek.
Ubranie się na oficjalną randkę z Benem wcale nie zajęło mu dużo czasu. O tym, co na nią ubierze, zdecydował już kilka dni wcześniej. Ciemnoszare dżinsy z lekkimi przetarciami i biała dopasowana koszula, do tego czarne glany, które świetnie komponowały się z całością – chciał wyglądać z jednej strony elegancko, z drugiej bardziej sportowo, a z jeszcze trzeciej zdecydowanie seksi, zwłaszcza, że koszulę postanowił rozpiąć u góry i wypsikać się perfumami, by zachęcać do przytulenia się do niego i wdychania piżmowego zapachu.
No i właśnie z tym ostatnim był problem. Bo kiedy Jayden O’Neill psikał szyję i włosy perfumami, szklana buteleczka wyleciała mu z rąk, uderzyła o brzeg łazienkowej umywalki i rozbiła się, wylewając na jego brzuch, podbrzusze i uda intensywnie pachnącą wodę.
To nie byłoby jeszcze takie tragiczne, gdyby nie fakt, że Jay, z największą ostrożnością zbierając szkło, zaperfumował sobie również dłonie. Pal licho, że musiał zmienić przez to swoje super ubranie i zastąpić je zwykłymi ciemnymi dżinsami, koszulką i bluzą (inne ciuchy uznał za zbyt oficjalne), ale najgorsze było to, że jego dłonie, brzuch, podbrzusze i część ud intensywnie pachniały perfumami – mimo że wziął przed wyjściem długi prysznic i szorował się, próbując zmyć z siebie zapach.
Oczywiście był to ładny zapach, ale przez to, że tyle go na siebie wylał, efekt był odwrotny od zamierzonego.
Myślał nawet o tym, aby odwołać randkę i przesunąć ją, ale obawiał się, że Ben się na nim zawiedzie, albo obrazi się na niego, albo wręcz z nim zerwie! Nareszcie zgodził się na tę randkę i Jayden nie chciał chłopaka zirytować nagłą zmianą planów.
Stał więc przed kinem na mrozie, mając nadzieję, że dzięki temu perfumy szybciej wywietrzeją. Ale stał tak od piętnastu minut (do tego jeszcze droga do kina), a grupka dziewczyn, która właśnie obok niego przeszła obejrzała się za nim najpierw z uśmiechami, a potem ze zmarszczonymi brwiami.
No pięknie.
- Hej! Długo czekasz?
- Hej! Nie!- Jayden zesztywniał, kiedy nagle obok niego pojawił się Benjamin Collins, czyli jego chłopak i miłość jego życia. Przybili sobie dłonie na powitanie, obaj starając się nie dać drugiemu poznać po sobie, że się stresują.
- Mogłeś poczekać w środku, jest strasznie zimno – zauważył Ben z zaskoczeniem.
- E tam, jak dla mnie to jest okej – skłamał Jayden, choć ledwie powstrzymywał szczękę od dygotania.
Chłopcy weszli do środka. O’Neill obserwował Bena z odrobiną niepokoju, ale po jego twarzy nie mógł wyczytać, czy chłopak czuje od niego nadmiar perfum. Mógł mieć tylko nadzieję, że specyficzna mieszanka zapachów w kinie odsunie nos Benjamina od niuchania Jaydena.
- Co mamy na rezerwacji?- zapytał Collins.
- Sala numer trzy, rząd P12 i P13 – odparł Jay z pamięci, rozpinając kurtkę. W kinie było bardzo ciepło.
- Okej. Mamy jeszcze chwilę, no nie? Chodźmy kupić przekąski. Co wolisz? Popcorn, czy nachos?
- Lubię jedno i drugie, więc może weźmiemy dwa różne zestawy?
- Pewnie, dobry pomysł.
- To ja stawiam – stwierdził Jayden, ściągając kurtkę. Nie dążył zauważyć, że Ben zmierzył jego ubiór szybkim spojrzeniem.- Sos serowy?
- Mhm.
Ben pokiwał głową, odwracając wzrok na bok akurat w momencie, kiedy Jayden na niego spojrzał, chcąc upewnić się, że jego chłopak nie wyczuwa intensywnego zapachu perfum. Chyba się udało! Ben wydawał się w ogóle nie zwracać na niego uwagi (co, po chwili namysłu, sprawiło Jaydenowi trochę przykrości). Chłopcy ustawili się w kolejce do kas.
Kilkanaście minut później wchodzili na salę z naręczem przekąsek. Benjamin niósł zestaw popcornu i dużej coli, Jayden natomiast dzierżył zestaw z nachos, jednocześnie pod pachą niosąc swoją kurtkę. Ponieważ ani film ani nawet reklamy jeszcze się nie zaczęły, wykorzystali przytłumione światła na sali do odnalezienia ich rzędu oraz miejsc, po czym rozsiedli się wygodnie.
- A tobie zimno?- zdziwił się cicho Jayden, ponieważ Benjamin nadal miał na sobie zapiętą kurtkę. Jaydenowi było już tak ciepło, że zaczął myśleć nad zdjęciem także bluzy.
- Trochę zmarzłem po drodze – mruknął Ben, zajmując swoje miejsce. Siedzieli (oczywiście) w ostatnim rzędzie i póki co nie było w nim nikogo prócz ich dwójki.
Jayden usiadł w fotelu obok, kładąc na udach swoją kurtkę, w nadziei, iż stłumi ona zapach jego pachnącego perfumami krocza. Na samą kurtkę położył zestaw z nachos, colę wsuwając do specjalnej przegrody połączonej z podłokietnikiem. Oparł się wygodnie, starając rozluźnić, ale ciągle stresował się, że Ben zwróci uwagę na jego przesadne wyperfumowanie się i każe mu się przesiąść.
- Hmm...- Benjamin pociągnął lekko nosem, na co Jayden miał ochotę wykrzyknąć do niego (w formie ostrzeżenia): „nie rób tak!”.- Masz chusteczkę?
- Tak, tak.- O’Neill sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął z niej opakowanie chusteczek. Kiedy podał je Benowi, nagle zestresował się, że jego dłoń, która przecież też pachniała perfumami, zapewne zostawiła na chusteczkach równie intensywny zapach!
Ale Ben wyjął chusteczkę z opakowania i wydmuchał spokojnie nos, nie mówiąc nic. Jay obserwował go w napięciu, ale kiedy Ben oddał mu paczuszkę, rozsiadł się tylko wygodnie, wciąż w zapiętej kurtce, i wpatrzył w gigantyczny ekran przed nimi.
Do momentu, kiedy w sali zgasły światła, między chłopcami panowała wymowna cisza, jednak żaden z nich nie domyślał się jej prawdziwej przyczyny. Jayden sądził, że Ben czuje się nieswojo, ponieważ jest świadom, iż to „oficjalna randka”, podczas gdy Benjamin miał wrażenie, że Jay czuje się niezręcznie, ponieważ są na „oficjalnej randce”. Żaden nie domyślał się, że obaj na tę okazję starali się tak bardzo, że było im aż głupio to teraz pokazać.
Dlatego właśnie dopiero, kiedy nastała ciemność, Ben w końcu zdjął kurtkę.
Chłopcy rozluźnili się podczas trwania seansu. Zachowywali się zupełnie zwyczajnie, cicho komentując wydarzenia w filmie i zajadając się słonym popcornem oraz nachos, maczanym w serowym sosie. Nie minęło pół godziny, a obaj zapomnieli o swoich natrętnych myślach i skupili się na oglądaniu.
Ich dłonie wędrowały od kubełków z przekąskami do ust, spojrzenia skupiały się na ekranie. Kiedy w połowie filmu zabrakło już przekąsek, unosili kubki z colą, leniwie ją popijając. A gdy zabrakło i napoju, nie mieli już innego wyjścia – uśmiechając się pod nosami, chwycili się za dłonie i resztę filmu obejrzeli oficjalnie romantycznie.
Kiedy w końcu ekran pociemniał, a światła na powrót rozświetliły ścianę, chłopcy dyskretnie odsunęli się od siebie i zaczęli się zbierać. Dopiero kiedy wstali, Jayden zobaczył, co miał na sobie Benjamin – był ubrany w bardzo ładny granatowy sweter, spod którego wystawał kołnierz białej koszuli. Wyglądał jak na randkę przystało – nie to co on, Jayden! Nagle zrobiło mu się naprawdę głupio, że ma na sobie zwykłe dżinsy i jakąś tam nudną bluzę. Powinien był założyć… garnitur, na przykład! Albo chociaż jakąś koszulę i marynarkę, coś bardziej „randkowego”! Jak mógł spieprzyć tak ważny dzień?! Ich pierwsza oficjalna randka, na którą Ben ubrał się tak ładnie!
Tymczasem Benjamin czuł się głupio, że ubrał tę koszulę i sweter. Wyglądał podejrzanie, zupełnie jak chłopak na randce, podczas gdy Jayden przemyślał tę sprawę lepiej od niego i założył zwykłą klasyczną bluzę, by nie wzbudzać zainteresowania i nie rzucać się w oczy. Od samego początku, gdy tylko zobaczył stylówkę Jaydena, ukrywał się pod grubą kurtką, pocąc się w niej niemiłosiernie i obawiając się, że Jay czuje ten pot i zaraz każe mu się odsunąć, przesiąść o fotel dalej…
Dlatego też teraz, po seansie, kiedy nie miał już na sobie kurtki i zapomniał o stresie, zdziwił się, że nadal czuje ten intensywny zapach.
Zmarszczył z konsternacją brwi, pociągając nosem, gdy zbierali swoje rzeczy. Uchwycił spojrzenie Jaydena i wyczytał w nich coś na wzór… przerażenia? Nie, to na pewno nie to – pewnie raczej zniesmaczenia! Zarumienił się ze wstydu, będąc już pewnym, że Jayden wyczuł, jak Ben śmierdzi potem, podczas gdy Jayden zarumienił się, będąc pewnym, że Ben wyczuł, jak śmierdzi intensywnymi perfumami.
Takie to właśnie były głąby.
Wyszli z kina, ubrani w kurtki i opatuleni szalikami.
- Fajny film – powiedział Jayden, chcąc przerwać milczenie między nimi.
- No, mi też się podobał – stwierdził Collins.- Nie spodziewałem się takiego zakończenia.
- Ja też nie – przyznał O’Neill. Ruszyli wolnym krokiem w kierunku parku, przez który musieli przejść, by przedostać się na przystanek autobusowy. Był późny wieczór, ciemność już dawno zapadła.
Benjamin zastanawiał się, co powiedzieć. Że dziękuje za fajną randkę? Ale czy na pewno była fajna, skoro zapewne przez cały czas Jay czuł pot Benjamina?! Czy na pewno rozmawiali odpowiednio dużo przed seansem?! Czy nie powinni byli chwycić się za ręce dużo wcześniej?! A może Ben powinien był pocałować Jaya w czasie seansu? Nawet jeśli przed nimi siedziało sporo osób, to przecież wszyscy byli skupieni na filmie, może nikt by nie zauważył…?
Jayden również zastanawiał się, co powiedzieć. Zaproponować, by pojechali do niego? Ale czy Ben chce do niego jechać, skoro Jay cały śmierdzi nadmiarem perfum, którego zapachu nie będzie w stanie zmyć zapewne przez kilka dni?! Przecież ta cholerna woda musiała się weżreć w jego skórę! Dobrze jest ładnie pachnieć, ale prawdą jest, że co za dużo, to niezdrowo – a w tym przypadku „śmierdząco”. Nic dziwnego, że Ben szedł teraz odsunięty o krok od Jaydena… Nie, zdecydowanie nie powinien zapraszać go do siebie.
Chłopcy szli w milczeniu, szukając w głowie jakiegoś luźnego tematu do poruszenia. Ale każdy temat wydawał się przysłowiową zapchajdziurą, która miałaby zabić czas dzielący ich od wejścia do autobusu i rozstania się.
- Ben, przepraszam cię – westchnął ciężko Jayden, nie mogąc już dłużej znieść ciężaru, jaki niósł. Zatrzymał się na środku ścieżki i spojrzał niemal z rozpaczą na swojego chłopaka.
- Ehm...- Collins również zatrzymał się, odwracając do niego i rumieniąc się jeszcze bardziej.
- To… to nie była najlepsza randka…
- Noo...- Ben spuścił wzrok na ziemię. Czuł się taki winny! Jay pewnie postanowił z nim zerwać, dlatego stał się taki poważny.- Ja też przepraszam. Na pewno nie tak to sobie wyobrażałeś…
- Nie masz za co przepraszać, to moja wina!- Jay ze złością potrząsnął głową.- Ja… nie przemyślałem tej randki odpowiednio!- rzucił z rozpaczą. Tydzień to było zdecydowanie za mało czasu, by przygotować się do tak ważnego dnia! Jeśli Benjamin Collins da mu drugą szansę, jeśli nie zerwie z nim w tym momencie, to na następną randkę dadzą sobie miesiąc… nie, dwa miesiące! A Jayden będzie codziennie wypijał po jednym łyku perfum, żeby przyswoił w sobie ładny zapach i pachniał naturalnie, zamiast psikać się i wylewać na siebie całe butelki!
- Ja też nie przemyślałem tego odpowiednio – mruknął Benjamin. Nigdy więcej nie założy koszuli pod sweter! Jeśli Jayden O’Neill jednak z nim zaraz nie zerwie i da mu drugą szansę, to zacznie się ubierać w glany, dziurawe spodnie baggy i luźne bluzy z logo zespołów metalowych!- Nie bierz winy na siebie, rozumiem doskonale… To naprawdę nie twoja wina, Jayden. Ehm… pójdę już do domu.
- Kiedy to jest moja wina!- zaprotestował Jay, przerażony, że Ben chce zostawić go bez wyjaśnienia. Musiał się wytłumaczyć, musiał prosić go o drugą szansę!
- Obaj dobrze wiemy, że nie jestem idealnym partnerem na taką randkę...- wydukał Ben.- Po dzisiaj to już w ogóle pewne…
- Ależ skąd!
- Jesteś bardzo miły, ale naprawdę nie musisz się starać mnie pocieszać…
- Pocieszać?- Jayden nie był pewien, czy dobrze rozumie Bena. Chciał go przecież PRZEPRASZAĆ a nie POCIESZAĆ. Dlaczego miałby go pocieszać? Chociaż… Benjamin na pewno pomyślał sobie, że Jaydenowi nie zależy. Ubrał przecież BLUZĘ na ich RANDKĘ a do tego ŚMIERDZIAŁ nadmiarem perfum! Oczywiście, że Jayden powinien pocieszać go po tak fatalnie spędzonym czasie!
Tylko że…
Mimo wszystko pod koniec filmu chwycili się za ręce, prawda? Trzymali się za nie i było tak słodko, że Jay na tamten moment kompletnie przestał się przejmować, że może zbyt intensywnie pachnieć albo wyglądać jak żebrak przy księciu! Przez tę krótką chwilę był przekonany, że są sobie absolutnie przeznaczeni, a ich oficjalne randki staną się czymś na porządku dziennym! Bez stresu i niepokoju, że ktoś sobie coś o nich pomyśli. Byli ostrożni, delikatni, tacy słodcy i niewinni…
Jayden nigdy nie czuł się tak dobrze, jak przy Benjaminie.
- Przepraszam, Ben...- westchnął ciężko Jayden.- Spieprzyłem ci ten dzień.
- To ja spieprzyłem go tobie…
- Nie, wcale nie – zaprzeczył, patrząc na niego z rozpaczą.- Bardzo chciałem, żebyś czuł się przy mnie swobodnie, tymczasem kompletnie zrujnowałem nastrój! Nie chcę, żebyś pomyślał, że zależało mi na dzisiejszym dniu znacznie mniej, niż tobie!
- Mniej niż mi…?
- Wyglądasz dzisiaj tak pięknie!- jęknął Jayden, chowając twarz w dłoniach. Benjamin wytrzeszczył na niego oczy, rumieniąc się intensywnie. Na całe szczęście w parku nie było nikogo poza ich dwójką.- Ten sweterek świetnie do ciebie pasuje, granatowy kolor super cię ubiera! No i wyglądasz, jakbyś był na randce! A ja? Ja ubrałem bluzę! Jak jakiś dresiarz!
- J-ja myślałem, że…
- Tylko dresiarze ubierają się tak na randki!- wykrzyknął z przerażeniem Jayden.- Miałem się ubrać zupełnie inaczej, w jedyną ładną koszulę, która by się nadawała na to spotkanie, ale przez to, że wylałem na siebie całą butelkę perfum, moje ciuchy i cały ja prześmiernęliśmy tymi perfumami, co zresztą wyczułeś już dawno!
- Czekaj, perfumami…? Yy, czekaj, bo ja się gubię… Znaczy, że ja się nie ubrałem zbyt przesadnie? No bo ty pomyślałeś, że ktoś może pomyśleć, że jesteśmy na randce, dlatego ubrałeś się normalnie, a jak taki kretyn ubrałem się na randkę, bo nie pomyślałem, że ktoś może pomyśleć…
- Co? Ale że co?
- No i jak zobaczyłem, że ubrałeś bluzę, to było mi tak głupio, że nie chciałem pokazać się w tym swetrze i koszuli, więc siedziałem w kurtce, a zacząłem się tak pocić, bo mi było w niej tak gorąco, że na koniec cały śmierdziałem, co poczułeś już dawno!- Ben zaczął gestykulować dłońmi, przechadzając się nerwowo przed Jaydenem.- Postawiłem cię w bardzo niewygodnej sytuacji, ktoś mógł pomyśleć, że umówiłeś się z kumplem na film, a kumpel na ciebie leci…
- Czekaj, ale jak?- Jayden miał wrażenie, że zaraz wybuchnie mu głowa.- Czekaj, w sensie… poczekaj.- Uniósł dłonie i wziął głęboki oddech.- Poczekaj – powtórzył.- Musimy coś sobie wyjaśnić, po kolei, bo ja chyba nie nadążam. Że niby ty śmierdziałeś? Przecież to ja śmierdzę!
- Wcale nie śmierdzisz, pachniesz bardzo ładnie!- wykrzyknął Benjamin, zarumieniony.- To ja śmierdzę potem, bo ubrałem się okropnie i wolałem siedzieć w kurtce, żeby nie wzbudzać podejrzeń!
- Wcale nie ubrałeś się okropnie, wyglądasz bardzo ładnie!- wykrzyknął Jayden, również zarumieniony.- I absolutnie nie śmierdzisz, Ben, to ja śmierdzę! Przed wyjściem z domu zbiłem butelkę perfum, które rozlały się po mnie i przez to zbyt intensywnie pachnę, a raczej aż śmierdzę!
- Zbiłeś butelkę perfum?!- zdziwił się Ben.
- Tak! I wylałem na moje najlepsze ciuchy, w których miałem przyjść! Wszystkie inne wydawały mi się nieodpowiednie, pozostałe miałem w praniu i została mi, koniec końców, ta zwykła bluza i dżinsy… Strasznie żałuję, że nie ubrałem się tak ładnie jak ty!
- Więc… więc myślisz, że ubrałem się ładnie?- mruknął Ben, zawstydzony, przestępując z nogi na nogę.- Nie przesadziłem? Nie wyglądam zbyt… no wiesz, jak na randce?
- Wyglądasz idealnie! Jak… jak kumpel, który poszedł z kumplem do kina, i tylko oni dwaj wiedzą, że tak naprawdę to randka!
- Och...- Benjamin spuścił wzrok, mile połechtany. Zagryzł wargę, nie wiedząc, co powiedzieć. Jego serce biło jakoś dziwnie mocno, a jednocześnie czuł falę ulgi rozlewającą się po jego ciele.- Dziękuję – powiedział w końcu, zerkając na Jaydena.
- Ależ proszę!- O’Neill uśmiechnął się do niego czarująco.- Ben, przepraszam za ten przypał z perfumami…
- Nie, ty naprawdę ładnie pachniesz – zapewnił Ben, kiwając dodatkowo głową.- Nawet chciałem ci to powiedzieć jak weszliśmy do kina i zdjąłeś kurtkę, ale wokół było tyle ludzi, na pewno ktoś by usłyszał… A potem przywykłem do zapachu i zapomniałem ci powiedzieć.
- I nie poczułeś na koniec filmu, że śmierdzę?
- Nie! Byłem przekonany, że to ja śmierdziałem, ale może to była tylko moja wyobraźnia? W sensie… może rzeczywiście poczułem intensywny zapach, ale pomyliłem je z potem… hehe…
- Och, po prostu wrócę do domu i wezmę kolejny prysznic, spróbuję to z siebie wyszorować – westchnął Jayden, przecierając dłońmi twarz.- Rany, już się przeraziłem, że byłeś tak zażenowany naszą randką, że ze mną zerwiesz!
- Coś ty?! Ja myślałem dokładnie to samo, ale że to ty ze mną zerwiesz!
- Ja?! Przecież jestem w tobie kompletnie zakochany!
- N-no ale pomyślałem, że może po dzisiaj się odkochałeś...- Ben odwrócił wzrok, znów się rumieniąc, a przy tym wyglądał tak uroczo, że Jayden miał ochotę z miejsca go pocałować.
- Nigdy w życiu – sapnął O’Neill ze śmiechem. Przez chwilę milczeli, uspokajając oddechu.- Słuchaj… masz ochotę wpaść do mnie? Może zamówimy coś do żarcia?
- Mmm… mhm.- Ben pokiwał po chwili głową. Jayden wyszczerzył do niego zęby. Teraz czuł się już zupełnie zadowolony!
- Super – stwierdził.- Daj mi szansę, żebym jeszcze naprawił naszą randkę!
- Och, przecież ona nie była nieudana – powiedział Ben.- Naprawdę mi się podobało, Jay! Poza naszym małym nieporozumieniem, wszystko było super.
- Kolejne randki będą jeszcze lepsze! Obiecuję!- zapewnił Jayden.- Z ręką na sercu!
- Ja też się bardziej postaram – zaśmiał się Benjamin, na co Jayden niemal odfrunął z radości – była to przecież deklaracja ze strony Benjamina, że będą kolejne ich randki!
- Chodźmy już na autobus, bo robi się coraz zimniej – zaproponował O’Neill, skinąwszy głową w kierunku przystanka autobusowego.- Och, i uprzedzam: gdy tylko przekroczymy próg mojego mieszkania, mam zamiar cię pocałować.
- Nie gadaj – prychnął z rozbawieniem Ben, spoglądając na swojego chłopaka z uśmiechem.- Zobaczymy, kto będzie pierwszy.
Jayden O’Neill mógł tylko westchnąć.
Dziwne, że jego serce jeszcze nie pękło z tego zakochania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz