Więzienie przypominało mu te, które często widywał w filmach. Otynkowane ściany pozostawiono w takim właśnie stanie - nie pomalowano ich, ani nie odnowiono, przez co w niektórych miejscach widać było zarys ciemnych cegieł. Długi korytarz był niemal zupełnie pusty, sięgał od jednych drzwi do drugich, a oświetlały go zwisające z sufitu co kilka metrów proste podłużne lampy. Ciasne cele oddzielono od siebie grubym murem; prowadziły do nich zakratowane wejścia, zza których wyglądali skazani.
Wyglądają jak sępy – pomyślał Kagami, krocząc za grubym strażnikiem i zerkając kątem oka na nieprzyjazne twarze.- Wypatrują ofiary, słabej i bezbronnej, która zapewni im rozrywkę na kolejne, dłużące się w tym miejscu lata.
Chłonął uważnym spojrzeniem niemal każdy kąt, analizował i oceniał swoje położenie. Milczenie wśród więźniów świadczyło o rygorystycznym traktowaniu – Kagami nie słyszał pogardliwych nawoływań, czy też komentarzy na jego temat. Cisza jak makiem zasiał.
– Oto twoja cela, Kagami – rzekł nagle strażnik, zatrzymując się przy jednej z klitek i wsuwając klucz do zamka.- Życzę ci powodzenia!- Jego ogromny brzuch aż zatrząsł się, gdy mężczyzna parsknął nieprzyjemnym śmiechem.- Będziesz siedział z najgorszymi szumowinami w tym zapchlonym bagnie.
– Zamknij ryj, tłusta świnio – usłyszeli nieoczekiwanie cichy, lecz wyraźny i groźny pomruk.
– H-hę?!- Strażnik łypnął uważnym wzrokiem po siedzących w celi więźniach. Kagami również to zrobił.
Było ich trzech – tego ostatniego dostrzegł dopiero po chwili, ponieważ leżał na górnym łóżku przy ścianie po prawej, skryty w cieniu i zwrócony do nich plecami. Dostrzegł tylko zarys jego sylwetki pod cienkim kocem, jednak dwóch pozostałych widział wyraźnie. Obaj siedzieli na dolnym lewym łóżku, grali w karty.
Pierwszy z nich był niski i drobny, miał duże brązowe oczy i tego samego koloru burzę włosów na głowie. Kiedy Taiga na niego spojrzał, ten szybko odwrócił twarz na bok i zagryzł mocno wargę, wyraźnie przestraszony.
Drugi mężczyzna był o wiele wyższy od kolegi i bardziej umięśniony. Przydługie blond włosy zaczesał na dwie strony, z przedziałkiem pośrodku. Złote oczy spojrzały na Taigę z zaciekawieniem, na przystojnej twarzy wykwitł sympatyczny uśmiech. Obaj więźniowie nie wyglądali na niebezpiecznych, ale Kagami dobrze wiedział, że właśnie tacy są najgroźniejsi.
– Który to powiedział?!- wrzasnął strażnik. Pałkę, którą trzymał w dłoni, opartą o ramię, teraz opuścił i uderzył nią kilka razy o drugą dłoń.- Wystąp, śmieciu, żebym cię widział!
Sylwetka na łóżku poruszyła się. Trzeci więzień zeskoczył na ziemię i podszedł do krat tak blisko, że niemal dotykał ich nosem. Kagami przyjrzał mu się z zaciekawieniem, które starał się jednak ukryć za pozornie obojętną miną. Mężczyzna był wysoki, wyższy nawet od niego – nieznacznie, ale jednak. Jego skóra była ciemna, przypominała barwą mleczną czekoladę. Granatowe włosy ścięte były na krótko, spojrzenie podobnego koloru oczu wbite w strażnika; wzrok odważny i niewróżący niczego dobrego. Mężczyzna przybrał pewną siebie postawę, wyprostowany, z uniesioną głową patrząc z góry na grubasa. Było w nim coś, co niepokoiło nawet Kagamiego.
– To byłem ja – odezwał się śmiało, choć wciąż zachowując niski ton głosu.- Nazwałem cię tłustą świnią i kazałem ci zamknąć ryj.
– Co takiego?!- Kagami odsunął się o krok od strażnika, kiedy ten wydarł się donośnym głosem. Siedzący w celi blondyn dostrzegł to i roześmiał się lekko.- Co powiedziałeś, ty gnoju?! Wiesz do kogo się zwracasz?!
– Zwracam się do tłustej świni, tłusta świnio.- Ciemnoskóry nadal mówił spokojnie, lecz w jego słowach nieustannie kryła się groźba.- Nazwanie mnie szumowiną było najgorszym błędem w twoim życiu.- Mężczyzna uniósł powoli dłonie i zacisnął je na grubych prętach.- Jesteś tu nowy, pracujesz od dwóch tygodni, a zachowujesz się, jakby wszystko ci wolno. Powiem ci jedno, ty pierdolona, tłusta świnio: mnie się nie obraża. Jeśli uważasz się za lepszego ode mnie, to odstaw pałkę, wejdź tu i udowodnij mi, że jesteś coś wart.
Wokół zapadła głucha cisza. Kagami miał wrażenie, że wszyscy więźniowie przysłuchują się tej wymianie zdań, choć żaden nie śmiał spojrzeć w ich stronę. Sam strażnik zamarł w bezruchu, z pałką uniesioną nad dłonią wpatrywał się w oszołomieniu w ciemnoskórego. Był wyraźnie skonsternowany – nie spodziewał się takiego śmiałego wystąpienia przeciw niemu. Po chwili jego twarz poczerwieniała ze złości, usta zacisnęły się w cienką linię.
– Cofnij się w tej chwili, gnoju, wpuszczam waszego nowego lokatora!- krzyknął.
Ciemnoskóry jeszcze przez kilka sekund stał przy kratach, patrząc ma strażnika z góry, następnie cofnął się o trzy kroki, wciąż jednak nie odwracając od niego wzroku. Strażnik przekręcił klucz i odsunął kratę, łypiąc podejrzliwie na więźnia. Ten zaś stał spokojnie, przyglądając mu się.
Kagami wszedł do celi, strażnik pospiesznie zamknął za nim przejście. Kiedy ponownie przekręcał klucz, ciemnoskóry nieoczekiwanie dopadł kraty, jedną dłonią chwycił grubasa za nadgarstek, przyciągając do siebie, drugą zaś zacisnął na jego szyi. Spanikowany strażnik próbował wolną ręką rozpaczliwie uwolnić się z uścisku. Jego pałka z brzękiem upadła na podłogę.
– Mógłbym wbić te pręty w twoją czaszkę i przepołowić łeb, mógłbym też cię udusić, albo jednym ruchem skręcić kark.- Jego słowa niemal ociekały jadem, nienawiścią i groźbą, choć ton wciąż pozostawał spokojny.- Ostrzegałem, żebyś mnie więcej nie obrażał, a ty nazwałeś mnie „gnojem”. Ciesz się, że mam dobry humor i skończy się na drobnej karze.- To powiedziawszy, uwolnił jego gardło z uścisku i błyskawicznym ruchem chwycił jego palec wskazujący oraz środkowy. Wokół rozległ się trzask łamanych kości, po którym rozniósł się echem przeraźliwy krzyk strażnika. Ciemnoskóry tymczasem ze stoickim spokojem wycofał się i zajął górne łóżko po lewej.
Kagami nie był do końca pewien, co tak naprawdę się wydarzyło. Stał między łóżkami, niezdecydowany co powinien zrobić. Strażnik za jego plecami wciąż wrzeszczał wniebogłosy, upadłszy na zimną posadzkę. Trzymał kurczowo nadgarstek, z przerażeniem patrząc na groteskowo wygięte palce. Po kilku sekundach zjawiło się dwóch innych strażników, którzy przypadli do niego z groźnymi minami – zrzedły one jednak, gdy spojrzeli na celę, przy której stali. Wymienili między sobą krótkie spojrzenia, po czym bez słowa podnieśli rannego kolegę i poprowadzili go korytarzem. Kiedy zniknęli za żelaznymi drzwiami na jego końcu, wokół rozbrzmiały ciche rozmowy i głuche szepty.
Kiedy Taiga spojrzał na swoich współwięźniów okazało się, że ci dalej grają w karty, jakby nic się nie stało.
– Przytulniej tu niż myślałem – mruknął do siebie, podchodząc do jedynego wolnego łóżka w celi, znajdującego się po prawej stronie, pod tym, na którym leżał teraz ciemnoskóry.
Blondyn zaśmiał się cicho, spoglądając na niego.
– Ile dostałeś?- zagadnął.
– Dziesięć – odparł Kagami, od razu pojmując o co mu chodzi.
– O cholera!- Mężczyzna uniósł brwi w zdziwieniu.- Dlaczego dali cię właśnie do nas?
– Co masz na myśli?- Kagami usiadł na łóżku, kładąc obok siebie koc i rolkę papieru toaletowego, które mu dano, oraz książkę, którą pozwolono zatrzymać.
– Zwykle więźniów się szufladkuje – wyjaśnił blondyn.- No wiesz, jeśli dostałeś pięć lat, to idziesz do sekcji cel, w których są ci, co dostali pięć lat, jeśli dostałeś dziesięć, idziesz do tej, gdzie są ci, co też dostali dziesięć.
– Ile dostaliście wy?
– Dożywocie – odparł jak gdyby nigdy nic, wzruszając ramionami.
– Dożywocie?- bąknął Kagami.- Faktycznie coś tu nie gra...
– Może zalazłeś komuś za skórę?- spytał z uśmiechem blondyn. Teraz Kagami mógł mu się lepiej przyjrzeć. Był młody, nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Uroda mu dopisywała, Taiga musiał przyznać w duchu, że właściwie to facet był prawdziwym przystojniakiem.
– Jeśli łysy facet z pieprzykiem pod nosem jest kimś ważnym, to może rzeczywiście – mruknął Kagami.
Blondyn przez chwilę patrzył na niego w milczeniu, a potem parsknął śmiechem.
– Co... co mu zrobiłeś?!
– Przywaliłem mu.- Taiga wzruszył ramionami. Prawdę mówiąc, nie był zadowolony z tego, że stracił nad sobą panowanie.- Koleś nie był przesadnie miły.
– On już taki jest, musisz się przyzwyczaić – powiedział blondyn, rzucając kartą na mały stosik kart między nim, a drugim mężczyzną.- Wszyscy strażnicy tacy są, ale ten akurat pełni rolę kogoś w rodzaju generała. A tak w ogóle, jak się nazywasz?
– Kagami Taiga.
– Jestem Kise Ryouta, miło cię poznać! Ten tutaj to Sakurai Ryou – przedstawił kolegę, wskazując ruchem głowy na siedzącego przed nim szatyna.
– Prze-przepraszam!- wykrzyknął tamten nerwowo.
– Ech? Za co?- Nie rozumiał Kagami.
– Za... za przeprosiny... przepraszam... bardzo przepraszam!- wyjąkał, po czym ukrył twarz za talią swoich kart.
– On tak ma, nie przejmuj się.- Kise machnął lekceważąco ręką, po czym... wrócił do gry. Najwyraźniej nie miał zamiaru przedstawiać mu ciemnoskórego.
– A ty, na górze?- Taiga postanowił sam go zapytać.
Odpowiedziała mu cisza. Kagami spojrzał pytająco na Kise, a ten posłał mu przepraszający uśmiech.
– Jak ostatnio przedstawiłem go nowemu, to pobił go do tego stopnia, że wylądował w szpitalu. Dla twojego dobra wolę nie ryzykować.
– Aha.- Kagami nie miał pojęcia co jeszcze mógłby powiedzieć. Rozejrzał się bez większego zainteresowania po celi.
Nie była wielka, lecz to akurat szczególnie go nie dziwiło. Także i tutaj gdzieniegdzie na ścianach widać było dziury w tynku, odsłaniające nagi, zimny mur. W klitce znajdowały się dwa dwupiętrowe łóżka, zarówno pod lewą, jak i prawą ścianą, jednak Kagami był przekonany, że zmieściłoby się jeszcze jedno, pod ścianą naprzeciwko krat. W lewym kącie, za łóżkiem Kise i Sakuraia, znajdowała się niewielka toaleta oddzielona czymś, co przypominało parawan – cienka, prosta ścianka raczej nie zapewniała prywatności.
Kise, który przez cały czas zerkał z ciekawością na Taigę, uśmiechnął się pod nosem.
– Wcześniej tego nie było – powiedział, wskazując ruchem głowy parawan.- Ale Aominecchi to dla nas wywalczył.
– Aominecchi?- powtórzył Kagami.
Materac nad jego głową zaskrzypiał cicho.
– Ach! Wybacz, Aominecchi, wymsknęło mi się!- Ryouta popatrzył z niepokojem na ciemnoskórego, ten jednak nic nie odpowiedział. Wyglądało na to, że uciął sobie drzemkę.
Kise jeszcze przez chwilę obserwował uważnie okrytą kocem sylwetkę, po czym odetchnął cicho z ulgą i wrócił do gry.
Kagami westchnął ciężko, przysuwając się do ściany i opierając o nią plecami. Położył stopy na pryczy łóżka, zamknął na moment oczy, by wsłuchać się w odgłosy więziennego życia. Ciche szepty skazanych, niewyraźne mamrotanie, szmery. Z bliska dochodził do niego również odgłos rzucanych na stosik kart, odchrząkiwanie Kise, nerwowe „przepraszam” Sakuraia przy każdym jego zagraniu.
I spokojny, miarowy oddech nad głową Taigi.
W nocy coś go obudziło. Położył się dość wcześnie, bo i tak nie miał co robić, a książkę zdążył już przeczytać.
Spał odwrócony twarzą do ściany. Teraz, kiedy otworzył oczy, nie widział zbyt wiele, ledwie kilka ciemnych plam w miejscach, gdzie odchodził tynk. Przez chwilę nie poruszał się, chcąc wpierw słuchem wybadać, co mogło go obudzić.
Stuk... stuk... stuk-stuk-stuk.
Ciche stukanie, jakby ktoś uderzał czymś o żelazne pręty. Nie miało konkretnego rytmu, ale nie było też chaotyczne. Brzmiało raczej jak urywana melodia.
Kagami uniósł się ostrożnie na łokciu, jego materac zatrzeszczał. Spojrzał w kierunku krat. Słabe światło z końca korytarza ledwie oświetlało zarys wysokiej sylwetki stojącej przy wejściu do celi. Kagami z początku sądził, że to strażnik, ale kiedy sylwetka poruszyła się, rozpoznał ciemnoskórego współlokatora. Opierał się o kraty, wyglądając na korytarz. Dłoń miał uniesioną, paznokcie jej placów stukały cicho o pręty.
Znalazłszy źródło dźwięku, Taiga chciał się znów położyć i spróbować zasnąć, jednak wówczas jego współwięzień odezwał się cicho:
– Jesteś gliną?
Kagami spojrzał na niego. W ciemnościach nie mógł dostrzec wyrazu jego twarzy, jednak sądząc po profilu, musiał stać lewym bokiem zwróconym ku niemu, prawym opierając się o kraty. Taiga przez chwilę milczał, nie wiedząc czy mężczyzna zwraca się do niego, ale ostatecznie uznał, że tak. W końcu tylko on był w celi nowy, a korytarz świecił pustkami.
– Już nie – mruknął cicho.- Skąd wiedziałeś?
– Zobaczyłem to w twoich oczach – odparł.- Gdy tylko się zjawiłeś. Kiedy mnie złapali, rzucił się na mnie cały oddział. Wszyscy mieli to samo spojrzenie, które mówiło „w końcu cię dorwałem. Teraz zgnijesz w pierdlu”. To musi być dla ciebie ciężkie, znaleźć się w miejscu, do którego posyłałeś przestępców.
– Najwyraźniej zasłużyłem.
– Kogo zabiłeś?
Taiga nie wiedział, skąd mężczyzna ma pewność, że właśnie za to został skazany Kagami. Najwyraźniej ciemnoskóry miał pewnego rodzaju instynkt, a może po prostu był przyzwyczajony do towarzystwa morderców i potrafił ich rozpoznać.
– Nazywał się Hyuuga Junpei – powiedział Kagami.- Był moim senpaiem z oddziału i mężem mojej przyjaciółki. Zabił ją i zwiał. Wytropiłem go i odpłaciłem mu się.
– Podobało ci się?- W głosie ciemnoskórego można było wyczuć, że się uśmiechnął.
– Nie. Satysfakcji też nie poczułem. Riko nie żyje i śmierć Junpeia nie zmieniła tego.
Ciemnoskóry nic nie odpowiedział. Kagami przez chwilę patrzył w jego stronę, a potem westchnął cicho i położył się na plecach. Przetarł dłońmi twarz, przykrył się szczelniej cienkim, szorstkim kocem.
– To jak się nazywasz?- zapytał cicho.
– Wiesz, kim jestem.
– To też zobaczyłeś w moich oczach?
– Nie.- Mężczyzna najwyraźniej znów się uśmiechnął.- Tak. Może. Nie ma gliny, który by mnie nie znał.
– Pomyślałem, że przyda ci się odmiana, kiedy ktoś zapyta cię o imię.
– Miło mi – prychnął.- Mówiłeś, że jak się nazywasz?
– Kagami Taiga.
– Kagami Taiga – powtórzył cicho.- Jestem Aomine Daiki. Witaj w pierdlu.
* Ok, ok, wiem, że w więzieniu wszyscy mają zgolone łby na krótko lub łyso, ale nie oszukujmy się – nikt nie byłby w stanie wyobrazić sobie bohaterów w takich właśnie fryzurach, dlatego zagniemy trochę rzeczywistość więziennego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz