Poniedziałek rozpoczął się znaną już Kagamiemu rutyną.
– Pięć minut na pościelenie łóżek, wy śmierdzące ścierwa!- krzyknął Kasamatsu Yukio, przechodząc obok celi Kagamiego oraz jego współwięźniów. Obrzucił każdego z nich pogardliwym spojrzeniem, po czym poszedł dalej korytarzem, budząc kolejnych skazańców.
Kagami pościelił swoje łóżko, nie witając się z nikim. Kise najwyraźniej wciąż był obrażony, Aomine na całe szczęście trzymał się od niego na dystans, a Sakurai, jak to Sakurai, unikał kontaktu wzrokowego z którymkolwiek z nich.
Dziesięć minut później więźniowie z jego sektora przeszli do stołówki. Na śniadanie serwowali tę samą paćkowatą breję ryżu, co poprzedniego dnia i jeszcze wcześniej, ale Kagami wiedział, że szybko się do tego przyzwyczai. Zabrawszy swoją tacę, rozejrzał się po dużym pomieszczeniu w poszukiwaniu miejsca dla siebie – nie był pewien, czy chce znów usiąść z panem Obrażalskim i panem Kłopotem.
– Taiga!- usłyszał nagle czyjeś wołanie po prawej stronie. Obróciwszy głowę w tamtym kierunku, z zaskoczeniem spostrzegł Himuro Tatsuyę, który podniósł się ze swojego miejsca i pomachał do niego dłonią.- Chodź, mamy wolne miejsce!
Kagami skinął mu na powitanie. Ruszył ku niemu, po czym zajął miejsce obok, spoglądając bez zbędnego zainteresowania na pozostałych towarzyszy Himuro.
– Chłopaki, to jest nowy, o którym tyle ostatnio słyszeliśmy – powiedział z uśmiechem Tatsuya, wskazując dłonią Taigę.- Kagami Taiga, były stróż prawa w naszym pięknym kraju kwitnącego gówna.
– Aż tyle się o mnie tutaj plotkuje?- mruknął Kagami, zabierając się za swoje śniadanie.
– No, jesteś całkiem sławny – stwierdził niewysoki mężczyzna siedzący po lewej stronie naprzeciwko niego. Miał czarne włosy i stalowo niebieskie oczy, a uśmiech, choć sympatyczny, zdawał się kryć w sobie coś niebezpiecznego.- Kiedy ja tu trafiłem, ledwie zwrócili na mnie uwagę. Siedzę tu już dwa lata i do tej pory wciąż nie próbował spuścić mi głowy w kiblu!
– To Takao Kazunari – wyjaśnił Himuro, uśmiechając się do Kagamiego.- Jesteśmy razem w celi, dostał dziesięć lat za współudział w morderstwie.
– No, pomogłem mojej siostrze zabić jej byłego chłopaka, po tym jak skurwysyn nagrał swoich kumpli, kiedy ją gwałcili. Szkoda, że nie zdążyliśmy sprzątnąć także ich – westchnął.- Siorka wstawiła się za mną w sądzie, dlatego nie dostałem dwudziestu pięciu lat, jak ona.
– A co z tamtymi dupkami?- zapytał Kagami.
– Och, przenieśli ich do Kioto – mruknął Kazunari, krzywiąc się.- Wiedzieli, że będę się na nich tutaj czaił.
– Przykra sprawa – stwierdził z wahaniem Taiga.- Współczuję.
Takao spojrzał na niego z zainteresowaniem, po czym obdarzył go dziwnym uśmiechem. Himuro tymczasem wskazał kolejnego towarzysza, wzrostu Kagamiego, o lekko kręconych ciemnych blond włosach.
– To jest Miyaji Kiyoshi, też dostał dziesięć lat, za obrót narkotykami. Jego partner w interesach, Izuki, też tutaj odsiaduje wyrok, siedzi gdzieś... gdzieś tam.- Tatsuya machnął dłonią w kierunku sali.
– Sam nas dupek wsypał, bo umawiał się z córką komendanta.- Miyaji skrzywił się.- Wypaplał jej, że ma odebrać dostawę, a że byłem akurat z nim, to i mnie złapali.
– No i nasza słodka perełka, Reo Mibuchi.- Himuro wskazał na wysokiego, szczupłego mężczyznę o długich czarnych włosach i długich rzęsach.
– Oooch, moje ty słoneczko!- Reo machnął dłonią, posyłając mu uśmiech i mrugając do niego okiem.
– Dostał dziesięć lat.- Himuro uśmiechnął się do Kagamiego.- Za gwałt.
– Jak miło – westchnął ciężko Taiga, czując, że przechodzi mu apetyt na śniadanie – chociaż od samego początku był on bardzo nikły.- Kogo zgwałciłeś?
– Mnie.- Takao wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Zabawne, ale kiedy tutaj trafiłem, jakoś tak się zaprzyjaźniliśmy.
– To czemu nie powiesz, żeby go zwolnili?- Kagami uśmiechnął się sztucznie.
– Bo Mibuś mi się tu przydaje – odparł swobodnie Takao.- Co nie, Mibuś?
– Jesteś moją największą miłością, Kazu-chan!- zaświergotał Reo.
Kagami rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu czegoś, do czego mógłby zwymiotować. Himuro, widząc jego minę, roześmiał się wesoło i poklepał go po plecach.
– Jako były policjant, pewnie nieźle cię mierzi towarzystwo przestępców, co?- zapytał, wyraźnie rozbawiony.- Zapewniam cię, przyzwyczaisz się. W gruncie rzeczy niektórzy są tu bardzo sympatyczni. Nasza ekipa, na przykład, to praktycznie paczka przyjaciół. No nie, chłopcy?
– Pewnie.- Takao skinął głową.
– To śniadanie smakuje jak gówno – westchnął Miyaji.
– Jesteśmy przyjaciółmi i kochankami!- wykrzyknął Reo.
– No, niektórzy owszem.- Tatsuya wzruszył ramionami, mrugając do Taigi.- W innych okolicznościach trafiłbyś do nas, w końcu też dostałeś dziesięć lat.
– Ooo, a za co?- zainteresował się Takao, pochylając nad stołem i wpatrując się z uwagą w Kagamiego.
– Mam dziwne wrażenie, że dobrze wiesz, za co siedzę – mruknął Taiga.
– Bo zabiłeś Hyuugę Junpei'a, który zabił swoją żonę, a twoją przyjaciółkę i zwiał. Dopadłeś go i zemściłeś się na nim.- Kazunari pokiwał głową.
– No i proszę, znasz odpowiedź na swoje pytanie.
– Ciekawi mnie jednak, dlaczego on ją zabił? Jaki miał powód? Jaki motyw? Morderstwa to interesująca rzecz, no nie? Całkiem ekscytujące!
– Chyba jesteś trochę obłąkany.- Kagami wbił w niego surowe spojrzenie.- Może dogadałbyś się z Aomine?
– Och, nie, nie, odpada.- Takao zaśmiał się krótko, przesuwając spojrzeniem po sali i przyciszając niego głos.- Nie jestem psycholem. Swojej własnej zemsty po części dopełniłem, ale to nie tak, że mi się to podobało. Jestem po prostu usatysfakcjonowany, że wymierzyłem tamtemu skurwielowi karę, na jaką zasługiwał. Ale to nie znaczy, że po wyjściu z pierdla mam zamiar zabijać dla przyjemności. Zabijanie jest złe – dodał, kiwając głową.
– Dobrze mówisz, Kazunari – powiedział z uśmiechem Himuro.- Kiedy ja wyjdę, a myślę, że wyjdę w przyszłym roku, nie mam zamiaru już nigdy więcej siadać za kierownicę pod wpływem. Nawet po pączku z ajerkoniakiem.
– Ochh, szkoda, że będziesz musiał nas zostawić, dzióbku – westchnął Reo.
– Hej, Mibuś, będziesz miał jeszcze mnie, aż do końca swojej odsiadki!- zawołał Kazunari.- Przed nami piękne i romantyczne osiem lat. No, dla ciebie siedem lat i osiem miesięcy.
– A ty kiedy wychodzisz?- zapytał Kagami Miyajiego.
– Za sześć lat – odparł Kiyoshi, z krzywą miną żując kawałek ryby.- I w przeciwieństwie do tych psycholi siedzących po mojej prawej i lewej, w chuj się z tego cieszę. Gołąbki zasrane, przestańcie trzymać się za ręce za moimi plecami!
Takao roześmiał się lekko, puszczając dłoń Reo, który uśmiechnął się promiennie do Miyajiego. Kagami znów musiał powstrzymać odruch wymiotny, ale na całe szczęście przyszło mu to łatwiej, niż poprzednio.
Po skończonym śniadaniu Taiga pożegnał się ze swoimi nowymi kolegami. Żaden z nich nie pracował w kotłowni; Himuro spędzał dzień w szwalni, Reo w pralni, a Miyaji i Takao w pakowalni. Kagamiemu było trochę żal samego siebie, bo właściwie to miał nadzieję, że któryś z nich jednak pracuje z kotłowni i będzie miał z kim spędzić czas pracy nieco milej, niż z Aomine.
– Nie opierdalaj się, bo nie mam zamiaru robić za ciebie – rzucił na wstępie Daiki, kiedy Kagami pozostawił swoją koszulę na rączce taczki i, chwyciwszy za szypę, nabrał nią porcję węgla.
– Dopiero co zaczęliśmy pracę, a ty już zakładasz, że się opierdalam?- mruknął Kagami.
– Dyskutujesz, więc się opierdalasz. Skończ i weź się do roboty.
– Sam zacząłeś, do kurwy nędzy.- Taiga wrzucił węgiel do pieca i cisnął Aomine wrogie spojrzenie. Daiki odpowiedział mu tym samym, stając naprzeciwko niego w lekkim rozkroku i opierając się o swoją szypę.- Chyba powiedziałem ci, że nie mam zamiaru być jednym z twoich kundli? Daruj więc sobie takie chujowe traktowanie mnie, bo nie pozwolę sobie na nie.
Kagami zostawił go pod piecem, po czym ruszył z szypą do góry węgla. Bardziej wyczuł, niż usłyszał nieco zbyt pospieszne kroki za sobą. Kiedy się odwrócił, ledwie zdążył unieść w obronie swoją szypę, tak by szypa Aomine nie uderzyła go w głowę.
Solidne drewniane kije uderzyły o siebie z głośnym trzaskiem tak mocno, że aż zatrzęsły się ich blaszane końce. Przez impet uderzenia Kagami odruchowo cofnął się o kilka kroków, próbując natychmiast stawić opór i odeprzeć od siebie napierającego na niego Daikiego – jeśli dotrą do węgla i Taiga poślizgnie się na nim, upadnie na stertę... będzie skończony.
– Nie odzywaj się do mnie tym tonem, ty jebany, zawszony psie – zawarczał Aomine.- Wbiję ci tę jebaną szypę w brzuch, a potem będę odrywał płatami twoją skórę, dopóki nie wypłyną z ciebie wszystkie wnętrzności.
– Ty pojebany sukinsynie...!- wycedził Taiga przez zaciśnięte zęby, siłując się z Daikim na szypy. Był od niego szerszy w ramionach, ale widać wigor mieli ten sam, bo póki co żaden z nich nie wygrywał.
Do czasu, kiedy Aomine niespodziewanie odsunął się na bok i odrzucił swoją szypę. Kagami, który nie spodziewał się takiego ruchu, prawie się przewrócił, postępując kilka kroków do przodu – a zaraz potem niebezpiecznie zbliżając się do włazu pieca, kiedy Daiki za nim rzucił się na jego plecy i zaczął go pchać w tamtą stronę.
– Co ty, kurwa...?!- wrzasnął Kagami, próbując zaprzeć się nogami, ale w tej pozycji oczywistym było, że Aomine miał dużą przewagę.
– Hej, Aomine!- wrzasnął jeden ze strażników.
Taiga nawet nie zwrócił na to uwagi. Z przerażeniem wpatrywał się w ogromny właz, do którego spychał go wciąż ciemnoskóry. Nie było opcji, żeby zaprzeć się siłą, uciec od tego, wymknąć się, w jakikolwiek sposób powstrzymać Aomine przed wrzuceniem Kagamiego do pieca – a pędzący ku nim strażnik był jeszcze tak daleko...
Kiedy Daiki zepchnął go już do samego pieca, Kagami, zdesperowany do granic możliwości, nie miał innego wyjścia, jak zaprzeć się dłońmi o jego ścianę.
Czerwonowłosy wrzasnął z bólu, kiedy rozpalona ściana zaczęła roztapiać skórę jego dłoni. Aomine naciskał silnie na jego plecy, próbując wepchnąć go do pieca, żar niebezpiecznie lizał tors Kagamiego. Mężczyzna trzymał się jednak dzielnie, zapierał się z całych sił, dopóki nie poczuł, że nacisk na jego ciało niespodziewanie zniknął – to strażnik rzucił się na Daikiego, powalając go na ziemię.
Kagami natychmiast wykorzystał ten moment i odsunął się od pieca, odrywając czerwone, zakrwawione dłonie od rozpalonej ściany. Krzyczał wniebogłosy, wpatrując się z przerażeniem w swoje drżące dłonie, podczas gdy piątka strażników obezwładniała leżącego na ziemi Aomine, który mimo tego wciąż próbował się wyrwać.
– Kagami, tutaj, szybko!- krzyknął jeden ze strażników, machając do niego ręką.
Taiga spojrzał w jego kierunku załzawionymi oczami. Kurwa, jak bolało! Czy to koniec z jego dłońmi? Miał wrażenie, że zostawił skórę przytwierdzoną do ściany pieca, że oderwał ją. W życiu nie widział czegoś takiego, nie wspominając o tym, że nigdy czegoś takiego nie doświadczył.
– Dalej, chodź tu!
Strażnik podbiegł do niego, po czym chwycił go za ramię i poprowadził biegiem do pomieszczenia przed wejściem do kotłowni, gdzie zamontowano podłużny zlew, w którym pracownicy na koniec dnia się obmywali. Kagami wyciągnął trzęsące się ręce nad kran, a strażnik odkręcił zimną wodę.
W pierwszej chwili uczucie było gorsze, niż dotknięcie pieca. Zupełnie jakby ktoś po raz drugi wyrwał mu skórę, dokładnie tak, jak mówił o tym Aomine chwilę wcześniej. Taiga zgiął się w pół, ledwie zachowując przytomność, tak potworny odczuwał ból. Strażnik trzymał jego ręce za nadgarstki, przesuwając nimi powoli po strumieniu wody, tak by oblał on całe dłonie.
– Puszczajcie mnie, kurwa! Puszczajcie!- rozległy się wrzaski za plecami Kagamiego. Taiga wolał nie obracać się i nie patrzeć teraz na Aomine. Gdyby nie ten potworny ból, z chęcią rzuciłby się na nich i rozerwał Daikiego na strzępy.
– Ayano!- rzucił strażnik obok Kagamiego, wciąż doglądając jego dłoni i pilnując, by woda je oblewała.- Biegnij do Kasamastu-san i poinformuj go, co się stało. Powiedz, że zabrałem Kagamiego do Midorimy-san.
– Tak jest!
– Chodź, Kagami.- Strażnik zerknął na jego twarz.- Zaraz znowu zacznie piec, więc po drodze dmuchaj na nie, musisz wytrzymać.
– Jasne...- wychrypiał Taiga, skinąwszy kilkukrotnie głową.
Szkoda tylko, że tak łatwo było o tym mówić, a tak cholernie ciężko zrobić.
– Sensei!- zawołał strażnik, kiedy oboje z Kagamim kilka minut później wpadli do skrzydła szpitalnego.- Nagły wypadek, mam tu dość poważne poparzenie.
– Znowu ty?- Midorima Shintarou zerwał się z krzesła stojącego za biurkiem i, poprawiając okulary, podszedł do Kagamiego i z surową miną spojrzał na jego wyciągnięte dłonie. Chwycił je za nadgarstki i przyjrzał im się uważnie.- Co zrobiłeś?
– Dotknął pieca – wytłumaczył za niego strażnik.- Zaparł się o niego dłońmi, kiedy Aomine próbował go do niego wepchnąć.
– Do pieca?- Midorima spojrzał z niedowierzaniem na strażnika, a ten skinął głową.
– Co wy znowu odpierdalacie, do kurwy nędzy?- Nagle do pomieszczenia wpadł Kasamatsu Yukio, wbijając wściekłe spojrzenie w Kagamiego.
– Opanuj ton, Kasamatsu, nie jesteś w swoim biurze – warknął Shintarou, wskazując Kagamiemu umywalkę.- Pod wodę na dziesięć minut. Schładzaliście wcześniej ranę?- zwrócił się do strażnika, a ten pokiwał pospiesznie głową.
– Kilka minut, sensei.
– Wracaj na posterunek – rzucił do niego Kasamatsu.- Dopilnuj, żeby reszta tych śmierdzących gnid nie próbowała się opierdalać. A ty, Kagami, lepiej się wytłumacz.
– Nic, kurwa, nie zrobiłem!- warknął ze złością Taiga, stając przed umywalką. Midorima podszedł do niego i odkręcił kurek z zimną wodą.- To ten debil rzucił się na mnie bez powodu! Zamachnął się szypą, więc się broniłem, a strażnicy chuja z tym robili! Dopiero kiedy straciłem równowagę, a Aomine zaczął mnie pchać do pieca, ruszyli dupy.
– Powiedziałeś mu coś, co go rozsierdziło?- Yukio skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
Kagami prychnął pogardliwie, kręcąc głową.
– On jest zjebany – mruknął.- Ja powiedziałem tylko, że nie będę jego kundlem i nie będę spełniał jego zachcianek.
– To lepiej zacznij, jeśli chcesz przeżyć w pierdlu z tym obłąkańcem – poradził Kasamatsu.
Taiga sapnął głośno, odwracając się do strażnika i patrząc na niego z niedowierzaniem.
– Z całym szacunkiem, ale pierdol się – powiedział.
Yukio zacisnął mocno usta, ale nie skarcił Kagamiego za tę śmiałą odzywkę. Ból w dłoniach nadal dawał się Taidze mocno we znaki, ale czuć było, że jest już trochę lepiej, niż przy pierwszym kontakcie z rozgrzanym piecem.
– I tak miałeś szczęście-nodayo – stwierdził Midorima, poprawiając swoje okulary i wpatrując się w dłonie mężczyzny.- Jeszcze nawet nie ma siódmej rano, piec dopiero zaczynał się rozgrzewać. Gdybyś zaparł się o niego popołudniu, skóra dosłownie przykleiłaby się do pieca, a oderwanie jej bolałoby jak...
– Proszę, daruj sobie szczegóły – westchnął ciężko Kagami.- Sensei – dodał, krzywiąc się lekko.- Co będzie z moimi dłońmi? Bo na razie boli jak chuj.
– Przeżyją – mruknął Midorima.- Na razie nie przestawaj ich schładzać, potem założymy opatrunek i zwiążemy lekko bandażem. Popołudniu i wieczorem przyjdziesz do mnie zmienić opatrunek, poparzenia muszą jak najwięcej oddychać. Zadbaj o to, Kasamatsu – dodał, zwracając się do strażnika, na co ten tylko skinął głową.- Dostaniesz dwa tygodnie zwolnienia z pracy, skóra musi się dobrze zagoić.
– Możecie przenieść mnie do innej celi?- zapytał Kagami, spoglądając na Yukio.- Przecież ja go zabiję, jak tylko go zobaczę.
– Pytałem już, czy jest taka możliwość, skoro dostałeś dziesięć lat, ale ci z zarządu mówią, że nie.- Kasamatsu skrzywił się.- Aomine trafi do izolatki za dzisiejszy numer, więc mam nadzieję, że obaj zdążycie ochłonąć przed swoim następnym spotkaniem.
– Wierzysz w to, co mówisz?
Yukio spojrzał na niego niechętnie.
– Aomine po izolatce zwykle jest grzeczny, przynajmniej przez jakiś czas – powiedział.- Nie wiem, dlaczego przydzielili cię do celi z dożywociem, ale nie mam takiej władzy, żeby zmieniać decyzje zarządu. Spytałem raz, tyle mogłem zrobić. Lepiej więc podporządkuj się Aomine, bo dobrze wiesz, kim on jest. A czeka cię dziesięć lat u jego boku, więc lepiej weź sobie moje rady do serca.
– Dlaczego władze go nie sprzątnęły?- burknął ze złością Kagami, wbijając wzrok w Kasamatsu.- Przecież to największy zbrodniarz Japonii, cały naród go nienawidzi! Rozumiem, że zabijanie jest niehumanitarne, ale przecież ci z wyższych sfer mają sposoby na dyskretne sprzątanie, prawda?
Kasamatsu przez chwilę wpatrywał się bez słowa i bez wyrazu w Taigę. Następnie spojrzał krótko na Midorimę, po czym bez słowa odwrócił się i opuścił skrzydło szpitalne.
Kagami westchnął z irytacją, również spoglądając na doktora.
– Chyba nie powiesz mi, sensei, że to nie jest dobry pomysł?- warknął.- Cały świat byłby wdzięczny za zabicie takiego potwora.
– Jest jak jest, a my nic z tym nie zrobimy – powiedział Midorima surowym tonem, poprawiając swoje okulary.- Jeszcze pięć minut i założę ci opatrunek. I powtarzam ci po raz drugi, Kagami: trzymaj się z dala od kłopotów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz