[MnU] Odcinek 117



- Bo we mnie jest seks, gorący jak coś tam, bo we mnie jest seks! Któż oprzeć się ma mu?- nucił Aomine, idąc przez miasto i podrygując do taktu słyszanej tylko przez niego muzyki.
Zaiste, humor tego wieczora miał wprost nieziemsko dobry. Dziwił się sam sobie – kiedy godził się na seks z Tomoyą Inoue spodziewał się raczej, że zejdzie z niego jedynie napięcie, a poza tym nic się nie zmieni. A tu proszę – został mile zaskoczony. Nie dość, że bliskość drugiego mężczyzny tak go odprężyła, to na dodatek poprawiła humor, ba! Sprawiła, iż ciemnoskóry miał wrażenie, że mógłby teraz wszystko! Może nawet się zakochać!
No, aż tak to może nie, ale na pewno czuł, że może być dla kogoś miły… Może przestanie dokuczać swojemu młodszemu bratu? Od nieprzyjemnych wypadków związanych z napadem na Kise, relacje Aomine i Kuroko skupiały się na tym, że ten pierwszy sprawiał drugiemu niezbyt miłe pstryczki w nos przy pierwszej lepszej okazji.
Może pora to zmienić? Nie można przecież gniewać się na niego do końca życia… Daiki zdawał sobie sprawę z tego, że jego głupiutki braciszek chciał dobrze. Po prostu… 
Po prostu…
Nie. I tak nie wymyśli żadnego sensownego tłumaczenia dla jego poczynań. Ale może rzeczywiście czas spuścić trochę z tonu.
- Tyryry...- nucił dalej Aomine, idąc w zasadzie całkiem zaludnioną ulicą.- Ha! Bo we mnie seks! Gorący jak coś tam, bo we mnie jest... Kagami?!
Widząc swojego przyjaciela tuż naprzeciwko, Aomine aż podskoczył, zdumiony. Nie mniej zaskoczony był Kagami Taiga, który najwyraźniej wracał z zakupów, gdyż w dłoni trzymał jednorazową reklamówkę z produktami spożywczymi. Na widok podśpiewującego i podrygującego w takt jakiejś muzyki Daikiego, stanął jak wryty i teraz, stojąc obok latarni, wpatrywał się w ciemnoskórego z niepewnością.
Dla nich obu było to dość niefortunne spotkanie – Aomine wiedział o niedawnej wizycie Kagamiego w ich rodzinnym domu, kiedy to rzekomo przyszedł za wszystko przeprosić. Kuroko zdążył mu już wszystko opowiedzieć, i choć działo się to zaledwie pięć dni temu, Daiki miał wrażenie, jakby minęły całe lata, odkąd ostatni raz słyszał o Kagamim. Był tak zajęty życiem własnym i życiem – zagrożonym życiem! - jego dwójki braci, że w zasadzie niezbyt dużo myślał o Taidze, ale teraz, gdy go zobaczył…
Nie wyglądał wcale inaczej – jak zawsze wysoki i muskularny, z lekko potarganymi przez wiatr bordowo-czarnymi włosami i ciemnym, wiśniowym spojrzeniem. Daiki pamiętał, jak kiedyś, kiedyś, gdy zrozumiał, że bez reszty zabujał się w tym idiocie, w myślach twierdził, że pasują do siebie idealnie, gdyż Aomine jest jak tort czekoladowy, a Kagami jak taka wisienka na nim.
Och, i ten jeden jedyny raz w życiu naprawdę był NA nim, a on był w nim i…
Nie, zaraz! Jego myśli zaczynały zbaczać na niewłaściwy tort.
To znaczy tor! Tor! Niewłaściwy tor, tak.
Bo przecież Kagami zranił jego uczucia, zranił je potwornie, i co z tego, że przyszedł przeprosić? Aomine wtedy akurat nie było w domu, a gdy dowiedział się o wizycie Taigi, czekał na jego telefon, lub na kolejną wizytę – później zapomniał o tym, zbyt przejęty innymi sprawami, ale właśnie uświadomił sobie, jak niecierpliwie czekał na ten moment, gdy Kagami będzie się przed nim kajać i błagać go na kolanach o powrót (w jego myślach może raz, ale TYLKO raz, na tychże kolanach robił mu loda, ale to naprawdę raz! No, maksymalnie dwa razy, nie więcj!). Miał już nawet przygotowany scenariusz, jaki wywód mu wystawić, ale…
Ale to nagłe spotkanie kompletnie zbiło go z tropu.
Kagami ze swojej strony czuł podobnie – od swojej wizyty u trójki braci czyhał na odpowiedni moment, by wybrać się tam ponownie, albo zadzwonić chociaż do Aomine i poprosić go o spotkanie, ale… cóż, za każdym razem tchórzył. Obawiał się, że Daiki jest tak na niego wściekły, że albo go zignoruje, albo przeciwnie – odbierze, pojedzie po nim jak szmatą po podłodze, albo coś jeszcze gorszego! Niby się zgodzi na spotkanie, niby przyjdzie, niby się przywita i uśmiechnie, a potem strzeli mu sierpowym w twarz, splunie na jego leżące na ziemi zwłoki i odejdzie, pogwizdując. 
Koniec końców więc nie odważył się zadzwonić, nawet jeśli przerabiał w głowie tysiące scenariuszy, jak może ewentualnie potoczyć się rozmowa, nawet jeśli przygotował sobie odpowiedź na każdą znaną mu zagrywkę Aomine.
A teraz stali ze sobą twarzą w twarz, pełni niepewności. Nie wiedzieli, kto pierwszy powinien się odezwać.
- Hej – bąknął w końcu Kagami.
- Hej – mruknął Aomine, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki i odwracając wzrok na bok. Przełknął ciężko ślinę. Minęło zbyt dużo czasu i nie czuł się swobodnie w towarzystwie dawnego przyjaciela.
- Co ty tu robisz?- Kagami nie w porę zdał sobie sprawę z tego, że to pytanie zabrzmiało jak wyrzut, więc odchrząknął i dodał:- Odwiedziny?
- He?- Aomine spojrzał na niego bez zrozumienia, a Taiga poczerwieniał lekko na twarzy. Czyżby się pomylił?!
- Ee… no, tam leży Kise, nie?- Kagami machnięciem wolnej ręki wskazał mniej więcej kierunek, w którym znajdował się szpital. Rzeczywiście, Ryouta leżał tam na oddziale po ciężkim pobiciu. Aomine nawet na to nie wpadł. Przez chwilę nawet miał ochotę powiedzieć Taidze, że nie, że był u Tomoyi i miał z nim nieziemski seks, dużo lepszy od tego z Kagamim, ale ostatecznie zrezygnował.
Nie miał ochoty kłamać. Nawet w połowie.
- Ta – mruknął, robiąc niezidentyfikowany ruch w kierunku szpitala.- Byłem u Ryouty.
- Słyszałem, co się stało, Kuroko mi pisał.
- Aha?
- Mam nadzieję, że szybko się z tego wyliże.
- Ja też.- Aomine pokiwał głową.
Kagamiemu było bardzo przykro. Wiedział, że to jego wina, ale Daiki był tak mało rozmowny, tak bardzo unikał spojrzenia Taigi… Czerwonowłosy postanowił więc się pożegnać. Może to nie najlepszy czas na przeprosiny, może powinien wstrzymać się i poczekać na lepszą okazję, kiedy Aomine nie będzie taki przybity wypadkiem brata, kiedy nie będzie miał tyle na głowie.
- Pójdę już – powiedział więc, ściskając mocniej dłoń, w której trzymał reklamówkę.- Nie będę zawracał głowy… Trzymaj się.
Aomine drgnął, słysząc jego słowa. Spojrzał na niego, ale Taiga już odwrócił wzrok, już ruszył przed siebie. Minął Daikiego o pół metra, ciemnoskóry nie zdołał nawet poczuć znajomego zapachu jego perfum.
- I co, to wszystko?- zapytał Daiki, odwracając się za Kagamim. Czerwonowłosy zatrzymał się w półkroku i również obejrzał się na przyjaciela.- Spotykasz mnie na ulicy i tyle masz mi do powiedzenia?
- Widzę, że nie jesteś w nastroju…
- Och, nie.- Aomine uniósł wyzywająco brwi.- Mam zajebisty nastrój.
- Myślałem, że…
- Źle myślałeś.
- Słuchaj…
- Słucham.
- Możesz się zamknąć i mi nie przerywać?- poirytował się Kagami. Aomine uśmiechnął się drwiąco i uniósł lekko brew, dając mu do zrozumienia, że przyzwala mu na ciąg dalszy.- Przypadkowe spotkanie na ulicy, twoje wilcze spojrzenie i cała niechęć sprawiły, że doszedłem do wniosku, że może znajdzie się inna, lepsza okazja, żeby cię przeprosić, okej?
- Każda okazja będzie wyglądała tak samo, bo nie przejdzie mi wkurw na ciebie, dopóki nie przeprosisz.- Daiki wzruszył ramionami.- Więc co za różnica? Miejsce jak każde inne, moment też jak każdy inny.
Kagami przez chwilę milczał, starając się opanować złość. Aomine miał rację, Taiga to wiedział. Ale jednak podjuszanie go nie pomagało. Zwłaszcza, że temat był dla niego dość delikatny…
- Dobra – powiedział.- Masz czas, żeby skoczyć na piwo? Czy pasuje ci rozmowa tu, na środku ulicy?
- Pasuje mi tu – odparł odważnie Aomine, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- W porządku.- Taiga skinął głową, po czym wziął bardzo głęboki oddech. Gdy go wypuścił, w końcu zaczął:- Aomine.
- Kagami?
- Moje ostatnie zachowanie względem ciebie było okropne. To, co ci powiedziałem, to, jak cię potraktowałem, a przede wszystkim jak potraktowałem naszą przyjaźń, było strasznie chujowe z mojej strony i chciałem cię za to szczerze przeprosić.- Taiga wyprostował się i naprężył muskuły, patrząc Aomine prosto w oczy.- Jesteś moim najlepszym kumplem i łączy mnie z tobą w chuj wiele, w końcu raz się nawet bzykaliśmy.- Przy tych słowach Aomine poczerwieniał na twarzy i rozejrzał się szybko wokół, czy aby nikt tego nie słyszał. Niestety, słyszeli to wszyscy, którzy akurat przechodzili obok – jedni zatrzymali się jak wryci, inni tylko obrzucili ich niesmacznym spojrzeniem i poszli dalej.- Sam fakt, że jesteś we mnie zakochany, ale dzielnie znosisz to, że ja wolę twojego bra-…
- Dobra, dobra, wyluzuj, stary, wybaczam!- wykrzyknął Daiki pospiesznie, zakrywając dłonią usta Kagamiego.- Chodźże w jakieś ustronniejsze miejsce, człowieku! Co ty odpierdalasz!
- Kazałeś mi mówić tutaj…
- Kazałem ci mnie PRZEPROSIĆ, a nie opowiadać takie rzeczy! Jakbyś jeszcze dodał, że było ci nieziemsko dobrze i chcesz to powtórzyć, to spoko, ale nie, że jestem w tobie zabujany! Co ty, stary?!- Mówiąc to, Aomine ciągnął Kagamiego za sobą w ciemną uliczkę między wieżowcami. Kiedy znaleźli się już z dala od ludzi – i światła latarni – Daiki puścił go i, sapiąc ze złości, spojrzał na niego.- Nie wstyd ci tak?!
- Nie – mruknął Kagami, nieco obrażony.- Znaczy… No dobra, trochę wstyd, że to ludzie słyszeli, ale pomyślałem, że jak to zrobię przy ludziach, to może bardziej zapunktuję.
- Ta, na pewno zapunktujesz u faceta, gadając przy ludziach o gejowskim seksie.- Aomine potrząsnął głową i przeczesał palcami krótkie włosy.- Ale się przez ciebie wstydu nażarłem!
- Ale wybaczasz, dobrze słyszałem?- Taiga uśmiechnął się kącikiem ust.
- Co? Nie! Kłamałem!- Aomine spojrzał na niego ze złością.- Tu mnie przeproś, kutasie!
- Znowu?
- Tak, znowu! No, słucham, jaki byłem w łóżku?
- Aho...- Kagami wywrócił oczami, rumieniąc się lekko.- Słuchaj, bo poważnie gadam. Zachowałem się jak ostatni chuj i tak też się czuję. Nie mogę winić ciebie i twoich braci za to, że macie problemy, mogę was tylko wspierać i jak trzeba, to podcierać wam dupy, gdy wy nie macie jak. To mój zasrany obowiązek jako wasz przyjaciel, a zwłaszcza twój. Kuroko i Kise przeprosiłem, choć i tak nie wyszło tak, jak powinno… No i teraz przepraszam ciebie. Szczerze. Jestem świadom tego, że możesz mi nie wybaczyć, ale wiedz, że… że, no…
Serce Aomine rozszalało się nagle w piersi, a mimowolne myśli podpowiedziały zakończenie tego zdania.
„Kocham”. Powiedz, że mnie kochasz!
- No, jesteś dla mnie w chuj ważny, okej?- westchnął ciężko Kagami, drapiąc się po głowie.- Jesteś moim najlepszym kumplem. I chcę, żebyś był nim dalej… O ile ty też chcesz, oczywiście.
Aomine nie odzywał się. Skarcił się w myślach za tę głupią nadzieję w sercu, że Taiga naprawdę wyzna mu miłość. Przecież to oczywiste, że Kagami go nie kocha i nie pokocha nigdy! On szalał za Kuroko, a to, że sypiał zapewne z Himuro (skoro aktualnie nikogo nie miał) to osobna sprawa. Do Daikiego się nie doczepi, bo przecież ciągle chciałby wrócić do Tetsuyi, a do tego Daiki jest jego bratem i… i… 
I to oczywiste, że nigdy nie będą razem.
Zresztą, przecież tyle czasu ze sobą nie gadali! Aomine powinien go nienawidzić, powinno mu przestać zależeć na ich przyjaźni, na Kagamim w ogóle! Już dawno powinien się odkochać, dawno powinien zaprzestać myślenia o tym, że Taiga jest spoko, że jest przystojny, seksowny, muskularny, i że to jedyny facet, dla którego byłby uke.
No, dla Imayoshiego był, ale tamten skurwiel to inna sprawa…
Ale Kagami… Przecież po takim czasie, po tylu wydarzeniach, po takim potraktowaniu go w najgorszym momencie jego życia… w Aomine powinna zostać tylko złość, zrezygnowanie i zawód.
Tymczasem, kiedy patrzył na te bordowo-czarne włosy, lekko potargane, gdy spoglądał w ciemne wiśniowe oczy, pełne szczerości i tego … tego Kagamiowego „czegoś”… 
Aomine westchnął, zrezygnowany.
To i tak nie miało sensu – to całe myślenie.
Chyba nigdy nie przestanie go kochać.
- Chciałbym ci przypierdolić, i opluć twoje zwłoki – mruknął ponuro, a Kagami wzdrygnął się, nieco przestraszony jego całkiem poważnym tonem.- A potem odwrócić się na pięcie i odejść, pogwizdując „Bo we mnie jest seks”… Ale w sumie to nie umiem – westchnął, przecierając dłonią twarz.- Jesteś skurwysynem, ale… - Chciał powiedzieć „moim skurwysynem”.- ...moim przyjacielem. Czuję, że jestem z tobą związany jak z bratem, czaisz? Że nieważne, co ci odwali, to ja i tak ci wybaczę, bo jesteśmy rodziną.
- O-och…
- Ale dziwne smęty gadam.- Aomine zmarszczył brwi.
- Przywal mi, jak chcesz – powiedział Kagami.- Zasłu-…
Nie dokończył zdania, ponieważ Daiki przywalił mu prawym sierpowym prosto w twarz. Taiga, który kompletnie nie spodziewał się, że Aomine skorzysta z zaproszenia, zatoczył się na bok i upadł na ziemię, zdzierając sobie skórę na przedramionach i przy okazji też materiał spodni na kolanach.
- Kurwa!- krzyknął, łapiąc się za policzek.- Ale to było mocne!
- Też mi się podobało.- Aomine wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ty…!- Kagami cmoknął, zdenerwowany, po czym podniósł się z ziemi i otrzepał dłonie. Jego zakupy, rzecz jasna, rozsypały się wokół, karton mleka był już martwy – upadł na niego przy okazji i rozwalił, najwyższym cudem nie brudząc się przy tym.- Jeśli będziesz chciał to znowu zrobić, to uprzedź chociaż.
- A mogę zrobić to znowu?
- Nie!
- Ach...- Aomine skrzywił się, zawiedziony.- A buziaka dostanę?
- Kurwa, nie!
- Powinieneś zrobić wszystko, żebym ci wybaczył... – mruknął z nie do końca udawanym żalem.
Kagami zacisnął zęby i spojrzał na niego wilkiem, zaciskając pięści. Aomine miał wrażenie, że czerwonowłosy naprawdę myśli o tym, by go pocałować, i serce zabiło mu mocniej w klatce piersiowej.
- Serio chcesz, żebym to zrobił?- warknął Taiga.
Aomine chciał. Bardzo chciał.
- Neee – powiedział z uśmiechem, machnąwszy lekceważąco dłonią.- Nie zmuszaj się, ty dupku. Masz szczęście, bo mam dzisiaj dobry humor i postanowiłem akurat być miły dla pierwszej napotkanej osoby. Padło na ciebie, także każda staruszka, która będzie chciała przejść przez pasy z moją pomocą musi się liczyć z tym, że jej odmówię.
- Jestem pierwszą osobą, którą spotkałeś od rana?
- Dopiero od godziny mam dobry humor.
- Ach.- Kagami pokiwał głową i przez chwilę milczał.- Byłeś u Tomoyi?
- Ta.- Daiki podrapał się po głowie.- Skąd wiedziałeś?
- A gdzie mogłeś być?- Taiga wzruszył ramionami.- Śpiewasz albo pod prysznicem albo po sparingu, albo po...- Kagami umilkł i odwrócił wzrok, trochę zażenowany. Akurat w tym ostatnim przypadku tylko raz słyszał Aomine, ale kiedyś usłyszał od Kuroko, że Daiki często podśpiewywał, gdy wracał po wizycie u jakiegoś kochanka.
- Ciekawe spostrzeżenie – mruknął Aomine, rumieniąc się mimowolnie.- Ekhem!
- Ekhem! Tego… yy, to ja już nie będę ci zawracał głowy. Idę zanieść zakupy… ach, właśnie.- Kagami cmoknął, po czym kucnął nad reklamówką, która wypadła mu z dłoni, gdy powalił go Aomine. Zaczął zbierać produkty z ziemi.- Muszę się po mleko wrócić…
- Sorry – mruknął Aomine, wiercąc się nieznacznie. Kagami naprawdę zauważył, kiedy podśpiewuje? Czy pamięta, jak podśpiewywał po seksie z nim?- Chciałem tylko powalić ciebie, twoje zakupy są niewinne.
- Racja – parsknął Kagami.- Poczekaj tylko, aż ty coś przeskrobiesz. Odegram się.
- Powodzenia.
Aomine obserwował Taigę, gdy ten zbierał zakupy, a potem podnosił się z klęczek. Gdy Kagami uśmiechnął się do niego lekko, serce Daikiego znów zabiło mocniej. 
Cholera… Widać ta przerwa tylko wzmogła jego reakcje.
- Umawiasz się na jakieś piwo, czy trzeba z tobą chodzić?
- No jasne, że trzeba ze mną chodzić – parsknął Aomine.- Albo przynajmniej się ze mną przyjaźnić. Zaliczasz się do tego drugiego worka, więc… łaskawie wyślę ci sms, kiedy będę miał czas.
- Dzięki.- Kagami pokiwał głową, jeszcze chwilę się wahał.- No, to… do zobaczenia.
- Do zobaczenia, dupku.
- Kutas.
- Pedał.
- Spierdalaj.
- Jeb się.
- Okej.
Mężczyźni roześmiali się lekko, a potem Kagami odwrócił się i ruszył w kierunku głównej ulicy. Aomine przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, a mina z każdą chwilą mu poważniała.
Wyglądało na to, że nie było już dla niego żadnego ratunku.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń