[MnU] Odcinek 118




- Jestem ci niezwykle wdzięczny za pomoc, Murasakibara-kun – powiedział Kuroko ze szczerością płynącą z głębi serca.- Przyznaję, że jeśli chodzi o gotowanie i pieczenie, to mam dwie lewe ręce…
- Żaden problem – odparł Atsushi, wzruszając lekko ramionami.- Jeśli mogę pomóc w ten sposób, to zrobię to z chęcią.
Był późny, niedzielny wieczór. Cukiernia Murasakibary tego dnia działała do siedemnastej, jednak zarówno Atsushi jak i Tetsuya zostali po godzinach, na uprzejmą prośbę tego drugiego.
Wszystko za sprawą pomysłu na „prezent przeprosinowy” dla Akashiego Seijuurou.
Kuroko długo głowił się nad tym, co mógłby dać swojemu przyjacielowi, aby nieco zmiękczyć jego twarde serce. Niestety, takich rzeczy było niewiele, zwłaszcza teraz, gdy tak ostro się pokłócili. Jak to się jednak mawia – tonący brzytwy się chwyta, wobec czego Tetsuya postawił na kuchnię.
Jak było wiadome zarówno jemu jak i każdemu, kto choć odrobinę Akashiego znał – Seijuurou nie przepadał za słodyczami (żeby nie powiedzieć „nie znosił”). Słone przekąski to jednak zupełnie co innego, a po te czerwonowłosy od jakiegoś czasu zaglądał do cukierni Murasakibary. A przynajmniej tak było do momenty, w którym się pokłócili z Kuroko…
Według Atsushiego, który Akashiego kojarzył z faktu, iż był to przyjaciel Midorimy Shintarou, który z kolei na chwilę obecną mieszkał wraz z Murasakibarą – czerwonowłosy najczęściej kupował rożki ze szpinakiem i fetą w cieście francuskim; przysmak iście europejski. Oczywiście, nie tylko: czasem kusił się na tradycyjne japońskie mochi z zieloną herbatą, bułki z nadzianiem z fasolki sojowej i wasabi, lub też nieco bardziej światowe ciasteczka imbirowe z miętowym kremem.
Ale, ponieważ Murasakibara stwierdził, że przy bułkach czy ciastkach imbirowych Kuroko sobie nie poradzi, padło na rożki ze szpinakiem (z czego Kuroko z jednej strony się cieszył, z drugiej jednak nie – w końcu musiał wybrać coś, co teoretycznie było najłatwiejsze, a dla Akashiego chciał się postarać).
Po wysprzątaniu cukierni po licznych klientach, mężczyźni zabrali się za pieczenie. Tetsuya uparł się, by Atsushi pokazywał mu jedynie, co ma robić, jednak Murasakibara i tak postanowił zająć się chociaż wyrobieniem ciasta. 
- Szpinak podgrzany?- zapytał, wskazując ruchem głowy na stojący na kuchence gazowej garnek.
- Umm, tak – stwierdził Kuroko.- To znaczy, liście już jakby przywiędły.
- Dobrze, to teraz wrzuć je do suszarki i osusz.
- Do suszarki?
- Ta taka miska, co pod oknem stoi, z koszyczkiem w środku – poinstruował cierpliwie Atsushi.- Wrzuć do niej szpinak, zamknij wieko, a potem kręć korbką, aż listki ociekną z wody.
- Och, w porządku.- Kuroko usłuchał polecenia, w  myślach notując, aby o tym jakże magicznym urządzeniu poinformować Kise, gdy tylko wyjdzie ze szpitala. Na pewno przyda mu się coś takiego w kuchni, w końcu zawsze narzeka, gdy ma wyciskać wodę z sałaty, a ona robi się wtedy taka pognieciona i nieładna.- Co teraz?
- Przerzuć do wolnej miski i dodaj pokrojoną fetę i ser ricotta. Są w lodówce; feta to ta w prostokątnym opakowaniu, a ricotta wygląda jak babka. Chcesz sam doprawić, czy mam to zrobić za ciebie?
- Hmm...- Kuroko myślał gorączkowo.- Ja to zrobię. Najwyżej nie wyjdzie, albo może zrobię od nowa, w domu. Będę wiedział mniej więcej, jak zrobić te rożki.
- Żaden problem, mogę jeszcze posiedzieć z tobą. I tak muszę trochę dorobić na jutro. Ostatnio schodzą coraz lepiej.
- To prawda.- Kuroko uśmiechnął się lekko.- Klienci często na wieczór o nie pytają, kiedy już są wyprzedane. Może dobrze by było robić partię na kilka godzin przed zamknięciem? Tylko że…
- Że?
- Uhm, nie zapracowujesz się aby, Murasakibara-kun?- Tetsuya spojrzał na niego z niepewnością.- W końcu wszystko to pieczesz sam, bez niczyjej pomocy. Nie myślałeś o zatrudnieniu dodatkowego kucharza?
- Mmm, myślałem – mruknął Atsushi.- Ale mam swoje receptury. Jeśli mam kogoś zatrudnić, to musi być to ktoś zaufany i dobry w pieczeniu w tym samym stopniu co ja.
- A może zwykła pomoc kuchenna?- zaproponował Tetsuya.- Ktoś, kto na przykład podgrzeje szpinak, albo pokroi fetę.- Uśmiechnął się lekko.- Pracujemy tu tylko we dwóch, i póki co dajemy sobie radę, ale niedługo zacznie się sezon letni, wakacje… Sam mówiłeś, że w zeszłym roku ledwie dawałeś radę, a zatrudniłeś kilka osób na zlecenie.
- Taa...- mruknął Murasakibara.
- Och!- Kuroko wpadł nagle na pewien pomysł i przerwał krojenie fety. Już chciał odezwać się do kolegi, ale w ostatniej chwili uświadomił sobie, CO chciał powiedzieć, i zrezygnował.- Uhm…
- Co?- Murasakibara zauważył tę reakcję.
- Nie, nic. Przepraszam.
- Chciałeś coś powiedzieć. Nieładnie zaczynać zdanie i go nie kończyć.- Atsushi zmarszczył lekko brwi, wykrawając z ciasta duże kwadraty.
- Nie, ja tylko...- Kuroko odchrząknął, zakłopotany, krojąc powoli.- Myślałem, czy znam kogoś, kto zna się na kuchni i...uhm… Kagami-kun bardzo dobrze gotuje.
Murasakibara przerwał na moment swoją pracę i spojrzał na Kuroko. Widział po nim, że błękitnowłosy naprawdę nie zamierzał go zdenerwować, czy wywołać podobną reakcję. Po prostu trochę poniewczasie uświadomił sobie, o kim chce wspomnieć.
Co prawda o swoim życiu prywatnym nie rozmawiali nigdy, ale obaj wiedzieli mniej więcej, co i jak. Z racji wspólnych znajomych (czyli w tym przypadku Midorimy Shintarou) wypadało wręcz napomknąć o tym i owym. Dlatego właśnie Tetsuya wiedział, że Murasakibara był w związku z Himuro, który sypiał niegdyś z Kagamim, a Atsushi był świadom, że z Taigą sypiał Kuroko, przy czym, dodatkowo, był to najlepszy przyjaciel Akashiego, w którym podkochiwał się i sypiał Midorima (choć dopiero teraz, po odnowieniu znajomości, Murasakibarę zaczęło to obchodzić).
Mężczyzna bynajmniej nie próbował być niemiły dla Seijuurou, gdy ten pojawiał się w jego cukierni – nie wtrącał się w cudze sprawy, a Shintarou nie był jego chłopakiem, by ingerować w jakikolwiek sposób. Zresztą, Akashi nie bywał u niego jakoś przesadnie często. Raz, może dwa razy w tygodniu. Odkąd pokłócił się (Atsushi nie wiedział o co) z Tetsuyą, nie przyszedł ani razu.
Mimo tych prywatnych spraw, o których wiedzieli o sobie nawzajem Murasakibara i Kuroko, żaden z nich nie czuł się niekomfortowo w swoim towarzystwie. W zasadzie Atsushi przepadał za swoim pracownikiem: przy nim był co prawda małym kurduplem, ale charakter miał spokojny, łagodny, a do tego sympatyczny, wobec czego Atsushi dogadywał się z nim. Nie miał też problemów z obsługą klientów, a i gdy trzeba było zostać na nadgodzinach, to zostawał. 
Kuroko też nie miał do niego żadnych zastrzeżeń. Byli do siebie całkiem podobni, więc dobrze czuł się przy swoim szefie.
- Jeszcze raz przepraszam – mruknął Kuroko.
- To nie problem – odparł mrukliwie Murasakibara.- Nie jestem już z Muro-chinem. Teoretycznie nie powinno mnie to więc ruszać… No a Kagami nie jest przypadkiem strażakiem?
- Jest – potwierdził Tetsuya.- Ale to nie byłby pierwszy raz, gdyby, miał pracę dorywczą. A gdybyś miał kogoś zatrudnić na samo pieczenie, to mogłoby to być na przykład kilka godzin rano lub wieczorem. W ciągu dnia radziłbyś sobie sam.
- Też prawda.
- Ale to raczej kiepski pomysł – dodał Tetsuya, wrzucając do miski pokrojony ser i przyprawiając mieszankę estragonem, oregano, tymiankiem i gałką muszkatołową, według proporcji, które zapamiętał z podanego mu przez Atsushiego przepisu.- W sumie… mój brat też nie jest najgorszy w gotowaniu. Zajmuje się tym od śmierci naszych rodziców i w zasadzie to bardzo smakuje mi to, co przyrządza. Ale piecze już rzadziej, więc nie jestem pewien, czy by się nadał.
- Który brat? Ten ciemny?
- Nie, Ryouta-kun, ten model.- Kuroko wybaczył koledze bezpośredniość.- Z racji na jego… wypadek… pewnie przez jakiś czasu nie wróci do modelingu, więc fajnie by było, gdyby się czymś zajął poza domem. Ale nie zmuszam cię do niczego, oczywiście!- dodał pospiesznie Kuroko.- Na pewno znasz w gronie swoich przyjaciół kogoś z potencjałem podobnym do twojego.
- W sumie to nie – mruknął Murasakibara.- Może spróbuję z twoim bratem. Najwyżej go podszkolę… zobaczymy.
- Nie czuj się zobowiązany – poprosił Kuroko.- Tak tylko luźno rzuciłem, bo naprawdę dajesz z siebie wszystko, Murasakibara-kun. A przecież warto by było, gdybyś miał też więcej czasu dla siebie, prawda?
- Mm.- Atsushi skinął głową, po czym spojrzał na błękitnowłosego.- Jesteś miły, Kuroko.
- Eh? Dziękuję…
- Mm.
Tetsuya przez chwilę obserwował szefa, jednak ten więcej się nie odezwał, zajęty wykrawaniem ciasta. W końcu Kuroko również powrócił do przerwanego zajęcia, ale uśmiechnął się pod nosem, ot tak.
Miał nadzieję, że to tylko początek dobrego wieczoru.

***

Gdy Kuroko dojechał na miejsce, było już grubo po godzinie dwudziestej pierwszej. 
Nie mógł uwierzyć w to, że zwykłe pieczenie mogło zajmować tyle czasu! Same rożki piekły się zaledwie dwadzieścia minut, jednak wliczając w czas wcześniejsze posprzątanie cukierni, przygotowanie składników i ciasta, uporządkowanie kuchni, zmywanie, chowanie… nim się obejrzeli z Murasakibarą, była już dziewiętnasta trzydzieści, a to przecież trzeba poczekać, aż wypieki nieco ostygną, a potem wsiąść w autobus i, z dwiema przesiadkami, dotrzeć do Akashiego!
Na całe szczęście w końcu się udało, ale Tetsuya obawiał się potwornie, że nie zastanie swojego przyjaciela w mieszkaniu. Co prawda Seijuurou nie preferował wychodzenia z domu w niedzielne wieczory, gdyż w poniedziałki zawsze zjawiał się w pracy wcześniej niż w pozostałe dni tygodnia, ale to przecież mogło się zmienić. 
Zwłaszcza teraz, gdy nie dość, że pokłócił się z Kuroko, to jeszcze zerwał z Midorimą…
Tetsuya miał ogromną nadzieję, że Akashi nie popadł w złe nastroje. Gdy wyobrażał sobie, że mężczyzna znów spędza wieczory samotnie, robiło mu się ciężko na sercu… Kiedyś nawet, około rok po śmierci rodziców, gdy był jeszcze nastolatkiem, zapytał swoich braci, czy Akashi mógłby się do nich wprowadzić i zająć sypialnię rodziców – w końcu Seijuurou mieszkał sam już w wieku osiemnastu lat. Ale Kise i Aomine nie zgodzili się z uwagi, a Kuroko sam po czasie zrozumiał, że to było jeszcze za wcześnie.
Teraz jednak…
Ale przecież Akashiemu na pewno dobrze się tu żyje. Poza tym, najpierw trzeba naprawić z nim relacje, zanim zapyta się, czy nie chce może mieszkać z bandą kretynów…
Kuroko dostał się do apartamentowca przy pomocy zapasowego klucza, który otrzymał od przyjaciela dawno temu. Znał też kod do budynku, ale nie chciał go użyć, ponieważ wówczas w mieszkaniu Seijuurou rozległby się dźwięk domofonu, który zaalarmowałby mężczyznę. Tetsuya chciał zaś, by jego wizyta była niespodzianką – miłą, miał nadzieję.
Wsiadł w windę i pojechał na samą górą, czując, jak zaczynają mu się pocić ręce. Denerwował się całą drogę autobusem, ale teraz, gdy był coraz bliżej celu, stres narastał. Praktycznie od dnia poprzedniego zastanawiał się, co ma powiedzieć, jak ma przeprosić. Teraz już rozumiał, teraz był boleśnie świadom tego, jak okropnie musiał poczuć się Akashi, kiedy dowiedział się od Mayuzumiego, że to Chihiro Kuroko poprosił o pomoc, a nie jego – swojego najlepszego przyjaciela. Przyjaciela, który przecież poświęcił się cały dla niego, który robił to z radością i był gotów robić to cały czas.
Za późno – to prawda. Ale Kuroko miał nadzieję, ogromną nadzieję, że jeszcze uda mu się to naprawić. Przecież nie mogą od tak zapomnieć o niemal dziesięciu latach przyjaźni! Byli jak stare, dobre małżeństwo, które co prawda pokłóciło się ostro i żyło w separacji, ale wciąż jednak łączyła ich wyjątkowa więź.
… Bo łączyła, prawda?
Winda zatrzymała się i drzwi otworzyły się przed Kuroko, ukazując oświetlony korytarz. Błękitnowłosy powoli opuścił bezpieczne pudło, po czym skierował wyjątkowo powolne kroki w kierunku drzwi apartamentu Seijuurou.
- Cześć, Akashi-kun – mówił do siebie pod nosem, przygotowując się.- Hej, Akashi-kun! Nie… Akashi-kun, dobrze cię widzieć!… Akashi-kun, przyszedłem… Przyszedłem…
Tetsuya westchnął cicho, zatrzymując się przed drzwiami, ale tak, by nie było go ewentualnie widać przez wizjer. Jeszcze tylko chwilka, jeszcze tylko zastanowi się, co dokładnie powiedzieć, jak się przywitać!
- Witaj, Akashi-kun – szepnął do siebie, spoglądając na swoje dłonie, w których trzymał opatuloną w reklamówkę okrągłą blaszkę z rożkami.- Przyszedłem przeprosić cię za moje zachowanie… Upiekłem… Och, to nie ma sensu – jęknął Kuroko, czując, jak z nerwów aż drży mu broda. Zamknął na długą chwilę oczy, zagryzł wargę… a potem uniósł dłoń i nacisnął przycisk dzwonka.
Usłyszał go zza drzwi ledwo-ledwo. Serce podskoczyło mu do gardła, miał wrażenie, że zaraz się nim udławi, w dodatku czuł nieprzyjemny pot spływający po plecach – dłonie też miał mokre. 
Wszystko będzie dobrze – upomniał się w myślach.- Dziewięć lat. Przyjaźnimy się dziewięć lat. Trochę ostatnio narozrabiałem, ale przecież mi wybaczy. Zawsze wybacza, cokolwiek zrobię…
Inna sprawa, że Akashi jak do tej pory nigdy w żaden sposób go nie skrzywdził. Nigdy nie rozzłościł go na tyle, by musiał przepraszać, nigdy nie sprawił, że Tetsuya obraził się na niego. 
I nagle uświadomił sobie jedną, bardzo ważną rzecz, której jak ostatni głupiec nie dostrzegał.
Akashi mógł znieść wiele.
Ale nie wszystko. Nie zawsze.
Drzwi się otworzyły i Akashi Seijuurou ukazał się w progu.
Kuroko otworzył lekko usta, ale zaniemówił. Prawda, która na niego spadła, doszczętnie go zniszczyła. Już wiedział. Już przeczuwał.
Seijuurou wyglądał zupełnie zwyczajnie: schludnie ubrany, w dżinsy i sweter – nawet po domu rzadko kiedy chodził w dresie. Włosy miał przystrzyżone, a więc niedawno musiał być z wizytą u fryzjera. Jego dwukolorowe oczy zmierzyły Kuroko od stóp do głów, bez żadnych emocji.
Na tyle interesujący jak tytuł filmu na plakacie, ale nie dostatecznie, by przeczytać opis fabuły.
- Co tutaj robisz, Tetsuya?- zapytał Akashi zwyczajnie. W dłoni trzymał kubek z parującą herbatą.
Kuroko miał ochotę podać mu bez słowa rożki, a potem zawrócić, odejść w milczeniu i rzucić się pod pociąg. Był tak zawstydzony, tak zażenowany! Jak on w ogóle śmiał tu przychodzić? Wystarczyło jedno spojrzenie Akashiego, a on już czuł się malutki i nieważny, niczym pchła na kundlu, albo pyłek na ubraniu.
Zacisnął dłonie na blaszce z rożkami; reklamówka zaszeleściła pod jego dotykiem.
- Cześć, Akashi-kun – powiedział nieco tępo; gardło miał suche jak wiór.
- Jak miło, że fatygowałeś się do mnie, by przynieść mi…?- Seijuurou uniósł jedną brew.
- Uhm...- Kuroko zesztywniał, po czym podał mu blaszkę.- Rożki. Ze szpinakiem i fetą.
- Rożki – powtórzył Akashi, upijając łyk herbaty z kubka. Nawet nie spojrzał na blaszkę w reklamówce, nie wspominając o sięgnięciu po nią.- Ze szpinakiem i fetą.
- Tak. To znaczy, nie… Nie po to przyszedłem.- Kuroko westchnął drżąco.- Akashi-kun, chciałem cię przeprosić…
- Mógłbyś mieć tak na imię – stwierdził Seijuurou, wznosząc oczu ku sufitowi.- „Przepraszam, Akashi-kun”.
- Ja…
- Nie wysilaj się – przerwał mu Seijuurou tonem, jakim zwracał się tylko do ludzi, którzy go irytowali.- Naprawdę mam dość twoich przeprosin. Widzę, że zrozumiałeś swój błąd i postanowiłeś nawet zrobić coś dla mnie własnoręcznie, ale nie poprawisz naszych relacji.
- Nie mów tak, proszę – wykrztusił Kuroko, patrząc na niego bezradnie.- To… nie jest wszystko, na co mnie stać…
- To na pewno – prychnął Akashi.
- Nie miałem tego na myśli! Chodzi mi o to...- Tetsuya spojrzał na blaszkę.- To tylko upominek, praktycznie nic nie wart. Chciałem tylko… zrobić coś dla ciebie. Jedną z wielu rzeczy. Żebyś wiedział, że nie chcę…
- Nic mnie to nie obchodzi – przerwał mu znów Akashi.- Mam cię dosyć, Tetsuya.- Na te słowa Kuroko aż zmroziło.- Mam cię autentycznie dosyć. Ciebie i twojego histerycznego zachowania, twoich żałosnych prób bycia bohaterem dla innych. Musisz w końcu pogodzić się z myślą, że nie masz ani wykształcenia, ani pieniędzy na to, by zbawiać świat. Nie dość, że już skreśliłeś własne studia, zawalając je na całej linii, to na dodatek zabiłeś człowieka.
- Co?- Kuroko zmarszczył brwi, podrywając głowę i patrząc ze zdumieniem na Seijuurou.- O czym ty…?
- O czym mówię?- Akashi zacisnął na moment usta w cienką linię.- O tym, że skazałeś Nasha Golda na śmierć.
- Nic nie zrobiłem!
- Na jakim ty świecie żyjesz?- Czerwonowłosy spojrzał na niego z niedowierzaniem.- Myślisz, że dyrektor tak dobrze prosperującej firmy, jak ta Mayuzumiego, nie ma kontaktów? Że wybił się na rynku przez inteligencję albo ładną twarz? Jaką wymówkę dla ciebie wymyślił, co? Że nastraszył Golda? Że miał na niego jakiegoś haka?- Ponieważ Kuroko nie odpowiadał, Akashi pokręcił głową, w jego oczach widać było coś na kształt współczucia.- Uwierzyłeś mu – stwierdził sucho.- Taki jesteś naiwny. Sądziłeś, że człowiek, którego ledwie poznałeś, zapłaci niebotyczne sumy, a nie skorzysta z najprostszego na świecie sposobu na pozbycie się problemu. Myślisz, że nie jesteś zabawką w rękach Chihiro, sądzisz, że wyjdziesz na tym dobrze, że skończysz jako wygrany. Wierzysz, że się w tobie zakochał, prawda?
Kuroko był zbyt roztrzęsiony, by odpowiedzieć. Wzrok wbijał w blaszkę, którą wciąż trzymał w dłoniach. Miał ochotę uciec stamtąd, zostawić Akashiego i jego przykre słowa za sobą. Ale przecież przyszedł tu, by się z nim pogodzić, przecież poniekąd był przygotowany na to, że Seijuurou wyrzuci z siebie żale, że nakrzyczy na niego, może nawet go uderzy – chciał tego. Chciał jak najszybciej odzyskać przyjaciela; nie dlatego że go potrzebował, ale dlatego, że Seijuurou był, po prostu był i zawsze miał już dla niego być jego najlepszym i najbliższym przyjacielem.
A o takiego się walczy, takiego się szanuje i takiego się kocha.
- Mówisz tak, bo go nie lubisz...- bronił się cicho.
- Nie cierpię go – poprawił go Akashi spokojnym tonem.- To szemrany typ i liczyłem na to, że nie będę musiał ci tego tłumaczyć. Ale wygląda na to, że sam zaczynasz coś do niego czuć, więc już się nie wtrącam. Skoro kręcą cię mordercy…
- Jesteś nie fair, Akashi-kun.- Głos Kuroko zdawał się być coraz cichszy.
- Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz – stwierdził Seijuurou, wzruszając ramionami.- Jak to się mawia, „z nami koniec”. Nie chcę takiego przyjaciela. Doceniam, że grubo po czasie zacząłeś się starać – dodał, zaszczycając krótkim spojrzeniem reklamówkę w dłoniach Tetsuyi. - ale niepotrzebnie. Jednakże w zasadzie dobrze się stało, że wpadłeś.- Akashi wyciągnął do niego rękę.- Oddaj mi zapasowe klucze, które ci dałem. Nie będą ci już potrzebne.
Tetsuya miał już dość. Emocje buzowały w nim, uczucia szalały, próbowały zawładnąć umysłem. Jedną dłonią sięgnął do kieszeni spodni, wyciągnął z niej pęk kluczy i podał Seijuurou. Czerwonowłosy, odłożywszy na moment kubek herbaty na szafkę z butami, wziął go do ręki, odłączył brelok z kluczami do wieżowca i apartamentu, a następnie resztę oddał Kuroko.
- Pewnie i tak jeszcze się nieraz zobaczymy, bo mam zamiar odwiedzać Ryoutę – powiedział Akashi.- Dlatego nie będę mówił „żegnaj”. Ale… cóż, w każdej innej sytuacji tak bym zrobił. Chcę, żebyś to wiedział. Na razie. Kuroko.
Drzwi zamknęły się. Tetsuya zacisnął usta w wąską linię, gdy te zaczęły niebezpiecznie drżeć. Powoli klęknął przed drzwiami i na podłodze postawił blaszkę z rożkami. Co prawda Akashi dał mu do zrozumienia, że ich nie chce, ale przecież po to tu przyszedł – żeby dać ten dowód walki, tego, że mu zależy.
Odszedł powolnym krokiem, wsiadł do windy i zjechał na dół. Dobrze się trzymał, sam siebie podziwiał za to. Udało mu się opuścić budynek, jednak gdy drzwi wieżowca się zanim zamknęły, prawie się złamał. Nie miał już do nich kluczy, i chociaż wciąż pamiętał kod, to czuł, że nigdy więcej ich nie otworzy. 
Minęło kilka długich minut, nim w końcu się ruszył. Dobrze sobie radził, szedł powoli, uważał na stawiane w ciemności kroki, gdy okrążał wieżowiec i udawał się w kierunku bramy. Prawie mu się udało, zaczynał już myśleć, że da radę, że poradzi sobie i zdąży wrócić do domu.
Ale gdy zobaczył pod ścianą wieżowca znajomą reklamówkę, z której wystawała okrągła forma z przedziurawioną folią aluminiową, z której wysypało się kilka koślawych rożków…
Jednak nie zdąży do domu.
Klęcząc na ziemi, zapłakał żałośnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń