[MnU] Odcinek 120




Kuroko noc z niedzieli na poniedziałek zamierzał spędzić na dworze.
To była pierwsza kwietniowa noc i na zewnątrz było jeszcze całkiem zimno; nawet w czapce i kurtce, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie, było mu chłodno. Nie mógł jednak wrócić do domu – nie byłby w stanie. 
Jutrzejszego dnia jego brat Kise miał zostać wypisany ze szpitala. Na pewno zauważy jego podły humor, jego zapuchnięte oczy. Będzie pytał, drążył, a Tetsuya zacznie się przez to tylko gorzej czuć. Nawet jeśli wróciłby na wieczór to istniała obawa, że sam Aomine doczepi się do niego. Co prawda chyba wciąż był na niego zły o całą tą akcję z Goldem, ale tego ranka, zanim Kuroko wyszedł do pracy, Daiki był dla niego zaskakująco miły – kazał mu się ciepło ubrać. Tetsuya a wziął jego za gałązkę oliwną i usłuchał grzecznie. 
Z Aomine też mógłby porozmawiać o spotkaniu z Akashim… ale czy chciał? Czy powinien? Z racji na swoje ostatnie wybryki, z racji na fakt, że nie zaufał Daikiemu i nie powiedział mu o umowie Kise i Golda, pewnie rzeczywiście powinien iść i z nim pogadać, wyżalić się. Nieważne, czy zostałby zbesztany, odrzucony, czy nawet przytulony i pocieszony. 
Był w tak okropnym nastroju, że nie miał ochoty na nic. 
Siedząc na ławce w parku położonym nieopodal wieżowca, w którym mieszkał Akashi, Kuroko zaczynał powoli przysypiać. Napisał wiadomość do starszego brata, że nie wróci na noc. Teraz, gdy wybiła druga trzydzieści w nocy, a większość miasta udała się na spoczynek, Kuroko był cichym obserwatorem nocnego Tokio.
Miasto wyglądało pięknie w tej okolicy; park był oświetlony, wszystkie krzewy i drzewka idealnie przystrzyżone, grządki przygotowane na posianie sadzonek. Zza barwnego murku widać było ruchliwą ulicę centrum, kolorowe neony kusiły wizytą i zaspokojeniem wszelakiego rodzaju potrzeb. Liczne latarnie i światła witryn sprawiały, że nie było widać gwiazd na niebie, ale Kuroko to nie przeszkadzało; patrząc w ciemną otchłań nad głową, wyobrażał sobie, że unosi się w niej, coraz zimniejszy i zimniejszy, aż w końcu całe jego ciało zamarza, a wraz z nim zamarzają uczucia, emocje i wszystko, co wiążę się z byciem człowiekiem.
Tak naprawdę to Kuroko zwyczajnie zasypiał na ławce, zmarznięty przez dotkliwy kwietniowy chłód. Przyjemnie jednak było wyobrażać sobie wolność i lewitowanie nad tą piękną, barwną i jakże żywą metropolią. 
- … zamówić jeszcze tę antyczną komodę, do której link zapisałem w zakładce… Tak, tak, ta ciemna. Mam już na nią kupca, także transakcja jest umówiona na czwartek. Facet był, kim był, ale gust miał dobry...
Kuroko nie zwracał uwagi na nadchodzący, męski głos. Dalej siedział na ławce, ze spuszczoną głową, zamkniętymi oczami i dłońmi w kieszeniach. Nie przejmował się, że wygląda jak bezdomny – nawet lepiej. Chciał, by wszyscy zostawili go w spokoju.
- Jutro, to znaczy dzisiaj, ale rano, zadzwonię do ciebie jeszcze i powiem, czy będziemy handlować tymi żelazkami parowymi. Obliczę najpierw, czy to się w ogóle opłaca i jaki zysk z tego…- Głos był teraz bardzo wyraźny, Tetsuya usłyszał też kroki, ale nie podniósł głowy.- Hmm, muszę kończyć, Hidori. Proszę pana?
Tetsuya uniósł powieki, wbijając wzrok we własne buty. No nie… Koleś naprawdę musiał go zaczepić?
- Nic mi nie jest – mruknął Tetsuya.- Zaraz sobie pójdę. Niech mnie pan zostawi w spokoju.
- Serio?- W głosie nieznajomego mężczyzny słychać było niepewność. Kuroko widział jedynie jego eleganckie, wypucowane na błysk buty oraz wyglądające na drogie dżinsy. Bogacz, rzecz jasna – w tej okolicy mieszkali tu tylko bogacze.
- Serio – westchnął Kuroko.
- Mmm, zaraz...- Mężczyzna pochylił się lekko, a potem kucnął i spojrzał w twarz Kuroko. Tetsuya również na niego spojrzał, z wyraźną irytacją. Coś mu pstryknęło z tyłu głowy, jakby ktoś próbował zapalić lampkę w jego umyśle – ale początkowo to zignorował.- Skądś pana kojarzę… Gdzie ja pana widziałem?
- Nie wiem – cmoknął Tetsuya, marszcząc brwi.- Człowieku, daj mi spokój. Nie mam nastroju.
- Ach! Już wiem!- Mężczyzna, teraz Kuroko widział, że czarnowłosy i ciemnooki, uśmiechnął się promiennie.- Pan Nie Od Windy!
- Co?- Tetsuya spojrzał na niego wielkimi oczami, dokładnie tak, jak spojrzeć powinien: jak na idiotę.
- Spotkaliśmy się w hotelu nieopodal, chyba ze trzy tygodnie temu! Pamięta mnie pan? Moriyama Yoshitaka, spotkaliśmy się we windzie, nie wiedział pan jak nią ruszyć!
- Ach – mruknął Kuroko, znów spuszczając wzrok. Rzeczywiście, teraz sobie przypomniał, lampka zapaliła się ostatecznie w jego głowie: kiedy pojechał błagać Golda o zostawienie Ryouty w spokoju i prawie został przy tym zgwałcony, zanim do tego doszło, we windzie poznał tego mężczyznę, który z miejsca przyprawiał go o dreszcze.
- Zaraz, jak się pan nazywał…?- Moriyama obejrzał dokładnie jego twarz.- Kuroko? Kuroko Tetsuya?
Błękitnowłosy nie krył zaskoczenia. Spojrzał na Moriyamę i uniósł się nieco na ławce.
- Ma pan dobrą pamięć – mruknął.
- Haha, to moja najlepsza zaleta!- oznajmił, prostując się i dumnie przeczesując włosy, tak jakby mówił o swoim wyglądzie, a nie cesze umysłu.
- Zapraszał mnie pan wtedy do swojego apartamentu – przypomniał sobie Kuroko beznamiętnym tonem.
- Ach, racja.- Moriyama uśmiechnął się szerzej.- Widzę, że i pan ma niezłą pamięć.
- To było dość… nie na miejscu.
- Nie przejmuję się rzeczami, które są „nie na miejscu”.- Yoshitaka wzruszył lekko ramionami, wciąż w iście wybornym humorze.- Co tutaj robisz, Kuroko-san? Jest późno, ciemno, zimno, a ty siedzisz tutaj sam jeden, bez żadnego towarzysza. Może na kogoś czekasz?
- N-…
- Czyżby to miało być przeznaczenie, Kuroko-san?!- wykrzyknął Moriyama z uśmiechem, odwracając się od niego i znów przeczesując dłonią włosy.- Dwaj przeznaczeni sobie mężczyźni spotykają się najpierw we windzie, a potem, po trzech tygodniach, w parku! Mężczyzna przystojny i bogaty, oraz biedny i bezdomny, o niezwykle intrygujących błękitnych oczach i tego samego koloru włosach! Istny anioł!- zawołał na koniec, wyrzucając ręce ku górze.
Kuroko czuł się bardzo nieswojo. Na ten moment aż zapomniał o kłótni z Akashim i złamanym sercu.
- Yy… Czy jest tu gdzieś w pobliżu szpital psychiatryczny?- bąknął, rozglądając się. Może facet uciekł z wariatkowa? Nikt normalny nie zachowuje się w ten sposób, zwłaszcza w stosunku do zupełnie obcej mu osoby.
- Kuroko-san, czy nie czujesz się w pełni władz umysłowych?- zapytał Moriyama, klękając przed nim i przyglądając mu się z lekko zmarszczonymi brwiami.
- O to samo chciałem zapytać.
Moriyama przez chwilę patrzył na niego, prosto w oczy – a potem uśmiechnął się dziwnie i podniósł się z klęczek. Gdy się wyprostował, wsunął dłonie do kieszeni eleganckich dżinsów.
- Z dwóch mężczyzn, którzy się spotkali o drugiej w nocy, jeden wraca do domu po bardzo długim dniu w pracy, a drugi siedzi na ławce w parku, z podkrążonymi i opuchniętymi od płaczu oczami, do tego przysypia. Który z nich wygląda na wariata?
Kuroko westchnął ciężko, odwrócił od mężczyzny wzrok, czując speszenie.
- Rozumiem do czego pan zmierza – mruknął, rumieniąc się ze wstydu.- Przepraszam…
- Żaden problem, nie trzeba przepraszać!- Moriyama uśmiechnął się i znów przeczesał dłonią włosy. Kuroko zdziwił się, że tak go irytuje ten gest. Facet robił to stanowczo zbyt często.- Ważniejsze pytanie, to dlaczego tu siedzisz, Kuroko-san? Niech zgadnę!- wykrzyknął nagle, patrząc na niego z powagą i skupieniem.- Pokłóciłeś się okrutnie ze swoim ukochanym, z miłością swego życia, po czym cały roztrzęsiony wyszedłeś z mieszkania, ale nie masz się gdzie udać!
- …
- Nie, czekaj! To on cię wyrzucił!
- Nawet blisko – stwierdził z westchnieniem Kuroko.- Nikt mnie nie wyrzucił. Po prostu się z kimś pokłóciłem. Z kimś ważnym.
- Jego strata, a mój zysk wobec tego!- Moriyama uśmiechnął się promiennie.- Zapraszam do mojego mieszkania. Mieszkam o tam, w tym wieżowcu! To ze sto metrów, widać go nawet.- Moriyama wskazał budynek.
- Odmawiam.- Kuroko spojrzał na niego z tym samym niesmakiem, z jakim patrzył na mężczyznę w windzie, gdy ten proponował mu spotkanie w jego apartamencie.- Posiedzę tu jeszcze chwilę i wrócę do domu. Niech się pan mną nie przejmuje.
- Odmawiam – oznajmił Moriyama, biorąc się pod boki i lustrując Tetsuyę spojrzeniem.- Z takimi podpuchniętymi od płaczu oczami niewiele będziesz widział, Kuroko-san!
- Nie musi mi pan ciągle wypominać, że płakałem – zirytował się błękitnowłosy.- Nie pana interes. Już sobie idę.
- Nalegam, nalegam! W mieszkaniu mam ciepło i przytulnie, a pan wygląda mi na kogoś, kto mieszka daleko stąd.
- A skąd takie stwierdzenie?
- Nie wyglądasz na bogacza.- Moriyama wzruszył ramionami.
- Pozory mylą…
- Ale ja się nie mylę, haha!- Yoshitaka roześmiał się wesoło, po czym znów spojrzał na Kuroko tym dziwnym, jakby przytomniejszym spojrzeniem: jakby całe to jego zachowanie było tylko przedstawieniem, a te spojrzenia, które mu rzucał w przerwach, były zza kulis, zza zasłony.- Jestem doskonałym obserwatorem i mam oko do ludzi. Poświęć mi chwilę na rozmowę, a powiem ci, kim jesteś z zawodu!
- Już poświęciłem chwilę, a teraz…
- Cukiernik!
Kuroko zmarszczył lekko brwi. Chciał skomentować to, ale w porę uprzytomnił sobie, że przecież obok niego na ławce jest reklamówka z rożkami, które przygotował dla Akashiego. Uniósł więc brew i mruknął tylko:
- Wybitnie, Sherlocku-san.
- Racja, to było zbyt łatwe – zaśmiał się Moriyama.- W cukierni tylko sobie dorabiasz, raczej jako kasjer, a nie piekarz.
- A skąd to przypuszczenie?
- Czuć od ciebie zapach lukru, ale rogaliki są koślawe.- Yoshitaka wskazał na reklamówkę.- Mógłbyś zrobić je w domu, ale przed chwilą potwierdziłeś, że po części mam rację. Dodatkowo mogę stwierdzić, że odrobinę zainteresowałeś się moją osobą, dlatego jeszcze nie odszedłeś!
- Ale i tak teraz się zbieram – westchnął ciężko Kuroko, jeszcze bardziej zirytowany. Co za tupet!- Żegnam, Moriyama-san!
- Ach, proszę zaczekać, mówiłem, że nie jest pan w stanie, z tymi podpuchniętymi od płaczu oczami…!
- Och, zamknij się!- warknął wkurzony Kuroko, po czym potknął się o własną kostkę i upadł na asfaltową ścieżkę.- Ugh!
Chyba bardziej zdenerwowany, zirytowany i do tego zawstydzony czuć się nie mógł – upadłszy na ziemię, wypuścił blaszkę z rożkami na ziemię, by zamortyzować dłońmi upadek, ale i tak, nie dość, że zdarł z nich sobie skórę do krwi, nie dość, że podarł sobie też spodnie na kolanie, to na dodatek upadł tak niefortunnie, że nogami uderzył o duże, ozdobne białe kamienie pomiędzy grządkami na kwiaty.
- Ach!- zakrzyknął z bólu.- Cholera…!
- Kuroko-san!- Moriyama podbiegł do niego i uklęknął przy nim.
- Nic mi nie jest – sapnął Tetsuya, rumieniąc się z zażenowania. Co za wstyd, tak przy kimś upaść!
- To przez te podpu…!
- Ani słowa!- warknął groźnie na Moriyamę, który przymknął się posłusznie, minę mając poważną, ale oczy rozbawione.
Kuroko podciągnął nogi, by oprzeć na nich ciężar ciała i wstać, ale wówczas w jego lewej kostce odezwał się potworny ból, który promieniał aż przez łydkę. Mężczyzna syknął z bólu, odruchowo chwytając ją obiema dłońmi. Na ten widok Yoshitaka zmarszczył lekko brwi i przysunął się do jego nogi.
- Zerknę na to – powiedział.
Tetsuya nie miał siły się sprzeczać. Odsunął ręce i spojrzał na nie – pełne były zadrapań i drobnych, piekących jak cholera ranek. W międzyczasie Moriyama ostrożnie badał jego kostkę.
- Wygląda mi to na zwykłe stłuczenie – stwierdził.- Tu za rogiem, przy wejściu do parku jest klinika. Przyjmuje tam mój dobry znajomy, ma akurat nocny dyżur. Pomogę panu dojść tam, lepiej się upewnić, że to nic poważnego. Potem odwiozę pana do domu.
- Nie trzeba…
- Trzeba, trzeba.- Moriyama podniósł się i podał mu dłoń.- Spokojnie, nie gryzę, Kuroko-san.
- No dobrze, ale potem zadzwonimy tylko do mojego brata, on po mnie...- Co prawda Daiki nie miał prawa jazdy i nie mógł wziąć auta Kise, ale może poprosi o pomoc Yukio? Kuroko już i tak wyciągnął z kieszeni komórkę…
I dowiedział się, że ekranik jest zbity i telefon nie działa.
- Och, jaka szkoda – stwierdził Moriyama na ten widok.- Zysku z tego żadnego nie będzie, ale taki model obecnie na rynku nie jest drogi. Mogę znaleźć dla pana najkorzystniejszą ofertę!
Kuroko westchnął ciężko, zamykając na moment oczy. W końcu wyciągnął rękę do Moriyamy i pozwolił sobie pomóc.
- Czemu mam wrażenie, że nie przeżyję tej nocy?- mruknął.
- Och, mordercą też nie jestem – zaśmiał się Moriyama, chwytając go pod ramię. Reklamówkę z blaszką już podniósł i przewiesił sobie przez nadgarstek.- To by było nieopłacalne! Są o wiele łatwiejsze zyski na tym świecie.
- Niech więc zgadnę.- Tetsuya spojrzał na niego, zmęczony.- Jest pan handlarzem?
- Och, prawie – zaśmiał się Moriyama, po czym przeczesał dłonią włosy, a że była to dłoń, na nadgarstku której miał przewieszoną reklamówkę, ukryta w niej blaszka trąciła go w twarz.- Ja jestem Bogiem Handlu!
Tetsuya nawet nie chciał tego komentować. Pozwolił się prowadzić.
Rzeczywiście, klinika, do której się udali, znajdowała się tuż naprzeciwko wejścia do parku. Podczas gdy Kuroko siedział na krześle w poczekalni, Moriyama, podrywając recepcjonistkę, poprosił o swojego znajomego lekarza – niejakiego Mitsuhiro Hayakawę. Kobieta, patrząc sceptycznie na Yoshitakę, zaczekała, aż ten skończy zachwycać się jej osobą i przestanie przeczesywać dłonią włosy, po czym wstała od biurka i udała się zapewne do gabinetu, w którym przyjmował Hayakawa.
Po paru minutach lekarz wyszedł do poczekalni.
- Morihyama, dawhnocięniewidzhiałem!
- Hayakawa, przyjacielu!- Moriyama wyciągnął do niego ramiona, po czym zamknął go w uścisku.- Jak się sprawuje łóżko wodne, które załatwiłem ci po całości?
- Supersuper, jestbardzowyghodne! Dzięki wielkie!
- Żaden problem, żaden problem, haha! Słuchaj, przyjacielu, czy mógłbyś proszę zdiagnozować dla mnie tego oto tutaj przystojnego młodzieńca o niezwykle błękitnym spojrzeniu?
- Pacjentówmhamwkholejce!
- No wiem, wiem, ale tylko spójrz no na jego kostkę, to wszystko!
Lekarz podszedł do przerażonego Kuroko, który obserwował go bacznie, zastanawiając się, w jakim on w ogóle języku mówi. W ogóle cały lekarz był przerażający: miał około 190cm wzrostu, krótkie brązowe włosy i małe, ale za to bardzo grube brwi. W dodatku wyglądał na wkurzonego.
Uklęknął przed Kuroko, który lewą nogę miał nieco wysuniętą. Uniósł materiał jego spodni i przyjrzał się jego kostce, macając ją delikatnie w kilku miejscach.
- Czhythophanaboli?- zapytał lekarz, wbijając wzrok w jego oczy. Kuroko drgnął nerwowo.
- Proszę?- bąknął, speszony.
- Noczhythobholiphana?!
- Czy to cię boli, Kuroko-san – przetłumaczył Moriyama.
- Ah! Tak, tak, boli! Tu, jak pan dotyka.
- Athu?
- Nie…
- Athu?
- Też nie.
- Thuthaj?
- Nie.
- Stłuczhona! Uhnierhuchomimy, damhyokhładibędziejaknhowa! Komphreszimnyzastosować, pothemmożnaciephłe! Jakhnieznikhnietodomnieprzyjść!
- Jak zwykle jesteś niezawodny, Hayakawa!- Moriyama poklepał go po ramieniu.- Nie będę ci zabierał czasu, wracaj do pacjentów. Ja się wszystkim zajmę.
- Zgadhamysiękiedhyś, Morihyama!
- No pewnie! Mam fajną pościel w okazyjnej cenie na sprzedaż! Będzie idealnie pasować na twoje łóżko!
Kiedy Moriyama pomógł Kuroko opuścić klinikę, zdumiony błękitnowłosy zapytał nieśmiało:
- Uhm… to co mi jest?
- Hm? Ach, no tak.- Moriyama uśmiechnął się TYM uśmiechem.- Zapomniałem, że ludzie często nie mogą go zrozumieć. Kostka jest stłuczona. Unieruchomimy ją i zrobimy zimny kompres. Potem można stosować ciepłe, wtedy ewentualne siniaki szybciej znikną. Jeśli ci nie przejdzie, masz się znowu zgłosić do lekarza.
- Muszę koniecznie do Hayakawy-san?- bąknął Kuroko.- Gdzie my w ogóle idziemy? Muszę jakoś zadzwonić do brata...- W tej sytuacji musiał wrócić do domu.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział Moriyama, zatrzymując się pod dużym wieżowcem.- Spokojnie, Kuroko-san! Mam dużo łatwiejszą w obsłudze windę.
- Twoje mieszkanie? Ale ja nie chcę tam wchodzić!
- Nie mogę zostawić cię na dworze z opuchniętą kostką! Dam ci opatrunek i kompres, a potem zamówię ci taksówkę. Spokojnie, będziesz tu bezpieczny! Na korytarzach są kamery, ochrona pilnuje budynku dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie opłacałoby mi się porywać ciebie czy mordować, nie miałbym z tego…!
- Żadnego zysku, tak – westchnął Kuroko.- Dobrze, ale zaraz potem wracam do domu. Dziękuję ci za twoją pomoc, Moriyama-san, jednak nie chcę się też narzucać.
- Żaden problem, żaden problem!
- Dla mnie trochę jednak tak – mruknął Tetsuya, marszcząc lekko brwi.- Przecież jestem zupełnie obcy. Jaki masz zysk z pomagania mi?
- Kuroko-san.- Moriyama znów uśmiechnął się TYM uśmiechem, na chwilę zdejmując tę przedziwną maskę.- Pomaganie innym to wieczny zysk. Być może kiedyś to ja będę w potrzebie, a ty mi pomożesz?
Kuroko nie skomentował tego. Chyba rozumiał podejście Moriyamy, choć ten jego przedziwny charakter – raz zadufany w sobie, narcystyczny i pewien siebie, raz dziwnie filozoficzny… Mężczyzna w głównej mierze zwyczajnie wnerwiał błękitnowłosego, ale te momenty, gdy mówił rzeczy mądre lub wyjątkowo trafne – ta druga twarz wydawała się dość intrygująca.
- Czuj się, jak się u siebie w domu!- oznajmił Moriyama, kiedy wjechali na najwyższe, to jest trzydzieste drugie piętro, i weszli do jedynego mieszkania, które na ów piętrze się znajdowało.
- Mowy nie ma – bąknął Kuroko, ze zdumieniem rozglądając się wokół.
Mieszkanie było zabójczo wielkie. Z korytarza budynku wchodziło się bezpośrednio do ogromnego salonu, urządzonego w barwach bieli, czerni i szarości. Pośrodku stała sofa narożnikowa tak wielka, że pomieściłaby chyba co najmniej piętnaście osób – przed nią stały aż dwa stoliki do kawy, okrągłe i szklane, z kryształowymi nóżkami. Dalej natomiast znajdował się kominek elektryczny, a nad nim dziewięćdziesięciocalowy telewizor. 
W salonie oprócz tego były też białe i szare regały z książkami i płytami, drogie komody, a także, w przejściu pomiędzy salonem a kuchnią – duży stół i krzesła dla dwunastu osób. Tetsuya aż bał się zaglądać głębiej do mieszkania – czuł się tu malutki i potwornie brudny.
- Usiądź, Kuroko-san, a ja przygotuję dla ciebie kompres i coś do usztywnienia kostki.
- Dobrze...- Tetsuya zajął miejsce na skraju sofy, krzywiąc się lekko z bólu, gdy prostował obolałą kostkę. Wyglądało na to, że Moriyama naprawdę był Bogiem Handlu. W porównaniu do tego apartamentu, nawet mieszkanie Akashiego wydawało się małe, a przecież Seijuurou również mieszkał w wieżowcu, i to w dodatku niedaleko stąd!
- Znalazłem i przygotowałem wszystko!- oznajmił Moriyama, idąc do niego z jakąś małą deseczką, opakowaniami bandażu oraz dwoma woreczkami lodu.
- Skąd masz taką deskę, Moriyama-san?- bąknął Kuroko, zdumiony.
- Och, lubię mieć pod ręką wszystko, co może się przydać, szczególnie do opatrunku!- Moriyama na krótki moment zamilkł, a Tetsuya nie odzywał się, dobrze wiedząc, co zaraz powie Yoshitaka:- Kupiłem ją po niesamowicie niskiej cenie!
Kuroko skinął głową, patrząc, jak Moriyama klęka przed nim i ostrożnie zabiera się do opatrywania jego kostki. Zrobiło mu się trochę głupio – od samego początku był dla niego dość opryskliwy, a przecież on naprawdę chciał pomóc.
- Dziękuję, Moriyama-san – powiedział Kuroko.
- Żaden problem, żaden problem!- stwierdził Yoshitaka, uśmiechając się i bandażując mu kostkę, unieruchomioną dzięki deseczce.
- W gruncie rzeczy chyba jesteś całkiem…
- Możesz mi zapłacić w naturze, haha!
- … irytujący – wycedził Kuroko.
- Gotowe!- oznajmił Yoshitaka.- Teraz tylko zimny okład i opuchlizna powinna za parę godzin zniknąć. Potrzymasz sobie woreczek lodu?
- Tak, dziękuję.- Tetsuya nachylił się i przytknął zimny kompres do najbardziej bolącego miejsca.
- No tak przynajmniej z pół godzinki musisz jeszcze tu posiedzieć w moim przystojnym towarzystwie – stwierdził z westchnieniem Moriyama, podnosząc się i przeczesując dłonią lśniące czarne włosy.- Włączę nam jakiś film! Albo odcinek jakiegoś serialu! Mam tu coś dla ciebie, z racji tego, że jesteś gejem…
- Co?- Kuroko spojrzał na niego morderczo.
- Od razu poznałem, wystarczyło spojrzenie!- zaśmiał się Moriyama, po czym stanął przed regałem z pudełkami płyt i zaczął je przeglądać.- To za smutne, to za smutne, to było kiepskie… O! A może to?
Moriyama wyciągnął z rzędu pudełko i podsunął je Kuroko, by ten spojrzał na tytuł. Na widok zarówno okładki jak i samego tytułu, Tetsuyi aż zrobiło się gorąco. Z zaskoczeniem i fascynacją uniósł głowę, zapominając o bolącej kostce, i spojrzał w kierunku regału.
- Niemożliwe – wymamrotał.- Czy to… Czy to naprawdę „Seme życie”? Na płytach?!
- Tak – odparł Yoshitaka, patrząc na Kuroko z zainteresowaniem ale i zdumieniem.- Mam wszystkie sezony.
- Wszystkie?- Kuroko przełknął ciężko ślinę.
- Owszem. Mam znajomego w wytwórni telewizyjno-filmowej, w której emitują odcinki.- Moriyama z zadowolonym uśmiechem przeczesał dłonią włosy.- Załatwił mi je, specjalnie dla mnie, bo ogarnąłem mu po taniości…!
- Poproszę sezon dwudziesty siódmy, odcinek dwa tysiące osiemset czterdziesty trzeci.
- Ależ bardzo proszę!
Kuroko rozsiadł się wygodnie, wbijając wzrok w dziewięćdziesięciocalowy telewizor nad kominkiem, i czekając niecierpliwie na odcinek, który pominął, a w którym to Alejandro oświadczył się Pablo. Nigdzie nie mógł już znaleźć tego odcinka – ani w telewizji nie puszczali powtórki, ani w internecie! W końcu dowie się, nad czym tak zachwycają się internauci, jak też wyglądały te oświadczyny!
- Ach, Kuroko?- zagadnął Moriyama, gdy włączył już odcinek i zajął miejsce obok błękitnowłosego.- A twoja kostka? Nie powinieneś okładać ją zimnym kompresem?
- Tak – powiedział Kuroko.
Ale takiej samej odpowiedzi udzieliłby na jakiekolwiek pytanie teraz, tak bardzo pochłonięty był oglądaniem.
Moriyama najwyraźniej to zrozumiał. Uśmiechnął się bowiem lekko, po czym odwrócił wzrok od Tetsuyi i zaczął oglądać razem z nim.
To był „TEN” uśmiech.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń