[MnU] Odcinek 17 [rewrite]

 

Moda na Uke

Odcinek 17



Kise nie dostrzegł Hayamy, który właśnie wychodził z restauracji „Kasui”. Akurat w momencie gdy żegnał się z Miyajim Kiyoshim, Ryouta patrzył w komórkę, upewniając się w aplikacji nawigacyjnej, że dobrze trafił. Kiedy zaś podniósł już głowę i spojrzał na szyld restauracji, Hayama, zajęty zerkaniem na oddalające się plecy swojego ukochanego, nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi i odszedł w kierunku parku.

To była naprawdę ładna restauracja. Ryouta pamiętał, że podobała mu się i za pierwszym razem, gdy on i Yukio do niej wpadli, ale nie znajdowała się zbyt blisko centrum, wręcz przeciwnie – w zupełnie innym kierunku niż dom trójki braci czy mieszkanie Kasamatsu. Z tego też powodu mężczyźni, nawet jeśli raz na jakiś czas przypominali sobie o jej istnieniu, nigdy więcej się tu nie wybrali.

Aż do teraz.

- Dzień dobry – przechodząca obok kelnerka powitała go u wejścia i zarumieniła się.- O-och jej…!

- Dzień dobry – odparł Kise, uśmiechając się oszczędnie.

- R-Ryouta Kise-san!- Aha. Zdecydowanie go poznała. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej, nerwowo przestępując z nogi na nogę.- S-stolik tylko dla pana…?

- W zasadzie to będzie mi towarzyszył przyjaciel – odparł wolno, rozglądając się po sali i sprawdzając, czy Kasamatsu nie pojawił się już na miejscu.

O dziwo, owszem. Dostrzegł go u końca sali, przy dwuosobowym stoliku. Yukio napotkał jego spojrzenie i skinął mu ręką. Kise w odpowiedzi kiwnął głową i zaczął ściągać z siebie płaszcz.

- Widzę, że siedzi na końcu – powiedział.

- Oczywiście, zaraz przyniosę panom menu!- Kelnerkę chyba bardzo ucieszył fakt, że model nie spotkał się tu z żadną kobietą. Jakież byłoby jej zdziwienie, gdyby dowiedziała się, że towarzysz Ryouty…, mówiąc kolokwialnie, posuwał go przez ostatnie sześć lat.

- Dziękuję.- Kise przewiesił płaszcz na jednym z wieszaków stojących przy wejściu, po czym ruszył w kierunku Kasamatsu.

Serce biło mu mocno w klatce piersiowej. Nie widział się z nim odkąd rozstali się w restauracji „Loveless”, a poza tym jednym krótkim telefonem, nie wiedział o niczym, co działo się ostatnio w życiu Yukio. Zresztą, on również niewiele wiedział o Kise – o tym, przez co przechodzi po zerwaniu, jak i o jego pijanej przygodzie z Akashim, tuż po nim.

Ryoucie zrobiło się nagle strasznie głupio.

Mimo wszystko czuł, jakby zdradził Yukio.

Ciekawe, co czuł on, kiedy posuwał tamtą kobietę.

- Cześć, Ryouta – powiedział Kasamatsu, kiedy blondyn do niego podszedł.

- Cześć – odparł mrukliwie, zasiadając naprzeciw niego.- Zamówiłeś już coś?

- Poprosiłem, żeby poczekali za tobą – wyjaśnił.- Głodny? Trochę im się pozmieniało w karcie, ale czytałem opinie, że sushi mają bardzo dobre.

- Coś zjem – stwierdził Kise niechętnie, bo żołądek wywracał mu koziołki od stresu. Nigdy w życiu by nie przypuszczał, że będzie czuł coś takiego! Mężczyzna, którego kochał do szaleństwa tyle lat, który zdradził go i na dodatek zerwał z nim, teraz miał mu wszystko wytłumaczyć i…

I co dalej?

Przecież nie wróci do niego, wybrał już tamtą kobietę, więc co niby Kise może w tej sprawie zdziałać? Wciąż był pełen goryczy i złości, a jednocześnie tęsknoty i pragnienia… Brakowało mu Yukio i to uczucie powoli go wykańczało.

Miał ochotę płakać i mordować go jednocześnie.

Przyszła kelnerka, a oni złożyli zamówienie. Gdy odeszła, między nimi zapadło milczenie. Kasamatsu patrzył na niego z lekko zmarszczonymi brwiami, oparłszy przedramiona o stolik. Kciukiem nerwowo pocierał ramię. Ryouta tymczasem siedział z dłońmi złożonymi na podołku, sam nie wiedząc, co powiedzieć.

- Co u ciebie?- zaczął w końcu banalnie Kasamatsu.

- A jak myślisz?- Kise zacisnął usta. Nie, nie, nie może tak odpowiadać. Przyszedł tutaj, żeby walczyć, żeby spróbować. Dowie się, o co tu chodzi, a potem albo naprostuje tego idiotę, albo…

Nie wiedział co. Ale czuł, że musi opanować nerwy i po prostu spróbować.

- Trochę ciężko ostatnio w pracy – westchnął.- Sesja po sesji, kolejne zlecenia. Nadeszła jesień, znowu wraca moda na zażywanie witamin i suplementów diety, więc robimy reklamę jednego z nich. Do tego Fasion Week w przyszłym miesiącu, nowy numer magazynu…

- Rozumiem.- Yukio zwiesił głowę.- Dużo pracy, co? Znając ciebie, pewnie się przepracowujesz jeszcze w domu.

- Nie narzekam.- To była nawet prawda. Dopóki miał zajecie, nie myślał o samotności.- A jak u ciebie?

- Liczby, tabelki, piętrzące się zaległości na biurku...- Kasamatsu wzruszył ramionami.- Zwolnili trzy kolejne osoby i mam przesrane, ale to nic nowego, bo zawsze byłem zawalony robotą. To chyba znak, że pora rzucić to w cholerę i spróbować czegoś innego.

- A co na to Moriyama-senpai?- Kise przysunął się do stolika i oparł policzek o dłoń.- Jakiś czas temu namawiał cię, żebyś pomyślał o karierze muzycznej.

- To było dwa lata temu.- Yukio zaśmiał się sucho.- Dawno już nie grałem na gitarze, nie wiem nawet, czy cokolwiek pamiętam. Zanim bym sobie przypomniał, bez obecnej pracy pewnie już bym zalegał z czynszem. W dodatku wybić się teraz, przy takiej przebitce boysbandów, nie jest łatwe. Niee, będę musiał po prostu zmienić firmę.

Kelnerka przyszła do nich z napojami – zieloną herbatą dla Kise i piwem bezalkoholowym dla Kasamatsu. Odeszła, posyłając pełne uwielbienia spojrzenie Ryoucie, który nawet nie zwrócił na to uwagi, podczas gdy Yukio, przyzwyczajony do tego rodzaju sytuacji, odprowadził kobietę nieco znudzonym wzrokiem.

- A jak twoi bracia?- zagadnął Kasamatsu, upiwszy spory łyk.- Nie chciałem zostawiać ich tak bez żadnego wyjaśnienia, ale… w tych okolicznościach…

No tak. Yukio był dla nich jak starszy brat, o ile nie nawet jak ojciec, w końcu nie tylko przy Ryoucie czuwał przez te wszystkie lata. Nawet Daiki czuł respekt do niego, nie wspominając już o Tetsuyi, któremu Kasamatsu pomagał dostać się na studia.

- Daikicchi, jak to Daikicchi.- Kise uśmiechnął się lekko.- A Tetsucchi ma nowego chłopaka.

- Och.- Yukio nieco się ożywił.- Naprawdę? Z kim się umawia?

- Kagami Taiga – odparł Ryouta, upijając łyk swojej herbaty.

- Kagami?- Czarnowłosy zmarszczył brwi.- Ten przyjaciel Daikiego?

- Mhm.- Kise skinął głową, odkładając szklankę na stolik.- Dokładnie ten. Jak się okazało, od jakiegoś czasu podkochiwał się w Tetsucchim. Umówili się i… cóż, są teraz parą.

- Wow.- Yukio mocniej zmarszczył brwi.- Na pierwszy rzut oka jakoś mi do siebie nie pasują, ale… oczywiście, życzę im szczęścia.

- Przekażę – powiedział, choć nie był pewien, czy któremukolwiek z braci powie o tym, że spotkał się z Kasamatsu. Oparł się wygodniej o krzesło i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.- A jak u ciebie?- zapytał cicho, wbijając wzrok w stolik.- Żyjesz pełnią szczęścia przy boku przyszłej żony?

- Ryouta…

- Nawet nie próbuj mieć do mnie pretensji o sarkazm – prychnął Kise, potrząsając głową.

Kasamatsu umilkł. Uniósł szklankę z piwem i pociągnął kilka niewielkich łyków. Przetarł usta wierzchem dłoni i westchnął ciężko.

- Dobrze, porozmawiajmy – powiedział.- Postaram się… wyjaśnić ci wszystko.

Kise zacisnął wargi. Jego serce szalało w piersi z rozpaczy i tęsknoty. Chciał, żeby wszystko było jak dawniej, żeby Yukio przeprosił go i poprosił o wybaczenie, żeby Ryouta wybaczył mu i żeby znowu byli razem.

A nie żeby wyjaśniał mu, że kocha jakąś kobietę.

- Ma na imię Kanako – powiedział, patrząc mu w oczy.- Wspominałem już, że to koleżanka z pracy.

- Wspominałeś – odparł sucho Kise.

- Mówiłem ci też, jak do tego doszło – westchnął, znów spuszczając wzrok na blat stolika.- To było około dwa miesiące temu. Nie ma dla mnie żadnego usprawiedliwienia, nawet nie będę próbował tego tłumaczyć w rozsądny sposób, po prostu… po prostu zawróciła mi w głowie. Po tamtej nocy ja… nie mogłem przestać o niej myśleć, a ona wydawała się mną zainteresowana. Nim się obejrzałem… wdałem się w romans – dodał ciszej.

Kise poczuł, że broda mu zadrżała. Zacisnął mocniej wargi, przysięgając sobie w duchu, że nie okaże słabości, nawet, jeśli jego serce rozdzierane było właśnie na strzępy.

- Nie potrafiłem ci się do tego od razu przyznać – mówił dalej Yukio. Napił się piwa.- Wiedziałem, że dostrzegasz chłód i dystans do twojej osoby, i było mi tym ciężej, że… że spędziliśmy przecież ze sobą sześć lat, a ty bezgranicznie mi ufałeś. T-to nie tak, że czułem się obojętnie wobec ciebie – dodał niezgrabnie, rumieniąc się na twarzy.- Ale nie wiedziałem, co zrobić. Nie wiedziałem, jak ci powiedzieć, a w międzyczasie ja i Kanako zbliżyliśmy się do siebie i… ona zaproponowała poważniejszy związek – mruknął na koniec.

- Między nami...- Kise musiał przerwać, by przełknąć gulę w gardle.- … nic się nawet nie psuło. Nie rozumiem, skąd decyzja, żeby mnie zdradzić.

- To nie była „decyzja” – powiedział Yukio, przecierając dłonią twarz.- Już mówiłem, to się stało nagle. Byliśmy podpici, uciekł jej pociąg, przenocowałem ją i… Wiesz przecież. Nie chcę tego powtarzać, żeby ranić cię jeszcze bardziej. Dla mnie to też nie jest łatwe.

- Och, bo co, bo nadal mnie kochasz?

Kise chciał usłyszeć „tak” z jego ust. Bardzo tego chciał. Gdyby to się stało, miałby jeszcze nadzieję.

- Nie – mruknął Kasamatsu.- Przez wzgląd na to, co łączyło nas wcześniej.

- Co ciebie łączyło – poprawił go Kise.- Mnie nadal to z tobą łączy. Ja nie miałem czasu wdawać się w romanse, nie miałem czasu oglądać się za innymi, bo miałem przy boku kogoś, kogo kocham, i z kim chcę być. Nie miałem czasu się nudzić, bo nie wiało nudą, nie miałem czasu zastanawiać się, jak to jest z kobietą, bo wolałem mojego faceta. To tobie nagle się odwidziało.

- Wiem, jak to dla ciebie wygląda, ale...- Kasamatsu westchnął ciężko.- Zakochałem się. Myślę o mojej przyszłości i… przepraszam, ale widzę siebie i Kanako, widzę nas jako rodzinę, jako rodziców, z dziećmi, nie muszących ukrywać się wiecznie przed światem, bo to gorszące…

- Gorszące?- Kise podniósł głos, patrząc na niego z niedowierzaniem.- Teraz to jest według ciebie „gorszące”? Jak pakowałeś we mnie chuja i krzyczałeś moje imię, gdy dochodziłeś, jakoś nie było to dla ciebie „gorszące”!

- Ciszej!- syknął Yukio ze złością, rozglądając się pospiesznie wokół.

Ryouta był wyjątkowo wkurzony, ale umilkł, zdając sobie sprawę z tego, że przecież on sam nie chciałby, aby ktoś usłyszał ich rozmowę. Zacisnął skrzyżowane na ramionach ręce, próbując opanować przyspieszony oddech.

- Przecież wiesz, że chodzi mi o to, że musieliśmy kryć się ze swoim związkiem!- mruknął Kasamatsu, wciąż jeszcze zerkając na boki.- Z Kanako mam pełną swobodę; mogę ją wziąć za rękę na ulicy, mogę ją pocałować, mogę rozmawiać o niej z kumplami i…

- I to niby są powody, dla których chcesz być z kobietą, a nie ze mną?- nie dowierzał blondyn.

- Oczywiście, że nie! Zakochałem się w niej, Ryouta, nic na to nie poradzę! To uczucie jest silne, dużo silniejsze, niż kiedy byliśmy ze sobą na początku!

- Czy ty siebie w ogóle słyszysz, Yukio?- jęknął Kise, przecierając dłońmi twarz.- Nie pamiętasz, co było sześć lat temu? Nie pamiętasz, co było pięć, trzy, rok temu? Nie pamiętasz, co było zaledwie trzy miesiące temu? Byliśmy szczęśliwi, kochaliśmy się tak, jak zawsze, śmialiśmy się, rozmawialiśmy, i było nam dobrze! Mam uwierzyć, że nagle zakochałeś się w jakiejś przypadkowej koleżance z pracy?

- Bo dokładnie to się stało – upierał się Kasamatsu.- Dla ciebie ciężko jest to zrozumieć, ale dla mnie nie. Może to dlatego, że ciebie interesują tylko faceci…

- Interesujesz mnie tylko ty.

- A mnie...- Yukio westchnął.- Mnie zawsze interesowały kobiety, po prostu z tobą było inaczej. Ale nie mogę oszukiwać sam siebie: chcę mieć żonę, chcę mieć dzieci. Z tobą nie mogę mieć takiej swobody, jaką mam teraz z Kanako.

- Mówisz o niej, jakby już była twoją żoną – burknął Kise.- Wie, że musiałeś zerwać ze swoim CHŁOPAKIEM, żeby móc legalnie pakować się w jej cipę?

- Przestań – mruknął Kasamatsu, potrząsając głową.- Jesteś na mnie zły i rozumiem to, ale…

- Jestem wściekły – warknął Kise, nie mogąc już pohamować łez. Mrugnął, kiedy te próbowały zamazać mu obraz.- Zostawiasz mnie po sześciu latach związku, bez żadnego powodu. Tak, Yukio – przerwał mu, nim mężczyzna zdążył się odezwać.- Bez powodu. W jednej chwili byliśmy szczęśliwi, a potem nagle wszystko się spierdoliło przez jakąś Kanako. W jednej chwili z kochającego faceta, który miał mnie kiedyś poprosić o rękę, stałeś się zdradzieckim chujem, który myśli, że dam wiarę jego kłamstwom i…

- Myślisz, że to był raz?- przerwał mu Kasamatsu, wbijając w niego wręcz zimne spojrzenie.- Myślisz, że zdradziłem cię tylko raz, wtedy, te dwa miesiące temu? Nie. Zacząłem się z nią spotykać, zacząłem szukać każdej okazji, by pójść z nią do łóżka: robiliśmy to u niej, u mnie, w hotelu, gdzie tylko się dało. Patrzyłem na nią i pragnąłem jej, i nawet teraz, siedząc tu z tobą, myślę o tym, kiedy ją zobaczę i kiedy znowu będziemy się kochać, kiedy znowu usłyszę jej…

Kise patrzył na niego w oniemieniu. Yukio przerwał raptownie, oparł się o oparcie swojego krzesła i zaczął głęboko oddychać. Odwrócił głowę na bok, pokręcił nią w milczeniu. Po kilkunastu sekundach otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć.

Dla Ryouty to było za dużo.

Wstał od stołu i udał się w kierunku wyjścia.

- Ryouta...?

- Kise-san?- Kelnerka, która właśnie szła z ich zamówieniem, spojrzała z zaskoczeniem na blondyna. Minął ją bez słowa, zabrał swój płaszcz z wieszaka i wyszedł na zewnątrz.

Był cały roztrzęsiony. Nie spojrzał nawet, gdzie skręcił – zaczął po prostu iść przed siebie.

Rozmazane światła latarni wyglądały jak małe słońca; ich pomarańczowy blask zdawał się rozlewać jak kleksy na obrazie. Powietrze, które spazmami wdzierało się do jego płuc, było zimne, ale nie przynosiło ulgi złamanemu sercu.

Odszukał telefon w kieszeni spodni i na oślep wszedł w listę kontaktów, wybierając numer do brata. Łkając bezradnie, przycisnął komórkę do ucha, odliczając kolejne sygnały.

- No?- mrukliwy głos w słuchawce, tak dobrze mu znany, to właśnie tego teraz potrzebował.

- Da… Daikicchi, odbierz mnie z przystanku… przystanku Huoka…

- Huh? Co się stało, dlaczego płaczesz?- Aomine mówił teraz głośniej, wyraźniej.

- Spotka… łem się z Yukio… Odbierzesz… mnie?

- Co? Ryouta, niewiele zrozumiałem… Gdzie jesteś? U Yukio? Co ty tam robisz?

- Nie, nie, wyszedłem z… Kasui… - Kise pociągnął nosem, odwracając się i zerkając w kierunku restauracji.- Proszę, odbierz mnie z…

Głośny pisk opon zagłuszył jego słowa.

Uderzenie, które poczuł – przerwało je zupełnie.


***


Na początku nie było w jego głowie żadnej myśli.

Otworzył oczy, zobaczył biały nagi sufit – i to wszystko. Trwał w bezruchu, mrugając powoli i sennie. Wybudzał się z otumanienia, a wraz z pierwszymi objawami świadomości pojawiło się w jego głowie pytanie: gdzie ja jestem?

Ostatnie, co pamiętał, to że zaczepił jakichś typów spod ciemnej gwiazdy, i dał się pobić. Chciał poczuć w końcu coś nowego, cokolwiek, co nie przypominałoby bólu po kolejnym odrzuceniu przez miłość jego życia.

Jak widać, to nie pomogło – nie czuł nic.

Ale zaraz…

Nic?

Zamrugał szybciej, rozejrzał się powoli wokół. Sufit, ściany, jakiś sprzęt – chyba medyczny – podłoga, łóżko, na którym leży, pościel, którą jest przykryty, kroplówka, do której jest podłączony i…

Obcy mężczyzna, siedzący przy jego łóżku, z magazynem w ręku.

A on nie czuje nic.

Poruszył ostrożnie palcami stóp, a potem nogami. Uff, działają. Sprawdził też ręce i ostrożnie poruszył się na łóżku cały, a wtedy…

Wtedy naprawdę „poczuł”.

- Ugh!- stęknął, krzywiąc się z bólu… nawet nie wiedział czego dokładnie, bo zabolało go wszystko.

- Łoo, obudziłeś się!- Mężczyzna na krześle zerwał się na miejscu i, zamknąwszy magazyn, wpatrzył się w niego uważnie.- Ostrożnie, nie wykonuj gwałtownych ruchów! Lekarz powiedział, że… no, jest ci w zasadzie wszystko, więc lepiej nie próbuj wstawać!

- Co...- Jego głos był ochrypły i brzmiał jakby z daleka.- Gdzie ja…?

- Jesteś w szpitalu okręgowym w Shibuya – wyjaśnił natychmiast mężczyzna.- Nie ruszaj się, masz złamaną nogę, żebro, stłuczoną głowę, wstrząśnienie mózgu i drobne odmrożenia, chociaż to chyba akurat jest już za tobą…

- Co do…?- Takao stęknął, podnosząc rękę i dotykając pulsującej uparcie głowy. Zmrużył oczy, przyglądając się nieznajomemu: średniego wzrostu, normalnej budowy ciała, krótkie blond włosy i miodowe oczy. Zdecydowanie go nie kojarzył.- Kim ty…?

- A no tak, zapomniałem się przedstawić – zaśmiał się mężczyzna, drapiąc po głowie.- Hayama Kotarou. Tak się przypadkiem stało, że to ja wyłowiłem cię z rzeki.

- Rzeki…?

Wtedy do Kazunariego nagle dotarło – mężczyźni pobili go prawie do nieprzytomności, podnieśli z ziemi, zanieśli gdzieś, a potem… potem…

Przełknął ciężko ślinę.

Wrzucili go do rzeki.

Pobicie to było za mało – chcieli go zabić.

Zabić.

Zabić.

Zabić!

- O Boże – jęknął, patrząc z przestrachem na mężczyznę.- Uratowałeś mnie? Skoczyłeś za mną?! Nic ci nie jest?! Tak mi przykro, przepraszam, ja nie chciałem…!

- Hej, hej, spokojnie!- zawołał blondyn, rumieniąc się na twarzy.- C-co ty, nie przepraszaj, przecież to nie twoja wina! Po prawdzie to nawet nie wołałeś o pomoc, bo byłeś kompletnie nieprzytomny!- zaśmiał się, a widząc przerażone spojrzenie Takao, spoważniał natychmiast:- Żartowałem! Przepraszam, już żadnych żartów! Chciałem rozluźnić atmosferę, rozumiesz… Yyy, chodzi o to, że nie jesteś odpowiedzialny za to, że za tobą wskoczyłem, także nie musisz przepraszać! Cieszę się, że nic ci nie jest!

- Przywiozłeś mnie tu?- wychrypiał Takao, znów rozglądając się wokół.

- Tak, taksówką.- Skinął głową.- Kierowca chyba miał mnie za mordercę, bo zaczął krzyczeć, że dzwoni na policję.- Hayama zmarszczył lekko brwi.- Ale wyjaśniłem mu, co się stało, i przywiózł nas tutaj. Był tak uprzejmy, że nawet nie policzył za to ani jena! Chociaż… pewnie po prostu domyślił się, że wszystkie banknoty przemokły – mruknął w zastanowieniu.- Ale mogłem przecież zapłacić kartą… No nieważne, w każdym razie przyjęli nas od razu!

- Co ci się stało? Jak się czujesz? Tak mi głupio…

- Och, ja się czuję dobrze.- Kotarou machnął z uśmiechem dłonią.- Trochę mi zimno było, ale opatulili mnie kocami termicznymi, dali skarpety, i jest okej!

- Skarpety…?

- Och, zostawiłem buty i kurtkę w parku, zanim skoczyłem do wody.- Hayama skrzywił się lekko.- Ale spokojnie, zadzwoniłem do znajomego, ma przyjechać z zaopatrzeniem! To mój sąsiad, ma klucze do mojego mieszkania, więc przywiezie nam kilka rzeczy. Jesteś mniej więcej mojej postury, a i nawet rozmiar buta mamy ten sam, więc wszystko powinno pasować.

- Nie mam pojęcia, jak mam ci dziękować...- wymamrotał Takao, któremu naprawdę było strasznie głupio.

Przez jego idiotyczny kaprys, przez chorą chęć, by poczuć fizyczny ból, naraził na ogromne niebezpieczeństwo zupełnie przypadkowego faceta, który dla niego zaryzykował własnym życiem, rzucając się w lodowatą wodę!

- Spokojnie, najważniejsze, że obu nic nam się nie stało – powiedział Hayama.- Aha, jakby co, to powiedziałem im, że masz na imię Jinta i jesteś moim bratem. Inaczej by mnie do ciebie nie wpuścili.

- Bratem?- Takao spojrzał na niego z powątpiewaniem.- Niezbyt mnie przypominasz…

- Noo...- Hayama popatrzył znacząco na jego poobijaną twarz.- Chwilowo dość ciężko to ocenić, więc…

- Ekhem...- Kazunari zarumienił się, zawstydzony.- T-ta, pewnie ta… Och! Rachunek…

- Powiedziałem im, że zrobimy przelew – uspokoił go, unosząc dłoń.- Twój telefon jest zniszczony, więc nie mogłem skontaktować się z twoją rodziną, znaczy z mamą, czy tam z tatą. Jeśli nie pamiętasz do nich numeru, pomogę ci jakoś się z nimi skontaktować.

- Pamiętam.- Takao potrząsnął głową.- Dzięki… Pozwolą mi skorzystać z telefonu?

- Na pewno.- Uśmiechnął się do niego.- Jak tylko zrobią ci badania. Czekali, aż się obudzisz. Swoją drogą, pójdę po jakiegoś lekarza!- Hayama podniósł się z krzesła.

- Dziękuję...- Kazunari poruszył się i zaraz tego pożałował. Syknął z bólu i westchnął.- Przepraszam za kłopot…

- Żaden tam kłopot!

- Nie chcę cię tu dłużej zatrzymywać… Może zostawisz mi swój numer i skontaktuję się z tobą za jakiś czas? Chciałbym się zrekompensować…

- Naprawdę nie musisz – zaśmiał się Kotarou.- Ale w porządku, zostawię ci do siebie numer, żebyśmy mogli się spotkać, ot tak, na pogaduchy! Dobra, idę po tego lekarza, a ty nie próbuj mnie śledzić!

Takao uśmiechnął się słabo, patrząc, jak blondyn wychodzi. Z najwyższą ostrożnością przybrał w miarę wygodną pozę i pozwolił sobie na wzięcie głębokiego oddechu.

Więc trafił do szpitala. I to dzięki zupełnie przypadkowemu mężczyźnie, który miał chyba serce zamiast rozumu, skoro z własnej woli i dobroci skoczył za nim w lodowatą wodę, by go ratować. Był mu oczywiście niezwykle wdzięczny, ale jednocześnie żałował, że się tam zjawił – cud się stał, że sam nie doznał żadnych obrażeń.

Kazunari nie wybaczyłby sobie, gdyby ktoś przez niego ucierpiał w ten sposób.

Przełknął ślinę, czując, że narasta w nim stres. Mógł zginąć… Naprawdę mógł zginąć. A przecież zawsze cenił sobie życie, zawsze je lubił. To, że specjalnie zaczepił tamtych kolesi, to miało dać mu tylko siłę do tego, by przetrwać gorsze czasy związane z nieszczęśliwym zakochaniem.

Będzie musiał poinformować rodziców, co się stało… Midorimę też. Nie wiedział, ile każą mu zostać w szpitalu, a Shintarou pewnie znów się zmartwi. A może znowu jest u Akashiego? Może nawet nie zauważył nieobecności Takao?

- Lekarz przyjdzie później – nerwowy głos Hayamy wyrwał go z zamyślenia. Drgnął, patrząc pytająco na mężczyznę, który wrócił na swoje miejsce przy jego łóżku.- Jakiś wypadek, przywieźli potrąconego faceta. Zdaje się, że mają braki w ludziach, albo każdy dyżurujący lekarz jest teraz zajęty, bo ten, który przyjmował ciebie, pobiegł na salę operacyjną. Mam nadzieję, że tamten koleś przeżyje...- dodał z westchnieniem, spoglądając w kierunku drzwi.- Widziałem tylko masę krwi, ale… No.- Znów westchnął, teraz patrząc na Takao z pokrzepiającym uśmiechem.- Przed tobą szczęśliwe i beztroskie dni…! Yy, w sumie, to jak się nazywasz?

Takao spojrzał na niego z lekkim uśmiechem.

- Takao Kazunari – przedstawił się.

Na widok zszokowanej i przerażonej miny Hayamy, jego twarz spoważniała z wolna. Zmarszczył brwi, chcąc zapytać, czy może skądś się kojarzą, ale wtedy blondyn powiedział ostatnią rzecz, jakiej Takao spodziewał się usłyszeć:

- Bakao…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń