[MnU] Odcinek 18 [rewrite]

Moda na Uke

Odcinek 18



Odkąd Kuroko związał się z Kagamim, nie mógł nie zauważyć w sobie pewnej zmiany, jaka się w nim dokonała. Chodziło konkretnie o zachowanie w fizycznej relacji z partnerem.

Przed Taigą miał tylko jednego chłopaka, niemniej ich bliskość przekroczyła ten rodzaj granicy, która charakteryzuje kochających się ludzi. Może i nie stosował flirciarskich trików typu dirty talk czy smyranie stopą po kroczu, pod stołem, w trakcie obiadu z rodziną, ale nie uważał też, by był jakoś specjalnie przyzwoity w łóżku. O kim niby można by powiedzieć, że jest „przyzwoity” podczas seksu, skoro sam akt był już wystarczająco erotyczny?

A jednak z niejakim zadowoleniem odkrył, że w relacji z Kagamim zdaje się być odrobinę… sam nie wiedział, jak to nazwać. Odważniejszy? Ponętny? Zdarzało się po prostu, że kiedy przekomarzał się czy droczył z Taigą, mężczyzna reagował na jego zachowanie i patrzył na niego w taki sposób, jakby chciał go pożreć.

Kuroko podobało się to spojrzenie. Czuł się taki… jakkolwiek zabawnie to dla niego brzmiało – seksi.

Lubił to uczucie. Lubił po prostu być przy Kagamim.

- Próbujemy pobić jakiś rekord w całowaniu?- wymamrotał w jego usta, zgubiwszy się już w liczeniu minut, podczas których skubali swoje wargi, co chwila pogłębiając pocałunki i muskając się językami.

- Wybacz – westchnął Taiga, odsuwając się od niego nieznacznie.

- Mnie to nie przeszkadza, jest naprawdę przyjemnie.- Kuroko uśmiechnął się do niego lekko, poprawiając się nieznacznie na łóżku. Leżał na plecach, Kagami zaś na boku, obejmując go ramieniem.- Ale, Kagami-kun – dodał z udawanym zmartwieniem, patrząc na niego ze zmarszczonymi lekko brwiami.- Jeśli będziemy się tak całować przez kolejne...- Obrócił z westchnieniem głowę, zerkając na zegar wiszący nad wejściem do jego pokoju.- … czterdzieści siedem minut, to mogę przypadkiem zasnąć.

- Hmm...- mruknął Taiga, spuszczając wzrok na swoją dłoń, którą właśnie wsunął pod koszulkę błękitnowłosego.- Proponujesz coś, co zapewnia więcej wrażeń?

Kuroko zagryzł lekko wargę, czując dreszcz na plecach. Nie był pewien, czy to przez ciepłą dłoń Taigi na jego nagiej skórze, czy przez mrukliwy ton głosu i obietnicę zawartą w pytaniu, które rzucił.

- To co mamy w repertuarze?- wyszeptał Taiga, delikatnie gryząc płatek jego ucha. Tetsuya odruchowo spróbował odsunąć głowę, ale nie miał ku temu zbyt dużo miejsca.

- Może sprawdzimy ile wytrzymamy BEZ całowania się?- zaproponował Tetsuya, kładąc dłoń na jego szerokiej klatce piersiowej i popychając lekko, dając mu znak, by teraz to on się położył.

Kagami patrzył na niego pożądliwie, gdy kładł się na plecy. Obserwował, jak Kuroko ściąga z siebie spodnie oraz bieliznę, został w samym t-shircie. Odrzuciwszy na bok ubrania, wspiął się na łóżko i usiadł okrakiem na udach Kagamiego. Zaczął powoli masować dłonią jego nabrzmiałe krocze.

Taiga westchnął, przymykając oczy i kładąc dłonie na udach Tetsuyi. Och, tak. Było mu baaardzo przyjemnie. Sam dotyk jego ukochanego sprawiał, że pożądanie rosło w nim z prędkością światła. Czuł, że jeśli Kuroko obierze odpowiedni sposób masażu, Kagami dojdzie, nie zdjąwszy nawet spodni.

Ale Tetsuya miał najwyraźniej coś innego w planach, ponieważ po parunastu sekundach zaczął rozpinać pasek dżinsów Kagamiego. Taiga pozwalał mu na wszystko, obserwując go spod przymrużonych powiek. Do tej pory Kuroko nie okazywał takiej inicjatywy, ale to też przez to, że zwyczajnie nie miał ku temu okazji; odkąd zaczęli ze sobą chodzić, uprawiali seks tylko kilka razy, a za każdym Kagami tracił nad sobą kontrolę i brał go po swojemu.

Co prawda Tetsuya nie narzekał, wręcz przeciwnie, wydawał się być całkiem zadowolony, ale…

Ale chyba pora na to, by dać się porozpieszczać.

Kiedy Kuroko pozbył się już jego ubrań, pochylił się nad nim i pocałował jego muskularną klatkę piersiową. Oddech Kagamiego przyspieszył nieznacznie, jego dłoń powędrowała do miękkich włosów Tetsuyi i zanurzyła się w nich, przeczesując je. Samo wsłuchiwanie się w charakterystyczne, ciche odgłosy pozostawianych na jego rozpalonej skórze pocałunków, podniecało go do granic możliwości.

Gorący język Tetsuyi przesunął się na lewa pierś Taigi, drażniąc stwardniały sutek. Błękitne spojrzenie skierowało się ku górze, kiedy mężczyzna przygryzł go lekko zębami. Kagami wciągnął powietrze, jego klatka uniosła się raptownie.

Gdy Kuroko uznał, że należycie dopieścił lewy sutek, przeniósł się z pocałunkami na prawy, jednocześnie dłonią sięgając do prężącego się członka Kagamiego. Chwycił go w dłoń i zaczął pieścić powoli, czy raczej, biorąc pod uwagę jak bardzo Taiga chciał już się w nim znaleźć – drażnił.

Kagami musiał walczyć ze swoim wyobrażeniem, jak chwyta Tetsuyę w pasie, przewraca pod siebie i gładko w niego wchodzi, całując go namiętnie. Znał swój temperament i wiedział, że jeśli nie przestanie o tym myśleć – zrobi to. A nie chciał tracić tej szansy, kiedy Kuroko zachowuje się tak zmysłowo i…

Wzdrygnął się, mocno zagryzając wargi, by nie dojść. Błękitnowłosy tymczasem zaczął obsypywać pocałunkami jego brzuch, zniżając się coraz bardziej. Wysunął język spomiędzy warg i jego koniuszkiem począł kreślić szlak po podbrzuszu Taigi, niebezpiecznie zbliżając się do pulsującego członka…

Kagami jęknął, podnosząc się na łokciach i rozchylając w oczekiwaniu nogi. Patrzył z fascynacją, jak Tetsuya, trzymając jego penisa w dłoni, wsuwa go sobie do ust. Poczuł jego gorący język na czubku, a kiedy Kuroko wargami przesunął jego napletek, Taiga poczuł, jak puszczają jego hamulce.

- Kurwa!- zaklął odruchowo, łapiąc oddech.

- Wow.- Kuroko wyprostował się, przecierając usta wierzchem dłoni.- To było całkiem szybkie…

- Z-zamknij się!- warknął Kagami, czerwony na twarzy. Teraz, kiedy już doszedł, nie mógł uwierzyć, że zrobił to z taką łatwością! Nigdy wcześniej mu się to z nikim nie zdarzyło, po prostu ten cholerny Tetsuya… ten cholerny Tetsuya!

- Ale hej, wytrzymałeś bez całowania mnie.- Kuroko uśmiechnął się leciutko.- Prawdę mówiąc, cały czas myślałem, że zaraz zrzucisz mnie na plecy i weźmiesz po swojemu, namiętnie całując…

- Taa, też o tym myślałem – westchnął, chwytając go za ramię i przyciągając do siebie. Kiedy Kuroko z cichym stęknięciem wylądował na nim, objął go mocno w pasie i pocałował.- Teraz mi nie uciekniesz…

- Nie zamierzałem tego robić – przyznał, odpowiadając na pieszczotę.

Kagami oddał się pocałunkowi, gładząc plecy Kuroko, a następnie jego pośladki. Chwilowo jego członek był miękki, ale nie mógł przecież pozostać dłużnym wobec ukochanego – nawet bez zwodu imponował rozmiarem, zaczął więc powoli ocierać się kroczem o krocze Tetsuyi. Czuł jego twardego członka na swoim podbrzuszu, lepił się do niego, pełen oczekiwania na wrażenia, które mógł zapewnić tylko Kagami Taiga.

Musiał ugryźć się w język, by nie powiedzieć mu „kocham cię”. Póki Kuroko nie odwzajemniał jego uczuć, chciał zachować to dla siebie, bojąc się, że powtarzając to sprawi, iż Tetsuya zacznie czuć się winny, że robią to wszystko, podczas gdy uczucie jest jednostronne.

Na szczęście miał w zanadrzu kilka sposobów, by okazać swoją miłość w inny sposób.

- To co?- wymruczał w jego usta.- Może spróbujemy doprowadzić cię do orgazmu bez udziału mojego penisa?

- To nie będzie trudne – zauważył Tetsuya z rozbawieniem.

- Mhm, ale nie mam tu na myśli walenia ci konia – prychnął Taiga.- Tylko… to...- Wsunął palec w rozgrzane wnętrze Kuroko.

Jego reakcji zupełnie się nie spodziewał. Tetsuya jęknął cicho, maszcząc brwi i zaciskając powieki, wyprężył się przy tym, jego dłonie zacisnęły się kurczowo na przedramionach Kagamiego. Taiga wpatrywał się w niego z zafascynowaniem, poruszając w nim palcem. Kuroko był zarumieniony, jego oddech przyspieszył i mężczyzna walczył, by nie jęczeć zbyt głośno.

- Kuroko… Kocham cię – wyszeptał Taiga w jego usta.

Jednak nie mógł się powstrzymać. To uczucie było po prostu zbyt silne.

- Kagami-kun...- stęknął Tetsuya, sam nabijając się na jego palec.

Wtem nagle usłyszeli jakiś harmider na dole, a potem zdenerwowane nawoływanie:

- Tetsu! Tetsu!

Głośny tupot podpowiadał, że starszy brat Kuroko, który spędzał wieczór na kanapie przed telewizorem, właśnie wbiegał po schodach. Kagami drgnął nerwowo, podczas gdy błękitnowłosy schodził z niego i gorączkowo łapał za ubrania.

- Tetsuya!

- Tak, chwila, już…!- Kuroko zaczął ubierać się pospiesznie.- Poczekaj, Daiki-kun…!

- Tetsu, coś się stało Ryoucie!- Drzwi sypialni otworzyły się raptownie. Kagami zakrył się pospiesznie kocem, ale Aomine nie zwracał uwagi kompletnie na nic – wbił spojrzenie w brata, który właśnie wsunął na siebie bieliznę.

- Co…?- Kuroko spojrzał na niego bez zrozumienia.

- Dzwonił do mnie, kazał mi go odebrać z przystanku, a potem usłyszałem pisk samochodu i krzyki! On miał chyba wypadek!

- Co?!- W błękitnych oczach Tetsuyi pojawiło się przerażenie.

- Ubieraj się, ja dzwonię do najbliższego szpitala, żeby zapytać, czy dostali jakieś zgłoszenie. Musimy go znaleźć!- Aomine już wybiegł, jego ostatnie słowa rozbrzmiały w korytarzu.

Kagami zerwał się na nogi i chwycił za ubrania.

- Najbliższy szpital jest w Shibuyi – mruknął, wciągając na siebie dżinsy.- Ale wszystko zależy od tego, gdzie Kise był…

- Nic nam nie mówił, gdzie wychodzi – powiedział Kuroko odrobinę roztrzęsionym głosem.- Kagami-kun, czy w razie co możesz nas…?

- Głupie pytanie – westchnął Taiga, zakładając t-shirt i bluzę.- Chodź, zobaczymy, czy Aomine się dodzwonił. Zawiozę was, nie martw się.

Tetsuya skinął głową, zacisnąwszy wargi. Jeszcze nie do końca pojmował, co się tak naprawdę dzieje wokół niego, ale cieszył się, że Kagami był przy nim.

Miał tylko nadzieję, że sytuacja nie okaże się poważna.


***


- „Bakao”?- powtórzył Takao Kazunari, marszcząc brwi.- Skąd znasz to przezwisko?

Hayama z osłupieniem, zdumieniem i przede wszystkim kompletnym przerażeniem wpatrywał się w mężczyznę, próbując dostrzec w nim cechy wyglądu, o których raz jeden usłyszał od Miyajiego. Czarne włosy owszem, zgadzały się, ale były teraz tak potargane, że nie sposób było określić fryzury, która ponoć była charakterystyczna. Szaroniebieskie oczy, przypominające kolorem stal… no, jakby odsunąć delikatnie opuchnięte powieki, to pewnie wyraźniej by je dostrzegł, przynajmniej to lewe, bo prawe było całkiem widoczne. Reszty nie był w stanie opisać, bo generalnie rzecz biorąc, twarz Kazunariego nie była obecnie w najlepszym stanie.

- Jesteś Takao Kazunari, przyjaciel Miyajiego Kiyoshiego?- bąknął słabo Kotarou.

- Ja… tak. Tak, jestem. Znasz Miyajiego?- Takao wytrzeszczył na niego oczy.- Nie gadaj! Skąd się znacie?!

- My… - Hayama wyprostował się na krześle i zacisnął nieznacznie dłonie na swoich kolanach.- Poznaliśmy się jakiś czas temu, kompletnym przypadkiem.

- Czekaj, jeszcze raz, jak się nazywasz? Hayama Kotarou? Wydaje mi się, że nic o tobie nie słyszałem…

- Miyaji to chyba niezbyt wylewny typ, haha – zaśmiał się słabo, rumieniąc z zażenowania. Jeszcze nim usłyszał kolejne słowa Takao, zdał sobie sprawę z tego, że sam się wkopał:

- O mnie najwyraźniej ci wspomniał – zauważył czarnowłosy.

- Coś tam napomknął...- Hayama odchrząknął.- Ż-że grasz na gitarze, no przecież!- Nagle sobie o tym przypomniał.- Jesteś wokalistą zespołu OLDCODEX!

- Aaa.- Takao skinął powoli głową.- Okej. Wow, to trochę niesamowite, co? Jaki ten świat mały… Myślisz, że trafiasz na przypadkowego faceta, a okazuje się, że to znajomy przyjaciela!

Hayama sapnął, kiwając potwierdzająco głową. Gdyby tylko mógł, z chęcią by wytłumaczył Kazunariemu, jak mało się myli.

W życiu nie przypuszczał, że kiedykolwiek pozna faceta, w którym zakochał się Miyaji. Oczywiście, był ciekaw tego, jak naprawdę jest ten cały „Bakao”, ale niespecjalnie chciał go poznawać. Mimo wszystko, troszkę był o niego zazdrosny.

Tymczasem nie dość, że go przypadkiem poznał, to na dodatek uratował mu życie. Oczywiście, niczego nie żałował, co to, to nie! Cenił ludzkie życie i nawet nie przyszło mu do głowy, że miałby Miyajiego dla siebie, gdyby Takao zginął w rzece.

- Czy… czy chcesz, żebym poinformował Miyajiego o tym, co się stało?- zapytał, zerkając nerwowo na mężczyznę.

- Hm? Nie, nie musisz – odparł Kazunari, kręcąc głową.- Sam mu wszystko opowiem, jak już wyjdę. Nie chcę, żeby się teraz o mnie martwił – dodał z westchnieniem.- Już ostatnio zwaliłem mu się na głowę, bo...- Przygryzł lekko wargę.- Miałem taki… trochę podobny wypadek. Jak Miyaji dowie się, że teraz znowu coś mi się przytrafiło, spierze mnie na kwaśne jabłko.

- Można by stwierdzić, że już go wyręczyli – bąknął ze słabym uśmiechem.

Takao odpowiedział tym samym.

- Co tam się właściwie stało?- zapytał Hayama ostrożnie.- Osobiście niewiele widziałem… Prawdę mówiąc, właśnie wracałem ze spotkania z Miyajim. Umówiliśmy się w restauracji „Kasui”, mam do niej blisko z mojego mieszkania. Szedłem przez park, aż nagle usłyszałem jakiś plusk, a kiedy spojrzałem w kierunku mostu, zobaczyłem uciekającą grupkę jakichś kolesi w dresach. Od razu domyśliłem się, że zrobili coś bardzo głupiego, więc pobiegłem tam i...- Kotarou na samo wspomnienie, oraz świadomość, że sylwetka, którą zobaczył, była w istocie Takao Kazunarim, przełknął ciężko ślinę.

- Cóż...- Takao odwrócił od niego wzrok, rumieniąc się.- Chyba trochę za bardzo wierzyłem w siebie. To znaczy...- Widać było, że miota się we własnych myślach.- Ehh, tak naprawdę, to po prostu byłem głupi.

- Każdy z nas ma w sobie trochę głupoty – stwierdził ze śmiechem Hayama.

- Niby ta – westchnął Kazunari.- Ale ja mam jej trochę za dużo. Może powinienem udać się z tym do jakiegoś specjalisty… Nie chcę cię zanudzać, to i tak teraz nieważne. Jest mi naprawdę przykro, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo, Hayama-kun.

- Och, przestań, naprawdę nie musisz przepraszać… - zaczął Kotarou, machnąwszy dłonią.

- Nie, muszę właśnie!- przerwał mu Takao z zapałem. Skrzywił się z bólu, gdyż odruchowo próbował podnieść się do pozycji siedzącej.

- Ostrożnie!

- To moja wina – stęknął ze złością.- Ja… ja sam zaczepiłem tamtych kolesi.

Hayama rozchylił lekko usta, a potem zamknął je i usiadł wygodnie. Milczał, wpatrując się w Takao w oczekiwaniu, ale wcale nie nachalnym, raczej życzliwym. Mężczyzna spojrzał na niego ze zrezygnowaniem, a potem westchnął – najwyraźniej naprawdę czuł się winny.

- Ostatnio przechodzę ciężkie czasy – mruknął.- Myślałem, że sobie z tym radzę, bo przez ostatnich kilka miesięcy nie było najgorzej, ale… chyba przeceniłem swoje siły mentalne.- Zaśmiał się gorzko. Po chwili ciągnął dalej:- Zaczepiłem tamtych kolesi, bo chciałem poczuć coś nowego. Jakąś adrenalinę, strach, nawet ból. Prawdę mówiąc, liczyłem na to, że mnie pobiją, i że zrobią to dotkliwie, tak żebym przez kilka najbliższych dni nie mógł na dupie usiąść.- Westchnął, spuszczając wzrok na swoją klatkę piersiową.- Nie sądziłem, że… że będą próbowali mnie zabić. To było bardzo nierozsądne z mojej strony. Wydawało mi się, iż to przemyślałem, ale… byłem głupi, po prostu.

Hayama powoli pokiwał głową. Nie mógł się z tym przecież nie zgodzić – takie zachowanie naprawdę nie należało do najmądrzejszych, wręcz przeciwnie, było kompletnym absurdem. Dać się pobić, żeby coś poczuć? Rozumiał, że każdy mógł przechodzić przez ciężkie chwile, ale jego pozytywna natura nie potrafiła tłumaczyć tego rodzaju zachowań u ludzi.

- Nienawidzę siebie za to, że naraziłem ciebie na niebezpieczeństwo – dodał Takao, marszcząc brwi.- Dlatego właśnie bardzo, ale to bardzo cię przepraszam…

- W porządku, już rozumiem.- Hayama pokiwał głową.- Przyjmuję przeprosiny. To rzeczywiście było głupie z twojej strony, ale przede wszystkim narażałeś sam siebie, nie mnie. Moja obecność tam była zupełnie przypadkowa, nie miałeś na nią wpływu, dlatego nie zadręczaj się tak tym. Bardzo się cieszę, że znalazłem się tam i cię uratowałem.

- Ja też się cieszę – powiedział Takao, a jego słowa zabrzmiały szczerze.- Nie myśl sobie, że jestem jakimś nawiedzonym samobójcą…! Ja naprawdę lubię moje życie, po prostu… Po prostu ostatnio jest mi ciężko, i ciągle zmagam się z… cóż, ze złamanym sercem – prychnął z niewesołym śmiechem.

- Ahh.- Kotarou pokiwał z lekka głową. Wiedział, że Takao kocha się w kimś, kto nie odwzajemnia jego uczuć, mało tego, kto jest w toksycznej relacji z kimś innym. Tak wynikało z tego, co pokrótce opisał mu Miyaji, choć w szczegóły nigdy się nie wdawał.- Tego rodzaju sprawy nigdy nie są łatwe i nieskomplikowane.

- Mówisz z własnego doświadczenia?

- Poniekąd.- Hayama uśmiechnął się do niego lekko.- Ale to nie kwestia nastawienia, po prostu taki mam charakter. Moja natura zwyczajnie nie pozwala mi się łamać czy dużo o tym myśleć; wszystko biorę na klatę takim, jakie jest, i takie też akceptuję. Dlatego właśnie jestem słaby w pocieszaniu innych, kiedy chodzi o problemy sercowe czy życiowe: ja po prostu kocham życie. Kocham życie, kocham miłość… kocham kochać, o tak – zaśmiał się, rozbawiony własnymi „mądrościami”.- Dlatego nieważne jaka sytuacja mnie zastanie, wezmę ją na siebie i będę żyć dalej.

- Zazdroszczę takiej umiejętności – westchnął Takao.

- Och, to nie byłoby takie łatwe, gdybym nie miał przyjaciół – stwierdził z powagą Kotarou.- To oni mnie głównie napędzają. Nawet nie chodzi o to, że są dla mnie oparciem i mogę na nich liczyć, co oczywiście jest prawdą, ale… Po prostu nie chcę, by się o mnie martwili. Kiedy jest się singlem i ma się masę przyjaciół w relacjach partnerskich, a nawet związkach małżeńskich, łatwo u nich o zamartwianie się. Ponieważ wiedzą, że nie ma przy mnie nikogo na stałe, przejmują się, że mogę czuć się nieszczęśliwy, a wcale tak nie jest: samo to, że wykazują zainteresowanie i troskę sprawia, że jestem szczęśliwy.- Hayama wzruszył ramionami.- Banalne, ale prawdziwe. Oczywiście to, że po prostu jestem optymistą, też robi robotę w moim życiu.

- Ja też zwykłem być optymistą – mruknął z uśmiechem Kazunari.- Sam nie wiem, co mi ostatnio strzeliło do łba… W tym, co mówisz, jest bardzo dużo prawdy. Ja sam mam przyjaciół, którym ufam, i nie chcę, by się o mnie martwili, nawet jeśli nasłuchali się moich narzekań. Ale, no właśnie...- Takao westchnął.- Ciągle im marudzę, więc nic dziwnego, że się martwią. A to przytłacza mnie jeszcze bardziej: każdy układa sobie życie, a ja nie mogę. Kiedy oni próbują się zakochać, ja próbuję się pozbyć tego uczucia. Wyobrażam sobie, jaki komfort psychiczny czują, nie będąc w mojej sytuacji, i zazdroszczę im go. I chociaż cieszę się z ich szczęścia, to jest mi zwyczajnie ciężko pogodzić się z faktem, że najwyraźniej zasłużyłem sobie na los, który mnie spotyka.

- Kto powiedział, że na tym się skończy?- zapytał z uśmiechem Hayama, opierając łokieć o kolano, a dłoń o policzek. Popatrzył życzliwie na Takao.- Teraz myślisz pewnie, że to koniec świata, ale nigdy nie wiadomo, co cię spotka w niedalekiej przyszłości! Jesteś taki młody, Takao-kun, masz przed sobą caaałe życie! Jeśli tylko uzbroisz się w cierpliwość i spróbujesz trochę mniej myśleć o problemach, a bardziej skupić się na tym, co naprawdę ważne, to jestem pewien, że pójdziesz do przodu!

- Nie jest to takie łatwe...- mruknął Kazunari.- Brakuje mi czegoś. Jest we mnie pustka, którą pragnę wypełnić, ale nie mam czym…

- Jak to nie masz?- Kotarou spojrzał na niego znacząco.- A OLDCODEX? Z tego, co wspomniał Miyaji wynika, że żyjesz dla muzyki! I chyba też studiujesz, prawda?

- Tak.- Takao uśmiechnął się słabo.- Medycynę. Chciałem zostać pielęgniarzem, ale… nie wiem, czy mam teraz na to siły. Na naukę, w sensie. Ostatnio nie potrafię się na niej skupić, trochę mam zaległości. W zespole zresztą też. Jestem głównym pomysłodawcą i chłopaki ciągle czekają za jakimiś nowymi nutami...- Westchnął.

- Zastanów się nad jakąś ciekawą zmianą w życiu – zaproponował Hayama.- Może zmiana miejsca zamieszkania? Może inny kierunek studiów? Może jakaś nowa praca? Poznaj nowych ludzi, nowe historie, nowe inspiracje. Kto wie, może jakiś tajemniczy ktoś przyczyni się do zmiany twojego nastawienia, a może nawet pozbędziesz się problemów sercowych!

- Tak myślisz?- Takao uśmiechnął się, spoglądając na niego.

- No jasne!

- W sumie… chyba już nawet zacząłem, skoro los w jakiś dziwny sposób nas ze sobą połączył.

Hayama uśmiechnął się nerwowo. Tylko on jeden wiedział jak bardzo „dziwny” jest ten sposób, i chociaż Takao wydawał się rzeczywiście miłym facetem, to blondyn nie był przekonany, czy chciałby się z nim zaprzyjaźnić.

Był naprawdę otwartą i ciepłą osobą, ale…

Kochał Miyajiego.

A Miyaji kochał Takao.

To nie było dobre zestawienie.

- Powinniśmy się jeszcze kiedyś spotkać – mruknął Kazunari.- Może któregoś dnia wyskoczymy gdzieś na miasto w trójkę, z Miyajim?

- Pewnie – bąknął, rumieniąc się lekko. Nie, nie, nie, Miyaji by go ZABIŁ, gdyby Hayama miał dołączyć do nich, nieważne w jakich okolicznościach. W zasadzie to Kotarou poważnie zastanawiał się nad tym, czyby przypadkiem nie uprosić Kazunariego, by zataili przed Kiyoshim fakt, że się poznali.

Nim zdążył podjąć decyzję i odezwać się, do sali wszedł doktor – wysoki mężczyzna o szczupłej budowie ciała i przydługich, czarnych kręconych włosach. Po jego ruchach i minie stwierdzić można było wyraźnie, że jest w pośpiechu.

- Witamy wśród żywych – mruknął głębokim głosem w kierunku Takao.- Pan Jinta Hayama, zgadza się?

- Yy, tak – bąknął Takao.- Dziękuję za opiekę…

- Pozwoli pan, że przejdę do szybkich oględzin – przerwał mu, zbliżając się i wyciągając z kieszeni małą latarkę. Chwycił jego twarz i zaświecił nią w nieopuchnięte oko.- Odmrożenia były pana najmniejszym problemem, po reakcjach mogę stwierdzić, że do wstrząśnienia mózgu nie doszło, za to do wstrząśnienia całym ciałem już owszem.- Lekarz wyprostował się, patrząc znacząco na jego poobijaną twarz.- Ma pan liczne siniaki na całym ciele, będące skutkiem pobicia, część prawdopodobnie wynika z obtłuczeń spowodowanych przez kamienie w rzece.- Hayama spojrzał na Takao i uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.- Złamane jedno żebro i prawa noga – dodał rzeczowo mężczyzna.- Spędzi pan w szpitalu jeszcze jakiś czas, rachunek wystawimy po zakończeniu leczenia. Jeśli ma pan jakieś pytania czy wątpliwości, proszę kierować je do pielęgniarek dyżurujących. Ja niestety muszę się oddalić, mamy kilka poważnie rannych pacjentów…

- Oczywiście, rozumiem, bardzo dziękuję…!- rzucił Takao do już odchodzącego lekarza.

- Jak się czujesz?- zapytał Hayama łagodnym tonem.- Nie powinieneś zbyt dużo się ruszać, pamiętaj!

- W porządku – westchnął Kazunari, krzywiąc się lekko.- Czuję to pobicie na całym ciele, to prawda… Chyba głównie przez to, nadal nie dotarło do mnie, że mam złamaną nogę. W życiu niczego sobie nie złamałem!- parsknął, kręcąc głową z politowaniem dla samego siebie.- Jeszcze raz przepraszam, i bardzo ci dziękuję, Hayama-kun. Obiecuję, że odwdzięczę ci się, gdy dojdę do siebie.

- Czy chcesz, żebym zawiadomił policję o napaści?

- Och, nie.- Takao zwiesił głowę, zawstydzony.- Sam się prosiłem, więc…

- Ale wrzucenie człowieka do rzeki jest już próbą morderstwa...- mruknął z powątpiewaniem Kotarou.

- I tak nie pamiętam ich twarzy.- Kazunari wzruszył ramionami.- Lepiej będzie, jak zajmę się ogarnianiem swojego życia. Na początek jednak muszę wyzdrowieć, bo jeśli chłopaki z zespołu zobaczą mnie takiego pobitego, przekonają naszego producenta, żeby wywalił mnie na zbity pysk… Już zbity – dodał z uśmiechem.

- W porządku, jak uważasz.- Kotarou skinął głową.

- Nie zatrzymuję cię, Hayama-kun. Czy to Miyaji ma przywieźć ci rzeczy?

- Och, nie, Miyaji jest teraz w pracy – odparł, drapiąc się po głowie.- Na razie nie będę go informował o tym zajściu. Może lepiej ty mu powiedz – zaproponował.- Twoje ubrania są kompletnie przemoczone i podarte, dlatego zostawię ci swoje tu, w szpitalu. Kumpel powinien tu lada moment być.

- Nie wiem, jak ci dziękować – westchnął Takao.

- Coś wymyślimy – zaśmiał się nerwowo, wstając.- Odpoczywaj, Takao-kun! Zdrzemnij się i nabierz nieco sił. Zostawię numer do siebie w recepcji, odbierz go, jak będziesz już nieco bardziej ruchliwy!

- Na pewno tak zrobię.- Takao uśmiechnął się nieco sennie.

- Do zobaczenia! Dbaj o siebie!

- I ty również.

Hayama uśmiechnął się do niego, po czym odwrócił powoli i wyszedł z sali.

Przystanął tuż za progiem, zagryzając mocno wargę. Tak więc to był właśnie Takao Kazunari, mężczyzna, dla którego Miyaji stracił głowę. Sympatyczny, otwarty, z poczuciem humoru, a do tego na pewno przystojny, choć póki co nie można było tego jednoznacznie stwierdzić.

Westchnął, ruszając korytarzem w kierunku recepcji.

Miał naprawdę dobrą konkurencję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń