[MnU] Odcinek 20 [rewrite]

 

Moda na Uke

Odcinek 20



Kuroko wcale nie był taki przekonany, czy powinien dzwonić do Akashiego.

Ale Midorima w jednym miał rację – Seijuurou na pewno wkurzy się, jeśli Tetsuya poinformuje go o tak poważnym wypadku dopiero rano.

Wcale nie dlatego, że Ryouta był przez jedną noc jego kochankiem. Wcale nie dlatego, że był bratem Tetsuyi, z którym Akashi się przyjaźnił.

Akashi po prostu nie wybaczyłby mu, że dowiaduje się o takich sprawach tak późno.

- Dzwonisz do niego?- zapytał cicho Kagami, widząc, że Kuroko stoi pod ścianą korytarza poczekalni i wpatruje się w ekran swojego telefonu. Aomine pożyczył auto Kagamiego i pojechał do domu po kilka rzeczy dla Kise, które ten miał potrzebować w trakcie pobytu w szpitalu.

- Myślę – mruknął Tetsuya, marszcząc lekko brwi.- Mógłbym napisać mu wiadomość… w końcu to też forma przekazywania informacji. Ale jeśli śpi i odczyta rano, i tak się wkurzy…

- Nie rozumiem tego gościa – mruknął Taiga, krzywiąc się lekko.

Kuroko westchnął tylko w odpowiedzi, mruknął pod nosem, że zaraz wraca, po czym ruszył korytarzem w kierunku wyjścia. Nie chciał przeszkadzać ewentualnym śpiącym pacjentom, czy nawet dyżurującym pielęgniarkom oraz lekarzom.

Kiedy znalazł się na zewnątrz, wybrał numer do Akashiego. Na dworze było zimno, a on z pośpiechu nie zabrał żadnych zimowych akcesoriów, mógł jedynie zapiąć szczelnie swoją kurtkę i, obserwując wydobywające się z jego ust obłoki, oczekiwać na połączenie.

Akashi odebrał po trzecim sygnale, i choć Kuroko sądził, że to na pewno przez fakt, iż mężczyzna spał, kiedy Seijuurou się odezwał, wcale nie brzmiał na zaspanego:

- Tetsuya?

- Akashi-kun...- Kuroko nagle uwiązł głos w gardle. Przełknął ciężko gulę, która w nim utknęła i nie pozwalała, by znów wypowiedział na głos te straszne słowa. Chciał tylko poinformować Seijuurou o tym, co się stało, ale to było dla niego zwyczajnie zbyt emocjonalne.

- Wszystko w porządku?- Akashi podchwycił wahanie w jego głosie.- Shintarou dzwonił do mnie przed chwilą, chciał do ciebie numer. Chyba zaraził mnie tą swoją paniką, bo nie mogłem już zasnąć… coś się stało Takao?

- Nie – odparł Kuroko, spuszczając wzrok na swoje buty.- To znaczy nie wiem, mam nadzieję, że nie. Ale… Ryouta-kun miał wypadek samochodowy.- Westchnął ciężko, zaciskając powieki.

- Co?- Akashi uniósł głos.- Żartujesz! Jest bardzo poważny? W którym szpitalu jesteś? Już się ubieram, zaraz tam będę…

- W Shibuya – odpowiedział Tetsuya. Wiedział, że nie ma sensu zatrzymywać Akashiego, ale i tak musiał dodać:- Nie możemy się z nim zobaczyć, musimy czekać przynajmniej do rana. Nie wiem, czy jest sens, żebyś przyjeżdżał…

- Oczywiście, że jest – prychnął Akashi.- Potrzebujecie czegoś?

- Nie.- Kuroko pokręcił przecząco głową.- Daiki-kun pojechał samochodem Kagamiego-kun do domu, zabrać kilka rzeczy dla Ryouty-kun.

- Niedługo będę, wtedy porozmawiamy – powiedział Akashi, po czym bezceremonialnie rozłączył się.

- A...- Kuroko westchnął, przymykając oczy.

Naturalnie, spodziewał się, że Seijuurou rzuci wszystko i przyjedzie. Byli w końcu przyjaciółmi i zawsze mógł na niego liczyć – nie mniej wolałby, żeby mężczyzna wrócił do spania, by móc rano pojechać normalnie do pracy.

Tetsuya schował komórkę do kieszeni spodni i wrócił do budynku. Recepcjonistka nawet nie zauważyła go, gdy przechodził obok jej biurka.

Szedł niespiesznym krokiem pustym korytarzem, zgodnie z zapamiętanymi wcześniej wskazówkami. Cieszył się, że Kagami z nim został, zdecydowanie nie chciał teraz być sam. Wiedział, że nie zdoła już zasnąć, potrzebował kogoś, by przy nim był.

Martwił się o brata – martwił się, że mimo iż operacja się udała, to Kise i tak będzie musiał na długo zostać w szpitalu. Lekarz mówił, że w jego brzuch wbił się odłamek reflektora samochodowego… przecież samo to brzmiało strasznie! Jak długo Kise będzie musiał tu wypoczywać? Kiedy będą mogli zabrać go do domu? Kiedy w ogóle pozwolą im go zobaczyć?

Jakaś pielęgniarka wyszła z jednego z pokoi i, zostawiwszy uchylone drzwi, oddaliła się pospiesznym krokiem. Tetsuya już wcześniej zauważył, że w tej części szpitalnego skrzydła wszystkie pokoje miały uchylone drzwi – dlatego właśnie wyszedł porozmawiać na zewnątrz. Nie chciał zakłócać spokoju.

Przechodząc obok pomieszczenia, z którego wyszła pielęgniarka, automatycznie zajrzał do środka. Dostrzegł pojedyncze łóżko, na którym leżał jakiś mężczyzna, oraz otaczającą je aparaturę. Zrobiło mu się jeszcze bardziej smutno i już miał odwrócić spojrzenie i pospieszyć do Kagamiego, kiedy jego uwagę zwróciła charakterystyczna fryzura…

Przystanął, marszcząc lekko brwi. W pokoju było ciemno, ale przy łóżku paliła się mała lampka, oświetlająca leżącą na łóżku sylwetkę. Kuroko zbliżył się z wahaniem do progu – nie chciał przecież przeszkadzać nieznajomemu, chciał tylko rzucić okiem i upewnić się, że…

Jego błękitne oczy rozszerzyły się w zdumieniu i przerażeniu, kiedy w leżącym w bezruchu mężczyźnie rozpoznał swojego przyjaciela.

Wszedł do pokoju i zbliżył się powoli do łóżka. Nie, to nie mógł być on. Ale te włosy, ta twarz… Twarz była cała poobijana, jedno oko było mocno zapuchnięte, ale gdy przyjrzeć się dokładniej, naprawdę dało się rozpoznać, że był to Takao Kazunari.

- Takao-kun…?- zapytał z niedowierzaniem Kuroko, szepcząc.

Jedno – te zdrowe – oko otworzyło się i pacjent obrócił nieznacznie głowę, marszcząc przy tym brwi. Nagle wzdrygnął się, a potem syknął z bólu, chwytając się za bok.

- Ku… Kuroko?!- wystękał.

- Takao-kun, to ty?- Tetsuya dalej niedowierzał. Stanął przy łóżku i wpatrywał się w przyjaciela, zszokowany.

- Co ty tu…?- Kazunari znów się skrzywił.- Hayama jednak zadzwonił do Miyajiego?

- Do kogo?- Błękitnowłosy zmarszczył brwi, przesuwając szybkim spojrzeniem po okrytej pościelą sylwetce Takao.- Co się stało, Takao-kun? Co ty robisz w szpitalu?

- Co TY robisz w szpitalu, Kuroko?- westchnął Kazunari.- Skąd się tu wziąłeś? Skąd wiedziałeś, gdzie mnie znaleźć?

- Nie wiedziałem!- Kuroko nadal wpatrywał się w niego, zdumiony.- Co się stało, Takao-kun? Ty też miałeś wypadek?!

- „Też”?- Kazunari zmarszczył lekko brwi.- Kto miał wypadek?

- Och… mój brat, Ryouta...- Kuroko potrząsnął głową.

- Co? O Boże! Nic mu nie jest? Co z nim?- Takao aż podniósł się odruchowo, ale zaraz potem jęknął z bólu i znów opadł na poduszki.- Cholera! Złamane żebro – wyjaśnił na pytające spojrzenie Kuroko, które jednak zaraz zmieniło się na wyjątkowo chłodne.- Pobili mnie...- wymamrotał Kazunari, odczytując w błękitnym oczach pytanie.- Ale to nieważne! Co z Kise?!

- Operowali go, lekarz powiedział, że możemy się z nim zobaczyć dopiero rano… Boże, Takao-kun, tyle się dzieje tej nocy… Najpierw Ryouta-kun, teraz ty… Kto cię pobił? Jak się czujesz?

- Jakieś randomy w parku – mruknął wymijająco.- To nic poważnego, mam tylko złamaną nogę i żebro.

- To wcale nie brzmi „niepoważnie”…- zauważył cicho Kuroko.- Potrzeba ci czegoś? Och! Prawie zapomniałem…! Przecież Midorima-kun do mnie niedawno dzwonił, martwił się o ciebie!

- Dzwonił do ciebie…?- bąknął Kazunari, patrząc niepewnie na przyjaciela.- Kurde… mam zniszczony telefon. Ale zaraz, skąd on miał do ciebie numer?

- Od Akashiego-kun. Właśnie. Akashi-kun już tu jedzie, dzwoniłem do niego, żeby mu powiedzieć, co się stało… Proszę, masz – powiedział, wyciągając z kieszeni komórkę.- Zadzwoń do Midorimy-kun, powinien się dowiedzieć, co się stało.

- Taa, zaraz zadzwonię – mruknął Takao.- Rany, więc Kise… Nie mogę uwierzyć, że miał wypadek. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze! No a ty jak się czujesz? Gdzie Aomine?

- Pojechał po kilka rzeczy dla Ryouty...- Kuroko znów przesunął spojrzeniem po sylwetce Takao.- Bardzo cię boli?

- Dostałem jakieś leki przeciwbólowe, więc tylko przy nagłych ruchach zaczynam mocniej odczuwać skutki pobicia. Nie zamartwiaj się, naprawdę nie jest tak źle, jak wygląda! Chociaż domyślam się, że ciężko mnie teraz rozpoznać…

- Najpierw Ryouta-kun, teraz ty – powtórzył z niedowierzaniem Kuroko.- Co się ostatnio dzieje, że na moich bliskich spada tyle nieszczęść?

- Hej, nie mów tak.- Takao uśmiechnął się do niego lekko.- Po deszczu zawsze wychodzi słońce, czasem razem z gejowską tęczą, więc nie ma co się za bardzo przejmować! Na pewno wszyscy się z tego odkują.

- Chcę tylko, żeby wszystko dobrze się skończyło – westchnął cicho Tetsuya.- Na pewno niczego ci nie potrzeba?

- Na pewno.- Takao skinął głową.- Zadzwonię do Midorimy, żeby nie panikował i poczekał na mnie tę parę dni. Lekarz mówił, że chcą poobserwować tylko żebro, a nogę i tak będę miał w gipsie przez miesiąc czy dwa. Do wesela się zagoi!

- Żeby tylko...- mruknął Kuroko.

W tym momencie zadzwoniła jego komórka. Takao spojrzał na wyświetlacz, po czym podał ją przyjacielowi.

- To Akashi – powiedział.- Pewnie tu jedzie, co?

- Tak.- Kuroko skinął głową i odebrał.- Halo?… Dobrze… Tak, już do ciebie idę, zaczekaj w holu.- Tetsuya rozłączył się, po czym znów przekazał telefon Kazunariemu.- Pójdę po niego, a ty w międzyczasie zadzwoń do Midorimy-kun i uspokój go. Na pewno nie śpi, on… bardzo się o ciebie martwił.

- Wiem, wiem – mruknął Kazunari, krzywiąc się lekko.- Jakoś go udobrucham. Idź już, ale wpadnij po swój telefon, jak będziecie tędy przechodzili.

Kuroko skinął głową, po czym, rzuciwszy ostatnie pełne troski spojrzenie na przyjaciela, wyszedł z pokoju.

Takao westchnął ciężko, niepocieszony. Nie dość, że Kuroko tak szybko odkrył, w jakim był stanie, nie dość, że lada moment zobaczy go też Akashi Seijuurou, to na dodatek koniec końców musi w trybie pilnym poinformować o wszystkim Shintarou. Gdyby nie nadchodzący Akashi, pewnie jakoś by się wywinął i dał sobie trochę czasu, ale teraz było już na to za późno.

Zrezygnowany, odnalazł nowo zapisany kontakt i wybrał połączenie.


***


Na korytarzu w poczekalni zastał tylko Kagamiego.

- Gdzie Tetsu?- zapytał Aomine, podchodząc do przyjaciela i stawiając na krześle obok niego torbę z rzeczami, które spakował dla Kise.

- Hm?- Kagami, który do tej pory siedział w rozkroku z przedramionami opartymi o kolana i wzrokiem wbitym w podłogę, uniósł teraz głowę i spojrzał na ciemnoskórego.- Nie minąłeś się z nim? Wyszedł zadzwonić do Akashiego.

- Aha – mruknął Aomine.- Nie widziałem go przed wejściem. Ale w sumie, czy coś w tym dziwnego?- Westchnął, wzruszając ramionami i siadając na krześle.- Tetsu bywa niewidoczny.

- To prawda – przytaknął Kagami.- W sumie trochę go już nie ma…

- Znając Akashiego, to pewnie tu jedzie – wyjaśnił Daiki, opierając się o plastikowe oparcie.- Tetsu pewnie na niego czeka.

- Pewnie tak.

Między mężczyznami zapadła chwila ciszy. Aomine przymknął oczy, wsłuchując się w nią i próbując czerpać z niej ten spokój. W jego głowie rozbrzmiewała gonitwa myśli, serce od dłuższego już czasu biło co prawda w stałym tempie, ale mocno, jakby powiększyło się dwukrotnie.

- Jak tam?- usłyszał ciche pytanie Kagamiego.

- Trochę chujowo – mruknął w odpowiedzi, uśmiechając się krzywo.- Nienawidzę szpitali, a wygląda na to, że przez najbliższy czas mój brat będzie jego zakładnikiem.

- No… Ale przynajmniej żyje, nie?

- Ta. Przynajmniej żyje.

Kagami pokiwał głową, po czym wyjął z kieszeni bluzy komórkę i rozjaśnił wyświetlacz.

- Dochodzi druga – oznajmił.- Masz ochotę na kawę? Mają tu automat.- Wskazał ruchem głowy maszynę stojącą po przeciwnej stronie korytarza, zaledwie kilkanaście kroków od nich.

- Taa, z chęcią.

Taiga zostawił go na chwilę, po to by wrócić z dwoma parującymi kubkami wypełnionymi czarną cieczą.

- Chciałem z mlekiem, ale chyba się kończyło – mruknął, krzywiąc się lekko i zajmując poprzednie miejsce.

- Dzięki.- Aomine odebrał od niego kubek i zaraz przysunął go ust. Podmuchał nieco w brzeg, po czym upił ostrożny łyk. Skrzywił się – kawa smakowała okropnie, ale liczyło się, że zawierała potrzebną mu dawkę kofeiny.- Jezu – mruknął.- Myślisz sobie, że szpital służy do ratowania ludzi, a potem próbujesz kawy i zastanawiasz się, czy nie prowadzą tu jakichś interesów z zakładem pogrzebowym…

Kagami uśmiechnął się lekko, doceniając żart. Zaraz jednak spoważniał. Spojrzał na swój kubek z kawą i zabujał nim, obserwując czarny niczym smoła płyn.

- Czemu nienawidzisz szpitali?- zapytał.

- A jest ktoś, kto je lubi?

- Na pewno są tacy, którzy je chociaż tolerują.

Aomine wzruszył ramionami.

- Dla mnie to miejsce do umierania – mruknął.- Każdy kogo znałem trafił do jakiegoś po to, by ostatecznie wyzionąć ducha.

- Twojemu bratu nic nie jest – powiedział Taiga cicho, choć całkiem stanowczo.- Lekarz mówił, że nie zapadł w śpiączkę, że jego stan jest stabilny. Stary, on ma tylko dwa złamane żebra – w dzieciństwie złamałem trzy, kiedy potknąłem się i wyrąbałem na chodniku.

- Też ci musieli wycinać kawałek chodnika, który wbił ci się w brzuch?

- Nie…- przyznał Taiga.- Ale do dziś, kiedy na jakiejś stronie internetowej muszę zaznaczyć na obrazkach hydranty, by potwierdzić, że nie jestem robotem, wzdrygam się na widok chodników, na których stoją.

Daiki prychnął cicho, mimo wszystko rozbawiony. Pokręcił z politowaniem głową, po czym westchnął przeciągle.

- Dzięki, Bakagami – mruknął.- Pomartwię się jeszcze trochę i uspokoję się, jak jaśnie pan lekarz pozwoli mi zobaczyć na własne oczy, jak się czuje Ryouta.

- No pewnie.- Kagami klepnął go w ramię.- Będzie dobrze. A w razie co, masz tu moje ramię, wypłacz się.

- Spier…

- Kagami-kun, Daiki-kun, już jestem.- W korytarzu pojawił się Kuroko, zgodnie z przewidywaniami Aomine, w towarzystwie Akashiego.

- Witam, panowie.- Seijuurou skinął im głową. Uniósł dłoń, w której trzymał tekturowe opakowanie z czterema dużymi kubkami oznaczonymi logo Nozy Coffee.- Macie ochotę się napić, czy może zaaplikować prosto do żył?

- Z chęcią wybiorę obie te opcje – stwierdził Aomine, z ulgą odkładając kubek kawy z automatu i częstując się tą prawdziwą.- Dzięki, że wziąłeś to pod uwagę.

- Żaden kłopot – odparł Akashi, odkładając resztę kaw na stolik i ściągając z siebie płaszcz.-W końcu czeka nas długa noc.

- Akashi-kun zapomniał, że jutro idzie do pracy – odezwał się Kuroko.- Nie wiem, jak mam przypomnieć mu, że ma obowiązki, tak żeby nie poczuł się urażony…

Seijuurou spojrzał na Tetsuyę sceptycznie, nie komentując jednak jego wypowiedzi.

- Jak tylko będziemy mogli wyjść stąd spokojniejsi i z paroma włosami więcej na głowie, to jakoś ci to wynagrodzimy – zapewnił Aomine.- Tetsu pójdzie z tobą na jakąś randkę, czy coś.

- Ta, na pewno – warknął Kagami, obrzucając ciemnoskórego ponurym spojrzeniem.- A ty się nie zgłaszasz na chętnego? Przecież jesteś singlem.

- Nie potrzebuję więcej doświadczenia w tych sprawach, ale słyszałem od Tetsu, że ty za to masz pewne braki...

- Panowie, proszę was.- Akashi uniósł dłonie, patrząc na każdego z nich pobłażliwie.- Doprawdy, starczy mnie dla wszystkich.

Kuroko westchnął cichutko, powstrzymując się od wzniesienia ku sufitowi oczu.

Akashi w jednym na pewno miał rację – czekała ich długa noc.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń