Moda na Uke
Odcinek 22
Żaden z nich nie próbował ukryć ulgi, która ogarnęła ich na widok przytomnego brata.
- Tetsucchi!- Kise najwyraźniej ich oczekiwał, bo gdy weszli, blondyn właśnie nieco ślamazarnie podnosił się do pozycji siedzącej.- Daikicchi! Tak się cieszę, że tu jesteście!
Aomine, który wszedł do sali za Kuroko, musiał zatrzymać się raptownie, by nie wpaść na Tetsuyę, który stanął w miejscu i tylko patrzył dużymi błękitnymi oczami na Kise. Ciemnoskóry spojrzał pytająco na młodszego brata, a ten z wahaniem odwzajemnił to spojrzenie.
- Uhm, Daiki-kun, czy lekarz nie powiedział nam, że Ryouta-kun miał wypadek samochodowy?
- Hm?- Aomine popatrzył to na niego, to na Kise, który spoglądał teraz na braci z niepokojem.- No coś tam chyba wspomniał?
- Hmm.- Kuroko zaczął powoli zbliżać się do łóżka Ryouty, obserwując go uważnie.- On ci wygląda na kogoś po wypadku samochodowym…?
Daiki popatrzył na Kise uważnie, i zrozumiał, co Tetsuya miał na myśli. Pokiwał w zadumie głową, podczas gdy Ryouta przyglądał im się z narastającym niepokojem.
- C-co…?- zapytał ich.
- Mogliśmy to chyba przewidzieć – westchnął Kuroko, stając już przy łóżku.
- Jest modelem, więc musiał mieć wypadek jak na modela przystało – mruknął Aomine.
- O-o co wam chodzi?- Kise zaczynał już się złościć.
- No tak, pewnie widział, że auto nadjeżdża i pierwsze, co zrobił, to zasłonił twarz.
- Kierowca też pewnie widział, że to sławny model Kise Ryouta, więc zwolnił do minimum, żeby mu nie pokiereszować mordy.
- Czy to nie on czeka pod salą na autograf?
- Taa, jara się, że potrącił taką grubą rybę…
- P-przestaniecie w końcu?!- jęknął Kise.- Ja naprawdę miałem…!
Umilkł, kiedy Kuroko z westchnieniem pochylił się nad nim i objął go. Zrobił to na tyle mocno, że Ryouta odczuł to na żebrach, ale za nic w świecie nie chciał teraz wydać z siebie choćby dźwięku. Tetsuya nie bywał wylewny, tym bardziej nie pozwalał sobie na tego rodzaju bliskości. To, że teraz go przytulił, było dla Kise bardzo ważną chwilą. Odwzajemnił więc uścisk, próbując się nie krzywić.
Aomine jednak dostrzegł ból na jego twarzy, toteż, gdy Tetsuya odsunął się od brata, tylko poczochrał włosy Kise i uśmiechnął się do niego. Ryouta spojrzał na niego z wdzięcznością i odpowiedział tym samym.
- Jak się czujesz?- zapytał Kuroko, przysiadając na brzegu łóżka.
- Trochę bolą żebra i brzuch, ale poza tym nie najgorzej – odparł.
- Tak też wyglądasz – zapewnił go Aomine, przysuwając sobie krzesło.- Możesz być spokojny, twoja piękna buźka jest w nienaruszonym stanie.
- Och, naprawdę? To dobrze!- Kise uśmiechnął się leciutko.- Lekarz mówił, że miałem dużo szczęścia… A ten kierowca, nic mu nie jest?
- Z tego, co wiemy, to nie – odparł Kuroko.- W recepcji powiedzieli nam, że od razu zadzwonił po karetkę. Zdaje się, że po wypadku musiał udać się na komisariat policji, żeby złożyć zeznania.
- Na policję?- zdziwił się Kise.
- No jasne – odparł Aomine.- W takich wypadach zawsze jest ofiara i sprawca: musiał wytłumaczyć, co się stało, bo gdyby to była jego wina, to szykowałby się na tułaczkę po sądach i już by brał kredyt na twoje leczenie.
- Ale to była moja wina...- zaczął ze smutkiem Kise.- Myślicie, że będę miał przez to kłopoty?
- Nieee, wątpię.- Aomine machnął lekceważąco dłonią.
- A odszkodowanie za samochód?- Kuroko spojrzał na Aomine z niepokojem.- Auto z pewnością odniosło poważniejsze obrażenia, niż Ryouta-kun.
- Tetsucchi!- jęknął z wyrzutem blondyn, dźgając go palcem w udo.- Jak możesz?!
Kuroko uśmiechnął się tylko leciutko i pokrzepiająco poklepał Kise po dłoni.
- Nie martw się, na pewno nie zostaniesz obciążony żadnymi kosztami – zapewnił, po czym dodał poważniejszym tonem:- Ale to nie zmienia faktu, że zachowałeś się bardzo nierozważnie, Ryouta-kun.
- No wiem...- westchnął ze smutkiem Kise, spuszczając wzrok, jednocześnie zawstydzony tą przykrą prawdą.
- To nie jego wina – mruknął Aomine, krzywiąc się lekko.- Jakby ten chuj traktował go, jak należy…- urwał, kręcąc głową.- Jak tylko spotkam Yukio, nogi mu z dupy powyrywam.
- Gdzie on w ogóle jest?- zapytał Kuroko, marszcząc lekko brwi.- Nie słyszał o wypadku?
- A skąd?
- Ryouta-kun, Daiki-kun wspominał, że się z nim wczoraj widziałeś – zaczął Tetsuya, patrząc na blondyna.- Mówiłeś mu to przez telefon, zanim…
- Tak.- Kise skinął głową.- Widzieliśmy się w restauracji Kasui. Ale zdążyłem już przejść kawałek drogi, więc może nie słyszał? Właśnie, gdzie moja komórka…?
- Na pewno nie tutaj – prychnął Aomine.- Pewnie się roztrzaskała, albo ktoś ją zabrał z miejsca wypadku.
- O nieee, miałem tam pełno naszych zdjęć!- Kise posmutniał jeszcze bardziej.
- Nie jęcz, żadna strata.
- Daikicchi!
- Chcesz, żebyśmy poinformowali Yukio-san o tym, co się stało?- zapytał Kuroko.
- Pogrzało cię?- zirytował się Aomine.- A co mu do tego? Gówno go obeszło, że złamał Ryoucie serce, to i pewnie gówno go obejdzie, że miał wypadek.
- Daiki-kun…- Tetsuya spojrzał na niego karcąco, ale ciemnoskóry tylko wzruszył ramionami.
- Ja bym mu nie mówił – stwierdził.- Nie chcę go tu widzieć. Przyczynił się do tego, co się stało. Nieważne, co powiecie, ja mam zamiar obwiniać go do usranej śmierci.
Kise i Kuroko popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Ryouta uśmiechnął się słabo. Znał temperament brata, i chociaż sam obwiniał tylko i wyłącznie siebie o taką nieuwagę, to jednak rozumiał jego wzburzenie. Nawet jeśli nie podzielał jego zdania, to jednak było mu ciepło na sercu, ponieważ zachowanie Aomine świadczyło tylko o tym, że kocha brata.
- Zostało nam tylko dziesięć minut...- zaczął Kise ze zmartwieniem.- Muszę wam dać listę, co będę potrzebował na pobyt tutaj…
- A, to.- Aomine skinął głową, po czym odwrócił ją w kierunku drzwi i krzyknął:- Kagami!
Kise z zaskoczeniem patrzył na drzwi, które po chwili otwarły się szerzej, a u progu pojawiła się szeroka sylwetka Kagamiego Taigi. Zajrzał niepewnie do środka, marszcząc swoje rozdwojone brwi.
- Kagamicchi...?
- Czego drzesz ryja?- spytał karcącym tonem Taiga, zwracając się do Daikiego.- Zaraz lekarz przyjdzie i…!
- Z drogi, jeśli łaska.- Kolejna osoba pojawiła się w zasięgu wzroku, mijając Kagamiego i wchodząc do sali z niedużą sportową torbą.- Witaj, Ryouta. O, widzę, że wypadek samochodowy miałeś na miarę modela...
- Akashicchi?- zdziwił się Kise.- Zaraz, ale co ty tu…?
- Kolejny, co zadaje głupie pytania – westchnął Seijuurou, kładąc torbę na brzegu jego łóżka, obok Kuroko.- Mam wam wszystkim poustawiać przypomnienie w telefonie, że przyjaźnię się z wami?- zapytał chłodno.- A może powiesić wam na lodówce listę rzeczy, którą potrafią zrobić dla siebie przyjaciele? Na liście będzie uwzględnione, rzecz jasna, pójście do łóżka – dodał, spoglądając z uśmiechem na Kuroko, który popatrzył na czerwonowłosego bez wyrazu.
- Przywieźliście mi rzeczy?- ucieszył się Kise, ostrożnie sięgając do torby i rozpinając ją. Musiał ograniczać ruchy, by nie sprawić sobie kolejnej dawki bólu.- Co tu mamy…? Ech?- Ryouta zmarszczył lekko brwi. Zaczął przeglądać zawartość torby, a jego mina była coraz bardziej zawiedziona.- „Przeminęło z wiatrem”? Reocchi pożyczył mi to chyba ze dwa lata temu, zdążyłem to przeczytać cztery razy… A te skarpetki są w ogóle do pary? Te mają nawet dziurę… i chyba są Daikicchiego… Co tu robią te kapcie? Przysięgam, że je ostatnio wyrzucałem, bo mają zbyt wgniecioną piętę… A gdzie szczotka do włosów?! Wzięliście mi chociaż jakiś magazyn do czytania?
Kuroko, Akashi i Kagami wbili spojrzenie w Aomine, na którym to spoczął wcześniej obowiązek przywiezienia poszkodowanemu bratu najważniejszych rzeczy. Daiki skrzyżował ręce na klatce piersiowej, patrząc z poirytowaniem na blondyna.
- Twojego dildo też nie przywiozłem, więc nawet nie szukaj – warknął.
- C…?!- Kise popatrzył na niego, zarumieniony.- Nie mam żadnego!
- A chcesz?- podchwycił Akashi.
- N-nie! Chcę laptopa, swoją piżamę, kapcie i niedziurawe skarpety!- oznajmił.
- Na pewno nie wszystkie są dziurawe – powiedział pocieszająco Kuroko, po czym zaczął przeglądać torbę. Wkrótce na jego twarzy pojawiło się podobne zawiedzenie, co wcześniej na twarzy Kise.
- To se sami jedźcie i przywieźcie mu, no!- warknął poirytowany Aomine.- Ja pierdolę, jechać, szukać w tym syfie, przywieźć, i jeszcze słuchać narzekania…
- Dziękuję, Daikicchi – powiedział Kise, uśmiechając się do niego ze szczerą wdzięcznością.- Pewnie było ci ciężko, co?
Aomine spojrzał w jego złote oczy. Odczytał w nich prawdziwe dno tego pytania: Ryouta najlepiej wiedział, co czuł Daiki gdy chodziło o szpitale. Wiedział, jak nienawidzi tego miejsca, z czym mu się kojarzy – i jak przerażony był, gdy wylądował w nim Kise.
- Nie waży nawet trzech kilo – burknął w odpowiedzi, odwracając od niego wzrok. Nie będzie się przecież mazał przy kolegach.
- Jutro przywieziemy ci więcej rzeczy – obiecał Tetsuya.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytał Akashi.- Może zrobić ci jakieś zakupy?
- Zapytam lekarza, co powinienem jeść, żeby żebra zrosły się jak najszybciej – powiedział Kise.- Dam ci znać, okej?
- W porządku. Skoro w zasadzie nic ci nie jest, to jadę do pracy. Podwieźć gdzieś kogoś?
- Wrócimy z Kagamim-kun – zapewnił Tetsuya.- Dziękuję za wszystko, Akashi-kun.
- Jesteśmy w kontakcie. Wypoczywaj, Ryouta.
- Do zobaczenia, Akashicchi!
- Czas nam się kończy – westchnął Aomine, wstając z krzesła.- Odpoczywaj, marudo – mruknął, czochrając go po włosach.- Przyjedziemy jutro rano z rzeczami, które tym razem zadowolą waszą wysokość.
- Dziękuję, jesteście kochani! A...- Kise popatrzył po nich z niepokojem.- Zostawicie mi komórkę? Żebym mógł do was zadzwonić!
- Ja nie mam – powiedział szybko Kuroko.
- Ja też nie – odparł równie prędko Aomine.
- Na mnie nawet nie patrz – prychnął Kagami.
- To co ja mam robić cały dzień?- jęknął Kise.
- Powinieneś teraz przede wszystkim spać – odparł Tetsuya.- Dużo wypoczywaj i zbieraj siły na jutro. Lekarz na pewno pozwoli nam posiedzieć z tobą dłużej.
- Och… no dobrze – mruknął Ryouta ze smutkiem.- Uważajcie na siebie, kochani. Opiekuj się nimi, Kagamicchi!
- Jasne.
Mężczyźni pożegnali się i, choć niechętnie ale jednak przynajmniej spokojniejsi – pozostawili Kise samego, by odpoczął.
***
Takao drzemał niespokojnie, gdy obudziło go ciche pukanie.
Otworzył sprawne oko i powoli obrócił głowę w kierunku drzwi, które właśnie zaczęły się otwierać. Nie wiedział ile czasu upłynęło od rana, kiedy widział się z Midorimą, i z początku sądził, że to właśnie on wrócił, by powiedzieć mu jeszcze kilka rzeczy od siebie – ale to nie zieleń jego włosów zobaczył, gdy drzwi się otworzyły, tylko błękitną czuprynę należącą do jego przyjaciela, Kuroko.
- Śpisz, Takao-kun?
- Nie – odparł, przeciągając się tak ostrożnie, jak tylko mógł.
- Jak się czujesz?- Tetsuya podszedł do jego łóżka.
- Trochę tu nudno – westchnął Takao z uśmiechem.- Póki widzę dobrze tylko na jedno oko, ciężko przegląda się Internet.
- Może zgrać ci na płytę jakiś audiobook?
- W sumie dobry pomysł – stwierdził.- Chociaż pewnie będę na nim przysypiał. Wracasz od brata? Widziałeś się z nim?
- Tak, Ryouta-kun ma się dobrze.- Kuroko skinął głową.- W sumie – dodał, marszcząc lekko brwi.- Wygląda lepiej od ciebie.
Takao roześmiał się lekko.
- W końcu to model!
- Nie sądziłem, że pobicie może się skończyć gorzej niż wypadek samochodowy…
- I całe szczęście – odparł Kazunari.- Cieszę się, że nic mu nie jest. No, oprócz tego poobijania i operacji, o których wspomniałeś wcześniej.
- Wracamy teraz do domu, bo lekarz pozwolił nam widzieć się z Ryoutą-kun tylko przez dwadzieścia minut. Pomyślałem, że wpadnę jeszcze do ciebie i zapytam, czy niczego nie potrzebujesz?
- Już pytałeś, dziękuję.- Takao uśmiechnął się do niego.- Midorima przywiezie mi parę rzeczy i zrobi mi zakupy. Ale dzięki, że się o mnie troszczysz. Przykro mi, że nagle masz dwie osoby w szpitalu do odwiedzania – dodał, marszcząc lekko brwi.
- Mnie też jest przykro – stwierdził.- Mam nadzieję, że szybko cię stąd wypiszą…
- Z tą złamaną nogą trochę tu posiedzę.- Takao skrzywił się lekko.- Jak będzie ci się nudzić na uczelni, to możesz wybrać dla mnie jakieś kule ortopedyczne. Byle nie takie w kwiatki.
- Na pewno się za czymś rozejrzę – obiecał.- A co ze studiami? Midorima-kun będzie przynosił ci notatki?
- No tak, propos tego...- zaczął z wahaniem Kazunari.- Wiesz, chyba jednak zrezygnuję z tego kierunku.
- Już nie chcesz być na medycynie?- zdumiał się Kuroko.- Myślałem, że traktujesz to jako swoje powołanie.
- Podoba mi się ten kierunek i podoba mi się perspektywa ratowania ludzkiego życia – przyznał Takao.- Ale skoro tak ciężko zadbać mi o własne, to kto chciałby powierzyć w moje ręce swoje?
- Przesadzasz, Takao-kun – mruknął Tetsuya.- Wiesz, że to wcale nie tak.
- Wiem, wiem, śmieję się tylko – powiedział.- Przemyślę to. Nazbierało mi się sporo zaległości, a to bardzo wymagający zawód. Jednocześnie tęsknię za muzyką i martwię się, że nie będę w stanie pogodzić jednego z drugim… Kocham śpiewać i grać z chłopakami, wiem, że nie jestem w stanie z tego zrezygnować. Na szczęście mam teraz dużo czasu, by przemyśleć, co najchętniej będę robić w życiu.
- Na pewno dojdziesz do odpowiednich wniosków – stwierdził Kuroko.- Sam żałowałbym, gdybyś nie nagrał już żadnego openingu do „Seme życia”.
Takao roześmiał się i skrzywił, kiedy ból w klatce piersiowej nasilił się.
- Domyślam się – powiedział.
- A Midorima-kun?- zagadnął Tetsuya.- Rozmawiałeś z nim, prawda? Przez telefon brzmiał na bardzo zmartwionego.
- Taa, wiem.- Kazunari pokiwał głową.- Nie jest zadowolony, że jestem w szpitalu, ale zapewniam, że nie przybyło mi siniaków po jego odwiedzinach.
- Cieszy mnie to.- Kuroko skinął lekko głową.- Mam nadzieję, że się pogodzicie. Wiem, że dobija cię sytuacja z Akashim-kun, ale wydaje mi się, że Midorimie-kun naprawdę na tobie zależy.
- Noo...- Takao westchnął. Nie chciał mówić Tetsuyi, że słyszał to już dzisiaj od samego Shintarou.- Jakoś się to ułoży. W ogóle dzięki, że wpadłeś – dodał z uśmiechem.- Sam masz sporo zmartwień na głowie, nie dokładaj sobie jeszcze moich!
- Mogę się postarać, jeśli będziesz nalegał – westchnął Tetsuya.- Będę się teraz zbierał, Daiki-kun i Kagami-kun czekają na mnie w samochodzie.
- Pewnie, leć.- Kazunari uśmiechnął się do niego.- Odwiedź mnie jutro, co?
- Z miłą chęcią.
- Oo, i może weź mi przynieś jednak jakiś magazyn? Książki nie dam rady czytać, ale jakieś krótkie artykuły, czemu nie?
- Będę pamiętał. Odpoczywaj, Takao-kun.
- Trzymaj się, Kuroko!
Błękitnowłosy wyszedł cicho z pomieszczenia, pozostawiając Takao samego. Brunet westchnął przeciągle i skrzywił się z bólu.
Wróciły do niego wspomnienia rozmowy z Hayamą. Mężczyzna cieszył się, że także i on ma wspaniałych przyjaciół, na których może liczyć, i którzy okazują mu wsparcie. Chociażby właśnie dla nich powinien wziąć się w garść i pokazać, że nie muszą się o niego martwić – że jest dobrze.
Nawet, jeśli to nie do końca było prawdą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz