[MnU] Odcinek 25 [rewrite]

 

Moda na Uke

Odcinek 25


- Naprawdę nie musisz tego robić, Shin-chan – westchnął ciężko Takao, z niemałym zażenowaniem przyglądając się Midorimie, który pakował do torby jego piżamę oraz bieliznę wykorzystaną podczas pobytu w szpitalu. On sam siedział na łóżku, z uwięzioną w gipsie nogą.

- Nie rozumiem, czym to się różni od pakowania twoich brudów do pralki, kiedy robię pranie – mruknął zielonowłosy, dorzucając do torby także domowe kapcie i zapinając jej zamek.

- Wiesz, no...- zaczął Takao, ale nie znalazł na to stosownej odpowiedzi. W końcu westchnął tylko przeciągle, zrezygnowany.- Dziękuję.

- Proszę – odparł Midorima.- Gotowe, możemy iść.

- Okej.

Korzystając z pomocy kul, Kazunari podniósł się z niemałym trudem. Nie przywykł jeszcze ani do ciężaru gipsu, ani do niekomfortowego uczucia drętwienia w prawej nodze, w której zrastała się kość. Midorima na szczęście cierpliwie na niego czekał, nie wykazując ani krzty irytacji, nie próbował mu też pomóc, co bardzo Takao cieszyło. Nie chciał czuć się jak niepełnosprawny – wystarczyło, że był już niemożliwie głupi.

Gdy stanął już na nogi, obaj mężczyźni opuścili salę szpitalną i udali się do windy. Wszelkie formalności zostały już załatwione, a pobyt w szpitalu opłacony. Kazunari miał na szczęście trochę oszczędności, ale jego rodzice, którzy odwiedzili go pod koniec zeszłego tygodnia, również wspomogli go finansowo.

Najtrudniejsze okazało się przekonanie ojca, że w sprawie pobicia nie uda się nic zdziałać. Jak się okazało, Midorima nie rzucał słów na wiatr – zgodnie z zapowiedzią zgłosił się do urzędu miasta z prośbą, aby udostępnili mu informację o nagraniu z kamer. Wiedział, że nie ma żadnych praw do zobaczenia samego materiału, ale wyjaśnił pracownikom, że chce tylko upewnić się, że na kamerach widać twarze napastników, i że zgłoszenie ich na policję nie będzie się mijało z celem. Jak powiedział później Kazunariemu, urzędnicy niechętnie zgodzili się zerknąć na materiał, ale po tym jak Midorima podał im datę wypadku, praktycznie od razu pokręcili głowami. Modernizacja monitoringu, tak to nazwali. Tamtej nocy kamery zostały zdjęte, a następnego dnia o świcie zamontowano nowe, ulepszone, które miały zapewnić doskonałą jakość obrazu.

Takao nie wiedział, czy powinien się z tego cieszyć, czy też nie. Z jednej strony wyszłoby na jaw, że to on wszczął bójkę, ale z drugiej – tamta grupa próbowała go w zasadzie zabić. Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że gdyby nie Hayama, Kazunari pożegnałby się z tym światem.

Wzdrygnął się na samą myśl.

Przekuśtykał za Shintarou do samego wyjścia ze szpitala. Jak na końcówkę października, pogoda była całkiem przyjemna – było dość zimno, ale niebo było bezchmurne, a słońce świeciło wysoko na niebie, dodając otuchy.

- Nie bierzemy taksówki?- zapytał Takao, spostrzegłszy, że Midorima kieruje się prosto na parking, nie zaś na podjazd dla taksówek.

- Pożyczyłem auto od ojca – powiedział Shintarou.- Rodzice przyjechali odwiedzić wujka, będę musiał odstawić samochód do wieczora.

- Wow, jaki zbieg okoliczności, że akurat dzisiaj się do niego wybrali – mruknął Kazunari, podążając za przyjacielem.- Nie mieli nic przeciwko, że planujesz przewieźć takiego kalekę, jak ja?

- Z tego, co wiem zarówno ja, jak i oni, przewozić będę mężczyznę ze złamaną nogą, a nie wypływającymi wnętrznościami, które mogłyby zabrudzić tapicerkę.

- No tak.- Takao zaśmiał się lekko.- Postaram się nie wnieść ani grama piachu do świętego auta twojego taty!

Midorima niestety nie zdobył się nawet na cień uśmiechu. Kazunari nie miał mu jednak tego za złe – domyślał się, że zielonowłosy trochę się jeszcze na niego gniewa i pewnie nieprędko mu to przejdzie. Jakby nie patrzeć, Takao narobił mu kłopotu.

Już po chwili obaj zasiedli w wygodnych skórzanych fotelach luksusowego SUV-a marki Peugeot. Był to tegoroczny model E3008 w kolorze akwamaryny, mocno wyróżniający się na tle innych zaparkowanych aut. To był drugi raz, gdy Kazunari jechał tym autem i podobnie jak za pierwszym, czuł się jak przysłowiowy plebs w pałacu.

Midorima zdawał się nie zwracać na to uwagi. Odpaliwszy silnik, ruszył gładko z parkingu, kierując się do wyjazdu.

- W sumie, nie chciałbyś kupić sobie auta?- zagadnął go Takao.- Trochę szkoda marnować to prawo jazdy, skoro jeździsz autem raz na ruski rok, no nie?

- Wydaje mi się, że kiedyś już poruszaliśmy ten temat – odparł Midorima, poprawiając okulary na nosie.- Nie mam daleko do uczelni, klinika rodziców też jest blisko i utrzymywanie samochodu byłoby na chwilę obecną stratą pieniędzy.

- No tak. Wybacz...- Takao uśmiechnął się lekko.

- Jak się czujesz?- zapytał Midorima.- Cieszysz się, że wyszedłeś ze szpitala?

- Tak.- Kazunari skinął głową.- Jeszcze raz przepraszam za kłopot, Shin-chan – dodał, odwracając wzrok od mężczyzny.- Nie tylko z pożyczeniem auta, ale w ogóle…

- Jakieś nowe przemyślenia w trakcie pobytu?

Takao wziął głębszy oddech, starając się nie uśmiechnąć krzywo. Czuł, że pod pytaniem Midorimy kryje się coś więcej, niż tylko uprzejma ciekawość. Ton niby nie wydawał się uszczypliwy, ale Kazunari miał wrażenie, że jest w nim jakaś forma złośliwości.

- Coś tam sobie przemyślałem – mruknął wymijająco.

- Podzielisz się tym ze mną?

Tym razem Takao spojrzał na Midorimę i uśmiechnął się znacząco.

- Oczywiście, Shin-chan. Gdy zacznę podejmować pewne decyzje, będziesz pierwszą osobą, która się o nich dowie.

Jego słowa najwyraźniej poskutkowały nie do końca tak, jak czarnowłosy się tego spodziewał, bo Midorima zerknął na niego jakby niepewnie. Czyżby obawiał się, że decyzje Takao mogą dotyczyć nie tyle zmiany zachowania Kazunariego, co także zmiany jego otoczenia?

Kazunari odwrócił wzrok na bok, wciąż się uśmiechając, choć teraz może nieco smutniej. To krótkie zerknięcie Shintarou, jego nieznacznie zmarszczone brwi i wahanie na twarzy było całkiem słodkie. Wzbudzało w Takao ciepłe uczucie, które rozlewało się po jego sercu niczym lepki miód kojący bolące gardło.

- Miałeś rację, Shin-chan – powiedział, nie chcąc by Midorima głowił się nad tym, czego też dotyczyły przemyślenia Takao.- Trochę się ostatnio pogubiłem, trochę za bardzo dawałem się ponosić uczuciom. Nie wyszło to na dobre ani mi, ani tobie, ani nikomu, na kim mi zależy. Chyba rzeczywiście pora na kilka istotnych zmian w moim życiu.

- O jakich zmianach mówisz?

Takao uśmiechnął się słabo. A jednak go to martwiło!

Cholerny, kochany Shin-chan.

- Nie zrozum mnie źle – mruknął Takao.- Nie potrafię z ciebie zrezygnować. Nie mógłbym się wyprowadzić, zerwać z tobą kontakt, udawać, że to nowy rozdział w moim życiu; rozdział, w którym radzę sobie bez ciebie, może nawet zakochuję się w kimś innym. Zmiany, od których chcę zacząć są nieco mniej… bolesne.

- Takao, ja też nie chcę, żebyś się wyprowadzał – powiedział Midorima całkiem poważnie, nie odrywając spojrzenia od drogi.- Zrobię, co tylko będę w stanie, żeby nasza relacja wróciła do normalności. Nie zrezygnuję z naszej przyjaźni. Czy to jest dla ciebie jasne?

- No pewnie!- Takao uśmiechnął się do niego, ciesząc się, że Shintarou nie jest w stanie ani zobaczyć, ani usłyszeć, jak mocno zabiło jego serce.- Ja też się postaram.

- Może...- Midorima zawahał się nieco, jakby wstydził się mówić dalej:- Może chciałbyś skorzystać z usług psychologa…?

- Boże, już myślałem, że powiesz „prostytutki”!- Takao udał przerażonego.

- B-Bakao!- Shintarou poczerwieniał na twarzy.- Dlaczego miałbym ci proponować coś tak abstrakcyjnego?!

- No właśnie też bym się nad tym zastanawiał, gdybyś to zaproponował!- oznajmił Kazunari.- A co do psychologa… Hmm… Może rzeczywiście mi się przyda – stwierdził.- Pomyślę nad tym w domu, gdy będę już leżał we własnym łóżku. Teraz chcę przede wszystkim zacząć wylegiwać się na mojej ulubionej kanapie, zasypany słodyczami, i oglądać zaległe odcinki „Seme życia”. Kiedy Kuroko ostatnio do mnie przyszedł i wspomniał, że jest na bieżąco, jego oczy były tak wielkie i świecące, jakby z trudem powstrzymywał się od zaspoilerowania mi, co się ostatnio działo w fabule!

- W takim razie wjedziemy jeszcze po drodze na zakupy – stwierdził Midorima.- Odwiozę cię do domu, wstawię pranie i od razu pojadę oddać ojcu auto. Będę jakoś przed drugą, chcesz coś konkretnego na obiad?

- Może okonomiyaki?

- Naprawdę lubisz mnie nim prześladować, prawda?- westchnął Midorima.

- Och!- Takao wyszczerzył zęby, dopiero teraz przypominając sobie pewien wypadek z udziałem jego, Midorimy i okonomiyaki właśnie. Pokiwał głową z zadowoleniem i stwierdził:- Uwielbiam okonomiyaki!

Shintarou tylko pokręcił głową, jednak jego mina wcale nie wyrażała niezadowolenia. Wręcz przeciwnie – mężczyzna nareszcie poczuł, że napięcie między nim a jego najlepszym przyjacielem powoli zaczyna spadać.

Nie mówił tego głośno, ale był z tego powodu bardzo szczęśliwy.


***


Zbliżała się godzina dwunasta i Kise, leżąc w szpitalnym łóżku z odżywczą maseczką w formie płata na twarzy, pochłonięty był lekturą najnowszego numeru „Glancusia”, kiedy do pokoju wszedł nieznany mu mężczyzna.

Z początku Ryouta nie zwracał na niego większej uwagi – zupełnie jak każdy człowiek, którego wzrok chwilowo padnie na przypadkową osobę, w dodatku taką, która weszła do szpitalnej sali, którą dzieli się z trójką innych mężczyzn. Gość, który właśnie zawitał, był młody, średniego wzrostu, o szczupłej i wysportowanej sylwetce. Miał lekko przydługie czarne włosy i równie czarne, wąskie oczy. „Całkiem przystojny”, pomyślał Ryouta, odwracając od niego wzrok i wracając do lektury „Glancusia”. Nie był zainteresowany śledzeniem losu tego mężczyzny – zapewne był to krewniak albo znajomy któregoś ze szpitalnych sąsiadów Kise. Artykuł w magazynie dotyczący głośnego rozwodu jednego z aktorów „Seme życia” był ciekawszy, niż przypadkowy nieznajomy.

- Przepraszam, który z panów to Kise Ryouta?

Zaskoczony Kise opuścił gazetę i spojrzał na nowo przybyłego. To właśnie on rzucił to pytanie w eter, spoglądając na twarze każdego z czterech mężczyzn w pokoju. Blondyn zmarszczył brwi, myśląc gorączkowo, czy nie powinien przypadkiem znać tego typa, ale nie – z pewnością zapamiętałby kogoś takiego. Mężczyzna, mimo pospolitego wyglądu, wydawał się dość charakterystyczny, szczególnie, że minę miał skupioną, a brwi zmarszczone jakby w nieco gniewnym grymasie.

- Yy… to ja – mruknął Kise.

- To ty?- Mężczyzna zwrócił się ku niemu i przyjrzał się jego twarzy, czy raczej płachcie maseczki, którą na niej miał.

- No wie pan co? Tak na „ty” od razu...- Kise nieco się oburzył.- Kim pan jest? Nie znam pana!

- Ach, tak, przepraszam, niemądre przyzwyczajenie – powiedział mężczyzna, podchodząc do łóżka Ryouty. Teraz, kiedy przestał marszczyć brwi, wydawał się całkiem sympatyczny.- Dopiero co wróciłem z Ameryki, tam nie zwracają się do siebie per „pan” i… nieważne.- Machnął ręką, po czym przesunął dłonią po twarzy i zmierzył Kise szybko od góry do dołu.- Kise-san, nazywam się Nijimura Shuuzou. To ja pana potrąciłem.

- Ech?- Ryouta wybałuszył na niego oczy.- Ech?!- powtórzył z przerażeniem, wypuszczając magazyn z rąk. Gazeta osunęła się po jego pościeli i wylądowała na podłodze, ale Kise nie zwrócił na nią uwagi. Wpatrywał się z niedowierzaniem w mężczyznę, któremu „zawdzięczał” tyle stresu, nerwów, płaczu, uziemienia i absolutnej nudy. I podrapaną twarz, o!

- Podniosę – stwierdził niejaki Nijimura, schylając się po magazyn i podając go Kise.- Przyszedłbym wcześniej, ale w życiu nie potrąciłem żadnego człowieka i to niesamowite, ile papierkowych gówien i zeznań trzeba złożyć w urzędach i na komisariacie, by odczepili się od dupy. Yy… jak się pan czuje? W sensie…- Nijimura zerknął na jego maseczkę.- Chyba dobrze, co?

- D-dobrze?- Kise zarumienił się pod maseczką.- Mam dwa złamane żebra, a kostka dopiero co się zagoiła! A-ale nadal trochę boli, jak chodzę! Aha, i jakby pan szukał kawałka przedniego światła ze swojego auta, to jest w moim brzuchu! T-to znaczy był, zanim go wyciągnęli...- dodał, odchrząknąwszy.

- W sumie to nie było nawet moje auto, tylko z wypożyczalni – mruknął Nijimura, drapiąc się po głowie.- Ale przekażę im, dziękuję.

- Huh?!- Kise nie mógł uwierzyć, że ten mężczyzna, przez którego tyle wycierpiał, przylazł do niego i zachowuje się, jakby nigdy nic! Totalnie bezczelny, bezrozumny, nieodpowiedzialny, obrzydliwy i…!

Ryouta drgnął nerwowo, kiedy Nijimura Shuuzou nagle wyprostował się, a potem skłonił przed nim nisko.

- Bardzo się cieszę, że pan to przeżył, Kise-san – powiedział, a w jego głosie zabrzmiało tyle niekłamanej szczerości, że i tak miękkie serce Ryouty zmiękło jeszcze bardziej.- Jeszcze raz bardzo przepraszam, że nie pojawiłem się wcześniej z przeprosinami, i że musiał pan przez to wszystko przejść. Mam nadzieję, że rekonwalescencja idzie pomyślnie.

- Och… cóż...- Blondyn zaplątał się we własnych myślach. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek zobaczy osobę odpowiedzialną za jego potrącenie, a jeśli już, to pewnie w sądzie na jakiejś rozprawie, bo przecież…- Och nie...- jęknął Kise przeciągle. Zrezygnowanym gestem zdjął z twarzy maseczkę i, sięgnąwszy po suchą chusteczkę, przetarł wilgotną twarz.- Nijimura-san, to ja powinienem przeprosić…

- Hmm?- Czarnowłosy wyprostował się i spojrzał pytająco na Kise.

- No bo przecież ja przeszedłem przez jezdnię w niedozwolonym miejscu – westchnął Ryouta, spoglądając na niego z żałością.- To była moja wina… Narobiłem panu kłopotu! Pewnie musiał pan wybulić na odszkodowanie za zniszczenie wypożyczonego auta…

- Cóż, faktycznie musiałem zapłacić za jego naprawdę – przyznał Nijimura.- Ale bez przesady, nie uderzyłem przecież w słup. To tylko zbite światła i lekko wgnieciony przedni zderzak, a największą stratą, jaką mogłem ponieść, to twoje życie.- Shuuzou najwyraźniej znów zapomniał o grzecznościowej formie.

- Och…- Kise zarumienił się lekko. Nic nie mógł poradzić na to, że miał słabość do romantycznych tekstów, a to, co właśnie powiedział Nijimura, gdyby zostało wypowiedziane do kochanka, byłoby niesamowicie romantyczne!- W takim razie… może oboje przyjmiemy swoje przeprosiny i poprzestaniemy na tym? Oczywiście, dorzucę się do kosztów naprawy auta!

- Daj spokój.- Nijimura zaśmiał się, a jego śmiech okazał się niezwykle wibrujący i przyjemny.- To naprawdę nic, szczególnie w porównaniu z opłatami za szpital. Oczywiście, pozwoliłem sobie część wpłacić…

- Chyba żartujesz?!- przeraził się Kise, sam zapominając o formie grzecznościowej.

- W żadnym wypadku – odparł Nijimura.- Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że byś oponował, ale skoro tak, to wiedz, że nic byś tym nie wskórał. Uszkodzone auto a uszkodzone ciało to dwie zupełnie różne rzeczy.

- Ale to była też moja wina…

- Przeprosiny przyjęte i na tym poprzestaniemy – Nijimura uśmiechnął się do niego kącikiem ust.- Do kiedy zostajesz w szpitalu, Kise-san?

- Do końca tygodnia…

- W takim razie pozwolę sobie jeszcze raz cię odwiedzić. Masz jakąś dietę? Co lubisz jeść? Na magazynach modowych się nie znam – dodał, spoglądając na „Glancusia”.

- Nie kłopocz się, Nijimura-san…

- Nalegam i nie przyjmuję odpowiedzi, które nie przypadną do mojego gustu – mruknął czarnowłosy.- Jakaś bombonierka? Czy może owoce lepiej?

Kise westchnął ciężko, opierając się wygodniej o poduszki i patrząc sceptycznie na swojego oprawcę.

- To może kawa?- zapytał, poddając się.- Dawno nie piłem dobrej kawy.

- Kawa, świetnie!- Nijimura pokiwał ochoczo głową.- W takim razie następnym razem widzimy się na kawie! Jeszcze nie wiem, kiedy uda mi się wpaść, bo dopiero wróciłem do kraju i jeszcze muszę załatwić sprawę z mieszkaniem i nową pracą…

- Nie spiesz się, Nijimura-san, wpadnij w wolnej chwili.

- Dobrze.- Skinął głową, po czym skrzywił się lekko.- A możemy darować sobie to „pan”? Chyba jesteśmy w podobnym wieku, a moje przyzwyczajenie z Ameryki i tak będzie dawać o sobie znać…

- Noo… w sumie żaden kłopot – stwierdził Kise.- W takim razie do zobaczenia, Nijimura-kun.

- Do zobaczenia, Kise!

Mężczyzna posłał mu jeden z ładniejszych uśmiechów, z jakimi do tej pory do czynienia miał Ryouta, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi. U progu jednak zatrzymał się raptownie i znów podszedł do Kise.

- Kurde, ale ze mnie dupa wołowa! Zapomniałbym, że coś ci przyniosłem.

- Ech?

Shuuzou wyciągnął z kieszeni kurtki jakiś mały przedmiot, owinięty folią aluminiową.

- Sorry, nie miałem w co innego włożyć – powiedział z przepraszającym uśmiechem.- Co prawda do niczego ci się już nie przyda, ale wydaje mi się, że karta w środku jest cała!

Ryouta wziął niepewnie do rąk zawiniątko i odpakował je. Jak się okazało, była to jego roztrzaskana komórka.

- Och, jest w fatalnym stanie – mruknął.- Ale karta chyba rzeczywiście nie jest naruszona. Dzięki, Nijimura-kun! Ale że chciało ci się ją zabrać z miejsca wypadku…

- W sumie to utknęła w przednim reflektorze.- Nijimura skrzywił się lekko.- Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale pojechałem z nią do wypożyczalni, tam mi ją dali.

- No nic, dziękuję.- Kise uśmiechnął się lekko.- Żadna strata, i tak planowałem zmienić numer.

Nijimura skinął głową, nie pytając o nic więcej, po czym machnął blondynowi dłonią i wyszedł z pokoju.

Kise raz jeszcze rzucił okiem na kawałki roztrzaskanej komórki, nie mogąc nic poradzić na ukłucie smutku w klatce piersiowej. Trzymał w dłoniach strzępki zdjęć, filmików i wiadomości związanych z nim i Yukio, ale nie tylko – z Tetsuyą, z Daikim, z Reo. Miał ten telefon od kilku lat i zdążył tyle tego zgromadzić… Zawsze zostawiał zgranie multimediów do komputera na później.

Teraz wszystko było stracone.

Teraz – pomyślał – musi nazbierać kolejne. Nowe chwile, nowe uczucia, nowe emocje i nowe wspomnienia. Nie wiedział, co przyniesie mu nowy rozdział w jego życiu, był pewien tylko jednego.

Nadzieja go nie opuściła.






* Czy wiesz, że…?

Akcja tych rozdziałów ma miejsce w 2014 roku. Tak! Właśnie wtedy pisałam te odcinki po raz pierwszy, haha!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń