[MnU] Odcinek 26 [rewrite]

 

Moda na Uke

Odcinek 26


Potrącenie człowieka to naprawdę niełatwe zadanie.

Do takiej konkluzji doszedł Nijimura Shuuzou, kiedy tego dnia opuszczał progi szpitala zaraz po odwiedzinach swojej ofiary, niejakiego Kise Ryouty. Na samo wspomnienie ile papierów musiał podpisywać i ile zeznań składać, czuł nawracającą migrenę.

Nie ma co, ładny sobie zgotował powrót do kraju.

Minął już ponad tydzień od nieszczęśliwego wypadku, a on dopiero dziś znalazł czas, by zjawić się przed obliczem Kise Ryouty i przeprosić go za to, że go potrącił – i to w dniu, w którym dopiero co jego samolot wylądował na tokijskim lotnisku. Wypożyczył auto, aby dojechać do domu swojej starszej siostry, u której miał przenocować zaledwie jedną noc, ale ponieważ wydarzyło się to nieszczęście, na jego głowę spadło tyle formalności, że głowa mała. Wszystkie jego plany więc zaczęły się wydłużać, z paru rzeczy musiał zrezygnować kompletnie, a tę najważniejszą przełożyć na ponad tydzień później.

Była to mianowicie sprawa jego mieszkania.

Cieszył się, że Kise Ryouta najwyraźniej nie planował załatwiać sprawy wypadku w sądzie. Zważywszy na fakt, że przechodził przez jezdnię w niedozwolonym miejscu i przede wszystkim to on spowodował zagrożenie nie tylko dla swojego życia ale także Nijimury – dobrze się złożyło. W sądzie zapewne i tak by przegrał, a nawet gdyby upierali się, że Shuuzou jechał o tych kilka kilometrów na godzinę za szybko, skończyłoby się to zapewne mniejszą lub większą grzywną. Ale Nijimura od samego początku był skory do współpracy i od razu postawił sprawę jasno – potrącił mężczyznę i zamierza opłacić jego leczenie w szpitalu. Martwił się oczywiście, że ofiara straciła w wypadku życie, i był gotów ponieść odpowiedzialność i wesprzeć rodzinę poszkodowanego.

Na szczęście jednak skończyło się mniej groźnie – choć wciąż boleśnie dla Kise Ryouty.

Swoją drogą Nijimura nie pamiętał, że mężczyzna ten był taki przystojny! To chyba jakiś model? Wieczór wypadku ledwie co pamiętał; zmęczony długim lotem, stęskniony za bliskimi i ojczyzną, myślał tylko o tym, by zobaczyć ukochanych. Moment, w którym potrącił człowieka był dla niego tak nagłym szokiem, że w zasadzie niewiele z tamtej chwili pamiętał. Wiedział, że potrącił mężczyznę, ale jak on wyglądał? Ile miał lat? Pustka w głowie.

Teraz, kiedy i ta sprawa wydawała się, jeśli nie rozwiązana, to chociaż w trakcie rozwiązywania, Nijimura mógł w końcu dopiąć ostatni guzik swojego płaszcza powrotu.

Pojechać do domu.

Wsiadł do samochodu – wysłużonej toyoty yaris, którą przechowali mu rodzice, a którą czasami jeździł jego młodszy brat. Auto załadowane było bagażami i pamiątkami z Ameryki, które przywiózł dla kilku przyjaciół. Te, które były dla rodziny, trafiły już do odpowiednich rąk.

Podróż do domu nie zajęła mu wiele czasu. Zbliżała się pierwsza popołudniu i miał jeszcze chwilę przed godzinami szczytu w mieście – wierzył, że dojedzie do mieszkania w niecałe dwadzieścia minut. Z pewnością ciężko mu będzie teraz znaleźć pracę, bo odwykł od mieszka poza centrum, ale kto wie? Może uda mu się znaleźć coś w miarę blisko.

Nie do końca wiedział, jak czuje się z myślą, że wraca do domu. Czy był zestresowany? Na pewno nie. Zmartwiony albo przejęty? Nie wydawało mu się. Podekscytowany – z pewnością odrobinę, tak. W końcu nie był tu od roku, zdążyła już w nim zakiełkować tęsknota.

Czy się cieszył?

To było najtrudniejsze pytanie.

I póki co nie miał na nie odpowiedzi.

Jak się wkrótce okazało, blok nie zmienił się ani trochę – wciąż ten sam odłażący tynk ze ścian, wciąż te same, pomalowane na ciemny zielony kolor poręcze na betonowych schodach. Zapewne sąsiedzi też byli ci sami, zwłaszcza sądząc po doniczkach ze zwiędłymi już kwiatami, które kojarzył Nijimura. Chociaż blok był stary, a okolica nie należała do najnowocześniejszych, tutejsza społeczność dbała o ogólny porządek.

Na parkingu pod blokiem nie było już miejsca, więc zaparkował toyotę kawałek dalej. Zaklął pod nosem na myśl, że będzie musiał nosić wszystkie rzeczy nie dość, że w górę i w dół po schodach, to jeszcze kilkadziesiąt metrów pieszo od auta do bloku. Nic nie mógł jednak na to poradzić – postanowił wziąć się do pracy od razu.

Pod drzwi mieszkania dotarł więc z dwiema torbami. Dopiero kiedy stanął przed wejściem, poczuł w klatce piersiowej niecierpliwe ukłucie i towarzyszącą mu obawę. Postanowił najpierw nacisnąć klamkę i sprawdzić, czy nie zastanie kogoś w środku, ale szybko okazało się, że drzwi zamknięte były na klucz.

Zamek nie został zmieniony. Już po chwili Nijimura otworzył drzwi mieszkania, a jego oczom ukazał się znajomy korytarz.

Tutaj też się nic nie zmieniło. Te same przygnębiające szarości ścian, te same stare drewniane meble – szafa na buty i wierzchnie odzienie, na drzwiach której zawieszone było lustro, stojak na parasole. W samym mieszkaniu było duszno, czuć było smród fajek i słaby zapach alkoholu.

Nijimura skrzywił się z niesmakiem, postawiając torby na podłodze. Zostawił drzwi otwarte, po czym przeszedł podłużnym krokiem kolejno do sypialni, łazienki, kuchni i salonu, otwierając okno po oknie. Dzień był chłodny mimo słońca, powietrze zaś rześkie, wobec czego mężczyzna miał nadzieję, że mieszkanie szybko wywietrzeje.

Niecałą godzinę później wszystkie jego rzeczy zostały przeniesione z samochodu do mieszkania. Póki co nie kłopotał się jednak z ich rozłożeniem – chciał najpierw oddać się nostalgii i przejść się na spokojnie po mieszkaniu, spróbować odgadnąć, co działo się tutaj przez ostatni rok.

Niewiele znalazł. Lodówka była prawie pusta, popielniczka w salonie natomiast prawie pełna. Na meblach osadziła się warstewka kurzu, pościel na łóżku była pomięta i najwyraźniej nie wymieniona od jakiegoś już czasu. Jedynie łazienka wydawała się pomieszczeniem, w którym ktoś dbał o regularne sprzątanie. Shuuzou uśmiechnął się kącikiem ust na widok zapachowej zawieszki w sedesie. Akurat to go pozytywnie zaskoczyło.

Czekało go wiele pracy, ale na to był akurat przygotowany – w przeciwieństwie do tego, ile czasu spędzał na załatwianiu formalności związanych z wypadkiem samochodowym. Teraz jednak miał określony plan, który obmyślił jeszcze w Ameryce, i który chciał wprowadzić w życie od razu.

Najpierw pranie. Własne ubranie, z racji przedłużonego pobytu u starszej siostry, wyprał już dawno, ale nie chciał go jeszcze wykładać do szafy. Czuł, że także i w niej będzie musiał zrobić porządek.

Zaczął od sypialni. Rozebrał z pościeli łóżko, zebrał także kilka porzuconych w bezładzie ciuchów, po czym wrzucił wszystko do stojącej w łazience pralki, razem z ręcznikami. W łazienkowej szafce znalazł nierozpakowany jeszcze komplet pościeli, który dostał kiedyś od siostry. Dopiero teraz przypomniał sobie o nim i ze zwycięskim uśmiechem zaniósł go do sypialni.

Ubrał łóżko i pościelił je. Następnie przeszedł do kuchni i uważnie zlustrował zawartość każdej szafki. Na podstawie tego, co zobaczył (czy może raczej nie zobaczył w ogóle) zrobił listę zakupów i, pozostawiwszy uchylone okna, udał się do supermarketu.

Godzina mijała po godzinie i nim Nijimura się zorientował, nastał już wieczór. Zdążył zapełnić lodówkę i szafki podstawowymi produktami, postanawiając, że po resztę uda się innego dnia. Pozbierał wszystkie śmieci w mieszkaniu, wyniósł je, pozamykał okna. Zapach fajek nadal unosił się w mieszkaniu, ale spodziewał się tego. Zresztą, kiedy zabrał się za przygotowywanie posiłku, aromat gotujących się potraw nieco przytłumił smród.

Na zegarek spoglądał zupełnie mimowolnie. Obiecał sobie nie kontrolować czasu i nawet mu się to udawało, kiedy miał tyle do roboty. Mimo to jednak od czasu do czasu patrzył na godzinę, a myśli, które krążyły wówczas po jego głowie były bardzo do siebie podobne: „kończy za dwie godziny”… „kończy za godzinę”… „zaraz powinien skończyć”.

Ale czy on pracuje w ogóle tam, gdzie pracował jeszcze rok temu?

Nijimura zaczął właśnie kroić szczypior z szalotki, kiedy usłyszał w korytarzu ciche kliknięcie. Mięśnie jego ramion naprężyły się, słuch jakby się wyostrzył. Mężczyzna wyprostował się i sięgnął po ręcznik, by wytrzeć nim dłonie. Trzeba się przecież przywitać.

Zakrył pokrywką gotującą się na wolnym ogniu potrawkę. Odwrócił się powoli, biorąc głęboki wdech i powoli wypuszczając powietrze z płuc. Jeden krok w kierunku korytarza, drugi, trzeci… Zaraz go zobaczy. Chyba, że to nie on. Chyba, że mieszka tu z kimś innym.

Jeszcze ostatni krok i stanął w korytarzu łączącym się z wejściem do mieszkania.

Haizaki Shougo stał w przejściu, zastygły w bezruchu, z kijem bejsbolowym w dłoniach uniesionych na wysokości jego prawego barka. Gdy zobaczył Nijimurę, w jego oczach pojawiło się coś na wzór zdumienia, może niedowierzania – a może Shuuzou tylko tak sobie wmówił.

- Wow, wow, spokojnie z tą pałą, możesz mnie nią skrzywdzić – rzucił Nijimura, marszcząc lekko brwi i unosząc dłonie w obronnym geście.

Haizaki nie odezwał się ani słowem, nie zmienił swojej pozycji. Shuuzou obrzucił go krótkim spojrzeniem od góry do dołu, po czym odwrócił się i podszedł do kuchennej lady, by dokończyć szykowanie posiłku. Nie chciał po sobie poznać, jak wstrząsnął nim widok Shougo.

Na pierwszy rzut oka, nie zmienił się wiele. Nadal wysoki, szczupły i wysportowany. Nadal w tych swoich dzikich farbowanych na czarno dredach, nadal z tym groźnym wyrazem twarzy i nadal z tą awanturniczą aurą wokół niego. Nadal wyglądał, jakby chciał kogoś zamordować.

Szalotka przyjemnie pachniała. Wkrótce trafi na upieczoną w piekarniku wołowinę z sosem chrzanowym.

Za jego plecami rozległ się szelest i chociaż Nijimura wiedział, że Haizaki byłby zdolny do przyłożenia mu tamtym kijem, nie odwrócił się do niego.

- Co ty tu robisz?- padło pytanie. Ciche, mrukliwe, zwiastujące gotowość do kłótni.

- Aktualnie gotuję – odparł Nijimura, przerzucając pokrojony szczypior do miseczki.- Głodny, czy jadłeś na mieście?

- Kiedy wróciłeś do Japonii?

- W zeszłym tygodniu.- Choć niechętnie, Shuuzou postanowił potulnie oddać się kolejnemu w jego życiu przesłuchaniu.

- Gdzie twoja narzeczona?

- Rozstaliśmy się.

- Wracasz do starych?

- Już ich odwiedziłem.

- To może znalazłeś sobie mieszkanie?

- W zasadzie tak.- Shuuzou odłożył nóż i, wycierając w ręcznik dłonie, odwrócił się do Haizakiego i oparł tyłem o blat.- To.

- To?- Haizaki zmarszczył gniewnie brwi.- Zapomnij. Zabieraj to żarcie i wypierdalaj stąd. Nie chcę cię widzieć.

- Hm.

Shuuzou obserwował Shougo, kiedy ten podchodził do lodówki. Mężczyzna otworzył ją, obojętnym spojrzeniem obrzucając świeże produkty, które kupił tego dnia Nijimura. Odnalazł puszkę piwa, wziął do ręki i, zatrzasnąwszy drzwi, przeszedł do salonu. Usiadł ciężko na kanapie, sięgnął po pilota od telewizora. Ponieważ kuchnia była połączona z salonem aneksem, Nijimura cały czas go widział.

- Spotkałem właściciela, gdy wracałem z zakupów – powiedział Shuuzou.- Podobno zalegasz trzy miesiące z czynszem.

- Ach tak? No i chuj.- Haizaki otworzył piwo; w pomieszczeniu rozległo się charakterystyczne psyknięcie.- Niech przyjdzie mi to powiedzieć.

- Zapłaciłem zaległe. Opłaciłem też kolejne dwa miesiące z góry.

- Taki z ciebie bogacz? To sobie kup nowe mieszkanie, najlepiej w Ameryce.

- Miałem małą przygodę po powrocie do Japonii, więc trochę oszczędności już mi ubyło – mruknął Nijimura, szykując dla siebie talerz i pałeczki.- To jak, jesz ze mną?

- Kazałem ci wypierdalać.

- A ja wspomniałem właśnie, że zapłaciłem za mieszkanie tutaj.

- Nic mnie to nie obchodzi, masz stąd zniknąć, rozumiesz? Daję ci dziesięć minut i wypierdalasz stąd. A jak nie, to sam cię wykopię.

- Możesz próbować – oznajmił spokojnie Shuuzou, nakładając sobie porcję obiadu.- Aha, zrobiłem też pranie. Wiesz, że znalazłem w łazience pościel, którą dostałem od mojej siostry?

- Ruszałeś moje łóżko?- Haizaki spojrzał na niego gniewnie.- Nikt cię do niego nie zaprasza.

- Jestem u siebie, nie będę spał na kanapie.

- To mieszkanie przez ostatni rok było równie szczęśliwe jak ja, że nie musiało oglądać twojego ryja. Wolimy, żeby tak zostało.

- A ja myślę, że to mieszkanie ucieszyło się, gdy wróciłem i zacząłem je sprzątać. Myślę, że ty też w głębi ducha cieszysz się na mój widok.

- Ty sobie chyba, kurwa, żartujesz – wycedził Haizaki, zrywając się z kanapy i zbliżając do Nijimury.- Znikasz nagle jednej nocy, nie ma cię przez rok, nie odzywasz się, nie wysyłasz nawet zasranej pocztówki, od znajomych dowiaduję się, że spierdoliłeś z jakąś dupą do Ameryki, a teraz zjawiasz się i zachowujesz, jak gdyby nigdy nic?

- Taki już chyba jestem – mruknął Shuuzou. Był odrobinę niższy od Haizakiego, ale nigdy nie dałby się tym zastraszyć. Nieraz już dochodziło między nimi do awantur i bójek, a po roku przerwy nawet czekał na kolejną.- Co się dzieje, Shougo? Nie cieszysz się na mój widok? Nie tęskniłeś za mną?

Haizaki spojrzał na niego wielkimi oczami. Jego oddech przyspieszył, mięśnie wyraźnie się napięły. Widać było, że mężczyzna walczy sam ze sobą, by nie rzucić się Nijimurze do gardła i nie przegryźć tchawicy. Kto wie, może rozważał nawet wbicie noża w jego klatkę piersiową?

- Wypierdalaj – wyszeptał Haizaki.

- Nie – odparł spokojnie Nijimura.

- Co ty chcesz tutaj robić, hę? Mieszkać ze mną, tak? Może jeszcze spać w jednym łóżku, co? Jak ty to sobie wyobrażasz? No, powiedz. Po co ty w ogóle tu wróciłeś?

- Wiem, że na początku może nie być łatwo – zaczął powoli Shuuzou.- Ale uważam, że warto spróbować się pogodzić. Przed moim wyjazdem bywało różnie: wiele nas łączyło, wiele nas różniło. Ale teraz wróciłem do Japonii, do mieszkania, które razem wynajmowaliśmy, i do faceta, z którym mieszkałem. Chcę znaleźć pracę, ogarnąć parę rzeczy i wieść przyjemne życie tutaj, w Tokio.

- I musisz to robić koniecznie w tym mieszkaniu? A co ze mną? Gdzie ja mam niby pójść? To moje mieszkanie, kurwa!

- Ale ja ci nie każę go opuszczać – mruknął Nijimura.- Wręcz przeciwnie. Chwilę zajmie, zanim wyremontuję mały pokój, więc do tego czasu może być nam trochę ciasno. Byliśmy do tego przyzwyczajeni, nie?

- Ale ja cię tutaj nie chcę, nie rozumiesz tego? Wypierdalaj do tej suki, do Ameryki, czy innego zadupia, byle z dala ode mnie!

- Dlaczego tak się unosisz?- westchnął Shuuzou, przeczesując włosy palcami.- Nie mógłbyś po prostu zapomnieć o tym, co się stało? Tak jak ja zapominałem o każdej twojej zdradzie? Ile ich było, co? Ja po ósmym razie przestałem liczyć, a ty?

- Nie porównuj mnie do siebie – warknął Haizaki, zbliżając się do niego niebezpiecznie. Do tej pory jednak nie tknął go nawet palcem. Zupełnie, jakby się go brzydził.- Ja nie klęknąłem przed żadną kurwą. Nie zostawiłem cię dla żadnej pizdy. Nie zniknąłem bez słowa.

- A jednak masz uczucia, co? Jednak można ciebie zranić, tak jak ty zraniłeś mnie?

- Chuj ci w dupę – warknął Shougo z nieopisaną wręcz nienawiścią malującą się w jego oczach.

- Jeśli tylko będziesz miał ochotę, czemu nie?- Nijimura uśmiechnął się kącikiem ust.

Shougo patrzył na niego chwilę bez słowa. Zupełnie jakby nie wierzył w to, co właśnie usłyszał. Nijimura był przekonany, że mężczyzna tak się zdenerwował, że zaraz naprawdę przyłoży mu – pięścią albo nożem.

Ale nie. Haizaki odwrócił się na pięcie, po czym wyszedł na korytarz. Po chwili dało się słyszeć głośny trzask zamykanych drzwi łazienki, a zaraz po nim – kolejny. Z całą pewnością kopnięcie w szafkę, może uderzenie pięścią.

Nijimura wziął powolny, ostrożny oddech. Wyglądało na to, że w jego planie pojawiło się jeszcze jedno, priorytetowe, zadanie.

Przeżyć tę noc z chodzącą śmiercią.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń