[MnU] Odcinek 31 [rewrite]

 

Po zakończonej pracy, równo o godzinie piątej popołudniu, Haizaki Shougo w końcu mógł zejść do głównej hali i udać się pod prysznic, pod którym spędził kolejnych dwadzieścia pięć minut. Był zdania, że skoro firma zapewnia mu taki luksus, dlaczego miałby nie skorzystać? Dzięki temu w poprzednim miesiącu sporo zaoszczędził na wodzie, ponieważ zwyczajnie zrezygnował z brania prysznica we własnym mieszkaniu. Z uregulowaniem długu za czynsz mógł sobie zwlekać, ale rachunki za prąd i wodę opłacał, żeby nie odcięli mu od nich dostępu.

Nie spieszył się. Zmył z siebie nieprzyjemnie lepki pot oraz kurz maszynerii, na której pracował tego dnia. Używał firmowego żelu pod prysznic, który mimo mocnego zapachu, i tak zdawał się nie do końca zmywać smród smaru używanego do regularnego naoliwiania maszyn. Nie przeszkadzało mu to jakoś specjalnie, bo jeśli miał ochotę na szybki numerek, i tak zawsze go dostawał – oczywiście za darmo.

Był pewien ważniejszy powód, przez który mężczyzna nie chciał się spieszyć z powrotem do domu, a powód ten nazywał się Nijimura Shuuzou.

Na samo wspomnienie jego twarzy, Haizaki zazgrzytał zębami. Cholerny dupek! Rok wcześniej bez słowa zabrał swoje rzeczy z mieszkania i zniknął. Przez pierwszych kilka dni Shougo sądził, że po prostu się na niego wkurzył i pojechał do rodzinnego domu. Ale kiedy minął tydzień, a potem jeszcze jeden i jeszcze kolejny, wybrał numer do państwa Nijimura i dowiedział się, że Shuuzou tam nie ma. Ponieważ nikt z jego rodziny nie przepadał za Haizakim, od nich nie dowiedział się niczego.

O tym, że jego facet wyjechał do Ameryki w towarzystwie koleżanki z pracy – jego narzeczonej – usłyszał od ich wspólnego znajomego, Hanamiyi Makoto, który z kolei dowiedział się tego od Kiyoshiego Teppei, który dowiedział się od… i tak dalej, i tak dalej. Fakt pozostawał faktem: Nijimura Shuuzou był niemytym chujem, który bez prostego „zrywam z tobą” zabrał jakąś przypadkową cipę na wieczne wakacje.

Haizaki z miejsca go znienawidził. Życzył mu najgorszego cierpienia, którego nie zakończy tak szybko śmierć. Życzył mu bankructwa i pięciorga dzieci, życzył mu, by ta jego suka zaraziła go jakimś syfem, po czym zostawiła go na lodzie dla jakiegoś obleśnego grubasa z worem pieniędzy.

Po siedmiu czy ośmiu miesiącach miał już dość złorzeczenia na swojego ex. Postanowił zapomnieć, dać sobie spokój – stał się po prostu obojętny na los tego człowieka.

A teraz Nijimura Shuuzou wrócił do jego życia. Mało tego, on się po prostu wjebał z buciorami do jego mieszkania, jakby nigdy wcześniej się z niego nie wyprowadził! I na dodatek stwierdził, że będzie od tej pory znowu z nim mieszkał.

Oczywiście, Haizaki nie chciał na to pozwolić. W ciągu tygodnia pobili się cztery razy. Awanturowali się codziennie – a raczej to Shougo się awanturował, bo Nijimura tylko go słuchał i ignorował. Dopiero gdy dochodziło do rękoczynów, bronił się przed atakami Shougo, raz po raz powalając go na ziemię. Haizaki przeniósł się na kanapę, poważnie zastanawiając się nad tym, czy nie lepiej by było chwycić za kuchenny nóż i zabić tego człowieka. Dźgnąć go prosto w serce, albo najlepiej gdzieś na około – najpierw zadać ból, potem śmierć.

Nie chciał go tam. Rozmawiał nawet o tym z właścicielem, ale ten uparł się, że z racji iż Shuuzou opłacił dwa kolejne miesiące z góry, a jest na umowie, ma prawo tam przebywać. W tamtej chwili Haizaki po raz pierwszy przeklinał swoje lenistwo i głupotę, które nie pozwoliły mu zmienić umowy już dawno temu. Przez to musiał się teraz dalej kisić z Nijimurą, bo jego po prostu nie dało się wyrzucić.

Był słabszy od niego i nienawidził się za to. Miał sporo kumpli, z którymi mógłby zorganizować konkretniejszą „rozmowę” z Nijimurą, ale problem stanowił fakt, że oni wszyscy znali Shuuzou i wcześniej w mniejszym lub większym stopniu kumplowali się z nim. Żaden z nich nic do niego nie miał, a nikt nie lubił Haizakiego na tyle, by mu pomóc tak, o.

Mężczyzna zazgrzytał zębami ze złości. Wyszedł spod prysznica i otarł się porządnie czystym ręcznikiem, który następnie owinął sobie wokół bioder. Świadomość, że Nijimura czekał w domu odebrała mu przyjemność nawet z tej krótkiej błogiej chwili spędzonej pod strumieniem gorącej wody.

- Ach, Haizaki-kun, dobra robota – rozległ się nagle czyjś męski głos dochodzący od strony drzwi wejściowych do szatni. Shougo odwrócił głowę w tamtym kierunku i, ujrzawszy wchodzącego do pomieszczenia szefa, skinął mu lekko głową.

- Imayoshi – rzucił Shougo w formie powitania. Nie kłopotał się używaniem zwrotów grzecznościowych, do czego wszyscy w pracy byli już przyzwyczajeni. Nie każdy to tolerował – byli tacy, co się buntowali i wymagali jakiegoś stopnia szacunku, ale akurat na dziale Haizakiego jego przełożony, Imayoshi Shouichi, nie przywiązywał do tego uwagi, póki mężczyzna wykonywał swoją pracę jak należy.

Kierownik uśmiechnął się do niego swym zwyczajowym uśmiechem, nie otwierając przy tym oczu. Poprawił okulary na nosie i podszedł do swojej szafki, by się rozebrać.

- Co u ciebie słychać, Haizaki-kun?- zagadnął go Imayoshi, rozpinając czarno-zieloną kraciastą koszulę.

- Po staremu – mruknął mężczyzna w odpowiedzi.

- To oczywiście nie moja sprawa, ale od paru dni wydajesz się dość… nieobecny.

- A to coś złego?

- Skąd.- Imayoshi uśmiechnął się szerzej.- Dopóki dalej wykonujesz dobrze obowiązki, twój nastrój nie jest mi do niczego potrzebny. Niemniej, jeśli masz potrzebę wziąć dzień wolny, to skorzystaj z tego prawa i pozałatwiaj prywatne sprawy. Cenię sobie ciebie jako pracownika i nie chciałbym, żeby pogorszenie twojego nastroju wpłynęło na twoją wydajność.

- Dzięki.- Haizaki pociągnął nosem, krzywiąc się lekko.- Nie jestem pizdą, żeby nie radzić sobie w życiu. Ale rozumiem, że to jakaś forma troski, kierowniku.

- Oczywiście, nie inaczej – odparł mężczyzna, zdejmując z siebie podkoszulek.- Lubię wspierać moich pracowników. Zawsze staram się pomóc, jeśli tylko są chętni tę pomoc przyjąć.

- Ta? To przydałoby mi się nowe mieszkanie – prychnął Shougo, naciągając na siebie dżinsy.

- Tego akurat nie mam na zbyciu.- Imayoshi uśmiechnął się szerzej, z kolei własne spodnie ściągając.- Oferuję raczej przyziemną pomoc, taką z rodzaju tych, które mają umilić czas, odprężyć ciało i ulżyć mu.

- Ulżyć to sobie mogę w dowolnym momencie – mruknął Haizaki, zapinając pasek.

- Właśnie o tym mówię.

Shougo uśmiechnął się pod nosem, bo dla niego zabrzmiało to dwuznacznie. Kiedy jednak spojrzał na swojego przełożonego okazało się, że ten nadal uśmiecha się i spogląda ku niemu, z wciąż zamkniętymi oczami.

- Zabrzmiało dwuznacznie – powiedział na głos.

- Bo miało tak zabrzmieć, Haizaki-kun.

Mężczyzna naciągnął na siebie gładki biały t-shirt i z dozą obojętności ale i zainteresowania spojrzał na szefa.

- Proponujesz mi seks, Imayoshi?

- Niezobowiązujący – potwierdził spokojnie tamten, jakby rozmawiali o tym, jak przyprawić kurczaka.- Jeśli czujesz, że czegoś ci potrzeba, że czegoś ci brakuje, możesz do mnie z tym przyjść. Jak mówiłem, zawsze jestem chętny wesprzeć mojego pracownika.

- Każdego pracownika tak wspierasz?- Shougo zmierzył mężczyznę od góry do dołu.

- Tylko tych najciężej pracujących – zapewnił z uśmiechem Shouichi.

Haizaki znów zlustrował go spojrzeniem. Jego szef niczym specjalnym się nie wyróżniał: nie był ani super przystojny, ani super brzydki. Nieco niższy od niego, ale szeroki w ramionach i wysportowany. Miał przydługie czarne włosy i licho wie, jakie oczy, bo Shougo jak do tej pory nigdy ich nie zobaczył.

Czy opłacało mu się zdecydować na szybki numerek z kimś takim? W zasadzie to nigdy nie robiło mu to specjalnej różnicy, w końcu seks to seks – chodzi o zaspokojenie swojej potrzeby, a nie podziwianie czyjejś facjaty.

- Góra czy dół?- zapytał, kiwając do Imayoshiego głową.

- Nigdy dół – mruknął z uśmiechem Shouichi.- A pozostawiam tylko satysfakcję i uczucie wyzwolenia.

Haizaki prychnął pogardliwie, nie do końca wierząc w tego rodzaju zapewniania. Faceci lubili popisywać się umiejętnościami w łóżku i jak do tej pory nigdy nie trafił na kogoś, kto by nie kłamał w tej kwestii.

- Długo ci zajmie ten prysznic?- zapytał, sięgając po kurtkę.

Imayoshi poprawił okulary na nosie.

- Czekaj pod wejściem. Będę za piętnaście minut.

Haizaki wzruszył ramionami, po czym zabrał plecak i wyszedł.

Prawdę mówiąc, tego dnia nie miał nawet jakiejś szczególnej ochoty na seks. Ale skoro nadarzyła mu się taka okazja, to dlaczego miałby z niej nie skorzystać? Zwłaszcza, że istniała szansa na to, że natkną się na Nijimurę. Może jeśli Shuuzou zobaczy, że Shougo sprowadza do mieszkania swoich facetów, to postanowi szybko się wyprowadzić?

Ale co mu tam?

Niech się dzieje, co chce.


***


Pogoda na zewnątrz załamała się w równym stopniu, co psychika Takao.

Choć dopiero co mężczyźnie wydawało się, że wszystko zacznie iść w lepszym kierunku, rzeczywistość jasno i wyraźnie dała mu do zrozumienia, że zamierza pokrzyżować mu wszelkie plany na przyszłość, a na jego drodze do szczęścia poukłada przeszkody tak wysokie i tak długie, że ani ich nie przeskoczy, ani nie obejdzie.

Z taką właśnie ponurą myślą Kazunari kuśtykał o kuli w odwiedziny do swojego przyjaciela, Kuroko Tetsuyi. Co prawda kiedy zadzwonił do niego, błękitnowłosy próbował się upierać, że to on do niego wpadnie, ale Takao nie chciał, aby Midorima usłyszał to, co tego dnia miało paść z ust Kazunariego. Nawet jeśli to – tym razem – nie dotyczyło jego.

Żałując, że nie może opatulić się ciaśniej kurtką, Takao pokuśtykał do drzwi wejściowych domu trójki braci i, oparłszy o ramię jedną ze swoich kul, nacisnął dzwonek. Rozejrzał się odruchowo, jakby w obawie, że ktoś znajomy mógł go śledzić. Oczywiście nie przybył do Tetsuyi ze złymi zamiarami, ale sam fakt, że chciał mu się pozwierzać z ostatnich, niezwykle skomplikowanych wydarzeń, wzbudzał w jego wyobraźni wizje, w których wszyscy jego znajomi dowiadują się, że jest nieszczęśliwie zakochanym gejem, w którym zakochał się jego najlepszy przyjaciel.

Właśnie tak – jego najlepszy przyjaciel zakochał się w nim.

- Mi… Miyaji?- Tamtego dnia świat Takao przewrócił się do góry nogami.

Miyaji Kiyoshi wpadł do niego na niedzielny przeprosinowy obiad. Takao od samego początku obiecał sobie opowiedzieć mu szczerze o wszystkim, był więc przygotowany na to, że przyjaciel być może walnie go z pięści, kopnie, wyrwie strzępkę włosów, gdy będzie ciągnął go po ziemi, by wyrzucić przez okno… - takich rzeczy się spodziewał.

Ale tego, że Miyaji go pocałuje?

Powiedzieć, że był w szoku, to jak nic nie powiedzieć.

Czekał na odpowiedź, ale Kiyoshi tylko patrzył na niego przez chwilę, po czym uniósł dłoń i, dotknąwszy jego policzka, znów zaczął przybliżać swą twarz do jego twarzy. Już zetknęły się ich nosy, już poczuł ciepły oddech przyjaciela na wargach, kiedy spanikowany odsunął od niego głowę.

- Mi-Miyaji, co ty robisz?!- zapytał.

- Całuję – oznajmił całkiem stanowczo.

- No… to zauważyłem!- Takao zarumienił się lekko, wpatrując w niego z niedowierzaniem.- Ale… dlaczego to robisz?

- Dlaczego?- Miyaji wyprostował się i oparł wygodnie o oparcie kanapy, na której siedział. Przerzucił przez nią ramię, ustawiony bokiem do Takao. Najwyraźniej zrozumiał, że na ten moment nic więcej nie ugra.- Bo cię kocham.

Takao wpatrywał się w niego w milczeniu, czy raczej tak sądził teraz, gdy to wspominał – w rzeczywistości jednak w tamtym momencie wydał z siebie dźwięk przypominający „yyee?”.

Miyaji tymczasem tylko na niego patrzył.

- Kochasz?- powtórzył cicho Kazunari, nieco się uspokajając. No tak, Miyaji przecież też miał poczucie humoru! Bardzo dziwne i bardzo rzadko objawiane, ale jednak! Tak jak na przykład dzisiaj z tym pierścionkiem zaręczynowym…

Nie, wróć. Teraz tamten tekst wcale nie wydawał się Takao zabawny.

- Kocham – potwierdził Kiyoshi.

- Jak… - Przyjaciela, chciał powiedzieć Kazunari, ale Miyaji przerwał mu.

- Jak ty Midorimę.

- Co?- Kazunari wybałuszył na niego oczy.

- Wydaje ci się to dziwne?- zapytał spokojnie Miyaji.- Wydaje ci się, że tylko twoja miłość jest niepowtarzalna, że nikt inny nie kocha tak, jak ty?

- Nie, nie o to mi chodzi…

- Wiem, o co ci chodzi.- Miyaji skrzywił się.- Już ci powiedziałem: potraktuj to jak swoje odbicie lustrzane. To, co do ciebie czuję, niczym nie różni się od tego, co czujesz do Midorimy: kocham cię, ty o tym wiesz, ale i tak kochasz kogoś innego.

- Miyaji, o czym ty mówisz?- zapytał gorączkowo Kazunari. Potrząsnął głową, jakby mógł dzięki temu obudzić się, wrócić do rzeczywistości.- Jesteśmy przyjaciółmi. Nie kochasz mnie w ten sposób, przyjaźnimy się…!

- Tak jak ty przyjaźnisz się z Midorimą – potwierdził spokojnie Miyaji.- Z tym, że się w nim od dawna podkochujesz. Z tym, że ja się od dawna podkochuję w tobie. Z tym, że on woli Akashiego. Oraz z tym, że ty wolisz Midorimę. Daj mi znać, jeśli coś pominąłem.

- O-o czym ty mówisz...- Takao nadal nie mógł tego zrozumieć. Głowa nagle go rozbolała, miał wrażenie, że zaczęło się w niej kłębić tysiąc myśli naraz, a on z całego ich tłumu nie potrafił wyłowić żadnego wniosku.

- Kocham cię, Takao – powiedział Miyaji, po raz pierwszy odwracając od niego wzrok, jakby mimo wszystko trochę go ta sytuacja zawstydziła.- Kocham cię od dawna. Kocham cię już tyle czasu, że nawet nie pamiętam, kiedy to się zaczęło. Ale kochałem cię, zanim wyznałeś miłość Midorimie. Kochałem cię, zanim z nim zamieszkałeś. Kto wie, może kochałem cię, zanim w ogóle go poznałeś. Być może dlatego czuję się od niego lepszy. Być może dlatego czuję większe prawo do kochania ciebie i spędzania z tobą czasu, niż on zasługuje na twoje towarzystwo i twoje uczucie.

Takao nie mógł uwierzyć w te słowa. Pragnął, by to był tylko żart, ale stanowczość, z jaką mówił Kiyoshi, prawda, jaka płynęła z jego ust i szczerość w oczach, cała jego postawa, wszystko to wskazywało na to, że mężczyzna jest zupełnie poważny.

Wyznanie Miyajiego było takie… chronologiczne. Wymieniał każdy punkt życia Takao dotyczący Midorimy w odwrotnej kolejności, zaczynając od najwcześniejszych wydarzeń: pół roku temu wyznał mu miłość. Miyaji był wtedy zakochany w Takao? Rok temu Kazunari i Shintarou wynajęli razem mieszkanie, gdy rozpoczęli wspólne studia. Miyaji kochał go wówczas? Takao skrycie podkochiwał się w Midorimie od początków liceum. Miyaji czuł to samo względem Kazunariego?

On i Midorima poznali się w podstawówce…

Czy można kochać kogoś od tak dawna i nic mu nie powiedzieć? Czy można tyle czasu spotykać się z nim, być obecnym w jego życiu, a jednocześnie nie uczestniczyć w nim tak, jak by się chciało?

Jeśli Takao tak cierpiał, kochając Midorimę i wiedząc, że on chce być z Akashim… To jak musiał cierpieć Miyaji, kiedy Kazunari opowiadał mu o swoich uczuciach do innego mężczyzny? Gdyby chodziło o kobietę, być może byłoby to zrozumiałe, ale Kiyoshi wiedział, że Takao jest gejem. Wiedział, że jako mężczyzna ma większą szansę niż kobieta.

- Dlaczego… dlaczego nic nie powiedziałeś?- wyszeptał Takao, nie potrafiąc zrozumieć.

- Bo kiedy dowiedziałem się, że bycie z facetem nie przeszkadzało by ci, ty już byłeś zakochany w tym zielonym glonie – odparł Miyaji.- Wyglądałeś na bardzo szczęśliwego. Poza tym, nigdy nie powiedziałeś mu o tym, co czujesz, więc sądziłem, że może po liceum wasze drogi się rozejdą i wtedy spróbuję. Ale ty się uparłeś – westchnął Kiyoshi, kręcąc lekko głową.

- Mimo to… mogłeś mi powiedzieć...- mruknął Takao, choć wcale nie był taki pewien, czy chciałby to usłyszeć. Do licha, on nawet teraz nie był pewien, czy chciałby cofnąć czas i nie usłyszeć tego, co właśnie wyznał mu Miyaji!

- Przecież mówię – odparł swobodnie Kiyoshi.

- Nie robisz tego… specjalnie?- Takao uśmiechnął się słabo, wciąż mając jeszcze nadzieję, że to tylko żart.

- Robię – potwierdził Miyaji, marszcząc brwi.- Oczywiście, że chcę ci jeszcze bardziej skomplikować życie. Oczywiście, że chcę, abyś wreszcie zaczął myśleć o tym, jak ja czuję się w tej sytuacji: kiedy nie pozwalasz sobie na prawdziwe szczęście, kiedy pogrążasz się w toksycznej relacji. Skoro nie starcza ci dbanie o samego siebie, to ja zadbam o ciebie.

I tyle. Po tym, jak Miyaji powiedział to ostatnie zdanie, stwierdził, że Kazunari ma teraz sporo do przemyślenia i da mu spokój. Zjadł kilka chipsów, dopił zieloną herbatę, którą specjalnie dla niego kupił Kazunari, po czym rzucił „będziemy w kontakcie”, i wyszedł.

Teraz, stojąc przed drzwiami domu Kuroko, Takao odczuwał wiele emocji: złość, zawstydzenie, żal, wyrzuty sumienia, niedowierzanie. Wiedział, że nie poradzi sobie z tym sam, a kto jak nie Kuroko pozostał mu, by zwierzyć się z tego wszystkiego?

Drzwi nareszcie się otworzyły i Kazunari ujrzał przyjazną, przystojną twarz blondwłosego modela, Kise Ryouty.

- Ooo, hej, Kise!- Takao uśmiechnął się do niego.

- Takaocchi!- Ryouta odpowiedział tym samym, odsuwając się na bok.- Wchodź, wchodź, strasznie zimno na dworze! Zapraszam do salonu, zrobię ci herbaty. Tetsucchi zaraz do ciebie zejdzie.

- Och, ja mogę do niego iść, na górę...- zaczął Takao.

- Przygotowałem wam wszystko w salonie, żebyś nie musiał wchodzić po schodach o tych kulach – powiedział z uśmiechem Kise.- Ja zaraz wychodzę, bo jestem umówiony, ale jak czegoś będziecie potrzebować, to zadzwońcie!

- A Aomine?- Kazunari zerknął w kierunku kuchni, ściągając ostrożnie buty.

- Daikicchi jest w pracy, będzie za jakieś dwie godzinki. Prawdziwy szczęściarz z niego!- westchnął Kise.- Nie ma ani żadnych nocnych zmian, wszystkie weekendy wolne… jakbym nie lubił mojej pracy, pewnie też bym startował na policjanta.

- Haha! Z twoim wyglądem, Kise, żaden złoczyńca nie śmiałby popełniać przestępstw, żeby cię nie wprawić w zły humor!

Kise roześmiał się na ten żart, prowadząc Takao do wnętrza ich domu. Kazunari pokuśtykał za nim, a gdy ledwie przekroczyli próg kuchni, za jego plecami rozległ się głos:

- Dzień dobry, Takao-kun.

- Uaah! Kuroko!- Kazunari omal wypuścił z rąk obie kule.- Nie strasz mnie tak!

- Przepraszam, witałem się też z piętra, gdy schodziłem, ale nie usłyszałeś mnie…

- Och, no nieważne.

- Ryouta-kun, ja zrobię herbatę dla Takao-kun, możesz już iść na randkę.

- M-mówiłem już wam, że to nie jest randka!- Kise zarumienił się lekko.- Idę tylko na kawę, chwilę pogadać i zaraz wracam!

- Dobrze, w takim razie idź tylko na tę kawę, chwilę pogadać i zaraz wróć.

- Baw się dobrze, Kise!

- Dzięki, Takaocchi! Pa, Tetsucchi! Napiszę, jak będę wracał.

- Dobrze, uważaj na siebie.

Mężczyźni odprowadzili wzrokiem Kise, który przeszedł do holu i zaczął zakładać buty. Uśmiechający się do tej pory Takao spoważniał raptownie i, opierając jedną z kul o ramię, zamknął pospiesznie drzwi od kuchni i wyszeptał nerwowym tonem:

- Kuroko, Miyaji wyznał mi miłość.

Tetsuya, dopiero co zaskoczony nagłym zamknięciem drzwi przez przyjaciela, teraz zaskoczył się jeszcze bardziej. Spojrzał powoli na Takao swoimi dużymi, błękitnymi oczami.

- Muszę przyznać, że twoje budowanie napięcia jest dość ubogie, Takao-kun – mruknął.

- Co?

- Nic – westchnął Tetsuya.- Może chociaż usiądziemy, zanim… nie, za późno, już walnąłeś z grubej rury.

- Nie mam pojęcia, co robić! On to mówił poważnie!

- Dlaczego ktoś miałby żartować z własnych uczuć?- Kuroko zmarszczył lekko brwi.- Dobrze, Takao-kun: po kolei. Usiądź, ja zrobię herbatę i zaraz wszystko mi opowiesz. Okej?- spytał, podchodząc do lodówki i otwierając jej drzwi. Był w takim szoku, że to właśnie tam zaczął szukać herbaty.

Kazunari przeszedł do salonu i niezbyt ostrożnie usiadł na kanapie. Syknął cicho z bólu i skrzywił się, kiedy zagipsowana noga zsunęła się po panelach, powodując nieprzyjemne mrowienie.

Kuroko dołączył do niego po kilku minutach, z dwoma kubkami i dzbankiem pełnym parującej aromatycznej herbaty. Usiadł obok niego, nareszcie gotów, by wysłuchać każdej szokującej nowiny, z jaką przyszedł do niego Kazunari.

- Więc Miyaji-san wyznał ci uczucia...- zaczął Kuroko.- Przyjaźnisz się z nim chyba od czasów dzieciństwa, prawda?

- Praktycznie od kołyski – westchnął ciężko Takao.- I to tak serio: mama opowiadała mi, że kiedyś rodzice Miyajiego wpadli z nim w odwiedziny. Byłem świeżo narodzonym berbeciem, leżałem w kołysce, i Miyaji tak zaczął nią bujać, że prawie z niej wypadłem.

- To rzeczywiście romantyczne.- Kuroko skinął głową.

- Powiedział, że nie pamięta już, kiedy się we mnie zakochał...- mruknął Kazunari.- Ale sam fakt, że to się stało, jest dla mnie… bolesny. Bo ja też go kocham, tyle że jak przyjaciela. Co mam robić, Kuroko?- Takao spojrzał na niego z rozpaczą.- Ja nie chcę, żeby on cierpiał tak, jak ja cierpię przez Midorimę. Co ja mam robić? Przecież z tego zaczyna się robić jakiś chory pociąg! Miyaji kocha mnie, ja Midorimę, Midorima Akashiego, Akashi ciebie, ty Kagamiego, jeśli zaraz Kagami zakocha się w…!

- Chwila, Akashi-kun?- Kuroko spojrzał na niego ze zdumieniem.- Rozumiem, dlaczego znalazł się w tym twoim „pociągu”, ale dlaczego ciągnie go dalej…?

- Jak to dlaczego?!

- Akashi-kun nie jest we mnie zakochany, to mój przyjaciel.

- A za kogo ja uważałem do tej pory Miyajiego?- Kazunari spojrzał na niego z przerażeniem.- Przy Akashim Miyaji to pikuś! Przecież on cię wiecznie podrywa i rzuca zboczone teksty!

- Akashi-kun jest taki wobec większości swoich znajomych – stwierdził spokojnie Tetsuya.

- Nie uważasz, że coś się za tym kryje? Bo ja jestem teraz tego absolutnie pewien! A ty jeszcze bardziej go rozpalasz!

- R-rozpalam…?- Kuroko spojrzał na przyjaciela, zszokowany.

- Z tego, co mi opowiadałeś, to zawsze ignorujesz jego teksty, a on i tak nie daje sobie spokoju! To wyraźny dowód na to, że jest w tobie zakochany! I poprowadzi ten pociąg dalej, mówię ci!

- Dobrze, zostawmy ten pociąg na później.- Kuroko potrząsnął lekko głową.- Wróćmy do meritum sprawy, czyli wyznanie Miyajiego-san. Opowiedz mi wszystko od początku, Takao-kun. I poproszę ze szczegółami – dodał niewinnie. Mimo wszystko to było całkiem ekscytujące – zupełnie jak fabuła „Seme życia”!

Tymczasem Kazunari skinął głową i, wziąwszy głęboki oddech, zaczął opowiadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń