[MnU] Odcinek 7 [rewrite]

 

Moda na Uke

Odcinek 7



Kise wiedział już, że seks z Akashim będzie najprzyjemniejszym, jaki kiedykolwiek miał w swoim życiu – mało tego, będzie też najbardziej erotycznym, podniecającym i zmysłowym aktem.

Powiedzieć, że Seijuurou był dobry w łóżku, to niewystarczająco. Mężczyzna raczył go takimi trikami, że Ryouta sam już nie wiedział, czy pragnie skończyć tę ich „sesję”, czy może wydłużać w nieskończoność. Balansował na granicy między szczytowaniem a tym rozkosznym cierpieniem, kiedy wstrzymywał orgazm po to tylko, by uspokoić się, zirytować, znów poczuć niewyobrażalną rozkosz i znów przerwać.

Był cały mokry. Dyszał ciężko, pojękiwał, wciąż uwięziony w kajdankach, z przewiązaną opaską na oczach. Podczas ostatnich trzech godzin intensywnych zabaw, która żadna nie skończyła się orgazmem, zrobili raptem jedną przerwę, by się napić, i by Ryouta mógł rozruszać ścierpnięte mięśnie. To był też jedyny raz, gdy mógł odzyskać wzrok – Akashi pochował wszystko, nie pozwalając mu rozpoznać zabawek, których wkrótce zaczął na nim używać.

Ryouta w pewnym momencie przypomniał sobie, jak podejrzał Aomine, gdy ten uprawiał seks z Imayoshim – myślał wtedy, że wibrator, który Daiki w sobie miał, musiał być ciekawym erotycznym doświadczeniem.

Teraz on sam mógłby pochwalić się znacznie większym.

Akashi praktycznie nie musiał już go nawilżać – tej nocy zrobił to wystarczająco wiele, wkładając w niego kolejne zabawki, ale jeszcze nigdy palce ani członka, nie wspominając o tym, że nawet nie musnął wargami penisa Ryouty, ledwie go dotknął kilka razy. Kise był wymęczony i niezaspokojony, ale tak mu się to podobało, że nie śmiał narzekać.

Poczuł, jak Seijuurou dotyka dłonią jego policzka, delikatnie obracał jego głowę w prawo. Westchnął, kiedy jego wargi natrafiły na wilgotny członek, którego Akashi przysunął do jego twarzy. Rozchylił posłusznie wargi i wysunął język. Poruszył nim po czubku penisa, zlizał wilgotność, jednocześnie nawilżając go własną śliną. Possał delikatnie; poczuł, że Seijuurou klęczy nad nim w rozkroku, poczuł jak jego kolana dotykają boków jego ciała, gdy mężczyzna zawisł nad jego szyją. Wyobrażał sobie, że czerwonowłosy jedną dłonią przytrzymuje się wezgłowia, a drugą chwyta swojego członka i naprowadza go na usta Kise.

Poczuł, jak wsuwa się między jego wargi. Jęknął, smakując go z rozkoszą, poruszając językiem sprawnie i wsłuchując się w przyspieszony oddech Seijuurou. Teraz, kiedy to wreszcie on mógł mu sprawić przyjemność, czuł się znacznie pewniej.

Akashi nadawał tempo. Poruszał biodrami najpierw powoli, leniwie, pozwalając by Ryouta nawilżył go własną śliną. Kiedy był już wystarczająco wilgotny, przyspieszył, wchodził głębiej, czubkiem muskając jego gardło, aż w końcu zanurzając się prosto w nie; Ryouta był na to przygotowany, pozwalał mu na to z rozkoszą, dobrze wiedząc, że akurat w tej czynności nie ma sobie równych.

Marzył o tym, by Seijuurou wszedł w niego – był na to gotowy już od dawna, Akashi przygotował go bardzo… sumiennie. Ryouta czuł się przy nim swobodnie, był rozluźniony; jego odbyt pulsował w oczekiwaniu.

Skoro Akashi nareszcie pozwolił mu dotknąć go, poczuć jego smak, to czy oznaczało to, że postąpią o krok dalej?

Był tak podniecony, jak jeszcze nigdy wcześniej, nie mógł uwierzyć, że tego rodzaju seks sprawia mu przyjemność – seks pełen zwierzęcego pożądania, pozbawiony romantycznych uczuć, prawdziwie erotyczny.

Gdy Akashi się z niego wycofał, Ryouta oblizał się odruchowo i przełknął ślinę. Rozłożył nogi, gotów przyjąć cokolwiek – nieważne czy kolejny wibrator, grube dildo, czy prawdziwego penisa. Chciał po prostu coś w sobie mieć, chciał poczuć, jak wypełnia go całego i…

- Aaah…!- jęknął przeciągle, zaskoczy, kiedy jego własny członek został uwięziony w czymś ciasnym, wilgotnym i niezwykle wilgotnym.- O Boże, Akashicchi!- sapnął, wyginając nerwowo biodra, pragnąc poruszać nimi, wbijać się głębiej.- Och…!

- Mam nadzieję, że w trakcie znajdziesz więcej synonimów – westchnął Seijuurou, kręcąc biodrami i nabijając się na członka Kise mocniej, intensywniej.

- Ahh! Ahh… za… zaraz…

- O nie, nie, nie będziesz mi tu dochodził – mruknął Akashi, zwalniając tempo.- Hmm? Czyżbyś do samego końca był przekonany, że to ja wezmę ciebie?

- Ta… tak...- wysapał, nie mogąc powstrzymać bioder, które mimowolnie poruszały się.

- Zwykle tak jest, ale obiecałem ci chwilę zapomnienia.- Seijuurou pochylił się nad nim i pocałował go; Kise jęknął w jego usta.- To dla ciebie zaszczyt, Ryouta.

- Tak! Tak… - Był w stanie powtarzać tylko go, był gotów zgodzić się na cokolwiek, byle tylko Akashi znów zaczął go ujeżdżać.

- Gotowy?- zapytał Seijuurou z wyczuwalnym uśmiechem.

- Oh tak...- jęknął Ryouta, zagryzając wargę. Łańcuszek kajdanek napiął się mocno, kiedy odruchowo chciał położyć dłonie na talii Akashiego.

- Wątpię – prychnął czerwonowłosy.

Miał rację.

Bo Kise ani trochę nie był na to gotowy.

Podczas swojego długoletniego związku z Yukio zdarzało się, że był na górze, czy raczej że to Kasamatsu był na górze, dosiadając go, ale tamte doświadczenia, choć miło je pamiętał, były niczym – były absolutnym zerem – w porównaniu do tego, co zrobił z nim Akashi.

Ujeżdżał go szybko, intensywnie, poruszając przy tym zmysłowo biodrami, sprawiając, że członek Kise nabijał się w niego pod różnymi kątami, doprowadzając blondyna do szału. Jego własne biodra podskakiwały odruchowo, pragnął wbijać się jak najmocniej, czerpać z tej korzyści jak najwięcej. Słuchał przyspieszonego oddechu Seijuurou, zmieszanego z jego własnym, a wkrótce zaczął pojękiwać, a nawet krzyczeć.

Wyrywał się, nie mogąc uwolnić dłoni z kajdanek. Miał wrażenie, że obudziła się w nim bestia, która pragnęła posiąść tego mężczyznę; chciał rzucić się na niego, obrócić go ku sobie tyłem i wziąć najmocniej, jak tylko się dało, chciał prawdziwie dominować, chciał być jego panem, zawładnąć nim.

Czysta żądza, uświadomił sobie.

- Ah…!- krzyknął, czując, że zalewa go fala rozkoszy.

I wtedy Akashi znów go zaskoczył. Zszedł z niego akurat w momencie, gdy Ryouta zaczął dochodzić – blondyn szarpał się, miał ochotę wyzwać go, zażądać, by wracał na swoje miejsce, ale Seijuurou najwyraźniej ani myślał to zrobić.

Zamiast tego chwycił jego członka w dłoń i wziął go do ust.

Kise wydał z siebie przeciągły jęk. Odniósł wrażenie, że jego orgazm trwa bardzo, bardzo długo, jakby nie kończył się w ogóle.

Dyszał ciężko, nie mogąc złapać oddechu. Jego ciało drżało, czuł, że cały trzęsie się z rozkoszy, która opanowała go całego. Przez chwilę nie wiedział, gdzie się znajduje, jak się tu w ogóle znalazł i dlaczego, nie potrafił sobie nawet przypomnieć, z kim tu był, a może nawet kim był on sam?

Akashi przysunął się do niego, a Kise poczuł jego wargi na swoich. Rozchylił usta, oczekując pocałunku i owszem, Seijuurou pocałował go, lecz jednocześnie wlał mu do ust jego własną spermę.

- Mm!- zaprotestował słabo Ryouta, rumieniąc się. Zupełnie niepotrzebnie. Przecież tej nocy robili tyle zwariowanych rzeczy, że nie było już czego się wstydzić.

- No, dalej – wymruczał Akashi, chwytając jego podbródek i nie pozwalając mu otworzyć ust.- Trochę ja, trochę ty.

Przełknął.

- Grzeczny chłopiec – mruknął Seijuurou, całując go w nagrodę.

- Jeszcze raz...- wybełkotał Kise, znów szarpiąc dłońmi, chcąc objąć Akashiego, zagarnąć go do siebie, zrobić z nim to, czego pragnął.

- Spodobało ci się?

- Tak – westchnął ciężko.- Rozwiąż mnie, Akashicchi, teraz ja chcę…

- Nie, nie, mój drogi, to ja będę decydował o tym, co robimy dalej – powiedział stanowczym tonem.- Chyba nie sądzisz, że przygotowywałem cię przez trzy godziny po to tylko, by zaskoczyć cię krótkim ujeżdżaniem? Oczywiście, to też był punkt programu, ale… przygotowałem dla ciebie coś dużo ciekawszego.

Kise westchnął ciężko, poruszając się nerwowo na łóżku.

- Przeżyję w ogóle tę noc?- wymamrotał.

- To zależy od ciebie – odparł lekko Akashi.- Aha, tylko ostrzegam: nie zatrzymam się, nawet jeśli stracisz przytomność.

Ryouta znowu westchnął, pod opaską zamykając oczy.

Czyli nie przeżyje.


***


Poranek w domu trójki braci był nieco ponury.

Kuroko nie od razu powiedział Aomine o tym, co się wydarzyło – poprzedniego wieczora było już za późno, by budzić Daikiego, ale gdy tylko mężczyźni wstali rano i spotkali się w kuchni, Tetsuya poinformował brata o tym, co przekazał mu Kise przez telefon.

Nim w końcu zjedli śniadanie, Kuroko zdążył przynajmniej cztery razy powstrzymać Aomine przed udaniem się do Kasamatsu i wymierzeniem mu stosownej kary za złamanie serca Kise.

Sam nie potrafił tego zrozumieć. Yukio był w ich życiu od sześciu lat i, jeśli Kuroko miał być ze sobą szczery, to traktował go jak trzeciego brata, jeśli nie nawet jak ojca. Odkąd ich rodzice zginęli w wypadku, Ryouta przejął wszystkie obowiązki rodzicielskie i chcąc nie chcąc odruchowo zaczął matkować jemu i Aomine. Kasamatsu był dla nich ogromnym wsparciem – dla Kise przede wszystkim, ale Tetsuyi i Daikiemu również poświęcał wiele uwagi.

Czasami naprawdę wyglądali jak rodzice i dwójka synów.

Bolało go, że Yukio tak nagle i tak po prostu postanowił zniknąć z ich życia. Patrząc na Aomine, który ledwie tknął śniadanie, domyślał się, że mężczyzna czuje to samo, choć być może na trochę inny, nieco agresywniejszy sposób.

- Czemu został u Akashiego?- zapytał Daiki, podnosząc wzrok na Tetsuyę.

- Nie wiem.- Błękitnowłosy wzruszył ramionami.- Akashi-kun chyba spotkał go przypadkowo na mieście, przynajmniej z tego, co zrozumiałem.

- Dlaczego nie przywiózł go do domu?- dopytywał się dalej Aomine.

- Nie wiem – powtórzył cierpliwie Tetsuya.- Zgaduję, że powie nam, gdy już przyjadą.

- Kiedy będą?

- Akashi-kun mówił, że rano, więc...- Kuroko wzruszył ramionami. Sam czuł się bezradnie. Chciał już zobaczyć Kise, chciał upewnić się, że jest cały, że nie ma podpuchniętych od płaczu oczu, że jakoś się trzyma.

Bał się, że nie ujrzy już więcej jego uśmiechu. Ryouta był przecież taki szczęśliwy z Yukio. Gdy teraz go zabraknie… czy wszystko się zmieni?

- Dobra – mruknął Aomine. Odsunął od siebie miskę ryżu, ledwie napoczętą. Oparł przedramiona o blat stołu, złączył ze sobą dłonie.- A jak tam z Kagamim?

- W porządku...- Kuroko poczuł, że odruchowo się rumieni. Doceniał jednak zmianę tematu, bo obaj martwili się przecież o Kise.

- To będzie tak na poważnie?

- A jak inaczej?- Tetsuya popatrzył na brata ze zmarszczonymi lekko brwiami.- Przecież nie sypiam przygodnie z… ekhem.- Odchrząknął, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie się wygadał. Odwrócił wzrok od spojrzenia granatowych oczu. Aomine miał nieprzenikniony wyraz twarzy, lecz Tetsuya już tego nie dostrzegł.

Nagle z korytarza dobiegł ich odgłos otwieranych drzwi.

- To na pewno oni – stwierdził, czując jak serce podchodzi mu do gardła.

Podniósł się ze swojego krzesła i pospiesznym krokiem przeszedł na korytarz. Zatrzymał się w jego połowie, z napięciem wpatrując się w dwie sylwetki stojące w holu, zajęte ściąganiem z siebie obuwia i kurtek.

- Dzień dobry, Tetsuya.- To Akashi dostrzegł go jako pierwszy, wyglądając zza pleców Kise. Blondyn na jego słowa obrócił gwałtownie głowę i zarumienił się intensywnie.

- Te… Tetsucchi – bąknął.

- Ryouta-kun, wszystko dobrze?- zapytał Kuroko z niepokojem, zbliżając się do niego. Stanął kilka kroków przed nim, niepewien, czy zachować taki dystans, czy może dać się przytulić.

Ale Kise uciekł spojrzeniem na bok, najwyraźniej sam nie chcąc się zbytnio zbliżyć. Akashi popatrzył najpierw na Kuroko, potem na blondyna i znów na swojego przyjaciela.

- Wstydzi się, bo ze mną spał – wyjaśnił.

- A-Akashicchi!- jęknął Ryouta, patrząc na niego z wyrzutem.- Mówiłem ci, że… że sam mu powiem!

- Spał z tobą?- Tetsuya z początku nie zrozumiał. Kiedy jednak żaden z nich nie odpowiedział na to pytanie, a Kise znów uciekł od niego wzrokiem, dotarło do niego prawdziwe znaczenie tego zdania. Spojrzał z dezaprobatą na swojego najlepszego przyjaciela.- Serio, Akashi-kun? Serio?

- Serio – odparł czerwonowłosy, skromnie spuszczając wzrok, choć nie było w nim ani krzty wyrzutów sumienia.

- Prze… przepraszam, Tetsucchi...- Kise za to chyba wstydził się za nich obu.

- Nie musisz mnie przepraszać, Akashi-kun to mój przyjaciel, nie narzeczony…

- Póki co – dodał Seijuurou, odwieszając swój płaszcz.

- … poza tym mogłem to przewidzieć. Teraz najważniejsze jest to, jak ty się czujesz?

- Ja… ujdzie – westchnął Kise.

- Tak mi przykro – powiedział cicho Kuroko, kręcąc głową.- Nie mogę uwierzyć, że… Nieważne. Jesteś głodny? Zrobiłem śniadanie…

- Obaj jesteśmy.- Akashi zmierzył błękitnowłosego od góry do dołu.- Ja też nie jadłem. Ryouta ledwie otworzył oczy i już zaczął jęczeć, że chce do domu, więc przywiozłem go, żeby nie zaczął demolować mi mieszkania.

- Przecież chciałem wziąć taksówkę!- zaprotestował Ryouta.

- Za moje pieniądze.

- Bo nie wziąłem swoich! Ale bym ci oddał…

- Przestańcie się kłócić – westchnął ciężko Kuroko.- Chodźcie, śniadanie jest ciepłe…

- Daikicchi!- wykrzyknął Kise, kiedy ciemnoskóry wyszedł właśnie z kuchni i podszedł do nich.

- No hej – mruknął Aomine, przyglądając mu się od góry do dołu.- W porządku, Ryouta?

- No… teraz już lepiej – odparł, spoglądając na braci. Widać było po nim, że lżej mu na duchu, gdy są obok niego.- Przepraszam, jeśli… się martwiliście.

- Oczywiście, że się martwiliśmy – powiedział Kuroko.

- Ja jedyne, o co się martwię, to że będziecie mnie powstrzymywać przed złojeniem tej gnidzie skóry – prychnął Aomine, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

- A ja jedyne, o co się martwię, to że Ryouta nie odda mi pieniędzy za wczorajsze drinki – westchnął ostentacyjnie Akashi, ruszając do kuchni. Spojrzał znacząco na Kuroko.- A wypił ich dziewięć.

- Ryouta-kun...- wymamrotał Tetsuya, patrząc na brata z podziwem i żalem jednocześnie.

- Przepraszam!- wykrzyknął Kise, rumieniąc się intensywnie.- I… i przepraszam, że… że ja… i Akashicchi…

- Że wy co?- Aomine zmarszczył brwi, popatrując na braci.- Coś mnie ominęło?

- Przepraszam, Tetsucchi – powtórzył cicho Ryouta.

- Jak mówiłem, to tylko przyjaciel.- Kuroko spojrzał na niego uspokajająco, choć w jego wykonaniu prawdopodobnie Kise nie mógł tak tego odczytać.- Jeśli pomógł cię… „pocieszyć”… to dla mnie w porządku. Nie gniewam się.

- Och… okej – wyszeptał Ryouta, spuszczając wzrok na podłogę.

- Co?- bąknął Aomine, dalej gapiąc się to na jednego, to na drugiego.- Ale że co? Że ruchałeś się z Akashim?

- N-nie mów tego tak głośno!- burknął Ryouta.

Daiki wytrzeszczył na niego oczy.

- Spałeś z nim?!- wykrzyknął.

- Cicho!- skarcił go Kise.

Kuroko postanowił się ewakuować, dobrze wiedząc, że Aomine zaraz zacznie bombardować Ryoutę pytaniami o szczegóły. Wymknął się więc do kuchni, gdzie jego przyjaciel był właśnie w trakcie samoobsługi; sięgnął po miseczkę i nałożył sobie ryżu oraz tamagoyaki.

- Na pewno się nie gniewasz?- zapytał, sięgając do szuflady po pałeczki.

- Chwilowo dziwnie się z tym czuję – przyznał z westchnieniem Kuroko, stając po drugiej stronie kuchennej lady, o którą oparł się Seijuurou.- Czy uznałeś, że… to konieczne?

- Nie myślałem o tym w ten sposób – przyznał, smakując jajecznej roladki i zajadając ją ryżem.- Doszedłem jednak do wniosku, że to może mu się przydać. Łatwiej jest przeżywać zdradę, kiedy czujesz, że ktoś cię pożąda. Samoocena rośnie, nie zadręczasz się, że byłeś niewystarczający, bo przecież właśnie spędziłeś namiętną noc z bardzo przystojnym i bogatym dżentelmenem, który jest świetny – po prostu świetny – w łóżku.

- Mhm.- Kuroko zachował kamienny wyraz twarzy.

- Polecam – dodał Seijuurou z uśmieszkiem.- Jeśli kiedyś Kagami cię zdradzi…

- Na pewno zgłoszę się do tego przystojnego i bogatego dżentelmena, który jest świetny-po-prostu-świetny w łóżku – zapewnił, kiwając głową.- Masz może do niego jakiś kontakt, Akashi-kun?

Czerwonowłosy spojrzał na niego, wsuwając do ust kolejną porcję ryżu.

- Owszem – odparł.- Zapisałem ci już do niego numer. Masz go pod szybkim wybieraniem w telefonie, na jedynce.

Kuroko zamrugał.

- Naprawdę?- mruknął.- Kiedy to zrobiłeś?

- Kiedy nie patrzyłeś – odparł, wzruszając ramionami.

Tetsuya westchnął, kręcąc głową. Doprawdy, na Akashiego nie było mocnych. Robił, co chciał i kiedy chciał, zawsze bez pytania i bez wyrzutów sumienia.

Przy okazji błękitnowłosy wyjrzał też na korytarz, by zobaczyć jak idzie Daikiemu i Ryoucie, gdyż nadal nie zjawiali się w kuchni.

Aomine tulił do siebie blondyna, którego ramiona podrygiwały lekko. Tetsuya dostrzegł pobladłe kłykcie jego dłoni, które zaciskał na koszulce Daikiego. Rzadko widział, by się przytulali, ciemnoskóry zdecydowanie nie należał do wylewnych typów, ale…

Zrobiło mu się ciepło na sercu, gdy zobaczył, jak bardzo zależy mu na bracie.

- Następnym razem dodaj więcej soli.

- Hm?- Tetsuya odwrócił spojrzenie od rodzeństwa i spojrzał pytająco na Akashiego.

- Tamagoyaki – wyjaśnił Seijuurou, odkładając pustą miskę do zlewu.- Następnym razem posól trochę więcej.

- Ach… Dobrze, Akashi-kun. Uhm… Akashi-kun?

- Tak, Tetsuya?

- Dziękuję… Za opiekę nad moim bratem.

- Nie ma za co.- Seijuurou uśmiechnął się do niego.- Oczywiście, tobą również mogę się zaopiekować, nawet lepiej niż Ryoutą.

- Za to też dziękuję. I odmawiam.

- Twoja strata.- Akashi wzruszył ramionami.- Zapytaj brata. Będzie coś o tym wiedział.

Tetsuya wywrócił oczami.

Nigdy nie wygra z tym czerwonym diabłem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń