[MnU] Odcinek 9 [rewrite]

 

Moda na Uke

Odcinek 9



- … Bakao?!

Wstrzymał oddech, słysząc znajomy głos. Odsunął dłonie od twarzy i obrócił głowę, niepewnie przesuwając spojrzeniem po najbliższym, ledwie oświetlonym otoczeniu.

Nie musiał jednak szukać daleko. Wysoki i barczysty mężczyzna o przydługich, ciemnych blond włosach, dostrzegłszy jego twarz, podszedł do niego szybkim krokiem i ukląkł przy nim, porzucając po drodze reklamówkę z drobnymi zakupami.

- Takao, to naprawdę ty?- zapytał, zaaferowany, kładąc mu dłoń na ramieniu i przyglądając się jego poturbowanej, zapłakanej twarzy.- Co ci się stało? Kto ci to zrobił? Jak się czujesz, mam wezwać karetkę?

- Mi… Miyaji?- wyszeptał Kazunari, nie wierząc w to, że naprawdę spotyka przyjaciela w takim miejscu.

- Ile widzisz palców?- zapytał ten rzeczowym tonem, unosząc lewą dłoń z wyprostowanymi trzema palcami.

- Przestań, nie lubię tego żartu…- wymamrotał brunet, potrząsając głową.

- Pytam serio, przecież widzę, że jesteś pijany!- zirytował się Kiyoshi.- Potrafisz stwierdzić, czy coś sobie złamałeś? Mogę zadzwonić po karetkę, albo przejdziemy się do szpitala…

- Nie – odparł słabo Takao, spuszczając wzrok na ziemię. Drżał.- Nie jest źle, tylko… strasznie mi zimno…

- Chodź, odprowadzę cię do…

- Nie!- wykrzyknął, chwytając kurtkę Miyajiego i zaciskając na niej dłonie. Spojrzał w jego orzechowe oczy z paniką.- Nie pójdę do domu, nie mogę tam teraz wrócić!

- Jak to „nie możesz”?- Kiyoshi popatrzył na niego i sapnął z niedowierzaniem.- Co, znowu pożarłeś się z glonem? Tylko mi nie mów, że to on cię tak urządził! Dalej, wstawaj…

- To nie on – wymamrotał Takao, korzystając z wyciągniętej dłoni Miyajiego i podnosząc się z ziemi. Jego spodnie osunęły się na uda, ukazując skrawki pobrudzonej piachem i zaczerwienionej od upadku skóry, więc podciągnął je niezgrabnie i spróbował zapiąć trzęsącymi się dłońmi.

Kiyoshiemu nie uszło to uwadze. Zmarszczył lekko brwi, patrząc jak jego przyjaciel zmaga się z zamkiem. Uniósł wzrok, odszukując jego płoche spojrzenie.

- Mam pytać?

Takao pokręcił przecząco głową.

- Daj to – mruknął Kiyoshi, odsuwając jego dłonie.

Sam zapiął mu spodnie oraz pasek, na koniec naciągając jego kurtkę jak dziecku. W innej sytuacji Kazunari byłby tym poirytowany, wkurzyłby się nawet za takie traktowanie, ale teraz był wdzięczny przyjacielowi.

- Dobra, przenocuję cię – powiedział.- Ale ostrzegam, że mam bałagan.

- Dzięki – wychrypiał Takao, dyskretnie wycierając mokre od łez policzki.

Miyaji udał, że tego nie dostrzegł.

Odwrócił się i pochylił, by zebrać swoje zakupy, które upuścił chwilę wcześniej. Następnie powrócił do Takao, po czym skinął mu głową i wyciągnął ku niemu ramię, dając w ten sposób znać, by mężczyzna zarzucił rękę przez jego barki. Kazunari oparł się na nim z cichym westchnieniem ulgi; wyszli z uliczki i ruszyli powolnym krokiem w kierunku mieszkania Kiyoshiego.

- Co tam się stało?- zapytał cicho Miyaji.- Nie w uliczce, o tym opowiesz mi, jak będziemy u mnie. Ale skoro znalazłem cię samego i pijanego, to zgaduję, że chodzi o glona.

- Przestań go tak nazywać – zaprotestował słabo Takao.- Pojechał do Akashiego.

- No i?- Kiyoshi zmarszczył lekko brwi. Był najbliższym przyjacielem Kazunariego zaraz po Midorimie i był zaznajomiony z sytuacją; to on jako pierwszy dowiedział się o uczuciach Takao, które ten żywił do zielonowłosego, za którym osobiście nie przepadał. Był też pierwszą osobą, która dowiedziała się o tym, że Shintarou dał brunetowi kosza.- Nie pierwszy i nie ostatni raz.

- Mieliśmy… spędzić ten wieczór razem – westchnął Kazunari, krzywiąc się, gdy poczuł mocniejszy ból pod żebrami.- Ale on zadzwonił a… Midorima poszedł…- Takao w skrócie i z krótkimi przerwami opowiedział przyjacielowi o tym, jak wyglądał ten wieczór.

- Ja na twoim miejscu zostałbym i zjadł tę pizzę sam – mruknął Miyaji.

- Gdybym wiedział, jak się to skończy, zjadłbym choćby tamte pieniądze.

Dotarli na miejsce. Mieszkanie Kiyoshiego mieściło się w niskim, wąskim bloku, a prowadziły do niego zewnętrzne murowane schody. Ciągnąca się balustrada tworzyła swego rodzaju balkon dla wszystkich pięciu sąsiadujących ze sobą mieszkań.

Wspięli się ostrożnie na górę i podeszli do środkowych drzwi. Miyaji otworzył je i pomógł Kazunariemu przejść przez próg. W ciepłym i znajomym wnętrzu Takao poczuł się bezpieczniej – pozwolił sobie na to, by odetchnąć z ulgą, a nawet pewniej stanął na własnych nogach.

Zdjęli buty oraz kurtki w miniaturowym holu, z którego następnie bezpośrednio przeszli do pokoju, będącego jednocześnie sypialnią i kuchnią Miyajiego. Mężczyzna wynajmował kawalerkę, która nie miała nawet trzydziestu metrów kwadratowych, ale ani jemu ani jego znajomym, którzy go odwiedzali, nie przeszkadzało to.

Salonik składał się zaledwie z rozkładanej sofy, służącej Kiyoshiemu za również łóżko oraz stolika do kawy. Gdy Takao zajął miejsce, miał widok na znajdującą się po prawej stronie malutką kuchnię oraz „część rekreacyjną”, jak żartował Miyaji – po prawej. Znajdował się tam regał oraz biurko z komputerem.

- Zacznij się rozbierać, przygotuję ci kąpiel – powiedział Kiyoshi, wypakowując zakupy na mały stół stojący w kuchni pod oknem.

- Przepraszam za kłopot – westchnął ciężko Takao, zaczynając od ściągania skarpet.

- Żaden kłopot – odparł Miyaji, czochrając jego włosy, gdy przechodził obok i kierował się do holu, skąd przechodziło się także do łazienki.

Kazunari był mu niezwykle wdzięczny. Znał się z Miyajim już od dzieciństwa, mieszkali kiedyś na tej samej ulicy i czasem bawili się razem na dworze. Różnica ich wieku wynosiła dwa lata i w dodatku chodzili do różnych szkół, więc ich kontakt ograniczał się właśnie do tych zabaw, ale nawet gdy Kiyoshi i jego rodzice przeprowadzili się do innej dzielnicy, nastoletni wówczas chłopcy utrzymywali ze sobą kontakt. A potem, gdy obaj dorośli i okazało się, że wynajmują mieszkania wcale nie tak daleko od siebie, od czasu do czasu spotykali się na piwie. Nie zdarzało się to często, ponieważ Miyaji pracował na pełen etat, a Takao studiował i grał w zespole.

To było prawdziwe zrządzenie losu, że Kiyoshi akurat tej nocy i akurat o tej porze przechodził obok uliczki i znalazł sponiewieranego przyjaciela.

- Na pewno nie chcesz się zgłosić chociaż do lekarza?- usłyszał nagle nad swoją głową.

Zajęty ściąganiem z siebie powoli t-shirtu, spojrzał z zaskoczeniem na Miyajiego, który znacząco patrzył na jego tors. Kazunari spuścił wzrok i dostrzegł potężnego siniaka tuż pod żebrami. Odsunął od siebie koszulę i ostrożnie dotknął zasinionej skóry. Owszem, trochę go bolało, ale nie miał wrażenia, by było to coś poważnego.

- Jutro się przejdę – mruknął. Siedział teraz w samych bokserkach, ubrania pozostawił na podłodze obok sofy, tuż obok sterty ubrań Miyajiego, które ten bezceremonialnie zrzucił chwilę wcześniej, by Takao mógł usiąść.

- Kąpiel gotowa, wskakuj do wanny. Zrobię ci coś do picia. Głodny?

- Nic nie zjem.

- Dobra, no to leć się kąpać. Pomóc ci?- dodał, patrząc jak Kazunari wstaje ostrożnie.

- Dzięki – mruknął, uśmiechając się słabo.- Dam radę.

Przeszedł powoli do łazienki; ból zdawał się odrobinę zelżeć, więc nie poszło wcale tak ciężko, jak zdawało się, że będzie. Ponieważ jednak trochę obawiał się, że zasłabnie, zostawił uchylone drzwi do łazienki i, zdjąwszy bokserki, wszedł do wanny.

Woda była przyjemnie ciepła, ale ponieważ mężczyzna zmarzł podczas ataku i na dodatek otarł sobie lekko skórę na udach gdy upadł na ziemię, poczuł niemiłe pieczenie na nogach. Musiało upłynąć kilka długich minut, nim przyzwyczaił się do tego uczucia i rozluźnił.

Westchnął, rozsiadając się wygodnie w małej wannie, oparł przedramiona o jej brzegi. Przesunął smętnym spojrzeniem po pianie i mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Miyaji jak zwykle wlał do wody całą masę płynu do kąpieli. To było jego dziwne przyzwyczajenie i za każdym razem, gdy Kazunari u niego nocował – nawet jako nastolatek – i to on przygotowywał dla niego kąpiel, Takao cały pokryty był puchową bielą.

Ale chyba tego mu było trzeba. Ukryć się pod kołdrą z piany, zakryć wciąż drżące i obolałe ciało, schować się przed światem choć na te pół godziny.

Miyaji nie zakłócał jego spokoju. Pojawił się tylko raz, przynosząc mu swoją zapasową piżamę. Pozostawił ją na zamkniętej klapie sedesu, po czym wyszedł, zapewniając go, że da mu tyle czasu, ile potrzebuje. Brunet uśmiechnął się do niego lekko z wdzięcznością. Czuł się już odrobinę swobodniej, a przede wszystkim bezpieczniej.

Słyszał, jak przyjaciel krząta się po mieszkaniu. Zmywał naczynia, odkładał je na miejsce, zbierał i składał ubrania – z tej niewielkiej odległości Takao mógł rozpoznać po charakterystycznym odgłosie, że mężczyzna je strzepuje. Czasem odchrząkiwał, czasem wzdychał. Kazunari leżał w wannie, nasłuchując i ciesząc się, że nie musi trwać w ciszy własnego mieszkania, że nie musi siedzieć tam samotnie.

W końcu woda zrobiła się zimna, a poziom piany zmalał o połowę. Wygramolił się z wanny, otarł suchym ręcznikiem i założył piżamę Miyajiego, która składała się z długich czarno-niebieskich spodni w kratę oraz rozpinanej koszuli. Była na niego trochę za duża, ale nie przejmował się; przyjemnie i świeżo pachniała, zupełnie inaczej niż alkohol i oddech tamtego mężczyzny.

Wzdrygnął się na samo wspomnienie. Na moment zacisnął mocno powieki, a potem powoli je rozchylił i zaczął ogarniać łazienkę; spuścił wodę z wanny i wypłukał ją dokładnie. Ręcznik zawiesił na kaloryferze, swoje ubrania pozostawił złożone w kostkę na pralce.

Miyaji czekał na niego w saloniku, siedząc na sofie i przeglądając coś na smartfonie. Kiedy Takao zbliżył się do niego, uniósł głowę i zmierzył go spojrzeniem.

- To co, bajka na dobranoc i idziemy spać?- zapytał.

- Chyba nie mam nastroju na słuchanie bajek...- westchnął Takao, siadając obok niego.

- Miałem na myśli, że to ty opowiesz bajkę mi – mruknął Kiyoshi, przyglądając mu się.- Wyjaśnisz mi, co ci się przytrafiło, czy trzeba wyciągać to z siebie siłą?

Kazunari spojrzał na przyjaciela z wyrzutem. Zagryzł lekko wargę. Powinien był się tego spodziewać od samego początku – Miyaji był typem człowieka, który owszem, będzie drążył temat, ale wcale nie po to, by grzebać kijem w mrowisku czy sypać sól na otwartą ranę. Jego relacje z przyjaciółmi zwyczajnie tak wyglądały: gdy coś się działo, gdy coś dostrzegał lub słyszał, nie dawał spokoju, dopóki nie dowiedział się wszystkiego. Dopiero wówczas był gotów pomóc, czy to słowem, czy czynem.

A pomagał zawsze całym sobą.

- Trochę się wstydzę – mruknął Takao, czując, że na jego policzki wstępuje rumieniec.- To nie jest coś, co… normalnie przydarzyłoby się facetowi.

- Pijanemu czy trzeźwemu?

- Bez znaczenia.

Miyaji oparł się wygodnie plecami o oparcie sofy, lewe przedramię ułożył na jej podłokietniku. Obrócił się ku Kazunariemu, dając tym samym do zrozumienia, że jest gotów uważnie słuchać – i pytać, jeśli zajdzie w nim taka potrzeba.

Takao chwilę unikał jego spojrzenia. Owszem, byli przyjaciółmi, znali się naprawdę dobrze, do tego Kiyoshi należał do grona osób, którym Kazunari bezgranicznie ufał. Ale mówić otwarcie o tym, co się wydarzyło tej nocy? Zwierzyć mu się z czegoś tak zawstydzającego i poniżającego dla mężczyzny?

Oczywiście, Takao nigdy nie umniejszałby powagi sytuacji, bez względu na to, czy tamten facet zaatakowałby kobietę, czy mężczyznę. Ale wciąż – chodziło tu o niego samego, a przecież miał się za dość silnego, by odeprzeć ewentualny atak, nieważne o jakim znaczeniu.

- Mamy czas – powiedział Miyaji, sięgając po kubek parującej herbaty, który stał przed sofą, na stoliku. Kazunari dopiero teraz zauważył, że przyjaciel przygotował też napar dla niego.

- Wiem, wiem – mruknął, znów zagryzając wargę. Kiyoshi nie odpuści, za nic w świecie. Być może było to przekleństwo, a być może błogosławieństwo, że to właśnie jego spotkał tej nocy.- No to… pozwól, że zacznę od początku – westchnął ciężko.

I zaczął.

Opowiedział Miyajiemu raz jeszcze o tym, jak spędzili ten dzień z Midorimą – i o tym, jak cieszył się, że posiedzą też razem wieczorem. Opowiedział o tym, jak zadzwonił Akashi, jak Shintarou dał Kazunariemu pieniądze na pizzę, o tym jak Takao zareagował. Opowiedział o swoim wyjściu i zignorowaniu nawoływań Midorimy.

Zrobił sobie przerwę, by napić się herbaty. Upił kilka ostrożnych łyków, przy okazji raz jeszcze badając dłonią tors; ból ustawał. Szczęście w nieszczęściu, że napastnik niczego mu najwyraźniej nie złamał.

Wrócił do opowieści po krótkiej chwili. Miyaji słuchał go w milczeniu, nie przytakiwał głową ani nie mruczał pod nosem, że rozumie. Póki co nie zadawał też żadnych pytań – to Takao mówił cały czas.

Trochę się zawahał na momencie, gdy napastnik próbował go zgwałcić, trochę głos mu zadrżał, ale dokończył swoją opowieść.

Miyaji milczał przez chwilę, z wargami zaciśniętymi w wąską linię. Takao ulżyło, że się wygadał, nie miałby nawet nic przeciwko temu, by na tym skończyli i by naprawdę położyli się spać. Ale czekał cierpliwie na to, co powie Kiyoshi.

- Nie wiem co powiedzieć – westchnął tamten nagle, ciężko, z wyraźnym zmęczeniem. Przetarł dłonią twarz i pokręcił głową.- To wydaje mi się takie… niewiarygodne wręcz. Niesprawiedliwe. Ze wszystkich osób, które znam, ty zawsze byłeś tym typem, który goni za szczęściem jak szalony, biorąc od życia wszystko, co te mu zaoferuje, tymczasem ostatnio jedyne co dostajesz to małe i wielkie gówna, w które wdeptujesz.

Takao spojrzał na przyjaciela i zamrugał.

- To… to ma mnie pocieszyć?- bąknął niepewnie.

- Nie, to tylko mój komentarz – mruknął Miyaji, sięgając po swoją herbatę i upijając łyk. Ponownie westchnął.- Nie wiem, co mogłoby cię pocieszyć, Takao. Możemy iść poszukać tego kolesia i spuścić mu wpierdol, jeśli chcesz. Możemy też spuścić wpierdol glonowi...- dodał, wzruszając obojętnie ramionami.- Ale czy to coś zmieni? Nadal masz do zgryzienia ciężki orzech i...- Kiyoshi spojrzał na niego, znów wzdychając.- Jeśli jest coś, co mógłbym zrobić, żeby ci pomóc, to daj znać. Bo ja na ten moment nie mam niestety żadnych pomysłów.

- Weź przestań, nie masz pojęcia jak doceniam to, co dla mnie robisz – mruknął Kazunari.- Znalazłeś mnie w tamtej uliczce i pomogłeś mi, wysłuchałeś się, a do tego pozwalasz mi tu nocować. Robisz wystarczająco dużo, robisz nawet więcej niż...- Takao zarumienił się lekko.- Niż ktokolwiek inny.

- Od czegoś się ma tych przyjaciół, nie?- westchnął Miyaji. Upił łyk herbaty, popatrując na bruneta.- I nie mówiłeś mu, gdzie wychodzisz?

- Shin-chanowi? Nie… Ale może mu napiszę, na wypadek gdyby wrócił do mieszkania i mnie nie zastał…

- A po chuj?- Miyaji zmarszczył gniewnie brwi.

- No wiesz...- Kazunari zagryzł wargę.- Żeby się nie martwił…

- Przecież siedzi u Akashiego. Chyba nie muszę mówić głośno, co tam robią?

- Mówił mu coś, że woli jutro jechać na pobranie krwi z naszego mieszkania, bo ma bliżej. Zgaduję więc, że wróci na noc…

- Okej, widzę, że jednak muszę powiedzieć to głośno: oni się tam ruchają, Takao. Ru-cha-ją. Powinienem ci to też zapisać na kartce?- zapytał, rozglądając się już za czymś do pisania.- Wolisz kanji, a może hiraganą, jak w przedszkolu? Będzie jaśniej?

- Z-zamknij się…!

Takao zignorował zaczepkę przyjaciela. Pomacał się po udzie i, uświadomiwszy sobie, że ma założoną piżamę Miyajiego, poszedł do łazienki, gdzie pozostawił na pralce swoje dżinsy. Wyjął z nich komórkę i wrócił do Kiyoshiego, po drodze odblokowując ekran.

Zatrzymał się w pół kroku.

- Y...- bąknął, zdumiony.

- Co jest?

- Yy… Shin-chan do mnie dzwonił – mruknął, ponownie zajmując miejsce obok Miyajiego.- Osiem razy…

- Hoo? Osiem?- Kiyoshi zerknął mu przez ramię na wyświetlacz jego komórki.- A to nie przypadkiem jedno połączenie, ale osiem sygnałów?

- Nie, pokazuje mi zawsze liczbę połączeń – odparł.

- Chyba nie myślisz, że się o ciebie martwi?- Miyaji spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Może w końcu zaczął, ja wiem?- Takao wzruszył ramionami.- Czekaj, oddzwonię, może jednak coś się stało?

- Mhm, może zapomniał z mieszkania gumek i chce cię poprosić, żebyś przywiózł – parsknął Kiyoshi, kręcąc głową.- Ale chwila, oni w ogóle ich używają?

- Miyaji...- Takao westchnął, patrząc na przyjaciela sceptycznie.

- Po prostu uważam, że nie powinieneś oddzwaniać – powiedział dobitnie blondyn.- Jesteś jak pies, którego ignorował przez tydzień, a kiedy w końcu wygłodniałemu rzucił kawał zgniłego mięsa, zamiast go pogryźć albo nasrać do butów, wolisz merdać ogonem i gapić się na niego maślanym wzrokiem.

- Czemu przedstawiasz to aż tak drastycznie?!- Takao zarumienił się.

- Żeby to w końcu do ciebie dotarło, Bakao!- warknął Miyaji, poirytowany.- Rozumiem, że jesteś w nim zakochany, ale latasz za glonem jak on za Akashim. I na co ci to? Tylko sobie zdrowie psychiczne rujnujesz, jak zresztą widać po twoim wypadzie do baru dzisiaj. Mówię o piciu – dodał z westchnieniem już nieco łagodniej, widząc zbolałe spojrzenie przyjaciela.- Przestań się nim tak przejmować, Takao. Dzwonił parę razy, owszem, ale co z tego? Mało razy to ty do niego dzwoniłeś, a on nie odebrał, bo był zajęty? I jakoś nic się nie stało, żaden las nie spłonął, żaden budynek się nie zawalił. Kto wie, może się nawet zmartwił twoją nieobecnością, ale nic mu do niej. Jesteś dorosły, masz prawo chodzić gdzie chcesz i o której chcesz.

- Ale ja taki nie jestem – westchnął Takao.- W sensie… Nie chcę w ramach jakiegoś rodzaju „zemsty” ignorować jego telefony, nie chcę z pełną świadomością wzbudzać w nim zmartwienie.

- A jeśli naprawdę dzwonił z pierdołą?- Miyaji spojrzał na przyjaciela łagodnie, choć stanowczo.- Co jeśli po oddzwonieniu usłyszysz, że… nie wiem, że on zgubił swoje klucze i chce, żebyś wrócił i zamknął drzwi za nim, bo inaczej nie będzie mógł pojechać do Akashiego? A może właśnie dojechał na miejsce i wydzwania do ciebie, bo zabrakło mu pieniędzy na taksówkę i chce, żebyś mu jakieś szybko przelał? W porządku, wiem, że nie jesteś osobą, która lubi z pełną świadomością wzbudzać w innych niepokój, zmartwienie czy zazdrość, ale… tu nie chodzi o to, by przypiec glonowi i pokazać mu, że też możesz się nie odzywać i mieć go w pompie.- Miyaji wyciągnął ku niemu otwartą dłoń, głową skinąwszy na jego komórkę.- Tu chodzi o ciebie, Takao. Ciebie i twój komfort psychiczny; ciebie i twoją walkę o własne uczucia. Nic nie zabije w tobie miłości do glona, ale… ale możesz ją chociaż na chwilę zagłuszyć. Z drobną pomocą, ale jednak.- Patrzył na niego wyczekująco.- Możesz odetchnąć, Takao.

Kazunari patrzył na przyjaciela długą chwilę. Zerknął na swoją komórkę i zagryzł wargę. Osiem nieodebranych połączeń – wątpił, by chodziło o pierdołę, tym bardziej, że wyglądało na to, iż Midorima dobijał się do niego kilka razy w ciągu godziny, w niemal regularnych odstępach czasu.

Kusiło go, by zadzwonić do Shintarou, usłyszeć jego głos. Chciał wytłumaczyć mu, że upił się w barze i spotkało go coś przykrego, że siedzi u Miyajiego, pije ciepłą herbatę i czuje się już dobrze. Chciał zapewnić go, że wszystko z nim w porządku, że nie musi się martwić.

Miyaji nie miał dobrego zdania o Midorimie, ponieważ był przyjacielem Takao i widział po nim, jak cierpi, gdy Shintarou za każdym razem wybiera Akashiego. Ale Kazunari wiedział, że on, Takao, wcale nie pozostaje mu obojętny. Wiedział, że Midorima martwi się o niego, że przejmuje się jego uczuciami. Był tsundere i nie pokazywał tak tego po sobie, zwłaszcza gdy krzywdził Takao raz za razem…

Ale cenił sobie ich przyjaźń.

Takao wiedział to, ponieważ był jego najlepszym przyjacielem i znał go na wylot. I kiedy inni widzieli w Midorimie zimnego i bezdusznego faceta, który łamie serce komuś, kto szczerze go kocha – Kazunari widział w nim człowieka walczącego o swoje pragnienia, niosącego jednocześnie na barkach ciężar, który nałożono mu bez jego woli.

I wcale nie obwiniał Takao o to, jak źle czuł się z tym, że za każdym razem go odrzuca. Wcale nie wytykał mu, że przez niego ich relacja jest bardziej niepewna. Nigdy nie powiedział mu, że żałuje, iż Kazunari wyznał mu swoje uczucia.

Szanował je.

Nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale on naprawdę je szanował.

Po prostu z miłością nie da się walczyć – każdy z nich to wiedział.

- Tym razem...- zaczął Takao, przełykając ślinę. Spojrzał na swój telefon, po czym bardzo powolnym ruchem położył go na otwartej dłoni Miyajiego.- Tym razem nie oddzwonię. Ale… chyba nie robię tego dla siebie. Wiem, że nie cierpisz Midorimy. A ponieważ uratowałeś mnie tej nocy i wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej, to posłucham cię i wyjątkowo nie oddzwonię do niego.

- Nie do końca mi to odpowiada, ale cóż, zadowolę się i tym.- Kiyoshi skrzywił się, chowając komórkę Takao do kieszeni swoich dżinsów.- Uważam, że powinieneś wyprowadzić się od niego i dać sobie spokój z trwaniem w tej chorej relacji, ale też nie mogę cię do niczego zmuszać, a jako twój przyjaciel jestem skazany na wspieranie cię.

- Wcale nie jesteś „skazany”!- burknął Takao, niezadowolony.- Przyjaźnisz się ze mną z własnej woli, to że dodajesz mi otuchy to twój przywilej!

- Ta, przywilej moja dupa – prychnął Miyaji, ale uśmiechnął się.- Wyłączam twój telefon i chowam go tam, gdzie twoje jastrzębie oko nie sięga, a potem idę się wykąpać i możemy jeszcze pogadać przed snem. Jest dość późno, więc chyba nie powinniśmy przesadzać…

- Jezu, rzeczywiście – bąknął Takao, zdążając jeszcze zobaczyć godzinę na ekranie swojej komórki, nim Kiyoshi ją wyłączył.- To ja w tym czasie rozłożę sofę…

- Wybacz, że nadal nie mam futonu.

- Ciekawe, gdzie ty byś chciał go pomieścić w tym ciasnym mieszkanku – prychnął Takao, gdy obaj podnieśli się i brunet zaczął ściągać z sofy ozdobne poduszki.- Zresztą, co u ciebie nocuję, to przecież śpimy razem i jakoś nigdy nam to nie przeszkadzało.

- Mi na pewno nie…

- Co mówiłeś?

- Gówno.- Kiyoshi odwrócił się bezceremonialnie.- Idę się kąpać.

- A, okej! A mogę spać przy ścianie? Miyaji!

- Obojętne mi to!

Takao skinął z zadowoleniem głową.

Humor trochę mu się poprawił.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń