[NWW] 9. Ósme.

30 listopada, piątek; 14:00

Ósme



Drodzy Wierni i Niewierni.

Wczoraj rano pod moim ostatnim postem nasiliły się komentarze oskarżające mnie o mordowanie ludzi – nieważne już, czy przeze mnie, czy za pośrednictwem znanego bądź nieznanego mi czytelnika. Choć moje zapewnienie zapewne was nie uspokoi, to jednak pragnę wyjaśnić, że nie znam żadnego mojego czytelnika – a jeżeli mój blog czyta ktoś, kogo znam, to nie jestem tego świadom. Od jakiegoś czasu staram się unikać kontaktów z ludźmi, zwłaszcza z moimi znajomymi, ponieważ w życiu realnym nie mogę (ze względów oczywistych, jak sądzę) poruszać tematu bloga, który stał się w zasadzie „top” na liście medialnych reportaży i wywiadów.

Niewiele wam da również zapewnienie, iż to nie ja stoją bezpośrednio za morderstwami, choć, jak już wspomniałem w jednym z moich poprzednich postów, czuję się za nie odpowiedzialny.

Aczkolwiek rozumiem, dlaczego komentarze tego rodzaju tak się nasiliły.

Do mnie również dotarły wieści o zwłokach Genty Takeuchiego, znalezionych w rzece przeszło dwa dni temu, okrutnie pokaleczonych. Nie zasługiwał na taką śmierć, choć jego osobowość i charakter nie były chwalebne. Oby jednak dobry Bóg wybaczył mu grzechy, a Święty Piotr otworzył przed nim bramy Nieba.

Rozumiem wasze oburzenie i strach. Każdy z moich rozmówców ma przecież rodzinę, i nikt nie wie, kto następny odejdzie do Naszego Pana. Wierzę jednak, że Bóg ochroni niewinnych, i że nie mamy się czym martwić. 

Człowiekiem, którego chcę wam dzisiaj przedstawić, jest wpływowy mężczyzna, biznesmen i krytyk literacki, pan Akashi Seijuurou. Zaaranżowanie z nim spotkania było prawie niemożliwe i długo na nie czekałem, ale w końcu doczekałem się luki w kalendarzu spotkań Akashiego-san, i jego sekretarka, po wcześniejszej konsultacji z pracodawcą, umówiła mnie z nim na spotkanie w jego biurze.

Ze zdjęć oraz krótkich wywiadów w różnego rodzaju mediach Akashi-san zawsze jawił mi się jako człowiek poważny i konkretny. Nic zresztą dziwnego, skoro był biznesmenem – musiał mieć przysłowiowo głowę na karku, a ponieważ był do tego znanym krytykiem literackim, specjalizującym się w zasadzie w każdym gatunku książek, Akashi-san był nad wyraz elokwentny. 

Moja wizyta była jednak nie oficjalnym spotkaniem z „kolegą po fachu”, a raczej zupełnie prywatnym, z kimś ze znacznie uboższych sfer, nawet nie dziennikarzem. Przedstawiłem się bowiem jako Hayama Kotarou i wyjaśniłem szczerze i bez ogródek, że piszę biografię księdza Kuroko Tetsuyi, by oczyścić nieco jego dobre imię.

Wczytajcie się, proszę, w ten wywiad. Jest on bowiem nie tylko bogaty w informacje, ale również najprawdopodobniej przedstawia każdego z was.

Dziękuję za spotkanie, Akashi-san.
Być może to ja powinienem raczej dziękować panu – odparł mężczyzna, lekko się uśmiechnąwszy.- Znałem księdza dobrze i słyszałem o nim wiele strasznych rzeczy po jego śmierci. Cieszę się, że ktoś postanowił iść pod prąd i przeciwstawić się plotkom naszego społeczeństwa.
Na początku chciałbym wyjaśnić, w jaki sposób do pana dotarłem – powiedziałem, szykując się do robienia notatek. Akashi-san zgodził się, bym rozmowę również nagrał, dzięki czemu wy, czytelnicy, znów możecie odsłuchać dowód na moje spotkanie z nim.- Droga była dosyć długa. Wiedziałem, że ksiądz Kuroko opiekował się dziećmi z Sierocińca, znajdującego się tuż przy Kościele. Poszedłem tam, by porozmawiać z dziećmi, które mogłyby go jeszcze pamiętać. Od jednej z najstarszych dziewczynek dowiedziałem się, że ksiądz Kuroko był szczególnie blisko z jednym z podopiecznych, Ogi...
Ogiwarą Shigehiro – dokończył za mnie Akashi.- Prawdę mówiąc, odkąd moja sekretarka powiadomiła mnie o pańskiej prośbie, tak też sądziłem, że to właśnie przez niego trafił pan do mnie.
Och, doprawdy?- byłem szczerze zaskoczony jego domysłem.- Dlaczego tak, jeśli mogę wiedzieć?
Ponieważ w gruncie rzeczy o moich kontaktach z Kuroko Tetsuyą wiedział głównie Shigehiro – wyjaśnił łagodnym tonem Akashi.- Naturalnie, opiekunki sierocińca również wiedziały, ale pracownicy mają ścisły zakaz wyjawiania nazwisk anonimowych darczyńców. Nawet, jeśli już przestaną nimi być. Wobec tego domyśliłem się, że informacje zdobył pan od tego chłopaka. Opiekunki nie złamałyby prawa.
To rzeczywiście logiczne – zauważyłem.- Choć przyznam, że nawet nie miałem pojęcia, że opiekunki mają taki zakaz.
Raczej niewielu interesuje się tematem darczyńców.- Akashi uśmiechnął się pogodnie, na co zareagowałem odrobiną zaskoczenia. Jak wspomniałem, wydawał mi się poważnym i elokwentnym człowiekiem, tymczasem póki co odbierałem jego zachowanie jako sympatyczne i ciepłe.
Rozumiem. Wróćmy do głównego bohatera naszej rozmowy, księdza Kuroko Tetsuyi. Jak długo pan go znał?
Niezbyt długo – odparł Akashi.- Mniej więcej od momentu, w którym Kuroko wziął pod opiekę sierociniec. Niewiele osób tak uważa, ale w świetle prawa można nazywać Kuroko jawnym darczyńcą ośrodka. Jakby nie patrzeć, ofiarę z kościoła przeznaczał na sierociniec; odbudował plac do koszykówki, wspomagał finansowo dzieciaki, organizował zbiórki żywności i ubrań. Wiele ludzi zresztą na nie przychodziło. Często zdarzało się, że część rzeczy i jedzenia wysyłał do innych sierocińców.
Sugerując się nazwą „anonimowy darczyńca” domyślam się, że nie bywał pan w sierocińcu zbyt często?
Starałem się jeździć tam przynajmniej raz w miesiącu, choć bywało to niemożliwe. Nie miałem oczywiście bezpośredniego kontaktu z dziećmi; odwiedzałem opiekunki, by dopilnować spraw finansowych. Jeżeli akurat miały jakieś niezapłacone rachunki, opłacałem je, pewne kwoty również wpłacałem na konto ośrodka, by mogło dalej funkcjonować, część przeznaczałem również na prezenty dla dzieciaków, których urodziny się zbliżały, no i oczywiście na święta.
Sytuacja sierocińca była aż tak kiepska?
Był to jeden z najbiedniejszych sierocińców w mieście.- Akashi skinął głową.- Miał dwóch anonimowych darczyńców i, oczywiście, księdza. Ponieważ ośrodek był duży, praktycznie zawsze wszystkie pokoje były zapełnione. Dzieciaki spały po trzy osoby w jednym pokoju, czasem nawet trzeba było dostawiać łóżka polowe.
I księdza Kuroko poznał pan podczas jednej ze swoich wizyt?
Zgadza się. To było przed Bożym Narodzeniem, kiedy Kuroko odwiedzał dzieci najczęściej. Wiadomo, świąteczna gorączka wprawia dzieciaki w entuzjazm i podniecenie. Kuroko opowiadań im różne bożonarodzeniowe historyjki, poza tym też mówił o samych narodzinach Chrystusa, wiadomo... księże sprawy.- Akashi wzruszył lekko ramionami.
Proszę wybaczyć osobiste pytanie, ale czy jest pan wierzący?
Nie.
Więc nie był pan wiernym księdza Kuroko?
Nie.- Potwierdził, skinąwszy głową.- Często zachęcał mnie do odwiedzenia go w kościele podczas mszy. Twierdził, że nawet jeśli nie wierzę w Boga, to każdy wierzy przecież w ludzi. A najlepiej jest wierzyć w prosty lud.
Ale widywaliście się przeszło raz w miesiącu, jeżeli okoliczności sprzyjały, tak?- Chciałem się upewnić.
Utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny – wyjaśnił Akashi.- Opiekunki stale miały na głowie dzieci pod opieką, a Kuroko, jeżeli akurat ich nie odwiedzał, nie odprawiał mszy lub nie modlił się, to był pod telefonem. Umówiliśmy się, że będę dzwonił do niego od czasu do czasu, by upewnić się, że w sierocińcu dobrze się dzieje.
Czy były to jedynie kontakty z rodzaju tych „profesjonalnych”, czy może udało wam się zaprzyjaźnić?
O tak, z Kuroko ciężko było się nie zaprzyjaźnić.- Akashi uśmiechnął się szerzej.- Miał specyficzne poczucie humoru, przez co większość brała go raczej za bardzo spokojnego człowieka, nie znającego się na żartach. Jego żarty jednak zawsze były okolicznościowe, a niestety niewielu je rozumiało. Głównie jednak był po prostu dobrym i uczynnym mężczyzną. Lubił pomagać, nie tylko dzieciom. Jego wierni przychodzili do niego w wielu sprawach. 
Czy to znaczy, że ksiądz Kuroko opowiadał panu o sobie? Na przykład właśnie o tym, że wierni przychodzą do niego po rady?
Tak, sporo mi o sobie opowiadał. Głównie rozmawialiśmy o dzieciach, ale sam temat dzieci zwykle nawiązywał do dzieciństwa, dzieciństwo do znajomych oraz do przygód, przygody do zabawnych lub smutnych zdarzeń. W zasadzie to jednak ja pierwszy otworzyłem się przed Kuroko. Miał w sobie pewien urok z rodzaju tych naprawdę wyjątkowych. Kiedy człowiek, w towarzystwie takiej osoby, po prostu czuje, że może powiedzieć wszystko, i że poza tą jedną parą uszu, żadna inna nie usłyszy jego zwierzeń.
Można więc powiedzieć, że byliście bliskimi przyjaciółmi?
Można tak powiedzieć.
Proszę mi wobec tego wybaczyć, że być może poruszę bolesne struny, ale... jak zareagował pan na wieść, że ksiądz Kuroko jest homoseksualistą?
Wiedziałem o tym już wcześniej – powiedział Akashi.
Naprawdę?- Byłem szczerze zdziwiony.
Jak mówiłem, byliśmy całkiem bliskimi przyjaciółmi. Być może ja również mam w sobie ten urok, że można mi ufać. Kuroko przyznał mi się do homoseksualizmu. 
Czy... czy możliwe jest również, że poznał pan rzekomego kochanka księdza Kuroko?
Nie osobiście – przyznał Akashi.- Ale Kuroko wspomniał mi podczas jednej z naszych rozmów – raz tylko – że w jego życiu jest ktoś wyjątkowy. Ktoś, kogo darzy silnym uczuciem... ale tylko uczuciem – dodał łagodnie.- Wbrew wszystkim plotkom, Kuroko nie złamał ślubowania czystości. Wierzyłem mu. Wierzę w to nadal.
Rozumiem... Więc... Dlaczego przestał pan być darczyńcą sierocińca po tym, jak prawda o księdzu wyszła na jaw?
Po tym?- Teraz to Akashi wydawał się być zaskoczony.- Ach, tak... Rzeczywiście. Zapomniałem, że tamte wydarzenia zbiegły się w czasie. Głupi przypadek – westchnął mężczyzna.- Przestałem być darczyńcą, ponieważ na jaw wyszło, że opiekunki, mówiąc kolokwialnie, kantowały mnie. Finansowo, oczywiście. Po ich zwolnieniu sierociniec nagle stał się zaskakująco „bogaty”, wobec czego zdecydowałem, że nie muszę już ich wspomagać. Zostałem darczyńcą innego.
Czyli nadal miał pan kontakt z księdzem Kuroko?
Tak. Kuroko nie było łatwo. Cieszył się, że nadal ma chociaż tę garstkę wiernych, ale stracił możliwość opieki nad dziećmi, które tak kochał. Było mu ciężko. Starałem się go wspierać, również finansowo, ponieważ utrzymanie parafii swoje kosztuje. Kuroko był temu przeciwny, więc czasem wysyłałem moich zaufanych pracowników, by dawali większe kwoty na ofiarę, ale pieniądze po czasie i tak trafiały z powrotem do mnie. 
Niestety, muszę teraz przejść do tego nieprzyjemnego tematu...- ostrzegłem Akashiego, a kiedy ten skinął głową ze zrozumieniem, zapytałem.- Jaka była pana reakcja na wieść o śmierci księdza?
Taka, jaka mogła być u przyjaciela – westchnął Akashi.- Bolało mnie to. Nie rozumiałem, dlaczego spotkał go taki okrutny los. Pomagał przecież tak wielu ludziom... nie zasłużył sobie na to.
Wie pan, że skazano za jego zabójstwo Hanamiyę Makoto?
Oczywiście. Choć powód wydawał mi się nieco naciągany... to jednak gdy pokazywali w telewizji tego mężczyznę, z wyglądu był dość... nieciekawy. 
Więc uwierzył pan, że to on?
Kiedy nie ma innych podejrzanych, to w co innego można wierzyć?- W oczach Akashiego widać było wiele emocji. Żałuję, że nie możecie zobaczyć tego wy, czytelnicy.
Czyli ksiądz Kuroko nie mówił panu, że kogoś się obawia, albo że ktoś sprawia mu problemy?
Ma pan na myśli przed śmiercią? Nie. 
A wcześniej?
Wcześniej owszem, choć nie wiem, czy mogę wyjawić nazwiska. Nie chcę mieć potem problemów. Ale Kuroko wspominał mi, że nagabywał go najpierw jeden dawny przyjaciel, potem drugi. Drugiego zresztą miałem nieprzyjemność poznać. Wyglądał groźnie, ale jego zachowanie wobec Kuroko było tak... tak... Nie wiem, jak to nazwać – westchnął.- Tamten mężczyzna chyba czołgałby się przed nim na kolanach podczas rozmowy, gdyby nie wyglądało to dziwnie. Traktował Kuroko jak świętego. Przypominał mi pod tym względem tamtego chłopaka, Shigehiro.
A więc Ogiwara-kun również traktował księdza z pobożnością? Ponoć po tym, jak dowiedział się o jego homoseksualizmie, mieli poważną sprzeczkę.
Sprzeczkę?- Akashi uniósł sceptycznie brew.- Chłopak podpalił ołtarz w kościele.
Proszę?- Spojrzałem z niedowierzaniem na Akashiego.
Oczywiście, najpierw była awantura. Akurat wysłałem na tamtą mszę jednego z moich pracowników. Kiedy Kuroko żegnał wiernych w drzwiach, przybiegł ten chłopak i zrobił mu awanturę, jak doniósł mi wówczas mój pracownik. Skończyło się jakąś bójką z innym wiernym, a następnego dnia przed mszą ktoś podpalił narzuty na ołtarzu. Z zewnątrz widziano Shigehiro, jak biegł do sierocińca.
Chce pan powiedzieć, że aż tak był zły na księdza za jego homoseksualizm?
Cóż, tego nie mogę wiedzieć – mruknął Akashi.- Ale, szczerze mówiąc, nigdy za nim nie przepadałem. Niepokoiło mnie to, w jaki sposób patrzy na Kuroko. Jakby naprawdę był Świętym. Uczepił się go, wielbił i stale naśladował. Opiekunki mówiły mi, że czasem nawet prawił własne kazania w sierocińcu. Kuroko cieszył się, że chłopak jest taki wierzący, ale ja momentami się go bałem. Miałem wrażenie, że uważa Kuroko za swoją własność. Nawet ze mną kiedyś przeprowadził rozmowę, bo, jak powiedział „chce się upewnić, że nie mam złego wpływu na księdza Kuroko”.

W tym momencie pomyślałem o tym, co usłyszałem od Genty Takeuchiego – w jaki sposób zmarł ksiądz Kuroko. W czasie, gdy rozmawiałem z Akashim, mój blog nie istniał i wierzyłem, że całe społeczeństwo zna tę łagodniejszą przyczynę śmierci.

Opowieść Akashiego naprowadziła mnie na pewne domysły. Z tego, co mówił mężczyzna wynikało, że Ogiwara Shigehiro był oddany księdzu, był nie tyle jego wiernym, co raczej wyznawcą. Według opisu Akashiego chłopak jawił mi się raczej jako zwolennik guru.

Patrząc wobec tego w jaki sposób zginął ksiądz Kuroko – jakby to był rytuał – w mojej głowie pojawiły się wizje, które być może i w waszych umysłach rodzą się właśnie teraz...

A czy sam ksiądz Kuroko zwierzył się może panu ze sprzeczki z Ogiwarą-kun?- zapytałem.
Po tym, jak mój pracownik o wszystkim mi opowiedział, przy najbliższej okazji, kiedy dzwoniłem do Kuroko, zapytałem go, jak się miewa Shigehiro. Ale Kuroko powiedział tylko, że chyba jest na niego zły, ponieważ przestał go odwiedzać. Nie wspomniał o awanturze, ani o podpaleniu ołtarza.
W zasadzie jednak nie ma pewności, że to Shigehiro?
Byli świadkowie, którzy widzieli go, jak wybiega z kościoła, gdy ci szli na mszę. Wątpię, by Kuroko sam miał podpalić ołtarz, a mężczyzna, który u niego sprzątał, przychodził wcześnie rano i wychodził jeszcze przed otwarciem kościoła.
Czyli ksiądz Kuroko po otworzeniu kościoła szedł się przygotować?
Tak. Zawsze był zdania, że ludzie mają prawo wejść do kościoła przed mszą i w ciszy się pomodlić. Tak samo po zakończeniu ostatniej mszy, czekał aż do dwudziestej trzeciej, kiedy każdy wierny w spokoju się pomodli i odejdzie. Nigdy też nikogo nie poganiał.
Proszę wybaczyć mi moją śmiałość i, być może nawet bezczelność, ale dlaczego mówiąc o duchownym, wyraża się pan o nim tak bezpośrednio, nie tytułując go księdzem?- zapytałem.
Prawdę mówiąc, nigdy się do niego nie zwracałem per „ojcze Kuroko”, czy też „proszę księdza”. Jak mówiłem, nie wierzę w Boga, a Kuroko o tym wiedział. Nie traktowałem go jak duchownego, tylko jak zwykłego przyjaciela. Dlatego właśnie mówiłem mu po nazwisku. Nigdy mu to nie przeszkadzało.
Rozumiem – powiedziałem, wciąż nieco zbyt pochłonięty myśleniem o Ogiwarze.- Na początku naszej rozmowy powiedział pan, że „być może to pan powinien mi podziękować” za to, że próbuję oczyścić dobre imię księdza. Czy może pan to rozwinąć?

Akashi westchnął ciężko i milczał przez chwilę, patrząc we własne złączone dłonie. Odezwał się dopiero po niespełna minucie.

Mówiąc szczerze, czuję się winny tego, że Kuroko nie żyje – powiedział Akashi.- Odkąd dowiedziałem się o jego śmierci, zacząłem czuć coś w rodzaju żalu do samego siebie... że nie chodziłem do niego na msze, że nie obserwowałem go w jego codziennym życiu. Słuchałem jedynie opowieści, a kiedy działo się najgorsze, w gruncie rzeczy nie było mnie przy nim. To naturalne, że czasami człowiek nie chce mówić o tym, co złego go spotyka. Być może nie chce martwić innych, być może wstydzi się tego, że dzieje mu się krzywda, być może bagatelizuje pewne sprawy, uważa, że wszystko samo się naprawi... A może po prostu nie chce powiedzieć prawdy, ponieważ się boi. Osądu ludzi. Wyśmiania. Pogardy. Czy właśnie nie to spotkało Kuroko już wcześniej? Kiedy ludzie dowiedzieli się o jego homoseksualizmie, obrzucili go obelgami, zaczęli go wyśmiewać i gardzić nim. Wierni odwrócili się od niego, ponieważ reszta społeczeństwa obsmarowała księdza w mediach. Nikt nie chciał mieć do czynienia z księdzem-gejem... Nawet jeśli wciąż go kochali. Nawet jeśli wciąż kierowali się jego radami i kazaniami. Udawali, że go nienawidzą, pluli na ulicy, gdy go mijali, a jednak żyli według jego wskazówek. Powinienem był walczyć z tymi plotkami i od razu powiedzieć, jaki był Kuroko. Nawet nie jako ksiądz, ale jako przyjaciel. Powinienem przypomnieć im wszystkim, co dla nich zrobił – nie tylko dla wiernych, ale dla matek i ojców, którzy oddali swoje dzieci do sierocińca. Kuroko opiekował się nimi, zapewniał im wyżywienie i ubrania, zapewniał im zabawę i przede wszystkim darzył uczuciem, na które samych rodziców nie było stać. Powinienem uświadomić ludziom, że to oni sami są winni śmierci Kuroko... bo on umierał już od dawna.- Akashi spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.- Ale nie zrobiłem nic. A powinienem był.

Wyznanie Akashiego wstrząsnęło mnie swoją prostotą i szczerością, a przede wszystkim niezwykle mnie wzruszyło. Nie ukrywałem łez, kiedy Akashi skończył mówić, a kiedy się z nim żegnałem, uściskałem jego dłoń serdecznie i opuściłem jego dom z ciężkim umysłem, lecz lekkością w sercu.

Jestem pewien, że na zakończenie tego postu nie muszę nic dodawać. Akashi-san wyraził wystarczająco wiele i jestem przekonany, że dotrze to do każdego z was.

Odkrycie prawdy przesuwam więc do następnego posta – który będzie jednocześnie ostatnim na moim blogu. Czeka was poznanie rozmowy z jeszcze jednym człowiekiem, kimś, kogo nie chciałem przedstawiać, lecz po rozmowie z Akashim zmieniłem zdanie i postanowiłem to uczynić.

Będzie to rozmowa ze mną.

Wiernym.


Autor: Wierny





KOMENTARZE:
(…) zobacz wszystkie komentarze (251)

30.11.2018; 15:25
anonim: o kurwa

30.11.2018; 15:27
anonim: To Ogiwara zabił??

30.11.2018; 15:27
anonim: to ogiwara?

30.11.2018; 15:29
Dobry: Chyba wiem, o jakie wizje w głowie chodziło Wiernemu... Ale, Jezu, serio? Teraz to już naprawdę chcę wiedzieć wszystko! 

30.11.2018; 15:30
Tsukine: To wygląda naprawdę podejrzanie... ale mnie się zdaje, że to był Aomine. Przecież Akashi-dono powiedział, że ten człowiek by się czołgał przed księdzem Kuroko. Może kiedy ksiądz go odrzucił i wyrzucił z kościoła, Aomine postanowił się zemścić? Nawet przyznał się, że zabił księdza Kuroko... Może wcale nie miał na myśli dawnych krzywd, jakie mu wyrządzał, tylko prawdziwe morderstwo?

30.11.2018; 15:32
ty_chuju: to ogiwara?

30.11.2018; 15:32
ty_chuju: to ogiwara?

30.11.2018; 15:32
ty_chuju: to ogiwara?

30.11.2018; 15:33
Ayu: @Tsukine Ja też uważam, że to sprawka Aomine... To dorosły facet, a Ogiwara pięć lat temu był tylko zwykłym chłopakiem, szczeniakiem wręcz. Nie zrobiłby czegoś takiego... A ten Aomine mi się od początku straszny wydawał...

30.11.2018; 15:35
anonim: to Aomine, na bank!!!

30.11.2018; 15:33
anonim: Aomine!!!!

30.11.2018; 15:33
SomeOne: A może Akashi? Tylko udaje, że przyjaźnił się z Kuroko a tak naprawdę to był zakochany w nim, nakrył go z innym i ciach-ciach






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń