[PPR] Rozdział czwarty



Achh...~ Oo... Aaach!... U-uhh...- jęczałem głośno, wyginając kręgosłup przy spazmatycznych wdechach, wiercąc się na swoim łóżku i kurczowo zaciskając palce na kołdrze.
Kise...
Aaach~! 
Aominecchi wydał z siebie ciężkie westchnienie. Widziałem, że przygląda mi się zmrużonymi oczami, a ja tonąłem w ich granatowej głębi, błagając niemo, by skrócił moje męki i cierpienia i...
Rośnie w oczach – mruknął.
A... Aominecchi? 
Trzydzieści osiem i pół – wyjaśnił, wbijając wzrok w trzymany w dłoniach termometr, który dopiero co wyjął spod mojej pachy. 
Wiedziałem...- westchnąłem z jękiem.- Umieram, Aominecchi~! Ja umieram!
Będziesz umierał, jak ci powiem – burknął, odkładając termometr na szafkę nocną.- Poszukam jakichś innych leków na zbicie gorączki i zrobię ci herbatę...
Gardło mnie boli – jęknąłem, rzucając głową na prawo i lewo.- Czuję się taki do dupy! Czuję, że umieram! Nie mam na nic sił! Nienawidzę być chory!
Zamknąłem jadaczkę, kiedy w moim pokoju rozległo się ciche, jakby nieśmiałe pukanie. Wraz z Aominecchim spojrzeliśmy w tamtym kierunku i zobaczyliśmy Kurokocchiego, który zaglądał niepewnie do środka.
Uhm, słyszałem jakieś dziwne jęki...
Och, Kurokocchi, ty nie w pracy?- zapytałem, topiąc się we własnych smarkach.
W firmie nie ma prądu, więc puścili wszystkich do domu – odparł Kurokocchi, wchodząc do środka.- Nie wyglądasz za dobrze, Kise-kun...
Ma prawie trzydzieści dziewięć stopni gorączki – powiedział Aominecchi, podpierając się lewą ręką o biodro i patrząc na mnie niemalże karcąco.- Wyłazi to twoje zasypianie w salonie przed telewizorem!
Nad pracą, chciałeś powiedzieć!- Rozkaszlałem się z oburzeniem. 
Mamy coś na zbicie gorączki?- zapytał Tetsuya.
Łyknął ostatnią pigułkę, ale powinny być jeszcze jakieś inne tabletki – mruknął w zastanowieniu Aominecchi, drapiąc się po brodzie.- Choć nie gwarantuję, że nie są przeterminowane...
Widziałem aptekę po drodze, podjadę po jakieś leki – stwierdził Kurokocchi.
Nie musisz się fatygować, Kurokocchi...!
A ja chcę, żeby się pofatygował, bo nie mam zamiaru cały dzień wysłuchiwać twoich jęków – odparł rzeczowym tonem Aomine, krzyżując silne ramiona na klatce piersiowej.
Znowu nie idziesz do pracy?- burknąłem obrażonym tonem.
Mam urlop.
U...?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
Bo nie pytałeś.
Uuugh...!
Za dziesięć minut będę z powrotem – wtrącił Kurokocchi, posyłając mi lekki uśmiech.- Potrzebujesz czegoś jeszcze, Kise-kun?
Ze sklepu nie, ale otwórzcie mi okno~ - jęknąłem przeciągle, znów zaczynając rzucać się po łóżku.- Duszno tu jak w...!
Zapomnij – uciął Aominecchi.- Masz się wygrzać i wypocić. Poza tym myśl też o nas! Chyba nie chcesz, żebyśmy się z Kuroko też pochorowali, prawda?
Uhh...- jęknąłem, czując, że moja skóra roztapia się jak na patelni. 
Spróbuj się zdrzemnąć – nakazał mi Aominecchi, po czym wyszedł z mojego pokoju. Kurokocchi posłał mi pełen współczucia uśmiech, po czym również wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Że też akurat dzisiaj musiałem się pochorować! Minęło kilka dni od przeprowadzki Kurokocchiego, nadszedł już wtorek. Ja i Kurokocchi mieliśmy wyjść jutro razem na miasto i porozmawiać o dawnych czasach, ale czułem się tak fatalnie, iż miałem wrażenie, że naprawdę nie dożyję choćby do obiadu. Którego pewnie i tak nie zjem, bo na nic nie miałem apetytu, a nawet jeśli Aominecchi siłą wpakował we mnie bułkę na śniadanie, to i tak miałem wrażenie, że przeżuwam bezsmakowe... coś. 
Zza drzwi pokoju dobiegały mnie odgłosy zakładanych butów i płaszcza, a po chwili otwieranych i zamykanych drzwi. Nie chciałem, żeby Kurokocchi specjalnie fatygował się do apteki, ale Aominecchi miał rację: nie chciałem ich obu zarazić, a przecież obecnie byłem jednym, wielkim, chodzącym... czy raczej na chwilę obecną leżącym... zarazkiem. 
Z westchnieniem zamknąłem powoli oczy, postanawiając podjąć próbę zaśnięcia. Może jeśli jakoś to odeśpię, zakopany pod kołdrą, to choć trochę mi przejdzie. Jak się obudzę, wezmę leki i...
W mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Gość? Może Aominecchi zaprosił dziewczynę i dlatego był wkurzony, że niespodziewanie ja i Kurokocchi zostajemy jednak w domu. Z tego co wiedziałem, od jakiegoś miesiąca umawiał się z jakąś cytatą brunetką... 
… dupie to mam, gdzie on jest?!- dało się słabo słyszeć przez drzwi. Głos z pewnością należał do mężczyzny, ale nie był to głos Aominecchiego.
Yy. U siebie, ale...
Zejdź mi z drogi, nie mam czasu!
W korytarzu rozległ się jakiś cichy łoskot, a potem usłyszałem wyraźnie rozzłoszczone tupanie. Obróciłem głowę w kierunku drzwi mojego pokoju, marszcząc lekko brwi, gdy te nagle rozwarły się gwałtownie i u progu zobaczyłem...
Mojego szefa.
Ka... Kasamatsu-senpai?- wymamrotałem.
Kise!- warknął wściekle, podchodząc do mnie i mierząc mnie spojrzeniem od góry do dołu.
Ugh... Prosiłem, żeby Aominecchi napisał ci, że jestem chory...
Napisałem!- warknął Daiki, wchodząc do pokoju za moim szefem.
Szefie?- Spojrzałem bez zrozumienia na mojego szefa. Był niższy ode mnie (choć aktualnie sporo nade mną górował i wyglądał jeszcze bardziej przerażająco, niż zwykle), miał krótkie postrzępione czarne włosy i praktycznie wiecznie zimne spojrzenie niebieskich oczu. 
Co?- warknął, biorąc się pod boki.- Myślisz, że tak po prostu uwierzyłem w tę wiadomość? Skąd miałem wiedzieć, czy nie kłamiesz, bo ci się znowu do roboty nie chce przyjść?!
Przecież jestem codziennie, kiedy muszę!- wykrzyknąłem słabo.- Nie przychodzę tylko wtedy, kiedy sam mi dajesz wolne!
Przymknij się, bo cię walnę!- warknął.- Nie zrobię tego tylko dlatego, że widać, że na serio jesteś chory!
No to walniesz go, czy jednak nie?- Aominecchi spojrzał na niego, ogłupiały.
Nie z tobą rozmawiam!- warknął Kasamatsu, patrząc na niego.- Czemu on jest w takim stanie?!
Przecież nie ze mną rozmawiasz, to po kiego grzyba mnie pytasz?!- wkurzył się Daiki.
Nie pyskuj, tylko odpowiadaj!
Po prostu złapał przeziębienie, no co ci poradzę?! Gorączkę ma!
Ile stopni?- Kasamatsu-senpai podszedł do szafki nocnej i wziął do ręki termometr.
Trzydzieści osiem i pół, jak ostatnio sprawdzałem – burknął w odpowiedzi mój współlokator.
Daliście mu coś na zbicie gorączki?
Tak, ale nie zadziałało. Kuroko poszedł po inne tabletki...
Tabletkami się go nie wyleczy, tu trzeba domowych sposobów!- prychnął Kasamatsu, trzepiąc termometrem, by zbić wcześniejszy wykaz temperatury. Po chwili pochylił się nade mną i, odsunąwszy materiał mojego T-shirta, wsunął mi termometr pod pachę.- Trzeba cię rozgrzać od środka. Przykryj się i leż tutaj, dopóki nie przyjdę. 
Kasamatsu wyszedł z mojego pokoju. Aominecchi mierzył go wzrokiem z zębami na wierzchu, kiedy mój szef przechodził obok niego; widać było, że kieruje się do kuchni. Znał rozkład pomieszczeń w naszym mieszkaniu, bo już parę razy tutaj bywał, szczególnie wtedy, gdy troszkę spóźniałem się z oddawaniem pracy – bo zwykłem oddawać „na ostatnią chwilę”, a szef wolał mieć skończoną pracę kilka dni przed terminem.
Panoszy się, jakby był u siebie!- parsknął z niezadowoleniem.
Chyba się trochę o mnie martwi, hehe~! - Uśmiechnąłem się lekko, mimo wszystko zauroczony zachowaniem szefa. Zwykle krzyczał na mnie i o wszystko mnie opieprzał, ale widać było, że jak trzeba, to chce o mnie zadbać osobiście. To było takie kochane z jego strony! 
Jeszcze tylko twojego byłego faceta tu brakuje i mieszkanie będzie pełne! Zaraz nie starczy dla mnie miejsca, może ja wyjdę, co? Urlop mam, co mi szkodzi, pójdę się zdrzemnąć na ławkę do parku...
Aominecchi, nie bądź taki kąśliwy – mruknąłem, wystawiając usta w dzióbek. Uśmiechnąłem się do niego lekko.- Zrobisz mi herbatkę~? 
Idź spać – warknął, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z mojego pokoju.
Prychnąłem na niego pogardliwie, odwracając głowę w drugą stronę, urażony. Planowałem obrazić się na niego na parę godzin, ale jakoś tak nie potrafiłem – mimo wszystko wiedziałem, że Aominecchi też na swój sposób się o mnie troszczy. Chociażby przez to, że siłą wpakował we mnie śniadanie rano, no i wcześniej chciał zrobić mi tę herbatę...
Wyglądało na to, że naprawdę mi się przysnęło, bo kiedy następnym razem otworzyły się drzwi mojego pokoju, na szafce nocnej stał kubek herbaty, a także buteleczka z syropem i trzy opakowania różnych tabletek. 
Do pokoju z kolei wszedł Kasamatsu-senpai, niosąc w dłoniach jakąś parującą miseczkę.
Jeszcze jesteś, Kasamatsu-senpai?- wymamrotałem, przecierając oczy.
Miałem wrażenie, że na czole mojego szefa pękła żyłka, gdy to powiedziałem, ale szef powstrzymał się od nakrzyczenia na mnie i skinął tylko głową, dając mi tym znak, bym się podniósł. 
Usiadłem ostrożnie, wzdychając ciężko – czułem się jak parujący gorącym dymem wulkan. Podniosłem sobie poduszkę i oparłem ją o ścianę, następnie układając na niej plecy. Słabymi dłońmi chwyciłem miseczkę, którą podał mi Kasamatsu – była pełna brązowiutkiego, pachnącego miso, w którym pływały kawałki pory, ale niestety nic poza tym. Sam bulion.
Dziękuję, Kasamatsu-senpai – wymamrotałem. Zapach ledwie czułem, ale wydawał mi się smakowity – ciekawe, co z samym smakiem?
To było smutne, że pierwsza rzecz jaką przygotował dla mnie mój szef, miała być pozbawiona smaku przez głupie przeziębienie...
Uchyliłem miseczkę przy ustach i wlałem w siebie ciepły napój bogów (uwielbiałem miso).
Ledwie bulion znalazł się w moich ustach, a ja zacisnąłem wargi i, wytrzeszczając oczy, wydałem z siebie krzyk poprzez wciąż zamknięte usta:
Mhhhmmmm!!!
C-co?!- Kasamatsu drgnął nerwowo, patrząc na mnie z niepokojem.- Za gorąca?! A-ale sprawdzałem przecież, czy jest dobra do picia...!
Pospiesznie przełknąłem zupę i spojrzałem na mojego szefa błyszczącymi oczami.
Kasamatsu-senpai, to jest przepyszne!- wykrzyknąłem.- Myślałem, że nie poczuję smaku, bo jestem chory, ale to... to jest niebo w gębie!- Pospiesznie wypiłem duszkiem całą miseczkę, łącznie z kawałkami por. Sapnąwszy na koniec głośno, podałem naczynie szefowi.- Jeszcze!
Yukio z bardzo sceptyczną miną odebrał ode mnie miseczkę, po czym bez słowa odwrócił się i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił z nową porcją afrodyzjaku, w który wpatrywałem się jak głodny pies na smakołyk w rękach swego pana.
Ostrożnie, ta porcja jest cieplejsza – ostrzegł mnie Kasamatsu, podając mi miseczkę.
Mhm!- Pokiwałem głową, odbierając naczynko. Podmuchałem w zupę, po czym z pełną namaszczenia miną upiłem łyczek.- Mm... Kasamatsu-senpai, jesteś boskim kucharzem! Błagam, rób dla mnie bento do pracy~!
Przy-przymknij się, baranie, nie tak głośno!- warknął mój szef, spoglądając nerwowo na drzwi mojego pokoju, obecnie uchylone.
A gdzie reszta?- zapytałem, nie przejmując się jego karcącym tonem. Miseczkę miso trzymałem praktycznie pod nosem.
Aomine gdzieś wyszedł, a ten nowy siedzi w salonie i coś tam stuka w laptopie.
Kasamatsu-senpai był nie tylko moim szefem, ale też prawie-przyjacielem. Znał przyczynę, dla której porzuciłem poprzednią pracę, poza tym ze względu na to, że często wpadał do nas, by mnie pogonić z oddaniem sprawozdań i dokumentów, zawsze zatrzymywałem go na kawie czy herbacie. 
Był surowy i miał raczej wybuchowy temperament, czasami bywał wręcz agresywny i brutalny, ale wiedziałem, że w gruncie rzeczy to dobry człowiek, który zawsze dba o interesy swoich przyjaciół i stara się, by jego pracownicy mieli motywację i ambicje! 
Nawet jeśli to na mnie najczęściej się wydzierał, to i tak bardzo go lubiłem!
Właściwie... z racji tego, że Kasamatsu-senpai tyle o mnie wiedział, mogłem bez przeszkód nazwać go swoim przyjacielem.
Lepiej się czujesz? Spałeś tylko godzinę, ale wyglądasz w miarę dobrze.
Chyba lepiej – stwierdziłem z wahaniem.- Nadal czuję się osłabiony i mam zapchany nos, ale przynajmniej smak mi wrócił! Myślę, że twoje miso postawi mnie na nogi, Kasamatsu-senpai!
Mój szef zarumienił się lekko i odwrócił ode mnie wzrok. Nawet przez chwilę wydawało mi się, że może go uraziłem – może nie lubił, kiedy ktoś zachwalał jego gotowanie, bo na przykład czuł się wtedy jak kobieta? - ale szybko stwierdziłem, że to bez sensu, i że pewnie zwyczajnie go zawstydziłem.
Jakie to urocze~!
Kasamatsu-senpai, nie powinieneś wrócić do pracy?- zapytałem po chwili, patrząc na niego.- Nie chciałbym, żebyś zaniedbywał swoje obowiązki ze względu na mnie...
Mam dzisiaj wolne – odparł Yukio.- Dlatego, jak dostałem wiadomość, że cię nie będzie, postanowiłem to sobie sprawdzić. Masz szczęście, że nie wciskałeś mi kitu – dodał groźniejszym tonem.
Nigdy cię nie okłamałem, Kasamatsu-senpai!- powiedziałem, oburzony.- W każdym razie, to przemiłe z twojej strony, że się o mnie martwiłeś i przyszedłeś...
Wcale się nie...!
...ale czy nie miałeś żadnych planów na dzisiaj? Nie chcę, żebyś marnował przeze mnie swój wolny czas, w końcu tyle ostatnio pracujesz, Kasamatsu-senpai...
W firmie jest teraz mnóstwo obowiązków, nie mogę sobie pozwolić na śmierć pracownika – oznajmił stanowczym tonem.
Ech?- Zgłupiałem trochę.- Ale przecież to tylko przeziębienie...?
Kasamatsu spojrzał na mnie sceptycznie.
Czytałeś ty w ogóle, co napisał do mnie Aomine w twoim imieniu?
Zmarszczyłem powoli brwi, spoglądając podejrzliwie na komórkę, którą Aominecchi odłożył na moją szafkę nocną, abym miał ją pod ręką. Wziąłem ją teraz i odblokowałem ekran, by następnie otworzyć skrzynkę nadawczą i odczytać wiadomość Aominecchiego do mojego szefa.

Do: Kasamatsu-senpai ⭐⭐⭐
szefie mam raka nie dam rady żegnaj

UGH! AHOMINECCHI!- wydarłem się z całkiem zaskakującą siłą głosu.
Nie drzyj się, przecież mówiłem ci przed chwilą, że wyszedł!- fuknął na mnie Kasamatsu-senpai.
Co za kretyn, no!- jęknąłem, czerwieniąc się na twarzy bynajmniej nie z powodu gorączki.- Szefie, tak strasznie cię przepraszam! To nie ja to pisałem, przysięgam...!
Wiem, baranie, domyśliłem się – burknął Yukio.- Ale domyśliłem się też, że bez powodu nie dałbyś temu kretynowi swojego telefonu, więc postanowiłem sprawdzić, co jest na rzeczy.
Zabiję go jak tylko wróci – wycedziłem, zaciskając słabo pięść. Odłożyłem telefon na szafkę, po czym zacząłem z westchnieniem pocieszać się miso. 
Kasamatsu-senpai milczał przez chwilę, przyglądając mi się z taką miną jak zawsze: czyli jakbym był jakimś obrzydliwym robakiem pełznącym po ścianie, ale którego z jakiegoś powodu nie miał serca pacnąć kapciem. Przyzwyczaiłem się już do tego, poza tym wiedziałem, że to spojrzenie wcale nie oznacza, że Kasamatsu-sepai myśli o mnie w ten sam sposób.
Dziękuję za twoją opiekę, szefie – powiedziałem szczerze, spoglądając na niego.- Nie chcę cię tu przetrzymywać, myślę, że sobie poradzę...
Jesteś ofermą – stwierdził Yukio, a ja drgnąłem, czując się trochę zraniony.- Nie ufam Aomine, ten idiota pewnie da ci środki na przeczyszczenie, zamiast na przeziębienie. No a ten Kuroko jest tu nowy, nie? Wspominałeś, że mieszka z wami od niecałego tygodnia. Wątpię, żeby miał ochotę się tobą zajmować.
Och, Kurokocchi to mój przyjaciel z dzieciństwa – wyjaśniłem, uśmiechając się łagodnie do mojego szefa i przymykając oczy.- Mieliśmy ze sobą bardzo dobry kontakt, a teraz po latach przypadkowo spotkaliśmy się ponownie i chcemy odnowić dawne relacje.
Ach...- bąknął Kasamatsu, drapiąc się po karku.- Czyli to przyjaciel. W takim razie chyba nie muszę się m... yyy, męczyć z tobą.- Szef odchrząknął, wyglądając przez okno.- Kuruj się, ofermo. Jutro widzę cię w pracy, jasne?
Ech?- Spojrzałem z zaskoczeniem na Kasamatsu-senpai.- Jutro...? Koniecznie jutro?
Miso postawi cię na nogi, ale na wszelki wypadek weź też leki.- Yukio skinął głową w kierunku szafki nocnej, na której leżały opakowania tabletek oraz buteleczka z syropem na gardło.
A-ale jutro miałem mieć wolne...- wybąkałem. Jutro miałem wyjść z Kurokocchim, mieliśmy porozmawiać, opowiedzieć się sobie o tylu rzeczach!- Już mam plany...
Plany?- Kasamatsu spojrzał na mnie ze złością.- Jeśli zamierzałeś gdzieś wyjść, to lepiej wyjdź do pracy! Masz jutro odpracować swoją dzisiejszą nieobecność. Zostaje ci jeszcze czwartek wolny, więc swoje plany przełóż na ten dzień. 
Ugh...- Przybrałem smutną minkę, w nadziei, że to pomoże Yukio się nade mną zlitować (czasem działało, jeśli miał dobry humor), ale tym razem szef był nieustępliwy.
Widzimy się jutro – burknął, po czym wyszedł z mojego pokoju.
Westchnąłem ciężko, spoglądając smętnie na miseczkę miso w moich dłoniach. Drgnąłem nerwowo, po czym zawołałem jeszcze w kierunku zamkniętych drzwi:
Przynieś mi, proszę, więcej miso jutro do pracy, senpai!
Z odpowiedzią się nie spotkałem, ale wydawało mi się, że Kasamatsu usłyszał moje wołanie. Odłożyłem już puste naczynie na szafkę nocną, po czym położyłem się wygodnie na prawym boku i opatuliłem kołdrą, pogrążając się w myślach.
Strasznie długo czekałem na ten dzień...  Ja i Kurokocchi pierwszy raz od naszego niespodziewanego spotkania mieliśmy spędzić dłuższy czas razem, tylko we dwoje. Było tyle rzeczy, o które chciałem go zapytać, i tyle, o których sam chciałem mu opowiedzieć. A teraz, przez głupie przeziębienie, będziemy musieli przełożyć nasze spotkanie.
I znów będę musiał czekać.
Usłyszałem cichutkie, ledwie słyszalne pukanie.
Proszę – rzuciłem bezsilnie.
Drzwi uchyliły się i do środka zajrzał Tetsuya.
Mogę wejść, Kise-kun? Czy zamierzasz się przespać?
Wejdź, Kurokocchi – powiedziałem, uśmiechając się do niego lekko.- Nie jestem zbyt śpiący. 
Błękitnowłosy wszedł do środka i zamknął za sobą cicho drzwi. Z bijącym mocno sercem obserwowałem go, jak podchodził do mnie, po drodze zabierając krzesło od biurka i stawiając je przed moim łóżkiem. Usiadł na nim, posyłając mi łagodny uśmiech. 
Więc to był twój szef?- zagadnął.
Mhm! Yukio Kasamatsu-senpai.
Wydaje się być człowiekiem o dość... gorącym temperamencie – stwierdził ostrożnie Tetsuya.
Noo... taki jest – przyznałem, podnosząc się do pozycji siedzącej i marszcząc lekko brwi.- Ale w głębi serca ma... dobre serce – bąknąłem.
Kurokocchi uśmiechnął się do mnie czarująco, opierając się o oparcie krzesła. Wgapiłem się w niego, zaciskając ze sobą nerwowo dłonie. Kurokocchi był tu teraz, w tej chwili, w moim pokoju, na moim krześle! I patrzył na mnie! I uśmiechał się! 
Zupełnie, jakby to, co wydarzyło się w przeszłości, odeszło w zapomnienie.
Och...- Oklapłem nieco, zdając sobie sprawę z tego, że do naszej przeszłości trzeba będzie wkrótce wrócić – i że nie będzie to jutro.- Uhm... Kurokocchi...
Tak, Kise-kun?
Przepraszam, ale jutro jednak nie dam rady z tobą wyjść... Kasamatsu-senpai kazał mi przyjść do pracy i odrobić dzisiejszą nieobecność.
Rozumiem – powiedział Tetsuya, kiwając głową.- Najważniejsze, żebyś do jutra w ogóle wyzdrowiał. 
Mhm, senpai przygotował mi miso, jestem pewien, że postawi mnie na nogi! 
Wszystko, co jest przygotowywane z uczuciem, potrafi postawić na nogi – powiedział bardzo mądrze Kurokocchi, na co pokiwałem z entuzjazmem głową. Tetsuya przez chwilę patrzył na mnie, jakby trochę rozbawiony.
Kise-kun... - zaczął powoli Kurokocchi.- Czy masz teraz...?
Nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się i do środka zajrzał Aominecchi, trzymając w dłoni jakąś reklamówkę. Spojrzałem na niego z odrobiną irytacji – Kurokocchi miał właśnie o coś zapytać, a on tak brutalnie mu przerwał! - ale Daiki nic sobie z tego nie robił.
Byłem w sklepie – oznajmił, wchodząc do środka.
Nikt nie pytał!- burknąłem.
Lepiej się czujesz?
Uhm... mhm.- Pokiwałem głową, trochę skruszony, że tak na niego burczałem, a on się przecież o mnie martwił! 
Masz, kupiłem ci coś na nudę.- Aominecchi sięgnął do reklamówki i wyjął z niej jakiś rulon. Wręczył mi go do ręki, a kiedy rozwinąłem go, okazało się, że był to magazyn.
Oooch, najnowszy numer!- wykrzyknąłem z uśmiechem. Strasznie lubiłem to czasopismo, sporo w nim było o modzie i gwiazdach, gotowaniu, a także przydatnych „life-hackach”.- Zapomniałem, że wyjdzie w tym miesiącu! Dziękuję, Aominecchi~!
Hehe. Później mi za to oddasz.
Ta, oddam!- burknąłem, patrząc na niego ze złością.- To twoja rekompensata za tego głupiego SMSa do Kasamatsu-senpai! 
Aominecchi spojrzał na mnie dziwnie po czym, uśmiechając się nerwowo, wyszedł z mojego pokoju. Westchnąłem ciężko, odprowadzając go wzrokiem i kręcąc przy tym głową.
Ech, serio, czasem z nim nie mogę...- mruknąłem.- Ach! O co chciałeś zapytać, Kurokocchi?
Kurokocchi, który również odprowadził Daikiego wzrokiem, teraz spojrzał na mnie i rozchylił lekko usta. Uśmiechnął się łagodnie.
Chciałem zapytać, czy masz ochotę coś poczytać – powiedział.- Jak sam pewnie widziałeś, mam sporo książek, pomyślałem więc sobie, że coś ci pożyczę, jeśli będziesz się nudził.
Och, dziękuję!- Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością i uniosłem w dłoni mój magazyn.- Teraz już mam co czytać, ale jeśli skończę i będę się nudził, to dam ci znać, Kurokocchi!
Dobrze, Kise-kun – odparł Tetsuya, wstając.- W takim razie wracam do pracy. Aomine-kun prosił mnie dziś rano, żebym sprawdził, dlaczego jego laptop nie wychwytuje wi-fi.
Och, tylko nie zapomnij wziąć od niego kasy, jeśli coś będziesz naprawiał!- powiedziałem pospiesznie.- Lepiej go nie przyzwyczajać, że wszystko daje mu się za darmo. I nie wchodź w historię przeglądania!
Raczej się specjalnie przy tym nie namęczę, ale będę miał na uwadze twoją radę w przyszłości.- Kurokocchi odłożył krzesło na miejsce przy biurku, po czym po raz ostatni uśmiechnął się do mnie i wyszedł z mojego pokoju.
W sumie... skoro przyszedł tylko zapytać o to, czy pożyczyć mi jakąś książkę, to po co przysuwał sobie krzesło, na którym i tak niespecjalnie długo siedział? Taka myśl przemknęła mi po głowie, ale wzruszyłem tylko lekko ramionami po czym, moszcząc wygodnie plecy na poduszce, otworzyłem ulubiony magazyn i zacząłem przeglądać go w poszukiwaniu najfajniejszych artykułów.










* P.S – nie ma takiego słowa jak „brązowiutki” xD To tylko takie zdrobnienie, którego użyłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń