To był jeden z tych lipcowych wieczorów, ogrzany promieniami zachodzącego już słońca. Niebo skąpane było w odcieniach czerwieni, letni wiatr rozwiewał włosy i ochładzał twarz. Budynki w oddali zdawały się niknąć powoli w cieniach, a wokół dało się słyszeć jedynie cichy szum rzeki i dźwięk przejeżdżających po ścieżce opon roweru. Czułem przyjemny zapach rozkwitłych na brzegu zejścia do rzeki kwiatów, a także twoje dłonie, zaciskające się na moim swetrze.
– Lubię cię, Kurokocchi – powiedziałem. Tak po prostu, tak spokojnie i łatwo, jak gdybym mówił o czymś zupełnie błahym. Nie przestałem pedałować, moje serce nie zabiło szybciej, mój puls również nie przyspieszył. Właściwie to nawet nie myślałem o tym, by ci to wyznać; w tamtej chwili nie myślałem o niczym konkretnym, zwyczajnie cieszyłem się z cudownego wieczora i twojej obecności za sobą.
– Hmm, dziękuję – odparłeś swoim łagodnym tonem głosu.- Ja również cię lubię, Kise-kun.
– Nie chodzi mi o takie lubienie, Kurokocchi.- Uniosłem nieco głos, kiedy zaczęliśmy zjeżdżać wzdłuż zbocza, a wiatr rozpoczął próby zagłuszenia moich słów.- Zakochałem się w tobie.
Choć milczałeś przynajmniej kilka minut, wciąż nie czułem się nawet speszony. Nie mogłem zobaczyć twojej miny, ale potrafiłem ją sobie wyobrazić – jak zawsze poważna, może tylko odrobinę zaskoczona. Miałem wrażenie, że wpatrujesz się w tył mojej głowy swoimi dużymi oczami, wypełnionymi kolorem bezchmurnego nieba.
– Obaj jesteśmy chłopcami – odezwałeś się po chwili.
– Wiem – odpowiedziałem jedynie. Co innego mogłem powiedzieć? Nie miałem na to żadnego usprawiedliwienia, nie byłem w stanie wytłumaczyć się z moich uczuć, ani nad nimi zapanować, czy skierować je ku jakiejś dziewczynie.
– Przepraszam – powiedziałeś po kolejnej chwili milczenia. I chociaż twój głos zdawał się nie różnić od tego codziennego, miałem wrażenie, że usłyszałem w nim szczery smutek.
– Nie szkodzi, Kurokocchi!- Uśmiechnąłem się, nie odwracając wzroku od drogi przed nami.- Nie miałem zamiaru cię peszyć, po prostu chciałem, żebyś wiedział.
– Rozumiem – mruknąłeś. Twój głos nie zmienił się nawet odrobinę, palce nie zacisnęły się mocniej na moim swetrze.- Dziękuję, Kise-kun.
Czasem zastanawiałem się, jak w tamtym momencie wyglądała twoja twarz? Czy byłeś choć trochę zarumieniony? W końcu, o ile dobrze wiedziałem, to był pierwszy raz gdy przyjąłeś bezpośrednio czyjeś wyznanie. Wcześniej próbowała zrobić to Momocchi, ale albo udawałeś, że nie rozumiesz o co jej chodzi, albo naprawdę nie zdawałeś sobie sprawy z jej uczuć.
Poniekąd byłem szczęśliwy, że – nawet jeśli zostałem odrzucony – wciąż byłem pierwszą osobą, która tak „przejrzyście” wyznała ci miłość. Dostałem na własność cenne wspomnienie z tamtego lata; wspomnienie mojej odwagi i twoich łagodnych słów, brzmiących znaną mi doskonale dobrocią. Nawet teraz czasami zdaje mi się, że słyszę twoje ciche nawoływanie...
– Kise-kun... Kiiiise-kun... Kise... Kise...! Oi, Kise, rusz dupę, bo ci zaraz takiego kopa zasadzę, że ci dupa na drugie pół pęknie!
Otworzyłem raptownie oczy, akurat w momencie, kiedy wysoki, ciemnoskóry mężczyzna zamachnął się nogą w moim kierunku. Cudem udało mi się uniknąć kopnięcia, odskakując do tyłu i boleśnie uderzając plecami o ścianę.
– Ach!- krzyknąłem, krzywiąc się.- Co ty wyprawiasz, Aominecchi?! Nie możesz mnie normalnie obudzić?!
– A ty nie możesz spać w normalnym miejscu?- odgryzł się, celując we mnie oskarżycielsko palcem.- Torujesz mi drogę do klopa!
– Uch!- warknąłem, mierząc mojego przyjaciela nieprzyjemnym spojrzeniem, podczas gdy ten przeszedł obok mnie i zniknął za drzwiami prowadzącymi do łazienki. Zamrugałem kilkukrotnie, rozglądając się wokół. Dostrzegłszy przed sobą kotatsu, na blacie którego walały się liczne papiery, ze złości zazgrzytałem zębami.- Ahominecchi, ty durniu! Wystarczyło obejść wokół stół!
– To by zajęło więcej czasu!- krzyknął z łazienki.
– Co za...- Ledwie udało mi się powstrzymać przed wypowiedzeniem na głos niepochlebnego rzeczownika na temat Aominecchiego. Serio, tyle miejsca w salonie, a ten musiał przejść akurat po tej stronie kotatsu, po której mi się przysnęło!
Na powrót przysunąłem się do stołu i zacząłem zbierać walające się na blacie dokumenty. Dzięki bogom, że udało mi się skończyć pisać sprawozdanie, bo inaczej znów dostałbym niezłą burę od szefa. Tego mi jeszcze brakowało, by nie dość, że być bitym we własnym mieszkaniu, to jeszcze w pracy...
Zacisnąłem wargi w cienką linię, kiedy z łazienki zaczęły dobiegać mnie nieprzyjemne odgłosy, spotęgowane przez niemal wywołującą echo muszlę klozetową. Włączyłem mojego laptopa i, zerkając z irytacją w stronę drzwi po mojej lewej stronie, zalogowałem się na pocztę, by upewnić się, że moja praca została wysłana.
Okazało się, że szef odebrał ją kilka minut po tym, jak ją otrzymał, ponieważ w skrzynce odbiorczej znalazłem od niego odpowiedź. Uśmiechnąłem się, zapominając o mojej irytacji i kliknąłem link.
„W końcu, ofermo.”
I gdzie niby mam szukać szczęścia w moim życiu?!
– Ej, Kise, weź no kopsnij mi papier do dupy, bo się skończył!
– Huh?- warknąłem, wbijając mordercze spojrzenie w drzwi łazienki.- Że co, przepraszam?
– No papier do tyłka! Srajtaśmę! Materiał do wycierania pupy, kiedy się zrobi...
Trzasnąłem głośno dłońmi w blat kotatsu, by zagłuszyć ostatnie słowo tego zdania. Podniosłem się z podłogi i, tupiąc głośno nogami, bezceremonialnie wszedłem do łazienki. Minąłem siedzącego na sedesie Aominecchiego, podszedłem do szafki wiszącej obok lustra i wyjąłem z niej rolkę papieru toaletowego. Z zaciśniętymi wargami podałem ją ciemnoskóremu, który wgapiał we mnie pełne zszokowania granatowe oczy.
– Proszę, Aominecchi – wycedziłem.
– W-weź no, mogłeś mi powiedzieć, że jest w szafce!- zawołał za mną, kiedy wyszedłem, zatrzaskując za sobą drzwi.
– Mówię ci to za każdym razem, kiedy prosisz mnie o podanie papieru toaletowego!- warknąłem, wyłączając laptopa.- Mam nadzieję, że w końcu wkujesz sobie porządnie do tego małego móżdżka, że miejsce papieru TOALETOWEGO jest w TOALECIE.
– Dobra, dobra, się już tak nie pusz, przynajmniej ładne widoczki miałeś, hehe!
Nie wytrzymam... Nie wytrzymam... Niech mnie bogowie trzymają, bo po prostu nie wytrzymam.
– Achh!- jęknąłem bezradnie, odrzucając głowę do tyłu.
– Co się stało?
– Nic, po prostu uświadomiłem sobie właśnie, dlaczego Midorimacchi się od nas wyprowadził!
– Powtarzasz to dość często, a na mnie się wkurzasz, że zapominam gdzie jest papier!- rzucił oskarżycielsko Aominecchi.
Wziąłem głęboki, powolny, spokojny oddech, a potem równie powolutku wypuściłem go z płuc. Zabrałem mój laptop oraz dokumenty, po czym zaniosłem wszystko do mojego pokoju.
Ja i Aominecchi mieszkaliśmy ze sobą od dokładnie czternastu miesięcy. Poznaliśmy się w firmie, w której wówczas oboje pracowaliśmy, a ponieważ zaczęliśmy się dogadywać i obaj szukaliśmy akurat mieszkania, postanowiliśmy wynająć coś wspólnie. Nasz wybór padł na idealne blokowisko, znajdujące się niecałe piętnaście minut drogi pieszo od firmy. Salon, kuchnia, łazienka, a do tego trzy wolne pokoje, które można było urządzić według własnego widzimisię – wszystko to za dwieście piętnaście tysięcy jenów miesięcznie, co było zaskakująco niską ceną zważywszy na fakt, że blokowisko znajdowało się nieopodal centrum. Normalnie czynsz za takie mieszkanie wynosiłby co najmniej trzysta pięćdziesiąt tysięcy, dlatego ja i Aominecchi uważaliśmy, że trafiła nam się prawdziwa perełka.
Przez pierwszy miesiąc żyło nam się razem dobrze, ale z czasem uznaliśmy, że wolny pokój moglibyśmy przerobić na sypialnię i znaleźć sobie jakiegoś współlokatora. Przez nasze małe gniazdko przewijali się najróżniejsi faceci, ale tylko jeden mieszkał z nami dłużej niż dwa miesiące – był to właśnie Midorimacchi, który wyprowadził się tydzień temu. Mówił, że to przez to, iż nie potrafi już znieść Aominecchiego, ale prawda była taka, że miał zamiar zamieszkać ze swoją dziewczyną.
Tak więc teraz, po prawie sześciu miesiącach płacenia błogosławionych siedemdziesięciu tysięcy jenów na łebka za mieszkanie, ja i Aominecchi zmuszeni byliśmy znów płacić po ponad sto tysięcy. Choć obaj mieliśmy dobrze płatną pracę – teraz już każdy w innej firmie – to nadal żałowaliśmy wydawania takiej sumy na mieszkanie ze sobą.
– O której ma przyjść ten nowy?- zapytał Aominecchi, stając u progu drzwi mojego pokoju. Nie winiłem go za zaglądanie do moich kątów, to akurat była moja wina, gdyż zostawiłem drzwi otwarte.
– O jedenastej – odparłem z westchnieniem, przy okazji spoglądając na budzik stojący na stoliku nocnym. Nasz potencjalny współlokator, który skontaktował się z nami dwa dni wcześniej, miał pojawić się już za godzinę.- Cholera, czemu nie obudziłeś mnie wcześniej?!
– Nie trzeba było siedzieć do tak późna – odparł, wzruszając ramionami i wycofując się z mojego pokoju.
– Wiesz, że musiałem skończyć sprawozdanie z ostatniego miesiąca, inaczej szef zatłukłby mnie na śmierć! Dosłownie!
– To, że nie trzymasz się terminów, też nie jest moją winą.
– Ale ja trzymam się terminów!- krzyknąłem ze złością.- Po prostu... po prostu zawsze oddaję na ostatnią chwilę...
Aominecchi nie raczył mi odpowiedzieć, prawdopodobnie zdążył już schować się w swojej sypialni.
Westchnąłem ciężko, przeczesując dłonią włosy i mimowolnie spoglądając na regał z książkami, wśród których stała również ozdobna ramka ze zdjęciem przedstawiającym mnie i moich przyjaciół. Spoglądały teraz na mnie czerwone oczy Akashicchiego, różowe Momocchi i błękitne niczym niebo Kurokocchiego. Nasza czwórka, nierozłączna paczka w czasach gimnazjum.
Ciekawe, jak im się teraz powodziło...
Przetarłem dłońmi zmęczoną twarz. Wyglądało na to, że spałem przez siedem godzin, ale przez niewygodną pozycję byłem obolały, w dodatku czułem niemiły chłód na całym ciele. Głupi Ahominecchi, mógł mnie chociaż czymś przykryć...
– Aominecchi, jadłeś już śniadanie?- zawołałem, wychodząc z mojego pokoju. Czekałem przez chwilę, jednak odpowiedź nie nadeszła.- Ech, zajmuję łazienkę! Muszę wziąć prysznic i umyć włosy, więc nie dobijaj się znowu!
Przez kolejnych kilka sekund czekałem za choćby westchnieniem irytacji, jednak mój przyjaciel w dalszym ciągu milczał. Wzruszyłem więc ramionami i udałem się do łazienki, nie mówiąc już ani słowa.
Punktualnie o jedenastej w naszym mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Aominecchi spojrzał na mnie wyczekująco, siedząc przy kotatsu z gazetą w dłoniach. Przez chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy, czekając na to, który z nas pierwszy się złamie, jednak ostatecznie to ja odwróciłem wzrok. Z westchnieniem pełnym irytacji podniosłem się z poduszki i poszedłem otworzyć.
Sam nie wiem czego się spodziewałem. W ciągu tych miesięcy, kiedy szukaliśmy współlokatora, przez nasze drzwi przewinęli się wszelkiego rodzaju ludzie – emo, metale, pracoholicy, zboczeńcy (no, z jednym akurat mieszkałem na stałe, więc różnicy mi nie robiło), samotnicy, kobieciarze, a nawet jeden z członków yakuzy. Wyglądali różnie: od niskiego grubaska przypominającego bałwana ulepionego z dwóch kul, aż do wysokiego i chudego jak badyl pryszczatego... badyla. Byłem więc pewien, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Nic, prócz największej miłości mojego życia.
– Ku...- zająknąłem się, wielkimi oczami wpatrując się w stojącego przede mną błękitnowłosego mężczyznę. Minęło dwanaście lat odkąd ostatni raz go widziałem, ale wyglądało na to, że nic się nie zmienił. Wciąż ta sama czupryna włosów, wciąż te same oczy w kolorze bezchmurnego nieba, wciąż ta sama powaga wypisana na twarzy...
– Uhm... to ty, Kise-kun?- Kurokocchi zamrugał, wpatrując się we mnie z wyraźnym zaskoczeniem.- To ty, prawda?
– T-ta...- wymamrotałem, mierząc go spojrzeniem od góry do dołu.- A-ach! Wybacz, Kurokocchi! Rany, jak ja cię dawno nie widziałem! Proszę, wejdź, nie krępuj się! Znaczy nie, zaraz, chwila... a-ale co ty tutaj w ogóle robisz?
– Podobno szukasz współlokatora – powiedział Tetsuya, przekraczając próg i przyglądając się mi. Pod wpływem jego błękitnego spojrzenia poczułem na policzkach wypieki.- Przyszedłem w zastępstwie za Kagamiego-kun. To mój przyjaciel. Budynek, w którym mieszkaliśmy razem przez jakiś czas, ma zostać wkrótce wyburzony, więc obaj zaczęliśmy rozglądać się za czymś nowym... Wczoraj wieczorem okazało się, że zwolniło się małe mieszkanie w okolicach pracy Kagamiego-kun, więc od razu zgłosił się na chętnego... a ponieważ ja jeszcze niczego nie znalazłem, zaproponował, żebym przyszedł tutaj za niego.
– Rozumiem!- zawołałem przesadnie entuzjastycznie, natychmiast rumieniąc się z zażenowania. Cholera, byłem tak podekscytowany jego widokiem i świadomością, że prawdopodobnie ze mną zamieszka, że nie byłem w stanie opanować emocji.- Eee... t-to ja ci pokażę może mieszkanie, no nie?
– Będzie mi bardzo miło – powiedział Kurokocchi, uśmiechając się do mnie łagodnie. Na ten widok moje serce zmiękło zupełnie, miałem wrażenie, że zaraz popłaczę się ze szczęścia. Dwanaście lat tęskniłem za tymi ustami, za tym wyrazem twarzy i oczu...
– Cho-chodź...- westchnąłem z uśmiechem, znów rumieniąc się na policzkach i prowadząc Kurokocchiego w głąb mieszkania.- Och rany, jest tyle rzeczy, o których chciałbym z tobą porozmawiać, Kurokocchi! Tak dawno się nie widzieliśmy, nie mam pojęcia co się u ciebie działo! O, tu jest kuchnia. Zazwyczaj to ja przygotowuję posiłki, kiedy oboje z Aominecchim wrócimy z pracy.
– Więc „Aominnecchi-kun” to ten drugi lokator?- zapytał uprzejmie Tetsuya.
– Tak, zgadza się.- Pokiwałem głową.- Tu jest jego pokój, lepiej tam nawet nie zaglądać... Jeśli pamiętasz, jaką moc miała Meduza z Mitologii, albo bazyliszek, to możesz sobie wyobrazić jaką moc ma ten pokój... O, tutaj jest mój! Śmiało, wejdź do środka, dzisiaj sprzątałem!
– Och, nie, nie, nie chcę naruszać twojej prywatności.- Kuroko pokręcił głową, unosząc dłonie, ale i tak zajrzał do środka, bo drzwi wciąż stały szeroko otwarte.- Długo tutaj mieszkasz, Kise-kun?
– Trochę ponad rok – odparłem, uśmiechając się do niego.- Okolica jest przyjazna, no i to blisko centrum, a przy tej cenie aż szkoda nie przyjąć oferty!- Nie byłem pewien, czy nie brzmi to przypadkiem jak narzucanie się, ale Kurokocchi nie wydawał się gniewać. Uśmiechnął się do mnie lekko, znów mierząc mnie spojrzeniem, a ja zacząłem mieć wrażenie, że rumienię się nie tylko na twarzy.
– Prawie w ogóle się nie zmieniłeś, Kise-kun...- zaczął cicho.- Teraz wyglądasz tylko bardziej... cóż, męsko.
– Dz-dzięki...- bąknąłem, gryząc się w język i drapiąc się po uchu. A może chciałem zatrzymać parę, która z niego ulatywała? Miałem wrażenie, że tak było – że mój mózg zaczął niespodziewanie topnieć pod wpływem komplementu.- Ty też wyglądasz lepiej, Kurokocchi! Och, znaczy, zawsze wyglądałeś świetnie, ale teraz po prostu lepiej! Z-znacznie lepiej...
– Spokojnie, Kise-kun.- Kuroko uśmiechnął się do mnie rozbrajająco.- Nie musisz się tak denerwować, przecież cię nie ugryzę.
– Wybacz...- Wziąłem głęboki oddech.- Po prostu... nie widziałem cię tyle lat... Jeszcze nie dotarło do mnie, że naprawdę tutaj jesteś.
Wydawało mi się, że uśmiech na jego twarzy nieco zbladł, ale być może był to tylko wybryk mojej wyobraźni. Tetsuya spojrzał ponad moim ramieniem w dalszą część korytarza, a ja przypomniałem sobie, że przecież mam go oprowadzić.
– Och, ehm... następny jest ten wolny pokój!- powiedziałem szybko, otwierając ostatnie drzwi po prawej – te obok mojej sypialni – i wchodząc do środka.- Paru już się tutaj przewinęło, ale oczywiście wyprałem pościel, firanki i zasłonę, odkurzyłem też i... no, posprzątałem.- Wzruszyłem lekko ramionami.
Kurokocchi wszedł za mną do środka, rozglądając się z grzecznym zainteresowaniem. Plącząc nerwowo palce dłoni przyglądałem się jego błękitnym oczom, które przesuwały się powoli po pomieszczeniu, obejmując biurko pod ścianą, łóżko pod oknem, oraz szafę i regał stojące naprzeciwko.
– Możesz przywieźć swoje meble, jeśli jakieś masz – powiedziałem.- Właścicielka zgodzi się, te stąd możemy po prostu znieść do piwnicy.
– To umeblowanie w zupełności mi wystarczy – zapewnił Tetsuya, odwracając się ku mnie i kiwając lekko głową.- Czy mógłbym najwyżej dokupić jeden regał? Będę miał sporo książek do przewiezienia.
– Jesteś zdecydowany tu zamieszkać, Kurokocchi?- zapytałem, siląc się na spokojny głos, choć moje serce rozszalało w piersi, próbując wyrwać się na wolność – a płuca chyba razem z nim.
– Jeszcze nie wiem – zgasił nieco mój entuzjazm.- Na razie zapowiada się jednak nader ciekawie. Czynsz jest wręcz cudownie niski, no i miałbym miłe towarzystwo.- Uśmiechnął się do mnie, na co spłonąłem rumieńcem.- Ale prawdę mówiąc jestem umówiony na jeszcze jeden „przegląd” mieszkania, które jest położone w nieco cichszej okolicy. Wiesz, nadal cenię sobie spokój i ciszę.
– Rozumiem.- Uśmiechnąłem się do niego nieco zbyt szeroko i zdecydowanie fałszywie. Moja wiara i nadzieja w to, że Kurokocchi z nami zamieszka legły w gruzach na wieki. Spokój i cisza? Mając w mieszkaniu to dzikie zwierzę, które czekało w salonie?
– Uhm... to wszystko?- Tetsuya grzecznie upomniał mnie o ciąg dalszy.
– Nie, nie, zapraszam – zaśmiałem się, wychodząc z pokoju. Kiedy Kurokocchi również wyszedł, zamykając za sobą drzwi, z dość zrezygnowaną miną poprowadziłem go do salonu. Obawiałem się, że dostrzegł ją, bo zmarszczył lekko brwi, lecz nie zdążył zadać pytania, gdyż już przekroczyliśmy próg kolejnego pomieszczenia.
– Aominecchi, to jest...- zacząłem, jednak na widok ciemnoskórego westchnąłem ciężko, a ręce mi opadły wzdłuż boków.- Co ty robisz?
Daiki siedział na kanapie pod ścianą, z szeroko rozstawionymi nogami i ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma. Minę miał aż przesadnie poważną, mięśnie ramion widoczne pod krótkimi rękawkami T-shirtu były wyraźnie napięte. Zupełnie, jakby Aominecchi grał jakiegoś samca alfa i chciał pokazać, kto rządzi na tym terenie. Osobiście przyłapałem się wręcz na zerknięciu na ściany i sprawdzeniu, czy aby przypadkiem wcześniej ich nie obsikał.
– Żadnych kobiet w tym domu – powiedział głębokim tonem, mierząc Kuroko od góry do dołu.- Chyba, że ma ładne, cycate koleżanki. Wtedy może je ze sobą przyprowadzić.
– Dzień dobry.- Kurokocchi na całe szczęście nie dał się nastraszyć i ze stoickim spokojem złożył przed Aominecchim lekki ukłon.- Kuroko Tetsuya, miło mi cię poznać. Jak rozumiem, jesteś współlokatorem Kise-kun?
– Jestem panem tego...
– Tak, to mój współlokator, Aomine Daiki – wycedziłem, uśmiechając się jadowicie do Aominecchiego. Ten spojrzał na mnie obojętnie, jednak po krótkiej bitwie na spojrzenia dał za wygraną i prychnął cicho, wstając.
– Cześć – mruknął.- Zdecydowałeś się? Wiesz, nie mamy całego dnia, oprócz ciebie przyjdzie jeszcze dziesięć osób obejrzeć to mieszkanie.
– Tylko ty jesteś chętny – zwróciłem się spokojnie do Kurokocchiego.
– Czynsz dziewięćdziesiąt tysięcy, płatne z góry.
– Siedemdziesiąt – westchnąłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
– Plus opłata za gaz, prąd i wodę.
– Są wliczone w cenę.
– Jako nowy będziesz miał na początek więcej obowiązków, takich jak wynoszenie śmieci i mycie prysznica.- Aominecchi również skrzyżował ręce na klatce piersiowej, patrząc z góry na Kurokocchiego. Właściwie to oboje sporo nad nim górowaliśmy, podczas gdy on wodził spojrzeniem od Aominecchiego do mnie i z powrotem.
– Dzielimy się obowiązkami po równo – powiedziałem stanowczym tonem.
– I przez pierwszy miesiąc zajmujesz się gotowaniem.
– Możemy się zmieniać, albo ja będę gotował, przyzwyczaiłem się do tego – westchnąłem ciężko.
– No i nie zapomnij, że jeśli chcesz kogoś zaprosić, to musisz najpierw mnie zapytać o zgodę.
– Próbujesz go zachęcić, czy zniechęcić?- zirytowałem się, rzucając ciemnoskóremu gniewne spojrzenie.
– Hej, nie każdy zasługuje na nasze mieszkanie, okej?
– Kurokocchi zasługuje na nie w pełni! Przepraszam cię, Kurokocchi – zwróciłem się, skruszony, do błękitnowłosego.- Aominecchi czasami ma takie odchyły, ale potrafi być sympatyczny!
– O ile coś z tego mam – potwierdził, wzruszając ramionami.
Ku mojemu zaskoczeniu Tetsuya uśmiechnął się do nas lekko.
– Wygląda na to, że jesteście bliskimi przyjaciółmi – powiedział.
Przez chwilę między nami panowała cisza, a potem ja i Aominecchi spojrzeliśmy na siebie i w tym samym czasie odsunęliśmy się od siebie na krok, krzywiąc się.
– Nie!- odparliśmy jednocześnie, co tylko bardziej rozbawiło Kuroko.
– Obawiam się, że będę musiał pozwolić, by te dziesięć kolejnych osób również obejrzało pokój – powiedział, zwracając się do mnie z przepraszającym uśmiechem.- Chciałbym mimo wszystko zobaczyć to drugie mieszkanie.
– Jasne, nie ma problemu, Kurokocchi – powiedziałem, również się do niego uśmiechając, choć nieco słabiej.
– Uhm, dasz mi swój numer?- zapytał Tetsuya, wyciągając z kieszeni spodni komórkę.- Nawet jeśli zdecyduję się na tamto, to i tak chciałbym się z tobą spotkać, Kise-kun.
– P-pewnie!
– Huh?- Aomine popatrzył to na mnie, to na niego.- Dziesięć minut pod jednym dachem i już zaiskrzyło?
– N-nie!- wykrzyknąłem, czerwieniąc się jak burak.- Ku-Ku-Kurr...Kur...
– Jesteśmy przyjaciółmi z dzieciństwa – wyjaśnił za mnie Tetsuya.- Nie widzieliśmy się sporo czasu, a skoro tak niespodziewanie się spotkaliśmy, to chciałbym odnowić kontakt.
– Aah...- Daiki pokiwał głową. Przez chwilę wyglądał na zamyślonego, a potem wzruszył ramionami.- To po kiego diabła go w ogóle zrywaliście, skoro byliście przyjaciółmi?
– Aominecchi!- rzuciłem z naganą w głosie, jednak ciemnoskóry nie zwrócił na mnie uwagi i wyszedł z salonu.- Wybacz, Kurokocchi...
– Nie przejmuj się, Aomine-kun ma rację.- Tetsuya spuścił wzrok na swoją komórkę i przesunął palcem po dotykowym ekranie, by go odblokować.- Co prawda nie jesteśmy pierwszymi na świecie przyjaciółmi, którzy urwali kontakt, ale mimo wszystko w tamtych dniach byliśmy dla siebie tacy ważni... Nigdy nie powinniśmy byli zaniedbywać naszych relacji. I nie mam tutaj na myśli tylko mnie i ciebie...- dodał, spoglądając na mnie ze smutkiem.- Chociaż głównie chodzi o nas.
– Ja...- zawahałem się, drapiąc nerwowo po głowie i myśląc gorączkowo, jak powinienem na to odpowiedzieć. Nie pamiętałem nawet, kiedy dokładnie relacje między mną a Kurokocchim zaczęły się psuć.
Chyba w tamtym momencie, kiedy postanowiłem uciec dla jego dobra.
– Zadzwonię do ciebie z informacją o mojej decyzji – powiedział Tetsuya, unosząc lekko komórkę.
– Ach, tak!- Podałem mu swój numer, po czym niezgrabnym ruchem wskazałem na drzwi za swoimi plecami.- Tam... jest jeszcze łazienka. Mamy tylko prysznic, ale sporo w nim miejsca.
– Rozumiem.
Uśmiechnąłem się do Kurokocchiego, po czym minąłem go i poprowadziłem korytarzem do małego holu. Wyglądało na to, że Aominecchi schował się w swojej sypialni. Cóż, nigdy nie interesował się nowymi współlokatorami, przynajmniej dopóki nie zdecydowali się wynająć u nas pokoju.
– Kurokocchi?- zacząłem możliwie jak najłagodniejszym tonem, kiedy Tetsuya ubierał buty.
– Tak, Kise-kun?
– Wiesz...- Nie byłem pewien, jak powinienem ubrać w słowa moje myśli, ale nie chciałem zostawiać ich niewypowiedzianych, zwłaszcza po tym, co nie tak dawno powiedział Kurokocchi.- Przy wyborze mieszkania... nie kieruj się, proszę, naszą przeszłością. Nie chcę, żeby tamte wydarzenia miały wpływ na twoją decyzję. Nie jestem taki, jak kiedyś.- Spuściłem wzrok, zawstydzony.- Więc jeśli pokój tutaj wyda ci się lepszy... nie rezygnuj z niego tylko dlatego, że ja też tu mieszkam.
Tetsuya zdawał się na moment znieruchomieć, ale zaraz potem kątem oka zobaczyłem i usłyszałem, że zakłada płaszcz.
– Nie rozumiem dlaczego nasza wspólna przeszłość miałaby wpłynąć na wybór złego mieszkania – powiedział spokojnie.- Czyżbyś zakładał, że na pewno wynajmę to drugie, tylko dlatego, że dwanaście lat temu wyznałeś mi miłość? Po tym, co zrobiłeś...- Kurokocchi westchnął ciężko.- Po tym, co oboje zrobiliśmy... Naprawdę uważasz, że oglądałbym twoje mieszkanie, gdybym miał na uwadze wydarzenia sprzed tylu lat?
– No tak – parsknąłem cicho.- Powinieneś był wyjść zaraz po zobaczeniu mnie.
– Nie przesadzaj.- Spojrzałem na Kurokocchiego i zauważyłem, że teraz to on spuścił wzrok.- To ty nie powinieneś był mnie w ogóle wpuszczać... Zadzwonię do ciebie wieczorem i powiem, jaką podjąłem decyzję – dodał, chwytając klamkę drzwi.- Dziękuję za dzisiaj.
– Dzięki – odparłem, uśmiechając się do niego. Słabo, ale szczerze.- Do usłyszenia, Kurokocchi.
– Do usłyszenia, Kise-kun.
Wyszedł. Z ciężkim westchnieniem zamknąłem za nim drzwi, opierając się o nie czołem. W głowie miałem kompletny zamęt. Kurokocchi... po tylu latach... tutaj, w moim mieszkaniu...
Z początku to nie do końca do mnie dochodziło, ale jeśli Tetsuya by z nami zamieszkał, jak wyglądałoby nasze życie?
„Stara miłość nie rdzewieje” - nie sądziłem, że kiedyś przekonam się o tym na własnej skórze, czy raczej własnym sercu.
Widok Kurokocchiego obudził we mnie wszystkie te uczucia, którymi otaczałem się, będąc nastolatkiem. Wszystkie wspomnienia powróciły, uderzając we mnie falą, przynosząc ze sobą zarówno słodką jak i gorzką melancholię.
Czy jeśli tutaj zamieszka, znów będzie tak, jak w młodości? Historia lubi się powtarzać – czy wobec tego znów popełnię ten sam błąd, znów ucieknę? Czy może tym razem będę w stanie zapanować nad sobą samym i udowodnić Kurokocchiemu, że tamten Kise to przeszłość – że teraz jest ten dojrzały Kise Ryouta, prawdziwy mężczyzna?
Cóż... tak naprawdę moja prośba o niekierowanie się przeszłością była niepotrzebna.
Byłem pewien, że zarówno ja, jak i Kurokocchi, od teraz będziemy myśleć tylko o niej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz