– I jak?- zapytał Aominecchi na wstępie, kiedy wszedłem do mieszkania.
– Hm?- mruknąłem, patrząc na niego niezbyt przytomnie.
– Odprowadziłeś go? Posadziłeś w foteliku i zapiąłeś mu pasy?
– O co ci chodzi?- burknąłem, marszcząc brwi i zdejmując płaszcz. Buty zrzuciłem ze stóp i pozostawiłem w nieładzie na wycieraczce. Ruszyłem w stronę stojącego w wąskim korytarzu Aominecchiego, przeczesując palcami włosy i zgarniając je do tyłu.- Idę się wyką-...
– Czekaj.- Daiki zatrzymał mnie, opierając dłoń o ścianę i blokując mi przejście. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem.- Jesteś pewien, że tego chcesz, Kise?
– Ech?- Nie rozumiałem.- Czego chcę...?
– No tego Kuroko – odparł Daiki.- Mam na myśli: tutaj, w naszym mieszkaniu.
– Oczywiście – odparłem z wahaniem.- Czemu miałbym nie chcieć?
– Spójrz na siebie – westchnął Aomine, krzywiąc się lekko.- Odkąd koleś się pojawił, albo jesteś cały w skowronkach, albo cały zestresowany. W dodatku jak jest obok ciebie, to robisz się czerwony jak burak. Rozumiem, dawna miłość, a na dodatek facet pochłaniał cię wzrokiem, ale...
– C-c-co robił?!- wykrzyknąłem, czerwieniąc się po same uszy.
– Hm? Nie zauważyłeś?- Aomine uniósł sceptycznie brew.- Jak już raz na ciebie spojrzał, to zaczynał pożerać cię wzrokiem, a robił to za każdym razem, gdy się odezwałeś. Dziwne, że jeszcze coś z ciebie zostało...
– N-nie wiem o czym mówisz, Ahominecchi!- burknąłem, zaciskając dłonie w pięści.- Opacznie to rozumiesz! Ja i Kurokocchi po prostu wciąż nie możemy przywyknąć do widoku siebie wzajemnie, po dwunastu latach rozłąki! J-ja sam nie mogę się na niego napatrzeć, tak się z-zmienił...
Sam nie wiedziałem, kogo próbowałem oszukać. Wiedziałem przecież, że Kurokocchi wcale się tak dużo nie zmienił, a jednak powiedziałem coś takiego Aominecchiemu; zupełnie jakbym próbował usprawiedliwić własne zachowanie.
Ale że Kurokocchi „pochłaniał mnie” wzrokiem..? Niczego takiego nie zauważyłem. A jeśli nawet coś takiego robił, to pewnie z czystej ciekawości, tak jak powiedziałem przed chwilą (tyle że od dupy strony).
– A tak właściwie, to czemu się rozstaliście?- zapytał Aomine, odsuwając rękę i patrząc na mnie z góry. Nie był dużo wyższy ode mnie, ale czasami czułem się przy nim naprawdę mały.- Poszliście do innych szkół i kontakt się urwał, czy co?
Zacisnąłem lekko wargi, odwracając wzrok na bok. Nie bardzo miałem ochotę pogrążać się we wspomnieniach i przywoływać niechciane obrazy z mojej przeszłości. Nie chciałem otwierać zasklepionych już przecież ran i sypać na nie soli. Sporo czasu zajęło mi pozbieranie się po tamtych wydarzeniach i przywrócenie sobie samemu uśmiechu na twarz, tak jak i ułożenie sobie życia jako nowy Kise Ryouta.
Nawet jeśli to Aominecchi – czasem złośliwy, czasem drażniący, ale jedyny, który naprawdę nigdy mnie nie oceniał – chyba wciąż nie byłem gotów, by otworzyć się przed nim tak bardzo.
– Nie chcesz mówić – stwierdził Daiki, przyglądając mi się.- Czyli co? Odkrył, że lubisz się przebierać za dziewczynę i wygadał to w szkole?- zarumieniłem się i spojrzałem na niego ze złością.- Nie? To może tańczyłeś w klubie go-go, w obcisłym lateksowym stroju?
– Aominecchi...- zacząłem ostrzegawczym tonem.
– Aaah, czyli tańczyłeś w klubie go-go, przebrany za dziewczynę!
– Pff! Aho! – prychnąłem, wywracając oczami, ale uśmiechając się lekko. Trąciłem go łokciem, przechodząc obok.- Idę się wykąpać. Masz minutę, jeśli chcesz jeszcze skorzystać z łazienki.
– Kise.
Aominecchi niespodziewanie chwycił mnie za rękę, zatrzymując w pół kroku. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem i odkryłem, że ten również patrzy na mnie, z dziwnym wyrazem twarzy. Zupełnie jakby miał mi coś ważnego do powiedzenia, ale nie był pewien, jak zareaguję.
– Ao... minecchi?
– Kise...- Aomine zacisnął lekko wargi, wpatrując się we mnie. Po chwili westchnął cicho, odwracając na bok wzrok i przecierając dłonią kark.- Dzisiaj... naprawdę nie wchodź do mojego pokoju.
– Ech?- Spojrzałem na niego nieco szerzej otwartymi oczami, i zamrugałem.- Ahhh!- krzyknąłem po chwili, wyrywając się z jego uścisku i czerwieniąc na twarzy.- Głupi Hentaiminecchi! Uggh! Idę wyszorować ręce!
Tupiąc głośno nogami, poszedłem po piżamę, a potem zaryglowałem się w łazience.
Głupi, głupi Ahominecchi!
*
W dniu przeprowadzki Kurokocchiego czułem się podekscytowany i jednocześnie potwornie zestresowany.
– Ty też się przeprowadzasz?- zapytał Aominecchi, stając u progu pokoju, który wkrótce miał się stać pokojem Kurokocchiego. Oparł się ramieniem o framugę, podjadając winogrona, których kiść trzymał w dłoni.
– Sprzątam, nie widzisz?- odparłem, zaglądając po raz setny pod łóżko i upewniając się, że nie ma pod nim ani grama kurzu.
Ponieważ chciałem, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik, na ten dzień wziąłem sobie w pracy wolne. Z samego rana, po szybkim śniadaniu i kubku kawy, założyłem luźne dresowe spodnie i szary roboczy T-shirt. Włosy zaczesałem do tyłu i przymocowałem opaską, by nie opadały mi na czoło w trakcie sprzątania – po czym przystąpiłem do pracy.
Roboty właściwie nie miałem wiele. Pościel była już wyprana, wciąż pachniała płynem do płukania, podobnie jak firanki i zasłony w oknie. Przetarłem jednak kurze na stoliku, parapecie i regałach, na szafie, komodzie, a także w ich wnętrzu. Odkurzyłem również dywan i zmiotłem nieistniejące pajęczyny na suficie.
Nawet swojego pokoju nigdy tak nie wysprzątałem.
– Spędzasz tu więcej czasu, niż u siebie – stwierdził Aominecchi, pakując do ust kulkę winogrona.- Może zamontuj tu kamery? No wiesz, żeby... pilnować Kuroko, by nie bałaganił tak pięknie posprzątanego pokoju.
Zarumieniłem się lekko, ale wytrzymałem i nie odszczeknąłem mu niczego. I tak właśnie skończyłem – dosunąłem tylko krzesło do stolika i raz jeszcze przesunąłem spojrzeniem pokoju, by upewnić się, że nigdzie nie zostawiłem jakiegoś środka do czyszczenia.
Aominecchi przyglądał mi się dziwnie.
– Co?- rzuciłem zaczepnie, marszcząc brwi.
– Ładnie ci w tej fryzurze – stwierdził.
Zamrugałem, osłupiały. Ładnie mi...? Przecież ja tylko zaczesałem do tyłu włosy i założyłem sobie opaskę. To była stylizacja raczej „po domu”. Co w niej niby ładnego?
Już miałem o to zapytać Aominecchiego, ale w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka, na co moje serce rozszalało w piersi. Przełknąłem nerwowo ślinę, zabierając wiaderko z czystą wodą (obmywałem meble, ale i tak były czyste) i wychodząc z pokoju Kurokocchiego.
– Nie przebierzesz się?
– No co ty, nie ma czasu! Schowaj odkurzacz do schowka, ja pójdę otworzyć.
Pozostawiłem Aominecchiego z odkurzaczem, po czym przywołałem na twarzy uśmiech i udałem się do drzwi wejściowych.
Kurokocchi przywitał mnie uśmiechem i widokiem dużej walizki u swojego boku.
– Cześć, Kurokocchi!- przywitałem się, przepuszczając go.- Pomóc ci z tą walizką?
– Dziękuję, Kise-kun, nie trzeba. Dzień dobry, Aomine-kun – przywitał się, widząc na końcu korytarza Aominecchiego. Aominecchi machnął do niego ręką w odpowiedzi, gdyż do ust napakował sobie chyba całą pozostałą mu kiść winogron.
– Zmieściłeś się do tej jednej walizki?- zdziwiłem się szczerze, kiedy Tetsuya wtaszczył bagaż do środka.
– W samochodzie mam jeszcze torbę i dwa kartony – odparł, prostując kręgosłup.
– Och, to ubiorę buty i ci pomogę – zaoferowałem, przysuwając już do siebie buty i wsuwając je na stopy. Wcisnąłem sznurówki do środka, nie zawiązując ich.
– Nie chcę cię tak wykorzystywać, ale mimo wszystko będę wdzięczny – westchnął Kuroko.- Zimno na dworze, a ja wolałbym już rozgrzać się herbatą.
– Aominecchi, wstaw wodę!- krzyknąłem do przyjaciela, już otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz.
Razem z Kurokocchim zeszliśmy na dół. Ponieważ spotkaliśmy się dwa dni wcześniej, by Tetsuya podpisał umowę, przygotowano dla niego miejsce na podjeździe. Kurokocchi otworzył bagażnik, a ja, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, zabrałem dużą sportową torbę, zarzuciłem ją sobie na ramię i wziąłem jeszcze jeden karton. Byłem wyższy i lepiej zbudowany od Kurokocchiego, nie miałem zamiaru pozwolić mu dźwigać więcej.
Tetsuya zmierzył mnie nieco zirytowanym spojrzeniem, ale nie skomentował tego. Zabrał drugi karton, po czym zamknąłem pilotem auto i razem ze mną wspiął się po schodach z powrotem do mieszkania.
– Dziękuję za pomoc, Kise-kun – powiedział, gdy już zdjęliśmy płaszcze i buty, i przetransportowaliśmy wszystko do pokoju Kurokocchiego.
– To drobiazg – odparłem, biorąc się pod boki.- Gdybyś chciał zrobić przemeblowanie w pokoju, nie krępuj się i daj nam znać. Pomożemy ci z Aominecchim!
– Nie będzie takiej potrzeby, pasuje mi ten układ – zapewnił Kurokocchi, stojąc pośrodku i rozglądając się po swoich nowych własnych kątach.- Bardzo tu przytulnie... i czysto – dodał z westchnieniem. Wbił we mnie spojrzenie swoich dużych, błękitnych oczu.- Nie musiałeś fatygować się ze sprzątaniem, Kise-kun.
Zagryzłem nerwowo wargę, rumieniąc się lekko. Czy Kurokocchi nie czuł się komfortowo z myślą, że pewnie nabałagani w pokoju, rozkładając swoje rzeczy? Nie chciałem, by czuł się źle, zależało mi tylko, żeby odpowiednio powitać go w naszym wspólnym mieszkaniu.
– Dziękuję – powiedział Kurokocchi, uśmiechając się do mnie łagodnie.- Dziękuję, że tak się dla mnie starasz, Kise-kun. Czy w zamian...?
– Hej, herbata gotowa.- Za moimi plecami pojawił się Aominecchi. Zajrzał do pokoju Kuroko, opierając się o framugę.- Co, podoba ci się twoje sterylnie czyste gniazdko?
– Tak – odpowiedział Tetsuya, skinąwszy głową z uśmiechem.- Jest jasno i przytulnie, a do tego mam sporo wolnej przestrzeni.
– Hm.- Aomine pokiwał w zamyśleniu głową, rozglądając się po kątach.- No, to miłego rozpakowywania się.
– Ech? Najpierw wypij z nami herbatę, Kurokocchi – dodałem od siebie, spoglądając na niego.
– Chciałbym wypić tutaj, jeśli nie poczujecie się urażeni – powiedział Kuroko.- Mam sporo rzeczy do poukładania, a wieczór chciałbym zostawić sobie wolny, żeby spędzić z wami czas.
– Och, okej – odparłem, uśmiechając się do niego.- Chciałbyś coś konkretnego na kolację? Aominecchi robił dzisiaj zakupy...
– Przywiozłem coś od siebie, więc sam przygotuję dla nas kolację, jeśli pozwolicie – powiedział Kuroko.
– Pewnie, że tak – odparł od razu Aomine.- Nie krępuj się, możesz gotować dla nas, ile dusza zapragnie.
Spojrzałem sceptycznie na ciemnoskórego, po czym westchnąłem cicho.
– No dobra, jakby coś, to jesteśmy w salonie – powiedziałem do Kurokocchiego. Błękitnowłosy skinął głową, rozpinając już leżącą na podłodze sportową torbę.
Razem z Aominecchim zostawiliśmy go samego. Zabraliśmy swoje herbaty z kuchni i udaliśmy się do salonu, po drodze zanosząc jeszcze kubek naszemu nowemu współlokatorowi. Kurokocchi nie zamknął drzwi pokoju, ale zostawił je uchylone, dzięki czemu, na całe szczęście, Aominecchi powstrzymał się od głośnego komentowania, jak to zawsze miał w zwyczaju.
Usiedliśmy obok siebie przy kotatsu, Daiki włączył telewizor. Przez jakiś czas siedzieliśmy w milczeniu, popijając herbatę i oglądając odcinek jakiegoś kryminalnego serialu. Ale ja i tak, podarłszy dłonią podbródek, co chwila zerkałem w kierunku korytarzyka, prowadzącego do pokoi.
Kurokocchi... Kurokocchi był tuż obok!! I to w dodatku nie jako gość, ale jako mój współlokator! Czy moje życie mogło stać się piękniejsze?! Co prawda, gdzieś w odmętach mojej głowy wciąż kotłowały się nieprzyjemne wspomnienia, ale minęło przecież dwanaście lat, a Kurokocchi, nie dość, że postanowił zamieszkać ze mną i z Aominecchim, to na dodatek wydawał się być autentycznie zadowolony z faktu, że znów mamy ze sobą kontakt.
– Chipsa?- zagadnął mnie Aominecchi jakiś czas później.
Drgnąłem lekko, patrząc z zaskoczeniem na otwartą paczkę chipsów, którą przyniósł nie wiadomo kiedy i położył przed nami na stoliku. Wystawiłem usta w dzióbek, marszcząc lekko brwi i rozważając wszystkie za i przeciw – ostatecznie częstując się przekąską.
– Spoko, zrzucisz to, jak będziesz jutro biegł na pociąg do roboty – stwierdził Daiki.
– Nie jestem gruby – burknąłem, patrząc na niego spod byka i pakując do ust kolejnego chipsa.- Poza tym, nie dbam przesadnie o moją sylwetkę!
– Mhm.- Aomine uśmiechnął się lekko.- A pięćdziesiąt pompek i przysiadów codziennie rano robisz, bo się nudzisz.
Zarumieniłem się lekko. Skąd wiedział, że ćwiczyłem sobie codziennie rano dla zachowania formy?! Przecież zawsze robiłem to cicho, żeby nie pomyślał, że naprawdę dbam o linię, jak jakaś kobieta!
– Powiedział, co wiedział!- fuknąłem.- A ty niby co, samoistnie masz takie ciało? Na pewno coś ćwiczysz!
– Ćwiczę – przyznał, po czym spojrzał na mnie, przeżuwając chipsa.- Seks.
– C-co to niby...?- zacząłem, czerwieniąc się ze wstydu i złości. O co mu chodziło?! To miała być aluzja do tego, że nikogo nie mam, czy po prostu kolejne jego zboczone wydziwy?- Phi! Jedyne, co w takim wypadku ćwiczysz, to prawa ręka! Od razu widać, że jest bardziej umięśniona od lewej!
– Ech? Serio?- Aominecchi spojrzał z zaskoczeniem na swoje ręce, przysuwając je do siebie i porównując jedną do drugiej.- Co ty gadasz, są takie same!
– Wydaje ci się ~
– Hmpf! W takim razie nic dziwnego, że sam masz takie chude patyczki...
– Nie muszę sam sobie tego robić!- burknąłem, rumieniąc się intensywnie.
– A może nie masz na czym, co?- Daiki uśmiechnął się złośliwie.- Dlatego jesteś uke, hehe.
– Uggh! Rany, jaki ty jesteś zboczony! Nie ingeruj w moje intymne życie, baranie jeden!- ofuknąłem go, zdzieliwszy go po głowie.- Rany, gdyby Kurokocchi usłyszał tę rozmowę, pewnie z miejsca zacząłby się pakować...
– A co, twój książę jest prawiczkiem?
– Oczywiście, że nie! Znaczy... nie wiem! Skąd mam wiedzieć?! Boże, tylko niech ci nie przyjdzie do łba, żeby go o to pytać!- syknąłem ostrzegawczym tonem.
– Kise-kun, Aomine-kun, jesteście już głodni?- Nagle do salonu zajrzał Kurokocchi, patrząc to na mnie, to na mojego przyjaciela. Z racji tego, że akurat zacząłem szturchać go ramieniem, pospiesznie się od niego odsunąłem.
– No, ja bym coś zjadł – stwierdził Aomine.
– Ja też jestem chętny – westchnąłem, już podnosząc się od kotatsu.- Pomogę ci, Kurokocchi!
– Dziękuję, Kise-kun, ale nie trzeba – powiedział Tetsuya.
– Właśnie, Kise, nie traktuj go jak dziecka – wtrącił Daiki, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– N-nie miałem tego zamiaru!- wykrzyknąłem, rumieniąc się lekko.
– Nic się nie stało – zapewnił mnie Kurokocchi, uśmiechając się lekko.- W takim razie zabieram się do pracy. Zajmie mi to jakieś pół godziny, więc nie podjadajcie niczego, proszę.
Kiedy Kurokocchi wyszedł z salonu, ja sam opadłem z powrotem na moje miejsce, trochę niepocieszony. Chciałem tylko pomóc Kurokocchiemu w gotowaniu! To byłby pierwszy raz, gdy robilibyśmy to razem...
Aominecchi wpatrywał się we mnie dziwnie. Usiadłem na piętach, wpatrując się w granatowe oczy mojego przyjaciela z nieco skruszoną miną, i czekając.
– Jak będziesz się tak ciągle zachowywał, to się wyprowadzę – mruknął w końcu Daiki.
– Ech?- Spojrzałem na niego, zaskoczony i trochę zraniony.
Aominecchi westchnął ciężko.
– Serio, odkąd ten cały Kuroko zjawił się w pobliżu, nadskakujesz mu i starasz się we wszystkim mu pomóc – powiedział cicho Aominecchi, tak bym słyszał go tylko ja.- Lada chwila zaczniesz go uczyć, jak korzystać z sedesu i prysznica. Przecież to dorosły facet! Poradzi sobie z dźwiganiem paru pudeł, czy przygotowaniem kolacji. Chyba robi ją głównie dla nas, no nie? Nie umniejszaj jego dobrych chęci na pozytywny start z nami dwoma, we wspólnym mieszkaniu. Koleś jest samodzielny i chce, żebyśmy takiego go widzieli. Przynajmniej tak mi się wydaje – dodał Aominecchi, drapiąc się po brodzie i odwracając twarz w kierunku telewizora.
– Mmm... no... pewnie masz rację – wymamrotałem, kuląc ramiona.- Nie chciałem go w żaden sposób urazić...
– Zacznij go po prostu traktować jak mnie.- Daiki wzruszył ramionami.
– Kurokocchi nie jest jak ty!- burknąłem.- To moja szkolna miłość, w dodatku pierwsza i najważniejsza!
– Nie każę ci porównywać mnie do niego – mruknął Aomine, patrząc na mnie ze złością.- Radzę ci po prostu zachowywać się jak normalny facet, a nie opiekunka. Zanim zacznie mieć cię dość.
Aominecchi chwycił paczkę chipsów i, zawijając ją, wstał od stołu i wyszedł z salonu. Patrzyłem na niego z lekko uchylonymi ustami, chcąc go zatrzymać, ale nie wiedziałem, co powiedzieć. Odniosłem wrażenie, że w jakiś sposób uraziłem mojego przyjaciela; nie wiedziałem tylko, w jaki?
Czy powiedziałem coś złego? Czy po prostu irytowało go moje zachowanie? A może jedno i drugie? Aominecchi rzadko kiedy się na mnie gniewał, a nawet jeśli jakoś go wkurzyłem, szybko mu przechodziło. Teraz jednak wydawał się być autentycznie na mnie zły... czyli jakoś go uraziłem, bo z jakiego innego powodu miałby aż zostawić mnie samego i wyjść?
Podniosłem się, planując pójść do niego i przeprosić. Słyszałem, że zamknął się u siebie w pokoju, wobec czego ruszyłem w tamtym kierunku, ale po drodze zajrzałem do kuchni.
– Kise-kun, macie może salaterki?- zagadnął mnie Kurokocchi, widząc, że akurat przechodzę obok.
– Ach, tak, mamy – odparłem, wchodząc do środka. Kucnąłem przy jednej z dolnych szafek i wyjąłem z niej komplet salaterek.
– Dziękuję. Przez parę dni pewnie będę wam tu trochę grzebał. Z góry przepraszam, jeśli odłożę coś nie na swoje miejsce.
– Nie przejmuj się.- Uśmiechnąłem się do niego.- Aominecchi non stop odkłada wszystko, gdzie mu pasuje...
Kuroko również się do mnie uśmiechnął, przez chwilę mi się przyglądając. Znów poczułem, że na moje policzki występuje rumieniec, ale zwalczyłem narastające we mnie zdenerwowanie i zacząłem ostrożnie:
– Uhm... Kurokocchi, przepraszam cię, jeśli przeze mnie poczułeś się jak dziecko...
– Hm?- Tetsuya spojrzał na mnie z zaskoczeniem, mieszając coś w misce drewnianą łyżką.- Ani razu się tak nie poczułem. Skąd taka myśl?
– Ach, bo... bo ciągle chcę ci w czymś pomóc...
– I jest mi bardzo miło z tego powodu – zapewnił Kurokocchi.- Wcale nie odczuwam tego, jakbyś traktował mnie jak dziecko. Rozumiem, że chcesz, abym czuł się komfortowo, skoro właśnie zacząłem mieszkać z obcym człowiekiem. Mam tu na myśli Aomine-kun, rzecz jasna. Gdyby role były odwrócone, sam proponowałbym ci pomoc na każdym kroku, byś poczuł, że jesteś już częścią tego małego światka.
Znów posłałem błękitnowłosemu uśmiech, tym razem nieco szerszy. Czyli Kurokocchi nie czuł się urażony! W dodatku rozumiał moje zachowanie, nie odbierał go jak nadopiekuńczość. Aczkolwiek powinienem chyba posłuchać Aominecchiego i dać Kurokocchiemu nieco więcej swobody. W końcu od teraz było to także jego mieszkanie.
– Kise-kun, jak pracujesz w przyszłym tygodniu?- zagadnął mnie Tetsuya, wyciągając z piekarnika okrągłą formę.- I gdzie trzymacie papier do pieczenia?
– Będę miał wolną środę i czwartek – odparłem, wyciągając z dużej szuflady papier do pieczenia i podając mu go.
– Co powiesz na mały wypad na miasto? Mamy sobie wiele do opowiedzenia, więc byłoby mi niezmiernie miło, gdybyśmy wyszli gdzieś razem i na spokojnie porozmawiali o minionych latach, nie nudząc Aomine-kun.
– Oczywiście, że tak!- odparłem, trochę się stresując.- Uhm, to może środa? Jak ty sam masz wolne?
– Mam bardzo miłego szefa, z pewnością da mi wolne, kiedy go o to poproszę, więc może być środa.
– W takim razie środa.- Skinąłem głową, uśmiechając się lekko. Przez chwilę stałem w kuchni, trochę niezdecydowany, po czym, zebrawszy się w sobie, powiedziałem:- To zostawiam cię tu, Kurokocchi, gotuj sobie spokojnie. Muszę pójść do Aominecchiego, bo chyba się na mnie obraził...
– Dobrze – powiedział Tetsuya.
Uśmiechnąłem się do niego po raz ostatni, a następnie wycofałem się z kuchni.
Czyli w środę... prawdopodobnie rozpadnie się cały mój świat. Oczywiście, miałem nadzieję, że ja i Kurokocchi dalej będziemy mogli walczyć o dobre kontakty między nami, zwłaszcza, że przecież dopiero co razem zamieszkaliśmy. Ale skoro poruszymy temat przeszłości, to na pewno dojdziemy również do tamtych przykrych wydarzeń, które rozdzieliły nas na dwanaście długich lat.
W przyszłym tygodniu przekonam się, czy moje rany mogą się zagoić bez śladu, czy jednak zostaną mi po nich blizny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz