[PSYCHO] 11. Zbliżenie

Jedenaście

Zbliżenie



Miał wrażenie, że minęło zaledwie kilka dni, gdy skończył się jego dwutygodniowy urlop.

Nie mógł dłużej siedzieć w domu. Kuroko był teraz dla niego najważniejszy, ale jeśli zaniedbałby prowadzenie firmy, szybko zostaliby z niczym – zwłaszcza zważywszy na to, jak wiele życzeń i marzeń Tetsuyi pragnął spełnić.

Szczególnie teraz.

Kuroko był wyjątkowo wyrozumiały. Im bliżej było końca urlopu Akashiego, tym mocniej go wspierał – zapewniał go, że nic się między nimi nie zmieni, że nie ucieknie od niego tylko dlatego, że musi znów chodzić do pracy. Sam nawet proponował, że znajdzie sobie zajęcie, ale Seijuurou tego nie chciał. Nie chciał, by Kuroko pracował, wolał wiedzieć, że jest w domu, że spędza czas w bezpiecznym i znanym Seijuurou otoczeniu.

Także i w tym przypadku Kuroko wydawał się go rozumieć – uśmiechnął się na jego słowa, pocałował go czule i zaproponował, by wrócili do tego tematu za jakiś czas.

Ale to nie wystarczało Akashiemu.

Nadal się martwił. Nie widział w tym zresztą nic dziwnego; ostatnie wydarzenia wzbudzały w nim niepokój, który zdawał się być wręcz na miejscu.

Kise Ryouta prawdopodobnie mieszkał gdzieś tutaj, w Kioto. Prawdopodobieństwo, że znów wpadnie na Tetsuyę – tym razem na przykład na samego Tetsuyę – było bardzo dobrze. A co, jeśli swoją „ładną mową” znów przekona Kuroko do odejścia od Akashiego? Albo gorzej, może kontakt z nim sprawi, że błękitnowłosy przypomni sobie prawdziwe wydarzenia tamtego dnia.

Czy to było możliwe, by Kuroko mówił wówczas szczerze o tym, jak on zapamiętał ich rozstanie? Seijuurou nie był w stanie tego pojąć. Mógłby dać sobie rękę uciąć, bo był absolutnie pewien, że Tetsuya powiedział mu wtedy, że się zakochał. Co prawda powiedział też, że „chyba” i „może”, ale jego mina sugerowała wystarczająco, że osoba, do której zamierzał odejść, sporo dla niego znaczyła.

Być może tyle samo, co kiedyś Akashi.

Teraz miało być inaczej… ale czy na pewno było? Czy Kuroko był z nim zupełnie szczery?

Czy może…

Udawał?

Akashi więc martwił się. Martwił się, że jego Tetsuya nie mówi mu wszystkiego, że coś przed nim ukrywa. Może z żalu, może z wyrzutów sumienia, a może ze strachu? Może naprawdę nie chce kolejnej rozłąki, i może z tego powodu nie chce mu się przyznać, że naprawdę kochał innego mężczyznę? Może jest mu wstyd, że czuł coś takiego, może ma o to do siebie żal? Albo więc kłamie go, bo sam zapomnieć, albo wyparł z pamięci ten fragment.

Seijuurou wiedział jednak, że nie zwariował. Pamiętał tamte słowa Kuroko.

A może powinien porozmawiać z doktorem Kiyoshim? Bardzo tego nie chciał – życzyłby sobie, by zarówno on jak i wszyscy pielęgniarze i każdy inny związali z tamtym szpitalem psychiatrycznym, już nigdy nie mieli sposobności by zobaczyć czy usłyszeć Kuroko. Chciał, by to właśnie o tym okresie spędzonym w tamtym miejscu Tetsuya zapomniał jak najszybciej.

Planował się o to postarać.

Ale martwił się, tak bardzo się martwił. Co, jeśli jego stan się pogarsza? Nie pamięta pewnych rzeczy, być może inaczej odbiera pozostałe? Może doktor Kiyoshi powinien się o tym dowiedzieć, może przypisze mu jakieś leki?

A czy nie lepiej tak tego zostawić, Seijuurou? Dobrze jest, jak jest. Tetsuya jest tylko twój.

To prawda.

Był tylko jego. A on należał do niego – sam to powiedział. Tylko on.

Tylko.

Lecz wciąż, dzień po dniu, dla pewności i świętego spokoju, po pracy wracał od razu do domu, tak szybko jak to tylko było możliwe, po to by spędzić jak najwięcej czasu z Kuroko i pokazać mu, że na to, co niegdyś było powodem ich rozłąki, nie ma już miejsca w ich wspólnym życiu.

- Jak zwykle punktualnie, Akashi-kun – powiedział z rozbawieniem Kuroko, witając go u drzwi.

- Wróciłem, Tetsuya.- Czerwonowłosy uśmiechnął się do niego, zdejmując buty. Widok Tetsuyi otwierającego mu drzwi jak niegdyś, widok jego delikatnego uśmiechu na twarzy i ciepłego spojrzenia jasnych błękitnych oczu był niezwykle kojący.

- Witaj w domu – odparł Kuroko, pomagając mu ściągnąć kurtkę.- Dziś na obiad ramen, zgodnie z twoim wczorajszym życzeniem.

- Cudownie. Pójdę się tylko przebrać. Jadłeś już?

- Czekałem za tobą.

- Możesz już podgrzać, zaraz przyjdę.

- Dobrze, Akashi-kun.

Udał się na górę, do sypialni. Zamienił garnitur na wygodne dżinsy i t-shirt. Kiedy zszedł do kuchni, obiad czekał już na stole. Kuroko akurat kładł łyżki obok porcelanowych zdobionych czerwienią i złotem misek, wypełnionych apetycznie pachnącą zupą.

- Jak ci minął dzień?- zagadnął Akashi, zasiadając do stołu.- Nie nudziłeś się?

- Nie – odparł spokojnie Tetsuya, siadając naprzeciwko niego.- Rano posprzątałem mieszkanie, poszedłem na zakupy, zrobiłem obiad i poczytałem książkę. Zacerowałem też dziurę w mojej starej koszulce, bo szkoda mi jej wyrzucać.

- Przejrzałeś już wszystkie swoje rzeczy?- Akashi trzymał je w szafie razem ze swoimi, dokładnie tak jak zawsze. Nie pakował ich w żaden karton, nie przenosił ich do osobnej szafy. Nic nie miało wskazywać na to, że Kuroko jest nieobecny w jego życiu.

Byli podobnego wzrostu i sylwetki, wobec czego czasem dzielili się ubraniami, ale to wciąż były „ubrania Seijuurou” i „ubrania Tetsuyi”.

- Tak – odpowiedział na jego pytanie.- Kilka spakowałem do worka, jutro zaniosę na zbiórkę.

- Ja mogę to zrobić po drodze do pracy – powiedział Akashi, unikając jego spojrzenia.

Naprawdę chciał, by Kuroko został w mieszkaniu. Jeśli jakimś przypadkiem trafi na Kise…

- Dobrze, w takim razie zostawiam to tobie. Dziękuję, Akashi-kun.

- To drobiazg…

Zajęli się jedzeniem.

- Pyszne ramen.

- Cieszę się, że ci smakuje. Nie brakuje niczego?

- Nie, jest idealne. Może poza...- zaczął z uśmiechem.

- Wiem.- Kuroko również się uśmiechnął. Nabrał łyżką połówkę jajka ze swojej zupy – najpierw jedną, potem drugą, kolejno przerzucając je do miski Akashiego.

- Nie musiałeś…

- Jak zawsze.- Tetsuya zamieszał swoje ramen.- Może następnym razem dostaniesz miskę gotowanych jajek zalaną bulionem?

- Jeśli doprawisz go tak, jak ten tutaj...- Akashi zaśmiał się lekko. Kuroko posłał mu kolejny lekki uśmiech.

Gdy skończyli jeść, Tetsuya pozmywał naczynia, podczas gdy Akashi przyglądał mu się w milczeniu. Tęsknił za tym widokiem – za widokiem pleców Kuroko, jego poruszających się pod t-shirtem łopatek, jego błękitnej czupryny włosów.

Naprawdę za tym tęsknił.

Zagryzł wargę. Kuroko był tutaj. Był tu już od długiego czasu, bo od ponad dwóch tygodni. I jak do tej pory oni wciąż nie…

Czy Tetsuya go pragnął? Nie okazywał tego, ale może nie chciał się narzucać? Może obawiał się czegoś? Na przykład, że nie jest dla Akashiego atrakcyjny? Albo że Akashi nie ma na niego ochoty przez to, co się wydarzyło? Seijuurou nie mógł tego wiedzieć; nie był w stanie zajrzeć do umysłu Kuroko i odczytać skrywane myśli.

Wstał od stołu i podszedł powoli do błękitnowłosego. Wahał się, bo obawiał się tego, co może nastąpić – tamten straszny sen stał się już tylko mglistym wspomnieniem, ale wciąż miał w głowie niepokój i obawy dotyczące zachowania Kuroko. Czy pozwoli mu zbliżyć się do niego? Czy może w kulminacyjnym momencie wyśmieje go i oznajmi, że wszystko pamięta, i że Akashi jest idiotą, jeśli sądzi, że Tetsuya pozwoli mu na cokolwiek?

Najpierw położył dłonie na jego talii. Obserwował jego reakcję, ale Kuroko dalej zmywał naczynia. Przysunął się więc do niego, objął go w pasie, przytulił się do jego pleców i z lubością zanurzył nos w błękitnych włosach.

Po lewej stronie jego głowy.

Z dala od blizny.

- Pięknie pachniesz – powiedział cicho.

- Dziękuję, Akashi-kun.

- To mój szampon?

- Mhm.- Wyczuł, że Kuroko się uśmiechnął.- I twój płyn do kąpieli. I twoja woda kolońska. I twoje perfumy…

- I mój Tetsuya – dodał Akashi, całując go w głowę.

Kuroko zaśmiał się cicho, obracając ku niemu głowę. Oparł ją o jego obojczyk i odchylił, dzięki czemu Seijuurou mógł pocałować go w usta. Otulił go ramionami, wdychając głęboko do nozdrzy znajomy zapach – nie tylko własnych perfum, ale samego Tetsuyi, zapach jego skóry.

- Akashi-kun – westchnął w jego usta Kuroko. Oderwał się od naczyń, obrócił ku Seijuurou.

Czerwonowłosy poczuł narastające podniecenie. Kiedy Kuroko stanął przed nim, położył dłonie na jego biodrach i przysunął go do siebie, całując. Miał wrażenie, że jego własne wargi drżą w uniesieniu, ale szybko przestał zwracać na to uwagę.

Całował go. Z pełnią uczucia, z pełnią miłości. Przytulił go do siebie, by mogli być jeszcze bliżej siebie. Wsunął język do wnętrza jego ust, badał go, przypominał sobie jego smak.

Tetsuya uniósł dłonie, zanurzył je w jego włosach, przyciskał go do siebie mocniej, wyraźnie spragniony jego dotyku. Otarł się kroczem o jego biodro, a Akashi poczuł, czego pragnie Kuroko – czego pragnął od początku, na co czekał cierpliwie, pozostawiając mu wybór chwili.

Mógłby go wziąć choćby i tutaj, na kuchennym stole. Mógłby przenieść go do salonu i kochać się z nim na kanapie, albo na dywanie przed kominkiem. Ale nie tak to sobie wyobrażał, nie tak o tym marzył.

Pociągnął go za sobą do sypialni.

Między nimi panowało napięcie, ale nie śmieli przerywać ciszy jakimkolwiek słowem; to wydawało się nie na miejscu. Dotarli więc do łóżka w milczeniu i dopiero tam wrócili do pocałunków.

Rozbierali się niespiesznie. Poznawali się na nowo, dotykali długo niedotykanego ciała, smakowali się wzajemnie, przypominali się sobie. To był wyjątkowy akt i miał pozostać taki na wielu płaszczyznach.

- Akashi-kun...- wyszeptał Kuroko cicho między pocałunkami, gdy wspólnie kładli się na łóżko.- Jeśli jest coś, co chciałbyś, abym…

- Ćśś – uciszył go, kładąc palec na jego wargach.- Nic nie mów, Tetsuya.

Błękitnowłosy rozchylił usta, ale posłusznie zamknął je. Przełknął ślinę, skinął głową.

To była zgoda.

Seijuurou nachylił się nad nim. Począł niespiesznie obsypywać pocałunkami jego bladą klatkę piersiową oraz brzuch. Był taki szczupły, a jednak wciąż piękny. Ten rok, który spędził odizolowany od Seijuurou wcale nie odebrał mu jego uroku. Był tak samo pociągający jak zawsze, tak samo kochany, tak samo chciany.

Jego skóra smakowała tak, jak wcześniej. Akashi nie był w stanie tego pojąć; obawiał się, że przeszła szpitalem, że jakimś sposobem czuć będzie leki, którymi go karmiono, ale nie. To był Kuroko, w każdym centymetrze i w każdym milimetrze.

Dłoń mu drżała, kiedy chwytał delikatnie członka Tetsuyi. Całując jego podbrzusze i wewnętrzną stronę ud, jednocześnie pieścił go powoli; był już twardy, ale nie chciał go jeszcze brać do ust. Chciał dalej całować jego nogi, na nowo oznaczać każdy cal skóry, która przez rok zdążyła z pewnością zapomnieć kształt jego warg.

Tetsuya osłonił przedramieniem oczy, oddychał głęboko. Wolną rękę zgiął w łokciu i sięgnął za siebie, nad głową zaciskając palce na miękkiej poduszce. Akashi obserwował go z dołu, rozkoszując się tym znajomym widokiem.

Nareszcie go miał.

Jego Tetsuyę.

Tutaj, teraz – takiego, jakiego kochał go całym sercem.

Jego własny penis zaczął już pulsować z niecierpliwością, ale ból, który odczuwał, był prawdziwą przyjemnością. Pragnął specjalnie wydłużać oczekiwanie na najlepsze, by na koniec rozkoszować się triumfem ze zdwojoną mocą.

Nie mógł jednak pozwolić, by cierpiał też Kuroko.

Kiedy wziął go do ust, Tetsuya nabrał głęboko powietrza. Głośno, ze świstem. Zasłonił dłońmi twarz, zupełnie jak kiedyś, podczas ich prawdziwego pierwszego razu. Akashi poczuł, że się rumieni; zdawało mu się, że serce zaraz mu eksploduje. Tak bardzo kochał Kuroko, tak bardzo pragnął widywać go w ten sposób codziennie, każdego dnia na nowo przeżywać tę chwilę.

To było niesamowite.

Kuroko pojękiwał od czasu do czasu i wzdychał, gdy Akashi pieścił go językiem z wielkim oddaniem. Wsunął dłonie w swoje błękitne włosy, głowę odchylając do tyłu i odruchowo wypinając biodra, jakby sam chciał się wbić do ust Seijuurou, na co zresztą mężczyzna mu pozwalał. Od czasu do czasu specjalnie zatrzymywał się, zmuszając tym samym Tetsuyę, by poruszał się w nim sam. Widać było, że go tym zawstydza, bo raz Kuroko rzucił mu pełne wyrzutu spojrzenie, ale przełamał nieśmiałość i zaczął sam wyznaczać tempo.

Jak kiedyś.

W końcu Akashi doczekał się kulminacji tego momentu. Łapczywie spił wszystko, co ofiarował mu Tetsuya, przełknął wręcz z lubością, a wspomnienie jego smaku stało się rzeczywistością.

Także i tutaj nic się nie zmieniło.

To był jego Tetsuya.

Tylko jego.

- Akashi-kun...- westchnął Kuroko, kiedy Seijuurou podniósł się nieznacznie i położył na nim.- Pozwól mi…

- Jeszcze nie – przerwał mu czerwonowłosy.

Pocałował go z pasją. Tetsuya odwzajemnił pieszczotę, obejmując go ramionami i rozkładając nogi, by Akashi mógł wygodniej się na nim umościć. Otulił go dokładnie tak, jak zawsze wyobrażał to sobie Seijuurou; z miłością, z tęsknotą. W końcu byli razem, w końcu mogli się połączyć i zapomnieć o tym, że oddzielono ich na ponad rok.

Nareszcie byli jednością.

Całował go długo, namiętnie i z oddaniem. Całował go, jakby nie widział go więcej niż te czternaście miesięcy, jakby nie widział go co najmniej kilka lat. Całował go i całował, a on odpowiadał na te pocałunki, gładził jego skórę, wsuwał palce we włosy i wzdychał w jego usta, szeptał jego nazwisko.

Obaj byli rozpaleni. Akashi czuł jego gorący dotyk, jego gorący język. Uczucie Tetsuyi potrafiło parzyć jego ciało, ale on pragnął tego ognia, pragnął tych oparzeń. Chciał, by Kuroko pozostawił na nim blizny, by wypalił na nim ślad po sobie, by oznaczał go w ten sposób przez całą wieczność i jeszcze dłużej.

- Nie wytrzymam dłużej...- wyszeptał Kuroko. Jego twarz była czerwona, oczy płonęły.- Weź mnie… Akashi-kun…

- Jeszcze nie – wyszeptał w odpowiedzi, choć ledwie się na to zdobył.- Jeszcze chwila, Tetsuya…

Wrócił do pocałunków. Kuroko jęknął, zacisnął dłoń na jego włosach, drugą sięgnął do jego członka. Seijuurou niemal krzyknął, gdy poczuł jego dotyk na nim; to było właśnie to, czego tak mu brakowało. Dotyk Kuroko, jego ciepłe palce, delikatne opuszki palców, które drażniły wrażliwą i pulsującą boleśnie męskość.

Tetsuya godził się, by czekać, ale jednocześnie pokazywał mu, jak bardzo on sam jest na granicy. Ale jeśli to zrobi…

Czego się obawiał?

Przecież to Tetsuya.

Co złego mogło się stać?

Przecież to Tetsuya.

Jego Tetsuya.

Podniósł się, uwalniając od dotyku Kuroko; nagle zrobiło mu się zimno. Położył ręce na udach błękitnowłosego i naciskiem dał mu do zrozumienia, by się odwrócił. Tetsuya zrobił to ochoczo, natychmiast, jak posłuszny i oddany sługa. Odwrócił się na brzuch i przeszedł w klęczki, wypinając biodra ku Akashiemu.

Seijuurou chwycił dłońmi jego pośladki, przysunął się blisko i, pochyliwszy się, zaczął pieścić językiem ciasny otwór. Kuroko jęknął, zacisnął dłonie na pościeli i wcisnął twarz w poduszkę. Po chwili jednak odwrócił ją, nie mogąc złapać oddechu.

Kiedy Akashi naślinił otwór wystarczająco, uniósł się i, gładząc delikatnie pośladki Tetsuyi, zaczął się w niego powoli wbijać.

Na początku było nieprzyjemnie; Kuroko odruchowo się zaciskał. Ale on to rozumiał, w końcu mieli ponad rok przerwy. Był delikatny, dokładnie tak jak za pierwszym razem – pieścił jego otwór samym czubkiem swego penisa, wkładał go i wyciągał, przyzwyczajając tym samym Tetsuyę do tego ruchu i tego uczucia. Gdy błękitnowłosy był już gotowy, wszedł w niego cały.

Ufał, że te niezliczone razy, gdy masturbował się, myśląc o Kuroko, gdy ten był w szpitalu, pomogą mu zapewnić Tetsuyi prawdziwie namiętny seks, za jakim tęsknił przed ich rozstaniem. Tamtych spotkań z Murasakibarą nie chciał liczyć, choć mimowolnie wykorzystywał pewne triki podczas tego zbliżenia z Tetsuyą. Mimo to ufał, że uszczęśliwi Tetsuyę, że zadba o niego, że sprawi, iż ten nigdy więcej nie powie, że libido Akashiego spadło, że za mało i za krótko się kochają.

Ale to uczucie… To uczucie powrotu, to uczucie, kiedy wszedł w niego i zaczął się w nim poruszać, a jego członek pulsował z rozkoszy…

Akashi nie był w stanie się powstrzymać.

Eksplodował.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń