[PSYCHO] 19. Widmo

 

Dziewiętnaście

Widmo



Murasakibara bombardował go wiadomościami już od kilku dni.

Akashi uparcie go ignorował. Usuwał każdą, podobnie jak pozbywał się dowodów na to, że mężczyzna próbował się również do niego dodzwonić. Skrupulatnie wyciszał komórkę w obecności Kuroko, tak by ten nie usłyszał, że ktoś się do niego dobija. Nie chciał wzbudzać jego podejrzeń, ani choćby ciekawości.

Ale to nie mogło tak wyglądać. Oczywiście mógłby po prostu zablokować kontakt z Atsushim, ale to nie wchodziło w grę z dwóch prostych powodów – po pierwsze, Akashi czuł, że Murasakibara prędzej czy później zacznie go nachodzić. Czuł, że on zna jego tajemnicę, i to właśnie o niej chce z nim pomówić. Drugi powód był bardziej oczywisty – Atsushi był pielęgniarzem Kuroko.

A to oznaczało, że Akashi miał szansę się czegoś dowiedzieć na temat leczenia Tetsuyi.

Do tej pory nie był gotowy na spotkanie z Mrasakibarą. Od tamtego dnia gdy przypadkowo wpadli na siebie na górze Otowa, kiedy Seijuurou odkrył w spojrzeniu lawendowych oczu, że Atsushi wie, co skrywa Akashi, mężczyzna nie miał odwagi z nim porozmawiać. Próbował przemóc się, wymyślić na prędko jakąś historyjkę i umówić się z nim – w końcu był potencjalnym źródłem informacji. Dzięki niemu być może będzie w stanie lepiej zrozumieć Kuroko.

W końcu uległ. Będąc w pracy, napisał do Murasakibary wiadomość z propozycją spotkania. Atsushi przystał na nią – umówili się nazajutrz, ale tym razem nie w restauracji, w której zwykle jedli razem lunch.

Murasakibara jako miejsce spotkania zaproponował swoje mieszkanie.

To tylko bardziej utwierdzało Seijuurou w przekonaniu, że mężczyzna zna prawdę kryjącą się za pobytem Tetsuyi w szpitalu psychiatrycznym, a co za tym idzie – wie, że Akashi okłamał go, mówiąc o rzekomym powrocie „narzeczonego” do miasta i ponownym zejściu się z nim. Czerwonowłosy szczerze wątpił, by Atsushi chciał się o niego starać, przypuszczał raczej, że nie dawała mu spokoju sprawa dotycząca samego Kuroko.

Cóż, jemu również.

Dlatego właśnie był teraz w drodze do jego mieszkania.

Był już tam parę razy w trakcie trwania ich krótkiego romansu. Murasakibara wynajmował niewielkie mieszkanie na przedmieściach Kioto, całkiem daleko od apartamentu Akashiego. Miało około czterdziestu metrów kwadratowych, ale było przytulnie urządzone, do tego zaskakująco schludne jak na mieszkającego samotnie mężczyznę.

Murasakibara ugościł go w salonie. Przygotował dla niego filiżankę kawy zaparzonej w ekspresie oraz kryształową miskę ze słodkościami – cukierkami, pralinkami, miniaturowymi wafelkami. Atsushi szczególnie przepadał za słodyczami i zawsze musiał mieć coś pod ręką. Akashi to wiedział.

- Zgaduję, że nie rozmawiałeś z Kuro-chin na mój temat – mruknął Murasakibara, kiedy zajął już miejsce na kanapie obok niego.- Pewnie nawet nie zamierzasz. Żeby jednak była jasność: nie wiedziałem, że to ty jesteś jego partnerem. Kuro-chin wspomniał mi, że jest gejem i że ktoś czeka na jego wyjście, ale nie wymieniał cię z nazwiska.

- Wiem, mówił mi – powiedział spokojnie Akashi, odkładając filiżankę na spodek.

- To jednak rozmawialiście na ten temat?

- Nie.- Pokręcił przecząco głową.- Po prostu wspomniał przy okazji.

- Dzięki, że w końcu mi odpisałeś, i że zaproponowałeś to spotkanie – zaczął Atsushi, przysuwając do siebie miskę i biorąc do ręki jedną z czekoladek.- Rozumiem, że skoro się tu znalazłeś, to postanowiłeś odpowiedzieć na pytania, które spodziewasz się ode mnie usłyszeć?

- Nie inaczej – odparł niechętnie, krzywiąc się lekko.

- I oczywiście chcesz czegoś w zamian.

- Tak to zazwyczaj działa.

- Ciekaw jestem, czego byś ode mnie chciał – powiedział Atsushi.- Jeśli się obawiasz, że powiem mu o tym, że go zdradzałeś, to nie zamierzam tego robić. Nie chcę się mieszać w wasze sprawy, ani krzywdzić Kuro-chin. To miły facet.

- Dlatego mu powiedziałeś, że się znamy?- mruknął Akashi.

- Widziałem, jaki byłeś zażenowany.- Murasakibara spojrzał na niego obojętnie.- Lepiej było to rozegrać w ten sposób, niż udawać, że się nie znamy, prawda? Co byś powiedział Kuro-chin, gdyby któregoś dnia zapytał cię, zdziwiony, czemu mnie nie kojarzysz, skoro bywałeś w szpitalu tyle razy?

- No właśnie… Dlaczego nigdy cię tam nie widziałem?

- Dobre pytanie, bo ja też kompletnie cię nie kojarzę – westchnął Atsushi.- Co prawda częściej pracowałem na górnych piętrach, ale równie nierzadko musiałem schodzić po coś do recepcji, albo krzątałem się po okolicach. I jakoś nigdy cię nie widziałem. Pamiętam nawet, że kiedyś zapytałem Kiyoshiego-san, czy ktoś w ogóle odwiedza Kuro-chin. Mówił, że owszem, że „ktoś z rodziny”. Ale nigdy cię nie widziałem – powtórzył.

- Z mojej strony to samo. Na początku bywałem tam po kilka razy w tygodniu, więc to naprawdę dziwne, że przez cały ten czas się nie widzieliśmy…- Akashi musiał w końcu odwrócić wzrok od lawendowego spojrzenia Murasakibary.- Ale to teraz nieistotne. Nie chciałeś się spotkać po to, byśmy dociekali jakim cudem nie wpadliśmy na siebie w szpitalu.

- Kuro-chin pojawił się w szpitalu z poważnym urazem głowy – powiedział Atsushi bezpośrednio, jak zwykle nie owijając w bawełnę.- Przez pierwsze tygodnie pobytu był nieprzytomny. Kiyoshi-san twierdził, że uległ wypadkowi. Nie rozumiałem, dlaczego trzymamy w szpitalu psychiatrycznym kogoś, kto „uległ wypadkowy”, ale sensei twierdził, że ten mężczyzna trafił do nas, bo już od jakiegoś czasu wykazywał symptomy choroby psychicznej. Pytałem parę razy, dlaczego trzymamy go pod kroplówką, skoro to nie nasza rola?; powinniśmy przecież przyjąć go dopiero po wyleczeniu urazu. Ale Kiyoshi-san twierdził, że to wyjątkowy przypadek i mam zachować w tajemnicy ten szczegół. Nie zrozum mnie źle, Akashi: to nie tak, że jestem bezduszny i machnąłem na to ręką. Niepokoiło mnie to, ale nie zgłosiłem tego nigdzie, bo straciłbym pracę. A nie mogę sobie na to pozwolić. Moje ludzkie sumienie łatwo uciszyć, gdy chodzi o zadbanie o własną przyszłość. Ale skoro pojawiła się okazja rozwikłania tej zagadki, to pytam: dlaczego Kuro-chin trafił do nas z raną głowy?

Akashi przełknął najpierw łyk kawy, chcąc zwilżyć gardło. Zbierał myśli, układał w głowie zdania, zastanawiając się, ile powinien zdradzić, by Atsushi obdarzył go choć odrobiną zaufania, która była mu niezbędna, jeśli chciał się czegoś dowiedzieć.

- Tetsuya uległ wypadkowi – powiedział cicho. Powolnym ruchem odłożył filiżankę na spodek, a ponieważ kątem oka dostrzegał zmarszczone czoło Atsushiego, dodał niechętnie:- To ja go spowodowałem.

- Ty?- Murasakibara spojrzał na niego z zaskoczeniem.

- Zgadza się. Ponad rok temu ja i Tetsuya… mieliśmy sprzeczkę. Nie zgadzaliśmy się w pewnych sprawach i ostro się pokłóciliśmy. Zaczęliśmy się szarpać, popchnąłem go na regał.- Akashi patrzył Atsushiemu prosto w oczy, karmiąc kłamstwami.- Stała na nim… figurka. To znaczy puchar. Graliśmy kiedyś w drużynie koszykówki, każdy z zawodników taką dostał i zostawiliśmy sobie na pamiątkę. To duży i ciężki puchar, postawiłem go na jednej z wyższych półek regału. Kiedy Tetsuya na niego wpadł, figurka zleciała i uderzyła go w głowę.- Murasakibara przyglądał mu się bacznie.- Ja… nie od razu pomogłem Tetsuyi. Zaraz po tym jak go popchnąłem, wyszedłem z sypialni. Słyszałem, że coś spadło, a on krzyknął z bólu, ale zignorowałem to. Kiedy wróciłem po paru minutach na górę, żeby dopowiedzieć jeszcze parę gorzkich słów, znalazłem go, leżącego na podłodze. Spanikowałem. Nie wiedziałem, co się stało, widziałem po prostu, że leży w kałuży krwi. Myślałem, że go zabiłem.- Sięgnął po filiżankę i znów się napił.- Zabrałem go do szpitala psychiatrycznego, to prawda. Zrobiłem to, bo tak jak w twoim przypadku, łatwo jest uciszyć moje sumienie, gdy chodzi o moją przyszłość. Bałem się o życie Tetsuyi i oczywiście chciałem, by wydobrzał, ale jeszcze bardziej obawiałem się policji, ich natarczywych pytań, nagminnego dociekania. Gdyby skończyła się moja kariera, gdyby oskarżono mnie o napaść, byłbym skończony; nie stać by mnie było na opłacenie leczenia Tetsuyi, nie stać by mnie było na nic. W pierwszym odruchu właśnie o to się najbardziej bałem, dlatego zabrałem Tetsuyę do szpitala psychiatrycznego; był nawet bliżej niż zwykły szpital. Kiyoshi-san zajął się Tetsuyą na miejscu.

- Nie zadawał pytań?- Murasakibara uniósł brwi.

- Oczywiście, że zadawał – prychnął Akashi.- Skłamałem mu, że Tetsuya jest chory psychicznie i że zrobił sobie krzywdę. Widziałem, że mi nie uwierzył, ale… Tetsuya był w poważnym stanie, więc przyjął go i zajął się jego raną. Potem zabrał mnie na rozmowę i kazał wszystko wyjaśnić. Więc mu powiedziałem, co się wydarzyło. Nie był zadowolony, że ktoś taki jak ja przybył do jego szpitala, ale… zgodził się mi pomóc.

- Pomóc w czym dokładnie?- zapytał Murasakibara nieznacznie uniesionym tonem.- Leczyliśmy go ponad rok, dawaliśmy mu leki, sam mu je podawałem, pamiętam nawet dokładnie które, i żadne z nich nie były przeznaczone dla zdrowego na umyśle człowieka…

- Ty mi to powiedz – westchnął ciężko Akashi, zaciskając pięści i mocno zagryzając wargę.- Kiyoshi… nigdy nie pozwolił mi się zobaczyć z Tetsuyą. Tamtego dnia ja… zgodziłem się, jak ten skończony idiota, na to, żeby Kiyoshi leczył Tetsuyę. Ale, niech mnie szlak, ja myślałem, że on będzie leczył jego ranę! I kiedy przedłużało się to coraz bardziej i bardziej, chciałem nawet iść na policję, ale nie mogłem… Kiyoshi w końcu wyjaśnił mi, że z Tetsuyą dzieje się coś złego, że jest zbyt agresywny, że rzuca się, próbuje uciec, ma halucynacje...- Akashi wziął głęboki, drżący oddech.- Przestraszyłem się, że to moja wina. Ponieważ go wtedy popchnąłem, ponieważ został zraniony, coś… coś się stało. Coś było nie tak. Kiyoshi powiedział, że nie możemy go na razie wypisać, że trzeba to zbadać i wyleczyć, nim Tetsuya będzie mógł wyjść do ludzi. Ale nie dopuścił mnie do niego ani razu – szepnął, wbijając twarde spojrzenie w Murasakibarę.- Nie pozwolił mi go zobaczyć. Nie pozwolił mi go nawet usłyszeć. Mówił, że to może źle na niego wpłynąć, że może stać się jeszcze bardziej agresywny. Nie mogłem iść na policję, bo miałbym teraz jeszcze większe kłopoty, niż gdybym od razu zaniósł Tetsuyę do szpitala… Więc dałem się trzymać Kiyoshiemu na smyczy, regularnie przelewałem mu pieniądze na „leczenie” Tetsuyi, aż w końcu ponad miesiąc temu zadzwonił do mnie i powiedział, że Tetsuya jest zdrowy. I pojechałem tam, i Tetsuya naprawdę był zdrowy… Zachowywał się zupełnie zwyczajnie, tak jak zawsze. Ale ja… ja nie wiem...- Seijuurou westchnął bezradnie.- Nie wiem, co się tam działo. Nie wiem, co leczył Kiyoshi, on mi nic nie chce powiedzieć! Bo Tetsuyi nie ma w rejestrze pacjentów waszego szpitala, bo przez cały ten czas był „pacjentem widmo”, bo jego akta są tajemnicą. Nie wiem, po prostu nie wiem.- Pokręcił głową, spuszczając wzrok na kolana.- Nic nie wiem.

Milczeli. Murasakibara patrzył na niego, Seijuurou patrzył na swoje kolana. Większa część z tego, co powiedział, była kłamstwem – Kiyoshi od początku wiedział, że to Akashi zaatakował Kuroko, znał prawdziwą historię tamtego dnia. Akashi nie bał się wcale konsekwencji swojego czynu, miał bardzo dobrych prawników i wybroniłby się nawet jeśli to sam Kuroko oskarżył go o napaść.

Jedyne, czego się bał, to że Tetsuya odejdzie.

Dlatego poprosił Kiyoshiego…

Dlatego błagał go…

By ten go wyleczył.

By wyleczył go z braku uczuć do Akashiego.

By przywrócił mu dawnego Tetsuyę.

By Tetsuya znów go kochał.

Tylko o to prosił.

A Kiyoshi mu to dał. Nie wiedział jakim sposobem, ale efekt był prawie idealny.

- Nie chce mi się wierzyć, że coś takiego naprawdę miało miejsce...- mruknął Murasakibara.

Akashi poczuł zimny pot na plecach.

- Ale… prawdę mówiąc...- Seijuurou spojrzał na niego szybko. Atsushi zagryzał wargę, odwróciwszy wzrok na bok.- Od dawna wydawało mi się, że coś jest nie tak.

- Co masz na myśli?- spytał z przejęciem.

- Opiekowałem się Kuro-chin przez jakieś osiem, może dziewięć miesięcy. Pamiętam, że gdy przynosiłem mu leki, rzeczywiście potrafił zachowywać się agresywnie, kilka razy musieliśmy uspokajać go zastrzykiem.

Seijuurou wzdrygnął się.

Jakie straszne rzeczy spotkały jego Tetsuyę w tamtym miejscu…

- Któregoś razu chciałem sprawdzić, co dokładnie jest w jego przypadku leczone. Zastanawiałem się, czy nie można by poszerzyć listę medykamentów, które powinien zażywać Kuro-chin, chciałem więc najpierw sprawdzić, co mu dolega i czy może ma uczulenie na jakieś składniki. Ale nie znalazłem nigdzie jego kartoteki.

- Nie?- Akashi popatrzył na niego z przejęciem.- Więc ją ukryli? To chcesz powiedzieć?

- Nie wiem – westchnął z irytacją Murasakibara.- Ta sprawa śmierdzi na kilometr, nie chcę się w to mieszać…

- Czekaj, proszę, Atsushi – zaczął nerwowo Akashi, odruchowo łapiąc go za przedramię.- Proszę cię, pomóż mi! Ja muszę się dowiedzieć, co oni mu zrobili!

- Przecież ty i Kuro-chin jesteście teraz razem, szczęśliwi, więc po co chcesz to drążyć?- mruknął Murasakibara z niezadowoleniem.- Dopóki nie dzieje się nic niepokojącego, po prostu dbaj o niego i żyjcie szczęśliwie. To mi wygląda na naprawdę grubą sprawę, i nawet jeśli masz pieniądze, by dociekać, to radzę ci zostawić to w spokoju.

- Ale Tetsuya nie zachowuje się tak jak dawniej, są różnice w jego zachowaniu!- powiedział Akashi.- To… może nie są jakieś szczególne zmiany, ale dla mnie potrafią być rażące. Mam wrażenie, że to jest mój Tetsuya i jednocześnie, że jest kimś zupełnie obcym, bo czasem zachowuje się tak, jakby nie był sobą… Chcę wiedzieć, co mu zrobili? Jakie leki mu dawali? Jakie badania wykonywali? Jak wyglądał przebieg leczenia i jakie to w ogóle było leczenie? Bo skoro Kiyoshi nie chce mi powiedzieć, skoro nawet ty nie znalazłeś kartoteki Tetsuyi, to zaczynam obawiać się najgorszego…

- Najgorszego?- Atsushi spojrzał na niego i chociaż pytanie brzmiało niepewnie, w jego oczach Akashi dostrzegł zrozumienie. Murasakibara domyślał się, o co chodziło Akashiemu.

Seijuurou przełknął ciężko ślinę.

- Lobo…

- Nawet nie kończ tego słowa!- powiedział ostro Atsushi, podnosząc się z kanapy.- Bez przesady, zakazano tego już dawno temu, a nasz szpital nie jest na tyle popierdolony, żeby łamać prawo do tego stopnia, zwłaszcza na facecie, na którego spadł cholerny puchar.

- Więc dlaczego Kiyoshi nie chce udostępnić mi informacji o leczeniu Tetsuyi?- zapytał Seijuurou, również wstając.- Wyjaśnij mi!

- Bo… bo nie jesteś jego rodziną – mruknął, ale widać było, że sam sobie nie wierzy.

- Jestem jego partnerem – westchnął Seijuurou.- Może nie oficjalnie, ale Tetsuya nie ma innej rodziny, a ja jestem uwzględniony w jego testamencie. To wystarczający dowód na to, że jestem mu wystarczająco bliski.

- Może Kiyoshi odkrył coś, czego nie mógł ci powiedzieć? A może ty coś ukrywasz i teraz mydlisz mi oczy, bo chcesz dostać te akta i je spalić…

- Nie, oczywiście, że nie!- sapnął Akashi.- Nie zależy mi na tym! Nie chcę, żebyś przyniósł mi kartotekę Tetsuyi, chcę tylko, żebyś dowiedział się, co… co mu tam zrobiono. Jak wyglądało to leczenie i co dokładnie było leczone?

- To twój problem, Akashi – wymamrotał Murasakibara, obejmując się ramionami.- Ty go tam zaniosłeś, ty się dogadałeś na lewo z Kiyoshim i to twoja wina, że Kuro-chin…

- A wydaje ci się, że o czym myślę cały czas?- Akashi spojrzał na niego z niedowierzaniem.- To poczucie winy mnie zabija! Dopiero co byłem na etapie, że już nawet zapominałem o Tetsuyi; nie widziałem go od roku i mój niepokój zaczynał słabnąć, bo ciągle byłem od niego odsuwany. Pojawiłeś się w moim życiu ty, dałem się ponieść romansowi, a wtedy nagle Kiyoshi oznajmił mi, że Tetsuya może wrócić, a ponieważ jestem jedyną osobą, która mu pozostała, oczywiście, że nie chciałem go zostawić w tamtym miejscu. Pojechałem po niego natychmiast, spodziewając się, że i tak będzie chciał ze mną zerwać, że będzie mnie wyzywał od najgorszych, albo że w ogóle się nie odezwie… a on zamiast tego powiedział, że cieszy się na mój widok i że chce wracać do domu. Nie pamięta tamtego… wypadku…

- Naprawdę?- mruknął Murasakibara, patrząc na niego ze zdumieniem.- Może… może stracił pamięć…?

- Coś pamięta, ale inaczej niż ja – westchnął Akashi, biorąc się pod boki.- Nie potrafię tego zrozumieć, on jest teraz taki… nie wiem, jak to nazwać. Zachowuje się, jakby nie miał własnej woli, jakby chciał tylko zdawać się na wszystko, co ja powiem. I niepokoi mnie to…

To ostatnie było prawdą.

- Ja… ja i tak nie chcę się w to pakować, okej?- mruknął Murasakibara.- Lubię moją pracę i zdaję sobie sprawę z tego, że nigdzie nie dzieje się wszystko po bożemu, ale w takie akcje naprawdę nie chcę ingerować.

- Rozumiem to, i nie chcę prosić cię o zbyt wiele...- zaczął Akashi, patrząc na niego.- Ale… gdybyś chociaż mógł zerknąć… Jeśli przypadkiem natkniesz się na kartotekę Tetsuyi, jeśli tylko zerkniesz, przeczytasz, a potem mi powiesz… uwierzę na słowo, nie muszę nawet widzieć dowodów… Po prostu nieświadomość tego, co się tam działo zabija mnie…

- Ale nawet jeśli się dowiesz, to co z tym zrobisz?- Atsushi zagryzł wargę.- Co, chcesz znowu oddać Kuro-chin do szpitala psychiatrycznego?

- Nie wiem, co zrobię, ale w pierwszej kolejności chcę dowiedzieć się, co się tam działo, bo na razie czuję, że błądzę we mgle. Nie jesteś mi oczywiście nic winien, ale… byłbym wdzięczny, gdybyś...- Akashi wzruszył ramionami.

Murasakibara nie odpowiedział. Stali naprzeciwko siebie, przy kanapie, w niedużej odległości. Seijuurou wsunął dłonie do kieszeni spodni i spuścił wzrok na podłogę. Z jego ust padło tyle kłamstw i kiepsko się z tym czuł, bo nie chciał wcale wykorzystywać Atsushiego; naprawdę go lubił. Gdyby Tetsuyi nie było w jego życiu, to pewnie właśnie z takim facetem jak Murasakibara chciałby się związać.

Przykro było mu tak go kłamać.

Ale Tetsuya był najważniejszy.

- Nie chcę się w to pakować – powtórzył w końcu Murasakibara.

Akashi patrzył na niego bez wyrazu.

- Rozumiem – powiedział w końcu.

Przygotował się do wyjścia. Atsushi odprowadził go do drzwi. Nie żegnali się w żaden szczególny sposób, po prostu spojrzeli na siebie, a potem Seijuurou nacisnął klamkę, wyszedł na korytarz.

Murasakibara zatrzymał go.

- Jeśli przypadkiem na coś trafię, to dam ci znać – powiedział.- Ale specjalnie szperać nie zamierzam.

- Oczywiście, absolutnie nie wymagam tego od ciebie. Będę wdzięczny za każdą pomoc, każdą informację.

Atsushi parzył na niego długo. Pokiwał głową, a potem zamknął drzwi.

Akashi westchnął ciężko, odwrócił się powoli i ruszył w kierunku klatki schodowej. Zszedł schodami na sam dół, do holu wejściowego.

Tam w końcu się uśmiechnął.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń