Dwadzieścia
Niemoc
W końcu to zrobili.
Przeprowadzili się.
Ostatecznie to Akashi wybrał dla nich dom. Tetsuyi podobał się każdy jego wybór, więc ostateczna decyzja spoczywała na barkach Seijuurou. Czerwonowłosy po wielu dniach namysłu wybrał ten, który pokazał Kuroko jako pierwszy – parterowy, z drewnianym umeblowaniem, pastelowymi kolorami i małym ogródkiem.
Nader wszystko pragnął uszczęśliwić swojego ukochanego, a ponieważ on zawsze marzył właśnie o kolorowym wnętrzu przestronnego lecz niezbyt dużego lokum, Akashi postawił wszystko na jedną kartę.
Po prawie miesiącu przygotowań i załatwiania papierkowej roboty, w końcu mogli się przenieść. Drugą połowę grudnia zaczęli już w nowym miejscu. Kuroko wyglądał na zadowolonego; świetnie się bawił przy przenoszeniu kartonów i rozpakowywaniu rzeczy (po wcześniejszym umyciu wszystkich mebli, rzecz jasna).
Minęło kilka kolejnych dni i chociaż Tetsuya sprawiał wrażenie spełnionego, to jednak Akashiego coraz bardziej martwiło jego zachowanie.
Im więcej jego marzeń czy życzeń spełniał, tym bardziej oddany mu wydawał się być błękitnowłosy. Mężczyzna czuł się, jakby miał do czynienia ze zwierzątkiem, które, jeśli odpowiednio pogłaskać i odpowiednio nakarmić, będzie wierne swemu panu. Z tą jednak różnicą, że Kuroko najwyraźniej nie widział niczego złego w rzeczach, na które niegdyś by nie pozwolił.
Zaczęło się od tego, że kochali się, gdy Seijuurou był pod wpływem alkoholu, za którym Tetsuya nie przepadał.
Innym razem Akashi stwierdził, że ma ochotę na wyścigi konne. Kuroko nienawidził ich – uważał, że to bestialskie zachowanie, ścigać się na koniach, doprowadzać je na skraj wyczerpania i zgarniać za to pieniądze. Wyścigi konne szczególnie wiązały się z zarabianiem na cierpieniu zwierząt, jak uważał, ponieważ nie dość, że jeźdźcy dostawali kupę pieniędzy za pastwienie się nad swoimi wierzchowcami, to na dodatek widzowie zajmujący się hazardem również zgarniali niezłe sumy za oglądanie tego. A jednak Tetsuya poszedł z nim na te wyścigi, obstawili razem jednego z wierzchowców, zasiedli na trybunach i dopingowali wybranemu. Wracając do domu, dyskutowali o tym wydarzeniu, i chociaż Seijuurou nie przestawał uśmiechać się do swojego ukochanego, bolało go, że ani razu tego dnia nie skrzywił się i nie zbeształ go, że nie wadzi mu cierpienie koni.
Kilka dni później znów wypił trochę za dużo. Kochali się przy rozsuniętych zasłonach w salonie, gdzie były największe okna – i gdy Akashi zabronił mu je zasłaniać, Tetsuya po prostu na to przystał. Mimo że zawsze był uczulony na ich prywatność.
Pewnego razu Akashi zapytał go, czy zgodzi się na seks w trzy osoby, bo on sam chciałby spróbować. Zastanawiał się chwilę, po czym stwierdził, że jeśli Seijuurou tego pragnie, on nie ma nic przeciwko, tak długo jak będą w tym razem. Akashi czuł przemożny smutek – nie dlatego, że Kuroko byłby na to gotowy, ale dlatego, że uwierzył, iż Seijuurou tego chciał.
Starał się zachowywać pozory, ale im dłużej „sprawdzał” Tetsuyę, tym bardziej czuł się zrezygnowany. Coraz więcej wydarzeń i faktów świadczyło o tym, że mężczyzna, który wyszedł ze szpitala kilka miesięcy wcześniej, nie był jego Tetsuyą. To nie był Kuroko, na pewno nie do końca. Dalej go kochał, dalej nie widział poza nim świata i był gotów zrobić dla niego wszystko, ale to nie był jego Tetsuya.
I Akashi nie mógł nic z tym zrobić.
Czasem zastanawiał się, jak daleko mógłby się posunąć? Co takiego mógłby zaproponować Kuroko, czego on wcześniej by nie zdzierżył, a na co teraz by się zgodził? Myślał o tym, chciał coś zrobić, nawiedzało go pragnienie przekroczenia granicy zdrowego rozsądku, ale jednocześnie okropnie bał się skrzywdzić Tetsuyę.
Dlatego nie pozwalał sobie na eksperymentowanie, nie w takim stopniu, w jakim chciał.
Chciał i nie chciał zarazem.
- Tetsuya, przynieś mi szklankę whiskey – mruknął.
Siedział na miękkiej sofie w ich nowym domu. Kiedyś nie odważyłby się poprosić Kuroko o podanie mu alkoholu, błękitnowłosy sam zresztą obraziłby się za coś takiego. Nie był jego służącym, a Seijuurou nie miał daleko do barku.
Ale ten Kuroko uśmiechnął się do niego miło i posłusznie udał się nalać mu porcję. Wręczył mu szklankę do ręki i usiadł obok niego, wzdychając z rozkoszą i opierając głowę o jego ramię. Widać było po nim, że jest spokojny, że jest szczęśliwy. I Akashi cieszył się, bo zależało mu na tym, ale… ale jednocześnie był zły na Tetsuyę, że cieszą go rzeczy, które winny doprowadzać go do irytacji, do szału wręcz.
Już miał podnieść szklankę i przełknąć jednym haustem jej zawartość, kiedy usłyszał dźwięk nadchodzącej wiadomości. Spojrzał obojętnie na swoją komórkę, która leżała na okrągłym wąskim stoliku na lampę, stojącym obok kanapy. Ekran na chwilę podświetlił się i Akashi zobaczył, kto napisał.
Po ponad miesiącu odezwał się Murasakibara Atsushi.
Seijuurou natychmiast przestał obejmować Tetsuyę; odłożył szklankę z alkoholem i wstał, zabierając komórkę. Odszedł kilka kroków, odczytał w napięciu wiadomość. Murasakibara pisał krótko i zwięźle – chciał się spotkać, porozmawiać o czymś, czego się dowiedział.
Akashi przełknął ciężko ślinę i przymknął oczy. Czy wciąż była nadzieja? Czy wciąż mógł ją odczuwać, czy miał w ogóle do tego jakiekolwiek prawo?
Atsushi nie odzywał się do niego od ich spotkania w jego mieszkaniu. Nie obiecał, że rozejrzy się za jakimiś informacjami na temat Kuroko, ale Akashi wierzył, że tak będzie. Wierzył, że ta sprawa nie da Murasakibarze spokoju, i że będzie chciał dyskretnie wybadać, gdzie jest kartoteka Kuroko Tetsuyi i co takiego zawiera, że została ukryta przed spojrzeniami zwykłych pracowników szpitala.
Odpisał mu, że chciałby spotkać się już teraz, że jest gotowy przyjechać choćby zaraz. Murasakibara nie odpisywał kilka długich minut, ale w końcu zaproponował spotkanie za godzinę – tym razem w restauracji, w której obaj jadali lunche.
- Tetsuya, wychodzę – oznajmił nieco oschle, chowając komórkę do kieszeni.
- Hm? Dobrze, Akashi-kun.
- Nie zapytasz, gdzie wychodzę?- spytał, wzruszając ramionami.- Nie ciekawi cię to?
- Pomyślałem, że to coś związanego z pracą – przyznał Kuroko, patrząc na niego niewinnym błękitnym spojrzeniem.- Dokąd idziesz, Akashi-kun?
- Spotkać się z przyjacielem.
- Z przyjacielem?
- Tak, z wysokim i przystojnym przyjacielem, którego lubię.
Kuroko zmarszczył lekko brwi, ale to była jedyna jego reakcja. Odwrócił twarz do ekranu telewizora, dalej oglądał film, który z nudów puścił Akashi. Seijuurou zagryzł wargę, poirytowany. Nawet nie był o niego zazdrosny. Wcześniej oczywiście też nie okazywał zazdrości, ale to przez to, że Akashi nie dawał mu nigdy powodów do niej – tylko raz Kuroko półżartem, półserio okazał poirytowanie z powodu kobiety, która podobno podrywała Seijuurou na spotkaniu z grupą ich przyjaciół. Akashi nawet tego nie zarejestrował, dla niego liczył się tylko Tetsuya.
A teraz mówi mu, że jedzie do wysokiego i przystojnego mężczyzny, a on w żaden sposób nie reaguje?
- Wrócę za jakieś dwie, trzy godziny – mruknął, mijając sofę.
- Dobrze. Odprowadzę cię. Ubierz się ciepło, na dworze jest mróz…
Akashi udał się do holu, zaczął zakładać buty. Tetsuya trzymał jego płaszcz w dłoniach; kiedy czerwonowłosy wyprostował się, jego ukochany pomógł mu go założyć.
- Co będziesz robił w tym czasie?- zapytał, bo mimo wszystko przykro było mu zostawiać Kuroko samego w nowym domu.
- Obejrzę film i zaczekam na ciebie.
- A jeśli nie wrócę na noc?- spytał, unosząc brew.
- A planujesz nie wracać?- zdziwił się Kuroko.- Mówiłeś, że wrócisz za parę godzin.
- Co, jeśli mi się zmienią plany?
- W takim razie pójdę spać i zobaczymy się jutro...- mruknął Tetsuya trochę niepewnie.
- Poważnie?- wycedził Akashi ze złością.- Mówię ci, że zostanę na noc u innego mężczyzny, a ty naprawdę nie masz nic przeciwko?
- Jeśli chcesz nocować u przyjaciela…
- A od kiedy, do cholery, nocuję sam u przyjaciela? Zawsze jeździliśmy razem, nigdy osobno.
- Akashi-kun…
- Dlaczego nie przeszkadza ci, że jadę się spotkać z innym mężczyzną, dlaczego nie przeszkadza ci, że mówię, że jest wysoki i przystojny i że zostanę u niego na noc?!
- Ufam ci…
- Przecież taka sytuacja aż się prosi o zdradę!- nie wytrzymał Akashi.- Tetsuya, do cholery…
- Chcesz mnie zdradzić?- Kuroko zmarszczył brwi, patrząc na niego bez zrozumienia.
Seijuurou poczuł ukłucie żalu i paniki.
Przesadził!
Na twarzy Tetsuyi malowały się prawdziwe emocje, zabolały go jego słowa.
- Nie, oczywiście, że nie chcę...- wymamrotał, spuszczając wzrok na podłogę. Było mu tak głupio…
- Nie?- Kuroko zagryzł wargę, popatrując na niego niepewnie, widział to kątem oka.- Akashi-kun, jeśli… jeśli ci nie wystarczam…
Co?
- Musisz mi mówić takie rzeczy, Akashi-kun.
Jakie?
- Wydaje mi się, że powinienem wówczas wiedzieć.
O czym?
- I jeśli coś ci przeszkadza, jeśli coś robię albo mówię nie tak…
Co takiego?
- To co?- spytał szeptem Akashi, patrząc na niego, zszokowany.
- To wtedy powiedz mi, postaram się to zmienić – powiedział Kuroko.- Być może nie ma potrzeby, żebyś spotykał się z innymi… jeśli tylko mi powiesz, czego pragniesz, mogę się postarać…
Nie wytrzymał.
Nie potrafił się opanować.
Jego dłoń po prostu uniosła się jakby sama i wymierzyła Kuroko mocny policzek.
W holu rozległ się trzask, jakby to gałąź drzewa się złamała; głowa Tetsuyi obróciła się gwałtownie na bok, mężczyzna dotknął własną dłonią policzka, jego oczy były szerokie jak spodki. Zdumiony, spojrzał na Akashiego, zmierzył go od góry do dołu.
- Dla… dlaczego to zrobiłeś, Akashi-kun?- zapytał.
Seijuurou jakby dopiero teraz zaczynał przytomnieć; patrzył na policzek Kuroko, który zmienił teraz kolor na intensywnie czerwony; kolor ten mocno odbijał się na tle bladej dłoni, którą do niego przyłożył. Poczuł, jak jego własna dłoń zaczyna go piec i dotarło do niego, że to, co zapewne czuje Kuroko, jest jeszcze gorsze.
- Tetsu...ya...- wyjąkał nieskładnie.- Ja… Prze… przepraszam…
Kuroko westchnął ciężko, odwrócił od niego wzrok, w którym wciąż malowało się zaskoczenie, ale i coś jeszcze – coś jeszcze prócz bólu i upokorzenia. Malował się w nich bowiem zawód.
Akashi poczuł, że do jego własnych oczu mimowolnie napływają łzy.
Co on najlepszego zrobił?
Po raz pierwszy w życiu… nie… po raz drugi… podniósł rękę na tego, dla którego był przecież gotów oddać życie.
Łzy spłynęły po jego policzkach, gdy wpatrywał się w Kuroko, przerażony własnym zachowaniem. Zakrył dłonią usta, zacisnął powieki.
- Nie rób tego więcej, proszę – powiedział cicho Kuroko.
- Tetsuya, tak bardzo cię przepraszam – załkał Seijuurou, przysuwając się do niego i obejmując go. Błękitnowłosy nie odwzajemnił uścisku.- Wybacz mi, błagam cię! Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło, ja… ja nie panowałem nad sobą, po prostu… mówiłeś takie rzeczy… ale to moja wina, ja cię prowokowałem, i to ja się zdenerwowałem, że… tak bardzo przepraszam, Tetsuya… proszę, wybacz mi…
- Nie płacz, Akashi-kun – mruknął Kuroko, kładąc dłonie na jego plecach i masując powoli.- Wybaczam ci, zapomnijmy o tym. Tylko nie rób już tego, dobrze?
- Dobrze, dobrze, Tetsuya, już nigdy – szeptał, mocno go do siebie tuląc.
- No już, Akashi-kun, zaraz mnie zgnieciesz…
- Przepraszam.
Chwilę mu zajęło, nim się uspokoił i nim wypuścił Tetsuyę z objęć. Spojrzał na jego twarz, na spokojne błękitne oczy, na czerwony policzek. Uniósł dłoń, chcąc go pogłaskać, ale zrezygnował w obawie, że sprawi mu tym dotykiem ból.
- Wrócę najszybciej jak to możliwe – powiedział cicho.- Jadę tylko z kimś porozmawiać, pospieszę się…
- Uważaj, na drogach jest ślisko.- Kuroko uśmiechnął się do niego lekko, choć wyraźnie nie było to dla niego łatwe.- Wolę żebyś wracał dłużej, ale bezpieczniej.
- Oczywiście, jak zechcesz, zrobię, jak zechcesz – wymamrotał Akashi, ocierając łzy ze swoich policzków. Kiedy ostatnio płakał? Kiedy mu się to zdarzyło? Nie potrafił sobie przypomnieć.- Czekaj na mnie, wrócę do ciebie.
- Dobrze, będę czekał.- Skinął głową.
Seijuurou odchrząknął, po czym nachylił się ku niemu i ucałował nienaruszony policzek. Tetsuya patrzył na niego, gdy mężczyzna się od niego odsuwał.
- Mogę prosić też w usta?- zapytał.
Akashi posłusznie i z oddaniem złożył pocałunek na jego wartach.
- Dziękuję – powiedział cicho Tetsuya.- Uważaj na siebie, Akashi-kun.
- Niedługo będę, Tetsuya.
Jechał na miejsce cały w nerwach.
Jak mógł go uderzyć? Jak śmiał? Po tym… wypadku… który miał miejsce zeszłego roku obiecał sobie przecież, że nigdy, absolutnie przenigdy więcej nie podniesie ręki na Tetsuyę. Poprzysiągł sobie, że to był jedyny i ostatni raz, niedopuszczalny zresztą. A jaki teraz miał powód, by go uderzyć? Przecież Tetsuya go kochał i okazywał mu to, nieważne na jaki sposób – kochał go, kochał! Tak bardzo, bardzo go kochał, z niezwykłą wzajemnością.
Byli dla siebie stworzeni i każdy im to zawsze powtarzał – bo kochali się tak samo mocno, z równą siłą.
Wpadł do restauracji nieco zziajany, spóźniony o dziesięć minut. Przeprosił Murasakibarę, choć nie wyjawił powodu opóźnienia.
Usiadł przy stoliku, zamówił sobie mocną kawę. Atsushi jak zwykle popijał sok.
- Dawno się nie widzieliśmy – westchnął Akashi.- U ciebie wszystko dobrze?
- Miło, że pytasz.- Murasakibara uniósł lekko brew.- U mnie dobrze, nie mam powodów narzekać. Jak się czuje Kuro-chin?
Akashi poprawił się na krześle i spojrzał na byłego kochanka.
- O co chodzi z tym… „chin”?- zapytał, potrząsając głową.- Pierwszy raz słyszę, żeby ktoś o nim mówił w taki sposób.
Fioletowowłosy wzruszył ramionami.
- Mówię tak do osób, za którymi szczególnie przepadam – wyjaśnił, a widząc spojrzenie Akashiego, roześmiał się z rozbawieniem.- Nie aż tak – parsknął.- Nie wiedziałem, że z ciebie taki typ zazdrośnika.
- Mam o co walczyć – mruknął wymijająco. Kelnerka właśnie przyniosła jego kawę.
- To jak się czuje Kuro-chin?- ponowił pytanie.- Odkąd go wypisali nie pojawił się u nas ani razu, przynajmniej ja tego nie widziałem. Zgaduję więc, że dobrze się układa?
- W miarę – odparł, krzywiąc się lekko.- Nadal… są pewne zachowania, które mi do niego nie pasują.
- Ale to są jakieś rażące zachowania? Agresywne? Niepokojące? Mogą jakoś wpłynąć na innych ludzi, skrzywdzić kogoś w jakiś sposób?
- Nie, nie, nic z tych rzeczy.- Pokręcił przecząco głową.- Po prostu Tetsuya jest zaskakująco… bierny. Pasywny. Rzadko kiedy ma własne zdanie i mam wrażenie, że on po prostu „egzystuje”, zamiast cieszyć się życiem. Martwi mnie to – mruknął, marszcząc lekko brwi.
- To raczej nie jest nic, co wskazywałoby na pogorszenie stanu zdrowia – powiedział w zamyśleniu Atsushi.- Od dawna zażywa leki, możliwe, że jest po prostu trochę otumaniony. Porozmawiaj o tym z Kiyoshim-san, niech stwierdzi, czy można mu zmniejszyć dawkę. O ile pamiętam, do końca leczenia zrezygnowano z prawie wszystkich leków, oprócz jednych, które musi zażywać jeszcze przez parę miesięcy. Potem jego stan się unormuje i znów będzie na ciebie krzyczał, zobaczysz.
- Miło, że mnie uspokajasz.- Akashi upił łyk kawy.- Ale chyba nie dlatego chciałeś się ze mną spotkać, prawda?
- Prawda – przyznał, krzywiąc się lekko. Przysunął swoje krzesło bliżej stolika i oparł przedramiona o jego blat. Akashi odruchowo również zbliżył się, by dobrze go słyszeć.- Nie myśl sobie, że się jakoś specjalnie dla ciebie narażałem. Nie wchodziłem tam, gdzie mi nie wolno, ani nie zaglądałem tam, gdzie nie mam uprawnień. Do pewnych rzeczy jednak dotarłem całkiem „legalnie”, jeśli mogę to tak nazwać i z racji na...- Zmierzył go powolnym spojrzeniem.- … na naszą krótką relację, która nas łączyła, doszedłem do wniosku, że mogę ci coś przekazać.
- Słucham.- Akashi pokiwał głową zachęcająco.- Cokolwiek, co powiesz, może mi się przydać.
- No właśnie to jedno do niczego ci się nie przyda – stwierdził Murasakibara.
- Nieważne, po prostu powiedz, czego się dowiedziałeś.- Seijuurou wzruszył ramionami. Był zdesperowany, pragnął dowiedzieć się czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc w zrozumieniu tego, co się dzieje, co mogłoby mu pomóc w przywróceniu Tetsuyi dawnego siebie.
- Znalazłem kartotekę Kuro-chin – oznajmił Murasakibara, sięgając do kieszeni bluzy i wyciągając z niej swoją komórkę.
Zaczął coś klikać na ekranie, następnie podał telefon Akashiemu. Ten odebrał go niepewnym ruchem, po czym spojrzał na wyświetlacz – Atsushi włączył galerię. Było tam kilka zdjęć dokumentów.
Akashi włączył pierwsze ze zrobionych fotografii i chciwie zaczął chłonąć zawarte na kartach informacje. Przeglądał zdjęcia jedno po drugim, dziwiąc się coraz bardziej. Zmarszczył brwi, gdy doszedł do ostatniego i spojrzał bez zrozumienia na Murasakibarę.
- To...- zaczął powoli.- To naprawdę nic. Zwykłe akta.
- Nie do końca – mruknął cicho Atsushi, dyskretnie rozglądając się wokół.- Nie potrafię tego zrozumieć. W każdej kartotece znajdują się dane pacjenta, i tutaj nie jest inaczej, wszystko się zgadza: imię, nazwisko, adres zamieszkania, nawet twoje nazwisko jest tu podane jako osoba do kontaktu. Jest też data przyjęcia pacjenta do szpitala, opis stanu, w jakim się znajdował… nie ma w tym nic podejrzanego, bo dokładnie opisano, z jaką raną na głowie się pojawił… ale nic więcej.
- Nic więcej?- powtórzył pytająco Akashi.
- Nie rozumiesz?- Murasakibara stuknął palcem w wyświetlacz swojego telefonu, który wciąż trzymał Seijuurou.- Przecież to jest kartoteka pacjenta. Pacjenta przebywającego w szpitalu psychiatrycznym. Przejrzyj te zdjęcia i powiedz… nie brakuje ci tam czegoś?
Akashi jeszcze raz przejrzał fotografie i pokręcił przecząco głową.
- Nie ma opisu leczenia – stwierdził.- Nie zrobiłeś zdjęć?
- Akashi… to jest cała kartoteka Kuro-chin.
Seijuurou wbił w niego spojrzenie.
- Cała?- powtórzył.
- Tak.
Spojrzał na zdjęcia.
- Trzy kartki?- Znów wbił wzrok w Murasakibarę.
- Właśnie. Trzy kartki – szepnął Atsushi.- Już do tej kartoteki miałem niełatwy dostęp i tylko cudem udało mi się do niej zajrzeć, bo jest rzeczywiście chroniona, ale i tak jest kompletnie… niekompletna. Nie ma żadnej diagnozy, nie ma opisu choroby, przeprowadzonych badań, szczegółów przebiegu leczenia, nie ma nawet listy podawanych leków. Nie ma nic. Normalna kartoteka pacjenta liczyłaby przynajmniej te dziesięć stron, a to i tak jest minimum, bo zwykle jest to około trzydziestu, czterdziestu. Lekarze zapisują spostrzeżenia na temat zachowań i poczynań pacjentów, na temat reakcji na bodźce czy leki, a tutaj nie ma niczego prócz podstawowych danych. To powinien być dziennik, Akashi. Dziennik liczący sobie przynajmniej ze sto stron, przecież Kuro-chin był w naszym szpitalu przez ponad rok. To nie jest możliwe, że przez ponad rok służba szpitala skleiła trzy strony.
- Co sugerujesz?
- Że prawdziwa kartoteka Kuro-chin jest naprawdę ściśle tajna – mruknął niechętnie Murasakibara.- I że… w takim wypadku być może miałeś rację.
- Miałem rację? Odnośnie czego?- Akashi bał się usłyszeć odpowiedzi.
Murasakibara spojrzał na niego z powagą. W jego oczach dostrzegł domieszkę strachu, rezygnacji i współczucia.
- Być może… być może rzeczywiście Kuro-chin był leczony „niemodnymi” sposobami.
- „Niemodnymi”?- wychrypiał Akashi.
- Lobotomia jest zakazana – westchnął Atsushi bardzo cicho.- Nie chcę wierzyć w to, że w naszym szpitalu coś takiego się praktykuje. Chciałbym powiedzieć, że coś takiego bym zauważył, ale… ale prawda jest taka, że ja z Kuro-chin nie miałem dużo kontaktu. Zanosiłem mu przypisane leki, przynosiłem mu obiad, podawałem czasem kroplówki, gdy był osłabiony, ale nigdy nie zauważyłem, żeby był ranny, poturbowany, czy nie wiadomo co… Dlatego nie chcę wierzyć, że to o to chodzi, ale… Ale być może szpital ma coś do ukrycia. Tylko to twierdzę, Akashi, nic więcej – dodał.- I niestety, ale niczego więcej się nie dowiem. Nie chcę, żeby zaczęli podejrzewać, że myszkuję. Potrzebuję tej pracy.
Akashi ledwie go słyszał. W głowie rozbrzmiewały mu niedawne słowa wypowiedziane przez Atsushiego, mieszające się z faktami usłyszanymi w ciągu całej tej krótkiej rozmowy.
Nie było prawdziwej kartoteki Kuroko. Prawdziwa była gdzieś ukryta, ściśle tajna. Ta, która była w jakimś stopniu dostępna dla lekarzy i pielęgniarzy, zawierała zaledwie gołe informacje. Owszem, opisano ranę na głowie, co było niepokojące, ale dlaczego nie pokwapiono się, by choćby zmyślić opisy leczenia czy dodać listę leków, jak wspomniał Murasakibara.
Co lekarze zrobili Tetsuyi?
Jakimi lekami go faszerowali?
- Akashi?
- Tak?- mruknął, otrząsając się z zamyślenia i patrząc na towarzysza.
- Co zamierzasz z tym zrobić? Moje informacje nie pomogły ci zapewne wiele, bo w zasadzie nie dowiedziałem się niczego poza tym, że… cóż, nie ma niczego.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem – westchnął, przecierając dłonią twarz.- Może… może spróbuję porozmawiać z Kiyoshim-san… A może zostawię to tak, jak jest. Może rzeczywiście masz rację i zachowanie Tetsuyi unormuje się, kiedy przestanie brać leki…
A może będzie gorzej.
Ale Seijuurou naprawdę się martwił. Nie mógł powiedzieć Atsushiemu, co dokładnie zauważał w Kuroko – jego mroczne spojrzenia, jego niezrozumiałe zdania, zachowania, które zupełnie do niego nie pasowały. Murasakibara by tego nie zrozumiał, tylko Akashi był w stanie pojąć, jak drastyczna staje się różnica między tamtym Kuroko, a tym.
Zagryzł mocno wargę.
- Czy to wszystko, Atsushi?- zapytał cicho.
- Wszystko – potwierdził mężczyzna, upijając łyk swojego soku.- Tak jak mówiłem, nie ma tego wiele, ale nie mogłem tego obgadać przez telefon. Wolałem się spotkać.
- Rozumiem. Dziękuję ci za twoją pomoc – dodał, spoglądając na niego.- To dla mnie wiele znaczy.
- Tak jak wspomniałem, nie zamierzałem się narażać.
- To zrozumiałe.- Akashi skinął głową. Spojrzał na zegarek na swojej ręce.- Muszę się zbierać. Muszę… coś załatwić jeszcze. Dziękuję za twoją pomoc. I za spotkanie. Na mój koszt – dodał, wyciągając z portfela gotówkę i kładąc ją na stole. Wstał pospiesznie i ruszył do wyjścia.
- Akashi, to za dużo, czekaj…!
Nie zaczekał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz