Z betonu miasto, cz. 10

 

Aomine



Nienawidziłem się przed kimkolwiek otwierać. Zawsze uważałem, że to upierdliwe, zresztą tylko słabi muszą się zwierzać innym ze swoich problemów. A przecież ludzie i tak za większość swoich kłopotów sami są odpowiedzialni. Płacenie alimentów za dzieciaka, którego się nie chciało, opłacanie adwokata bo rozwodzi się z wredną żoną, opóźnienia w spłacie kredytu, bo straciło się pracę – zawsze wina leży w człowieku, którego problemy dotyczą.

Dlatego nie zwierzałem się znajomym z moich problemów. Brałem je na klatę, bo byłem za nie odpowiedzialny. Przyczyniłem się do nich, więc cierpliwie znosiłem konsekwencje. Nawet gdy rozstałem się z Tetsu, wiedziałem że to moja wina. I nie pożaliłem się nikomu. Wspólnie informowaliśmy znajomych o naszym rozstaniu. Ja się nie tłumaczyłem, a czy robił to Tetsu?

Zgadywałem, że tak. Był słabszy ode mnie, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Moją rolą było go chronić.

Zawsze.

To był pierwszy raz, kiedy musiałem się komuś zwierzyć.

- Daiki.- Akashi westchnął ciężko, a ja wyobraziłem sobie, że przeciera teraz twarz dłonią.- W co ty się wplątałeś, do jasnej cholery?

- Mnie pytasz?- mruknąłem, krzywiąc się i spoglądając na ekran tablicy w autobusie. Mój przystanek miał być następny.

Po powrocie do Tokyo nie byłem w stanie usiedzieć w mieszkaniu – ale nie miałem też ochoty się z nikim widzieć. Pojechałem więc na halę, wyprosiłem by dali mi klucze na salę treningową i kilka godzin spędziłem na graniu w kosza, sam na sam. Potem zrobiłem przerwę na lunch. A potem znów grałem w kosza, aż do wieczorem. Oddałem klucze po godzinie dwudziestej i cały wypompowany, po szybkim prysznicu opuściłem halę i w drodze powrotnej do mojej kawalerki, zadzwoniłem do Akashiego.

Jakoś nie miałbym odwagi jechać do niego i patrzeć mu w oczy, opowiadając o tym, co ostatnio się wydarzyło w moim życiu. To przez to, że byłem taki zamknięty w sobie i nigdy nie gadałem o uczuciach – Tetsu też nie lubił tego we mnie.

Ale ja po prostu nie umiałem ich opisywać. Nigdy tego nie potrafiłem. Poza tym jednym razem, gdy dwanaście lat temu powiedziałem Tetsu, że się w nim bujam, nie otwierałem się w ogóle. Zresztą, powiedziałem mu to po tym, jak go pocałowałem, więc i tak zdążył się domyślić zanim się odezwałem.

- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym pewnie, że to wszystko sobie zmyśliłeś – bąknął Seijuurou.- Ale znam cię i wiem, że…

- Tak, tak, za głupi na to jestem – przerwałem mu.- Nie przynudzaj, Akashi.

- W coś ty się wplątał – westchnął ponownie.- Najpierw ten cały Kise z tym całym Kagamim, potem ty z Kise, on z Tetsuyą, ty z Kagamim i znowu ty z Kise… pominąłem coś?

- Było jeszcze parę razy z Kise.- Wzruszyłem ramionami.

- Czemu to zrobiłeś?

- W sensie co?

- Czemu poszedłeś z nim do łóżka, mimo że u Kagamiego zrozumiałeś, że oni dwaj są parą?

- Ex parą – mruknąłem cicho, odchrząkując i rozglądając się po autobusie. Parę siedzeń za mną była tylko jakaś staruszka, wierzyłem że przygłucha.

- To nie ma znaczenia, skoro jak twierdzisz, oboje dalej się kochają.

- Nie mam pewności…

- Czemu, Daiki?

- Nie wiem, no – westchnąłem, poirytowany. Właśnie dlatego nie chciałem jechać i opowiadać mu tego wszystkiego twarzą w twarz.- Bo mam słabość do Kise? Bo mi się podoba? Bo jest dobry w łóżku?

- I nie przeszkadza ci, że Tetsuya prawdopodobnie myśli o nim to samo?- nie dowierzał Akashi.

Zarumieniłem się mocno.

- N-nie jest AŻ tak dobry...- wymamrotałem, znów rozglądając się nerwowo wokół.- Tetsu na pewno pamięta, że jestem lepszy…

- Ale chyba nie będziesz się już widywał z Kise, prawda? Prędzej czy później albo on się przyzna Kagamiemu, albo Kagami jemu, że się z tobą przespał. Dowiedzą się o tobie i będzie, jak to mawia Kouki, „przypał”.

- Wątpię, żeby zaczęli się o mnie awanturować – prychnąłem, wstając z fotela, bo autobus dojeżdżał już na mój przystanek. Stanąłem przy drzwiach, wciskając przycisk STOP.

- Rozsierdzisz któregoś, zobaczysz – przekonywał mnie Akashi.- Daj sobie spokój, Daiki. Rozumiem, że Kise jest atrakcyjny i cię pociąga, ale lepiej się w to więcej nie mieszać. Pełno jest wokół innych przystojnych gejów, jak się doprowadzisz do porządku to trafisz na kogoś odpowiedniego.

- Co to niby miało znaczyć?- wkurzyłem się. Autobus zatrzymał się, drzwi rozsunęły się, a ja zeskoczyłem na chodnik i ruszyłem na wprost, do mojego bloku.

- Że minął już rok od twojego rozstania z Tetsuyą, a ty chyba już sobie wystarczająco pofolgowałeś, prawda? Myślę, że pora pomyśleć o czymś bardziej stałym. I nie mam tu na myśli Kise.

- A niby czemu nie on?- burknąłem, popychając drzwi i wchodząc do bloku. Zamek jak zwykle był rozwalony i nie musiałem wpisywać kodu.- Tak się składa, że na chwilę obecną to jedyna partia, którą bym rozważał. A jak sam zauważyłeś, w ciągu ostatniego roku przebierałem w nich do woli.

- Mówisz tak tylko dlatego, że podobał ci się seks z nim – westchnął Akashi.- Ale zapominasz, że kiedy zakochałeś się w Tetsuyi, nie wiedziałeś, jaki był w łóżku. A jednak spędziłeś z nim dwanaście lat swojego życia.

- Czemu teraz mówisz o Tetsu?- mruknąłem, zatrzymując się na półpiętrze.

- Bo tobie jest potrzebna miłość, Daiki, a nie dobry seks. To właśnie tego szukasz od roku jak pojebany.

- Sei-kun, nie przeklinaj!

- Przepraszam, Kouki, zdenerwowałem się. Chodzi o to – głos stał się głośniejszy, gdy kolejne słowa kierował już na pewno do mnie.- że ty tęsknisz za Tetsuyą. Spotykasz się z tymi wszystkimi facetami, sypiasz z nimi na prawo i lewo i szukasz dobrej zabawy, zaspokojenia, czegoś, dzięki czemu odżyjesz, a nie potrafisz dostrzec tego, że twoje życie zostało w tamtym mieszkaniu, z którego wyprowadziłeś się w zeszłym roku.

- Akashi, jaki z ciebie poeta – mruknąłem sceptycznie.

- Nie denerwuj mnie – warknął.- Weź się w garść, Daiki. Widziałem wyraźnie już wtedy, w kinie, że cały film przesiedziałeś, gapiąc się na Tetsuyę. Ty go cały czas kochasz, on jest całym twoim życiem i zapewniam cię, że nieważne jak długo będziesz szukał, nie znajdziesz innego takiego. W nikim nie zakochasz się tak bardzo, jak w Tetsuyi.

- Czy ty przypadkiem nie mówiłeś przed chwilą, że kiedyś w końcu znajdę kogoś odpowiedniego?- bąknąłem, będąc już prawie na moim piętrze.

- Miałem na myśli Tetsuyę.

- Jak niby miałbym go „znaleźć”, skoro już go znam…

- Nie wiem, może pojedź do waszego mieszkania i poszukaj go w lodówce, naprawdę gówno mnie obchodzi pretekst, jaki znajdziesz, żeby z nim porozmawiać, masz po prostu to zrobić i przestać pierdolić, że niczego to nie zmieni, jasne?

- Sei-kun!

- Przepraszam, Kouki, to był ostatni raz. Obaj odpoczęliście od siebie i pora przypomnieć sobie, że „jedynym, który może ze mną…”

- Dobra, dobra, rozumiem aluzję!- wykrzyknąłem pospiesznie, rumieniąc się, gdy zaczął cytować moje stare powiedzonko.- Niech ci będzie, kurwa, zadzwonię do Tetsu.

- A jak nie odbierze?

- No to co mam na to niby po-?!

- A jak nie odbierze?- nacisk na te słowa czułem niemal fizycznie.

Westchnąłem ciężko.

- To pojadę do niego – mruknąłem potulnie.- Usiądę pod drzwiami mieszkania i będę tam siedział tak długo, póki go nie zobaczę.

- I to rozumiem.- W jego głosie wyczułem pełen zadowolenia uśmiech.- Muszę kończyć, ale zadzwonię do ciebie jutro.

- Dobrze, mamo.

- Pamiętaj umyć ząbki przed snem.

- Dobrze, mamo – westchnąłem, sięgając do kieszeni spodni po klucze.- Pa, mamo.

- Papa.- Mimo poirytowania, poczekałem jeszcze chwilę, nasłuchując.- Co za imbecyl. Kouki, mój mężu, przecież mówiłem ci, że nadal możesz robić mi dobrze, nawet gdy będę rozmawiał z-

Mimowolnie zachichotałem, gdy Akashi się rozłączył. Schowałem telefon do kieszeni spodni i wspiąłem się na moje piętro.

Wtedy zobaczyłem siedzącego pod drzwiami mojego mieszkania Kise.

Stanąłem jak wryty, patrząc na niego, zszokowany. Wyglądał tak, jak wczorajszego wieczora, gdy się żegnaliśmy, choć z pewnością zdążył wytrzeźwieć – miał na sobie kurtkę, luźne joggery, t-shirt i koszulę. Tym razem chyba darował sobie skórę.

Najwyraźniej cały czas mnie obserwował, bo patrzył teraz na mnie z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

- Pewnie masz nadopiekuńczą mamę, co?- zapytał.

- Kise… co ty tu…?- wybąkałem.

Blondyn westchnął lekko, po czym podniósł się z podłogi i otrzepał tyłek. Podszedłem do niego niepewnie, z uszykowanym kluczem.

- Potrzebuję pocieszenia – powiedział otwarcie, przysuwając się do mnie.

- Pocieszenia?- Zmarszczyłem lekko brwi.- Po wczoraj?

- Nie, po dzisiaj – odparł, zarzucając mi ręce na szyję i całując mnie.

- Mm!- jęknąłem w jego usta, odsuwając głowę do tyłu.- Cz-czekaj, wejdźmy chociaż do środka!

Otworzyłem pospiesznie drzwi i, gdy znaleźliśmy się w bezpiecznych czterech kątach, spojrzałem uważnie na Kise. Znowu wyglądał jak zbity pies, dokładnie tak samo jak w pubie „Love’s”, w którym spotkaliśmy się wczoraj. Myślałem, że po naszych zabawach poprawiłem mu humor, bo kiedy po długim i dobrym bzykaniu padał na łóżko, kompletnie wyczerpany, zdążył jeszcze wymamrotać, że jestem najlepszy. Potem zasnął.

Teraz wyglądał, jakby miał się popłakać.

- Co się stało?- zapytałem, zamykając drzwi i ściągając z siebie kurtkę.- Nie wyglądasz najlepiej.

- Kagami u mnie był – wymamrotał, kręcąc nosem.- Mój były – wyjaśnił.

Wiedziałem to, niestety.

- Pokłóciliście się?- Zdjąłem buty. Kise dalej stał w ciuchach, opierając się o ścianę.

- Chyba tak.- Wzruszył ramionami.- Powiedziałem mu w końcu, że Himuro jest moim podopiecznym w Centrum Sportu, i że wiem, że ma raka. I że chce, żebyśmy do siebie wrócili. Zaczął mówić mi, że mnie kocha, i że mu na mnie zależy, a kiedy zapytałem, dlaczego mnie wobec tego zdradził, to… wyszedł z mieszkania bez słowa.

- Wow – mruknąłem, wsuwając dłonie do kieszeni moich spodni.- Milusio.

- Wkurzyłem się i przyjechałem tutaj.

- Czekaj, kiedy to było?

- Dzisiaj rano.

Patrzyłem na niego, mrugając.

- Siedzisz tu od rana?

- Jakoś od trzynastej.

- Czemu do mnie nie napisałeś?- Wytrzeszczyłem na niego oczy.

- Bo to było spontaniczne – bąknął, rumieniąc się lekko i spuszczając wzrok na podłogę.- A potem, jak już byłem pod twoim mieszkaniem, to głupio mi było do ciebie pisać. Pomyślałem, że może pojechałeś się z kimś spotkać, albo może miałeś pracę, czy coś. Nie chciałem ci przeszkadzać, więc stwierdziłem, że poczekam. A potem zacząłem się stresować, że może będziesz wracał do mieszkania z kimś, i że zepsuję ci wieczór… ale jeszcze bardziej potrzebowałem bliskości… więc zostałem.

- Bliskości, mówisz – sapnąłem ze śmiechem, kręcąc głową. W sumie to podziwiałem jego otwartość i to, że tak po prostu przyznawał się do swoich rozmyślań.- Dzieli nas pięćdziesiąt kilometrów, to chyba bardziej „dalekość”…

- Aleś ty zabawny – mruknął, ale uśmiechnął się lekko. Zzuł buty i ściągnął z siebie kurtkę.- Przepraszam za to nagłe narzucanie się. Nie chcę, żebyś pomyślał, że jestem stalkerem.

- Za późno – westchnąłem, mijając go i idąc do salono-kuchni.- Od początku czułem, że będziesz taki zachwycony moimi łóżkowymi umiejętnościami, że gdy tylko dam ci mój adres, będziesz mnie nachodził.

- Hoho, powiedział facet, który niespodziewanie oznajmił, że będzie „przypadkiem” w Yokohamie i chciałby się spotkać w pubie…

- …z facetem, który upił się i zaczął do mnie dobierać już we wspomnianym pubie – dodałem, kiwając głową.

- ...bo na trzeźwo by się nie dobierał – dokończył Kise, też kiwając głową.

Spojrzałem na niego, poirytowany, w duchu przyznając mu punkt. Wstawiłem wodę na herbatę, jemu zacząłem przygotowywać kawę.

- Niemniej, o to jesteś – rzuciłem.

- Tak, i przepraszam za to – westchnął.- Zwaliłem ci się na głowę…

- Na szczęście nie przypominam sobie, żebyś coś takiego zrobił.- Nie mogłem się powstrzymać od suchego żartu. Ale Kise docenił to, bo uśmiechnął się znów lekko. Na krótko, ale jednak.

- Przepraszam, Aominecchi – powiedział cicho.- Czy… mógłbym zostać na noc?

Sięgnąłem po dwa kubki, nie pytając go, czy ma w ogóle ochotę się napić. Kiedy wsypywałem do jednego zaparzacza herbatę, a do drugiego kawę, wspominałem słowa Akashiego. O tym, że z Kise to jest tylko dobry seks, ale nigdy nie będzie to dobra relacja – nigdy taka, jaką miałem z Tetsu. Że ja nie potrafię otwierać się na uczucia, że ja i Tetsu po prostu przestaliśmy się chwilowo rozumieć.

Miał rację. Tetsu od samego początku znosił dzielnie to, jaki byłem zamknięty. Oczywiście okazywałem mu uczucia, wiedział, że go kocham – po prostu nie mówiłem mu, gdy coś mnie trapiło. A on to akceptował, chociaż martwił się o mnie, troszczył, był gotów w każdej chwili wysłuchać.

Kise nie wytrzymałby ze mną. On był otwarty, szczery, taki pełen życia i radości. Był gotów rozmawiać i słuchać, a sama jego obecność byłaby dla mnie przytłaczająca; cała jego sylwetka mówiła „jestem tutaj, Aominecchi, mów do mnie, powiedz mi wszystko!”, podczas gdy Tetsu był dużo spokojniejszy. Jego postawa zawsze była jak ciche westchnięcie.

„Nie oczekuję, nie proszę, nie czekam. Ale jestem”.

- Możesz – odpowiedziałem na jego pytanie.

Spłonę w piekle.

Zdecydowanie spłonę.

- Dzięki.- Kise uśmiechnął się do mnie, po czym przysunął o krok i pocałował w policzek.- Pod tą maczo maską kryje się całkiem dobre serduszko, co?

- Mhm – mruknąłem, krzywiąc się.- Nie przyzwyczajaj się.

- Zapamiętam. Mogę wziąć prysznic?

- Nie krępuj się. Znajdziesz jakiś ręcznik w szafie. Zamówić nam coś do żarcia?

- Zjadłbym pizzę – westchnął.- Albo burgera. Coś bardzo niezdrowego, co totalnie nie pasuje do szanującego się dietetyka i trenera personalnego.

- Jak sobie życzysz – prychnąłem.

Zniknął w łazience, a ja zaparzyłem nam do końca napoje. W międzyczasie zamówiłem też pizzę z krewetkami i ogarnąłem nieco salon, byśmy mieli gdzie usiąść i zjeść w spokoju. Po dwudziestu minutach Kise dołączył do mnie w samym ręczniku.

- Mmm, kawa – wymruczał z zadowoleniem, biorąc kubek i upijając łyk.- Masz może miód?

- Tylko słodzik. Potrzebujesz?

- Słodziki są niezdrowe…

- Aha, właśnie, zamówiłem nam „bardzo niezdrową i totalnie nie pasującą do szanującego się dietetyka i trenera personalnego” pizzę. Krewetki będą okej?

- Tak – mruknął z uśmiechem.- Ale słodzik mimo wszystko sobie daruję.

Patrzyłem, jak upija jeszcze dwa kolejne łyki kawy, a potem odkłada kubek i podchodzi do mnie. Podciągnął ręcznik jak spódnicę i niespiesznie usiadł na mnie okrakiem. Westchnąłem cicho, czując na sobie jego ciężar i ciepło rozgrzanego po prysznicu ciała. Pachniał moim żelem.

Przełknąłem ślinę, kiedy położył dłonie na moich ramionach, a ja odruchowo własne ułożyłem na jego biodrach. Pochylił się nade mną i pocałował mnie.

Nie byłem pewien, jak się w tym momencie zachować. Chciałem porozmawiać z Kise o tym, co wiedziałem – o nim i Tetsu, o mnie i Kagamim – ale im intensywniej odczuwałem jego obecność, tym bardziej uświadamiałem sobie, że nie, wcale tego nie chciałem. Lubiłem Kise, taka była prawda. Może i nie znałem go zbyt długo, może i chodziło mi tylko o dobry seks, ale jakikolwiek by nie był powód, nie chciałem go krzywdzić.

Nie chciałem go obarczać tą wiedzą. Nie chciałem, by zadręczał się myślami, że spał z moim byłym, a ja spałem z jego. Nie dlatego, że wydawał mi się na to zbyt kruchy czy niewinny – po prostu nie chciałem być kolejną osobą w jego życiu, która przysporzy mu kolejnych problemów i dobierze sen w nocy.

No, chociaż o to ostatnie sam się prosił.

- Ile mamy czasu przed pizzą?- zapytał między jednym pocałunkiem a drugim.

- Wystarczająco, żebyś rozgrzał gardło przed jedzeniem – wymruczałem.

- To świetnie.- Uśmiechnął się, znów mnie całując.

Po chwili zaczął powoli zsuwać się z moich nóg i kanapy. Klęknął przede mną i zaczął rozpinać pasek moich spodni. Zagryzłem wargę, pozwoliłem mu na to. Uniosłem lekko biodra, gdy ściągał ze mnie ubranie, sam zrzuciłem też z siebie t-shirt. Pozostałem zupełnie nagi, a gdy odrzucałem na bok zbędne ciuchy, on już brał mojego członka do ust.

Oparłem się wygodnie o oparcie kanapy, przysuwając biodra na jej skraj, by Kise miał do mnie łatwiejszy dostęp. Wsunąłem dłoń w jego włosy i przymknąłem oczy, wzdychając z rozkoszą.

Tym razem robił to powoli, zmysłowo. Jego wargi w różnych odstępach czasu i z różnym naciskiem napierały na wrażliwą skórę, giętki wprawiony język łaskotał mnie. Ryouta trzymał dłonią mojego penisa u nasady, od czasu do czasu przesuwał jednak palcami w górę, by językiem podrażnić zwinięty napletek.

To było przyjemne. Miałem ochotę siedzieć tak, rozleniwiony, i pozwolić mu na to, by robił ze mną, co mu się podobało. A wiedziałem, że zrobi same dobre rzeczy.

Po kilkunastu minutach skończyłem w jego ustach. Patrzyłem, jak przełyka wszystko i na koniec jeszcze się oblizuje i puszcza mi oczko. Miałem nadzieję, że to ciepło na moich policzkach to nie rumieńce, tylko zwykły wzrost temperatury ciała.

Za stary byłem na rumienienie się jak dziewica.

- Ej, Aominecchi…

Jego słowa przerwał dzwonek do drzwi. Podniosłem się z kanapy i szybko wsunąłem na gołe ciało spodnie. Kise wycofał się, by nie było go widać z korytarza, w końcu klęczał na podłodze w samym ręczniku, który w konkretnym miejscu tworzył spory namiocik.

Jak się okazało, był to dostawca z pizzą. Odebrałem od niego płaski karton, po czym zatrzasnąłem drzwi i, pogwizdując, przeszedłem do saloniku. Kise opierał się o kuchenny blat, czekając za mną. Skinąłem głową w kierunku drzwi sypialni i obaj przenieśliśmy się do pokoju.

To była wyjątkowa uczta. Kiedy skończyłem swoją połowę, rozwaliłem się na łóżku, znowu nagi, a Ryouta siadł na mnie, pozbywając się wcześniej ręcznika. Podparłem dłońmi głowę i przyglądałem mu się, gdy tak sobie na mnie siedział i jadł pizzę.

Pewnie wyglądaliśmy teraz jak świetnie bawiąca się, idealnie stworzona do siebie para.

No, prawie idealnie.

- Chyba chciałeś coś wcześniej powiedzieć – przypomniałem sobie.

- Hmm?- Kise oblizał palce, po czym otrzepał dłonie i zrzucił pusty karton po pizzy na podłogę. Przyczołgał się do mnie po materacu i objął mnie w pasie.- Tak?

- Coś tam gadałeś te swoje „Aominecchi”, zanim przyszedł dostawca.

- Hmm...- Blondyn zamyślił się, przesuwając dłonią po moim torsie, a potem brzuchu i jeszcze niżej, sięgając do miękkiego członka.- Ahh, chyba już wiem. Aominecchi ~

Jego uśmiech nie wróżył nic dobrego. Spojrzałem na niego sceptycznie, czekając aż usłyszę, co mu przyszło do głowy. Zagryzł lekko wargę, przysuwając się bliżej mnie.

- Może dziś pozwoliłbyś mi… być na górze?

Robiłem wszystko, by zachować kamienny wyraz twarzy.

- Chcesz mnie ujeżdżać, Kise?

- Nie – zaśmiał się, szczypiąc mnie lekko w bok.- Chciałbym być dzisiaj „na górze”.

- Chcesz mi się dobrać do dupy?

- Skoro już musisz to tak nazwać.- Wzruszył niewinnie ramionami.

- Nie spodoba ci się, nie jestem dobry w tej pozycji.

- Ale ja jestem dobry w dominowaniu facetów, którzy nie są dobrzy w tej pozycji – westchnął, wywracając oczami.

- No proszę, jaki pewny siebie…

- Nie chcesz spróbować? Tylko raz? Ze mną?- Przeczesał dłonią włosy, patrząc na mnie filuternie.- Noo, Aominecchi…?

Niech. Go. Szlak.

- Dobra – westchnąłem ciężko, kręcąc głową.- Tylko raz.

Zaśmiał się cicho, mrukliwie, obejmując mnie i przysuwając się na tyle, by móc mnie pocałować. Potem usiadł na łóżku, chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.

Naprawdę rzadko kiedy zgadzałem się na bycie tą pasywniejszą stroną; pasowała mi rola dominanta i Tetsu na szczęście też świetnie odnajdywał się w byciu na dole, choć czasem mimo wszystko miał jakieś dziwne potrzeby, żebym to ja dla odmiany rozkładał przed nim nogi. W czasie ostatniego roku tylko raz pozwoliłem komuś się zdominować.

To był drugi.

Kiedy poprosił, klęknąłem na podłodze i pochyliłem się nad jego kroczem, wsuwając jego penisa do ust. Siedział na skraju łóżka, w rozkroku. Gdy ja go pieściłem, on trzymał dłoń na mojej głowie i nadawał tempa moim ruchom.

Nie chciałem pozostawać mu dłużnym, w końcu chwilę wcześniej w salonie na kanapie mocno zaangażował się w swoje zajęcie. Postarałem się więc odpowiednio go nawilżyć i, choć być może nie było to do końca na miejscu, postanowiłem powtórzyć sztuczkę Kagamiego.

Wsunąłem go całego do gardła i przytrzymałem tak kilka sekund. Kise wygiął ku mnie biodra i jęknął ochryple, mocniej przytrzymując moją głowę dłonią. Oczywiście nie byłem w stanie wytrzymać tak długo jak Kagami, ale sam efekt chyba był okej.

- Oo, tak, uwielbiam to – wymruczał Ryouta, gdy wróciłem do niespiesznych ruchów głową.- To było świetne…

Chyba chciał mnie miło połechtać i tym samym przekonać do drugiego razu. Ale to nie było takie łatwe, jak mi się zdawało, gdy robił to Kagami. Najwyraźniej ex Ryouty miał w tym sporą wprawę, skoro potrafił wytrzymywać na takim bezdechu kilkadziesiąt sekund.

Ale udało mi się to powtórzyć jeszcze dwa razy, choć w zdecydowanie dłuższych przerwach. Potem Kise sam się odsunął, choć wyraźnie niechętnie. Pociągnął mnie za sobą na łóżko, ale nie pozwolił się położyć. Obrócił mnie plecami do siebie i naciskając nieznacznie na kręgosłup zasugerował, bym się pochylił.

Powstrzymałem westchnięcie. Naprawdę dziwnie się czułem będąc tym uległym. Ale jakby nie patrzeć, Kise był moim najlepszym kochankiem jak do tej pory i niezależnie od sytuacji, dobrze się z nim bawiłem.

Zasłużył sobie na taką nagrodę.

- Masz gdzieś lubrykant?

- Pod łóżkiem.

Chwilę później usłyszałem dźwięk otwieranej buteleczki. Kise przysunął się do mnie, a ja postarałem się rozluźnić. Nie żebym zupełnie nie lubił być na dole – z Tetsu mi się podobało. Miał swoje triki i sztuczki i chociaż na początku było to dla mnie żenujące, to potem, jak już się za mnie zabierał, nigdy nie kończyłem niezadowolony.

Spodziewałem się, że Kise od razu przejdzie do akcji, ale nie.

Stanął trochę bardziej z boku, po mojej lewej stronie. To nie była więc dobra pozycja, za daleko przecież było mu do mojego odbytu. Spojrzałem na niego zza ramienia i już chciałem to zauważyć głośno, kiedy dostrzegłem jego ruch.

Kise chwycił lewą dłonią mojego członka i zaczął mnie leniwie pieścić. Drugą dłoń zaś oparł o moje pośladki, między które wsunął palec.

Wciągnąłem ze świstem powietrze, zagryzłem mocno wargę. Tego jeszcze nie praktykowałem, na pewno nie w tej pozycji. Ryouta klęczał obok mnie i pieścił mnie z obu stron równocześnie. Zaskoczył mnie tym, ale ruchy jego dłoni były kojące i wkrótce poczułem, jak się rozluźniam.

To było przyjemne.

- Tak dobrze?- zapytał cicho.

- Taa – westchnąłem.

Pieścił mnie tak przez dłuższą chwilę, po to by wkrótce dodać kolejny palec i jeszcze jeden. Były wilgotne, i gdy wsuwały się we mnie, naprawdę czułem przyjemność. Przyzwyczajałem się do tego uczucia i tak mnie to pochłonęło, że nie zarejestrowałem nawet, kiedy Kise przestał dotykać mojego członka i klęknął za mną.

Wyjątkowo sprawnie zamienił palce na członka. Gdyby nie rozmiar, nawet nie zwróciłbym uwagi.

- Czekaj…- wysapałem, choć nie miałem ochoty się nawet ruszyć.- Gumka…?

- Założyłem – uspokoił mnie, gładząc po plecach.- Obniż trochę biodra, Aominecchi.

Posłuchałem.

- Wypnij się trochę.

Posłuchałem.

Myślałem, że ten seks będzie prawie taki sam jak każdy nasz inny, z tym że role się odwróciły. Ale nie – okazało się, że była to prawdziwa katorga.

Kise dosłownie się nade mną znęcał. Ruchy jego bioder były powolne i zmysłowe, tak kusząco mnie wypełniał i tak bardzo podobało mi się to uczucie, że odruchowo sam zacząłem ruszać biodrami, byleby nadziać się na niego. Miałem wrażenie, że on sam niewiele robi, po prostu kusił mnie, to wszystko.

Gładził moje pośladki i biodra, a ja przyzwyczajałem się do jego ruchów. Jego członek wypełniał mnie, rozgrzewał od środka i delikatnie naciskał na wrażliwy punkt, od którego biła cała gama doznań. Zahaczał o niego i wycofywał się, i chociaż irytowało mnie to i chciałem poczuć go w sobie mocniej, to jednocześnie podobała mi się ta delikatność, ta subtelność pieszczoty.

Westchnąłem przeciągle, przysuwając do siebie poduszkę, na której mogłem się oprzeć. Mój oddech był teraz nieco szybszy ale wciąż rytmiczny. Było mi dobrze, po prostu dobrze – był to ten etap przyjemności, w którym można by przebywać godzinami.

I wtedy Kise to zrobił.

Wycofał się i pchnął tak mocno, że z mojego gardła mimowolnie wyrwał się jęk. Głośny jęk.

Myślałem, że może to przypadek, może po prostu Kise się jakoś omsknął, może poślizgnął na pościeli. Wrócił do swoich leniwych ruchów, nie za wolnych i nie za szybkich. Tamto mocniejsze uderzenie wyrwało mnie ze skupienia, sprawiło, że przyjemność na chwilę sięgnęła zenitu, ale zaraz się uspokoiła.

A potem zrobił to jeszcze raz. I kiedy ponownie się uspokoiłem, Kise na dobre przyspieszył ruchy biodrami, wbijał się we mnie rytmicznie i mocno, wypełniał mnie całym sobą. Nagle zaczęło mi być jeszcze lepiej, było mi tak dobrze, że nie zarejestrowałem nawet gdy doszedłem. Mój członek mięknąć i pulsować, a ja dalej odczuwałem tę przyjemność i, niech to diabli, jęczałem do poduszki.

W życiu nie pomyślałbym, że może mi być tak dobrze, gdy ktoś mnie rżnie.

- Wypnij się trochę – wysapał Kise, nie przestając się we mnie poruszać.- Kręgosłup niżej…

Rozkazywał mi jak dziwce, a mnie to podniecało. Słuchałem jego poleceń i rozkoszowałem się wciąż żywym wspomnieniem tej przyjemności, gdy blondyn brał mnie od tyłu.

Ale pomyliłem się – to nie było wspomnienie, to był po prostu ciąg dalszy tej samej przyjemności.

A ja doszedłem po raz drugi, w bardzo krótkim odstępie czasu.

Kiedy i Kise jęknął przeciągle, dochodząc i wbijając się we mnie z impetem, nogi ugięły się pode mną i zsunąłem się na materac, łapiąc oddech. Poczułem chłodną spermę na moim brzuchu i Ryoutę na plecach, kiedy wylądował na nich, dysząc ciężko. Kiedy wychodził ze mnie, trochę zabolało, ale to przez to, że po drugim orgazmie dość mocno się spiąłem.

Kise padł na łóżko obok mnie. Uniosłem po chwili głowę i patrzyłem, jak ściąga zużytą gumkę ze swojego członka i odrzuca ją na ziemię. Łapaliśmy oddech, zdyszani jak po jakimś maratonie.

- No – mruknąłem w końcu niechętnie.- Rzeczywiście dobry jesteś.

Roześmiał się głośno.

- Mówiłem!- rzucił, rozbawiony.

- W życiu nie doszedłem w ten sposób dwa razy z rzędu – westchnąłem, obracając się powoli na plecy i krzywiąc, gdy rozmazałem po pościeli całą spermę.

- Ciesz się, że nie doszedłem przed naszą zabawą – mruknął, rozciągając się leniwie.- Poznęcałbym się nad tobą dłużej, a co za tym idzie...- Uśmiechnął się.- Może pobiłbyś rekordy.

- Wiem, że to nie najlepsza chwila, ale tak z czystej ciekawości… ile byłeś z Kagamim?

Jego mina nieco zrzedła, do tego skrzywił się lekko, ale westchnął i odparł zwyczajnym tonem:

- Pięć lat.

- Pięć lat.- Uniosłem brew.- Przez pięć lat wytrzymywał z tobą takie ciśnienie?

Kise spojrzał na mnie filuternie.

- Nawet sam o nie prosił – mruknął.- Ale z nim to inaczej. Wiem, co tygryski lubią naj...- urwał, zagryzając wargę.

- Najbardziej – dokończyłem za niego obojętnie.- No, to było dobre, ale z pewnością nie mam zamiaru się przyzwyczajać.- Stęknąłem, wstając z łóżka. Nogi mi się delikatnie trzęsły.- Idę pod prysznic, muszę się ogarnąć.

- A mogę z tobą?

Popatrzyłem na niego, jak leżał tak na moim łóżku niczym młody Bóg; przystojny, umięśniony, złotowłosy. Skinąłem nagląco głową, a on z uśmiechem wstał z łóżka i poszedł przodem. Kiedy mnie mijał, zmierzyłem go spojrzeniem i klepnąłem w tyłem.

- Auć – wymruczał, przyszpilając mnie do ściany i gryząc lekko w podbródek.- Jak będziesz mnie tak klepał, tylko bardziej mnie zachęcisz, bym znów wziął cię po swojemu.

- Chyba muszę ci przypomnieć, kto tu ma więcej doświadczenia w posuwaniu – mruknąłem.

Zagryzł wargę, przesuwając spojrzeniem po mojej twarzy. Uśmiechnął się, a potem wycofał o krok i ruszył w kierunku łazienki. Zanim zniknął za ścianą, rzucił mi wymowne spojrzenie.

Przekląłem go w duchu.

Jeśli kiedykolwiek myślałem o sobie jak o seks bombie, to grubo przesadzałem.

Kise Ryoucie nie dorastałem do pięt.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń