Z betonu miasto, cz. 6

 

Aomine


Hej, jestem właśnie w Tokyo po nie do końca udanej randce. Może wpadnę do ciebie na chwilę i mnie pocieszysz?


Gapiłem się bez słowa w ekran mojego laptopa, leżąc półnagi na kanapie w moim malutkim salonie. Wiadomość nadeszła parę minut temu i, pomijając fakt, że akurat siedziałem na czacie, to tylko zbieg okoliczności sprawił, że zdążyłem ją zobaczyć, nim zamknąłem przeglądarkę: mianowicie, nie używałem myszki tylko touchpada, a przypadkowo zamiast zamknąć stronę, tylko zmniejszyłem jej okno. Zirytowany, powiększyłem je i wtedy właśnie przyszła wiadomość od Kise.

Przełknąłem ciężko ślinę, czytając ją teraz po raz ósmy albo dziewiąty.

Przekaz był niedosłowny, ale całkiem jasny – Ryouta chciał się bzykać.

Jego wiadomość porządnie mną wstrząsnęła, bo od naszego pierwszego i zarazem ostatniego spotkania minęły dwa tygodnie. Byłem pewien, że zdążył już o mnie zapomnieć, zresztą ja sam wspominałem nasz seks tylko przez kilka pierwszych dni. Teraz jednak, patrząc na jego nick i treść wysłanej wiadomości, przypomniałem sobie kilka rzeczy: figlarne spojrzenie złotych oczu, zalotny uśmiech, zmysłowe ruchy, seksowny głos.

Czemu do mnie napisał? W porządku, był akurat w Tokyo i ja też byłem w Tokyo, ale nawet jeśli jego randka skończyła się niepowodzeniem, to przecież wystarczyło się rozejrzeć; wokół aż się roiło od klubów i barów dla homoseksualistów, a Kise, nie przesadzając, był z na tyle górnej półki, że mógłby sobie przebierać w facetach do woli. W dodatku nie dość, że był wysoki i cholernie przystojny, to na dodatek całkiem miły.

Tacy jak on potrafili wywrócić człowiekowi świat do góry nogami.

Więc czemu wybrał mnie? Bo już raz mnie przetestował? Nie wątpiłem, że oczarowałem go moimi umiejętnościami. Nieważne jak wielkie musiał mieć powodzenie – ja miałem za sobą dwunastoletni związek, w czasie którego zdążyłem nauczyć się tak wielu technik i pozycji, że doświadczenia i wiedzy pozazdrościłby mi Watsjajana Mallanaga.

Na rozmiar mojego przyrodzenia też nikt nie narzekał.

Może więc to właśnie któreś z tych? Tak czy inaczej, niezależnie od tego czym Kise się kierował, zaproponował mi spotkanie – a ja się wahałem.

Byłem pewien, że gdyby zjawił się w moim mieszkaniu, zagwarantowałbym mu bzykanie roku, zwłaszcza że od naszego spotkania nie miałem odpowiedniego partnera do zaspokojenia moich potrzeb. Ale nie chciałem podawać Ryoucie mojego adresu. Nie planowałem budować jakichkolwiek relacji z moimi randkami, od samego początku każdą z nich traktowałem przedmiotowo i nie wchodziłem drugi raz do tej samej rzeki.

Mogłem zaproponować mu noc w love hotelu, ale było już późno i znalezienie wolnego miejsca zajęłoby sporo czasu. Poza tym nie bardzo chciałem, żeby ktokolwiek z moich znajomych z okolic widział, że idę do takiego miejsca z facetem, więc musiałbym najpierw wywieźć Kise poza region, który zamieszkiwałem ja i ludzie, których znałem.

Byłem w końcu trenerem drużyny koszykówki i musiałem w mniejszym czy większy stopniu dbać o opinię publiczną.

Z drugiej jednak strony nie chciałem mu też odmawiać… Po pierwsze, od naszego spotkania tylko raz poszedłem do łóżka z jakimś typem, który na dodatek szybko doszedł i ciągle mnie za wszystko przepraszał. Nie miałem z nim frajdy, zabawa była krótka i nudna. Po drugie zaś rzadko kiedy miałem okazję uprawiać seks z kimś, w kim podobało mi się tak wiele, jeśli nawet nie wszystko.

Nie wspominając już o tym, że to darmowy seks, który sam chciał do mnie przyjść.

Ostatecznie więc zgodziłem się, mając nadzieję, że nie będę tego żałował i Kise nie będzie mnie nachodził. Jakby nie patrzeć, nie znałem go. Kto wie, czy się facet we mnie nie zakocha i nie zacznie mnie prześladować.

Gdybym był na jego miejscu, też bym za mną latał jak szalony.

Z informacji, które podał mi po chwili na czacie wynikało, że jest na stacji Ueno, a więc blisko mojej okolicy. Pokierowałem go na przystanek, z którego mógł wsiąść w nocny autobus jadący bezpośrednio pod mój blok mieszkalny.

Miałem około dwudziestu minut na to, by ogarnąć chaos w moim mieszkaniu, który panował tu od paru dni. Nienawidziłem zmywać naczyń, a zmywarki nie miałem, więc zmuszony byłem pozmywać przynajmniej ich większość. Zebrałem też porozrzucane w salonie ciuchy, sprawdzając co się nadaje jeszcze do noszenia, a resztę wyrzucając do kosza na pranie.

Zwykle nie obchodziło mnie, kto co myśli na temat tego, jak się prowadzę, ale syf w mieszkaniu był jednak trochę zbyt duży, by zrobić choć minimalnie dobre wrażenie na facecie, z którym miałem się zaraz ruchać.

Gdy skończyłem ogarniać swoje cztery kąty, zostało mi niecałe siedem minut. Idealny czas, by wziąć jeszcze szybki prysznic.

Akurat wycierałem ręcznikiem twarz i włosy, kiedy rozległ się dzwonek. Spodziewałem się tego, bo zamek drzwi wejściowych do samego bloku był rozwalony i można się było bez trudu włamać. Kise najwyraźniej tak właśnie zrobił.

Owinąłem się ręcznikiem w pasie, po czym wyszedłem z łazienki i otworzyłem mu.

Musiałem wziąć małą poprawkę – pamiętałem, że był przystojny, ale chyba nie aż tak.

Miał na sobie rozpiętą jesienną kurtkę, spod której widać było beżowy rozpinany sweter, a pod nim jakąś czarną zapinaną kamizelkę oraz biały t-shirt z wycięciem w serek. Kompletu dopełniały spodnie w kolorze khaki i biało-granatowe adidasy. Na dworze musiało być zimno i chyba wiało, bo policzki miał zarumienione a włosy w nieładzie; gdy otworzyłem, właśnie zaczesywał je palcami do tyłu. Spojrzał na mnie z szelmowskim uśmiechem.

Oparłem powoli przedramię o drzwi nad moją głową a drugą rękę wsparłem o biodro, bardzo powoli przesuwając spojrzeniem od jego blond włosów aż po buty i z powrotem. Niezauważalnie napiąłem mięśnie ramion i barków. Dostrzegłem błysk w jego oku, kiedy on również zmierzył mnie wzrokiem.

Mhm.

Tak jak myślałem, leciał na mnie.

- W czym mogę panu pomóc?- zapytałem uprzejmym tonem.

Ryouta roześmiał się cicho.

- Zgubiłem zwierzątko – rzucił lekko, znów mierząc mnie od dołu do góry.- Takie małe, lubi się chować… pod ręcznikami na przykład.

Walczyłem z uśmiechem. Wziąłem głęboki oddech, przytrzymałem go chwilę w płucach, by wyglądać na większego, po czym spojrzałem na Kise z udawaną surowością.

- Tutaj – zacząłem poważnym tonem.- nie ma „małych” zwierzątek.

- Mam wierzyć na słowo, czy…?- Uniósł znacząco brew.

- Nie ma potrzeby, udowodnię.- Gestem zaprosiłem go do środka.

Kise przekroczył próg, uśmiechając się szeroko. Zamknąłem za nim drzwi i przekręciłem zamek. Ryouta w międzyczasie ściągał buty i kurtkę. Jako że stałem za nim, odruchowo chwyciłem ją i pomogłem mu, za co przekląłem się w myślach. Takie dżentelmeńskie gówna były krokiem za dużo – nie mogłem przecież zachowywać się w jakikolwiek romantyczny sposób. Tetsu uwielbiał, gdy pomagałem mu w zdejmowaniu kurtki.

Spojrzałem w złote oczy Kise. Na szczęście chyba nie zrobiłem na nim wrażenia, bo rzucił tylko „dzięki”, jednocześnie rozglądając się z zaciekawieniem po mieszkaniu.

Przewiesiłem jego kurtkę i podążyłem za nim do salonu.

- Rozgość się – powiedziałem.- Chcesz coś do picia?

- Jeśli to nie problem – odparł, przeglądając jedyny regał, jaki tu stał. Nie było na nim niczego, co mogłoby przykuć wzrok.- Woda mineralna?

- Tylko kranówa. Mam napoje izotoniczne… albo piwo.- Wzruszyłem ramionami, przyglądając się zawartości mojej lodówki.

Kise podszedł do mnie i zerknął do lodówki. Wybrał sobie jedną z butelek i upił kilka długich łyków.

- Przytulnie tu masz – stwierdził w końcu.- Przypomina trochę moje własne cztery kąty. Mówiłeś, że od jak dawna wynajmujesz to mieszkanko?

- Niecały rok – odparłem, opierając się o kuchenny blat i krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Zmierzyłem go spojrzeniem zastanawiając się, kiedy zacznie się rozbierać.

O dziwo, już zaczął.

Rozpiął sweter i kamizelkę, obie te rzeczy rzucił nonszalancko na kanapę. Został w samym t-shircie i spodniach. Odwrócony do mnie plecami, dalej oglądał otoczenie, popijając napój.

- Jak bardzo nieudana była ta randka?- zagadnąłem.

- Była udana – stwierdził, kładąc w połowie opróżnioną butelkę na stoliku. Zwrócił się ku mnie z uśmieszkiem.- Ale nie do końca.

- Znam to spojrzenie – powiedziałem, kiedy Ryouta podszedł do mnie i stanął tuż naprzeciw.- Mówi „byłem na niego napalony, ale on nie dawał mi znaków”.

- Trafiłeś w sedno – zaśmiał się Kise.- A jakoś tak głupio mi było i nie potrafiłem wyraźnie zainsynuować, na co liczę.

- Czekaj, jak to szło...- Uniosłem głowę, patrząc w sufit i udając, że się zastanawiam.- „Jestem po nieudanej randce, mogę przyjść do ciebie żebyś mnie pocieszył?”?

- Tak, tak, tak to szło.- Kise pokiwał z uśmiechem głową, przysuwając się do mnie powoli i kładąc ręce po bokach mojego ciała; oparł dłonie o kuchenny blat, więżąc mnie w ten sposób. Zaczął powoli przysuwać się do mnie.- Mówiłem, mam trudności z dawaniem do zrozumienia, o co mi chodzi…

- Tak, totalnie nie pojąłem, o co ci chodziło.

- Ale mogę ci to wyjaśnić…

- Chyba będziesz musiał, bo naprawdę nie mam bladego pojęcia, o co ci chodzi, Kise.

- Może ci to jakoś pokażę…

- Pytanie, co chcesz pokazać, bo ja nadal nie rozumiem.

- A może powiem ci to wprost…?- Był już tak blisko, że wystarczyłby milimetr więcej, byśmy się pocałowali.

- Chciałbym, żebyś powiedział, bo kompletnie nie wiem, do czego zmierzasz.

Ryouta ominął moje usta i przysunął wargi do mojego ucha; nasze ciała zetknęły się, poczułem gładki materiał jego t-shirtu na mojej nagiej klatce piersiowej.

A potem wyszeptał zmysłowo:

- Chcę, żebyś mnie zerżnął, Aomine.

Dreszcz przebiegł po całym moim ciele, serce zabiło mocniej; poczułem przypływ adrenaliny, która zaczęła krążyć, wręcz rozlewać się w żyłach. Kise odsunął się o parę centymetrów, spojrzeliśmy sobie w twarz.

Uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z siebie. Ta mała gnida dobrze wiedziała, jak zareaguję.

Ale nie kazałem tego sobie powtarzać.

Odepchnąłem jego ręce, uwalniając się, po czym objąłem go w pasie i przycisnąłem do siebie. Złączyłem nasze usta w pocałunku, wepchnąłem język niemal do gardła. Jęknął z rozkoszy, objął mnie dłońmi za szyję i kark, poczułem jego palce na jeszcze odrobinę mokrych włosach.

Zacząłem szarpać się z paskiem jego spodni. Powiedział, że chce, bym go zerżnął, więc pokażę mu, co to znaczy być zerżniętym przez Aomine Daikiego.

Nie zwracałem uwagi na to, czy naruszę materiał jego ubrań – zależało mi tylko na tym, by go rozebrać. Może więc rozerwałem guzik jego spodni, może podarłem t-shirt, nie obchodziło mnie to. Grunt, że wkrótce był nagi i mogłem przesuwać dłońmi po jego przyjemnie gładkiej skórze.

Nie przerywając pocałunków, zacząłem powoli popychać go do tyłu. Po kilku krokach oderwałem się od jego ust, po czym położyłem mu rękę na barku i sprawnym ruchem nacisnąłem; nie było tak łatwo jak z Tetsu, bo Kise był wyższy i mocniej zbudowany, ale i tak się udało.

Upadł na kolana. Jeśli zaskoczył go ten ruch, to nie pokazał tego po sobie – jeśli go podniecił, to również nie dał mi tego wyraźnie do zrozumienia. Odrzuciłem ręcznik na kanapę i chwyciłem włosy Kise.

O, tak.

Tego mi brakowało.

Nie był delikatny; dłonią ścisnął mojego członka u nasady i wziął go całego do ust. Ich wnętrze było wilgotne od naszych pocałunków i bardzo ciepłe. Sapnąłem cicho, czując jak fala rozkoszy przepływa przez całe moje ciało. Kise zaczął poruszać głową, brał mojego penisa z takim zapałem, jakby sam nie sypiał z nikim przez te ostatnie dwa tygodnie. Czułem, jak głęboko go bierze, czułem jak mój penis gładko wsuwa się do jego gardła, do ciasnego i wilgotnego przełyku.

Był dziki, nieokiełznany, a przy tym niemożliwie seksowny. W życiu nikt nie robił mi lepszego loda. Nawet Tetsu.

Kusiło mnie, by zostać w tej pozycji do samego końca, chciałem dojść prosto do jego gardła i sprawdzić, jaki doświadczony jest w przyjmowaniu prosto tam. Ale nie wiedziałem, ile mamy czasu, a chciałem zabawić się z nim na mój ulubiony sposób.

Dlatego dałem sobie jeszcze parę minut, by potem odsunąć się o krok. Spojrzał na mnie z dołu, a ja pociągnąłem go za ramię, zmuszając by wstał. Pocałowałem go namiętnie, jednocześnie zamachując się i klepiąc go mocno w pośladek. Jęknął w moje usta; czułem jego sztywnego członka na moim biodrze.

Szarpnięciem odwróciłem go plecami do mnie i popchnąłem na stolik. Oparł się o niego, zrzucając z blatu butelkę napoju, którą pił, jakieś opowiadania po przekąskach i gazetę. Zrzucił nawet laptopa, który na szczęście spadł na sąsiadującą ze stolikiem kanapę. Usłyszałem, że parsknął cicho śmiechem.

Kleknąłem przed nim, rozsunąłem jego pośladki i sprawiłem, że śmiech zamarł na jego ustach.

Jęknął głośno, przeciągle, gdy zacząłem pieścić go językiem. Mhm, jego były chyba rzadko kiedy go tak rozpieszczał, a przecież z tego co słyszałem, było warto. Przymknąłem oczy, skupiając się na mojej pracy i nawilżając go bezpośrednio. Jednocześnie sięgnąłem między jego nogi, zacząłem drażnić palcem otwór, a potem pieścić dłonią jego jądra i członka.

Jego nogi drżały, a ja byłem dumny z siebie.

Wiedziałem, że załatwię mu bzykanie roku.

Podniosłem się z klęczek, sięgnąłem po kondom, którego wcześniej uszykowałem w pobliżu, po czym założyłem go na mojego członka i splunąłem na niego. Rozsmarowałem po nim ślinę, przesuwając wzdłuż niego dłonią, po czym bez żadnych więcej przygotowań wsunąłem się w blondyna.

Sapnąłem, czując gorące i ciasne wnętrze. Ścianki jego odbytu zacisnęły się na mnie, jakby nie chciały mnie już więcej wypuścić. Idealnie się w niego wpasowałem, wyraźnie to czułem i on też to czuł. Jęknął, wypinając się mocniej i pchając ku mnie swoje biodra.

Uderzyłem jego pośladek; zacisnął się na mnie mocniej. Zacząłem poruszać się w nim szybko, mocno, tak jak tego chciał. Nie przymykałem oczy, wolałem patrzeć na jego wygięty kręgosłup, na jego napięte mięśnie pleców, nieznacznie wciętą talię i biodra. Chwyciłem jego złote włosy i pociągnąłem ku sobie, odchylając jego głowę ku górze.

Rżnąłem go z największą przyjemnością.

Stolik, o który opierał się Kise, podrygiwał i hałasował przy każdym moim pchnięciu bioder. Ryouta trzymał się go kurczowo, ale blat był szklany i blondyn po chwili zaczął się na nim ślizgać. Puściłem więc jego włosy, dałem mu kolejnego mocnego klapsa, po czym obiema dłońmi chwyciłem go w ramionach, dokładnie w zgięciu jego łokci.

Teraz już nie opierał się o stolik; mógł jedynie zaufać, że go nie puszczę, że będę trzymał tak samo mocno i brał go z równą siłą. To była jedna z moich ulubionych pozycji.

Ale dla mnie to było za mało.

Wyrwałem się z niego, a on jęknął z zaskoczeniem, protestująco. Obróciłem go ku sobie, pocałowałem namiętnie, jednocześnie pchając go na kanapę. Popchnąłem go niezbyt delikatnie, upadł na plecy.

- Chcę widzieć twoją twarz – wymruczałem, rozkładając jego nogi. Chwyciłem je mocno w udach i znów wbiłem się w niego z impetem.

- Proszę bardzo – sapnął, kładąc się wygodniej na plecach.

Skurwysyn patrzył mi prosto w oczy przez cały czas, gdy go rżnąłem. Chyba wyczuł, jak bardzo mnie to podnieca. W jego spojrzeniu nie było ani krzty nieśmiałości czy skromności; był teraz bóstwem seksapilu, który w podzięce za to, co dla niego robiłem, odwdzięczał się tym, za czym ja przepadałem.

W tym momencie jednocześnie nienawidziłem go i uwielbiałem. Było mi tak cholernie dobrze, że chociaż jeszcze przecież nie doszedłem, już teraz czułem się usatysfakcjonowany.

Kiedy Kise zaczął pieścić swojego członka, był to dla mnie znak, że wkrótce zabawa dobiegnie końca. Splunąłem na jego penisa, pomagając mu go nawilżyć, po czym mocniej chwyciłem jego uda i przyspieszyłem ruchy.

To było zupełnie co innego, niż w poprzednich moich randkach. Ostatnia była naprawdę do bani, musiałem wyobrażać sobie w głowie najlepsze sceny z porno, które widziałem, by w ogóle dojść; koleś, którego posuwałem ciągle mnie przepraszał i za dużo jęczał. Pewnie dlatego, że był drobniejszy ode mnie i miał naprawdę ciasną dupę – a mój rozmiar nie dla każdego się nadawał. Z Tetsu długo ćwiczyliśmy, nim mogliśmy naprawdę zaszaleć.

Z Kise… miałem wrażenie, że to idealne dopasowanie. Te myśli były niebezpieczne, bo przez to automatycznie miałem ochotę na dłużej, na więcej. Ale kiedy uprawiałem z nim seks, odnosiłem wrażenie, że mogę sobie pozwolić na wszystko, że on przyjmie to z chęcią i będzie wręcz droczył się ze mną, kusił i zmuszał, bym dawał z siebie jeszcze więcej, bym sięgał własnych granic, a nawet przekraczał je.

Mimo wszystko byłem zadowolony, że to on doszedł pierwszy, spuszczając się na swój brzuch. Ja zaraz po nim, wbijając się w niego mocno, gdy ścianki jego odbytu zaciskały się do tego stopnia, że odczuwałem ból przy każdym ruchu.

Kiedy powoli się z niego wysunąłem, skrzywiłem się lekko na widok pękniętej prezerwatywy.

- Dobrze, że dzieci z tego nie będzie – mruknąłem.

- Pękła?- wysapał Kise, spoglądając na mnie. Leżał na plecach, oddychając głęboko.

- Regularnie się badam – zapewniłem, ściągając gumkę i odrzucając ją na podłogę. Ułożyłem się między nogami Ryouty i pocałowałem go.- Jeśli masz wątpliwości, to też się niedługo przebadaj.

- Mm.- Uśmiechnął się lekko, skinąwszy jedynie głową. Mimowolnie pomyślałem, że gdybym tylko odważył się na pogłębienie naszej relacji, dochodzenie bezpośrednio w jego wnętrzu byłoby równie kręcące co patrzenie w jego twarz, gdy robiłem mu dobrze.

Znów go pocałowałem, a on odwdzięczył się tym samym. Byliśmy spoceni i rozgrzani, ale obaj zadowoleni. Chociaż mnie osobiście czegoś jeszcze brakowało… I to z jego winy.

- Ile masz czasu?- westchnąłem cicho, gryząc lekko skórę na jego szyi. Uniosłem się nieznacznie i spojrzałem mu w twarz.

- To zależy – wymruczał z uśmiechem, przekrzywiając lekko głowę. Jego złote spojrzenie powędrowało znacząco w dół, po moim nagim torsie, i zatrzymało się na dłuższą chwilę na miękkim już członku.- Bywam wytrzymały…

- Taa, zauważyłem.- Uśmiechnąłem się kącikiem ust. Pochyliłem się znów nad nim i zacząłem całować go po ramionach i szyi, znacząco poruszając biodrami.- Chcesz zostać na noc, Kise?

Walczyłem ze sobą, by zadać to pytanie. Jeszcze przed naszym seksem planowałem tylko szybki numerek, „pocieszenie go” po nieudanej randce, jak prosił, a potem odprowadzenie go do drzwi i pożegnanie. Pociągi jeździły całą noc, nieważne w jakich odstępach czasowych.

Ale seks był tak dobry, że miałem ochotę na więcej.

Ryouta wydał z siebie przeciągłe, błogie westchnienie, leniwie wsuwając palce dłoni w moje włosy. Podobał mi się ten dotyk.

- Hmm, daj mi się zastanowić – mruknął.- Muszę przemyśleć wszystkie za i przeciw, rozumiesz?

- Pewnie, że rozumiem.- Uszczypnąłem zębami skórę na jego barku.- Tylko jakby co… nie pokazałem ci jeszcze wszystkich „za”…

- Och, naprawdę?- Udał zdziwienie, a ja musiałem ukryć uśmiech w zagłębieniu jego szyi.

- Mhm – wymruczałem, sunąc językiem po jego szyi. Stłumienie jęku totalnie mu nie wyszło. A ja chyba właśnie znalazłem jego czuły punkt, na którym mógłbym się poznęcać.- Sprawię, że będziesz krzyczał moje imię – wyszeptałem mu do ucha.

- Hoho...- Kise zaśmiał się. Jego usta musnęły mój policzek.- Ale imię, czy nazwisko? Bo to spora różnica.- Poczułem dreszcz, kiedy jego oddech owiał moje ucho, a on sam szepnął mi mrukliwie:- Imię krzyczę tylko wtedy, gdy tracę zmysły. A nazwisko...- Poczułem, że się uśmiecha.- Z grzeczności.

Zagryzłem mocno wargę, czując z niedowierzaniem, jak moje policzki zaczynają się mimowolnie rumienić.

W życiu nikt mnie tak mocno nie nakręcał.

Uniosłem się powoli i spojrzałem w jego złote oczy. Miałem nadzieję, że dostrzegł w nich moją obietnicę – i chyba rzeczywiście tak było, bo ujrzałem to w jego twarzy.

- Lepiej się módl, żebyś przeżył tę noc – mruknąłem.

Kise uniósł się powoli na łokciach i przysunął blisko, prawie stykając ze sobą nasze wargi.

- Dobrze – powiedział cicho.- Będę się modlił, bym jej nie przeżył. Aomine-kun.









Kise



Przeżyłem tamtą noc, chociaż ledwo.

Nawet z Kagamim nie zabawiałem się tak długo i intensywnie, jak z Aomine. Straciłem rachubę w liczeniu, ile razy mnie wziął, ile razy doszedłem i ile razy doszedł on. Spaliśmy niewiele, ale absolutnie niczego nie żałowałem.

To była najlepsza noc mojego życia.

Pozbieranie się po niej zajęło mi trzy dni. Pierwszego jeszcze mi się nogi trzęsły, drugiego cały czas wspominałem wszystko to, co robiliśmy (zwłaszcza moment, w którym Aomine odkrył, że skończyły mu się gumki – jego mina była bezcenna), a trzeciego rozpocząłem etap wyciszania się.

Czwartego dnia obudziłem się w podłym nastroju, bo radosne uniesienie minęło, a ja miałem się wkrótce spotkać z szarą i smutną rzeczywistością, która nosiła miano Himuro Tatsuyi.

Dostałem od niego informację, że czuje się już lepiej i jest gotowy rozpocząć trening. W międzyczasie zdążyłem już przesłać mu wstępny plan żywienia i dziś miał mi powiedzieć, jak czuje się po pierwszym dniu diety.

Umówiliśmy się na siłowni w Centrum Sportu. Kiedy pojawiłem się na miejscu, Himuro był już przebrany w spodnie do joggingu oraz jasny t-shirt i czekał na mnie na ławeczce. Obok siebie postawił jakiś napój izotoniczny.

Uśmiechnął się na mój widok i wstał, by mnie powitać.

- Dzień dobry, Kise-san – powiedział.

- Dzień dobry, Himuro-san – odpowiedziałem, mając nadzieję, że mój ton nie brzmi niechętnie. Choć przecież nie powinienem się tym przejmować. Może i był moim podopiecznym, może i należał mu się szacunek, bo pracowaliśmy razem, ale jednocześnie miałem prawo traktować go z góry, skoro zniszczył mój związek z Taigą.

- Co dziś dla mnie przygotowałeś?- zagadnął.

- Rozciągałeś się już?

- Oczywiście. Przyszedłem trochę za wcześnie, nie mogłem się doczekać!

- W takim razie chodźmy do sekcji ze sztangami – zdecydowałem.- Zaczniemy pracować nad mięśniami rąk oraz nóg, na początek niewielkie ciężary, żebyś się wyćwiczył. Coś trenowałeś, zanim się do mnie zapisałeś?

- Biegałem kilka razy w tygodniu, nic poza tym.

Skinąłem głową, dając mu do zrozumienia, że przyjąłem to do informacji.

Zajęliśmy wolne stanowisko. Było wcześnie rano, więc i tak na całej sali nie było za wiele osób; prócz nas z daleka widziałem trzech amatorów bez trenera i jedną parę trenera i podopiecznego. Rozpoznając kolegę po fachu, machnąłem mu ręką na powitanie.

Dobrałem Himuro ciężary i stanąłem z boku, obserwując jego ćwiczenia.

Wcześniej nie zwracałem tak na to uwagi, ale był naprawdę szczupły. Nie wiedziałem, czy to kwestia raka, czy może jakieś skutki depresji po tym, jak dowiedział się, że przyjdzie mu umrzeć w wieku trzydziestu lat – w każdym razie wyglądał na wychudzonego. Może nie jakoś bardzo, ale dało się to zauważyć.

Przejrzałem już wszystkie dokumenty ze szpitala, jakie mi wysłał, i postarałem się dobrać dietę tak, by nie brakowało mu witamin. Musiał trochę nabrać masy.

Tak myślałem, ale…

„Po co mu ta masa, skoro i tak zaraz umrze?”.

Te myśli były silniejsze. Nie chciałem ich i przeklinałem się za każdym razem, gdy usłyszałem je w mojej głowie. Ale tyle naczytałem się o glejakach, tyle statystyk przejrzałem i po prostu nie wierzyłem w to, że Tatsuya miał szansę przeżyć.

- Jak mi idzie?- zapytał nagle, spoglądając na mnie z uśmiechem.

- Dobrze.- Odchrząknąłem, zawstydzony, że przyłapał mnie na bujaniu w obłokach.

- Możemy dołożyć mi kolejny ciężar; ten jest całkiem lekki.

- Na razie zostańmy przy tym.

- Dobrze, Kise-san.

Obserwowałem go dalej.

- Zawsze podziwiałem Taigę za to, ile potrafił unieść – odezwał się nagle, a mnie zmroziło, gdy usłyszałem z jego ust to imię. Wkurzało mnie, że wypowiada je tak, jakby miał do tego jakiekolwiek prawo.

Ale zaraz…

Zawsze go podziwiał?

Aha. Czyli jednak znali się od jakiegoś czasu. Nie był przypadkowo poznanym facetem, prawdopodobnie nie był mu obojętny. Może kiedyś ich coś łączyło? Taiga nigdy nie opowiadał mi o swoich byłych związkach; twierdził, że nie jest typem rozpamiętującym. Wspomniał tylko o tym, że „jakichś tam miał” i zaznaczył, że nie chce też słuchać o moich.

„Teraz jesteś ze mną, a ja jestem z tobą” – tak mawiał.

Kłamca.

- Znamy się od podstawówki – westchnął Himuro, robiąc sobie przerwę w podnoszeniu sztangi.- Wiedziałeś o tym? Pewnie nie – odpowiedział sam sobie, nie dając mi czasu na odezwanie się.- Byliśmy też parą, a sześć lat temu się rozstaliśmy.

Sześć lat temu? Ja z nim byłem od pięciu, czyli Kagami zrobił sobie rok przerwy. To tyle, co obecnie Aomine. On też nie był ze swoim ex od roku. Ciekawe, czy będzie sobie kogoś szukał na stałe? Z kimkolwiek zdecyduje się być, facet będzie miał prawdziwe szczęście.

I prawdziwe orgazmy.

- Doszło między nami do ostrej awantury, Taiga przestał się do mnie odzywać – ciągnął dalej.- Wyprowadził się bez słowa, zerwał ze mną kontakt. Chciał o mnie zapomnieć, raz na zawsze. I udało mu się to.- Himuro popatrzył na mnie dziwnie, po czym równie dziwnie się uśmiechnął.- Znalazł ciebie. Nic dziwnego, że się z tobą związał, Kise-san – westchnął, a ja zerknąłem ostrożnie na boki, czy aby nie ma w pobliżu nas kogoś, kto mógłby przysłuchiwać się tej rozmowie.- Jesteśmy do siebie podobni. Wydaje mi się nawet, że to dlatego Taiga się w tobie zakochał: przypominałeś mu mnie. Oboje mamy dłuższe włosy, jesteśmy wysocy, wysportowani, wyjątkowo przystojni. No – mruknął, krzywiąc się lekko.- Ja na pewno byłem, zanim rak zaczął mnie pożerać od środka.

Słuchałem go, nie odzywając się. Chciałem mu dać tym do zrozumienia, że moja praca nie polega na słuchaniu jego zwierzeń czy chłonięciu jak gąbka wspominek związanych z facetem, z którym oboje sypialiśmy. Starałem się wpuszczać wszystko jednym uchem, a wypuszczać drugim – pomagało mi wspominanie nocy spędzonej z Aomine. Nawet jeśli Himuro dobrał się do mojego faceta, to ja teraz mógłbym pochwalić się seksem, jakiego oni dwaj (ani nawet ja i Taiga) w życiu nie mieli.

- Jak jeszcze byliśmy razem, to czasami chodziliśmy na siłownię – mówił dalej, wracając najwyraźniej do głównego tematu.- Taiga, jak miał dobry humor, lubił się popisywać.- Wiedziałem to.- Specjalnie dźwigał zawsze co najmniej trzydzieści kilo więcej ode mnie. Jest dużo silniejszy, zawsze był. No i szerszy w ramionach, ma więcej mięśni. Za to ja zawsze się śmiałem, że mam więcej szarych komórek.

Miałem ochotę się porzygać, bo ja też tak zawsze żartowałem.

- Czasem, jak się wygłupialiśmy, brał mnie na ręce i podnosił o tak, jak tę sztangę.- Zaprezentował mi. Opuścił ją i spojrzał na mnie z uśmiechem.- Tobie też tak robił?

Nie odpowiedziałem. I tak przeczuwałem, że wyczyta odpowiedź z moich oczu.

- Taiga zawsze był ostrożny, jeśli chodziło o relacje – westchnął lekko, czule, przymykając przy tym oczy.- Niełatwo było mu zaprzyjaźnić się z innymi. Nie umiał się tak otworzyć, nie potrafił być taki energiczny, jak ty czy ja. Dlatego od razu było po nim widać, że gdy zaczynał się z kimś wygłupiać, to była to dla niego bardzo ważna osoba. Macie wspólnych znajomych?

Pomyślałem o Atsushim, który dwa miesiące temu został ojcem. No właśnie, powinienem dać mu znać, że u mnie już wszystko w porządku i zapytać, czy mogę wpaść do niego i jego żony, zobaczyć ich córeczkę. Był jeszcze Midorima, on chyba nawet nie wiedział, że ja i Taiga się rozstaliśmy. To były jedyne dwie osoby hetero, które wiedziały, że ja i Kagami jesteśmy gejami. Jeśli o gejów zaś chodziło, to naszym wspólnym znajomym był tylko Takao.

- Przed nimi się pewnie tak nie otwiera, co?

Nie musiał mi zadawać tych pytań, nie musiał w jakikolwiek sposób dociekać, czy jego przypuszczenia się sprawdzają. Owszem, Taiga właśnie taki był – najswobodniej czuł się przy mnie, ale to nie znaczyło, że przyjaciele go krępują. Po prostu jeśli już się wygłupiał, to przy mnie, dla mnie; żeby mnie rozśmieszyć, poprawić mi humor, umilić dzień.

- Wiesz więc chyba, jaki to skarb, prawda?- zapytał, a ja nagle pojąłem.

Próbował mi przypomnieć. Chciał, żebym zaczął wspominać to, jaki Kagami potrafi być, gdy chodzi o jego mężczyznę. Czuły, troskliwy, zainteresowany. Przez tych pięć lat naszego związku nigdy nie odczuwałem żadnej rutyny. Nie twierdzę, że każdy dzień wyglądał inaczej, ale oboje zawsze wprowadzaliśmy do naszej relacji coś, co urozmaicało nam życie. Ot, spontaniczne czułości, wyjazdy-niespodzianki, planowanie wystroju wnętrz w naszym mieszkaniu. Zawsze to lubiłem – Taiga czasem pokazywał mi, co moglibyśmy sobie kupić, co by się nam przydało. Pokazywał mi niemal na każdym kroku, że myśli o nas i o naszym wspólnym życiu.

Bo to nie był „on” i „ja”. To byliśmy „my”. Kagami zawsze dbał o to, bym wiedział, że mu na mnie zależy. Zresztą, ze wzajemnością.

Himuro chciał, żebym sobie przypomniał – to był jego pierwszy krok w uświadomieniu mnie, co tracę, z czego dobrowolnie rezygnuję.

- Tak – mruknąłem w zamyśleniu, nie patrząc na niego.- Przy mnie zawsze był swobodny i rozgadany. Lubił mi czasem zaimponować, nieważne czy na siłowni, w kuchni, czy w życiu codziennym. Popisywał się też w łóżku – dodałem, po czym spojrzałem na niego zimno.- Ale to miałeś okazję sobie niedawno przypomnieć. Prawda?

Nie odpowiedział.

Nasze spotkanie zakończyliśmy po kolejnej godzinie. Po Himuro widać było, że jest już zmęczony, a nie mogłem go przemęczać. Twierdził, że ma jeszcze siły, ale kazałem mu zachować je na kolejne treningi. Zapytałem też, czy odpowiada mu dieta; twierdził, że tak.

Kiedy wróciłem do mojego biura, z jednej strony humor miałem jeszcze gorszy, a z drugiej odczuwałem ulgę. Minie parę dni, zanim znów spotkam się z Tatsuyą, powinienem więc wykorzystać ten czas i nacieszyć się jego nieobecnością.

W czasie przerwy na lunch zajrzałem na czat. Dostałem kilka prywatnych wiadomości, ale żadna mnie póki co nie interesowała – były to tylko i wyłącznie propozycje spotkań w love hotelu, a dzięki Aomine byłem czułem się na ten moment spełniony. Nie odpisałem więc na żadną z nich, ale klikając kolejne privy na liście, natrafiłem na jedną, na którą żal było nie odpisać.

To była wiadomość od Kuroko.


Dzień dobry, Kise-san. Co porabiasz w ten weekend? Może miałbyś ochotę wybrać się ze mną do kina?


Uśmiechnąłem się do siebie. Od naszego ostatniego spotkania trzy dni temu, błękitnowłosy nie napisał do mnie, a ja sam nie chciałem się naprzykrzać. Zresztą trochę mi było głupio tak sam się odzywać, skoro po naszym spotkaniu pojechałem pocieszać się Aomine. Nie żebym był cokolwiek Tetsuyi winien, a już zwłaszcza wierności, ale jakoś tak czułem się dziwnie z myślą, że poszedłem do łóżka z innym facetem zaraz po „randce” z Kuroko.

Odpisałem mu, że z chęcią się wybiorę, bo nie mam żadnych planów.


Miło mi to słyszeć. Może wybierzesz dla nas film? Jeśli zgadnę tytuł, w końcu będziesz mógł mi zdradzić swoje imię.


Zaśmiałem się lekko, czując że wraca mi humor. Na naszym spotkaniu koniec końców nie wymyśliłem żadnej gry czy zadania, gdzie w nagrodę miałbym zdradzić mu swoje imię. Chciałem to zrobić ot tak, ale Kuroko na to nie przystał – twierdził, że na pewno uda mu się jakoś zasłużyć na tak ważną wiedzę.

To było naprawdę urocze.


Niech będzie, umówmy się tak! Dziś wieczorem zerknę na tytuły i dam ci znać, gdy już jakiś wybiorę. Czy powinienem zwrócić uwagę na godziny seansów?


Nie ma takiej potrzeby – mam wolny cały dzień.


W takim razie napiszę do ciebie wieczorem, Kuroko-san :)


Będę czekał :) Miłej pracy.


Znów się uśmiechnąłem. Wydawało mi się, że tym razem do tego spotkania podejdę inaczej – Aomine zadowolił mnie na tyle, że pewnie bez względu na to, jak potoczy się moja randka z Kuroko, będę usatysfakcjonowany. To był naprawdę miły facet i dobrze się z nim bawiłem.

Ciekawiło mnie natomiast, czy on szukał poważnego związku? Jeśli tak, to czy odpowiadał mi on na tyle, że mógłbym poważnie zastanowić się nad jakąś głębszą relacją z nim? Nie byłem tego w stanie oszacować po zaledwie jednym spotkaniu, ale wydawał się naprawdę dobrym człowiekiem. Z tym, że nasze charaktery różniły się i nie byłem pewien, czy byśmy przypadli sobie do gustu na dłuższą metę…

Ale chyba nie miało sensu roztrząsać tego teraz i zastanawiać się. Jak to się mawia, „poczekamy, zobaczymy”.

Tak czy siak chciałem spędzić z Kuroko ten weekend.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń