Kise
Moje życie zdawało się być małą ping-ponową piłeczką, która odbijała się od świata przyjemności, w którym spędzałem czas z nowo poznanymi mężczyznami, którzy zapewniali mi niesamowite chwile rozkoszy, a światem nieszczęścia, w którym zmuszony byłem obcować albo z moim byłym, albo z… jego byłym.
Z jednej więc strony cieszyłem się nowymi relacjami, a z drugiej cierpiałem z powodu całej masy „byłych”.
- Dieta, którą dla mnie ułożyłeś jest nieziemska, Kise-san – powiedział Himuro, gdy siedzieliśmy w restauracji w Centrum Sportu. Zamówiłem sobie koktajl, a dla Tatsuyi kazałem przyrządzić gotowaną na parze rybę oraz porcję warzyw, do tego deep ziołowy oraz pudding z chia na deser.
Patrzyłem jak mężczyzna zajada się rybą, sam powoli popijając koktajl z dodatkiem jabłka oraz jarmużu. Jak zwykle nie rozmawiałem z nim – nasze spotkania były bardziej jego monologiem, przerywanym jedynie od czasu do czasu moimi polecaniami, gdy przebywaliśmy akurat na siłowni czy basenie.
Teraz siedziałem naprzeciw niego w milczeniu, z łokciem opartym o blat stolika i wysoką szklanką w ręku. Wyjrzałem przez okno szóstego piętra, obserwując przechodniów zmagających się z coraz gorszym stanem pogody. Powinienem cieszyć się, że siedzę w ciepłej i przytulnej restauracji, ale zważywszy na to jakie miałem towarzystwo, myślałem o tym, że z chęcią znalazłbym się tam na dole, walcząc z parasolem.
- Taiga nie przepada za rybami, wiedziałeś o tym?
Powstrzymałem się od ciężkiego westchnięcia. Odpowiedziałem mu jednak w myślach, przeklinając srogo. Jasne, że wiedziałem o jego niechęci do ryb. Przecież byliśmy razem pięć lat, z czego trzy lata mieszkaliśmy razem. Jak już wybłagałem od niego, żeby zrobił na obiad rybę, to robił ją tylko dla mnie; sobie przygotowywał burgera wołowego.
- Głupie pytanie, na pewno to wiesz – zaśmiał się lekko, jakby naprawdę bawiła go ta sytuacja.- To przez to mieszkanie w Ameryce. Nauczył się jeść burgery i pizzę, i tak mu to zasmakowało, że kiedy próbowałem go wyciągnąć na sushi, zawsze markotniał. Ostatecznie zamawialiśmy jedzenie do domu; ja brałem rybę, a on burgera. To była taka… hmm, tradycja.- Uśmiechnął się do swoich wspomnień.
Zacisnąłem usta. Czyli ten dupek „przeniósł” sobie tę tradycję też do naszego związku. Bo owszem, ja też czasem miałem ochotę na sushi albo rybę, a Taiga zawsze wtedy zamawiał burgera. Nie powinienem się gniewać o takie pierdoły, bo ja też miałem swoje przyzwyczajenia ze starych relacji, które dzieliłem z Kagamim, ale zważywszy na fakt, że to on mnie zdradził, słuchanie Tatsuyi bolało podwójnie.
- Kto tu jest w ogóle kucharzem?- zagadnął Himuro, obracając się w kierunku lady, gdzie wydawano posiłki.
- Kiyoshi Teppei – odparłem, popijając swój koktajl.
- Chyba będę musiał zostawić dla niego jakiś napiwek – stwierdził Tatsuya, wracając do jedzenia.- I tak nie mam co zrobić z moimi pieniędzmi. Myślałem, żeby przeznaczyć na jakiś szczytny cel, ale ani dzieci nie lubię, ani za zwierzętami jakoś szczególnie nie przepadam. Może zapiszę wszystko Taidze w testamencie.- Wsunął do ust widelec z porcją ryby w deepie, po czym uśmiechnął się do mnie, przeżuwając.- Będziecie mogli pojechać na jakieś wakacje marzeń. Może Hiszpania?
A może chuj ci w dupę?
Odwróciłem twarz do okna, nie mając ochoty patrzeć mu w oczy.
- Taiga zawsze chciał zobaczyć Hiszpanię – ciągnął dalej Himuro.- Jak spienięży moje własności, to będzie was stać.- Sięgnął po szklankę wody i upił kilka łyków. Westchnął błogo.- Skończyłem, dziękuję. Naprawdę pyszne! Wiem, że się powtarzam, ale dieta, którą dla mnie ułożyłeś jest naprawdę nieziemska! Czuję się po niej pełen energii, co mnie uspokaja ale i dziwi jednocześnie. Spodziewałem się raczej, że będziesz próbował mnie otruć w zemście.- Uśmiechnął się, a po chwili wzniósł ku sufitowi oczy i roześmiał się.- Nie, bez sensu! Z pewnością uznałbyś, że i tak umrę, więc nie ma po co tego robić.
Nadal nie odpowiadałem, nadal nie patrzyłem na niego, zajęty obserwowaniem pogody za oknem i popijaniem mojego koktajlu. Mieliśmy jeszcze dziesięć minut, postanowiłem więc poczekać, aż Himuro odpocznie po posiłku, a ja sam skończę pić własny lunch.
- Hmm.- Tatsuya przetarł serwetką usta.- Wracając do tej Hiszpanii…
- Nie lubię Hiszpanii.
W zasadzie nie kłamałem. Nigdy mnie tam nie ciągnęło. Byłem parę razy na wakacjach z Kagamim, ale były to głównie Chiny, Korea i Indie. I raz pojechaliśmy do Niemiec, zobaczyć Berlin.
- To nie musi być Hiszpania w takim razie – powiedział, opierając przedramiona o blat stolika. Przyglądał mi się, więc w końcu spojrzałem na niego, starając się zachować na twarzy obojętność godną Kurokocchiego.- Może Włochy? Kuba?
- Może – powiedziałem powoli.- Może z moim nowym chłopakiem.
- Masz kogoś, Kise-san?- zagadnął, podpierając twarz dłonią.
- Nie powinniśmy wykraczać poza tematy biznesowe…
- Mhm, na pewno nie wykraczasz poza tematy biznesowe z, na przykład, Hayamą-san.
- Czy ty mnie stalkujesz?- westchnąłem ciężko.
- Nie, próbuję po prostu przełamać choć w małym stopniu twoją niechęć do mnie.
- Niemożliwe – prychnąłem.
- Też tak uważam, zwłaszcza, że ja sam nie przepadam za tobą.- Popatrzyłem na niego chłodno. Tym razem się nie uśmiechnął.- Chyba rozumiesz, prawda? Kocham Taigę, a ty mi go odebrałeś. I wcale nie chodzi mi o to, że poderwałeś go pięć lat temu, kiedy ja uparcie szukałem kontaktu z nim i próbowałem go odnaleźć. Ukradłeś mi go… całego.- Przymknął nieznacznie oczy.- Jego serce już nie należy do mnie. I boli mnie to, bo chociaż się rozstaliśmy, chociaż odszedł bez słowa, to cały czas wierzyłem, że mnie kocha. I prawdopodobnie było tak na początku waszego związku, ale z czasem obraz mnie kompletnie przesłoniłeś mu ty.
- Jakże mi przykro – burknąłem.
- Och, nie przesadzajmy, obaj jesteśmy dorośli.- Himuro machnął dłonią.- Poniekąd cieszę się, że nie cierpiał w samotności i miał się kim pocieszyć.- Zacisnąłem usta w wąską linię, walcząc z potrzebą przywalenia mu w twarz.- Jedyne, co mi nie pasuje, to że cię pokochał do tego stopnia, że nie chce o tobie zapomnieć. Czy raczej nie może. I dlatego cię nienawidzę, Kise-san. Ponieważ wiem, co czuje Taiga. Czuje to, co czułem ja, kiedy on ode mnie odszedł.
Milczałem. Upiłem łyk koktajlu, ale zrobiłem to wręcz odruchowo. Straciłem apetyt i miałem wrażenie, że prędzej zwrócę cały napój, jednocześnie jednak musiałem zająć czymś ręce.
- Dlaczego mu nie powiedziałeś?- zapytał nagle dziwnie łagodnym tonem.
- O czym?
- O tym, że zostałem twoim podopiecznym.
- A nie wie?- Znów upiłem łyk, by nie widział irytacji malującej się na mojej twarzy. Domyślałem się, że go widywał. Skoro tak nalegał na nasze treningi, skoro ciągle opowiadał o Kagamim i namawiał mnie do powrotu, nie było opcji, by się z nim nie widywał.
Pierdolony… Tsk.
- Wiesz, że nie – odparł na moje pytanie, bawiąc się serwetkami.
- Domyślam się, że masz z nim kontakt.- Te słowa nie chciały mi przejść przez gardło.- Uznałem więc, że wie i nie muszę go informować o tym fakcie.
Himuro prychnął cicho, zasłonił usta dłonią i roześmiał się.
- Rany, ale z ciebie kiepski kłamca – zachichotał.- W innych okolicznościach może nawet bym cię polubił.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego.- Nie powinienem tak mówić jako jego trener, zwłaszcza że dostawałem jego pieniądze za przebywanie z nim, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Hooo.- Uśmiechnął się znacząco.
Cholerny drań wiedział, że przesadziłem. Mógłby na mnie za to donieść. I nie miałby wyrzutów sumienia, w końcu sam dopiero co przyznał, że mnie nienawidzi. No i był umierający, więc co miał do stracenia?
- Widuję się z Taigą – przyznał.- Ale wszystko uknułem za jego plecami. Gdyby wiedział, co planuję, próbowałby mnie oczywiście powstrzymać, marudziłby, że to nic nie da, że on sobie sam poradzi, ple ple ple...- Himuro potrząsnął głową.- Zawsze robił za twardego gracza, ale ma miękkie serce i całkiem łatwo go skrzywdzić. Nie lubi prosić o pomoc. No, w tym przypadku byłoby nad wyraz dziwne, gdyby poprosił mnie, żebym was pogodził, w końcu to ja was skłóciłem.- Roześmiał się lekko, a ja prychnąłem ze złością.- Przepraszam, przepraszam.- Zamachał ręką.- Jestem złośliwy, ale wbrew pozorom całkiem nieumyślnie. Nie przepadam za tobą, ale kocham Taigę… i naprawdę mi zależy, żeby był szczęśliwy. A wiem, że szczęśliwy będzie tylko z tobą.
- Przykro mi, ale ja z nim nie – powiedziałem, dopijając mój koktajl. Nieco za głośno odłożyłem szklankę na stolik, patrząc hardo na Tatsuyę.- Umawiam się z innymi i naprawdę dobrze się bawię. Także możesz darować sobie próby pogodzenia mnie z Kagamim.
- Wiesz, po naszym rozstaniu ja też zacząłem chodzić na randki – powiedział, niczym niezrażony.- I też mi się podobało. W końcu mogłem być częściej na górze, mogłem wypróbować zabaw, których wstydziłby się Taiga, mogłem bawić się z każdym, kogo zapragnąłem. I podobało mi się to uczucie, miałem tyle nowego rodzaju orgazmów, że nagle moje życie jakby zaczęło nabierać nowego znaczenia. Byłem taki jak ty – wolny, szczęśliwy, radosny. Wybierałem z kim i kiedy chcę iść do łóżka, jak nie miałem ochoty to odmawiałem facetom bez poczucia winy, że zostawiam ich niezaspokojonych. Droczyłem się z nimi, bawiłem się nimi i naprawdę korzystałem z życia.- Upił łyk wody i po cichu odłożył pustą szklankę na blat. Milczał krótką chwilę, a potem spojrzał mi w oczy z dziwną, niepodobną u niego powagą.- Ale nie umiałem zapomnieć. Wiecznie ich porównywałem. Wiecznie wspominałem. I nie miało znaczenia, czy myślałem sobie o tym, co Taiga robił lepiej a co gorzej, po prostu nie przestawałem myśleć O NIM. I ty też nie przestaniesz, Kise-san. Będziesz się zabawiał, szalał, żył pełnią życia, ale nie zapomnisz. Będziesz pamiętał coraz więcej, będziesz przypominał sobie coraz więcej, aż w końcu zaczniesz żyć wspomnieniami. Nie będziesz potrafił otworzyć się na nowy związek, bo to nie będzie związek z nim. Nie będziesz potrafił pokochać drugiego człowieka, bo to nie będzie on. Nie będziesz potrafił ułożyć sobie życia, bo ono będzie bez niego. Będziesz chciał zapomnieć i będziesz tak próbował przez rok, dwa lata, trzy, sześć, aż w końcu...- Zamilkł raptownie, zacisnął usta w wąską linię. Wydawało mi się, że jego podbródek zadrgał lekko, ale tylko przez ułamek sekundy. Patrzyłem, jak Himuro bierze powoli głęboki wdech i równie powoli go wypuszcza. Wbił wzrok w blat stolika i powiedział cicho, lecz wyraźnie:- Spójrz na mnie, Kise-san. Ja próbowałem. I jeśli kiedykolwiek zadawałeś sobie pytanie „czy można umrzeć z tęsknoty?”… to odpowiedź siedzi właśnie przed tobą.
Aomine
Tetsu nie oddzwonił, a ja nie próbowałem znowu.
Kiedy tamtego wieczora wyszedłem z kina i próbowałem znaleźć ich w tłumie, to był jedyny moment mojej słabości. Przeszedłem cały podziemny parking w poszukiwaniu znajomej srebrnej hondy, chociaż wiedziałem dobrze, że pewnie już dawno odjechali. Akashi i Furihata czekali na mnie w aucie. Odwieźli mnie do domu, choć namawiali, bym nocował u nich – a potem by pozwolili mi przenocować ich. Podziękowałem im za troskę, wyjaśniając, że wszystko jest w porządku i że zadzwonię do nich jutro.
Gdy zostałem sam w mojej małej kawalerce, zadzwoniłem do Tetsu. Miałem nadzieję, że odbierze, i że będę mógł go powstrzymać przed tym, co być może planował. Nie byłem oczywiście pewien, czy on i Kise pojechali po seansie do naszego mieszkania. Nie wiedziałem, czy Tetsu zdecydował pójść z nim do naszego łóżka.
Ale w tamtej krótkiej chwili słabości zadzwoniłem, by prosić go, by tego nie robił.
Nie odebrał. Może akurat prowadził auto, a może już był w mieszkaniu i zignorował telefon. Może byli już w trakcie gry wstępnej, a może do niczego nie doszło, może po prostu nie chciał ze mną gadać.
W każdym razie minęły cztery kolejne dni i do tej pory nie oddzwonił. Ale nie dziwiłem mu się – poza naszymi przypadkowymi spotkaniami w markecie czy urzędzie, nie rozmawialiśmy ze sobą, nie utrzymywaliśmy kontaktu.
Kusiło mnie, by napisać do Kise, ale uznałem, że to byłoby dziwne. W końcu on nie wiedział, że Tetsu to mój były. Nic mu do naszej relacji. Był w tym przypadku niewinny, tak chyba mogłem to nazwać – no chyba że jednak wiedział, w co jednak szczerze wątpiłem.
Fakt pozostawał faktem – dalej byłem sam i dalej potrzebowałem od czasu do czasu się zabawić.
Tego dnia umówiłem się na wieczór na piwo z facetem, którego poznałem na tym samym czacie, co Kise, choć na innym kanale. Ryoutę poznałem na pokoju „Sport”, a moją nową randkę – na pokoju „Geje”. Wiadomość, którą mi przysłał na privie była jak ogłoszenie matrymonialne, na które od razu przystałem. I tak nie obchodziło mnie, jak wygląda i ile ma lat, chciałem tylko poruchać, jak zawsze. A skoro napisał, że chciałby się umówić na niezobowiązujący seks, z ochotą na to przystałem.
Umówiliśmy się w jego mieście, w Fujisawie, a konkretnie w nocnym pubie „Club Face”. Jeszcze siedząc w pociągu myślałem z irytacją o tym, że jeśli dalej będę tak napalony i wiecznie będę wydawał pieniądze na dojazdy, to szybko pozbędę się oszczędności. Ale nie chciałem nikogo zapraszać do mojej kawalerki, wystarczyło już, że Kise znał jej adres. Może mógłbym po prostu zapraszać go do siebie częściej, ale jeśli zacznie randkować z Tetsu i zwiążą się ze sobą…
Na pewno zapadnę się pod ziemię.
„Club Face” musiało być całkiem popularnym miejscem w Fujisawie, bo kiedy wszedłem do środka, siedziało tam już sporo ludzi, mimo dość wczesnej godziny. Kanapy były w większości zajęte, ale stołki barowe niemal wszystkie puste; postanowiłem więc zająć miejsce na jednym z nich. Moja randka miała poznać mnie po czapce złodziejce, którą na sobie miałem, no i oczywiście po kolorze skóry – jako jedyny w tym miejscu miałem ją taką ciemną.
Zamówiłem sobie drinka. Barman przygotował go dla mnie w mgnieniu oka, popisując się zawodowymi umiejętnościami. Patrzyłem na to dość sceptycznie, bo nie imponowały mi takie gówna, ale gdy podsunął mi już wysoką szklankę z szarym, przypominającym płynny dym napojem, a ja spróbowałem drinka, nagrodziłem barmana westchnieniem pełnym uznania.
Siedziałem tak przez około dziesięć minut, obserwując kątem oka kolejne przygotowywane przez barmana drinki, gdy poczułem lekkie klepnięcie w ramię.
- Cześć – głos brzmiał jak pomruk tygrysa.
I sam tygrys obok mnie usiadł.
Poważnie.
Moja randka okazała się podobnego wzrostu co ja, a co gorsza dużo szersza w ramionach. Facet miał wąskie wiśniowe oczy i tego samego koloru włosy, o czarnych końcówkach. Był ubrany w zwykłe dżinsy o regularnym kroju i bluzę z wizerunkiem tygrysa.
- Yo – przywitałem się, mierząc go krótkim spojrzeniem od góry do dołu. Nawet przystojny. W zasadzie jedyne co go szpeciło to rozdwojone brwi.
- Długo czekasz?- Mężczyzna skinął na barmana i zamówił sobie szklankę whiskey. Z grubej rury, jak widzę.
- Niezbyt.- Wzruszyłem ramionami.- Aomine.
- Kagami.
Barman z wyraźnie niezadowoloną miną, że nie może się popisać talentem, z hukiem postawił przed Kagamim szklankę i nalał mu alkoholu. Już chciał odejść, ale Taiga powstrzymał go ruchem ręki – po czym wychylił szklankę, przełknął wszystko jednym haustem i podsunął barmanowi, by ten polał mu raz jeszcze.
Rozsiadłem się wygodniej i popatrzyłem na Kagamiego z uniesionymi znacząco brwiami.
- Dobrze się bawisz, widzę – mruknąłem.- Ciężki dzień?
- Słuchaj, stary – westchnął ciężko, przecierając twarz i dopiero teraz na mnie patrząc. Zmierzył mnie od góry do dołu, obracając się ku mnie na krześle barowym. Mówił cicho, by okoliczni ludzie go nie słyszeli, ale nie miałem problemu ze zrozumieniem jego słów.- Ja nie lubię bawić się w takie pierdu-pierdu. Mam silną potrzebę i chcę ją szybko załatwić bez żadnych zobowiązań, bez opowiadania sobie o smutnym dzieciństwie, problemach ze spłacaniem kredytu czy ciężkim rozstaniu. Przyszedłem, chcę się napić, zabrać cię do siebie na jedną noc, a potem o tobie zapomnieć.
- Mnie pasuje – stwierdziłem, wzruszając ramionami.
I to jak bardzo.
- Świetnie – stwierdził, wypijając haustem whiskey. Skinął na barmana, prosząc o następną.
- Ile ich będzie?- zapytałem, obserwując, jak pochłania kolejną porcję bursztynowego płynu.
- Jeszcze dwie – sapnął, znów skinąwszy na barmana, który teraz już po prostu czekał z butelką w ręce.
Pokiwałem głową, zerkając na zegarek na moim nadgarstku. Cztery szklanki mocnej whiskey w przeciągu nawet nie dwóch minut. Zapowiadało się ciekawie.
Ale kiedy Kagami zapłacił i wstał ze stołka, zabierając ze sobą kurtkę i kiwając na mnie głową, nawet się nie zachwiał. Spojrzałem na mojego w połowie wypitego drinka. Z westchnieniem dopiłem go duszkiem i skrzywiłem się lekko, gdy przełyk aż mnie zapiekł. Ciekaw byłem, co musiał czuć Taiga po swojej własnej porcji.
Wyszliśmy z klubu i skierowaliśmy się uliczką na prawo. Nie szliśmy długo, a Kagami naprawdę niewiele mówił – w zasadzie nie mówił nic. Naprawdę mi to nie przeszkadzało; sam nie lubiłem gadać z facetami, z którymi miałem iść zaraz do łóżka, zwłaszcza że rozmowy często były oklepane i wymuszone. Oczywiście, czasem zdarzało się, że trafiałem na kogoś zabawnego i pewnego siebie, jak na przykład na Kise – wtedy sam bywałem rozmowny.
Niemniej dla mnie seks był tylko seksem i wszystkie moje randki były jednorazowe. Nie czułem potrzeby zwierzania się czy prowadzenia jakiejkolwiek konwersacji, żeby nie było „sztywno”. Nie musiałem gadać, nie musiałem słuchać – moje zadanie polegało na ruchaniu.
No właśnie. Idąc za Kagamim i patrząc na jego barczyste plecy zacząłem zastanawiać się, czy będziemy musieli walczyć o pozycję. Wyglądał mi na dominującego typa, a osobiście preferowałem być na górze. Z Tetsu rzadko kiedy lądowałem na dole, zresztą robiłem to tylko z miłości, a podczas moich przygód tylko raz trafiłem na faceta, któremu pozwoliłem dominować, bo miał cały arsenał zabawek.
Dotarliśmy do jego mieszkania, mieszczącego się w zwykłym ciemnoszarym bloku. Otworzył drzwi kluczem i poczekał aż wejdę. Zdjęliśmy kurtki i buty, potem poprowadził mnie przez salon prosto do sypialni.
- Idę po gumki – oznajmił.
Ciekawe, gdzie je trzymał, skoro musiał gdzieś po nie iść. Ale miło, że proponował własne. Co prawda miałem swoje, ale postanowiłem zaczekać do momentu, aż każe mi się wypiąć – wtedy mu oznajmię, że wolałbym być jednak na górze.
Ściągnąłem z siebie bluzę i t-shirt, a potem zacząłem rozpinać pasek spodni. Wszedł w tym momencie i obrzucił mnie spojrzeniem. Opakowanie prezerwatyw, które trzymał, było jeszcze ofoliowane; rozrywał zamknięcie niezgrabnymi ruchami. Whiskey w jego organizmie najwyraźniej zaczęła dawać o sobie znać, bo chwiał się nieznacznie.
Ale uporał się ze swoim zadaniem i wyjął jedną sztukę. Rzucił ją na łóżko, pudełko z resztą pozostawił na stoliku nocnym. Usiadłem wygodnie na materacu, będąc już kompletnie nagim, i przyglądałem mu się, gdy ściągał bluzę z tygrysem. Tors i ramiona miał szerokie jak u niedźwiedzia, przypominał trochę kulturystę, choć z pewnością nie był aż tak napakowany. Zaczął mocować się ze swoim paskiem. Uniosłem lekko brwi, a potem jeszcze wyżej i jeszcze wyżej, gdy mijały kolejne minuty, a on nadal nie mógł sobie z tym poradzić.
- Zdążysz do rana?
Chyba mnie nie usłyszał, bo nie zareagował w żaden sposób. Obserwowałem go w dalszym ciągu, czując że powoli zaczyna mi go być żal.
- Może ja się tym zajmę?- mruknąłem.
Westchnął ciężko i przysunął się do mnie. Chwyciłem sprzączkę jego paska i sprawnie go rozpiąłem, dla pewności to samo robiąc z guzikiem oraz zamkiem spodni. Pomogłem mu je nawet zsunąć. Pozbyliśmy się niepotrzebnych ubrań.
Siedząc na łóżku, zacząłem dłonią pieścić jego miękkiego członka. Już teraz wydawał się gruby i duży, ale kiedy powoli twardniał, naprawdę zacząłem zastanawiać się nad tym, jak walczyć o moją dzisiejszą pozycję.
Przysunąłem się do niego i polizałem jego czubek. Kagami westchnął nade mną i położył dłoń na mojej głowie. Jego dotyk był stanowczy, mocny, zdecydowanie przyzwyczajony do dominowania. Przytrzymałem sobie ręką jego członka i zacząłem pieścić go ustami w rytmie, który narzucał mi tygrys, jak go w myślach zacząłem nazywać, z racji że wyglądał jak tygrys i w dodatku miał bluzę z tygrysem.
Był duży, to fakt. Być może nawet większy od mojego, ale starałem się o tym nie myśleć. Lubiłem to uczucie, gdy faceci patrzyli na mnie oniemiali i napaleni, gdy na ich twarzach malowało się pożądanie a ich oczy mówiły „weź mnie tym wielkim kutasem” – wolałem zachować te wspomnienia dla samego siebie i nie dawać Kagamiemu do zrozumienia, że jego gabaryty mi imponują.
Nie było wygodnie siedzieć na łóżku i mu obciągać, więc klęknąłem niechętnie. Tygrys trzymał moją głowę i poruszał niezgrabnie biodrami, ale nie był jakoś specjalnie niedelikatny, nie próbował na chama wbijać się do mojego gardła. Sapał nade mną cicho i pomrukiwał z rozkoszy, gdy ja zajmowałem się jego penisem i w międzyczasie dłonią pieściłem sam siebie.
Po kilkunastu minutach rozpieszczania go, wysunąłem jego członka z ust i podniosłem się. Naprawdę był mojego wzrostu, mogliśmy patrzeć sobie prosto w oczy. Jego spojrzenie było trochę mętne, ale jeszcze w miarę trzeźwe. Zerknąłem na gumkę na łóżku, zastanawiając się, któremu z nas ją założyć. Może mógłbym zrobić ten jeden wyjątek i dać mu dupy, ale z drugiej strony moja duma mi na to nie pozwalała.
- Chcę być na dole.- Kagami sam rozwiał moje dylematy. Położył dłonie na mojej talii i, kryjąc twarz w zagłębieniu szyi, zaczął leniwie ją całować.- W porządku?
Głupie pytanie.
- Jasne – odparłem, chwytając jego twarz i odciągając od mojej szyi. Pocałowałem go mocno, wpychając język do ust.- Ale zrób mi najpierw loda. Dasz radę?
Najwyraźniej uznał, że da, bo klęknął przede mną i chwycił mojego członka tuż u nasady. Patrzyłem, jak wysuwa język i zaczyna najpierw oblizywać go z każdej strony i zwilżać, nim wsunął go sobie całego do ust – i to po samo gardło. Sapnąłem głośno, wsuwając dłoń w jego włosy, zagryzłem wargę, gdy poczułem zaciskający się na moim czubku przełyk. Nie poruszał głową, długo trzymał mojego penisa w gardle, łaskocząc mnie językiem. Musiałem przyznać, że to niezła sztuczka, poza tym tygrys wytrzymał dobrą minutę, nim cofnął głowę i nabrał powietrza.
Seksowne.
Robił tak od czasu do czasu w trakcie obciągania, a ja przyłapałem się na niecierpliwym oczekiwaniu, aż znów zacznie wpychać sobie mojego penisa głęboko do gardła. Mój mierzył całkiem długi dystans, więc owszem, było to godne podziwu, że wytrzymywał tak długo. Nawet Tetsu miał z tym problemy, a zdążył przywyknąć do mojego rozmiaru w ciągu tych dwunastu lat naszego związku.
W końcu jednak poczułem, że przyda mi się przerwa. Nie mogłem tak szybko skończyć zabawy, choć kusiło mnie sprawdzić, czy przełknie wszystko, gdy dojdę, będąc głęboko w jego gardle. Pomogłem mu wstać, po czym pchnąłem go na łóżko, moszcząc się między jego nogami.
Jego usta były twarde i wąskie. Wyglądało na to, że oboje mamy podobne style, bo żaden z nas nie chciał dać za wygraną – całowaliśmy się namiętnie, agresywnie wręcz. Gdy ja ugryzłem go lekko w wargę, on odpowiedział tym samym, gdy mocno wpychał mi język do ust, odwdzięczałem mu się z nawiązką.
Po kolejnych kilkunastu minutach całowania się i pieszczenia, zrobiliśmy krótką przerwę, podczas której założyłem sobie kondom. Kagami leżał na plecach z rozłożonymi nogami i przymkniętymi oczami, oddychał szybko, zarumieniony na twarzy. Jego członek prężył się przede mną, twardy niczym skała.
Pośliniłem dwa palce i zacząłem drażnić nimi odbyt Kagamiego. Gdy po chwili wsunąłem je do jego wnętrza okazało się, że był cholernie ciasny, co srogo mnie nakręciło. Wyglądało na to, że rzadko kiedy był na dole, miałem więc okazję wyruchać naprawdę ciasną dziurę. A dawno takiej nie miałem.
Przygotowania trwały długo, nim rozluźnił się na tyle, by mnie pomieścić. Myślę, że alkohol płynący w jego żyłach też zrobił swoje. Po upływie pół godziny od zabawiania się w ten sposób, Kagami wyglądał na rozluźnionego i zadowolonego.
- Chwyć mnie tu – mruknął, odszukując moje ręce i kładąc je sobie na biodrach. Sam uniósł je lekko i oparł uda o moje uda, gdy klęknąłem między jego nogami.- Trzymaj tak, gdy będziesz mnie brał, okej?
- Co tylko zechcesz – prychnąłem cicho, jeszcze bardziej usatysfakcjonowany jego zajebistą współpracą.
Zagryzł wargę, patrząc na mnie, gdy powoli się w niego wsuwałem. Na samej ślinie długo byśmy nie ujechali, ale Kagami na szczęście przygotował dla nas lubrykant, którego sporą ilością wysmarowałem gumkę. Wchodziłem gładko, ale powoli, bo ścianki jego odbytu zaciskały się odruchowo, pulsując.
Spojrzałem na niego z góry, a on syknął głośno, zaciskając usta. Odczekałem chwilę, ale jego gorące wnętrze było tak kuszące, że biodra same mi podrygiwały.
Położyłem dłonie na jego udach, rozkładając szerzej jego nogi. Pchałem je ku niemu, a on trzymał swoje pośladki, gdy się między nie zagłębiałem. Wyglądał cholernie podniecająco w tej pozie, nawet jak na takiego wielkiego kolesia.
Zacząłem posuwać go coraz bardziej energicznie. Kagami zamknął oczy, zacisnął powieki, dyszał głośno i nierytmicznie. Od czasu do czasu zwalniałem ruchy, by nie dojść za szybko, bo było mi tak gorąco, wilgotno i ciasno jak nigdy.
- Zwal mi – wysapał, spoglądając na mnie z dołu zamglonym wzrokiem.
Podobało mi się, że mówił mi, co mam robić. Nie przestając go pieprzyć, splunąłem sobie na dłoń, którą następnie objąłem jego penisa. Sam Kagami położył ręce nad głową, palce zaciskając na pościeli.
O, tak. Taki seks lubiłem – bez owijania w bawełnę, bez sztucznych uśmiechów i nieporadnych rozmów przed grą wstępną. Seksownie, namiętnie, dziko, porządnie po prostu. Bez tej niepotrzebnej nieśmiałości, udawania że coś się nie podoba ale proszenia o więcej, przesadnie głośnego jęczenia czy wyuzdanych póz rodem z filmu porno.
To zbliżenie przypominało mi seks z Tetsu.
- Ej...- wysapał Kagami, zagryzając wargę. Spojrzałem na niego, wyrwany ze wspomnień. Zakrył oczy przedramieniem, ale spojrzał teraz na mnie z dołu, cały zarumieniony.- Możesz… mówić mi „tygrysie”?
- Jasne – mruknąłem.- Chcesz dirty talk?
- Nie trzeba… Po prostu… nazywaj mnie tak czasem…
- Jak sobie życzysz, tygrysie.
Skoro i tak myślałem o nim w ten sposób, to zupełnie mi to nie przeszkadzało.
- Zmieńmy pozycję – sapnąłem po chwili. Nacisk na mojego członka stawał się tak silny, że już prawie dochodziłem.
- Chcesz na pieska?
- Ta.
Obrócił się, choć nie bez trudu. Przygryzłem wargę, zastanawiając się, czy nie jest przypadkiem na tyle pijany, że w trakcie zabawy odjedzie, albo co gorsza zwróci te cztery szklanki whiskey. Ale kiedy wypiął się ku mnie, opierając wygodnie o poduszki, przestałem się przejmować.
Użyłem trochę więcej lubrykanta i znów wsunąłem się w niego. W tej pozycji miałem więcej miejsca, bo Kagami był trochę bardziej rozluźniony i łatwiej dostępny. Wbiłem się więc w niego i wykonywać okrężne ruchy biodrami, na co jęknął głucho w poduszkę.
- Lubisz tak, tygrysie?- wymruczałem, uderzając go w pośladek.
- Mocniej – stęknął.- Uderz mocniej…
Wysłuchałem jego prośby. Kolejny trzask rozbrzmiał w sypialni, a jego pośladek zaczerwienił się intensywnie. Poczułem, jak ścianki jego odbytu zaciskają się na mnie silnie, jakby próbował mnie wciągnąć. Zagryzłem mocno wargę, walcząc z nadchodzącym orgazmem. Na krótką chwilę przestałem się w nim poruszać, dałem sobie czas na złapanie oddechu i odsunięcie szczytowania. Już po chwili mogłem wrócić do posuwania go i nazywania „tygryskiem”.
Zabawa trwała długo, ale wkrótce to przerywanie orgazmów stało się nie do zniesienia. Wysunąłem się z Kagamiego, ściągnąłem gumkę i kazałem mu sobie obciągnąć. Zrobił to posłusznie i z wielką pasją, a ja koniec końców dowiedziałem się, czy potrafił przyjąć prosto do gardła, gdy głęboko trzymał penisa w przełyku.
Potrafił.
Nie przytulaliśmy się tej nocy, nie robiliśmy niczego, co mogłoby w jakimkolwiek stopniu zostać uznane za „romantyczne”. Po tym jak obaj doszliśmy, zapadliśmy w drzemkę. Kagami spał jak zabity, ale gdy zdarzyło się, że po drugiej w nocy obaj się przebudziliśmy, zaczęliśmy się całować i wkrótce znów się nakręciliśmy. Pieściliśmy się nawzajem dłońmi, a potem obróciłem go plecami do siebie i wziąłem w pozycji na łyżeczkę, świntusząc mu do ucha i zgodnie z prośbą nazywając dalej „tygryskiem”.
Potem znowu zasnął, wyraźnie zmęczony ale i zadowolony. Ja leżałem obok niego z obolałym już członkiem, ale miło wspominałem chwile uniesienia i fakt, że nieźle sobie mogłem na nim ulżyć. Co prawda z Kise było dużo lepiej niż z nim, bo blondyn nie był taki ciasny, w dodatku był dużo przystojniejszy i „zgrabniejszy” od tygrysa, ale nie chciałem narzekać. Podobało mi się, i tyle. Tylko to się liczyło.
Myślałem sobie jednak o tym, gdy patrzyłem w półmroku na śpiącą twarz Kagamiego. W ogóle ostatnio całkiem dużo rozmyślałem o Kise – głównie od tego drugiego spotkania, kiedy rżnąłem go prawie całą noc. To było najbardziej intensywne doznanie w moim życiu, nigdy nie robiłem tego tak długo i w dodatku – za każdym razem byłem równie mocno podniecony. Kise wiedział co zrobić, by mnie rozpalić.
Nawet teraz na samo wspomnienie tamtej nocy poczułem gorący dreszcz. Wzdrygnąłem się lekko, po czym, zerkając na Kagamiego, wstałem ostrożnie i odszukałem moją bieliznę oraz t-shirt. Tak ubrany, udałem się na wycieczkę po mieszkaniu w poszukiwaniu lodówki. Miałem nadzieję, że znajdę w niej coś zimnego do picia, i że nie będzie to mleko. Musiałem ochłodzić ciało i umysł, bo jak tak dalej pójdzie, to będę zmuszony sobie jeszcze zwalić konia, myśląc o Kise, a odkąd nawiedzały mnie wyobrażenia o tym, że blondyn przespał się z Tetsu, jakoś mi się to nie widziało.
Mieszkanie nie należało do specjalnie dużych i łatwo było odnaleźć w nim kuchnię. Dochodziła piąta rano, ale wciąż było ciemno, więc zapaliłem światło i zacząłem myszkować po lodówce. Postanowiłem poczęstować się dwiema kiełbaskami i butelką wody mineralnej.
Usiadłem przy stole, rozglądając się wokół. Mieszkanie było przytulne. Nie tak ładne jak moje – to znaczy moje i Tetsu, w którym mieszkał teraz tylko on – ale wciąż przytulne. Kuchnia była połączona z aneksem, zza którego miałem widok na słabo oświetlony salon. Widziałem kominek z czarnego kamienia i skórzaną sofę, przed którą stał szklany stolik i niska szafka z telewizorem. Pod ścianą stał regał.
Popijając wodę prosto z butelki, wstałem od stołu i przeszedłem do salonu. Spodobał mi się kominek; ja i Tetsu nie mieliśmy takiego w mieszkaniu, a ładnie by tam pasował. Na czarnym kamieniu stał marmurkowy wazonik, zaskakująco podobny do tego, który Tetsu zawsze stawiał na stole w jadalni. Przyjrzałem mu się nawet i z rozbawieniem stwierdziłem, że musiał pochodzić z tego samego sklepu, bo naprawdę był taki sam. Obok niego stały trzy różnego koloru świeczki: błękitna, szara i jasnozielona. Je także podniosłem i powąchałem, ale jeśli były zapachowe, to już dawno musiały stracić aromat.
Przesunąłem się powoli dalej, obok doniczki z jakimś drzewkiem. Minąłem sofę, dotykając jej nubukowego obicia; było bardzo przyjemne w dotyku. Stanąłem przy drewnianym regale i zacząłem przeglądać zawartość półek.
Naliczyłem kilka pucharów i medali z czasów szkolnych „dla Kagamiego Taigi”. Spojrzałem w kierunku sypialni i uśmiechnąłem się półgębkiem. Więc miał na imię Taiga. Teraz już na pewno nie będę o nim myślał inaczej niż jak o „tygrysie”. Dalej było parę książek kucharskich i kilka biografii postaci, których kompletnie nie kojarzyłem, a na dalszych półkach pamiątki z Chin, Korei i Indii – rozpoznawałem je po kształtach. Podstawka przedstawiająca krajobraz otoczony wielkim falistym murem. Miniaturowa wersja hanok, tradycyjnego koreańskiego domu. Figurka buddy.
No i oczywiście ramki ze zdjęciami. Przesunąłem obojętnie wzrokiem po pierwszych dwóch, rozpoznając Kagamiego na tle jakichś lasów czy parków, sunąłem spojrzeniem dalej, kiedy nagle poczułem, jak w moich żyłach zamarza krew.
Błyskawicznie szarpnąłem głową i spojrzałem na ominięte dopiero co zdjęcia. Odłożyłem butelkę wody na pierwszą lepszą półkę i wziąłem do rąk jedną z ramek, wpatrując się kompletnie zszokowany w uwięzione w niej zdjęcie.
Kagami na tle jakiegoś lasu czy parku… obejmujący…
- Nie...- wymamrotałem do siebie, oddalając ręce z ramką i znów przybliżając ją do swoich oczu. Odnalazłem kontakt w salonie, zapaliłem światło i jeszcze raz spojrzałem na zdjęcie.- Nie – powtórzyłem, kręcąc głową.- Nie, nie, to się kurwa nie dzieje, no na pewno w to nie uwierzę!
Ale czy moje oczy mogły aż tak kłamać?
Bo na zdjęciu, na które patrzyłem, Kagami obejmował Kise Ryoutę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz