Z betonu miasto, cz. 9

 

Aomine



Nie mogłem uwierzyć w to, co działo się obecnie w moim życiu.

Co gorsza, nie potrafiłem sobie nawet tego logicznie poukładać w głowie. Jakim cudem na jednym tak cholernie krótki etapie zdarzyło się tyle zbiegów okoliczności?

Poznaję w internecie przystojnego faceta, z którym idę do łóżka i mam z nim zajebisty seks; potem on prawdopodobnie idzie do łóżka z moim byłym, nie wiedząc o tym, że to mój były; po czym ja zupełnie przypadkiem idę do łóżka z jego, nie mając pojęcia, że to jego, a ten były nie ma pojęcia, że oprócz niego samego parę dni wcześniej ruchałem jego ex.

Serio?

Brakowało jeszcze tylko tego, żeby Kagami poszedł do łóżka z Tetsu. Chociaż kto wie, może poszli.

Ale… naprawdę te wszystkie chore zbiegi okoliczności mogły połączyć się w całość i stworzyć tak skomplikowaną historię? Co gorsza, wyglądało na to, że póki co tylko i wyłącznie ja miałem świadomość tego, co się tutaj wyprawiało. Były sypiał z byłym byłego i… ahh, szkoda gadać.

Nie mogłem tak tego zostawić. Musiałem w końcu porozmawiać z którymś z nich. Kagami oczywiście odpadał – na pewno nie przyznałbym mu się do tego, że posuwałem jego ex, zważywszy na fakt, że z tego co tam napomknął Kise, to Kagami nadal chyba go kochał i czasem go nachodził w mieszkaniu i namawiał do powrotu. Jeśli Kagami dowiedziałby się, że to Kise się ze mną przespał, zamordowałby mnie na miejscu. A potem pewnie jeszcze zabiłby sam siebie, bo przecież z nim też spałem.

Tetsu, niestety, też odpadał, choć w nim miałbym największe wsparcie. Ale nie mogłem do niego znowu zadzwonić, nie chciałem mu się naprzykrzać. Zresztą, akurat jego sytuacja zapewne nie bardzo by obchodziła – okej, przespał się z Kise i co z tego? Do mnie wracać nie chciał, nie miał ze mną normalnych kontaktów od roku, a Kagamiego (tak zakładałem) nie znał.

Pozostawał więc mi tylko sam Kise.

Dlatego też rano, gdy Kagami się obudził i pożegnaliśmy się mając nadzieję (ja miałem gigantyczną nadzieję), że więcej się nie spotkamy, wziąłem sobie dzień wolny i z Fujisawy pojechałem prosto do Yokohamy. Dopiero w drodze sobie przypomniałem, że Kise chyba coś wspominał, że wcześniej mieszkał w tym mieście. Ale oczywiście zapomniałem o tym fakcie i nie miałem czego skojarzyć.

Umówiłem się z Ryoutą na wieczór, bo miał pracę. Planowałem wynająć sobie pokój w jakimś hotelu i przeczekać tam do momentu naszego spotkania. Cieszyłem się, że zgodził się na spotkanie, i że nie musiałem wracać do Tokyo i umawiać się z nim na inny termin.

Sytuacja, w której się znalazłem, trochę zaczynała mnie przerastać. Leżąc na wąskim łóżku w dwugwiazdkowym hotelu, myślałem gorączkowo o tym, jak przedstawić sytuację Kise. Mieliśmy spotkać się po osiemnastej w pubie „Love’s”, który był popularny wśród gejów. Nie planowałem niczego poza drinkiem i rozmową – nieważne czy tam, czy w mieszkaniu Ryouty, choć preferowałbym raczej klub. Jeśli akurat tego dnia Kagami postanowiłby napatoczyć się i naprzykrzać byłemu, byłbym skończony.

Nie żebym się go bał, bo moim skromnym zdaniem poradziłbym sobie w bójce z nim, ale nie znaczyło to, że miałem na to ochotę.

Przed spotkaniem wziąłem jeszcze długi prysznic. Szorowałem się chyba ze czterdzieści minut, mając w głowie dziwną wizję tego, że kiedy Kise mnie zobaczy, od razu pozna gdzie zeszłej nocy trzymałem penisa. Wyobrażałem sobie, że wskaże na mnie oskarżycielsko palcem i przy wszystkich wykrzyczy mi w twarz, że nie powinienem pakować się w dupę jego byłego faceta, nieważne jakie relacje ich teraz łączą.

Na miejsce dotarłem spóźniony o prawie dwadzieścia minut, bo kompletnie nie znałem Yokohamy i udało mi się całkiem dobrze zgubić. Kise czekał na mnie w lokalu, siedząc w rogu kanapy w zebrze paski i sącząc przez słomkę drinka, którego postawił na stoliku. Policzek opierał na dłoni i wyglądał jakoś marnie.

I chyba już trochę był wstawiony.

- Wypiłem tylko trzy – oznajmił, nim zdążyłem otworzyć usta i przeprosić za spóźnienie.

- Yyy… spoko – bąknąłem, ściągając z siebie kurtkę i wieszając ją na oparciu fotela. Pub był praktycznie pusty; muzyka leciała z głośników na tyle głośno, by barman za ladą nas nie słyszał, szczęśliwie mieliśmy więc prywatność, którą sobie zażyczyłem.

Zamówiłem drinka przy barze, mimowolnie mierząc Kise spojrzeniem od góry do dołu, bo jak zawsze prezentował się świetnie; białe conversy z wysoką cholewką, do tego czarne joggery, biały t-shirt, rozpięta ciemnoczerwona koszula i zarzucona na nią czarna skórzana kurtka. W porównaniu do mnie, ubranego w zwykłe ciemne dżinsy i obcisłą bluzę, wyglądał naprawdę jak model.

- Co słychać?- zagadnąłem, kiedy usiadłem już naprzeciw niego w fotelu, kładąc przed sobą na stoliku drinka. Próbowałem obmyślić odpowiednio brzmiącą wiadomość, którą miałem mu do przekazania.

- Jak to się potocznie mówi – westchnął ciężko Kise, spoglądając na mnie.- Chujnia z grzybnią, Aominecchi.

- Ao…?- Spojrzałem na niego bez zrozumienia. Blondyn machnął dłonią, po czym przeczesał nią przydługie złote włosy.

- Nie zwracaj na to uwagi – poprosił, sącząc przez słomkę łyk swojego drinka. A może dwa lub trzy; w zasadzie to przyssał się do niego na dłuższą chwilę.- Miałem kiepski dzień. Znowu.

- Och...- bąknąłem, krzywiąc się. No świetnie, a ja miałem mu jeszcze zaraz dowalić kolejną bombę?

Popatrzyłem na niego, uważnie kontemplując jego twarz. Naprawdę wyglądał mizernie. Nadal był przystojny i atrakcyjny, ale jakoś dziwnie smutny, niepocieszony. Jego oczy wbijały się smętnie w podłogę pubu, mężczyzna nie wydawał się zainteresowany faktem, że siedzi tu w czyimś towarzystwie.

Chyba naprawdę musiało się dziać u niego coś złego.

Zagryzłem lekko wargę, po czym z westchnieniem przesiadłem się z fotela na kanapę obok niego. Przysunąłem się blisko, a on wyprostował się, przestając opierać policzek o dłoń. Popatrzyłem w jego złote oczy i objąłem go ramieniem, a on bez słowa oparł na nim głowę. Drinka zabrał ze sobą, trzymał go teraz w ręce.

Tutaj mogłem sobie pozwolić na taki gest, w końcu byliśmy w pubie dla gejów. Barman nawet na nas nie spojrzał, zajęty czyszczeniem szklanek.

- Mm – westchnął cicho Kise, odchylając lekko głowę i gapiąc się teraz w sufit.- Fajny z ciebie facet, Aominecchi.

- Dzięki – mruknąłem.

- Serio – powiedział, spoglądając na mnie i kładąc mi dłoń na udzie.- Jakbym chciał teraz czegoś poważniejszego, to pewnie zacząłbym do ciebie zarywać.

- Nie jestem taki łatwy.

- Jasne – parsknął śmiechem, wygodniej układając głowę na moim ramieniu.- Zdziwiłem się, że zaproponowałeś dzisiaj spotkanie.- Zaczął leniwie gładzić dłonią moje udo. Nie robił tego zmysłowo czy seksownie, po prostu odruchowo, tak jak odruchowo głaszcze się kota, gdy leży obok.- Wydawało mi się, że jesteś typem, który po jednym razie zapomina.

- Chciałbyś usłyszeć, że masz rację, ale ty jesteś wyjątkowy i nie mogę się tobie oprzeć?- Uśmiechnąłem się półgębkiem, spoglądając w jego oczy. Siedział trochę niżej ode mnie, więc miałem łatwy dostęp do jego twarzy.

Spojrzał na mnie spod rzęs i uśmiechnął się leniwie. Uniósł dłoń ze swoim drinkiem i upił kolejnych kilka łyków. Potem znów oparł głowę o moje ramię. Zaskakująco do niego pasowała. Sięgnąłem po mój własny drink, by też się napić.

- To co się dzisiaj stało?- zagadnąłem. Nie lubiłem tego rodzaju gadek, ale chciałem, by się wyżalił, zanim oznajmię mu, że wczoraj przespałem się z jego byłym.

- Dzisiaj?- prychnął, marszcząc gniewnie brwi.- Raczej co się dzieje od miesiąca. To skomplikowana sytuacja, nie wiem czy przedstawię to tak, byś zrozumiał.

- Przyzwyczaiłem się, że wszyscy uważają, że jestem ciemny nie tylko na skórze i umyśle – wymruczałem mu do ucha, rozbawiając go tym samym.- Ale możesz spróbować. Zapewniam cię, że parę razy w życiu stawiałem czoło „skomplikowanym sytuacjom”.

Na przykład teraz.

Kise dopił drinka i zamachał do barmana. Drgnąłem nerwowo, sądząc, że ten się na niego wkurzy za taki gest i wytknie mu środkowy palec, ale o dziwo barman przygotował dla Ryouty kolejnego drinka i nawet przyniósł mu go do stolika, zabierając szklankę po poprzednim. Kiedy Kise wymamrotał podziękowania, barman uśmiechnął się w odpowiedzi.

- No dobra, od czego by tu zacząć – westchnął Ryouta, racząc się kolorowym alkoholem.- Wiesz, że rozstałem się ze swoim facetem, no nie?

Od wczoraj znałem też jego imię i nazwisko, a także rozmiar penisa.

- Tak – wychrypiałem cicho.

- I wspominałem ci, że mnie zdradził?

- Mhm.- Upiłem łyk z mojej szklanki.

- No więc w zeszłym miesiącu przyszedł do mnie facet, z którym mnie zdradził.

Znieruchomiałem ze szklanką przy ustach. Odsunąłem ją powoli i spojrzałem na Kise, unosząc brew.

- Gdzie przyszedł?

- Do mojej pracy.

- A po co się tam zjawił?

- Bo postanowił, że mam zostać jego trenerem osobistym – westchnął ciężko Ryouta.

- To jakiś żart?- bąknąłem, marszcząc brwi.- Koleś lubi rozpierdalać związki i znęcać się nad ofiarami, czy…?

- Okazało się, że to były chłopak mojego ex – wyjaśnił Kise. Już chciałem się odezwać, kiedy Ryouta dokończył:- I że ma raka mózgu, niedługo umrze i postanowił sobie, że nas ze sobą pogodzi.

Zakrztusiłem się własną śliną. Odkaszlnąłem kilka razy, odkładając szklankę na stolik. Po tym jak kilkukrotnie odchrząknąłem, popatrzyłem na Kise z niedowierzaniem. Wcześniej trochę się ode mnie odsunął i teraz opierał policzek o mój biceps, przyglądając mi się z rozbawieniem.

- Co do kurwy?- wychrypiałem.

- Co nie?- mruknął, krzywiąc się.- Nie mogłem w to uwierzyć. Co za bezczelny typ. Najpierw wpierdala się do mojego łóżka i zalicza sobie mojego chłopaka, a potem przychodzi do mnie i namawia mnie, żebym wrócił do niego, bo on zaraz umrze i nie będzie kto mu dawał dupy.

- Nie możesz po prostu kazać mu spierdalać?

- Nie mogę. Stracę pracę.- Wzruszył ramionami.- Tak więc widuję go dwa-trzy razy w tygodniu na treningu, chodzę z nim na lunch, wysłuchuję w milczeniu anegdotek dotyczących Taigi – Słysząc to imię, odchrząknąłem nerwowo.- słucham jak wspomina sobie ich przyzwyczajenia, które sam z nim miałem, jak opowiada mi o nim takim jaki był kiedyś, a ja rozpoznaję go po tym, że teraz jest taki sam...- Kise westchnął i upił łyk drinka.- I wczoraj. I dzisiaj. I tak za każdym razem przypomina mi o nim, nie pozwala zapomnieć. A ja chciałbym zapomnieć. Chciałbym sobie żyć w spokoju, poznać jakiegoś fajnego faceta i powoli budować relację krok po kroczku. Za jakiś czas, oczywiście – mruknął, znów przesuwając dłonią po moim udzie.- Póki co muszę ćwiczyć to zapominanie, wiesz?

- Tak?- Znów odchrząknąłem, czując że tym razem jego dotyk jest znaczący.

- Mhm.- Skinął głową w zabawny, nieco pijacki sposób.- Pójdziemy zaraz do mnie, Aominecchi?

- Ehm...- Zagryzłem lekko wargę, walcząc ze sobą. Kise uniósł głowę, przysunął ją do mojej twarzy i złożył na moich ustach wilgotny pocałunek. Niestety jako gej bardzo to lubiłem – całowanie w miejscu publicznym, nawet jeśli było przeznaczone konkretnie na homoseksualistów. Odruchowo więc odpowiedziałem na jego pieszczotę, kładąc wolną dłoń na jego policzku.

- Jesteś taki słodki – wyszeptał w moje usta.- Dopiję tylko drinka.

- Sam nie wiem...- wymamrotałem, zerkając nerwowo na barmana, który wyraźnie uśmiechał się pod nosem. Pewnie myślał o mnie jak o szczęściarzu, który zaliczy przystojniaka. Ale ja miałem poważne obawy przed wychodzeniem z tego lokalu.

Dlatego, że Kise prawdopodobnie parę dni temu przespał się z Tetsu. Dlatego, że ja wczoraj przespałem się z Kagamim. Dlatego, że sypiałem z Kise już tyle razy, że…

Że chyba nie potrafiłem mu odmówić.

- Czego nie wiesz?- Ryouta popatrzył na mnie znad szklanki.- Czy iść do mnie?

- No…

- To tylko kawałek stąd, Aominecchi.

- Nie o to mi…

- Jeśli ci teraz stanął, to poczekamy – wyszeptał konspiracyjnie, nachylając się ku mnie.- Zrobiłbym ci tutaj loda, ale jesteśmy sami i jeśli pójdziemy do kibla, barman od razu się skapnie.

Stłumiłem śmiech, kaszląc głośno. Ton i mina, z jaką powiedział to Kise po prostu mnie rozbroiły. Koleś był zupełnie pijany i najwyraźniej nieświadomy tego, że barman wszystko słyszał i teraz gapił się na nas z rozbawieniem.

- Okej, dopij tego drinka – powiedziałem, obejmując go znowu ramieniem.

Kise wyjął ze szklanki słomkę i duszkiem wypił cały alkohol. Przełknął, krzywiąc się lekko, po czym odłożył naczynie na stolik.

Wstałem jako pierwszy, widząc po nim, że stracił stan trzeźwości już jakiś czas temu. Pomogłem mu się podnieść i założyć jesienną kurtkę, sam również się ubrałem. Następnie podeszliśmy do lady barowej, by uiścić opłatę za nasze zamówienia.

- Ja stawiam, Aominecchi – powiedział, sięgając po portfel. Otworzył go i zaczął palcami wygrzebywać kartę.

Westchnąłem cicho, przecierając palcami oczy. Znowu to samo – trzeźwy ja i pijany partner o słabej głowie. Nieźle się dobrali.

- Daj to – mruknąłem, zabierając mu portfel i wyjmując z niego kartę.- Ta?

- Tak, ta.- Pokiwał głową.

Opłaciłem zbliżeniowo, a potem schowałem jego kartę do portfela, który następnie wsunąłem do kieszeni jego spodni.

- Tylko nie zgub – poprosiłem.

Pożegnaliśmy się z barmanem i wyszliśmy na zewnątrz.

Szczerze mówiąc liczyłem, że chłodne powietrze nieco go otrzeźwi, ale chyba nie miałem na co liczyć. Na szczęście nie był zalany w trupa i nie musiałem go nieść, radził sobie całkiem dobrze, po prostu chwiał się i mamrotał coś o tym, że zimno na dworze.

Dotarliśmy do jego mieszkania po kilkunastu minutach i wspięliśmy się po schodach. Wiedziałem, co mnie teraz czeka, dlatego bez zbędnych ceregieli objąłem Kise od tyłu i zacząłem szperać po jego kieszeniach; klucze znalazłem w kurtce. Wyjąłem je i zacząłem sprawdzać, który z nich pasuje do zamka.

- Mmm, Aominecchi – westchnął Ryouta, opierając się o ścianę obok drzwi i mierząc mnie spojrzeniem od góry do dołu.- Teraz wkładasz klucz do zamka, ale zaraz będziesz mi wkładał swojego…

- Tak, słońce, ale twoi sąsiedzi nie muszą wiedzieć o tym, co zaraz będę ci robił – wymamrotałem, otwierając drzwi i wpychając blondyna do jego kawalerki.- No, bezpieczni!

- Nazwałeś mnie „słońce”, jak słodko!- westchnął, rozbierając się od progu. Porzucił swoje buty i kurtkę, a następnie przeszedł do miniaturowego salonu połączonego z kuchnią, po drodze zrzucając z siebie koszulę i t-shirt. Na koniec zaczął się mocować ze spodniami. Radził sobie lepiej, niż wczoraj Kagami.

Zagryzłem wargę nerwowo, przypominając sobie o tym istotnym fakcie. Co ja wyprawiałem? Po tym jak Kise – prawdopodobnie – przespał się z Tetsu, a ja przespałem się z Kagamim, tak po prostu przyszedłem do niego i zamierzałem zgodzić się, by znowu to z nim zrobić? Przecież to nie mogło się stać już bardziej pokręcone, no chyba że naprawdę okaże się, że Kagami i Tetsu też ze sobą spali.

- Rozbieraj się – zażądał Kise, stając nagle przede mną w samych spodniach. Były rozpięte i nieznacznie osunęły się na biodrach, odkrywając fragment bokserek.

Zmierzyłem go spojrzeniem od góry do dołu, powoli zdejmując z siebie kurtkę.

- Kise – zacząłem.

- Rozbieraj się, Aominecchi – westchnął ze zniecierpliwieniem, chwytając za pasek moich spodni.- Jak mam ci obciągnąć, jak jesteś ubrany? Kutasa też we mnie nie wsadzisz, mając na sobie tyle ciuchów!

- A może sobie najpierw pogadamy?- bąknąłem niepewnie, bo to zupełnie nie było do mnie podobne.

- Dirty talk?- Kise znów westchnął, przysuwając się do mnie i całując mnie namiętnie.- Dobrze, zbereźniku. Zapewnię ci dirty talk, jakiego w życiu nie miałeś.

Chwycił moje dłonie i zaczął ciągnąć mnie w kierunku sypialni. Był taki rozkoszny, gdy patrzył na mnie błyszczącymi złotymi oczami, uśmiechając się zalotnie i patrząc na mnie, jakbym tylko ja mógł go zadowolić.

Zamknął nas w pokoju. Przysunął się do mnie, położył dłoń na moim kroczu i zaczął masować je, jednocześnie ponownie mnie całując. Chciałem się odsunąć, ale…

Nie, gówno prawda. Wcale nie chciałem się odsunąć, po prostu pomyślałem o tym, że tak by wypadało. Ale byłem na niego napalony, podobał mi się, a ponieważ wiedziałem, co potrafił w łóżku, chciałem znowu uprawiać z nim seks.

Nawet jeśli nie tak dawno ruchał mężczyznę, którego ja kochałem.

Nawet jeśli nie tak dawno ruchałem mężczyznę, którego on kochał.

Byłem popierdolonym zjebem, skoro przeszkadzało mi to, a jednak byłem gotowy to zrobić.

I zrobiłem to.

I, niech to chuj jasny strzeli, było mi z nim naprawdę dobrze.

Znowu.




















Kise



Miałem szczęście, że Aomine nie chciał u mnie nocować.

Bo gdyby został, Kagami zapewne zastałby nas razem w łóżku. Albo na kanapie. Albo pod prysznicem. Albo na kuchennym aneksie.

Zależy, w którym miejscu akurat powtarzalibyśmy naszą zabawę.

Kiedy przed dziesiątą rano rozległ się dzwonek do drzwi i podszedłem do nich, by wyjrzeć przez wizjer, poczułem że wszystkie siły ze mnie ulatują. Kagami stał tam w luźnej pozie, z twarzą odwróconą na bok, patrząc gdzieś na klatkę schodową. Miał ze sobą reklamówkę wypchaną jakimiś produktami spożywczymi; zgadywałem, że znów planował zrobić mi obiad.

Przełknąłem ciężko ślinę, przez chwilę mając ochotę, by udawać, że mnie nie ma. Ale przypomniałem sobie, że mam na głowie spotkania z Himuro i sypiam przygodnie z poznanymi w Internecie facetami, podczas gdy Kagami nadal przychodzi do mnie, wierny jak pies.

Przeklinałem się w myślach za moje miękkie serce.

Otworzyłem drzwi i odsunąłem się na bok, opierając o nie lekko.

- Cześć – mruknąłem.

- Cześć – odparł, jakby zaskoczony. W sumie miał prawo się dziwić, od naszego rozstania nigdy go tak nie witałem ani nie zapraszałem do środka żadnym gestem.

Przekroczył próg, zzuł buty i ściągnął kurtkę. Zamknąłem za nim drzwi, a potem oparłem się o nie plecami i czekałem, aż się rozbierze. Popatrzył na mnie uważnie i uniósł lekko brew.

- Masz kaca – bardziej stwierdził niż zapytał.

- Może – burknąłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Ładnie wyglądał. Miał na sobie ciemne dżinsy i granatową gładką koszulę, która opinała jego muskularne ciało. To była jedna z najlepszych jakie miał w szafie. Zawsze ciężko było mu dobrać topy, bo był taki szeroki w ramionach i szczuplejszy w talii. Wszystko musiał mieć slimowane, bo w standardowych krojach wyglądał jak wielki kwadrat.

Widział, że przyglądam się jego mięśniom, bo napiął je lekko. Rozchyliłem usta, po czym odepchnąłem się od drzwi i minąłem go. Przez tę moją ostatnią rozwiązłość i nadmierne sypianie z Aominecchim (i raz z Kurokocchim), chyba stałem się zbyt napalony.

Usiadłem na kanapie ze szklanką energetycznej mieszanki mającej na celu uzupełnić elektrolity w moim organizmie. Taiga zabrał reklamówkę z zakupami i jak zwykle rozgościł się w kuchni. Nie miałem nastroju, by warczeć na niego, czy ciskać mu nieprzyjemne, nienawistne spojrzenia, dlatego po prostu obserwowałem w milczeniu jego ruchy.

Lubiłem, gdy gotował. Miał w tym doświadczenie – warzywa kroił z wprawą i szybkością, podczas smażenia podrzucał jedzeniem jak zawodowy kucharz, nigdy nie opuszczając nawet kawałeczka cebuli. Potrafił zrobić ultra cieniutkie naleśniki i dobierał do sushi idealnie pasujące składniki.

Zacisnąłem lekko usta, wspominając słowa Himuro. Kagami nie przepadał za rybami. Robił je czasem specjalnie dla mnie, gdy już go o to błagałem. Nie lubił zapachu ryb, nie lubił ich dotyku, nie lubił smaku. A mimo to zawsze starał się w kuchni przygotować dla mnie coś, przez co chciałem potem jeszcze więcej. Irytował się i mówił, że następnym razem dostanę rybią głowę z oczami i mi się ich odechce, ale tak czy siak ani razu nie spróbował naprawdę obrzydzić mi ich jedzenia.

Jeszcze zanim wyciągnął produkty z reklamówki, jeszcze zanim poczułem ten specyficzny zapach wiedziałem, że dziś przygotuje mi rybę.

- Jadłeś śniadanie?- zapytał.

- Nie.

Zerknął na mnie niemal karcąco. Zajrzał do mojej lodówki i tym razem spojrzał na mnie naprawdę karcąco. Jego spojrzenie mówiło „poważnie, Kise?”, moje natomiast „nie interesuj się moim odżywianiem”.

- Pan dietetyk – prychnął cicho, kręcąc głową.

Dwadzieścia minut później siedziałem przy ladzie aneksu kuchennego i grzecznie jadłem przygotowaną przez niego jajecznicę z boczkiem. Nawet takie proste małe danie w jego wykonaniu smakowało pysznie.

- Chcesz coś obejrzeć, jak skończę robić obiad?- zapytał. Wzruszyłem ramionami.- A może wolisz gdzieś wyjść? Możemy się przejść na spacer.

- Nie chce mi się.

Widziałem niesmak na jego twarzy, gdy zaczął oskubywać tuńczyka z łusek. Zjadłem do końca śniadanie, ale nie wróciłem już na kanapę. Obserwowałem, jak męczył się i walczył ze swoim obrzydzeniem do ryb.

- Co robisz?- zapytałem.

- Mm? Sashimi – odparł, zerkając na mnie. Czyli w reklamówce czekała jeszcze co najmniej jedna ryba. Gdy robił dla mnie sashimi, zawsze filetował dwie lub trzy różne.

- Nie masz dzisiaj pracy?

- Mam urlop.

- Kagami…

- Proszę, Kise, nie dzisiaj – westchnął nagle ciężko, kręcąc głową.- Nie chcę znowu wysłuchiwać, że nie powinienem tu przychodzić, i że powinienem dać sobie z tobą spokój. Tyle razy ci powtarzam, że cię…

- Himuro skontaktował się ze mną.

Urwał raptownie, obrócił ku mnie głowę, wpatrzył się we mnie bez zrozumienia, marszcząc te swoje rozdwojone brwi.

- Himuro?

- Tak, Himuro – burknąłem ze złością.- Typ, z którym mnie zdradziłeś, pamiętasz?

- Kiedy u ciebie był? Czego chciał?

- Spotykam się z nim co tydzień.- Widząc jego minę, miałem ochotę parsknąć niewesołym śmiechem.- Nie w ten sposób, idioto. Został moim klientem w Centrum Sportu. Uparł się i przekazał zarządowi, że chce koniecznie mnie na swojego trenera personalnego.

- Jesteś jego trenerem personalnym?- Kagami potrząsnął głową, widać było po nim, że nie nadąża.

- Przyszedł do mnie w zeszłym miesiącu – mruknąłem niechętnie.- Nie mogłem mu odmówić, bo od tego zależy moje stanowisko.

- I nie powiedziałeś mi nic?

- Sądziłem, że wiesz.

- Że wiem? Myślałeś, że go na ciebie napuściłem, czy coś?- Kagami umył ręce i otarł je w kuchenny ręcznik. Stanął przede mną, dzieliła nas teraz tylko lada aneksu kuchennego.- Czemu nic nie powiedziałeś?

- Przecież właśnie wyjaśniłem…

- Kise.

Westchnąłem ciężko. Czemu mu nie powiedziałem? Z początku naprawdę sądziłem, że nasłał na mnie Himuro. Potem uznałem, że nie chcę by wiedział o naszych spotkaniach, bo być może dowiem się od Tatsuyi o tym, że ich romans trwał dłużej, niż sądziłem, że to nie był tylko jeden raz, jeden seks. Myślałem, że Himuro zdradzi mi coś, do czego nie przyznałby się Kagami.

Byłem też ciekaw, co takiego Tatsuya chce zrobić, by nas znów pogodzić. Co takiego zamierza powiedzieć. I chociaż było to zapewne dość okrutne z mojej strony, obserwować starania umierającego człowieka, to było to silniejsze ode mnie.

- Powiedział mi o tym, że ma raka – zmieniłem temat.

Kagami westchnął ciężko, ukrył twarz w dłoniach na kilkanaście długich sekund. Potem odsunął je i oparł o blat aneksu.

- Ma – mruknął krótko.- Wykryli go pół roku temu. Dużo rozmawialiście – stwierdził, patrząc na mnie dziwnie.

- Jest gadatliwy – burknąłem, wstając i zbierając po sobie naczynia. Podszedłem do zlewu i zacząłem je zmywać.- Lubi opowiadać o waszym wspólnym życiu.

- Więc wiesz, że my…?

- Tak, wiem.

- Kise...- Taiga westchnął ciężko, przysuwając się do mnie. Kuchnia była taka malutka, że wystarczył mój nawet nie cały krok, by znaleźć się tuż za moimi plecami.- Powinienem był ci powiedzieć…

- Powinieneś był wiele rzeczy – przerwałem mu.

- Czy on...- Kagami westchnął, przeczesując włosy dłonią.- Czy on ci dokuczał? Naprzykrzał się, albo może obraził cię jakoś? Jeśli tak, to powiedz mi, rozmówię się z nim…

- Nie potrzebuję opiekunki – prychnąłem.

- Mówił, czego od ciebie chce?

- A jak myślisz, czego może ode mnie chcieć?

- Tatsuya jest...- Kagami urwał, zdając sobie sprawę z tego, jaki błąd popełnił. Talerz wysmyknął mi się z mokrych, spienionych dłoni i ze stukotem spadł do zlewu.- Himuro – poprawił się cicho.- Himuro jest specyficzny. Nigdy nie wiadomo, o czym akurat myśli. Boję się, że chciał ci podokuczać, albo…

- Chciał mnie przekonać, żebym do ciebie wrócił – oznajmiłem, płucząc zimną wodą umyte naczynia. Zacząłem odkładać je na suszarkę.- Zabawne, co? Daje ci dupy a potem prosi mnie, żebym do ciebie wrócił.

Cisza za moimi plecami przedłużała się. Usłyszałem nawet, jak głośno przełknął ślinę.

- Myślałeś o tym?

Nie miałem nawet siły się roześmiać. Parsknąłem tylko cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Nie, Kagami, nie wrócę do ciebie.

- Mogłoby być tak, jak dawniej – mruknął zachęcająco, stając tuż za mną i obejmując mnie powoli.- Brakuje mi ciebie… w tamtym mieszkaniu. Jest cicho, pusto, szaro i smutno… czuję się niewyobrażalnie samotny. Tęsknię za tobą z każdym kolejnym dniem coraz mocniej.- Zacisnąłem usta w wąską linię, wlepiając spojrzenie w moje pokryte białą pianą dłonie.- Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo jak ciebie, Ryouta. Szaleję na twoim punkcie i nie potrafię sobie wyobrazić życia nie mając cię u swojego boku.- Wtulił się mocniej w moje plecy. Poczułem ciepło jego ciała, rytm bicia jego serca.- Nieważne z iloma facetami się spotkasz, nieważne z iloma pójdziesz do łóżka, ja będę czekał. Zasłużyłem na to, w jaki sposób mnie traktujesz, w jaki sposób mnie karzesz, ale bez względu na to, ja wciąż cię kocham. I nigdy nie przestanę. Tak długo jak oddycham, tak długo jak bije moje serce, zależy mi i będzie mi zależało tylko na tobie.

Piana rozmywała się w moich oczach, już nie mogłem odróżnić pojedynczych bąbelków. Poczułem ciepłe krople łez, które przebijały się przez nią bezlitośnie, uderzając o moje dłonie. Pociągnąłem głośno nosem, walcząc z drżącymi ustami.

- To czemu nie zależało ci wtedy, ty dupku?- wyjąkałem, zaciskając dłonie w pięści.- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie zdradziłeś? Jaki mogłeś mieć powód, skoro mieliśmy wszystko?

Obejmował mnie swoimi silnymi ramionami, gdy płakałem nad zlewem. Poczułem jego dłonie, sunące po klatce piersiowej i talii, poczułem jego ciepłe wargi na moim karku.

Odsunął się ode mnie. Usłyszałem kroki, szelest ubrań, a potem cichy trzask zamykanych drzwi.

Otworzyłem oczy, wyprostowałem się i zamrugałem. Odwróciłem powoli głowę i rozejrzałem się po mojej kawalerce. Myślałem, że mi się wydawało, ale Kagamiego naprawdę już tu nie było. Wyszedł. Tak po prostu, nie odpowiadając na moje pytanie. Zostawił mnie, gdy otworzyłem się przed nim, gdy popłakałem się w jego obecności, na jego oczach, pierwszy raz od naszego rozstania.

Wyszedł.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń