Z betonu miasto, cz.3

 

Kise



Moja babcia zawsze mnie uczyła, żeby nigdy nie dawać się ponosić emocjom – mawiała, że jeśli przyjdzie dla mnie ciężki czas, to mam postarać się ochłonąć, nim podejmę jakąkolwiek decyzję, ponieważ tych podjętych we wzburzeniu człowiek najczęściej żałuje. Zawsze wydawała mi się równie stara co mądra, więc uważnie słuchałem jej rad i brałem je sobie do serca.

Przypomniałem sobie o jej słowach w autobusie, jadąc do Fujisawy, z moją podręczną torbą, w której trzymałem aktówkę z informacji dotyczącymi mojego nowego klienta, Himuro Tatsuyi.

Mężczyzny odpowiedzialnego za kolejne nieszczęście w moim życiu.

Miałem nadzieję, że już nigdy więcej go nie zobaczę – że ten jeden raz, gdy napotkałem spojrzenie jego ciemnych zamglonych oczu i twarz wykrzywioną w rozkosznym uniesieniu, był jedynym razem. Jego czarne przydługie włosy, mokre od potu, które przeczesał długimi palcami, które następnie zacisnął na muskularnych ramionach Kagamiego. Jego wąskie usta, które przysunęły się do warg Taigi i złączyły je w namiętnym pocałunku. Jego jęk, który wydał z siebie, kiedy mój chłopak pieprzył go coraz mocniej.

Zacisnąłem mocno wargi. Żałowałem, że nie mogę pogrążyć się w panującym za oknem autobusu mroku; zapalone we wnętrzu światła skazywały mnie na oglądanie własnego odbicia w szybie, ponurego, zaciętego i przepełnionego złością.

Himuro Tatsuya. Czego ode mnie chciał? Dwa miesiące temu, kiedy nakryłem ich w sypialni i kazałem mu się wynosić, nie odezwał się słowem, nie spojrzał na mnie więcej. Czekałem wtedy w kuchni, a kiedy usłyszałem cichy trzask zamykanych drzwi wejściowych, poszedłem się pakować. Pamiętam, jak zbierało mi się na wymioty; w sypialni było gorąco od ich rozgrzanych nie tak dawno ciał, śmierdziało potem, spermą i męskimi hormonami. Musiałem otworzyć na oścież okno, by móc się „w spokoju” spakować.

Od tamtego czasu nie widziałem Himuro. Sądziłem, że on też nie będzie chciał mnie widzieć, bo i po co, do jasnej cholery? Ja nie znałem jego, on nie znał mnie. Czego więc teraz chciał? Podrażnić mnie? Pośmiać się ze mnie, że jestem narcyzem i egoistą, który nie potrafi wybaczyć facetowi, z którym żył i sypiał od pięciu lat jednej małej zdrady? A może jakimś chorym cudem jest mu przykro i chce mnie pogodzić z Taigą?

W to ostatnie wątpiłem. Skoro ja i Kagami dogadywaliśmy się w związku, poza tymi drobnymi sprzeczkami, które nie mogłyby być powodem do zdrady, to zgadywałem, że Himuro miał na niego sposób. Nie wiedziałem, czy zmusił go do seksu, czy przekonał – a może nic nie musiał robić, może to Taiga mu to zaproponował? Nigdy o to nie pytałem. Nigdy nie chciałem się tych rzeczy dowiedzieć. Kagami przepraszał mnie, ale koniec końców nie próbował się tłumaczyć. Powtarzał, że to był błąd, i że żałuje naszego rozstania. Że gdyby mógł cofnąć czas, zrobiłby to.

A ja miałem dziwne wrażenie, że historia potoczyłaby się tak samo.

Wróciłem wtedy z pracy, w nieco ponurym nastroju, bo miałem sprzeczkę z moim klientem, który zarzucił mi, że przez moją dietę nabawił się niestrawności żołądka. Moi podopieczni często nie potrafią zrozumieć, że to nie problem żywienia, jaki im organizuję, a silny stres jest odpowiedzialny za to, jak reaguje żołądek na poszczególne produkty – a miałem w większości do czynienia ze sportowcami, którzy naturalnie byli skazani na silny stres. Często zdarzało się, że brali psychotropy, o których nie byłem poinformowany, a dobieranie diety do zażywanych tabletek jest istotne.

Byłem zmęczony psychicznie i fizycznie, planowałem zrobić sobie w mieszkaniu drinka i obejrzeć jakiś film akcji.

To nie tak, że wróciłem wcześniej do domu. Kończyłem o normalnej porze i wróciłem do domu o tej samej godzinie, co zawsze. Nie wiem, czy oni nie zwracali uwagi na zegarek, czy może ignorowali go sądząc, że ze wszystkim zdążą.

Nie było tak jak na filmach – nie podchodziłem powoli do drzwi sypialni, obawiając się najgorszego. Nie miałem nadziei, że może to nasi znajomi z jakiegoś powodu pieprzyli się w naszej sypialni. Od razu po przekroczeniu progu mieszkania, usłyszałem jęki dochodzące z wnętrza, i to nie pojedyncze jęki, te dobrze mi znane.

- Co, do kurwy…?- powiedziałem do siebie głośno, zrzucając na ziemię torbę z laptopem. Nie zdjąłem nawet butów, od razu ruszyłem do sypialni szybkim krokiem.

Wiedziałem, co tam zastanę, bo słyszałem Kagamiego. Serce biło mi jak oszalałe, we wnętrzu zaczęła szaleć istna zamieć uczuć: niedowierzanie, wściekłość, żal, rosnąca nienawiść. Już wiedziałem, że Taiga mnie zdradza, już wiedziałem, co zobaczę, gdy otworzę drzwi.

Otworzyłem je szarpnięciem, głośno. I chociaż wiedziałem, chociaż dobrze kurwa wiedziałem, co zobaczę, to najwyraźniej mój umysł mimowolnie do samego końca miał nadzieję, że może Kagami ogląda jakieś porno, że może to tylko moja wyobraźnia.

Ale nie. Himuro spojrzał wtedy na mnie zamglonym wzrokiem. Nogi miał szeroko rozłożone, a Taiga posuwał go szybko, jęcząc przy tym, już dochodząc. Oczywiście usłyszał, że wszedłem, i najpewniej wiedział, że to ja, zanim się odwrócił. Przerażony, wycofał się, wyjękując „Boże, Kise, nie”, a ja patrzyłem na nich szeroko otwartymi oczami. Tatsuya nerwowo poderwał się do góry, oddychał ciężko i szybko. Nie wiedziałem, czy się zawstydził, czy po prosu było mu głupio – a może zwyczajnie udawał któreś z tych.

Spojrzałem na Kagamiego z wściekłością i wyrzutem. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do kuchni. Usiadłem tam przy stole, ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma, i czekałem ze wzrokiem wbitym w okno, próbując się opanować. Wściekłość we mnie wrzała, miałem wrażenie, że gotują się wszystkie moje wnętrzności.

Taiga przyszedł do mnie, ubrany w spodnie od dresu, klęknął przy stole i zaczął nerwowo przepraszać.

- Każ mu wypierdalać, w tej chwili – wycedziłem tylko.

- Tak…- powiedział tylko, kładąc dłoń na moim udzie.- Kise… ja ci wytłumaczę…

- Możesz wypierdalać razem z nim.- Spojrzałem na niego i w tamtej chwili naprawdę miałem ochotę chwycić za nóż i poderżnąć mu gardło.

Najwyraźniej odczytał te uczucia z moich oczu, bo przestraszył się i cofnął. Wymamrotał, że zaraz do mnie wróci, a potem wyszedł. Słyszałem jak odprowadza Himuro do drzwi – wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak się nazywa – słyszałem, jak mówi mu coś o tym, że nie może przychodzić, że kocha mnie i będzie teraz musiał zrobić wszystko, by ratować nasz związek. Że to, co zrobili było złe, i że żałuje.

Słyszałem to wszystko i miałem ochotę parsknąć śmiechem.

Ale zbyt zajęty byłem walczeniem ze łzami.

Nie chciałem pokazać mu, że jestem miękki, nie chciałem by wiedział, jak potężny smutek i rozpacz zaczynają kłębić się wokół mojego serca. Wstałem od stołu tak energicznie, że je przewróciłem, a potem, tupiąc głośno, udałem się do sypialni. Nawet nie myślałem o tym, że się tam przed chwilą ruchali, po prostu do głowy przyszła mi tylko jedna myśl – by spakować swoje rzeczy i wracać do domu, do rodziców.

Kiedy Kagami przyszedł do pokoju, robiłem wszystko, by na niego nie patrzeć. Zrzuciłem z łóżka pomiętą pościel i poduszki, ledwie panując nad tym, by nie wyrzucić ich przez okno. Na pustym łóżku ułożyłem walizkę i zacząłem otwierać szuflady komody, pakując najpotrzebniejsze rzeczy.

Taiga z początku się nie odzywał, wyglądał na zszokowanego. Potem zaczął prosić, błagać, w końcu począł wyjmować z walizki dopiero co spakowane przeze mnie rzeczy. Zaczął krzyczeć, że mi na to nie pozwoli, że chyba mnie pojebało. Awanturowaliśmy się przez godzinę, ale przecież to ja byłem ofiarą. To ja zostałem skrzywdzony, to on był potworem bez serca.

W końcu się zamknął i przestał mnie powstrzymywać. Pakowałem swoje rzeczy dalej, ciskałem je do walizki, a oczy piekły mnie jak cholera, podbródek drżał. Złość powoli opadała, zostały tylko te najbardziej przykre myśli. To właśnie wtedy Taiga podszedł do mnie i przytulił mnie. Nie miałem siły go odepchnąć, więc ostatecznie pozwoliłem mu zrobić, czego chciał – ale czy naprawdę tego chciał? Kiedy ze mną skończył, płakał jak dziecko. W życiu go takiego nie widziałem; zawsze taki silny, męski, wręcz agresywny i poirytowany. Był typowym samcem alfa, co mi w nim imponowało, ale wtedy zachowywał się żałośnie.

Zdradził mnie, więc nieważne co, powinien wziąć odpowiedzialność za to, a nie płakać i błagać mnie, bym nie odchodził.

Chociaż, w pierwszej kolejności nie powinien był w ogóle sypiać z innym.

Kiedy wysiadłem z autobusu i ruszyłem do naszego, a teraz wyłącznie jego, mieszkania, byłem jeszcze bardziej wzburzony niż wcześniej. Wspominanie tamtych chwil nie było dobrym pomysłem, ale to było silniejsze ode mnie. Minęły dwa miesiące od naszego rozstania i to wciąż było zbyt świeże, by przestać rozpamiętywać. A teraz, skoro Himuro postanowił uprzykrzyć mi życie, ja miałem ochotę uprzykrzyć je im obu.

Zdecydowałem się pojechać do Kagamiego, wręczyć mu teczkę Himuro Tatsuyi i zapytać go, co to niby ma znaczyć. Byłem gotowy napluć mu w twarz, jeśli okaże się, że to ich kolejna gierka – jeśli Taiga wpadł na jakże błyskotliwy pomysł by to Himuro przekonał mnie do powrotu do Kagamiego, co Taiga może być pewien, że zgotuję mu prawdziwe piekło.

Pamiętałem kod do klatki schodowej – używałem go przecież od trzech lat, czyli odkąd zamieszkaliśmy razem. To było nasze pierwsze mieszkanie, nasz pierwszy wspólny kąt, w którym byliśmy tak zakochani, że uznawaliśmy je już za własne, nawet jeśli było wynajmowane. Mieliśmy w planach wykupić je od właściciela i przejąć na wyłączność, ale los zaplanował coś innego.

Gdy stanąłem przed drzwiami mieszkania oznaczonymi numerem dziewięć i uniosłem dłoń, czy raczej pięść, by załomotać w nie ze złością, nagle dopadły mnie wszystkie wspomnienia.

I nie, tym razem nie były to te z ostatnich moich chwil tutaj.

Rysa na framudze po prawej to była moja sprawka. Spotkaliśmy się ze znajomymi na piwie, trochę wypiliśmy i nieco pijani wracaliśmy do mieszkania. Była trzecia w nocy, a ja chichrałem się do siebie, że gdy będziemy małżeństwem, Kagami przeprowadzi mnie przez próg jak pannę młodą na filmach. Taigę tak to rozbawiło, że wziął mnie na ręce i już wtedy próbował to zrobić. Uderzyłem butem o framugę tak mocno, że zostawiłem na niej ślad; zaczęliśmy się z tego śmiać tak głośno, że poirytowany sąsiad wyszedł nas skrzyczeć. Musieliśmy prosić go, by otworzył nam drzwi, bo nie mogliśmy trafić kluczem do zamka.

Sama klamka była kiedyś srebrna, ale ponieważ tyle razy ją naciskano, starła się do mosiądzu. Kagami narzekał na to, mówił, że jak już mieszkanie będzie nasze, to wymienimy ją na nową. Ale mi się ta podobała.

Wycieraczka była czysta, uprzątnięta – zawsze irytowałem się, że tylko ja ją czyszczę. Patrząc na to, jak wyglądała teraz miałem wrażenie, że Taiga zmiata ją codziennie, czekając na mój powrót, bym tylko zobaczył, jak bardzo mu zależy.

Opuściłem powoli rękę, przełknąłem ciężko ślinę. Bałem się. Bałem się wejść do tego mieszkania i zobaczyć jeszcze więcej wspomnień. Bałem się przypomnieć sobie, jak kocham to mieszkanie i jak kiedyś kochałem człowieka, który mieszkał w nim teraz sam.

Jeśli Kagami mnie tu zobaczy, pewnie jeszcze bardziej ogarną go nadzieje. Nieważne, z jakiego powodu się tu zjawiłem – przyszedłem, więc jestem. Kto wie, może wiedział o tym, że Himuro zapisał się na mój trening, może przeczuwał, że wkurzy mnie to tak bardzo, że przyjdę do niego i mu naskarżę. Może miał nadzieję, że pozwolę mu mnie uspokajać i wylądujemy w łóżku?

Podły dupek.

Nie dam mu tej satysfakcji. Nie dam mu żadnej nadziei. Zdradził mnie, więc musi teraz za to płacić. To jego wina, ja naprawdę nie zrobiłem nic złego. Kłóciliśmy się jak każda para o zwykłe pierdoły, ale nigdy, przenigdy nie dał mi do zrozumienia, że coś mu w mojej osobie przeszkadza na tyle, że mógłby myśleć o kimś innym. Nigdy nie narzekałem mu na swój wygląd czy charakter, bo widziałem, że mnie kocha – wgapiał się we mnie, gdy miał na mnie ochotę, obejmował mnie na kanapie, całował w policzek na dzień dobry, gotował dla mnie i pieprzył tylko i wyłącznie mnie.

I tak miało być. Tak miało zostać aż do usranej śmierci.

Zbierało mi się na płacz, choć wciąż buzowała we mnie złość. Zacisnąłem powieki i odwróciłem się na pięcie, by zejść po schodach i uciec stamtąd, jak najdalej. Podjąłem decyzję, że zerwę kontakt z Kagamim, że nie pozwolę już mu na jakiekolwiek odwiedziny, że to będzie po prostu koniec ostateczny.

Prawie zderzyłem się z jego szeroką klatką piersiową.

- Kise – powiedział z zaskoczeniem, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.

Spojrzałem na niego, spanikowany. Zbierałem w sobie siły, by warknąć, że ma się odsunąć, że ja tylko tędy przechodzę.

Ale on nagle spuścił wzrok jak zbity pies i westchnął ciężko.

- Więc pamiętałeś – mruknął cicho.

Pamiętałem? O czym?

- Nie przychodziłeś, więc...- Kagami przetarł dłonią kark, o dziwo unikał mojego spojrzenia, choć przecież zawsze usilnie starał się je napotkać.- Uznałem, że w tej sytuacji… gniewasz się na tyle, że nie czujesz się w obowiązku… to znaczy… nie uważam, że to twój obowiązek.- Zarumienił się lekko.

Myślałem gorączkowo nad tym, o czym niby miałem pamiętać? Urodziny Kagamiego były drugiego sierpnia, a my już wtedy razem nie byliśmy, bo zdradził mnie w drugiej połowie lipca. Swoją drogą, piękny sobie prezent zgotował. Oczywiście, przyszedł do mnie z kwiatami, jakby to były moje urodziny, a nie jego, ale odszedł, bo nie chciałem otworzyć przed nim drzwi.

Nasza rocznica wypadała na początku roku, więc to też nie mogło być to, zresztą nie chciało mi się wierzyć, że w obecnej sytuacji Kagami naprawdę miałby nadzieję, że będę z nim świętował ten dzień.

Dalej myślałem gorączkowo – czwarty października, co to za dzień? Jakieś święto? Jakaś okazja?

I nagle uprzytomniałem sobie. Poczułem, jak moje ciało zalewa zimny dreszcz.

Dziś była rocznica śmierci jego ojca.

Dokładnie cztery lata temu Kagami Isao popełnił samobójstwo.

- Byłem na cmentarzu – mruknął Taiga, wchodząc po ostatnich stopniach. Minął mnie i zaczął otwierać kluczem zamek.

Kurwa mać.

- Dzięki, że przyszedłeś… Kise?

Drgnąłem i odwróciłem ku Taidze głowę. Stał w progu, w mieszkaniu, i patrzył wyczekująco. Naprawdę myślał, że przyszedłem, by z nim posiedzieć.

Przełknąłem ciężko ślinę. Nie mogłem teraz odejść. To znaczy mogłem, oczywiście że mogłem, ale… nieważne jak bardzo Kagami mnie skrzywdził, ja zwyczajnie nie miałem serca tak po prostu odwrócić się i odejść.

Nie w tym dniu.

Dlatego przekroczyłem próg mieszkania. Zamknięcie drzwi przez Taigę było dla mnie jak skazanie.

Zdjęliśmy buty i kurtki.

- Zrobię nam coś ciepłego do picia – powiedział Kagami. Mijając mnie, położył dłoń na moich plecach. Wzdrygnąłem się i odwróciłem twarz na bok, walcząc z ochotą, by burknąć, że ma mnie nie dotykać.

Podążyłem za nim. W mieszkaniu był aneks kuchenny połączony z salonem, więc gdy usiadłem ostrożnie na kanapie, i tak widziałem krzątającego się po kuchni Taigę.

Rozejrzałem się mimowolnie wokół, choć przecież znalem to otoczenie na pamięć. Ściany utrzymane w kolorach bieli i szarości, kominek z czarnego kamienia, na którym stał mój ulubiony marmurkowy wazon. Trzy kolorowe świeczki obok niego. Figurka aniołka, którą dostałem od siostry, gdy się tu wprowadzaliśmy. Czemu nie zabrałem jej ze sobą? Może dlatego, że tak idealnie tu pasowała. W mojej małej i ciasnej kawalerce nie było na nią miejsca.

Sofa na której usiadłem była miękka, skórzana, ale zamszowana, więc nie ślizgałem się po niej. Odruchowo pogładziłem obicie; było takie przyjemne w dotyku. Miała beżowy kolor i cholernie się męczyłem, czyszcząc ją, ale to był mój ulubiony mebel w mieszkaniu. Często się tu kochaliśmy – mimowolnie wzrokiem odnalazłem malutką jasną plamę, której nie udało mi się nigdy domyć.

Odwróciłem wzrok i wbiłem go w szklany stolik przed sobą. Serce biło mi powoli, ale mocno, miałem wrażenie, że moje żebra drżą przy każdym jego uderzeniu.

Taiga wkrótce zajął miejsce obok mnie, wcześniej kładąc na stoliku dwa parujące kubki. Kawa. Dla mnie czarna, ale na pewno posłodzona miodem, dokładnie dwie płaskie łyżeczki. Dla niego z mlekiem, gorzka.

Objął mnie, ale nie położył ręki na ramieniu, tylko na oparciu kanapy. Tak jakbyśmy mieli zaraz włączyć jakąś nudną komedię i leniuchować, zajadając się przekąskami.

- Jak się czujesz?- spytałem cicho, spuszczając wzrok na moje dłonie.

- Jakoś...- Kagami zastanowił się przez chwilę.- Inaczej. Ciężej niż w ostatnich latach.

„Ale to jasne” – zdawały się mówić jego zaciśnięte wargi.

Umilkłem, czując mimo wszystko wyrzuty sumienia. Wiedziałem, jaki to ważny dzień dla Taigi, ale byłem zbyt zajęty ogarnianiem własnego życia i złoszczeniem się na mojego byłego, by przypomnieć sobie, że zbliża się ten dzień.

Ojciec był dla Taigi bardzo ważny. Zanim zamieszkaliśmy razem, to właśnie z nim mieszkał. Dogadywali się, ale Isao miał problemy z alkoholem odkąd jego firma zbankrutowała. Szczęście w nieszczęściu, że długów nie było aż tak dużo, i chociaż skończyli na minusie, to po trzech latach udało im się wyjść na zero. Taiga dokładał się, ile mógł, ja sam pożyczyłem im pieniądze, gdy nadszedł ciężki dla nich okres. Chciałem im je podarować, ale obaj nie wyrazili zgody.

Alkoholizm Isao trwał trzy lata, czyli dokładnie tyle, ile czasu zajęło spłacanie długów. Nie był w bardzo złej sytuacji, ale przeżywał upadek firmy. Czuł się winny temu, że nie pozostawi Kagamiemu porządnego spadku, nawet jeśli Taiga go za to wyśmiewał. Nie był materialistą, kochał ojca i zależało mu tylko na tym, by spędził szczęśliwie lata starości.

Bardzo lubiłem teścia. W przeciwieństwie do moich rodziców, Isao podchodził do naszego związku ciepło, ze zrozumieniem, nawet w czasach, gdy miał dużą posiadłość i dwa samochody, które koniec końców musiał sprzedać.

Nie zostawił listu pożegnalnego, ale domyślaliśmy się powodu. Ciężko było mu pogodzić się ze sromotną porażką i faktem, że obciążył syna dodatkowymi wydatkami. Sam nie mógł znaleźć nowej pracy, więc po tym jak sprzedał wszystko, co miał, zamieszkał z synem i to Taiga zajął się spłacaniem długu.

To on znalazł go w mieszkaniu. Isao powiesił się na pasku swoich spodni. Kiedy Kagami zdjął go, wydawał właśnie ostatnie tchnienie – dlatego Taiga przeżywał to podwójnie. Zawsze obwiniał się, że gdyby wrócił te parę sekund wcześniej, gdyby nie wiązał sznurowadła przed wejściem do bloku, w którym mieszkali, ojca jeszcze dałoby się uratować.

Wpatrywałem się w parujące kubki. Od czterech lat prowadziliśmy swoistego rodzaju rytuał tego dnia – braliśmy sobie wolne w pracy, szliśmy na śniadanie do restauracji, a potem na cmentarz. Sprzątaliśmy i porządkowaliśmy grób Isao, składaliśmy modlitwy i rozmawialiśmy cicho w jego obecności. Potem wracaliśmy do domu, gotowaliśmy udon – ulubioną potrawę starszego Kagamiego – a na koniec siadaliśmy na kanapie lub kładliśmy się do łóżka i leżeliśmy, przytuleni.

Co roku chodziłem z nim na cmentarz, co roku byłem przy nim w tym ciężkim okresie. Było mi głupio, że jeszcze parę dni temu, w dzień chłopaka, Kagami przyszedł do mnie z kwiatami, a ja go wyprosiłem. Chciał ze mną spędzić miło dzień przed tym, który miał nadejść zaledwie parę dni później.

- Może jesteś głodny?- zapytał nagle, pochylając się i opierając przedramiona na swoich kolanach, spoglądając z dołu na moją twarz.

Nie chciałem zostawać na kolacji, nie chciałem tu w ogóle być, ale jednocześnie czułem taką potrzebę. Nawet nie dla niego, ale dla Isao. Skinąłem więc głową, bo w zasadzie owszem, byłem głodny – jadłem tylko lunch w pracy, planowałem ugotować sobie obiad po powrocie do domu, ale od razu przyjechałem tutaj.

Przypomniałem sobie o teczce Himuro, która spoczywała w torbie, pozostawionej w holu.

To chyba nie był najlepszy moment, by informować Taigę o dzisiejszym wydarzeniu. Być może nie wiedział nic o tym, być może niczego wcale nie zaplanował. Prawdę mówiąc bardzo w to wątpiłem. Kagami nie myślałby o czymś takim akurat teraz.

- Mam trochę zamrożonych pierogów, mogę je odgrzać, jeśli masz ochotę – powiedział.- Nie zrobiłem zakupów, ale jeśli wolisz coś świeżego, to skoczę do marketu na dole.

- Pierogi będą okej – odparłem. Nie mogłem pozwolić, by robił dla mnie cokolwiek więcej.

Dotknął mojego kolana, gdy wstawał. Zamknąłem oczy i nie odtrąciłem go, ale postanowiłem być ostrożniejszy. Może usiądę dalej od niego, gdy znów zajmie miejsce obok, albo może przeniosę się do kuchni? Kagami potrzebował teraz bliskości, ale ja nie mogłem mu jej dać.

Jego dotyk, choć znajomy, zawsze kojący i ciepły, to jednak odrzucał mnie teraz. Brzydziłem się go.

To było silniejsze ode mnie.

Zjedliśmy pierogi z mięsem, jego własnej roboty. Kiedy nie chciało mu się gotować, robił porządny zapas i je mroził – zawsze wychodziły mu przepyszne. Było to jedno z moich ulubionych dań w jego wykonaniu, a lubiłem ich sporo, bo Taiga miał talent do gotowania. Świetnie łączył przyprawy i dobierał składniki. Dzięki temu, że go obserwowałem tyle lat, sam potrafiłem zrobić parę dobrych potraw, ale jak się od kogoś zrobione dla kogoś, to zawsze to lepiej smakuje.

Jedliśmy w milczeniu. Kagami nałożył sobie małą porcję, bo co roku nie miał w tym dniu apetytu takiego, jak zawsze. Dzióbaliśmy w naszych talerzach, ale po posiłku podziękowaliśmy. Taiga pomył naczynia, a ja znów odruchowo zająłem miejsce na miękkiej sofie.

Kiedy do mnie przyszedł i stanął nade mną, spojrzałem na niego z dołu, czując narastający strach.

- Mogę?- zapytał tylko cicho.

Mogłem więc odmówić. Pozostawiał mi wybór. Nie gniewałby się, gdybym zaprzeczył, ale być może wiedział też, że tego nie zrobię. Skinąłem potakująco głową, a on położył się na kanapie, na plecach, głowę opierając o moje udo.

Trzymałem ręce przy sobie, twarz odwróciłem na bok. Kagami nie patrzył na mnie, spojrzenie wiśniowych oczu wbił w sufit. Oddychał powoli, cicho, spokojnie.

- Dziękuję, że przyszedłeś – powiedział w końcu.

Skinąłem jedynie głową. Nie chciałem go zranić wyjaśnieniem, że tak naprawdę zapomniałem, co dziś za dzień, i że przyszedłem do niego z zupełnie innego powodu. Byłem na niego taki zły, nienawidziłem go za to, co mi zrobił, ale jeszcze bardziej byłem zły na samego siebie.

Że chociaż myślałem o nim tyle złych rzeczy, to jakoś nigdy nie potrafiłem mu powiedzieć ich prosto w twarz. Nie potrafiłem zranić go tak bardzo, jakbym tego chciał.

- Kise – szepnął, przymykając oczy.

- Hmm?- Spojrzałem na jego twarz. Wciąż był przystojny, choć widać było po nim, że doskwiera mu zmęczenie.

- Czy mógłbyś… tak jak zawsze…?- Taiga westchnął.

Zacisnąłem usta. Nienawidziłem go z chwili na chwilę coraz bardziej. I to tylko dlatego, że do niczego mnie nie zmuszał, po prostu to ja miałem za miękkie serce.

Nie odpowiedziałem. Uniosłem dłoń i zacząłem powoli głaskać go po głowie.

Czułem pod palcami jego ciepłe czoło i szorstki dotyk włosów, tak dobrze mi znany. Leniwie przeczesywałem je palcami, splatając czarne z czerwonymi. Dobrze wiedziałem, jak wiele to dla niego teraz znaczy, i jak wielką ma teraz nadzieję, że znowu do tego wrócimy. A ja, jak ten skończony idiota, pozwalałem mu na to myśleć, jednocześnie czując w serce ukłucie bólu przez fakt, że zranię go tym jeszcze bardziej.

Starałem się myśleć o tym, że sobie na to zasłużył. Bo przecież tak było. Zasługiwał na to, by cierpieć tak jak ja, by rozpaczać, że zaprzepaścił szansę na życie ze mną w tym mieszkaniu. Byłem pewien, że od dwóch miesięcy tęsknił za moim marudzeniem, za moim krzątaniem się po mieszkaniu, za śpiewaniem pod prysznicem, za kuszeniem go w sypialni. Tyle razy doprowadzałem go do szału, tyle razy musiał udawać przede mną, że wcale nie jest o mnie zazdrosny, i że wcale nie zależy mu aż tak bardzo. Drażniliśmy się wzajemnie i przez to kochaliśmy jeszcze bardziej, jeszcze mocniej.

Gładziłem jego włosy, przyglądałem się jego spokojnej twarzy.

Wtedy otworzył oczy i spojrzał na mnie. Moja dłoń znieruchomiała. Kiedy Taiga uniósł się na łokciu, cofnąłem ją zupełnie, nie spuszczając wzroku z mojego byłego.

- Kise...- zaczął cicho, a ja wiedziałem już, co chce zaproponować.- Chodźmy do sypialni.

- Nie – odpowiedziałem równie cicho, co on.

- Tylko dzisiaj – poprosił.- Dam ci spokój na… na dwa tygodnie.

- Nie rób sobie nadziei, Kagami.- Od zerwania przestałem mówić po imieniu, przestałem nazywać go „Kagamicchi”.

- Nie zrobię, będę walczył dalej…

- Nie chodzi o to, że masz walczyć, tylko masz dać sobie spokój – westchnąłem, przecierając dłońmi twarz.- Nie chcesz tego zrobić, nie dzisiaj. Dobrze wiesz, że wykorzystywanie tej „okazji” wzbudzi w tobie wstręt do samego siebie i wyrzuty sumienia. Nie jesteś aż tak zdesperowany.

- A co, jeśli jestem?- mruknął, znów kładąc głowę na moich udach.

- To sobie zaproś jego – burknąłem ze złością.

Nie odpowiedział. Odwrócił twarz, ale nie ode mnie – zwrócił ją ku mnie, jednocześnie sięgając po moją dłoń. Myślałem, że chce ją sobie położyć na włosach, dając mi znać, że znowu chce być głaskany, ale zamiast tego on ją ucałował i wtulił się w nią.

- To chociaż zostań na noc – szepnął.- Tylko o to proszę. Nie musisz spać ze mną w łóżku, rozłożę ci sofę. Ale zostań ze mną dzisiaj. Bez seksu, po prostu… zostań.

Patrzyłem na niego w milczeniu. Wyglądał naprawdę żałośnie, brzmiał żałośnie i cały był żałosny. Odsunąłem swoją dłoń, uwalniając ją z jego uścisku.

- Zostanę – mruknąłem.

- Dziękuję.

I tak nie wierzyłem, że nie będzie niczego próbował. Ale to był „wyjątkowy” dzień, a ja byłem miękką fają i nie potrafiłem mu odmówić.

Rozłożyliśmy sofę. Po tym jak wziąłem prysznic i ubrałem jego rzeczy do spania, życzyliśmy sobie dobrej nocy. Chciał mnie przytulić, a ja musiałem mocno zagryźć wargę, by zwalczyć w sobie chęć poczucia, jak te szerokie i silne ramiona obejmują mnie i przyciskają do siebie. Odsunąłem się, nim mnie dotknął, i poszedłem do salonu, by się położyć.

Długo nie mogłem zasnąć. Słuchałem tykania zegara, patrzyłem jak w ciemnościach jeszcze ciemniejsze zarysy jego wskazówek najpierw pokazują północ, potem pierwszą w nocy, a potem drugą.

Nie ruszyłem się, gdy usłyszałem szelest na korytarzu. Nie ruszyłem się, gdy kątem oka dostrzegłem rosłą sylwetkę.

Nawet nie rozłożył futonu. Po prostu położył się na podłodze obok sofy i przykrył kocem.

Zasnęliśmy.









Aomine



Gdzieś za oknem przejechała karetka, jazgocząc głośno i rzucając czerwono-niebieskie światło na ściany okolicznych budynków. Akurat stałem przy oknie w kuchni i popijałem z butelki napój izotoniczny, gdy przejeżdżała. Śledziłem ją wzrokiem bez zainteresowania. Jakieś życie się kończy. Nic takiego.

Pustą butelkę wyrzuciłem do kosza na śmieci. Stanąłem przy desce do krojenia, na której pozostawiłem uszykowane kromki chleba i powróciłem do przerwanego wcześniej przygotowywania kolacji dla jednej osoby.

Przyzwyczaiłem się do mieszkania samemu. Zajęło mi to może miesiąc, może dwa, ale potem szło już jak z górki. Odkryłem na to prosty sposób – wystarczyło mieszkać właśnie tu, w tej małej i ciasnej kawalerce w samym centrum Tokyo. Miałem tu za mało miejsca, by pomieścić moje myśli, a nawet jeśli coś mnie dopadało, gwar za oknem, szum przejeżdżających często samochodów i muzyka z okolicznych klubów nie pozwalały mi na pogrążanie się w rozmyśleniach.

Kiedyś myślałem o tym, że dziwnie jest budzić się codziennie rano w łóżku, gdy miejsce obok jest zimne. Dziwnie jest w ogóle mieć jedną poduszkę i jednego jaśka, nie wspominając już o całej kołdrze, którą nie musiałem się z nikim dzielić. Nikt nie czekał na mnie rano w kuchni z przygotowaną herbatą i śniadaniem, nikt nie żegnał mnie, gdy wychodziłem do pracy, ani nie witał, gdy z niej wracałem.

Po rozstaniu z Tetsu zastanawiałem się, czy nie sprawić sobie jakiegoś psa, ale uznałem, że to byłoby zbyt upierdliwe. Godziny mojej pracy były ruchome, a kawalerka i tak była wystarczająco ciasna dla mnie samego, a co dopiero jeszcze dla psa, który potrzebuje miejsca by się wybiegać. Zrezygnowałem więc. Byłem dalej sam.

Na kolację przygotowałem sobie zwykłe kanapki z wędliną i serem. Ułożyłem je na płaskim talerzu, po czym odwróciłem się i po dwóch krokach mogłem usiąść już wygodnie na kanapie.

Moje mieszkanie nie miało nawet trzydziestu metrów kwadratowych, a rozmieszczenie pomieszczeń wydawało się przypadkowe – drzwi wejściowe prowadziły na miniaturowy korytarz, z którego można było wejść od razu do znajdującej się po prawej łazienki. Dalej był już tylko salonik z kanapą, stolikiem i fotelem, niska szafka z telewizorem oraz niczym nie wydzielona część kuchenna, gdzie miałem krótki blat, parę szafek, kuchenkę indukcyjną i tego rodzaju pierdoły. Naprzeciwko kanapy mieściły się jeszcze drzwi do sypialni, tak małej, że stało tam tylko dwuosobowe łóżko. Ścianę między salonem a sypialnią zdobiło też okno – z prawdziwym szkłem. Nie rozumiałem, co autor, czy raczej w tym przypadku architekt miał na myśli, ale nie wnikałem. I tak mieszkałem sam.

Nie miałem żadnych ramek ze zdjęciami. Nie trzymałem tu żadnych pamiątek z wakacji czy innych rzeczy, które dostaliśmy z Tetsu od rodziny czy znajomych. Wszystko zostawiłem jemu. Nie byłem sentymentalny i po prostu nie czułem potrzeby posiadania przy sobie takich badziewi, nawet tych najstarszych, które pamiętały początki naszego związku sprzed…

Noo, kurwa… sprzed dwunastu lat bodajże.

Kiedy to się zaczęło? W liceum? A może w gimnazjum? Byliśmy razem w drużynie szkolnej koszykówki, na którymś roku nawet w tej samej klasie. To chyba jednak było gimnazjum… Coś kojarzyłem, że w czasie wakacji między jedną szkołą a drugą mieliśmy swój pierwszy pocałunek. Chodziliśmy ze sobą dwa czy trzy lata, zanim się ze sobą przespaliśmy. Żaden z nas nie był pewien, jak się zabrać do tych rzeczy, więc albo bawiliśmy się ze sobą wzajemnie dłońmi, albo ustami. Ale w jego oczach widać było, że chce czegoś więcej – nie wspominając już o moich.

Tak, to musiało być więc w gimnazjum, gdy go pokochałem. Potem już tylko przekonywałem się na własnej skórze, jak wiele dla mnie znaczył. Kiedy więc minęło to dwanaście lat? Skończyliśmy liceum, poszliśmy na studia, skończyliśmy studia, zaczęliśmy pracę. W międzyczasie wynajęliśmy już mieszkanie, w końcu mieliśmy własny kącik do baraszkowania, maksimum prywatności.

Miałem teraz dwadzieścia osiem lat i proszę, jak skończyła się moja bajka.

Ale było mi z tym dobrze. Nauczyłem się żyć bez Tetsu. Pasowało mi to nawet – byłem wolny, mogłem więc spróbować z innymi facetami, miałem teraz szansę wypróbować ich, sprawdzić czy któryś jęczy głośniej, czy któryś mniej, czy któryś z nich lubi ostrzej. Mogłem spełniać się w roli sadysty, odgrywać gorące scenki, mogłem po prostu wszystko.

Rzadko kiedy widywałem Kuroko. Mieszkaliśmy w innych częściach Tokyo ale przypadek czasem miewał ochotę, by zetknąć nas ze sobą w jakimś urzędzie czy większym markecie. Ostatnio widziałem Tetsu dwa miesiące wcześniej, właśnie w sklepie. Robił zakupy. Sam. Minę miał skupioną i spokojną, czułem, że jest mu lżej po naszym rozstaniu, po tych wówczas ośmiu miesiącach rozłąki.

Przy takich niespodziewanych spotkaniach zawsze patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i kiwaliśmy sobie głową na powitanie. Ale wtedy byłem za daleko i po prostu skręciłem w inną alejkę. To nie tak, że było mi ciężko się z nim przywitać. Nie tak, że ciężko mi było patrzeć na te błękitne poczochrane włosy, na tę smukłą sylwetkę ubraną w dżinsy i rozpinaną koszulę w kratę, w której Tetsu zawsze wyglądał dobrze, chociaż ten ciuch miał już dobre dziesięć lat.

To nie tak, że ciągle go kochałem. To nie tak, że tęskniłem. To nie tak, że gdyby Tetsu chciał wrócić, gdyby zadzwonił do mnie nagle, to byłbym gotów rzucić wszystko i z miejsca do niego pojechać, wysłuchać, pocieszyć.

To nie tak.

Kiedy nagle rozdzwonił się telefon, zerwałem się z kanapy i sięgnąłem do blatu w części kuchennej, gdzie go zostawiłem. Spojrzałem w napięciu na ekran.

To nie Tetsu.

Westchnąłem ciężko, przeczesując moje krótkie granatowe włosy, ze złością myśląc o swojej chwili słabości.

- Co tam – rzuciłem do słuchawki.

- Jak ja do ciebie nie zadzwonię, to sam z siebie tego nie zrobisz, co?- usłyszałem poirytowane pytanie.

- O, cześć mamo!- zawołałem przesadnie radosnym tonem.

- Czasami naprawdę czuję się jak twoja matka – mruknął ponurym tonem Akashi, mój dobry kumpel.- Tak ciężko ci do mnie zadzwonić chociaż raz na dwa tygodnie?

- Brzmisz jak typowy gej – parsknąłem, odgryzając kęs kanapki i żując ją.- Normalny kumpel nawet by na to nie zwrócił uwagi, tylko ty masz pretensje, że nie mamy regularnego kontaktu.

- Twierdzisz, że nie jestem normalnym kumplem?

- No.- Wzruszyłem ramionami, znów siadając na kanapie.- Przynajmniej nie pod tym względem. Ale rozumiem, tęsknisz za mną, chciałbyś częściej słyszeć mój głos…

- Rozłączam się.

Parsknąłem śmiechem, kręcąc z politowaniem głową.

- Oj, Akashi, Akashi – westchnąłem.- Co tam, stary? Znowu zapomniałem o czyichś urodzinach?

- Nie tym razem – odparł Seijuurou.- Dzwonię, żeby zaprosić cię do kina pod koniec przyszłego tygodnia.

- Hm?- Zamrugałem, wbijając wzrok w przypadkowy punkt w mieszkaniu.- Randka? Rozwiodłeś się z Furihatą?

- Nie – odpowiedział cierpliwym tonem.- Kouki ma się dobrze, siedzi obok mnie i wszystko słyszy. Chyba źle się wyraziłem, zapomniałem, że bywasz idiotą: zapraszamy cię OBOJE.

- Czyli trójkącik.- Znów ugryzłem kanapkę.- Dobra, brzmi spoko. Na co idziemy?

- Jeszcze nie wybraliśmy. To znaczy: ja wybrałem, ale Kouki uparł się, żeby wysłuchać twoich propozycji.

- Pewnie biedak jak zawsze ma nadzieję, że dzięki mojej opinii nie wybierzemy się na horror, który wpadł ci w oko.

- Aomine-kun!- usłyszałem zażenowany ton Furihaty.

- Sorry, Furihata – zaśmiałem się.- Mam podobny gust do Akashiego, więc będziesz musiał pocierpieć. Ale hej, będziesz miał okazję poprzytulać się do niego na seansie!

- Widzisz? Mówiłem ci.- Słowa Akashiego raczej nie były skierowane do mnie, bo Kouki coś wymruczał w odpowiedzi.- W takim razie jesteśmy umówieni, Daiki.

- Dobrze, mamo.

- Pamiętaj umyć ząbki po kolacji.

- Dobrze, mamo.- Uśmiechnąłem się z rozbawieniem.

- Do zobaczenia za tydzień.

- Uściskaj ode mnie męża – rzuciłem jeszcze pospiesznie do słuchawki. Poczekałem z komórką przy uchu, bo Akashi miał tendencje do późnego rozłączania się i mówienia jeszcze całkiem interesujących rzeczy, którymi mogłem potem zawstydzać Furihatę.

- Co za dziecko – usłyszałem westchnięcie.- Co ty tam wcześniej szeptałeś? Że chcesz być na górze?

- P-PRZEPRASZAM!

Pik! Sygnał przerwany. Wybuchnąłem głośnym, nieopanowanym śmiechem, potrząsając przy tym głową. Furihata na górze? Jasne, akurat!

Chociaż? Przestałem się śmiać, bo przyszło mi na myśl, że może rzeczywiście Seijuurou byłby gotów na coś takiego – być może tylko dla Furihaty.

Byli małżeństwem od dwóch lat, a w związku od siedmiu. Nie mieli co prawda tego na papierze, po prostu dwa lata temu Akashi oświadczył mu się i kupił dla nich obrączki, które widziałem na ich palcach przy każdym spotkaniu. Byli mężem i mężem słownie, ale widać było, że ta deklaracja jest dla nich czymś w rodzaju fundamentu. Z tego co wiedziałem, Akashi miał już paru chłopaków wcześniej i zawsze był typem dominującym, ale Kouki?

Seijuurou stracił dla niego głowę. Przyjaźniłem się z nim od lat, znałem go równie długo co Tetsu, i można powiedzieć, że byłem świadkiem tego, jak Akashi zakochuje się w Furihacie. Kiedy zostali parą, zdecydowanie częściej się uśmiechał, zrobił się też całkiem miły i troskliwy.

Kto wie, może ten dominujący i apodyktyczny Akashi Seijuurou, którego znałem, w obliczu miłości swojego życia był gotów stać się potulnym barankiem i wylądować dla niego na dole.

Znów się roześmiałem, choć ciszej i słabiej.

Mąż i mąż. Małżeństwo.

Po siedmiu latach związku kochali się tak bardzo, że postanowili spędzić ze sobą resztę życia. Czasami przyłapywałem się na myśli, że chyba powinno mi być wstyd, że ja i Tetsu, choć byliśmy ze sobą prawie dwa razy dłużej niż Akashi i Furihata, też powinniśmy za siebie wyjść, choćby właśnie samym gestem.

Kto wie, może Tetsu właśnie tego chciał, ale mi nie mówił? Spotykaliśmy się z Akashim i Furihatą, rozmawialiśmy o nich, ale nigdy nie wpadłem na pomysł, by oświadczyć się Tetsu. No, może raz mi to przemknęło przez myśl, ale zgubiłem to gdzieś w codziennej rutynie.

Westchnąłem ciężko. Myślenie i wspominanie nic mi teraz nie da.

Przeniosłem się na fotel przy stoliku i przysunąłem do siebie laptopa. Pora poszukać nowej, przygodnej chwili szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń