Z betonu miasto, cz.5

 

Kise



Moja praca zawsze pełna była wyzwań, szczególnie kiedy chodziło o dostosowywanie diety, ale kto by pomyślał, że kiedykolwiek zetknę się z tak trudnym przypadkiem.

Na temat glejaka wielopostaciowego przeczytałem tyle artykułów i obejrzałem tyle materiałów, że mógłbym zapewne napisać o nim książkę, nie mając nawet medycznego wykształcenia. Mimo to w dalszym ciągu nie wiedziałem, jak się zabrać do planowania treningu z Himuro Tatsuyą.

Mój pierwszy mejl do niego był uprzejmą i taktowną propozycją, aby znalazł sobie trenera osobistego posiadającego doświadczenie w pracy z osobami chorymi na nowotwory. Oczywiście, spotkałem się z równie uprzejmą i taktowną odmową oraz delikatnym podkreśleniem ważniejszego czy też „prawdziwego” powodu, dla którego Himuro zgłosił się do mnie. Nie pozostawało mi więc nic innego, jak podjąć się tej ciężkiej próby.

To byłby naprawdę szczyt moich życiowych nieszczęść, gdybym na domiar wszystkiego przez Tatusyę miał jeszcze wylecieć z pracy przez zaniedbywanie obowiązków.

Umówiliśmy się więc na kolejne spotkanie. Czekałem na Himuro w moim małym biurze w Centrum Sportu, ale nie pojawił się o umówionej godzinie – przysłał mi jakiś czas później wiadomość, że „miał nawrót złego samopoczucia” i ponieważ znajduje się w szpitalu pod kroplówką, nie będzie mógł przyjechać.

Przez piętnaście minut zastanawiałem się, co mu odpisać. Wyrazić niepokój? Obawę o jego życie? Życzyć mu zdrowia? Czy tylko napisać, że rozumiem i że w takim razie przełożymy to na później? A może pocieszyć go jakoś, dać znać, że gdyby czegoś potrzebował, to ma pisać? Nie miałem bladego pojęcia, jak zwracać się do osoby nie dość, że tak poważnie chorej, to na dodatek umierającej. Zwłaszcza, że była to osoba przez którą rozpadł się mój związek i… cóż, nie przepadałem za nią.

Koniec końców napisałem mu, że rozumiem sytuację i że będę czekał za wiadomością. Wyraziłem też nadzieję, że szybko poczuje się lepiej – tak wypadało, a nawet jeśli Tatsuya pomyśli sobie, że pisałem to nieszczerze, to przecież i tak się zapewne tym nie przejmie. Nie przejmował się, że zaciągnął mojego faceta do łóżka, więc czemu miałby się przejmować grzecznościami?

Kolejne spotkanie miałem zaplanowane z Hayamą Kotarou, piłkarzem grającym dla okolicznej drużyny. Bardzo go lubiłem, był wyjątkowo towarzyski i otwarty, zawsze dużo rozmawialiśmy podczas naszych spotkań, nie tylko na tematy zawodowe. Był też całkiem przystojny, co mogłem stwierdzić z racji bycia singlem.

Może nawet trochę mi się podobał, ale z tego co wiedziałem, to był hetero. Oczywiście i tak nie mógłbym flirtować z którymkolwiek z moich podopiecznych, ale byłem wolnym człowiekiem i mogłem sobie chociaż powyobrażać nieco. A podopiecznych miałem samych mężczyzn, w dodatku każdy z nich miał w sobie jakiś urok.

Ale najwięcej uroku miał Kasamatsu Yukio – uwielbiałem jego specyficzne poczucie humoru, jego sceptyczne podejście do mojej osoby i to, w jaki sposób potrafił mnie ignorować. Najzabawniejsze było to, że koniec końców i tak mnie słuchał.

- Puk puk!- usłyszałem nawoływanie zza drzwi, nim rozległo się rzeczywiste pukanie.

- Proszę!- zawołałem ze śmiechem, odsuwając na bok teczkę Himuro Tatsuyi.

Hayama Kotarou otworzył szeroko drzwi i raźnym krokiem wszedł do mojego biura, jak zawsze z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Ryouta-san, przychodzę do ciebie z rozwolnieniem!

Jeszcze nie zdążył zamknąć drzwi i przechodzący akurat korytarzem pracownicy Centrum Sportu spojrzeli na niego z rozbawieniem i zachichotali. On chyba jednak tego nie zauważył, bo zamknął drzwi i podszedł do mojego biurka, od razu zajmując miejsce na krześle.

- Ach, tak?- Popatrzyłem na niego z uśmiechem.- Czyżbyś zjadł coś niestawnego, Hayamacchi?

- No właśnie nie! Wszystko jadłem zgodnie z twoimi zaleceniami i to właśnie od tego dostałem rozwolnienia!- pożalił się, patrząc na mnie niemal ze smutkiem.- Ryouta-san, czy na pewno dobrze dobrałeś mi dietę? Ten tabbouleh, na który dałeś mi przepis jest przepyszny, ale to chyba właśnie po nim tak mi rozwaliło du… yy, znaczy żołądek.

- Spokojnie, Hayamacchi, powiedz mi od jak dawna masz problemy z jelitami i czy jadłeś coś spoza menu, które ci ułożyłem?

- Rozwolnienie mam od wczoraj i nie, nie jadłem nic spoza… no, zjadłem cukierka. Ale jednego!

- Cukierek na pewno ci nie zaszkodził.- Znów uśmiechnąłem się do niego.- Mówisz, że źle się poczułeś po tabbouleh?

- Tak!- Skinął energicznie głową.- Zjadłem na kolację i w nocy się obudziłem, bo mnie popędziło. Wczoraj przez cały dzień jadłem to samo, co zawsze, ale nadal mam problem. Powinienem coś zmienić w żywieniu?

- Nie.- Pokręciłem przecząco głową.- Nie uważam, żeby twoja biegunka była spowodowana nieodpowiednim jedzeniem czy źle dobranymi składnikami. No chyba że użyłeś jakichś przeterminowanych.

- Wszystko świeżutkie, przysięgam! W takim razie czemu mam sr… biegunkę?

- To całkiem jasne, Hayamacchi – powiedziałem, spoglądając na mojego laptopa.- Mamy dziesiąty października. Dwunastego masz mecz, prawda?

- Prawda.

- Nie stresujesz się nim?

- Jasne, że się stresuję! To bardzo ważny mecz, jeśli nie wygramy, to nici z mojej kariery sportowej! To znaczy, nadal będę piłkarzem, ale właśnie próbuję się dostać do ligi międzynarodowej…

- Domyślam się, że jest to wyjątkowo stresujące. Myślę, że twoje problemy z jelitami wynikają właśnie z tego stresu. Za dużo w twoim organizmie adrenaliny i noradrenaliny, to się wiąże z twoją nadpobudliwością w szczególności na kilka dni przed meczami. W zeszłym miesiącu też ci to doskwierało, pamiętasz? Ale wtedy nie trwało to nawet jednego dnia a tylko parę godzin.

- To co mogę zrobić, panie doktorze?!

Zaśmiałem się lekko, potrząsając głową.

- Zmienimy ci dietę na te dwa dni – zaproponowałem.- Na śniadanie zjedz sobie jutro owsiankę z owocami, to podniesie ci poziom serotoniny. Resztę posiłków zostaw taką, jaka była, ale zamiast puddingu z chia zjedz sobie mieszkankę orzechów; mogą być pistacje, orzechy włoskie, migdały, co tam wolisz.

- Wolę pudding – oznajmił z powagą.

Uśmiechnąłem się do niego.

- Orzechy – poleciłem.- To pomoże ci trochę zredukować stres. Wrócisz do formy raz dwa!

- No dobrze – westchnął Hayama, przysuwając się do mojego biurka, by oprzeć na nim wygodnie ręce.- Będziesz za mnie trzymał kciuki, Ryouta-san?

- Mam nawet ustawiony budzik z przypomnieniem, o której zaczynasz mecz! Wybacz, że nie udało mi się załatwić wolnego, naprawdę chciałbym przyjść, Hayamacchi!

- W porządku, jestem ci wdzięczny za to, że próbowałeś się dogadać z szefami!- Kotarou uśmiechnął się szeroko.- Ten mecz zadedykuję mojemu ulubionemu dietetykowi!

- Ha-Hayamacchi!

- Uoo, Ryouta-san, zarumieniłeś się!

- Nie mów takich zawstydzających rzeczy!

- Haha, przepraszam, przepraszam!

Mimo wszystko musiałem się uśmiechnąć. Patrząc na jego wesołą, rozpromienioną twarz od razu poczułem się lepiej; przestałem myśleć o Himuro i Kagamim. Kotarou był niezwykle energicznym i pozytywnie nastawionym człowiekiem: jego obecność zdawała się rozświetlać całe moje biuro. Gdyby nie był hetero i nie miałbym go pod swoją opieką, może nawet zaproponowałbym mu spotkanie.

Naprawdę go lubiłem. Byliśmy mniej więcej tego samego wzrostu, różniło nas może z dziesięć centymetrów, przy czym to on był niższy. Podobnie jak ja był blondynem, choć jego włosy bardziej wpadały w pomarańcz niż złoto, tak jak moje. Były też dużo krótsze. Oczy miał ciemnoszare i wiecznie roześmiane.

Był zupełnie inny niż Kagami. Taiga często chodził poirytowany, gdy coś nie szło po jego myśli, łatwo wpadał w złość i czasem bywał nawet agresywny. Nie to, że mnie bił czy wdawał się w bójki z innymi, po prostu jak był o coś wkurzony to trzaskał drzwiami, szafkami, szufladami, wszystkim co się dało i co potencjalnie nie od razu mogło ulec zniszczeniu – choć zdarzało mu się stłuc talerz czy kubek, przez co wkurzał się jeszcze bardziej.

Poza tym był całkiem „spokojny” jeśli mogę to tak nazwać. Hayamy wszędzie było pełno, Taiga natomiast zdawał się typowym stałym lądem, przysłowiową przystanią, która zawsze czekała w jednym miejscu. Pewnie nie byłbym w stanie stworzyć z nim związku, mając na uwadze to, z jakim partnerem spędziłem ostatnich pięć lat mojego życia.

Ale czy z kimkolwiek byłbym w stanie to zrobić? Miałem złamane serce i na ten moment nie wyobrażałem sobie, że naprawdę udałoby mi się do czegoś takiego doprowadzić. Po części chciałem teraz być wolny, ale gdzieś w głowie miałem na uwadze, że to nie byłem do końca ja, bo przecież zawsze marzyła mi się poważna relacja. Przed Kagamim miałem sporo chłopaków, wiele romansów, i z każdym chciałem wyobrażać sobie przyszłość, ale tylko w Taidze zakochałem się tak bardzo.

Był moim dzikim zwierzem, którego potrafiłem okiełznać jak nikt inny, co on sam często w żartach powtarzał. Mogłem go denerwować i droczyć się z nim do woli, wzbudzać w nim zazdrość, po to by wzniecić w naszym łóżku jeszcze większy ogień i zachować świeżość w relacji, a on i tak szybko łagodniał, gotów zrobić dla mnie tak wiele.

Z wzajemnością.

- Będę się zbierał, Ryouta-san – oznajmił Hayama, kiedy dwie godziny później już „prawie” się nagadaliśmy. Zdawał mi szczegółowy raport z ostatniego treningu, paru śmiesznych wydarzeń z jego codziennego życia i niedawnej nieudanej randce z dziewczyną, która okazała się być tak wielką fanką, że śledziła go pod sam dom, co skończyło się wezwaniem policji – przy czym tylko Hayama Kotarou mógł śmiać się z tego i podchodzić do takiej akcji humorystycznie, pomimo mojego osobistego zmartwienia.

- Napisz mi jutro popołudniu jak się ma twój żołądek – poprosiłem.- Jeśli nic się nie zmieni, będziesz musiał pomyśleć o innych sposobach na złagodzenie stresu i, oczywiście, na pozbycie się biegunki.

- Tak jest, doktorze!- Kotarou zasalutował mi.

Zostałem sam w biurze. Przez chwilę jeszcze uśmiechałem się, wciąż ucieszony z rozmowy z moim ulubionym podopiecznym. Pozwoliłem sobie na moment rozmyślań, a potem wróciłem do pracy. Czekało mnie jeszcze parę artykułów na temat nowotworów do przeczytania.

To był bardzo ciężki i smutny temat. Himuro nie kłamał – glejak wielopostaciowy stopnia czwartego już sam w sobie brzmiał jak wyrok. Z tego, co wyczytałem, rozprzestrzeniał się czy raczej rozrastał z ogromną prędkością i w większości przypadków nie był możliwy do usunięcia chirurgicznego. Wyczytałem, że całkowite jego usunięcie jest praktycznie niemożliwe. Statystyki mówiły też same za siebie; szansa na przeżycie była nikła. A Tatsuya wspominał, że jego już żadna operacja nie uratuje.

Dziwnie się czułem ze świadomością, że mężczyzna, z którym zdradził mnie mój chłopak, jest umierający – i w dodatku to on sam przyszedł mi o tym powiedzieć, przy okazji deklarując, że pragnie mojego powrotu do Kagamiego. Nie miałem pojęcia, co o tym wszystkim myśleć, miałem totalny chaos w głowie. Z jednej strony współczułem mu jego sytuacji życiowej, a z drugiej wciąż nienawidziłem go za to, co mi zrobił. Był dla mnie kompletnie obcy, ale zawsze byłem osobą empatyczną i towarzyską, a słuchanie o czyimś nieszczęściu wprawiało mnie w nieciekawe nastroje.

To był inny przypadek, w końcu szczerze nie cierpiałem Himuro. A jednak trochę było mi go żal…

Tylko trochę.

Po kolejnej godzinie miałem już dość czytania o medycynie oraz jej staraniach w walce z nowotworami. Postanowiłem zrobić sobie przerwę i coś przekąsić. Przygotowałem sobie kiść winogrona, którą kupiłem w drodze do pracy, po czym, zajadając, odpaliłem czat dla gejów, na którym ostatnio przesiadywałem.

Nie był to ten sam czat, na którym poznałem Aomine, ale „pokój” znajdował się na tej samej stronie. Była całkiem wygodna w użytkowaniu, mogłem zarówno przesiadywać na ogólnym czacie różnych pokoi jak i zaglądać na listę prywatnych wiadomości, które prowadziłem z paroma osobami. W każdym takim okienku miałem też podaną informację w jakim „pokoju” poznałem osobę o danym nicku. Aomine poznałem w pokoju „Sport”.

A Kuroko w pokoju „Geje”.

Znałem tylko jego nazwisko, tak samo jak on znał tylko moje. Zaczęliśmy ze sobą pisać jakiś tydzień temu, ale nie codziennie miałem okazję, by z nim porozmawiać. Nie mniej pisało nam się bardzo fajnie – wydawał się miły i sympatyczny. Prowadziliśmy całkiem normalne rozmowy, opowiadaliśmy sobie o naszych zajęciach, o pracy, życiu na co dzień. Było to zaskakująco przyjemną odskocznią od pozostałych moich prywatnych rozmów, gdzie faceci całkiem szybko przechodzili do pytania mnie o rozmiar mojego członka, o preferencje w pozycjach, fetysze i, o zgrozo, poziom wytrzymywania bólu. I wcale nie chodziło im o klapsy.


Kise-kun, będę miał wolną środę na przyszły tydzień i możemy się wtedy spotkać, jeśli będziesz miał czas.


Uśmiechnąłem się, odczytawszy wiadomość, którą wysłał mi tego ranka – wcześniej nie miałem czasu tu zajrzeć, dlatego dopiero teraz odpisałem. Akurat przyszłą środę również miałem wolną, więc bardzo mi to pasowało. Minęło już trochę czasu od mojego spotkania z Aomine, a naprawdę zaczynałem mieć ochotę na bliższy kontakt z facetem. Zwłaszcza, że ten cholerny Kagami skusił mnie ostatnim pocałunkiem w szyję.


Pasuje mi! Daj znać, o której chciałbyś się spotkać? Może oprowadzisz mnie trochę po Tokyo? Byłem tam tylko raz, za dzieciaka, i niewiele pamiętam.


Umówiliśmy się już wcześniej, że to ja przyjadę do niego – Kuroko zgodził się, choć próbował oponować. Ale nie chciałem znowu zapraszać kogoś do siebie; moja kawalerka mimo wszystko była całkiem mała, a z tego co zrozumiałem, Kuroko miał dwupokojowe mieszkanie.


Z przyjemnością cię oprowadzę. Możemy się umówić na 15:00?


Oczywiście :) W takim razie umówieni! Jak wrócę z pracy to kupię bilety na pociąg, możesz czekać na mnie na stacji.


Nie musiałem prosić, by założył na siebie coś charakterystycznego – dokładnie mi siebie opisał, i, choć nie wysłał zdjęcia, wierzyłem, że rozpoznam go w tłumie. W końcu nie każdy ma błękitne włosy!

Co prawda z jego opisu wynikało, że był dużo niższy ode mnie, a zwykle, to znaczy w czasach przed Kagamim, umawiałem się z wysokimi facetami. Stwierdziłem jednak, że trzeba dać temu szansę i zobaczyć, jak to będzie. Oczywiście, trochę liczyłem na to, że pójdzie tak „gładko” jak z Aomine i moje spotkanie z Kuroko zakończy się upojnymi chwilami w miękkiej pościeli. Dobrze czułem się w roli uke, bo widziałem po twarzach moich kochanków, jak reagują na moje pozy i kuszenie, ale jeśli w przypadku Kuroko miałbym być seme, to nie przeszkadzało mi to nic a nic.

W zasadzie dawno nie byłem na górze. Może pora sobie przypomnieć, jak to jest?











Kise



Umówiłem się z Kuroko na stacji Ueno, do której z mojego miasta miałem dojechać o 15:34; gdybym wybrał wcześniejszy pociąg byłbym na miejscu już po trzynastej, a nie widziałem sensu, żeby nim jechać, zważywszy na fakt, że moja randka miała dla mnie czas dopiero od piętnastej.

W tej jakże ogromnej metropolii byłem tylko jeden raz w życiu, w dzieciństwie. Było to na szkolnej wycieczce, z której w dodatku niewiele pamiętałem – poza tym, że wraz z klasą zwiedzaliśmy Akibaharę.

Teraz, będąc już na stacji, z ciekawością rozglądałem się wokół. Przekroczyłem już zielone bramki i teraz stałem w holu. Pociąg przyjechał odrobinę wcześniej, więc postanowiłem zaczekać na Kuroko bliżej wejścia. Napisałem do niego z telefonu na czacie, ponieważ nie wymieniliśmy się mejlami ani numerami telefonów, co było bezpieczną opcją na wypadek gdyby któremuś z nas randka się nie podobała.

Rozglądałem się za błękitnymi włosami, szczególnie od około sześciu minut, gdy dostałem na czacie wiadomość od Kuroko, że jest już prawie na stacji. Ciekaw byłem jak bardzo błękitne są jego włosy – wspominał, że błękitne ma też oczy, więc wyobrażałem go sobie mimowolnie z aureolą nad głową. No przecież z takim zestawieniem musiał wyglądać jak aniołek!

- Kise-kun?

Odwróciłem głowę na prawo, potem na lewo, a potem znów na prawo, ale jakoś nie mogłem dostrzec nikogo, kto się do mnie zwrócił.

- Tu jestem – usłyszałem.

Spojrzałem przed siebie i omal nie zszedłem na zawał.

- Ah!- krzyknąłem mimowolnie, odskakując do tyłu.- Ku… Kuroko-kun?!

Mężczyzna, który stał centralnie przede mną, rzeczywiście był dużo niższy ode mnie; myślę, że nie mógł mieć więcej niż 170cm wzrostu. Na pierwszy rzut oka wydawał się drobnej budowy ciała, ale być może takie tylko sprawiał wrażenie; gdy mu się przyjrzałem, stwierdziłem, że owszem, jest szczupły, ale z pewnością nie chuderlawy. Miał na sobie ciemne dżinsy, biały przylegający golf oraz długi granatowy płaszcz, sięgający połowy ud.

Moja randka wyglądała bardzo ładnie!

- Tak, to ja – powiedział, uśmiechając się do mnie leciutko i wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza.- Długo na mnie czekasz?

- N-nie – bąknąłem. Naprawdę miał błękitne włosy! Były jasne niczym bezchmurne zimowe niebo. Jego oczy były duże i równie niebieskie, spokojne jak ocean, który tak ciężko było wzburzyć.- Zaskoczyłeś mnie, nie widziałem cię…

- Naprawdę?- spytał, choć mógłbym przysiąc, że nie wydawał się zaskoczony.- Przepraszam, chyba nie rzucam się za bardzo w oczy, mimo koloru włosów. Zanim zapytasz… są naturalne.

- Mają bardzo ładny odcień.- Uśmiechnąłem się do niego.

- Dziękuję. I przepraszam za spóźnienie, złapały mnie korki.

- Nic się nie stało, naprawdę nie czekałem długo. Pociąg przyjechał tylko parę minut wcześniej, więc stoję tutaj nie dłużej niż kwadrans.

- W takim razie się cieszę; nie lubię, kiedy ktoś na mnie czeka.- Kuroko obrócił się w kierunku wyjścia ze stacji.- Masz ochotę na kawę? A może jesteś głodny? To pora obiadowa, więc…

- Och, jasne, chodźmy coś zjeść!- Pokiwałem głową, przeklinając się w myślach za to gapienie na niego.

Ale…

Kuroko był taki ładny!

Nie wyglądał jak aniołek, tylko jak normalny, elegancki mężczyzna, co mnie zaskoczyło. Co prawda gdy pisaliśmy ze sobą wydawał się być całkiem poważny, ale parę razy zdarzyło nam się też pożartować. Widok jego, ubranego tak schludnie i elegancko, sposób w jaki szedł, kierując się na…

Parking?!

- Jesteś autem?

- Tak. To problem?

- Nie, skąd! Po prostu myślałem, że przyjechałeś autobusem.

- W Tokyo jest za duży ruch, żeby poruszać się komunikacją miejską – wyjaśnił spokojnym tonem.- Nie w każdym rejonie są pasy przeznaczone tylko dla autobusów, zresztą narwani kierowcy i tak nimi jeżdżą. Wyobraź sobie autobus stojący w godzinach szczytu w takim korku, w dodatku zatrzymującym się na każdym z licznych przystanków na jego trasie… Dojeżdżałbym do domu w dwie godziny, a autem zajmuje mi to pięćdziesiąt minut. Uwierz mi, sprawdzałem to.

- Daleko masz do pracy?- Wiedziałem, że Kuroko jest zastępcą dyrektora w prywatnej szkole podstawowej oraz nauczycielem japońskiego.

- Parę kilometrów.

- Rozumiem.- Uśmiechnąłem się lekko.

Wow, Kuroko zaczynał mi imponować. Ja sam nie miałem prawa jazdy, nawet nie myślałem o tym, żeby zapisać się na jazdy. On natomiast wyglądał tak niepozornie i spokojnie, a jednak był kierowcą! Ciekawiło mnie, jakie ma auto.

- Mam nadzieję, że nie spodziewasz się, że mój samochód będzie błękitny?- Na jego ustach igrał bardzo delikatny, ledwie widoczny uśmieszek. Spojrzałem na niego i roześmiałem się wesoło.

- Elegancki, przystojny, z poczuciem humoru i w dodatku czyta w myślach – rzuciłem. Widziałem, że trochę się speszył, jego błękitne oczy zerknęły na mnie spod rzęs i zaraz umknęły w bok.- Zaczynam się ciebie obawiać, Kuroko-kun!

- Hmm, patrząc na to, że już zdążyłem cię wystraszyć na stacji…

- Po prostu cię nie zauważyłem!- wymamrotałem odrobinę zażenowany.

- … to może umówmy się, Kise-kun. Jeśli zgadniesz, które to moje auto, zdradzę ci, jak mam na imię. To będzie pierwszy krok do tego, żebyś mi trochę bardziej zaufał.

- Eh? No dobrze.- Uśmiechnąłem się. W sumie ciekawa zabawa!- Ale potrzebuję podpowiedzi, pełno tu aut!

- Zaparkowałem w strefie trzeciej.- Wskazał kierunek.- Powodzenia.

Uśmiechnąłem się, po czym ruszyłem w kierunku pomalowanych na niebiesko słupów, oznaczonych dużą trójką. Niemal każde z około czterdziestu miejsc było zajęte, więc wybór miałem szeroki – a gdy spojrzałem na Kuroko, ten oczywiście patrzył w zupełnie inną stroną, wyraźnie utrudniając mi zadanie. Liczyłem na to, że zdradzi się odruchowym spojrzeniem lub uśmiechem, gdy będziemy przechodzić obok jego auta.

Próbowałem sobie przypomnieć, czy przypadkiem nie mówił mi o tym, że ma auto, ale nie, na pewno nie mówił – nie przypominałem też sobie, byśmy rozmawiali o ulubionych kolorach. Które więc auto mogło być jego? Które by do niego pasowało? Jakieś małe, niepozorne jak on? A może duże i szpanerskie? Albo wąskie i sportowe.

- Hmm – mruknąłem w zastanowieniu, rozglądając się i przyglądając autom. Kuroko stał obok mnie i z zupełną obojętnością na twarzy podążał za moim wzrokiem.- Może… Niee, chyba do ciebie nie pasuje…

- A który masz na myśli, tak z ciekawości?

- Tego zielonego jeepa.

- Zdecydowanie nie mój.

- A jaki kolor lubisz, Kuroko-kun?

Błękitnowłosy spojrzał na mnie twarzą bez konkretnego wyrazu i tylko lekko uniósł brew. Wzruszyłem niewinnie ramionami.

- To nie będzie podpowiedź – stwierdziłem.- W końcu rzadko kiedy ktoś kupuje sobie auto w ulubionym kolorze.

- Błękitny.

- Aha.- Pokiwałem z uśmiechem głową.- Mogłem się tego spodziewać.

- Lubię czerwony kolor – powiedział, uśmiechając się delikatnie i nie patrząc na mnie.

- Czerwony...- Rozejrzałem się po samochodach, ale czerwone było tylko maserati, które wyglądało tak odjazdowo i drogo, że z pewnością żaden zastępca dyrektora ani nawet dyrektor nie mógłby pozwolić sobie na coś takiego.

- Jakiś ty niemiły, Kise-kun – westchnął Kuroko, patrząc znacząco na czerwone maserati.

- K-Kuroko-kun!- jęknąłem z wyrzutem.

- Tylko się droczę – powiedział, odchrząkując lekko, chyba rozbawiony.- Oczywiście, nie stać mnie na takie drogie auto. Szukaj zdecydowanie niższej półki. Tylko… nie za niskiej – poprosił znacząco.

- Dobrze, dobrze – westchnąłem, po raz ostatni się rozglądając. Ruszyłem przed siebie wzdłuż następnego rzędu aut i w końcu wybrałem czarne audi A6.- To te!- stwierdziłem.

- Masz na myśli to audi?- Kuroko obejrzał je uważnie.- Ładne.

- Uhmm, bo twoje?- bąknąłem z nadzieją.

- Nie.- Pokręcił przecząco głową.- Ale to po lewej obok niego jest ładniejsze – dodał, wskazując automatycznym pilotem srebrną hondę CR-V, jednocześnie otwierając jej zamki.

- Ehh – westchnąłem, niepocieszony. Czyli jednak duże i szpanerskie.

- Zapraszam – rzucił Kuroko, już nie powstrzymując uśmiechu.

Przeszedłem na stronę pasażera i otworzyłem drzwi samochodu. Zająłem swoje miejsce i zapiąłem pas. W środku było bardzo przestronnie i czysto, w dodatku przyjemnie pachniało, choć nie żadnym zapachem do auta – odnosiłem wrażenie, że auto albo było nowe, albo po prostu regularnie czyszczone.

- Tetsuya – powiedział Kuroko, zapinając pas.

Spojrzałem na niego sceptycznie, po czym wydałem z siebie lekkie westchnienie.

- Przecież nie zgadłem...

- Tak nazwałem to auto.

- Eh…?

Zamrugałem, gapiąc się na niego bez słowa, gdy z pokerową twarzą odpalał silnik. Położył dłoń na kierownicy, a drugą na skrzyni biegów. Rozglądając się po parkingu, by sprawdzić czy droga jest wolna, rzucił nieco zduszonym tonem:

- Żartowałem.

- To...- Nie wiedziałem, co powiedzieć.

- Przepraszam. Mam dość specyficzne poczucie humoru.

- Nie, to...- Potrząsnąłem głową, po czym roześmiałem się, niedowierzając.- Dałem się nabrać, haha. To naprawdę było zabawne, Kuroko-kun.

Rozsiadłem się wygodniej w fotelu. Miałem wrażenie, że wcześniejsze skrępowanie i stres zupełnie zniknęły. Kuroko Tetsuya okazał się sympatycznym i przystojnym facetem, a ja poczułem się w jego towarzystwie rozluźniony i zrelaksowany.

Wyjechaliśmy z parkingu i włączyliśmy się do ruchliwej ulicy. Ciągle się uśmiechałem, nie mogąc uwierzyć, że nabrałem się na tego rodzaju żart!

- Może powinienem wymyślić podobną zabawę, żeby zdradzić ci moje imię?- zaproponowałem.

- Czemu nie – odparł Kuroko, sprawnie zmieniając pas.- Ale ostrzegam, że jestem całkiem dobry w takie gierki.

- Zważywszy na fakt, że czytasz mi w myślach...- parsknąłem znacząco.

- Nie bierz tego do siebie, proszę – powiedział Tetsuya.- Ja po prostu często czytam z ludzi jak z otwartych ksiąg. Dla mnie momentami mają oni własne myśli wypisane na twarzy. Poza tym, czasami nie jest trudno samemu doprowadzić do konkretnych skojarzeń. Jak na przykład gdy patrzyłeś na tamto czerwone maserati. To oczywiste, że przyszło ci do głowy, że nie byłoby mnie stać na takie auto.

- Chyba coś w tym jest.- Uśmiechnąłem się szerzej.- Ale twoje auto jest dużo ładniejsze!- Pogładziłem podłokietnik w drzwiach po mojej stronie.- Szkoda, że nie jest czerwone.

- To prawda.- Kuroko zmarszczył lekko brwi, spoglądając we wsteczne lusterko. Utknęliśmy w zatorze.

- Naprawdę straszne korki – stwierdziłem, poświęcając wolny czas na rozejrzenie się po budynkach Tokyo. Wieżowce były tak wysokie i najeżone kolorowymi bilbordami, że prawie nie widziałem nieba.

- Życie w Tokyo jest tylko dla zawodowców – mruknął Kuroko, zerkając na boczne lusterko, po czym…

Wjeżdżając na pas dla autobusów.

Spojrzałem na niego, zszokowany. Czy on przypadkiem jeszcze chwilę temu nie wspominał coś o „narwanych kierowcach jeżdżących pasem dla autobusów”...? Nie chciałem mu jednak zwracać na to uwagi, w końcu przecież w razie co to on dostanie mandat i punkty karne, nie ja.

Jak się zresztą okazało, na koniec pas dla autobusów łączył się ze zwykłym pasem dla osobówek; koniec końców więc wróciliśmy na prawidłową drogę, choć i tak po kilku minutach Kuroko skręcił w prawo, wjeżdżając na niewielki parking restauracji, która, jak głosił szyld, nosiła nazwę „Nikuya no Daidokoro”.

- Czasem wpadam tu ze znajomymi – wyjaśnił Kuroko, sprawnie parkując. Zaczynałem go nawet podziwiać za to, z jaką łatwością poruszał się tak dużym autem, zważywszy na to, że sam był dość niski jak na moje standardy.

- Jaka to restauracja?

- Yakiniku*.

- Ooo, mają tu wbudowane grille elektryczne?

- Tak.

- Dawno nie byłem w takiej restauracji!- Ostatnio byliśmy z Kagami w zeszłym roku, na moich urodzinach.

- Mam nadzieję, że ci się spodoba, Kise-kun.

Wysiedliśmy z auta i udaliśmy się do głównego wejścia.

Restauracja wyglądała nowocześnie ale całkiem przytulnie: podłoga była wyłożona ciemnymi panelami, wszystkie stoły i podłużne ławki wykonano z jasnego drewna, przy czym te drugie obito ciemnopomarańczową skórą. Pośrodku każdego stolika wmontowane były małe elektryczne grille – prawie wszystkie były zajęte.

- Przepraszam, znajdzie się stolik dla dwóch osób?- Kuroko zaczepił przechodzącą w pośpiechu kelnerkę.

- Ah!!- krzyknęła, przestraszona, mierząc go od góry do dołu spojrzeniem wyraźnie poirytowanym spojrzeniem.- Co? Nie, nie ma! Już wszystko za...- Nagle dostrzegła mnie, stojącego za plecami błękitnowłosego.- Y… o… oh… ekhem, zaraz zobaczę, czy mamy coś wolnego! A-ah, tam jest jeden wolny stolik, zapraszam, sprzątnę tylko z niego naczynia!

- Super, dziękujemy.- Posłałem jej uśmiech, przeczesując przy tym włosy, na co oczywiście zareagowała rumieńcem.

Poprowadziła nas między stolikami. Rzeczywiście, chyba tylko ten jeden jedyny był wolny – przeznaczony dla czterech osób, ale położony na końcu jednego z boksów, które mieścił w sobie trzy takie. Mogliśmy mieć więc to minimum prywatności, zwłaszcza, ze w lokum panował gwar rozmów i śmiechów.

- Proszę sobie usiąść, tu jest menu.- Kelnerka nerwowo zebrała na i tak już pełną tacę jeszcze więcej naczyń. Przysunęła nam kartę menu, która i tak już leżała na stoliku.- Z-zaraz do panów podejdę, proszę się rozgościć!

- Dziękujemy – powiedział Kuroko, zdejmując płaszcz i kładąc go obok siebie na fotelu. Zrobiłem to samo, siadając naprzeciwko niego.

Teraz mogłem mu się przyjrzeć nieco lepiej, zwłaszcza gdy pochylił się nad kartą – bez płaszcza też prezentował się elegancko. To pewnie przez ten biały golf, który mimo jego bladej cery i jasnych włosów dobrze na nim leżał i świetnie pasował do ciemnych spodni. Był na tyle obcisły, że mogłem zwrócić uwagę na to, iż owszem, Kuroko był szczupły, ale zdecydowanie nie chudy; widziałem rysujące się pod materiałem golfa mięśnie ramion. Barki w zasadzie też miał całkiem szerokie.

Zagryzłem lekko wargę. Będę wyjątkowym szczęściarzem, jeśli wyląduje z nim dzisiaj w łóżku.

Cholernie mi się podobał.

- Polecasz coś?- zagadnąłem, otwierając menu. Nie mogłem się tak na niego ciągle gapić, nie chciałem, by zauważył mój poziom zainteresowania jego osobą.

- Zależy jaki masz apetyt – powiedział.- Ja zwykle biorę „Zestaw 5”; wieprzowina 200g z dodatkami. Dla mnie to idealna porcja, bo zwykle nie jadam jakoś specjalnie dużo. Ale jeśli jesteś bardzo głodny, to weź sobie „Zestaw 12”; wołowina lub wieprzowina 400g plus dodatków ile chcesz. Albo...- Kuroko odszukał wzrokiem jakąś pozycję w menu.- „Zestaw 23”, czyli dowolne mięso i dodatki z kategorii jesz-ile-chcesz.

Taa, znałem kogoś, kto z pewnością wziąłby tę ostatnią pozycję…

- Wezmę to co ty – stwierdziłem.- I może coś do picia…

Kelnerka zjawiła się po paru minutach i złożyliśmy nasze zamówienia. Jawnie ignorowałem jej trzepoczące w moim kierunku rzęsy, skupiając się tylko i wyłącznie na Kuroko. Pozwoliłem sobie też wywrócić nieznacznie oczami, gdy kobieta odwróciła się od nas, by przekazać zamówienie kucharzom.

- Pewnie nie możesz się od nich uwolnić, co?- zagadnął Kuroko. Było na tyle głośno, a stolik obok nas przepełniało grono rosłych, śmiejących się rubasznie mężczyzn, że czułem się spokojnie, odpowiadając Tetsuyi:

- Nawet od tych, które wiedzą, że jestem gejem. Chociaż nie mam już z nimi kontaktu, odkąd się wyprowadziłem.

- Wspominałeś, że wcześniej mieszkałeś w Fujisawa, prawda?

- Tak.- Skinąłem głową.

- Yokohama to duża różnica?

- Praktycznie żadna – zaśmiałem się.- Oba te miasta pękają w szwach, jeśli chodzi o przepych, ale oczywiście Tokyo nigdy nie pobiją. Choć patrząc na to, że Yokohama to pływające miasto, ma w sobie specjalny urok. A ty od zawsze mieszkasz w Tokyo?

- Niestety.- Skinął głową.- Jako dziecko mieszkałem na obrzeżach, rodzice prowadzili mały sklepik spożywczy. Ale kiedy poszedłem na studia, a potem do pracy, musiałem się przenieść do centrum. Nie było łatwo, bo cenię sobie ciszę i spokój, do których przywykłem za młodu, ale nie ma tragedii.

- To jaki mamy na dziś plan wycieczki?- Uśmiechnąłem się do niego.

- Po tym jak zjemy i wypijemy, proponuję przejść się do Parku Ueno – powiedział, a ja zamrugałem. Prawdę mówiąc nie sądziłem, że weźmie na poważnie moje słowa i naprawdę będzie chciał mnie nieco oprowadzić po Tokyo.- Mamy niewiele czasu, więc lepiej trzymać się mniej więcej tego rejonu – dodał.

- To dobry pomysł.- Skinąłem głową, zastanawiając się, czy gdzieś w okolicy są love hotele. Co prawda nie wiedziałem, jak Kuroko do tego podchodzi, ale…

Odkąd go zobaczyłem, miałem jeszcze większą nadzieję na to, że ten dzień szczęśliwie się zakończy.

- Nie sprawdzałem jeszcze powrotnych pociągów, bo nie wiedziałem ile nam zejdzie na spotkaniu – powiedziałem.

Kuroko skinął głową i uśmiechnął się do mnie lekko.

- Mamy czas, Kise-kun – powiedział. Podobał mi się sposób, w jaki się do mnie zwracał oraz ton, którego używał.- Może chciałbyś odwiedzić jakąś świątynię? Pełno ich w okolicy. Najbliżej jest, zdaje się, Ueno Toshogu… W środku tygodnia i o tej porze roku nie powinno być za dużo turystów.

- Z chęcią!- Znów skinąłem głową.- W świątyni też dawno nie byłem. Swoją drogą, jesteś religijny, Kuroko-kun?

Nasza rozmowa toczyła się lekko i przyjemnie, także po tym jak przyszła kelnerka z naszym zamówieniem. Pochyliła się nad naszym stolikiem i odpaliła elektryczny grill, który nagrzał się w ciągu paru minut; kobieta pokazała nam, jak go używać i zachęcała, byśmy w razie wątpliwości ją zawołali. Ale i tak nie musieliśmy tego robić – zwłaszcza że Kuroko, jak wspomniał, przyjeżdżał tu ze znajomymi.

Czas upływał mi zaskakująco przyjemnie, zupełnie inaczej niż na spotkaniu z Aomine. Oczywiście, z nim też świetnie mi się gadało, ale od niego dało się czuć coś w rodzaju nonszalancji, lekkości i pewności siebie – poza tym dość szybko przenieśliśmy się do mojego mieszkania i mojego łóżka.

Z Kuroko… miałem wrażenie, że mógłbym porozmawiać o wszystkim. Wydawał się sporo wiedzieć na każdy temat, co chyba nie powinno mnie dziwić, skoro był nauczycielem – pewnie lubił się uczyć i dowiadywać nowych rzeczy, może śledził jakieś nowinki i ciekawostki ze świata. Zdarzyło nam się poruszyć nawet temat astronomii czy medycyny, które teoretycznie nie pasowały mi do profilu Kuroko, który z tego co wiedziałem nauczał japońskiego.

Spędzałem z nim czas jak na prawdziwej randce, dużo rozmawiając, dowiadując się czegoś o nim, opowiadając o sobie – i robiliśmy to z taką swobodą, jakbyśmy znali się trochę dłużej niż tydzień.

Był tylko jeden mały problem, który nie dawał mi spokoju.

Nie miałem pojęcia, jak dać mu do zrozumienia, że chciałbym pójść z nim do łóżka.

Kuroko przez całe nasze spotkanie był dla mnie miły; mimo jego spokojnego głosu i pokerowej twarzy, potrafił mnie nieźle rozbawić i chyba sam dobrze się przy tym bawił – nie mogłem tego stwierdzić na pewno, ale przyglądając mu się i próbując go rozgryźć zdawało mi się momentami, że jego błękitne oczy iskrzą nieznacznie, jakby psotnie.

Chodziliśmy po parku przez całe trzy godziny – po drodze zwiedzając również świątynię i idąc na pieczone jabłka na patyku, które sprzedawali w budce stojącej pośrodku parku, nad stawem. Dziwiłem się temu, bo była to zupełnie niejapońska przekąska, ale Kuroko wytłumaczył mi, że w Tokyo, a już w szczególności w rejonie Ueno, pełno jest budek i lokali serwujących dania zarówno amerykańskie jak i europejskie – ponieważ było to siedlisko turystów z tych części świata.

W każdym razie jabłko smakowało przepysznie.

Bawiłem się świetnie, ale im mroczniejsza zapadała noc, tym mocniej uświadamiałem sobie, że jest już za późno, by proponować Tetsuyi seks – oboje mieliśmy jutro rano pracę, a mnie czekała jeszcze ponad godzinna podróż do Yokohamy, przy czym dochodziła już 22:00.

Byłem na siebie trochę zły, kiedy wsiedliśmy do auta Kuroko i ten odwiózł mnie na stację.

- Fajnie się bawiłem, Kuroko – zacząłem niepewnie, odwracając się od tablicy odjazdów i patrząc w jego ładne, duże błękitne oczy.- Dzięki za dzisiaj.

- Ja również dziękuję – powiedział, wsuwając dłonie do kieszeni swojego granatowego płaszcza.- Jeśli będziesz miał ochotę, odwiedź mnie ponownie.

- No pewnie, z największą chęcią.- Uśmiechnąłem się do niego.

- Napiszę do ciebie, kiedy będę miał czas. Wbrew pozorom często nawet w weekendy pracuję, więc...- Spojrzał na mnie jakby z wahaniem.

- Rozumiem, zgadamy się na pewno.

- Tak – potwierdził, skinąwszy głową.- Hmm, poczekać z tobą na pociąg?

- Widzę, że teraz jak na złość ma opóźnienie pięć minut – westchnąłem, zerkając na tablicę.- Nie czekaj, Kuroko-kun, jedź do domu odpocząć. Zaczynasz pracę o szóstej rano, prawda?

- Dobrze pamiętasz.- Uśmiechnął się do mnie lekko.- W takim razie, Kise-kun, do zobaczenia.

- Do zobaczenia, Kuroko-kun!

Patrzyłem za nim, gdy odchodził, wciskając zaciśnięte pięści do kieszeni mojej kurtki. Miałem cholerną ochotę pobiec za nim i zaproponować mu, żebyśmy skoczyli jeszcze do hotelu i miło spędzili noc, nawet jeśli czekała nas rano praca.

Jego błękitne włosy były takie kuszące… chciałem ich dotknąć, poczuć ich miękkość. Chciałem spróbować jego ust, które zdawały się być miękkie i delikatne, czułe i namiętne.

Czy były takie?

Zagryzłem wargę, spoglądając z irytacją na tablicę. Kolejne dwie minuty dodane do opóźnienia. A ja stałem w miejscu i myślałem o seksie…

Ale Kuroko już zniknął. Zapewne zszedł do parkingu; godzina była późna, ruch mały, więc pewnie z łatwością wyjedzie i wróci do domu.

Mimo to, zbierając się na odwagę, ruszyłem za nim. Walić ten pociąg, pojadę następnym!

Ale… jeśli Kuroko nie wyrazi zgody, jeśli spojrzy na mnie krzywo i powie, że nie jest taki łatwy; że brzydzi się mną, bo pomyślałem o nim w taki sposób?

To co miałem niby zrobić? Biłem się z myślami, nie wiedziałem jaką podjąć decyzję: spróbować seksu z Kuroko, czy wracać do domu?

Parę niepewnych minut później odpowiedź sama się znalazła – mój pociąg odjechał.

Ale Kuroko również.

Głupi byłem, że tyle wahałem się tam na górze. Teraz stojąc na parkingu szukałem spojrzeniem srebrnej hondy, ale nigdzie jej nie było. Na parkingu stały tylko trzy samochody, w dodatku wszystkie czerwone.

Zakląłem pod nosem siarczyście, po czym wróciłem na piętro i spojrzałem na tablicę odjazdów. Następny pociąg do Yokohamy miałem o 23:49.

Spojrzałem wymownie w sufit, w myślach gratulując sobie za moje zdecydowanie i pewność siebi.

I wtedy nagle sobie przypomniałem.

Przypomniałem sobie, że przecież nie tylko Kuroko mieszkał w Tokyo.

Mieszkał tu też pewien ciemnoskóry przystojniak, który, co jak co, ale z pewnością nie odmówi mi seksu, skoro już się tu znalazłem.

Wyjąłem komórkę, otworzyłem stronę z czatami i wszedłem w wiadomości prywatne. Odnalazłem Aomine Daikiego, po czym wysłałem mu wiadomość o zdecydowanym i pewnym przekazie.


Hej, jestem właśnie w Tokyo po nie do końca udanej randce. Może wpadnę do ciebie na chwilę i mnie pocieszysz?








_________________________________

*Yakiniku – „mięso z grilla”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń