3 grudnia, środa; 18:12
[opublikowano z: telefon]
Na wieki wieków
Być może niektórzy z was dociekli już, czego dotyczył tytuł poprzedniego posta.
„Ósme”.
Ósme przykazanie mówi nam „Nie będziesz składał fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. Ci, którzy już do tego doszli, a także ci, którzy dopiero teraz zainteresowali się tym tytułem domyślają się zapewne, iż sposobem tym chciałem dać wam do zrozumienia, że ktoś kłamie.
Pytanie – kto?
Odpowiedź – każdy.
Każdy z nas jest kłamcą. Z pośród dziesięciu przykazań Bożych to właśnie ósme jest dla nas praktycznie niemożliwe, by je przestrzegać. Jedni kłamią jak z nut, drudzy mają odwagę jedynie nagiąć prawdę, inni starają się okrążać ją ostrożnie niczym studnię niemającą zabezpieczenia. Nawet ci, którzy od samego początku są wychowywani w ogromnej wierze, czasem w najmniejszym stopniu muszą skłamać lub wymigać się od powiedzenia całej prawdy.
Wystarczy przeinaczenie faktu, podanie innego imienia czy też miejsca. Nie potrafimy przestrzegać ósmego przykazania, więc chodzimy do kościoła i spowiadamy się.
Ale u spowiedzi też często kłamiemy. Wtedy również nie mówimy całej prawdy. Ludzie myślą, że proste „skłamałem”, „złamałem przykazanie”, „oszukałem rodziców”, „okłamałem przyjaciela” załatwi sprawę.
Myślimy, że wystarczy powiedzieć tylko część prawdy, a resztę dopowiedzieć tylko w myślach – „skłamałam, że mnie zgwałcił, by nie przyznać się, że to ja go uwiodłam i nie dbałam o zabezpieczenia”... „zrzuciłem winę na innego, by przyjaciel mnie nie znienawidził”... „powiedziałem rodzicom, że ktoś mnie okradł, a wydałem pieniądze na własne przyjemności”... I, że kiedy ksiądz poda nam regułki i modlitwy na przebaczenie, rzeczywiście zostanie nam wybaczone – aż do następnego razu, kiedy powtórzymy tę teatralną scenkę.
Kto z moich rozmówców kłamał? Kłamali wszyscy.
Kto z moich czytelników kłamie?
Kłamią wszyscy.
Kłamał Kise Ryouta, kłamał Aomine Daiki, kłamał Takeuchi Genta, kłamał Ogiwara Shigehiro. W pewnych drobniutkich kwestiach kłamał też Kagami Taiga i Akashi Seijuurou.
To w Kagamim kochał się Kuroko Tetsuya w czasach liceum. Akashi Seijuurou uważał księdza Kuroko za kogoś więcej, niż tylko przyjaciela. W obu przypadkach jednak nie skończyło się tak, jak marzył zakochany.
Skąd to wszystko wiem?
Ponieważ ja też potrafię kłamać.
Ale koniec z tym. Po śmierci księdza Kuroko Tetsuyi obiecałem sobie już nigdy nie skłamać. Nie licząc tych paru przypadków, kiedy podałem fałszywe dane moim rozmówcom – co jednak zrobiłem dla dobra ujawnienia prawdy na temat śmierci duchownego.
W dzisiejszym poście pragnę, abyście wysłuchali mnie samego. Byście przeczytali, co ja sam wiedziałem o księdzu Kuroko Tetsuyi. Jak już wspomniałem w poprzedniej części, z początku nie zamierzałem ingerować w naturę tego bloga, ponieważ obawiałem się, że gdy dowiecie się, kim jestem, moja wiarygodność natychmiast straci na znaczeniu.
Ale, jeśli rzeczywiście ma się tak stać nawet teraz, po rozmowie z Akashim-san, ja już o to nie dbam.
Musicie wiedzieć, że pośród moich rozmówców był jeden jedyny, któremu przedstawiłem się prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Nie specjalnie – zwykłe zrządzenie losu sprawiło, że prawdziwe dane podałem Aomine Daikiemu.
Mam nadzieję, że Bóg przebaczy mi moje przewinienia zarówno przeszłe jak i te nadchodzące, i nawet jeśli trafię do Piekła, choć raz pomyśli o mnie dobrze.
Nazywam się Takao Kazunari i jestem księdzem w parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryii Panny. Zająłem miejsce zamordowanego tam księdza Kuroko Tetsuyi.
Zająłem miejsce mojego ukochanego.
Nasze pierwsze spotkanie w gruncie rzeczy było zupełnie zwyczajne. Księdza Kuroko poznałem podczas seminarium i szybko się z nim zaprzyjaźniłem. Jak powiedział Akashi-san, ciężko było nie zaprzyjaźnić się z Kuroko. Był sympatyczną i dobrą osobą, ale w jego oczach czaiła się mroczna przeszłość, i to głównie z tego powodu tak się do siebie zbliżyliśmy.
W młodości popełniałem wiele grzechów. Byłem nieuchwytnym hackerem, wkradałem się na konta bogaczy, szantażowałem również niewinnych ludzi, zmuszając ich do wpłacania różnych sum na anonimowe, niewykrywalne konto. Przez długie lata bez żadnego trudu okradałem tych, którzy ciężko pracowali, do czasu, kiedy moje poczynania doprowadziły do śmierci młodej dziewczyny.
Tamtego dnia, po oddaniu wszystkich pieniędzy, jakie ukradłem, rodzinie zmarłej nastolatki, porzuciłem dotychczasowe toksyczne życie i udałem się na seminarium. Zaprzyjaźniłem się tam z wieloma późniejszymi duchownymi, ale tylko jednemu oddałem swoje serce.
Wielu z was zapewne nie chce o tym słuchać, ponieważ brzydzi się związkami homoseksualnymi, jednak musicie wiedzieć, że Kuroko odwzajemniał moje uczucia. Nie chcieliśmy porzucać naszych ścieżek, ale i nie byliśmy w stanie zrezygnować z siebie nawzajem, wobec czego po złożeniu ślubów czystości, łączyła nas tylko czysta, platoniczna miłość, a jedyne, na co sobie pozwalaliśmy to gesty tak delikatne, że nawet nie można byłoby ich nazwać zboczeniem.
Byłem księdzem wikarym w sąsiedniej parafii, dużo większej, niż mały kościółek Kuroko. Odwiedzałem go jednak incognito, byśmy mogli wspólnie się pomodlić i spędzić trochę czasu razem. Pojawiałem się również na niektórych mszach, ponieważ byłem również wiernym księdza Kuroko. Podziwiałem jego wiarę i brałem z niego przykład, wsłuchiwałem się w jego kazania i podążałem według jego wskazówek.
Wiedziałem o nim bardzo wiele. Mówił mi o wizytach Kise oraz wizytach Aomine, choć znacznie je łagodził, ciesząc się, że starzy przyjaciele zrozumieli swoje błędy i próbują je naprawić – nawet jeśli nie do końca była to prawda, przynajmniej w przypadku modela. Wiem również o dzieciach z sierocińca, a także o Shigehiro, choć, podobnie jak Akashiemu-san, ksiądz Kuroko nie powiedział mi o awanturze z nim oraz podpaleniu ołtarza.
O Akashim-san również wiedziałem.
Jeśli to czytasz, Akashi-san, to wiedz, że zawsze cię rozumiałem i nigdy nie miałem ci niczego za złe. Poza tym przepraszam, że dopiero teraz podjąłem próby odkrycia prawdy. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, i że mimo swojej niewiary choć raz pomodlisz się za nasze dusze. Dziękuję, że dodałeś mi odwagi.
Jeżeli sądzicie, że Kuroko kiedykolwiek mówił mi, że czegoś bądź kogoś się boi, to muszę was rozczarować. Nigdy nie przeprowadziliśmy takiej rozmowy, jednak była jedna, z pozoru niewinna, która dopiero po rozmowie z Akashim wróciła do mnie i kazała mi zastanowić się poważnie nad pewnymi faktami.
Ostatnią osobą, która widziała księdza Kuroko żywą nie był Hanamiya Makoto, tylko ja.
Tamtego dnia była nasza trzecia rocznica, dlatego postanowiłem odwiedzić Kuroko późnym wieczorem, byśmy razem mogli spędzić czas na tych spokojnych rzeczach, których normalne małżeństwa często nie doceniają.
Rozmawialiśmy wtedy o wiernych, o tym, że sporo ludzi odwróciło się od Kuroko, a odkąd dostał on zakaz zbliżania się do dzieci z sierocińca, niewiele miał radości z życia w mieście. Ta garstka ostatnich przyjaciół trzymała go przy życiu, ale zachowanie nieprzychylnych mu ludzi nasilało się. Dostawał niemiłe listy, niektórzy uprzykrzali mu życie w parafii.
Właśnie wtedy zwrócił się do mnie tymi mniej więcej słowy:
– Może rzeczywiście w pewnym sensie mydlę innym oczy. Prawię kazania i daję wskazówki, a sam nie potrafię otworzyć oczu na własne jestestwo i przyznać się otwarcie, że nie nadaję się na księdza. Że zamiast jako sługa Boży kochać każdego po równo, mam w życiu kogoś, kogo faworyzuję. Że nie potrafię dzielić moją pomoc na każdego po równo, lecz zawsze największy kawałek siebie zostawiam dla tego, którego kocham najmocniej. Czy nie wydaje ci się, że jestem poniekąd fałszywy, Takao-kun? Że jestem tylko pustą powłoką, tak samo egoistyczną jak każdy inny? I że nie powinienem być księdzem, skoro nie podążam ścieżką Pana tak, jak On nakazał?
Sądziłem wtedy, że Kuroko miał zupełnie naturalne i wytłumaczalne wątpliwości co do bycia księdzem – a takie dopadały tylko tych, którzy naprawdę wierzyli w bycie sługą Bożym, a nie w moc pieniądza oraz władzy kościoła.
Teraz jednak jestem pewien, że ktoś w złości wykrzyczał mu podobne słowa, a ponieważ osoba ta miała dla Kuroko znaczenie, przejął się nimi i zaczął o tym rozmyślać. Po rozmowie z Akashim długo zastanawiałem się, wobec zebranych przeze mnie informacji, kto mógł to zrobić, i doszedłem do wniosku, że spośród osób, które znały Kuroko, największy na niego wpływ miał jego podopieczny z sierocińca, Ogiwara Shigehiro.
Ksiądz Kuroko bardzo za nim przepadał. Był to chłopak, który znalazł się w ośrodku tuż po narodzinach i który niewiele miał w sobie wiary – czy to w Boga, czy w samego siebie. Kuroko pomógł mu odbudować je obie. Był dumny niczym ojciec z rodzonego syna, gdy Shigehiro zaczął się częściej uśmiechać, a nawet wstąpił na ścieżkę Pana, zaczął pomagać koleżankom i kolegom, pomagał ulubionemu księdzu w kazaniach w sierocińcu. Akashiego to przerażało, ale Kuroko naprawdę nie widział w tym nic złego. Wierzył, że chłopak obrał go sobie za przykład i dzięki temu sam Kuroko wierzył w swoją drogę.
Jeżeli Ogiwara był tak zapatrzony w Kuroko i tak wiernie mu oddany, jeśli wierzył w niego i w Boga tak bezgranicznie, to uważam, że był skłonny w imię Boże dokonać brutalnego morderstwa, jeżeli wierzył, że ksiądz Kuroko czynił zło. Czyż mało jest na świecie osób, które w ogromnej wierze gotowe są do najgorszych znanych i nieznanych nam czynów?
Od momentu, gdy zacząłem przygotowywać bloga, rozpisując sobie notatki i układając je w logiczną całość, starałem się jak najdyskretniej obserwować Ogiwarę. Zanim opublikowałem pierwszy wpis na blogu, był on raczej smutnym i przygnębionym człowiekiem. Jednak gdy mój blog pojawił się na łamach tego serwisu, post po poście zauważałem w Ogiwarze coraz większą energię. Widując go na ulicy widziałem werwę w jego ruchach, widziałem jego uniesioną głowę i żywe spojrzenie orzechowych oczu.
Po opublikowaniu kilku postów dodatkowo spróbowałem zhackować jego komputer i odkryłem, że był on moim czytelnikiem, opowiadającym się po mojej stronie od samego początku i kryjącym się pod nickiem „Justice”. Pomyślałem, że być może żałuje tylko kłótni z księdzem Kuroko i w rzeczywistości pragnie przywrócić jego dobre imię. Ale, choć do tej pory zawsze dodawał komentarz tego samego dnia, w którym udostępniłem post, pod tym ostatnim, w którym Akashi wyjawia co nieco na jego temat, komentarz od Justice się nie pojawił.
Sam Ogiwara natomiast zniknął. Wczorajszego dnia poszedłem do niego, by szczerze z nim porozmawiać i spróbować raz jeszcze wyciągnąć z niego prawdę wobec opublikowanej przeze mnie rozmowy z Akashim... lecz w mieszkaniu nikogo nie zastałem. Drzwi były otwarte, wszystkie rzeczy zniknęły. Zostały jedynie puste szafki.
Jeden z moich czytelników o dość niepochlebnym nicku w jednym z komentarzy zwrócił się nawet bezpośrednio do Justice, sugerując, że jego nick, oznaczający „sprawiedliwość” sam naprowadza innych na domysły, że to właśnie Justice stoi za niedawnymi morderstwami. Nie jestem w stanie niczego potwierdzić, a jedynie zaznaczyć, że raz, wracając późno do własnego mieszkania, zobaczyłem Ogiwarę wychodzącego ze swojego bloku, ubranego w grubą bluzę, z zarzuconym na głowę kapturem. Wpadliśmy na siebie przypadkiem i spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie zwróciłem wówczas na to uwagi i odpowiedziałem grzecznie na jego powitanie, po czym zapomniałem o sprawie, zwłaszcza, że było to przed moją „oficjalną” rozmową z nim.
Teraz żałuję, że nie poszedłem za nim, choć przecież nie miałem wówczas żadnego ku temu powodu. Wtedy był on dla mnie tylko młodym mężczyzną, dawnym znajomym Kuroko, który dodawał mu odwagi i pewności siebie, za co poniekąd czułem wdzięczność.
Po rozmowie z Akashim pojawiło się w mojej głowie pytanie... Czy Ogiwara, mający księdza Kuroko za guru, po odkryciu jego tajemnicy, był w stanie ukarać go w najgorszy z możliwych sposobów? Czy, nawiązując do mojej własnej ostatniej rozmowy z Tetsuyą, Ogiwara odciął mu powieki, by „otworzyć mu oczy”, czy pociął jego ciało i pozbawił go wnętrzności, ponieważ jako sługa Boży Kuroko powinien niczym Jezus Chrystus „dzielić się swym ciałem i krwią”, a okazał się „pusty wewnątrz”? Czy przybił go do ołtarza w karykaturze śmierci naszego Zbawiciela?
Wyobrażam to sobie po dziś dzień i nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego miłość do drugiego mężczyzny mogła sprawić, że Ogiwara zapragnął ukarać księdza Kuroko w taki sposób? Staram się sobie tłumaczyć, że być może to miłość – ogromna, niewyobrażalna miłość do Kuroko jako rodziciela, opiekuna i być może kogoś więcej – skłoniła Shigehiro do postąpienia w ten sposób. Ale czy miłość może doprowadzić do takiego szaleństwa?
Oskarżycie mnie zapewne, że zniknięcie Ogiwary i jego aktywność na moim blogu nie są żadnymi dowodami. Ja jednak jestem pewien, że ten, którego uważacie za mordercę – Hanamiya Makoto – wbrew osądowi i pogłoskom, jako jedyny powiedział prawdę. Wierzę w jego wersję, wierzę, że to Ogiwara krył się pod kapturem postaci, która zleciła mu dostarczenie narkotyków do Kuroko.
Wierzę również, że przebudzenie tematu morderstwa księdza Kuroko obudziło w Ogiwarze zapomnianą pasję, i że młody mężczyzna postanowił zemścić się na tych, którzy skrzywdzili księdza fizycznie i psychicznie – bezpośrednio i pośrednio. Wierzę, że to on stoi za „Sprawiedliwością”, która dokonuje się na złoczyńcach.
Teraz to od was wszystkich zależy, co zrobicie z wiedzą, jaką wam przekazałem – czy policja będzie wszczynać dochodzenie na nowo, czy społeczeństwo uzna dobre imię księdza Kuroko, czy przemyślą swoje postępowania i czasem powrócą myślami do wyznania Akashiego, kiedy powiedział, że każdy z nas jest winien śmierci Kuroko...
Wszystko jest w waszych rękach, drodzy czytelnicy.
Tymczasem pragnę zwrócić się bezpośrednio do Justice, który z pewnością wciąż czyta tego bloga...
Czekam na ciebie na cmentarzu, przy grobie księdza Kuroko Tetsuyi. Liczę na to, że wyjawisz mi swoje powody i dokonasz tego, na co powinienem zebrać odwagę już dawno temu, gdy przeze mnie zginęła tamta dziewczyna.
Jestem gotowy na sprawiedliwość.
Autor: Wierny
KOMENTARZE (15):
03.12.2018:18:25
Naruto326: boże niee!!!!
03.12.2018; 18:25
Kira: Ja do księdza chodzę na msze!!! NIECH KSIĄDZ TEGO NIE ROBI!
03.12.2018; 18:25
Furi: BOŻE, NIE RÓB TEGO!
03.12.2018; 18:25
Okinawa: OJCZE TAKAO-SAN, PROSZĘ, NIE!
03.12.2018; 18:26
Inukashi: Nie mogę w to uwierzyć, jestem pełna wątpliwości, ale, Jezu, niech ksiądz stamtąd idzie! Morderca naprawdę może się zjawić!
03.12.2018; 18:26
Dobry: Proszę ojca, niech ojciec tego nie robi! Przecież to nie przywróci życia tamtej dziewczynie! Są inne sposoby na zadośćuczynienie, a ksiądz i tak już zaczął robić wiele dobrych rzeczy!
03.12.2018; 18:27
AMJG_742: Ludzie, jedźmy tam! Pomóżmy księdzu!
03.12.2018; 18:27
Gekkon: Pomóżmy księdzu Takao!!! Nie zasługuje na to!!
03.12.2018; 18:28
Aya: Co za zwrot akcji, Boże, nie mogę w to uwierzyć! Słyszałam, że już wczoraj dziennikarze rzucili się na policję i żądali komentarzy i udowodnienia, że policja naprawdę coś robiła, żeby znaleźć prawdziwego mordercę! Proszę księdza, ludzie już zaczęli coś w tym kierunku robić, więc niech ksiądz ucieka! JUŻ DOSYĆ ZABIJANIA!!
03.12.2018; 18:30
Tsukine: jezu, płaczę, niech ksiądz tego nie robi!
03.12.2018; 18:30
Kankuu: Czyli to Ogiwara?!
03.12.2018; 18:30
Triple: Jezu, ja go znam, chodzę do niego na msze...
03.12.2018; 18:30
Okomiya: Coś strasznego, ratujcie go!!
03.12.2018; 18:31
ty_chuju: kurwa no nie rub tego człowieku!!!!
03.12.2018; 18:31
jjm: ale co to niby da niech ksiądz przestanie i ucieka!!!!!!
Nie mogę uwierzyć, że to koniec! Potrzebuję czasu, by to ogarnąć~
OdpowiedzUsuńNic nie moooże przecież wiecznie trwać ~ Co zesłał los... tyryry xD
UsuńJak wspomniała Milka, tak otwarte zakończenie trzeba po prostu przemyśleć, tyle odnośnie fabuły (która, wciągnęła od początku do końca )
OdpowiedzUsuńForma opka sama w sobie była bardzo ciekawa i dobrze że poczekalam na ciąg dalszy :3
A tak zostajemy z przemyśleniami... Yukiś to jest zupełnie nowy poziom twórczości
Pozdrowionka i do następnego :*
Cieszę się, że nowy rodzaj opka przypadł do gustu! :D Może następnym razem będę pisała wierszem hyhyh.
UsuńDziękuję bardzo za miłe słowa i ja również pozdrawiam! ♥
Omg zacznę od tego że rozwala mnie to "ksiądz Kuroko" Opowiadanie cud miód malina i dołączam sie do czekania na ciąg dalszy. To jest cudowne *·* kocham i wgl. Wcześniej spotkałam się z opinią ze dziwnie czyta się blog na blogu tak dziwnie się czyta ale z drugiej strony ciekawie. Jezu taki zwrot akcji. Yuuki-san jak mogłaś z takiego słodkiego i niewinnego wiecznie uwalonego ryżem Ogiwary zrobić takiego potwora?!?! To było niesamowite i przywodzilo mi na myśl Agatę Christie ( chyba tak to się pisze XD). Czemuuuu znowu zabiłaś Kisiaczka? Czemu ach czemuuuuu??? O i tak szczerze to myślałam że to Akashi w jakimś dramatycznym zwrocie akcji okaże się mordercą. Takie ciachu ciachu do niego pasuje(pewnie teraz zginę od ciosu nożyczek podczas snu) Jeny tak szczerze to nwm na ile ten komentarz jest składny (chyba tak średnio...to przez emocje) ale wiedz że kocham twoje opowiadania czekam na na więcej życzę weny itd itp ( sorki nie umiem składać życzeń) Po tym chyba najdłuższym komentarzu W moim życiu wreszcie przed północą się odmeldowuje. Sajonara czy jakoś tak
OdpowiedzUsuńOk teraz widzę że chyba przesadzilam z emocjami.... Upsik
UsuńA widzisz, bo to jest zawsze tak, że ludzie patrzą i oceniają, dając się nabrać na pozory. Słodki Ogiwara, który miał często na buzi resztki jedzenia tak naprawdę jest mordercą... To uczące opowiadanie, albowiem w prawdziwym życiu również musicie uważać na takie słodkie, niewinne osoby, gdyż mogą Was skrzywdzić *profesorski ton*.
UsuńAle cieszę się, że opowiadanie przypadło do gustu ♥
Co do Kisi - co to za opowiadanie o morderstwach, w którym nie ginie Kisia?! xD Poczuwam się wręcz do obowiązku, żeby zabijać najsłodszą i najkochańszą postać z Kiseki no Sedai ♥
Ale spokojnie, pojawi się opowiadanie, w którym nie umiera ♥
Pozdrawiam cieplutko~!
Aż nie mam słów by opisać jak ta fabuła zawładnęła moim życiem. Świetny pomysł a dodatkowo otwarte zakończenie! Jednocześnie chce mi się płakać, bo nie wiem jak to się skończyło a z drugiej mogę dopowiedzieć sobie wszystko sama. W dodatku bardzo spodobała mi się forma pisania - czytanie bloga na blogu to jest to czego mi brakowało! Dziękuję, że mogłam to przeczytać, bo warto poświęcić na to czas!
OdpowiedzUsuń