Gdyby Ziemia miała odpowiadać Akashiemu na jego wściekły zew, cały świat drżałby w posadach przy każdym kroku mężczyzny, a każdy wulkan wybuchałby w akompaniamencie krzyków, czy może raczej wrzasków, czerwonowłosego – nie wspominając o każdej możliwej klęsce żywiołowej, która stawiłaby się na żądanie Pana Wszystkiego.
Seijuurou był wściekły. Ale nie tak wściekły, jak może być dyrektor firmy na swoich pracowników, czy na obniżenie wartości rynkowych, czy też utraty milionów jenów na jakimś nieudanym projekcie – był wściekły w sposób, w jaki może być wściekły człowiek, który został tak upokorzony, tak zlekceważony, odtrącony i...
I skrzywdzony.
To ostatnio wprawiało Akashiego w jeszcze podlejszy humor, a do tego budziło w nim uczucie strachu, wręcz przerażenia. Mężczyzna nie miał pojęcia, co o tym wszystkim myśleć – nigdy wcześniej nie czuł się podobnie, nigdy wcześniej nie został zraniony przez nikogo. Zwyczajnie na to nie pozwalał – nie dawał nikomu zbliżyć się do niego na tyle, by zaczęło mu na kimś zależeć.
Już nie.
Zrobił to bowiem raz, kiedy zaprzyjaźnił się z Kuroko. Tetsuya był człowiekiem, któremu Akashi ufał bezgranicznie, któremu powierzyłby wszystkie swoje konta bankowe, całą swoją firmę, ba – wszystko, co posiadał i wszystko, czego, jak sądził niesłusznie, nie miał.
I nie chciał niczego w zamian. Niczego, prócz tego, co zawsze od Tetsuyi dostawał – szczerości, uwagi, zrozumienia, prawdziwej przyjaźni.
Akashi nie raz już próbował znaleźć wytłumaczenie dla zachowania Kuroko. Dlaczego nie powiedział mu o tym, że Kise wpadł w tarapaty? Wstydził się? Nie miał ku temu sposobności? Ale przecież od czasu do czasu dzwonili do siebie, wymieniali się SMSami, cały czas mieli kontakt.
Czyli Kuroko powstrzymywał wstyd? Nie, to niemożliwe... On i Akashi nie mieli przed sobą tajemnic, nie mieli wstydliwych sekretów, potrafili rozmawiać o wszystkim, od złych decyzji w życiu po tematy dotyczące cholernego zatwardzenia!
Czyżby Seijuurou jakoś zranił błękitnowłosy? Czyżby dał mu w jakiś sposób do zrozumienia, że nie ma co już na niego liczyć? Ale to też nie trzymało się kupy! Przecież już kilka razy rozmawiali o tym, że Akashi gotów jest dla niego zrobić niemal wszystko, a pozycje społeczne nie grają w ich przyjaźni żadnej roli.
Dlaczego?- głowił się Akashi, z nerwów przygryzając wargę niemal do krwi.- Dlaczego, dlaczego, dlaczego?! Dlaczego Kuroko przestał mu ufać?! Dlaczego nic nie powiedział?!
– Ach, Akashi-san, jak dobrze, że na ciebie wpadłem – rozległ się nagle czyjś głos po jego lewej stronie.
Seijuurou wziął głęboki oddech, wznosząc oczu ku niebu i starając się nie wybuchnąć w miejscu. Obrócił się w kierunku idącego ku niemu mężczyźnie, przeklinając go w myślach od najgorszych i życząc mu, by po drodze spadł na niego fortepian, lub cokolwiek innego.
Nie dość, że nie zje spokojnie lunchu przez tajemnice Kuroko, to jeszcze teraz jemu spada na głowę ten dupek...
– To nie najlepszy moment, Mayuzumi-san – wycedził Akashi, kiedy Mayuzumi nieznacznie przyspieszył kroku i podszedł do niego. Jego mina jak zwykle nie wyrażała niczego, podobnie spojrzenie. Niby co Kuroko widział w tym typie dobrego? Kiedy on w końcu przejrzy na oczy, że Chihiro nosi wieczną maskę i bawi się ludźmi jak marionetkami?!- Podogryzamy sobie innym razem – rzucił Seijuurou z zamiarem odejścia.
– Poczekaj, Akashi-san, czy nie powinniśmy porozmawiać na temat tego, co się wydarzyło?- zapytał Mayuzumi, unosząc rękę, jakby chciał chwycić ramię Akashiego i go zatrzymać – Seijuurou jednak na jego słowa sam obrócił się z powrotem ku niemu i sapnął cicho z irytacją.
– O czymkolwiek chcesz rozmawiać, chyba możemy to przełożyć na później, prawda?
– Przecież nie możemy czekać – powiedział Mayuzumi, wyraźnie udając zaskoczenie, co jeszcze bardziej podniosło ciśnienie Akashiemu.- Powinniśmy ustalić, jakie mamy możliwości i środki, żeby przypadkiem nie wejść sobie w drogę... Muszę wiedzieć, czy zacząłeś już coś robić, czy też...
– O czym ty mówisz?- naskoczył na niego Akashi, darując sobie wszelkie grzeczności.
– Jak to o czym?- Mayuzumi zamrugał.- Mówię o prośbie Kuroko-kun. Dotyczącej sprawy jego brata i Nasha Golda.
Akashi poczuł naraz, że cała krew z niego odpływa – zrobiło mu się autentycznie słabo. Mężczyzna cofnął się o krok, jednak zrezygnował z oparcia się o ścianę pobliskiego budynku, mimo wszystko nie chcąc dać Mayuzumiemu aż takiej satysfakcji.
On wiedział.
Mayuzumi Chihiro o wszystkim wiedział, a on, Akashi Seijuurou, nie miał o niczym pojęcia.
– Skąd wiesz...?- zaczął szeptem czerwonowłosy.
– Jak to „skąd”?- Udawane zdumienie Mayuzumiego na powrót zaczęło budzić w Akashim wściekłą bestię.- Kuroko-kun zadzwonił do mnie wczoraj i o wszystkim powiedział. Akashi-san, to straszne! Nie mogę pogodzić się z myślą, że ktoś taki jak Nash Gold próbował zgwałcić Kuroko-kun i...
– Co powiedziałeś?- Akashi spojrzał na niego ostro.
– Powiedziałem, że...- Mayuzumi urwał i popatrzył na niego w udawanej niepewności.- Nie wiedziałeś? Och... Może nie powinienem więc z tobą rozmawiać... Możliwe, że Kuroko-kun nie chciał, byś się dowiedział... Czyżbyś nie słyszał również o Kise? Bo chciałem zwrócić się do ciebie z pytaniem o twoje plany odnośnie pomocy...
Akashi czuł, że zaczyna się dusić; serce do tego kołatało w jego piersi jak szalone.
Kuroko... Gold próbował go zgwałcić? Kiedy? Jak? Gdzie?! Tetsuya NIC mu nie powiedział! Z niczego się nie zwierzył, nie przyszedł do niego po pomoc!
Dlaczego?... DLACZEGO?!
– Akashi-san, chyba jesteś w szoku – zaczął łagodnym tonem Mayuzumi.- Przepraszam, nie było moim zamiarem wprawiać cię w zmartwienie. Myślałem, że Kuroko-kun tobie też powiedział... Myślałem, że jesteście przyjaciółmi.
– Zejdź mi z oczu – wymamrotał Akashi, odsuwając się od ściany i ruszając chodnikiem.
– Akashi-san, martwię się o ciebie...
– Powiedziałem: zejdź mi z oczu!- krzyknął ze złością Seijuurou, przyspieszając kroku.
Nic już z tego nie rozumiał, a co gorsza – od Mayuzumiego na pewno nie mógł wyciągać odpowiedzi. Chihiro tylko na to czekał, liczył na to, że Akashi będzie łaknął jego odpowiedzi, jego łaskawych wyjaśnień i pseudo zapewnień, że Kuroko na pewno miał dobry powód, by zachować w tajemnicy swoje sekrety.
Sekrety, które wyjawił obcemu człowiekowi, rywalowi Akashiego... zamiast swojemu najlepszemu przyjacielowi.
Czerwonowłosy postanowił zrezygnować z jedzenia lunchu w restauracji – i tak nie czuł się na siłach, by iść do miejsca publicznego. Rozsupłał nieco krawat i odpiął dwa górne guziki koszuli, by mieć lepszy dostęp do powietrza; wciąż się bowiem dusił.
Oczy piekły go, chociaż nie było wiatru. Oczywiście, wiedział, że zbierają się w nim łzy, ale były one raczej spowodowane wściekłością, niż smutkiem, nawet jeśli czuł się rzeczywiście skrzywdzony.
Musi wrócić do domu i ochłonąć... Jeśli w godzinę mu nie przejdzie, zadzwoni do Furihaty i każe mu odwołać wszystkie spotkania. Sekretarz nie był w tym dobry, bo brakowało mu niezbędnej charyzmy i asertywności, ale będzie musiał sobie jakoś poradzić...
Inaczej Akashi, słowo harcerza, zacznie mordować...
Dotarcie do domu autem zajęło mu ponad dwadzieścia minut, ponieważ o tej porze ulicami Tokio zawładnęły korki. Ledwie mężczyzna wszedł do swojego apartamentu, gotów roznieść parę wazonów po drodze do sypialni, kiedy nieoczekiwanie w salonie znalazł kolejną niespodziankę...
W postaci pokaleczonego Midorimy.
– Shintarou...- wybąkał Akashi, na chwilę zapominając o swojej złości.- Co ci się stało? Ktoś cię napadł, nic ci nie jest?- pytał dalej, podchodząc szybko do siedzącego na kanapie Midorimy i ujmując palcami jego podbródek.
– To nic takiego, zwykła bójka – mruknął wymijająco Midorima, krzywiąc się z bólu.
– „Zwykła bójka”?- powtórzył sceptycznie Akashi, przyglądając się uważnie podbitemu oku i plastrom na wardze oraz brwi.- Co się stało? Z kim się biłeś?
– Ehh, to długa historia...
– Tylko mi nie mów, że po to chciałeś ode mnie informacje o tamtym gościu, Haizakim – wycedził lodowato Seijuurou, kiedy trybiki w jego głowie zaczęły automatycznie pracować na większych obrotach. I dobrze, niech pracują – niech pozwolą mu zapomnieć o Kuroko.
Ponieważ Midorima się nie odzywał, Akashi domyślił się, że trafił w sedno. Puścił podbródek zielonowłosego, sapiąc z niedowierzaniem i przeklinając cicho pod nosem. Zaczął chodzić nerwowo po salonie, podparłszy dłonie o biodra.
– Przepraszam – mruknął cicho Midorima.- Poniosło mnie.
– A mogę wiedzieć CO takiego cię poniosło, że aż poszedłeś sprać tego faceta?
– To teraz nie ma znaczenia – powiedział Shintarou, patrząc na niego uważnie.- Akashi, wiedziałeś o Kise i Goldzie?
Akashi zatrzymał się i zesztywniał na całym ciele, odwrócony plecami do kochanka. Mocno zacisnął wargi, po czym powoli obrócił się w kierunku Shintarou:
– Czyli ty też wiesz?- zapytał zabójczo spokojnie.
– Czemu mi nie powiedziałeś?- mruknął z wyrzutem Midorima.- Przecież też bym jakoś pomógł. Jeżeli jest coś, co mogę...
– Pomyśl, idioto!- wykrzyknął Akashi, unosząc dłoń.- Nie powiedziałem ci, bo NIE WIEDZIAŁEM! A teraz okazuje się, że najwyraźniej wszyscy wokół wiedzą, tylko nie JA! Ja, który ma najprawdopodobniej najwięcej środków do zastosowania, żeby dyskretnie usunąć problem!- Z każdym słowem Seijuurou krzyczał coraz głośniej.- Ja, który ponoć jestem „przyjacielem rodziny”! Który ma dużo więcej sprytu i możliwości do rozwiązania problemu!- Akashi obrócił się plecami do Midorimy i, dalej przechadzając się po salonie, wyrzucał z siebie słowa, machając ze złością rękoma.- No, może prócz wspaniałomyślnego i cudownego Mayuzumiego Chihiro, który nagle okazuje się jedyną deską ratunku! Jedyna osoba na świecie, której można zaufać i powierzyć wstydliwy sekret! Nie wiem, może ja się nie nadaję na dobrego człowieka, który gotów jest zaryzykować całą karierę dla pieprzonego przyjaciela, mimo że ten obściskuje się z jego największym wrogiem! Może nie zasługuję na to, by odwzajemniać moją ufność! A może po prostu szanowny Tetsuya chciał znaleźć pretekst, żeby dać Mayuzumiemu dupy i poprosił go o pomoc, żeby w zamian za nią oddawać mu się każdej pierdolonej nocy!
– Hej...- Midorima wstał z kanapy i podszedł do niego, wyciągając ręce.
– Co ty robisz?- sapnął Akashi, patrząc na niego ze złością.
– Chcę cię przytulić – westchnął Shintarou.- Zwykle to robi facet, kiedy jego partner...
– Jego partner co?- podpuszczał go Seijuurou.- Świruje? Przesadza? Wybucha jak pieprzony wulkan?
– Chodź na chwilę, przestań się opierać.- Midorima podszedł do niego bliżej, chwytając go za rękę, po czym łagodnie przyciągnął go do siebie i delikatnie zamknął w ramionach.
– To bez sensu, wiesz, że nie lubię takich czułości...- warczał Akashi w jego klatkę piersiową, jednak obniżył ton i agresję w głosie.
– Wiem, ale myślę, że teraz jest to coś, czego potrzebujesz – powiedział cicho Midorima z nosem w czerwonych włosach.
Powoli zaciągał się ich zapachem, podczas gdy Akashi w jego ramionach wciąż drżał z oburzenia i złości, jednak coraz mniej... aż w końcu Shintarou poczuł dłonie na swoich plecach i uśmiechnął się do siebie lekko, gdy Seijuurou odwzajemnił uścisk, ostatecznie tuląc się do Midorimy.
– Wybacz – powiedział cicho Shintarou, gładząc plecy ukochanego.- Niepotrzebnie odezwałem się takim tonem... Myślałem, że mi nie ufasz, i dlatego o niczym mi nie powiedziałeś.
– Kto jeszcze wie?- zapytał Akashi, opierając ciężko policzek o klatkę piersiową Midorimy.
– Nie wiem... Ja dowiedziałem się dzisiaj od niejakiego Nijimury Shuuzou... Pojechałem do Kuroko, żeby zapytać, czy to prawda i czy mogę pomóc, ale nikogo nie zastałem.
– Wyjechali na weekend.
– Rozumiem. Cóż... nie wiedziałem tego, więc zadzwoniłem do Kagamiego, by dowiedzieć się, czy wie, gdzie mogę znaleźć któregoś z nich.
– Kagami wiedział?
– Nie, ale mu powiedziałem.
Seijuurou westchnął ciężko, odsuwając się od Midorimy. Zielonowłosy żałował, że ten to zrobił – był taki ciepły i miły w dotyku, a jego zapach przyprawiał go dreszczyk.
Ile lat marzył o tym, by mieć Akashiego tylko dla siebie? Ile lat marzył o tym, by mieszkali ze sobą tak jak teraz, żyli razem i kochali się razem?
Nie mógł tego zaprzepaścić. Patrząc na Akashiego Midorima wiedział i czuł, że go kocha, i że to właśnie jest mężczyzna, z którym chce spędzić resztę życia.
– Nie wiem, dlaczego tak przeżywam to, że Tetsuya mnie wykluczył – parsknął cicho Akashi, kręcąc głową, już uspokojony.
– To zupełnie normalne, że czujesz się tym dotknięty – powiedział Shintarou.- Sam nie potrafię zrozumieć, dlaczego ci nie powiedział. Nie istnieje powód, dla którego miałby to przed tobą ukrywać...
Jego słowa przerwał dźwięk dzwonka do drzwi, a zaraz po nim głośnego łomotania w drzwi. Akashi spojrzał niechętnie w ich kierunku, a Shintarou, rozumiejąc, że mężczyźnie brakuje więcej sił niż jemu, dał mu znak, by został w salonie, sam zaś poszedł otworzyć drzwi.
To, co czekało go za progiem, przerosło jego wszelkie wyobrażenia.
– Takao?!- wykrzyknął, zdumiony.
Jego przyjaciel stał za progiem ubrany w dżinsy i rozpiętą kurtkę, pod którą widać było granatową bluzę z kapturem. Jego wzrok wyrażał wściekłość podobną do wściekłości Akashiego, ale, podobnie jak to było moment wcześniej u Seijuurou, także z oczu Kazunariego ulotniła się, gdy Takao zobaczył spuchnięte oko Midorimy i jego rany.
– Co ci się stało?- zapytał Kazunari, pobladły.
– Takao, to nie jest dobry moment – westchnął Shintarou, czując, jak rośnie w nim napięcie.
– Nie jest dobry moment?- powtórzył Takao, mierząc go spojrzeniem. Nagle bezceremonialnie minął go w progu i wszedł do apartamentu.- A kiedy, twoim zdaniem, będzie dobry moment? „Za dwa tygodnie”, tak? Kiedy zejdzie opuchlizna, tak? Z kim się biłeś? Z Miyajim?!- Takao zasłonił usta dłońmi, ale zaraz je odsunął.- Ach, nie z nim, przecież był ze mną w domu... Gdzie ty byłeś, Shintarou? Kto ci to zrobił i dlaczego? No i czemu nie chciałeś mi się z tym pokazać, przecież to nic ta...- Takao, błądząc spojrzeniem wokół podczas monologu, kątem oka dostrzegł Akashiego, który właśnie wyszedł na korytarz, by zobaczyć, kto do nich zawitał.- Cześć, Akashi – mruknął Kazunari.
– Przyszedłeś w sprawie Kuroko?- mruknął Seijuurou, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
– Co? Nie... A co jest z Kuroko?- Takao popatrzył z niepokojem to na Midorimę, to na Akashiego.
– Długo by opowiadać, a teraz ja i Akashi nie mamy zbytnio na to czasu. Odezwę się, dobrze?- Midorima odchylił drzwi, łagodnym gestem wypraszając Takao, jednak ten spojrzał na niego ze złością.
– Co? Nie!- wykrzyknął.- Dobrze wiem, że będziesz mnie dalej unikał, a ja nie mam zamiaru czekać całymi tygodniami, aż jaśnie pan mi się wytłumaczy.
– Wytłumaczy?- Akashi uniósł lekko brew, zwracając spojrzenie na Midorimę.- Z czego?
– Z niczego – mruknął Shintarou, rumieniąc się. Spojrzał z naciskiem na Takao i z równym naciskiem powiedział:- Takao, proszę cię, nie komplikuj sprawy... Mamy teraz sporo na głowie, to nie czas na pierdoły.
Wraz z ostatnim słowem Midorima zrozumiał, że popełnił duży błąd. Bardzo duży. Złość w oczach Takao zniknęła w okamgnieniu, a zastąpiła ją zimna wściekłość oraz dystans.
– Pierdoły? Nasz pocałunek nazywasz pierdołą?
– Jak to „wasz” pocałunek?- zapytał Akashi, spoglądając to na Takao, to na Midorimę.- Shintarou? Wytłumaczysz, o co mu chodzi?
– Och, ja ci z chęcią wytłumaczę, Akashi – wycedził Takao, obserwując Midorimę.- Gdy ostatnio zaprosiłem do siebie Shintarou, pocałował mnie. I to nie dlatego, że był pijany, ale z powodu, który przyszedłem usłyszeć. Miał mi to dzisiaj powiedzieć w barze, ale widzę, że... że ktoś cię zaatakował.- Takao skrzywił się i zagryzł wargę, jakby zaczynał żałować, że tak na niego naskoczył.
– Schowaj wyrzuty sumienia do butów, Takao – mruknął ponuro Akashi, odczytując jego myśli.- Shintarou sam poszedł się bić. Konkretniej, poszedł bić się z Haizakim Shougo.
– Co?- Takao spojrzał z niedowierzaniem najpierw na Akashiego, a potem na Midorimę.- Co...? Pobiłeś go?
– Sam się prosił...- mruknął Midorima.
– Tak bardzo, jak tylko może się prosić siedzący we własnym domu i oglądający talk-show facet – prychnął Akashi.
– Sam do niego poszedłeś?- W oczach Takao pojawiły się łzy, jednak bynajmniej nie były to łzy radości.- Jak mogłeś...?! Ktoś cię w ogóle o to prosił?! Ktoś cię pytał o zdanie, ktoś ci kazał to zrobić? Po chuj się mieszasz, Shintarou?!
– A może nie zrobiłem tego dla ciebie, co?- warknął Midorima.
– Chyba musisz wyjaśnić mi nieco więcej, Shintarou – wycedził Akashi.- Haizaki ma coś wspólnego z Takao? To dlatego go pobiłeś?- Czerwonowłosy spojrzał na ich gościa.- Skrzywdził cię, czy coś?
– Nie... nie wtrącaj się – wymamrotał słabo Takao, wyraźnie zagubiony.- Shintarou... co to wszystko ma znaczyć? Najpierw pocałunek, potem bójka z Haizakim... jak... jak ja mam to odebrać?
– I jak JA mam to odebrać?- dodał od siebie Akashi, również patrząc na Midorimę.
Zielonowłosy czuł, że znalazł się w potrzasku. Był dosłownie między młotem a kowadłem – do utracenia miał albo miłość jego życia, albo najlepszego przyjaciela. Jeżeli przyzna przed nimi – i przed samym sobą, przede wszystkim – że zrobił to dla Takao, a pocałunek z nim miał dla niego jakiekolwiek znaczenie, zostanie z miejsca wyrzucony przez Akashiego... i jednocześnie nie zyska w oczach Kazunariego. Był szczęśliwy z Miyajim, więc dlaczego miałby cokolwiek zrobić w kierunku Midorimy?
Zresztą, przecież Shintarou kochał Akashiego – dopiero co utwierdził się w tym przekonaniu, gdy tulił go w salonie. Tyle że jeśli zapewni go, że pocałunek z Kazunarim był błędem, a bójka z Haizakim niczym więcej jak wyrównaniem rachunków za krzywdę przyjaciela, Takao go znienawidzi. A przecież wiedział, jak uczuciowy potrafił być...
Co miał zrobić? Co powiedzieć? Czy mógł jakoś wyjść z tej opresji bez szwanku, nie tracąc żadnego z nich?
W tej przedłużającej się ciszy, kiedy Midorima miał wrażenie, że jego umysł dosłownie spala jego komórki, nagle rozległo się westchnienie. To Akashi odepchnął się od ściany korytarza, którą chwilę wcześniej podpierał, po czym odwrócił się od nich obu i, odchodząc, powiedział jedynie:
– Nienawidzę was.
Midorima postąpił krok w jego kierunku, wyciągając ku niemu dłoń, lecz zawahał się. Spuścił wzrok na ziemię, mając pustkę w głowie i próbując bezskutecznie zebrać myśli.
– Shintarou – mruknął Takao z niedowierzaniem, wciąż na niego patrząc.
Ponieważ zielonowłosy wciąż nie wypowiedział nawet jednego słowa, patrząc jedynie bezradnie na Takao i spojrzeniem błagając go o zrozumienie, Kazunari w końcu tylko pokręcił nieznacznie głową, po czym spuścił wzrok i, wyminąwszy Shintarou po raz drugi, bez słowa wyszedł z apartamentu.
Midorima został sam.
Świetne opowiadanie nie mogę się nadziwić jak zjebiście piszesz , to opowiadanie aż krzyczy żeby je wydać w formie papierowej . Znowu pierwsza . Kórczę może zgłoś to opowiadanie do jakiegoś wydanictwa!
OdpowiedzUsuńNiestety nie mogę, bo to fanfick c: Prawa autorskie mi na to nie pozwolą, chyba że dostałabym od Fujimakiego-san pozwolenie na wykorzystywanie jego kreacji xD
UsuńGenialny rozdział!!
OdpowiedzUsuń