[FIL] Rozdział 10

 

Benjamin Collins miał chłopaka.

Ponieważ sam również był chłopakiem, czuł się bardzo dziwnie ze świadomością, że jest chłopakiem innego chłopaka – w dodatku nie byle jakiego, bo samego Jaydena O'Neilla.

O istnieniu kogoś takiego jak Jayden O'Neill dowiedział się na miesiąc przed przeprowadzką do Londynu, czyli trochę ponad pięć miesięcy wstecz licząc od chwili obecnej. Pamiętał dokładnie, że tamtego dnia zadzwonił do Zacka i długo rozmawiali na temat tego, co będą robić razem w Londynie, kiedy Collins już przyjedzie. Właśnie wtedy Willson powiedział mu o Jaydenie – swoim najlepszym kumplu (spokojnie, ty też jesteś moim najlepszym kumplem, Killer!).

Czy Benjamin poczuł się zazdrosny? Nie był w stanie ukrywać przed samym sobą, że owszem, trochę był. W końcu to on był pierwszym prawdziwym przyjacielem Zacka i bardzo często się ze sobą kontaktowali. Jak na chłopaków, ufali sobie bezgranicznie i nie wstydzili się sobie zwierzać. Nic więc dziwnego, że Collins poczuł się nieswojo, kiedy dowiedział się, że Zack od prawie dziesięciu lat ma jeszcze jednego najlepszego przyjaciela.

Stwierdził jednak, że nie ma sensu czuć niechęci do Jaydena, skoro jeszcze się nie poznali. Wierzył, że on i Zack będą tworzyć dobrą paczkę przyjaciół, kiedy już wprowadzi się na Waverton – tyle że wówczas był przekonany, iż będą chodzić razem na tę samą uczelnię.

Pech chciał, że na ICL nie było już miejsca dla Benjamina. Z Zackiem oczywiście się spotykał, ale jakoś nie było okazji, żeby Jaydena poznać osobiście – ale nieosobiście to już tak.

Plotki o Jaydenie krążyły nawet po uczelni, do której dostał się Collins, nawet pomimo tego, że dzieliło je prawie dziesięć kilometrów. Któregoś dnia Ben był świadkiem (czy raczej słuchaczem) rozmowy paru dziewczyn, zachwycających się urodą O'Neilla i jego nonszalancją. Niektóre opowiadały również o tym, jaki nieziemski był w łóżku. Benjamin przysłuchiwał się tym plotkom najpierw z niejakim rozbawieniem, potem z odrobiną irytacji.

Z kim ten Zack się zadawał, do jasnej cholery? Z jakimś żigolakiem? Kobieciarzem? Seksoholikiem?!

W porównaniu ze spokojnym Benjaminem, który zawsze darzył dziewczyny szacunkiem, chłopcy byli jak ogień i woda. Czy Zack lubił mieć aż tak różnorodnych przyjaciół? Z kim jeszcze się przyjaźnił? Z mordercą? Psycholem?!

Plotki nie miały końca, i chociaż Collins z natury nie oceniał ludzi po okładce, czy może w tym przypadku po recenzjach, nie był on w stanie nie uprzedzić się do ów Jaydena O'Neilla. Ostatecznie więc, kiedy po trzech miesiącach jego pobytu w Londynie Zack urządził imprezę urodzinową i chciał mu przedstawić O'Neilla, Benjamin grzecznie acz stanowczo skłamał, że musi gdzieś na chwilę pójść. I czmychał tak za każdym razem, kiedy Willson chciał go przedstawić Jaydenowi – dopóki nie upił się i nie zaległ na kanapie, czy raczej na Grace, która na kanapie siedziała.

Benjamin również wówczas trochę popił. Usiadł w kącie na fotelu z piwem, obserwując upijających się Zacka i Jaydena. Na O'Neilla już się zaczął krzywić, bo posyłał uśmiechy każdej dziewczynie, która obok niego przechodziła, jedna z nich nawet przeczesała dłonią jego przydługie pośrodku łba ciemne włosy, a on spojrzał na nią, jakby chciał ją rozebrać wzrokiem. Choć zdaniem Collinsa już była wystarczająco rozebrana, mając na sobie kawałek tkaniny uwiązany na biodrach i jeszcze mniejszy kawałek tkaniny ściskający jej obfity biust.

Długo jednak nie przyglądał się Jaydenowi, bo jego uwagę zdecydowanie bardziej przykuwał Zack. Zack miał bardzo przyjemny śmiech i nawet z takiej odległości Benjamin go słyszał. Patrzył, jak chłopak szczerzy zęby w uśmiechu, jak spogląda swoimi orzechowymi oczami na Grace, ociekając miłością i oddaniem do niej. Na żadną inną dziewczynę nie patrzył tak, jak na nią, w ogóle jakby nie zwracał uwagi na otaczających go ludzi.

Collinsowi było bardzo ciężko na sercu. Nie miał odwagi wyznać Zackowi uczuć, to byłoby zresztą bardzo ryzykowne. Zack w stu procentach był hetero, w dodatku od kiedy w jego życiu pojawiła się Grace, nie interesowało go nic prócz wielbienia jej. Gdyby Collins zdradził mu, że go kocha, Zack pewnie by się załamał. Taki właśnie był – swoich przyjaciół zawsze stawiał na pierwszym miejscu, a gdyby dowiedział się, że dla Collinsa jest kimś więcej, a nie może mu dać tego, czego pragnie, byłoby mu z tą myślą źle.

Benjamin zaś przeżywał podwójne katusze, gdyż w gruncie rzeczy polubił dziewczynę Zacka. Z początku zamierzał traktować ją dobrze, ale mieć raczej obojętne podejście, ale okazało się, że Grace Foster była najsympatyczniejszą dziewczyną, jaką w życiu spotkał. Wyrozumiała, zawsze grzecznie odnosiła się do ludzi, miała całkiem dobre poczucie humoru i przede wszystkim była ciepła i okazywała Zackowi uczucia. Potrafiła postawić go do pionu, gdy przesadzał z wygłupami, ale i przymykała oko na jego liczne psoty.

Była idealną partnerką dla Willsona.

I z pewnością będzie wspaniałą żoną i matką jego syna lub córki, Lucasa.

A Benjamin? Wracając do jego smętnej historii, która rozpoczęła się tamtego wieczora na imprezie Zacka, większość faktów była oczywista. Uprzedził się do Jaydena i, choć wiedział, że ich poznanie będzie nieuniknione, starał się to przełożyć na później, dopóki nie zacznie tolerować tego, że w kręgu jego znajomych pojawi się kobieciarz. Ponieważ było mu ciężko z myślą, że kocha Zacka i wbrew wszelkim staraniom znienawidzenia Grace, bardzo ją polubił, sam zaczął się upijać, wodząc spojrzeniem od Willsona do Foster. W końcu poczuł się tak źle, że postanowił czmychnąć na piętro i zdrzemnąć się chwilę w pokoju Zacka, w którym był już sporo razy w ciągu tych trzech miesięcy mieszkania w Londynie.

Dalej wszystko działo się bardzo szybko. Przebudził się, kiedy coś uderzyło o jego biodro i usłyszał jakiegoś chłopaka, który uciekał przed Amandą, która reputację miała jeszcze barwniejszą niż Jayden O'Neill. Współczując chłopakowi (oczywiście nie wiedział, że to był Jayden), Benjamin pozwolił mu położyć się obok niego i przeczekać polowanie na niego, po czym przysnął. Kiedy się obudził, był tak zamroczony, że pamiętał jedynie, iż przyszedł do Zacka, a teraz spał w jego łóżku – przypuszczał więc, że chłopak za nim był właśnie Willsonem. No bo kto inny miałby być w pokoju Zacka, jeśli nie Zack?

Nieco osamotniony i głodny jego uczuć, czując, że i Willson na niego reaguje, sam osobiście – jakież to było wstydliwe! - zaproponował mu seks. Ta część tamtych wydarzeń była wyrazistym wspomnieniem, choć Collins uparcie starał się o niej później zapomnieć. Niestety, dotyk tamtych dłoni jeszcze długo go rozpalał, podobnie jak miękkie usta, ciepły oddech i... i coś równie ciepłego, twardego, nieco śliskiego, poruszającego się delikatnymi ruchami w jego tyłku.

Kiedy Collins obudził się rano, obolały ale dziwnie spełniony, i kiedy zobaczył na pościeli obok siebie samego Jaydena O'Neilla, śpiącego z rozdziawioną gębą i sterczącym członkiem, nic dziwnego, że się przeraził! Ignorując rwący nieco ból, ubrał się pospiesznie i wyszedł cicho z pokoju, mając ogromną nadzieję, że Jayden nie obudził się wcześniej i nie przyjrzał się jego twarzy, oraz przysięgając uroczyście, że nigdy w życiu nie pozwoli Willsonowi, aby ten przedstawił go O'Neillowi. Trudno się mówi – powie mu, że nie chce poznawać żadnego kobieciarza, choćby był odnalezionym bratem Zacka Willsona.

Potem minął kolejny tydzień, podczas którego Benjamin leczył tyłek i złamane serce. Rozumiał, że na zawsze stracił Zacka, nawet jeśli nigdy nie planował wyznać mu uczuć. Sądził po prostu, że kiedy przeprowadzi się do Londynu, będą mieli dla siebie więcej czasu. Oczywiście, spotykali się znacznie częściej niż kiedy Benjamin mieszkał w Newport, ale dla Collinsa to i tak wydawało się za mało.

W każdym razie po tych kilku dniach Grace zaprosiła Collinsa na imprezę z okazji wybrania imienia dla jej i Zacka dziecka. Benjamin przyjął zaproszenie bo, chociaż spodziewał się, że będzie tam O'Neill, bardzo potrzebował się napić. I tak był przekonany, że dla Jaydena tamta noc była zapewne eksperymentem, o którym tamten zdążył już zapomnieć.

No cóż, kiedy na początku imprezy stanął przed O'Neillem niby przypadkiem, a ten zerknął na niego w jakimś wisielczym humorze, po czym zabrał piwo i odszedł w kąt, Benjamin był przeszczęśliwy. Jayden go nie poznawał i chwała za to Bogu – z radości postanowił w końcu zjeść coś porządnego, bo od paru dni raczej nie jadał za wiele z nerwów i wyrzutów sumienia. Zapytawszy Grace, czy nie ma nic przeciwko, żeby zrobił sobie kanapki (na co ta odparła, że może sobie nawet upiec indyka), Collins udał się do kuchni i zaczął grzebać po szafkach.

Wtedy przestała grać muzyka i z salonu dobiegł go krzyk podejrzanie znajomego głosu, a kiedy głos ten oznajmił iż jest Jaydenem O'Neilliem (to znaczy należy do niego) i że szuka on „kogoś z kim spędził noc”, Benjamin o mało nie zemdlał do szafki, przy której akurat kucał. Trzymając się kurczowo półki, oddychał ciężko, zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł, żeby cokolwiek teraz jeść – bo już zbierało mu się na wymioty.

Dlaczego O'Neill chciał go odnaleźć?! Żeby się z niego ponabijać, tak? Żeby ogłosić wszem i wobec, że Benjamin Collins jest gejem i dał dupy Jaydenowi O'Neillowi?! Żeby się pochwalić, że O'Neill próbował już wszystkiego i przedstawić dowód w postaci Benjamina?

Benjamin zmarszczył wówczas lekko brwi, głębiej się nad tym zastanawiając. Zaczął szczerze wątpić, by Jayden ośmielił się ogłosić światu, że spał z takim piegowatym chudzielcem jak Collins.

Chyba że O'Neill postanowi go szantażować... Może podobała mu się taka ciasna dziurka, a że nie będzie chciał podrywać innego chłopaka ze względu na swoją reputację, to zacznie wykorzystywać seksualnie biednego Collinsa?!

Zielonooki zaczął sobie właśnie wyobrażać okrutny śmiech Jaydena każącego mu nadstawić tyłek w jakimś publicznym miejscu, kiedy niespodziewanie jego dręczyciel wszedł do kuchni.

Collins ledwie powstrzymał się od schowania się w szafce. Zaczął grzebać w niej pośpiesznie, mając nadzieję, że O'Neill wpadł tylko po piwo i zaraz pójdzie na parkiet, jednak ten zamiast tego oparł się o blat i gapił na niego.

Pech chciał, że go rozpoznał.

Oczywiście, po krótkim i raczej ostrym, dobitnym wytłumaczeniu, że tamta noc była błędem, Benjamin od razu uciekł. Pożegnał się szybko z Zackiem i Grace, po czym wrócił do domu, ledwie hamując łzy. Nic nie mógł poradzić na to, że był pod tym względem wrażliwy. Rodzice dobrze go wychowywali i miał szacunek wobec samego siebie, a myśl, że zaprzedał swe ciało żigolakowi – nawet jeśli po pijaku, sądząc, że to Zack – była dla niego po prostu bardzo przykra.

Przez kolejny miesiąc żarliwie i z oddaniem unikał Jaydena O'Neilla. Nie pojawił się na kolejnej imprezie i nawet ośmielił się dwa czy trzy razy odmówić spotkania Zackowi, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Bał się, że O'Neill, jako jego wierny przyjaciel, opowiedział mu o tym, że spędził z Benjaminem noc, i że Willson chce się z nim spotkać, aby obrzucić go obelgami i oskarżyć o przelecenie jego najlepszego przyjaciela.

No... co prawda to Jayden przeleciał Benjamina, ale dla Zacka pewnie i tak nie byłoby różnicy.

W każdym razie po upływie miesiąca Collins w końcu złamał się i sam zadzwonił do Willsona, proponując spotkanie. Zack ochoczo się zgodził, natychmiast proponując, by wyszli razem na miasto i poszwendali się trochę, gdyż Benjamin wciąż nie do końca poznał Londyn. Oczywiście, Collins nie zamierzał rozmawiać na temat Jaydena, chyba że Zack sam zacznie pytać go o to, czy to prawda, że to Benjamin jest tą laską, której szuka O'Neill. Wtedy wytłumaczy mu, że Jayden go zgwałcił i powinni go zabić i zakopać gdzieś w lesie.

Tamtego dnia na mieście znów pojawił się Pech, a wraz z nim Jayden O'Neill. Collins miał ochotę uciec, ale zamiast tego zachowywał się tak oschle, jak tylko potrafił. O'Neill zachowywał się dziwnie. Szczerzył się do niego ciągle i prosił go o numer i zapraszał na kawę i w ogóle jakiś taki przymilny był, co się Benjaminowi wydawało bardzo podejrzane. Oczywiście, Benjamin ani myślał się zgodzić. Dopiero kiedy akurat pojawił się Zack i, podsłuchawszy ich rozmowę, poprosił by sprawdzili kawiarnię przy Green Parku, przystał na prośbę O'Neilla, lecz uprzedził go, że będzie to jeden jedyny raz, kiedy spotkają się na osobności. Już wtedy zaczął planować, jak dobitnie wytłumaczyć mu, że darzy go niechęcią i nie chce nawet patrzeć na tę jego przystojną mordę.

Naprawdę bardzo się zdziwił, kiedy Jayden podczas ich spotkania wyznał mu te wszystkie dziwne rzeczy. Nie mniej się zdziwił, kiedy wybiegł za nim z kawiarni i złapał go kawałek dalej, prosząc, by dał mu szansę na lepsze poznanie go.

Benjaminowi zrobiło się wtedy przykro. Bo on z natury był miłym chłopakiem, a że Jayden, którego zaczął nie lubić, był dla niego taki miły i okazywał mu sympatię, nie potrafił być dla niego wredny. A O'Neill okazał się być nawet zabawny. Collins postanowił więc, że da mu szansę – nie na żadne randkowanie, tylko po to, by lepiej się poznali. Żeby Benjamin przekonał się na własnej skórze, jaki naprawdę jest Jayden.

Nadal żałował tamtej nocy, wciąż uparcie starał się o niej zapomnieć. Przy O'Neillu zachowywał się tak, jakby nigdy nie uprawiali seksu, jakby dopiero co się poznali. Przez przeszło dwa miesiące widywali się co tydzień, czasem nawet po dwa razy w ciągu jednego tygodnia, i Benjamin z niemałym zdumieniem odkrył, że Jayden rzeczywiście nie jest taki zły. Wcale nie oglądał się za każdą napotkaną dziewczyną ani nie podrywał staruszek, pomagając im nieść ciężkie torby z zakupami, nie zalecał się też do kelnerek ani w ogóle do żadnej dziewczyny.

Collins raz go nawet śledził. Czuł się bardzo idiotycznie, ale kiedy przypadkiem zauważył na mieście Jaydena, jego nogi same zaczęły się za nim skradać. Chłopak postanowił sprawdzić, jak O'Neill zachowuje się, kiedy nie jest z Benjaminem.

Obserwował więc, dokąd Jayden idzie. Jak się okazało, poszedł do hipermarketu. Collins wszedł za nim, chowając się za regałami i wyglądając wyjątkowo podejrzanie, ale nawet chodzący za nim ochroniarz nie powstrzymał go przed wypełnieniem misji, którą przed sobą postawił. Przyglądał się O'Neillowi, kiedy ten wrzucał do koszyka jakieś przypadkowe produkty. Przy kasie płacił kartą i nawet nie uśmiechnął się do ekspedientki. Kiedy wychodził ze sklepu (Benjamin wyszedł pierwszy i schował się za drzewem po drugiej stronie ulicy), przepuścił przodem jakąś ładną, młodą dziewczynę, na oko w ich wieku. Przytrzymał dla niej drzwi i ruchem ręki kazał jej pójść przodem, ale minę miał raczej neutralną. Kiedy ta, zarumieniona, wyszła na zewnątrz i odwróciła się do niego by mu podziękować, Jayden tylko skinął jej krótko głową i wyminął ją, po prostu odchodząc.

Benjaminowi wydawało się to dziwne. Dziewczyna była tak ładna, że nawet on zatrzymałby się przy niej na dłużej.

Chociaż O'Neill w swoim łóżku gościł pewnie ze sześć takich. Kto wie, czy nie jednocześnie.

Collins szybko potrząsnął głową, wyrzucając te głupie myśli. Obiecał sobie wyrobić zdanie o Jaydenie od początku do końca na podstawie własnych przemyśleń, a nie przypuszczeń.

Tak więc minęły dwa miesiące, podczas których regularnie spotykał się z O'Neilliem i szczerze chłopaka polubił. Wychodzili razem na miasto, najczęściej żeby coś zjeść, bardzo dużo rozmawiali i opowiadali o sobie nawzajem, ich tematem często również stawali się ich wspólni przyjaciele, czyli Zack i Grace. Obaj serdecznie ich lubili i podziwiali uczucie, jakim się darzyli. Mieli przecież dopiero po dwadzieścia lat, a już planowali wkrótce się poślubić, nie wspominając o tym, że cieszyli się na dziecko w drodze.

Bo przecież jaki dwudziestolatek cieszyłby się z wpadki? Dwudziestolatkowie chcą się trochę wyszaleć, i nawet Benjamin to rozumiał. Oczywiście, jemu niepotrzebne były takie szaleństwa, ale on nauczył się już, że żadna dziewczyna raczej nie jest nim zainteresowana na tyle, by z nim szaleć.

Przekonanie się, że Jayden jest w porządku, trochę wywróciło świat Benjamina. Przestał on w duszy płakać nad swoją głupotą, że przespał się z obcym facetem, i zaczął darzyć O'Neilla prawdziwą sympatią. Chętnie się z nim spotykał, bo wiedział, że miło spędzą czas – O'Neill w żaden sposób go nie naciskał, nie robił mu też aluzji, ani nigdy nie zapędził się, dotykając go niby przypadkowo. Nie licząc uporczywego wpatrywania się w Benjamina, które nieudolnie próbował ukryć, Benjamin czuł się przy nim komfortowo.

Sam nie wiedział, kiedy tak naprawdę zaczęło mu schlebiać zainteresowanie Jaydena. Wciąż obawiał się, że chodzi mu tylko o seks, ale ponieważ w ciągu tych dwóch miesięcy O'Neill nie zrobił niczego niewłaściwego, tylko po prostu patrzył na niego jak na gwiazdkę z nieba i od czasu do czasu rzucał jakimś skromnym, nieprzymuszonym komplementem, Collins nabrał przy nim nieco pewności siebie.

I tu również trudno było mu się dziwić – po szczerym komplemencie od Jaydena O'Neilla nawet obsikany przez psa chwast czułby się jak róża.

No a teraz, po tych dwóch miesiącach spotkań, Benjamin sam okazał zainteresowanie Jaydenowi. To nie tak, że przestał kochać Zacka, ale fakt faktem, że przez Jaydena – a może dzięki niemu – nie myślał już tak często o Willsonie. Zaczął się nawet zastanawiać, jakby to było być chłopakiem Jaydena, tak na poważnie...

Nie ma co tu za dużo chrzanić farmazonów i próbować upiększyć tę historię – Benjamin po prostu zwyczajnie leciał na Jaydena. No bo czemu nie? O'Neill był porażająco przystojny, a do tego czarujący i, cóż, niech go Piekło pochłonie (tylko niech jeszcze chwilę poczeka), ale Jayden wiedział doskonale, jak kogoś poderwać. Benjamin kochał Zacka i chciałby z nim być, ale wiedział, że to się nigdy nie stanie, a ponieważ Jayden okazywał mu względy, to dlaczego miałby je uparcie ignorować? Przecież nie robił nic złego, nie zdradzał nikogo ani nie oszukiwał.

Takie właśnie jest prawdziwe życie. A to jest historia o prawdziwym życiu.

Dochodzimy więc do punktu, w którym Benjamin Collins, choć dalej kochał kogoś innego, zaczął chodzić z Jaydenem O'Neillem, do którego powoli zaczynał czuć coś więcej niż tylko przyjazną sympatię. Oczywiście, było mu trochę przykro, że nie potrafi odwzajemnić uczucia O'Neilla tak, jak ten by sobie pewnie tego życzył, ale za każdym razem, gdy się z nim spotykał, widział, że Jayden jest szczęśliwy. Wystarczył jeden uśmiech Benjamina, reakcja na żarty i flirty O'Neilla, by chłopak rozpromienił się i gapił na niego z uwielbieniem.

Kto by nie czuł się miło w takiej sytuacji? Benjaminowi to schlebiało i chciał widywać się z Jaydenem choćby tylko po to, żeby wywołać na jego twarzy ten piękny uśmiech. Chociaż nie kochał go, cieszył się, że potrafi O'Neilla uszczęśliwić.

W chwili obecnej, siedząc przy biurku w swoim pokoju i opierając na dłoni podbródek, Benjamin Collins westchnął ciężko, gapiąc się na korkową tablicę powieszoną na ścianie przed nim. Automatycznie stukał gumką ołówka o blat, pogrążony w myślach o Jaydenie, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi i po chwili do środka zajrzała mama Benjamina.

- Skończyłeś już naukę?- zapytała.

- Co?- Collins otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na matkę. Po chwili spuścił wzrok na leżący podręcznik do socjologii oraz otwarty zeszyt, w którym notował. Na sześć zadanych ćwiczeń zostało mu do zrobienia sześć i pół.- Yy... już kończę, a o co chodzi?

- Zaraz będzie obiad – oznajmiła pani Collins.- Widzisz się dzisiaj ze Jaydenem?

- Mm...- Benjamin zakrył usta dłonią, by się nie uśmiechnąć, po czym pokiwał głową.- Mhm.

- Upiekłam szarlotkę, więc spakuję trochę do pudełka i mu dasz, dobrze?- Pani Collins uśmiechnęła się ciepło.- O której masz zamiar wyjść?

- O szesnastej czterdzieści mam autobus – odparł Collins, bawiąc się ołówkiem.

- Okej. Za dziesięć minut obiad, synku.

- Dobrze, mamo.- Benjamin odwrócił głowę i po raz piąty w przeciągu godziny przeczytał treść pierwszego zadania. Z westchnieniem zabrał się do rozwiązywania, lecz tym razem przerwały mu wibracje leżącej nieopodal komórki. Chwycił ją i zerknął, kto taki zawracał mu głowę – Jayden, rzecz jasna.

Z uśmiechem wyświetlił wiadomość, spodziewając się kolejnego żarciku. Okazało się jednak, że wiadomość była MMS-em – O'Neill przysłał mu swoje własne zdjęcie, a dokładnie selfie. Przedstawiało ono ubranego w zimową kurtkę i szalik Jaydena, kucającego na tle ośnieżonego parku, kiedy szczerzył do aparatu zęby, wolną ręką obejmując i przytulając do siebie szczeniaka rasy border collie. Po chwili nadeszła kolejna wiadomość, tym razem SMS:


Od: Jayden O. (Innego Jaydena w kontaktach nie miał, ale z przyzwyczajenia dodał pierwszą literę nazwiska)

Jay i Jay na spacerze w parku :D Który, twoim zdaniem, jest słodszy? P.S. To szczeniak państwa Carthmore, właścicieli bloku, w którym mieszkam. Dzisiaj go przywieźli :D


Benjamin zaśmiał się cicho, opierając dłonią czoło i przyglądając się fotografii. Szczeniak był uroczy, biały na pyszczku, klatce piersiowej i przednich łapach, czarny na całej reszcie tułowia, łącznie z samym ogonem. Jego sierść wyglądała tak puszyście, że nic, tylko tulić i tulić.

Chociaż drugiego „Jay'a” Benjamin też z chęcią by przytulił – Jayden miał śnieg we włosach i na kurtce, co zdecydowanie świadczyło o tym, że z całą pewnością tarzał się w śniegu razem z tym mniejszym Jay'em.

W końcu Collins odpisał Jaydenowi, niejednoznacznie stwierdzając, że wybiera Jay'a, a kiedy O'Neill zapytał go „Ale którego”, dodając chyba z dziesięć znaków zapytania, zignorował wiadomość i wrócił do zadań.

Jakoś tak miał, że lubił droczyć się z O'Neillem.

- Ben, obiad!- zawołała mama z kuchni.

Collins westchnął ciężko, patrząc ze zrezygnowaniem na ćwiczenia. Zrobił dopiero pierwsze z sześciu zadań, a musiał skończyć je zanim wyjdzie spotkać się z O'Neilliem, na co miał półtorej godziny, a trzeba jeszcze odliczyć czas, gdy będzie jadł obiad.

Odrzucił na bok ołówek i podniósł się z kolejnym westchnieniem.

A co tam, pomyślał. Przecież po powrocie z randki też może je dokończyć.



1 komentarz:

  1. Hejka!
    Fajnie poznać punkt widzenia Benjamina. Mega się cieszę, że w końcu zaczął przekonywać się do naszego Jaydena <3
    Tulę,
    Sho

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń