Następnego dnia, jak można się było tego spodziewać, Jayden obudził się kompletnie skacowany i – czego też można było się spodziewać – kompletnie sam.
W pokoju zawitały promienie światła, przedzierające się słabo przez grube zasłony. O'Neill z cichym jękiem podniósł się do pozycji siedzącej i niezbyt przytomnie rozejrzał się po otoczeniu. Pierwsze co mądrze spostrzegł było to, że leży na łóżku. Następnym błyskotliwym stwierdzeniem było, że jest nagi – przy tym punkcie zaczęło mu już świtać w głowie, że coś jest nie tak. Nigdy nie obudził się w łóżku Zacka Willsona rozebrany do rosołu, dlatego też zatrzymał się przy tym i zmarszczył brwi, starając się przypomnieć sobie, dlaczego do tego doszło.
Przez jedną, krótką, bardzo przerażającą chwilę pomyślał, że po pijaku przeleciał dziewczynę Zacka, Grace, ale zaraz przypomniał sobie, że Grace nie była pijana wczorajszego wieczora i z pewnością nie dopuściłaby do takiego aktu.
Z wahaniem podniósł się z łóżka i zaczął się ubierać, wciąż przeszukując wzrokiem pościel w poszukiwaniu śladów tego, co działo się w nocy. Oczywiście, znalazł je – były to jasne plamy, które zdecydowanie nie pochodziły od wody, a także sflaczała różowa prezerwatywa z „czyjąś” spermą w środku.
Jayden ubrał się do końca i sięgnął po portfel. Powoli, niemal ceremonialnie, z poważną miną zajrzał do środka.
Wtedy wszystko sobie przypomniał.
Uderzając się otwartą dłonią w czoło – tą, którą akurat trzymał portfel – zaklął siarczyście pod nosem, po czym rozejrzał się jak dziki po pokoju w poszukiwaniu nieznajomego chłopaka, z którym spędził najbardziej romantyczną i erotyczną noc swojego życia. Wiedział, że nie ma sensu zaglądać pod łóżko i do szafy, ale i tak to zrobił, ot, na wszelki wypadek – nim wypadł z pokoju i popędził korytarzem, starannie wymijając bezwładne ciała leżące na podłodze niczym po jakiejś groteskowej wichurze.
Udał się do kuchni, gdyż to stamtąd namierzył odgłosy, ale po dotarciu na miejsce zobaczył tylko szykującą dla siebie śniadanie Grace i szykującego dla siebie lekarstwo na kaca Zacka.
- Cześć – rzucił, machnąwszy mu nerwowo ręką. Dopiero teraz uświadomił sobie jak przedstawia się sytuacja z perspektywy dobrego przyjaciela: uprawiał seks z obcym chłopakiem w łóżku swojego najlepszego kumpla, rzecz jasna bez jego wiedzy.
- Cześć – burknął Zack, marszcząc brwi i wrzucając do szklanki z wodą jakąś tabletkę, która zaczęła syczeć głośno i rozpuszczać się.
Jayden przeszedł ostrożnie obok przyjaciela, zerkając na niego nerwowo. Sięgnął do szafki po szklankę dla siebie, po czym nalał do niej wody i wypił niemal jednym haustem, wciąż popatrując na Willsona. Zack oparł dłonie o blat stołu, wpatrując się w tabletkę, zupełnie jakby rozpuszczał ją samym swoim wzrokiem. O’Neill wzdrygnął się, widząc w tej tabletce odbicie samego siebie, jeśli Zack dowie się o tym, co działo się w jego osobistych czterech kątach.
- Hej, Grace!- O'Neill, trochę mniej skacowany od Willsona, postanowił szukać rozwiązania swojego problemu u trzeźwej przyjaciółki.
- Hej, Jayden.- Blondynka posłała mu uśmiech i wróciła do przygotowywania kanapek. Ze swoją okrągłą buzią, błękitnymi oczami i lokowanymi blond włosami przypominała aniołka. Z charakteru, zresztą, również.
- Słuchaj, mam do ciebie pytanie...- zaczął cicho Jayden, nachylając się ku niej lekko.- Ehm... dosyć dziwne. Wiesz, przenocowałem w pokoju Zacka i...
- Tak?- Grace odgarnęła za ucho włosy, spoglądając na przyjaciela. Jayden wpatrywał się w nią uważnie, szukając oznak rozbawienia, czy też potępienia.
- Ehm... widziałaś może, żeby ktoś stamtąd wychodził...?- bąknął w końcu.
- Nie – odparła, marszcząc lekko brwi i potrząsając głową.- Ktoś cię okradł?
- O czym tak szepczecie?- Zack zwrócił ku nim poczochrane długie włosy (sięgały mu trochę poza kark i zwykle związywał je w mały koński ogon, ale teraz były rozpuszczone) i zmierzył każdego podejrzliwym wzrokiem.
- O imieniu dla dziecka – odparła spokojnie Grace, nawet nie patrząc na swojego chłopaka.
- Och.- Na twarzy Willsona pojawił się błogi uśmiech.- To chłopiec. Czuję to. Myślę nad Lucasem albo Josephem albo...
- Nikt mnie nie okradł – powiedział cicho Jayden, podczas gdy Willson za jego plecami dalej wymieniał potencjalne imienia dla swojego syna.- Po prostu... wiesz, spędziłem całkiem miłą noc z tym kimś, fajnie się... gadało i... ee, gadało.- Zmarszczył brwi.- W każdym razie, coś było nie tak ze światłem i siedzieliśmy w kompletnych ciemnościach, więc nie wiem jak wygląda, nie zapytałem też tej osoby o imię, a zanim się obejrzałem to już usnąłem, no a rano patrzę, a jej...- tutaj westchnął ze smutkiem - nie ma, no...
- Och.- Grace popatrzyła na niego ze współczuciem. Wiedziała, że O'Neill to pogromca kobiecych serc i jej własne się teraz krajało, kiedy zauważyła, że najwyraźniej w końcu jakaś dziewczyna, będąca w rzeczywistości chłopakiem, zawróciła w głowie jej nieuchwytnemu przyjacielowi.- Przykro mi, Jayden, ale niczego nie zauważyłam, a większość zaproszonych gości już wyszła...
- Wiesz, a skoro już przy zaproszonych gościach jesteśmy...- zaczął niby przypadkiem O'Neill, drapiąc się po głowie.- Ee, nie macie może jakiejś listy, czy coś?
- Niestety nie.- Grace uśmiechnęła się smutno, jednak zaraz nieco się rozpromieniła.- Och, ale mogę ją dla ciebie przygotować! Zapiszę imiona i nazwiska wszystkich dziewczyn, które zaprosiliśmy...
- Wszystkich – przerwał jej pospiesznie Jayden, po czym uciekł spojrzeniem na bok.- Ee... no wiesz, możliwe, że jakiś facet przyszedł z nią jako z osobą towarzyszącą... Kuzyn, czy coś!- dodał jeszcze szybciej, widząc, że twarz Grace nieco tężeje.
- No dobrze...- odparła dziewczyna powoli, przyglądając mu się nieco podejrzliwie.- Postaram się przypomnieć sobie wszystkich i dam ci listę jakoś w tygodniu.
- Dzięki.- Jayden powstrzymał się od tego, by potrząsnąć ją za ramiona i wrzasnąć jej w twarz „DAJ MI JĄ TERAZ!”. Ale nie zrobił tego tylko i wyłącznie dlatego, że była w ciąży. No i przez skacowanego Zacka, z którym wolał nie zadzierać.
- A wam które z tych imion się podoba?- zapytał właśnie Willson, zwracając się do nich.
- Lucas jest okej – odparli jednocześnie, oboje podając jedyne imię zapamiętane z całej tyrady Zacka.
Willson pokiwał głową, uśmiechając się z zadowoleniem.
- No to nazwiemy go Lucas – stwierdził.
Jayden wypił pospiesznie swoje lekarstwo na kaca, po czym pożegnał przyjaciół. Wolał czmychnąć z domu Willsonów, zanim Zack znajdzie brudną pościel, choć możliwe było, że uzna, iż te jasne plamki to jego sprawka – nawet jeśli teoretycznie nie musiał już używać z Grace prezerwatyw. Sam O'Neill tymczasem podchodził do każdego chłopaka, który pozostał jeszcze w pobliżu i żegnał ich, każdemu uważnie wpatrując się w oczy i zagadując, by móc nieco dłużej posłuchać ich głosu.
Niestety, wśród nich nie rozpoznał tego, na którym mu zależało.
Wyszedł z domu Willsonów na krótko przed godziną jedenastą. Co prawda głowa nieźle go napieprzała i w ogóle czuł się jak przysłowiowe pół dupy zza krzaka, ale nie miał najmniejszego zamiaru zostawiać swój piękny motocykl na podjeździe Zacka.
Z lubością dosiadł biało-czarnego Suzuki GSX-R 1000, klepiąc go pieszczotliwie po kierownicy. Przez chwilę jeszcze siedział na nim, spoglądając nieco smętnie w kierunku drzwi wejściowych, jakby mając nadzieję, że wybiegnie z nich nieznajomy, z którym spędził noc, i ruszy w jego kierunku, krzycząc, aby się zatrzymał. No cóż, póki co nie ruszył jeszcze nawet palcem, ale ponieważ na niebie zbierały się szare chmury, O'Neill w końcu z ciężkim westchnieniem założył na głowę kask i odpalił silnik. Pochylając się lekko nad swoją dotychczasową miłością życia, która wkrótce miała dowiedzieć się o poważnym rywalu, zjechał z podjazdu i pomknął ulicą w kierunku swojego mieszkania.
Ze względu na nieciekawe relacje ze swoimi rodzicami, Jayden już w wieku szesnastu lat postanowił się usamodzielnić – czy raczej uWillsonodzielnić, ponieważ to właśnie państwo Willsonowie wzięli go wówczas pod swój dach i traktowali jak drugiego syna. Dwa lata później, ponieważ Jayden znalazł sobie pracę i mógł zaoszczędzić trochę grosza, wynajął dla siebie nieduże mieszkanko, ciesząc się swobodą, wolnością i samodzielnością.
Teraz jednak ciężko mu było myśleć o „wolności”, skoro najwyraźniej pewien nieznajomy chłopak, z którym spędził upojną noc, rozsiadł się wygodnie w jego myślach, przy okazji kradnąc i chowając gdzieś jego rozum.
Do mieszkania dotarł po niecałym kwadransie. Motocykl schował do garażu, który udostępniał mu właściciel bloku, sympatyczny starzec o szpakowatej fryzurce, który z miejsca go – to znaczy Jaydena – polubił. Czasami nawet zapraszał go do siebie na obiad. Jego żona, Alice, naprawdę świetnie gotowała, poza tym oboje traktowali go prawie jak wnuka, wobec czego O'Neill świetnie czuł się zarówno tutaj, jak i u Willsonów.
W swoim mieszkanku, składającym się z ciasnej łazienki, ciasnej kuchni, niedużego salonu oraz sypialni, w końcu mógł zrzucić z siebie ciuchy, wziąć szybki prysznic i położyć się do łóżka, tym razem na sto procent własnego.
Zamierzał przespać resztę dnia.
Jak to bywa w tego typu historiach, musi minąć trochę czasu, zanim dwójka kompletnie nieznających się osób, która wylądowała w łóżku, ponownie się spotka.
Ale to nie jest tego typu historia, bo to historia o Jaydenie O'Neillu, a żadna historia o Jaydenie O'Neillu nie może toczyć się jak normalna historia.
Dlatego też minął zaledwie tydzień, kiedy Jayden znów miał okazję spotkać mężczyznę, z którym spędził tamtą pamiętną noc.
Grace okazała się być nad wyraz pomocna – nie tylko dlatego, że dostarczyła Jaydenowi upragnioną listę zaproszonych na osiemnastkę Zacka gości, ale również zapraszając ich ponownie na kolejną imprezę, tym razem z okazji podjęcia decyzji odnośnie nazwania ich dziecka.
Owszem, powód banalny, ale w wieku dziewiętnastu lat każdy powód nadaje się do tego, by zrobić imprezę.
Tym razem zabawa miała odbyć się w domu państwa Foster, rodziców Grace – wyjechali oni w jakichś służbowych sprawach. Dom był oczywiście znacznie mniejszy od posiadłości Willsonów, ale dzięki temu mniej było wokół miejsca do spania, więc mniejsze było ryzyko, że zbyt dużo osób postanowi zostać na noc.
Jayden zjawił się całe dwie godziny wcześniej, aby pomóc w przygotowaniach i wykorzystać okazję do natychmiastowego namierzenia chłopaka z pamiętnej nocy – po tym jak pomógł Grace uszykować przekąski i napoje, stanął przy drzwiach i zaczął wyglądać przez wizjer, uważnie przeczesując lewym okiem okolicę i obserwując każdego, kto zbliżał się do domu Fosterów.
- Co on robi?- usłyszał za sobą szept Zacka.
- Chyba wypatruje dziewczyny, którą poznał na poprzedniej imprezie – odparła cicho Grace.
- Przez wizjer?
- Zaprosiłam wszystkich, którzy byli na tamtej imprezie, więc powinna przyjść.
- Grace, ale poważnie? Wypatrywać ją przez wizjer? Nie może poczekać, aż po prostu wejdzie i zobaczyć ją, no nie wiem, w salonie?
- Problem w tym, że on właściwie jej nie widział, bo było ciemno.
- Ciemno?- powtórzył Zack. Jayden wywrócił okiem w wizjerze, poirytowany pytaniami przyjaciela.- To czego on, do cholery, wypatruje?
- Miłości, Zack – burknął w odpowiedzi O'Neill, spoglądając na dwójkę stojących za nim przyjaciół.- Zostawcie mnie samego! Nie mogę się skupić...
- Na czym?- Willson wytrzeszczył na niego oczy.- Goście mają się zjawić za godzinę, kretynie! Jedyne, kogo możesz zobaczyć przez wizjer, to listonosz, albo ta stara sąsiadka z naprzeciwka, co wszędzie wścibia nos.
- Dosyć tej dyskusji, trzeba przygotować playlistę – westchnęła Grace, po czym pozostawiła chłopaków samych i udała się na piętro, gdzie mieścił się jej pokój. Zack wkrótce dołączył do niej, ponieważ Jayden dalej nie odrywał oka od wizjera.
Godzinę później, kiedy O'Neill witał pierwszych gości, uważnie przyglądając się każdemu chłopakowi z osobna, jego radosne uniesienie zostało brutalnie przerwane przez Zacka, który poprosił go, by pomógł Grace z wieżą stereo. Zack nie był tak obeznany w sprzęcie jak Jayden, wobec czego O'Neill, obrzuciwszy Willsona pełnym wyrzutu, żalu i nienawiści spojrzeniem, udał się we wskazanym kierunku, potupując stopami jak obrażony bachor.
Wobec takiego przepływu wydarzeń, Jayden stracił cenny kwadrans na naprawianiu sprzętu, aby impreza mogła się w ogóle rozkręcić. Kiedy skończył, wokół kręciło się już zbyt wiele ludzi, by mógł wrócić pod drzwi i witać nowych gości – musiał sprawdzić tych, którzy zdążyli zjawić się podczas jego pracy (oczywiście jego zdaniem nie wchodziło w ogóle w grę, że tajemniczy chłopak, w którym się zakocha, nie pojawi się).
Niestety, to potrwało znacznie dłużej niż kwadrans. Przywitał się już praktycznie ze wszystkimi i jego entuzjazm znacznie osłabł. Muzyka grała głośno, ludzie pili i podjadali, tańczyli i świetnie się bawili, podczas gdy on sam stał w kącie i popijał piwo, przyglądając się chłopakom na parkiecie.
Większość z nich tańczyła z dziewczynami, wyginając się w taki sposób, aby kroczem ocierać się o jakąkolwiek część ich ciała – czyli jak to mieli w zwyczaju faceci. Jayden zmarszczył brwi na ten widok. Jego zdaniem chłopak, z którym spędził upojną noc, nie należał do tego typu mężczyzn, o ile w ogóle preferował kobiety (miał nadzieję, że nie).
Ci chłopacy, którzy gibali się na parkiecie samotnie, nie pasowali wyglądem do nieznajomego złodzieja Jaydenowego serca – to znaczy nie mieli prawdopodobnie bujnej czupryny na głowie ani nie byli chudzi.
O'Neill westchnął ciężko, sunąc spojrzeniem od kąta do kąta. Czuł coraz większą irytację. Chciał porozmawiać z tamtym chłopakiem, zapytać, czy było mu w ogóle z nim dobrze tamtej nocy i w ogóle dowiedzieć się, kim był, jaki był, co lubił, czego nie, czym się zajmował, ile miał w ogóle lat i przede wszystkim czy nie miałby ochoty pocałować Jaydena. Znalazłoby się znacznie więcej tych „w ogóle”, ale O'Neill wpadł właśnie na głupkowaty pomysł, i postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
Wypił do dna swoje piwo, po czym z hukiem odłożył butelkę i, wycierając wierzchem nadgarstka usta, ruszył na środek parkietu. Piosenka akurat się kończyła, więc pospiesznie zatrzymał playlistę i wskoczył na stojący pod ścianą stolik do kawy, by zwrócić na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Rozległo się parę niezadowolonych jęków i poirytowanych okrzyków, ale goście zwrócili się ku niemu w oczekiwaniu.
- Cześć, jestem Jayden!- rzucił, machnąwszy ludziom dłonią. Kilka umalowanych odważnie dziewczyn przysunęło się bliżej stolika, jakby O'Neill miał zaraz rzucić w tłum bukiet kwiatów i poślubić tę, która go złapie.- Wybaczcie chwilę przerwy, zaraz odpalę muzę na nowo, ale zanim to zrobię, chciałbym coś powiedzieć.- Urwał na chwilę, biorąc się pod boki i myśląc, jakby tu subtelnie dać do zrozumienia miłości swojego życia, że jej szuka.- W zeszłym tygodniu na imprezie urodzinowej Zacka poznałem kogoś bardzo sympatycznego. Spędziliśmy razem super noc, kiedy siedzieliśmy w pokoju po ciemku.- W tłumie rozległo się kilka gwizdów, ktoś zaklaskał, wołając „woohoo”.- Może ktoś wcześniej ukradł żarówki, a może były przepalone... Raczej to pierwsze – dodał tymczasem Jay, uznając, że będzie to znakomite hasło dla ów nieznajomego, który przecież sam powiedział mu to samo tamtej nocy.- Niestety, z tego powodu nie widziałem twarzy, a byłem trochę zbyt pijany, by zapytać o imię…
- Klasyk!- zawołał ktoś z tyłu ze śmiechem.
- Będzie mi bardzo miło, jeśli ta osoba zgłosi się do mnie – dodał Jayden, uśmiechając się niewinnie.- Niekoniecznie dzisiaj, jeśli nie chce budzić podejrzeń... Znajdzie mnie na kolejnej imprezie Zacka i Grace, albo na uczelni. To tyle, dzięki za uwagę!
- A jeśli to jakaś totalna brzydula?- roześmiał się ktoś z tłumu, a kilka kolejnych głosów mu zawtórowało.
- To nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia – odparł śmiało Jayden, unosząc lekko podbródek.- Bawcie się dobrze, ludzie!
To powiedziawszy, zeskoczył ze stolika i na powrót włączył playlistę. Kiedy w salonie znów rozpoczęły się tańce, Jayden wymknął się ukradkiem do kuchni po kolejne piwo. Wiedział, że teraz zgłosi się do niego cała chmara dziewczyn, więc potrzebował dodatkowego paliwa, by znieść ich napalone spojrzenia i trajkotanie.
Wpadł do kuchni, gdzie przy lodówce stała jakaś parka, kłócąc się ze sobą cicho, a jakiś chłopak na uboczu kucał przy szafce i buszował w niej, zapewne w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Gdy tylko wszedł Jayden, parka umilkła i, burcząc do siebie pod nosem, opuściła pomieszczenie. O'Neill zdążył jednak usłyszeć, że chłopak ma do dziewczyny pretensje o „noc w ciemnym pokoju”.
Najwyraźniej nawet już zajęte dziewczyny miały zamiar dołączyć do wojny o Jaydena O'Neilla.
Jayden tymczasem wziął sobie schłodzone w lodówce piwo i, zatrzasnąwszy drzwiczki, podszedł do szuflady, gdzie znalazł otwieracz do butelek. Dom Fosterów również bardzo dobrze znał, gdyż on i Zack często odwiedzali Grace, zwłaszcza, kiedy musieli zakuwać do sprawdzianów i egzaminów.
Po otwarciu piwa, odrzucił otwieracz i kapsel, oparł się o blat szafki i z irytacją wpatrzył się w buszującego po innej szafce chłopaka naprzeciwko siebie.
- Czego tam szukasz?- zapytał Jayden.
Chłopak zerknął na niego i pospiesznie uciekł wzrokiem. Zacisnął usta i pokręcił tylko głową, lekko zarumieniony.
Jayden zmarszczył brwi, po czym uniósł butelkę, by upić z niej łyk piwa, jednak nagle wytrzeszczył oczy na chłopaka, a butelka wyleciała mu z ręki. Nie zwrócił jednak na nią uwagi, tylko natychmiast ruszył w kierunku buszującego w szafce.
- To ty!- niemalże wykrzyknął, wpatrując się w niego uważnie.
- Nie, to nie ja!- odparł tamten, podnosząc się niezgrabnie i cofając od niego o krok, przy czym spoglądał na niego niemal z przerażeniem.
- To skąd wiesz o czym mówię?- Jayden zmrużył oczy. Chłopak otworzył usta, po czym zamknął je i poczerwieniał jeszcze bardziej.
O'Neill nie mógł uwierzyć w to, że to się naprawdę działo. To był on! Ten dokładnie chłopak stojący przed nim, który szukał czegoś w szafce, był chłopakiem jego marzeń, chłopakiem, z którym spędził najbardziej upojną i romantyczną zarazem noc swojego życia, chłopakiem, z którym pragnął zrobić jeszcze tyle rzeczy i tyle się o nim dowiedzieć!
Jego szczęście było podwójnie niesłychane, gdyż chłopak okazał się nad wyraz uroczy, przynajmniej zdaniem O'Neilla. Wcale nie przypominał dziewczyny, o nie, ani w jednym calu – ale Jaydenowi to nie przeszkadzało, wobec czego uznał, że być może jest gejem, albo raczej bi. Chłopak stojący naprzeciwko niego był dość chudy, ubrany w zwykłe dżinsy, podkoszulek oraz rozciągły sweter, ale nie taki, który nadawałby mu wyglądu przysłowiowego lumpa, tylko taki, który najwyraźniej miał za zadanie ukryć nieco chudość jego ciała. Na głowie miał burzę kasztanowych, niemal rudych włosów, oczy były koloru pięknej, żywej zieleni, a blade policzki usiane były piegami.
Jayden ledwie powstrzymał się od tego, by ich dotknąć.
- To ty...- wymamrotał znowu.
- Słyszałem, że coś gadałeś w salonie, ale to nie ja – wybełkotał pospiesznie chłopak, nerwowo spoglądając na otwarte drzwi kuchni.
- A skąd pomysł, że mówiłem o chłopaku?- Jayden uniósł brew. Chłopak przed nim wytrzeszczył na niego oczy, jego uszy poczerwieniały intensywnie.- Zresztą, poznaję cię po głosie!
- Ja... jestem trochę przeziębiony, to wszystko.- Chłopak wzruszył nonszalancko ramionami, po czym zakaszlał afektacyjnie, osłaniając usta dłonią. Jayden jeszcze bardziej uniósł brwi, a następnie przyciągnął go do siebie i mocno pocałował.
- Okej, teraz poznaję po ustach – stwierdził, gdy już się od niego oderwał.- Jest jeszcze trzeci sposób, który mogę sprawdzić...
- Co ty...?!- pisnął chłopak, z paniką spoglądając na drzwi kuchni. Wyrwał się Jaydenowi i zamknął je pospiesznie, po czym odwrócił się do O'Neilla. Jego twarz przypominała teraz dojrzałego pomidora malinowego.- Zwariowałeś?! A jakby ktoś nas zobaczył?!
- Nie dbam o to.- Jay wzruszył ramionami, podchodząc do niego z uśmiechem.- Jak masz na imię? Ja jestem Jayden O'Neill, mów mi JayJay.
- Witaj, Jaydenie O’Neillu, jestem Kompletnie Nikt – warknął chłopak.- Słuchaj, zapomnij o tym, co się wtedy stało, dobra? Obaj byliśmy pijani i to był poważny błąd, nie mogę w ogóle uwierzyć, że powiedziałeś tam coś takiego!- syknął, wskazując palcem drzwi kuchni, które wychodziły do salonu.
- To fakt, byliśmy pijali...- przyznał ostrożnie Jayden.- Ale dlaczego to miałoby zaważyć na naszej znajomości? Chciałbym cię bliżej poznać...
- Och, jasne, najlepiej od tyłu, co?- Zielonooki zmierzył go szybkim spojrzeniem.- Nie obraź się, ale jakoś mi się nie widzi znajomość z tobą. Jeśli spodobało ci się tamto, to poszukaj sobie kogoś innego...
- Hej, czekaj, może nie tak ostro, co?- Jayden trochę się wkurzył. Uderzył dłonią w drzwi, kiedy chłopak już chwytał klamkę, by uciec z kuchni.- Tak się składa, że sam zacząłeś się do mnie wtedy przymilać...
- Byłem pijany, to po pierwsze.- Chłopak uniósł palec wskazujący.- A po drugie, to ty już byłeś rozebrany, kiedy ja się obudziłem.
Jayden poczerwieniał na twarzy.
- B-byłem pijany – zaczął się tłumaczyć.- U siebie w mieszkaniu zawsze śpię nago albo w gaciach, okej? Myślałem, że jestem u siebie!
- Przytuliłeś mnie – zauważył chłopak.- Wziąłeś mnie za jakąś babę!
- Och, czyli po obudzeniu się nie próbowałeś się odsunąć, tylko pozwoliłeś się przytulać nagiemu chłopakowi? No, to mi sporo mówi...
- Pomyliłem cię z kimś innym!- jęknął chłopak z rozpaczą.
- Z innym chłopakiem?- spytał z przekąsem Jayden.
- Tak!
Gdy ledwie chłopak wypowiedział to słowo, natychmiast wyraźnie tego pożałował. Spuścił z zawstydzeniem wzrok, zagryzając wargę. Jaydena kompletnie zatkało, nie miał pojęcia, co powiedzieć. Domyślał się, że spędził noc z gejem, ale nie przyszło mu do głowy, że może on...
- Masz chłopaka?- zapytał cicho.
Chłopak nie spojrzał na niego. Lekko rozchylił wargi, po czym uciekł spojrzeniem na bok, nerwowo otaczając się ramionami.
- Zachowaj tamto dla siebie, dobra?- mruknął w końcu po chwili.
- Tak… – odparł powoli Jayden, kiwając głową.- Jasne, nie ma sprawy. Przepraszam, że ci się naprzykrzałem.
Chłopak spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, a ponieważ O'Neill puścił już drzwi kuchni, po chwili chwycił za klamkę, by wyjść.
- Mogę chociaż...- zaczął Jayden, patrząc na niego.- Mogę chociaż dowiedzieć się, jak masz na imię?
Chłopak spojrzał na niego przelotnie i w milczeniu otworzył drzwi kuchni. Prawie już przekroczył próg, w ostatniej chwili jednak cofnął się kawałek i, obróciwszy głowę w kierunku Jaydena, odparł niewyraźnie:
- Benjamin.
- Benjamin – powtórzył automatycznie Jayden.- Masz ładne imię.
- Dzięki – bąknął tamten, po czym zacisnął wargi i szybko czmychnął z kuchni.
- A dasz mi swój numer?- Nieprzyzwyczajony do dostawania kosza, Jay rzucił to pytanie zupełnie odruchowo.
Niestety, w pomieszczeniu nie było już nikogo, kto mógłby mu odpowiedzieć.
Siemka! To znowu ja :D
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że historia naprawdę wciąga. Jay to niezłe ziółko i za to go uwielbiam. Ta jego bezpośredniość i głupkowatość (w pozytywnym sensie oczywiście!) jest jak miód na moje serducho <3
Coś czuję, że Benjamin skłamał odnośnie tego, że ma chłopaka. Może opcjonalnie po prostu buja się w Zacku? Kto wie...
Btw mój pomysł na to kim może być chłopak "z ciemnego pokoju" był nietrafiony XD. Ale nie zdradzę Ci kogo obstawiałam (choć pewnie to oczywiste, heh).
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny ;*
Pozdrawiam,
Sho
Super, że go polubiłaś! To w sumie pierwsze moje opowiadanie rozdziałowe, w którym sama tworzę postaci, więc to dla mnie całkiem istotne, czy się podobają! ♥ Dziękuję za komentarz!
Usuń