Mogłoby się wydawać, że po tym wszystkim – czyli po upojnej nocy spędzonej z nieznajomym chłopakiem, który okazał się być Benjaminem, w dodatku już zajętym przez innego chłopaka Benjaminem, którego O'Neill praktycznie w ogóle nie widywał przez kolejny miesiąc – Jayden, który pierwszy raz w życiu czuł się tak szaleńczo zakochany, będzie w ciszy cierpiał katusze i ciągle myślał o ukochanym oraz o tym, jak bardzo chciałby go zobaczyć i jak bardzo chciałby, żeby zerwał ze swoim obecnym chłopakiem.
No cóż, komukolwiek się tak wydawało – dobrze mu się wydawało.
Jayden praktycznie całe dnie spędzał na snuciu się albo po domu, albo po pracy, albo po uczelni, myśląc przy tym o Benjaminie nieustannie.
Zastanawiało go mnóstwo rzeczy. Co też akurat robi w momencie, w którym Jayden o nim myśli, gdzie mieszka, z kim mieszka, jakie ma plany na dzień dobry, na popołudnie, na wieczór i na noc, czy lubi kino albo teatr, jakiej słucha muzyki, kiedy go znowu zobaczy, co ma na sobie... No i czy myśli czasem o Jaydenie.
Oczywiście, to ostatnie podlegało sporym wątpliwościom. Skoro Benjamin miał chłopaka, na pewno poświęcał mu dużo czasu. O'Neill wyobrażał sobie, że jego chłopak non stop się do niego dobiera, całuje go, pieści, szepcze miłe słówka – robi wszystko to, co na jego miejscu robiłby Jayden.
Chłopak nie był głupi. Wiedział, że to przyspieszone tętno podczas myślenia o Benjaminie, to szaleńcze bicie serca i wypełniony Benjaminem mózg – którego ostatnimi czasy zaczął żartobliwie nazywać „Benjamózg” - wszystko to składało się w jedno wielkie, wręcz gigantyczne „zakochałem się”.
Otóż to. Jayden O'Neill, lat dziewiętnaście, poskramiacz kobiecych serc i wolny człowiek, po same końcówki włosów zakochał się w Benjaminie, którego widział dwa razy w życiu i z którym zamienił – jak policzył – plus minus sto osiemdziesiąt słów (to znaczy tyle powiedział Benjamin, bo swoich Jayden nie liczył – i tak nie był pewien, co podczas rozmowy mówił na głos, a co w myślach).
Tak więc Jayden zdawał sobie sprawę z tego, co czuje i co mu dolega, ale nie miał pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Nie wiedział nawet, czy chce to czuć, czy też nie – z jednej strony mu to przeszkadzało, bo nie miał żadnego kontaktu z Benjaminem, z drugiej zaś czuł się dziwnie szczęśliwy, kiedy o nim myślał i wyobrażał sobie, jak zaprasza go do swojego mieszkania, jak gotują razem, rozmawiają, i robią inne rzeczy, takie, które raz zrobili po ciemku.
Nie oszukujmy się, O'Neill czuł pożądanie do chłopaka i wcale nie było mu z tego powodu wstyd. Skoro był zakochany, to chyba nic nadzwyczajnego, że chciał zrobić to z Benjaminem, prawda? Nie czuł się gejem, więc co innego, gdyby pożądał jakiegoś innego kolesia, ale nie – żaden chłopak nie podobał mu się tak bardzo, jak Benjamin.
Miesiąc był wystarczająco długim odwykiem dla Jaydena O'Neilla i wkrótce los miał zlitować się nad biednym chłopakiem i pozwolić mu zobaczyć swojego ukochanego. Choć właściwie ciężko tu mówić o zlitowaniu, skoro Jayden każdego dnia modlił się do wszystkich możliwych bogów, szczęść i losów, aby zesłali mu tę możliwość; kopał szafki, stłukł parę razy talerz czy szklankę, siedział naburmuszony i odmawiał normalnego życia. Nic więc dziwnego, że zirytowany los w końcu znudziło kopanie biedaka w tyłek i dla odmiany kopnął mu na jego drogę Benjamina.
Było to w połowie stycznia. Dzień był chłodny i na ulicach miasta o dziwo zaległa spora warstwa śniegu, przez co ciężko było poruszać się zarówno chodnikiem, jak i szosą – a Jayden musiał uzupełnić zapasy w lodówce i szafkach. Ponieważ zmuszony był zrezygnować z jazdy motocyklem, wybrał się na zakupy pieszo, brnąc ponuro przez śnieg i obrzucając groźnym spojrzeniem każdą zakochaną parkę.
Raz nawet zobaczył parkę jawnych gejów i zagapił się na nich z tak olbrzymią zazdrością (zatrzymawszy się na środku chodnika), że ci, speszeni, pospiesznie czmychnęli do jakiegoś sklepu.
Niepocieszony Jayden, którego głód miłości i tęsknota za nieznajomym Benjaminem wzrastały z każdym dniem, ruszył dalej, machając leniwie reklamówką z ziemniakami.
Wtedy właśnie przed sobą dostrzegł znajomą postać – był to jego najlepszy przyjaciel, Zack Willson. Natychmiast rozpoznał go po przydługich czarnych włosach zaczesanych w małą kiteczkę, oraz po szerokich barkach i charakterystycznej kurtce w muchomory.
Jayden poczuł się trochę pocieszony, bo choć spotykał Zacka każdego dnia na uczelni, to jednak zawsze fajnie było go spotkać gdziekolwiek. Willson również po chwili zauważył go i zamachał mu dłonią, szczerząc zęby w uśmiechu.
O'Neill jednak nie odwzajemnił go. Stanął jak wryty, wgapiając się w chłopaka, który szedł obok Zacka. Był to najprawdziwszy Benjamin! Ubrany w jasne dżinsy i długą ciemnozieloną kurtkę, z bordowym szalikiem opatulającym jego szyję oraz czapką w czarne i szare pasy na głowie.
Jaki kolorowy!- pomyślał radośnie Jayden, po czym zerknął nerwowo na swoje ubranie: czarne buty, czarne dżinsy, czarna stylowa kurtka i czarne rękawiczki. Tak, Benjamin był zdecydowanie kolorowy.
Przełykając nerwowo ślinę, uśmiechnął się do Benjamina i podszedł do niego – i przy okazji do Zacka, chodź na tego nie zwracał uwagi.
- Siemka, Jayden!- powitał go Zack.
- Hej, Benjamin!- odparł Jayden, na co Willson zmarszczył brwi.
- Cześć, Jayden...- powiedział Benjamin, uśmiechając się zdawkowo i zerkając nerwowo na Zacka.
- To ja was już sobie przedstawiłem?- zdziwił się Willson, popatrując to na jednego, to na drugiego.
- Poznaliśmy się na imprezie – wyjaśnił Benjamin.- Na twoich urodzinach.
- Och.- Zack pokiwał głową, po czym spojrzał z ciekawością na Benjamina.- Hej, to może widziałeś tę tajemniczą dziewczynę, której tak szukał Jayden? Do tej pory jej biedak nie odnalazł...
- Już mnie o to pytał – wymamrotał Benjamin, spuszczając wzrok na swoje buty.- Nie widziałem…
- Och, szkoda – westchnął Zack, znów kiwając głową i zerkając gdzieś na bok. Nagle wytrzeszczył oczy i rzucił się ku szybie witryny najbliższego sklepu.- Jasna cholera! Zobaczcie, jaki uroczy śliniaczek! Będzie pasował Lucasowi jak ulał! Zaraz wracam, chłopaki, moment!
Żaden nie zwrócił mu uwagi na to, że przecież Lucas, jego potencjalny syn, jeszcze się nie urodził, ba - jeszcze się nawet nie rozwinął w brzuchu swojej matki, Grace Foster. Ciężko więc było stwierdzić, czy śliniaczek będzie mu pasował, zwłaszcza na obecnym etapie rozwoju.
Jayden jednak nie narzekał, kiedy Zack zniknął za drzwiami sklepu, a on otrzymał okazję porozmawiania z Benjaminem sam na sam. Chłopak właśnie z westchnieniem podszedł do metalowej barierki oddzielającej chodnik od szosy, po czym przycupnął na niej, wciskając dłonie do kieszeni kurtki. O'Neill stanął obok niego.
- Co tam słychać?- zagadnął, uśmiechając się do niego. Starał się wyglądać na wyluzowanego.
- W porządku – odparł powoli Benjamin. Ledwie zerknął na Jaydena i już odwrócił głowę, unikając kontaktu wzrokowego.
- Więc, ehm...- O'Neill specjalnie stanął teraz przed nim, by Benjamin nie mógł już uciekać tak wzrokiem. Chłopak spojrzał na niego niemal z przerażeniem, widocznie zrozumiawszy, że znalazł się w pułapce.- Nie wiedziałem, że ty i Zack się znacie.
- Przyjaźnimy się...- mruknął Benjamin, zerkając w kierunku sklepu ze śliniaczkami. Za szybą witryny widać było, że ekspedientka zaczęła Zackowi prezentować inne śliniaczki i teraz chłopak z powagą przyglądał się każdemu z nich.
- A to dziwne – zdziwił się Jayden.- Kumpluję się z nim od szkoły średniej i nigdy nie widziałem cię w jego towarzystwie.
- Byliśmy przyjaciółmi zanim Zack przeniósł się do Londynu – wyjaśnił Benjamin. Jayden pokiwał głową. Willsonowie przeprowadzili się do swojej obecnej posiadłości, kiedy Zack miał trzynaście lat i wtedy właśnie poznali się z Jaydenem.
- Chodziliście razem do podstawówki?
- I mieszkaliśmy po sąsiedzku.- Pokiwał głową, nie patrząc na O'Neilla.- Pisaliśmy do siebie, gdy wyjechał.
- Nigdy mi o tobie nie mówił.
Benjamin westchnął tylko ciężko, nie odpowiadając i wciąż nie patrząc na Jaydena. O'Neill zrozumiał, że to nie jest dobry temat na rozmowę, wobec czego postanowił go zmienić.
- Może pójdziemy na kawę?
Tym razem Benjamin w końcu na niego spojrzał.
- Co?
- Masz ochotę na kawę? Niekoniecznie dzisiaj, ale może dziś wieczorem?- Jayden nieco się zaplątał.- Jutro też możemy iść, albo pojutrze, albo w weekend na przykład.
Benjamin parsknął cicho śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową i ponownie ją odwracając.
- Nie pójdziemy razem na kawę, Jaydenie – powiedział.
- To może osobno?- O'Neill wyszczerzył zęby w uśmiechu.- I spotkamy się w kawiarni.
Benjamin znów pokręcił głową, a Jayden zagryzł nerwowo wargę. Serce waliło mu w piersi jak młotem, w głowie miał kompletną pustkę – nie miał pojęcia jak przekonać Benjamina, by się spotkali, co zaproponować, by się zgodził?
- Czemu nie?- zapytał w końcu z lekkim sapnięciem, ale wciąż się uśmiechając, choć wiele go to kosztowało. Zakochał się pierwszy raz w życiu. Nigdy wcześniej nie musiał walczyć o względy żadnej dziewczyny, bo przychodziło mu to naturalnie. Tymczasem ta sytuacja była bardziej skomplikowana, ponieważ nie dość, że jego wybrankiem był chłopak, to na dodatek chłopak ten wydawał się nastawiony przeciwko niemu.
Benjamin spojrzał na niego niepewnie, być może zauważając, że chłopak się stara. A może po prostu był z natury na tyle grzeczny, że mimo niechęci chciał spojrzeć rozmówcy w twarz.
- Przecież wiesz... – mruknął.
- Będzie zazdrosny?- Jayden domyślił się, że Benjamin mówi o swoim chłopaku.- Przecież to tylko kawa.
- Nie chcę za bardzo, żeby mnie z tobą widziano.- Benjamin być może był z natury grzeczny, ale chyba akurat nie dla Jaydena.
- Dlaczego?- zdziwił się O'Neill.- Nie jestem przecież trędowaty, czy coś.
- Och, wręcz przeciwnie...
- Przeciwnie? W jakim sensie?
- Co ci tak zależy?- zapytał z westchnieniem Benjamin, marszcząc lekko brwi.
- Mam być szczery i powiedzieć prosto z mostu, czy owijać w bawełnę?
- ...owijaj w bawełnę?- Benjamin jeszcze bardziej zmarszczył brwi.
- No więc...- Jayden zastanowił się przez moment. Zerknął za siebie, sprawdzając ile ma czasu. Zack za szybą witryny właśnie przykładał do klatki piersiowej fioletowy śliniaczek i przeglądał się w lustrze trzymanym przez ekspedientkę. O'Neill uznał, że ma jeszcze jakieś pół godziny, zanim Willson w końcu coś kupi.- Więc, ehm...- Znów odwrócił się do Benjamina, w końcu mogąc spojrzeć w jego błyszczące (póki co tylko podejrzliwością) zielone oczy.- Jakiś czas temu, po tej imprezie u Zacka, a potem u Grace, tak zacząłem się zastanawiać, wiesz... co u ciebie słychać. Co tam porabiasz sobie, i w ogóle jak tam ci się wiedzie i... i jakie masz nazwisko!- dodał pospiesznie.
- Collins.- Benjamin wywrócił oczami i znów wbił w Jaydena podejrzliwy wzrok.- No i?
- Collins...- Jayden nie potrafił pohamować radosnego uśmiechu. Ledwie powstrzymywał się od zaczęcia wiercenia stopą dziury w chodniku i wykręcania nerwowo dłoni.- No więc... Benjaminie Collins... tak sobie myślałem czasem o tobie... zupełnie czasem, tak przy okazji, kiedy nie miałem co robić...
- Okej, może jednak po prostu wal z mostu – przerwał mu poirytowany Benjamin.
- Podobasz mi się – palnął Jayden, rumieniąc się lekko bynajmniej nie z powodu mrozu. Kiedy Collins uniósł wysoko brwi, dodał:- Zakochałem się w tobie. Benjaminie Collins – dodał jeszcze pod nosem.
Benjamin gapił się na niego w milczeniu, a jego brwi bardzo powolutku opadały do normalnej wysokości. Chłopak rozchylił wargi, by coś powiedzieć, ale wyraźnie zrezygnował. Westchnął ciężko, odwracając od Jaydena wzrok.
- Zawsze zakochujesz się w ten sposób?- mruknął.- Przelecisz kogoś i już wielka miłość?
- Nie...- bąknął O'Neill, zażenowany.- To pierwszy raz, kiedy się tak czuję.
- To może pójdziesz do łóżka z jakimś innym kolesiem i w nim się zakochasz, co?- zaproponował nieco oschle Benjamin.- Przykro mi, ale mnie nie jest teraz potrzebne twoje raczej wątpliwe zakochanie.
- No wiem – mruknął Jayden, przywołując na twarzy wymuszony uśmiech i udając, że wcale nie dotknęło go to bezpośrednie odrzucenie.- Ale tak poza tym to wydajesz się być bardzo w porządku, więc chciałbym cię po prostu bliżej poznać, tak jako zwykłego chłopaka... to znaczy nie potencjalnego chłopaka, tylko kumpla, jak Zack na przykład – dodał szybko, posyłając spojrzenie Willsonowi, który przeglądał teraz smoczki. Jayden miał nadzieję, że tych już nie będzie sobie przymierzał.
- To miłe z twojej strony, ale nie dogadamy się – powiedział Benjamin.- Mamy zupełnie inne charaktery.
- Och... pewnie...- Jayden pokiwał głową, ledwie powstrzymując napad złości. Niby jak Collins mógł wiedzieć, jaki jest charakter O'Neilla? Przecież dopiero się poznali! Jedyne, czym mógł sugerować się Benjamin, to zasłyszane pogłoski.
No właśnie.
Pogłoski.
Nagle Jayden z przerażeniem uświadomił sobie, że po raz pierwszy w życiu jego reputacja właśnie zaczęła go coś obchodzić. Co takiego mógł usłyszeć Collins, że na starcie odmawiał bliższego poznania Jaydena?
Mimo to przełknął ciężko ślinę razem ze swoim wstydem oraz dumą i postanowił nie dać jeszcze za wygraną.
- W sumie to nie znamy do końca swoich charakterów, więc może jednak zgodzisz się, co? To tylko jedna kawa, Benjaminie, będziemy tylko pić kawę, nic więcej...
- O, umawiacie się na kawę?- Nagle za plecami O'Neilla pojawił się Willson, uśmiechając do nich.- Możecie ogarnąć dla mnie tę kawiarnię, którą niedawno otworzyli przy Green Parku? Chciałbym tam zabrać Grace na dobre ciacho. Niech któryś z was podeśle mi opinię, co?
- Jasne.- Jayden uśmiechnął się promiennie, podczas gdy Benjamin zamknął oczy z cichym westchnieniem.
- Kupiłem trzy śliniaczki – oznajmił Zack, unosząc reklamówkę z ubrankami.- Grace będzie zachwycona! Och, ale wiecie co? Jednak wrócę jeszcze po smoczka, poczekajcie chwilę.
O'Neill zagryzł wargę, zupełnie zapominając o wcześniejszym odrzuceniu Benjamina. Uśmiechnął się do niego promiennie, nawet jeśli Collins nie odwzajemnił ani radości, ani uśmiechu. Pokręcił jedynie głową ze zrezygnowaniem.
- W porządku, pójdę z tobą na tę kawę – mruknął.- Ale tylko jedną. Później dasz mi święty spokój, jasne?
- Jasne, słowo harcerza!- Jayden (choć nigdy w życiu nie był harcerzem) uniósł prawą dłoń, a lewą, w której wciąż trzymał reklamówkę z ziemniakami, przyłożył sobie do serca. Collins zmarszczył z konsternacją brwi, ale nie skomentował tego.
- Co tak tutaj sterczysz?- zapytał w końcu zaczepnie.- Nie odniesiesz zakupów do domu?
- Och, tak... ehm...- Jayden spojrzał na swoje ziemniaki.- Jeszcze muszę kupić jajka i...- urwał, zagapiając się na Benjamina i z każdą chwilą czerwieniąc się coraz bardziej.- Yyy... to tego... dasz mi swój numer, żebyśmy mogli się umówić?- zapytał pospiesznie, unikając jego wzroku.
- Sobota o piątej w tej nowej kawiarni przy Green Parku – odparł sucho Benjamin.
- Dobra.- Jayden pokiwał energicznie głową.- No to... do zobaczenia. Benjaminie Collins.- O'Neill uśmiechnął się do niego pięknie, powoli cofając do tyłu i nie spuszczając z niego przeszczęśliwego wzroku.
Benjamin patrzył na niego morderczo, kiedy ten powoli odchodził. Po chwili zmarszczył lekko brwi, a potem westchnął cierpiętniczo i machnął dłonią w jego kierunku.
- Uważaj, jak i-...!- zaczął, ale Jayden już grzmotnął całym sobą w latarnię.
- Auu!- syknął, masując sobie tył głowy. Spojrzał pospiesznie na Collinsa i wyszczerzył do niego głupkowato zęby.- T-to pa! Do zobaczenia!
- No uważaj...!- pisnął Benjamin, znów wskazując na niego ręką.
Jayden odwrócił się szybko, zatrzymując jednocześnie, by uniknąć zderzenia, ale niestety nic z tego nie wyszło – tym razem bowiem wpadł na jakiegoś faceta, który akurat zajęty był gapieniem się w swój telefon.
- Och, przepraszam!- zawołał pospiesznie O'Neill. Szybko obrócił się do Benjamina i pomachał do niego. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi czy reakcji, ale nie mógł za nią czekać w obawie, że znowu narobi sobie wstydu.
Wrócił do domu, kompletnie zapominając o jajkach i innych produktach, które miał jeszcze kupić.
Hejka!
OdpowiedzUsuńW końcu przybywam i ja :3
Jeny, ta historia to jak miód na moje serce, jak mi się ją przyjemnie czyta! Jeszcze czuję tak ogromny niedosyt, że nie jestem w stanie tego opisać.
Na końcówce parsknęłam śmiechem. Jay nawet nie dba o to czy mu się coś stanie, byle Benjamin zwrócił na niego uwagę <3
Zastanawia mnie jaki w sumie ma problem Benjamózg ze spotykaniem się z Jaydenem. Może chodzi właśnie o wspomnianą "reputację", co jak mniemam jest reputacją "przystojnego łamacza kobiecych serc i łóżek".
Hm, jednak chyba trochę rozumiem Benjamina. W sumie trudno uwierzyć, że ktoś się w tobie zakochał, po jednym spotkaniu. I to dość, dogłębnym spotkaniu. ;D
Pozdrawiam,
Sho
Dzień dobry!
UsuńNa moje serduszko z kolei miodem jest Twój komentarz ♥ Cieszę się, że czytanie tejże komedii romantycznej sprawia Ci przyjemność! Mam nadzieję, że i kolejne rozdziały Cię nie zawiodą i będziesz się dobrze bawić w towarzystwie Bena i JayJay'a :D ♥