[FIL] Rozdział 7

   Odkąd Jayden O'Neill poznał i zakochał się bez pamięci w Benjaminie Collinsie, jego życie zdawało się nabrać kolorów – a przecież od tamtego dnia, czy raczej nocy, minęły zaledwie niecałe dwa miesiące, w tym pierwszy miesiąc chłopak spędził raczej na marzeniu i wzdychaniu za kimś, kto praktycznie w ogóle o nim nie myślał, chcąc zapomnieć o tym, co się między nimi wydarzyło.

Teraz jednak życie nabrało smaczku – smaczku Benjamina Collinsa, bo to właśnie on przyprawiał to życie samym sobą. Ponieważ on i Jayden chodzili na dwie różne uczelnie, nie mieli zbyt wielu okazji do spotykania się, nad czym O'Neill mocno ubolewał, ale starał się chociaż raz na tydzień spotkać z jego ukochanym.

Benjamin zdawał się powoli do niego przekonywać. Chętniej z nim rozmawiał, odpisywał nawet na SMSy, które Jayden wysyłał mu praktycznie codziennie – przede wszystkim rano i wieczorem – a nawet wyraził chęć, by „pewnego dnia” wybrać się z O'Neilliem na wycieczkę jego motocyklem (ale, jak podkreślał, pod warunkiem, że nie będą szaleć z prędkością).

Jayden był wniebowzięty. On i Collins powoli dowiadywali się o sobie coraz więcej, dzięki czemu stawali się sobie coraz bliżsi. Póki co O'Neill w ogóle nie myślał o tym, że coś mogłoby się spieprzyć, jak to w takich historiach bywa.

Zaledwie miesiąc po ich pierwszym spotkaniu w Green Park, uznawszy, że Collins nie myśli już o nim jak o zwykłym kobieciarzu i facecie, z którym omyłkowo się przespał i czego żałuje, Jayden odważył się postąpić o jeden krok dalej.

Pewnego dnia więc z szalejącym w piersi sercem, leżąc na kanapie na wypadek, gdyby wkrótce miał zemdleć bądź dostać zawału czy wylewu z nerwów – wziął swoją komórkę i wybrał numer do Benjamina.

Jego głos, na dźwięk którego serce Jaydena zaczęło tańczyć kankana, rozległ się po trzecim sygnale:

- Halo?

- Cześć, tu Jayden!- rzucił nerwowo O'Neill.- Słuchaj, ehm...

- Niemożliwe!- wykrzyknął Collins.- Czekaj, jaki Jayden?

- No... no Jayden – bąknął Jayden.- Jayden O'Neill – dodał Jayden O'Neill.

- Och, to ty, Jayden! W życiu bym się nie domyślił, ani po głosie, ani po nazwie kontaktu!

O'Neill w końcu załapał, że Benjamin się z niego nabija. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, a jego zdenerwowanie nieco osłabło. Zaczął bawić się sznurkiem do regulowania kaptura bluzy, którą miał na sobie.

- Ha, ha, bardzo śmieszne – mruknął.- Jesteś teraz zajęty? Możesz gadać?

- Tak, właśnie skończyłem zakuwać do egzaminu i mam wolną chwilę – odparł Collins. W słuchawce dało się słyszeć ciche puknięcia, z pewnością odkładanych podręczników.- Nie jesteś dzisiaj w pracy?

- Mam wolne – wyjaśnił Jayden, gryząc plastikowe zakończenie sznurka.- Zjadłem właśnie obiad i tak wpadłem na pomysł, żeby do ciebie zadzwonić i... ten...- O'Neill poruszył się nerwowo na kanapie, jakby coś go uwierało w tyłek – rzeczywiście uwierało, był to pilot od telewizora. Chwycił go i spojrzał na niego z irytacją.- Chciałem spytać, czy może ten... pójdziemy do kina w weekend?

- Do kina?- powtórzył Collins po krótkiej chwili milczenia.

- No, na jakiś dobry film – odparł Jayden, czując, że jego twarz płonie.- Sporo teraz filmów akcji leci, ale obiło mi się o uszy, że jest też jeden dobry horror i...

- Zapraszasz mnie do kina?

O'Neill umilkł z rozdziawioną gębą. Zaciskał nerwowo sznurek, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Czy Benjamin czuł się urażony? Powinien przeprosić i wyjaśnić, że to żart? Czy może jednak powiedzieć, że tak, pewnie, że zaprasza go do kina, przecież planował to od miesiąca i tylko czekał na dobrą okazję!

- Jesteś tam?- zapytał Benjamin.

- No – mruknął Jayden.

- Zawstydziłem cię?

- Nie!- parsknął wymuszenie O'Neill.- Piłem sok akurat...

W słuchawce rozległ się śmiech. Jayden nie potrafił już usiedzieć, czy raczej uleżeć na kanapie, wobec czego zerwał się do pozycji siedzącej i zacisnął usta w wąską linię.

Dlaczego na co dzień był tak wyluzowanym gościem, a tylko kiedy miał do czynienia z Benjaminem, to robił z siebie kretyna?!

- Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby dwóch chłopaków szło do kina – powiedział Benjamin, a w jego głosie dało się wyczuć uśmiech.

- Z Zackiem czasem chodzimy.- O'Neill wzruszył nonszalancko ramionami. Było mu strasznie głupio, miał nadzieję, że Collins po prostu się zgodzi, jak normalny człowiek.

- Nie obraź się, Jaydenie...- zaczął Benjamin już łagodniej - ale czułbym się trochę niekomfortowo w takiej sytuacji.- Kiedy O'Neill zaczął już rozważać, czy wybuchnąć płaczem, czy złością, Collins dodał niespodziewanie:- Ale może wpadniesz do mnie i obejrzymy coś u mnie?

I wtedy Jayden pożałował, że jednak usiadł.

Przełknął ciężko ślinę, opierając się, czy raczej z całym impetem wbijając mocno plecy w oparcie kanapy i wgapiając się w ścianę przed sobą.

- Okej – powiedział jak automat, po czym zerwał się z kanapy i, cały w skowronkach, zaczął przechadzać się po swoim mieszkaniu, uśmiechając do siebie jak niespełna rozumu kretyn.- Możesz też wpaść do mnie, mam blisko siebie wypożyczalnię filmów...

- Obejrzymy u mnie coś na necie – odparł Benjamin.- Dzieli nas spory kawał drogi, więc tak trochę nie widzi mi się tułać do ciebie autobusami, ale ty możesz przyjechać motocyklem.

- Pewnie! Będziesz mógł przyjrzeć mu się z bliska! – zaśmiał się radośnie Jayden. Czuł się co najmniej, jakby miał przedstawić Benjaminowi swoje dziecko.- To kiedy masz czas?

- Zaczął się drugi semestr, więc ten tydzień już odpada, ale w przyszłym tygodniu mam więcej swobody, poza czwartkiem i weekendem, bo mam już plany.

- Och, okej!- Jay miotał się pomiędzy wybraniem dnia na ich spotkanie, a zbombardowaniem Benjamina pytaniami na temat tego, co robi w weekend.- Ehm, w poniedziałek i wtorek idę na popołudniówkę, więc... co powiesz na środę?

W słuchawce zapadła chwila ciszy i Jayden uznał, że Benjamin się nad tym zastanawia, choć tak naprawdę nie do końca o to chodziło.

- Środa?- zapytał Benjamin.- Jesteś pewien...?

- No, wtedy mam wolne na sto procent – odparł pewnym tonem.

- No... okej.- W głosie Collinsa dało się wyczuć rozbawienie.- Niech będzie. W takim razie przyszła środa. Dogadam się jeszcze z rodzicami i przyślę ci SMSem adres i godzinę, dobra?

- Pewnie.- Jayden znów wyszczerzył zęby w uśmiechu, opierając się o ścianę i znów bawiąc się nerwowo sznurkiem od bluzy.- A tak w ogóle to co porabiasz?

- Zaraz mam obiad, a potem jadę z rodzicami na zakupy – odparł.- A ty masz jakieś plany na dziś? Co będziesz robił?

- Pewnie polenię się na kanapie – stwierdził O'Neill.- Zack jest z Grace u lekarza, potem gdzieś tam idą na miasto, więc nie mam za bardzo co robić.- Jayden miał nadzieję, że Benjamin zaproponuje mu spotkanie już dzisiaj, ale niestety przeliczył się ze swoim marzeniem.

- Możesz poszukać już filmu, jaki chciałbyś obejrzeć u mnie w środę – zaproponował.- Tylko... jakiś neutralny, no nie?

- Pewnie!- Jayden pokiwał głową.- Jakie filmy lubisz?

- Nie mam szczególnych wymagań... chociaż preferuję raczej coś z dobrą fabułą. Może thriller, albo horror? Chociaż nie, wiesz co, horror jednak nie – dodał dziwnie pospiesznie.- Film akcji będzie dobry, tak, albo może survival.

- Lubię survivale.- O'Neill ochoczo pokiwał głową.- Rozejrzę się za czymś.

- Okej...- Benjamin urwał na moment.- Wołają mnie na obiad... No to do usłyszenia, nie?

- Pewnie, będę czekał za wiadomością. Pozdrów rodziców – dodał z uśmiechem.

Kiedy Collins już się rozłączył (oczywiście, Jayden nigdy nie robił tego jako pierwszy, w obawie, że może Benjamin jeszcze coś powie), chłopak z rozmarzonym westchnieniem niemalże przytulił do siebie komórkę.

- Ale ze mnie kretyn – stwierdził ze śmiechem. To niewiarygodne, że taki wyluzowany pan „Mam-Wyjebane-Na-Większość-Spraw” jak on, zachowywał się jak rozkwiczała dziewica, zakochana w szkolnym przystojniaku.

O'Neill, wciąż z uśmiechem na twarzy, odłożył komórkę na kanapę i podszedł do regału, na którego półce stał kubeczek z paroma różnymi przyborami do pisania. Chwycił za czarny marker i podszedł do wiszącego na ścianie kalendarza. Zagryzając wargę, zaznaczył w kółko przyszłą środę, rysując wokół niego małe gwiazdeczki. Kiedy odsunął się o krok, by spojrzeć na swoje malutkie dzieło, pobladł nagle na twarzy, a marker wyleciał mu z dłoni.

W środę był czternasty lutego.

Walentynki.

Jayden przez prawie cały tydzień, czy to na uczelni, czy w pracy, czy w domu, kręcił się to tu to tam, wyrywając sobie włosy z głowy i zastanawiając się, jak niby na środę ma wybrać INNY film niż romans.

Przecież to Walentynki! A on, kretyn, zachował się, jakby to był zupełnie normalny dzień! Benjamin mógł sobie pomyśleć, że przestało mu zależeć, a przecież Jaydenowi zależało na nim coraz bardziej!

Walentynki... Walentynki! Idealna okazja, żeby zbliżyć się do Benjamina, objąć go ramieniem, okazać mu całe swoje zainteresowanie i zaangażowanie, pokazać mu, że O'Neill wciąż o nim myśli w ten wyjątkowy sposób... i jak ma zrobić to podczas cholernego survivalu?! Przysunąć się do niego, kiedy bohater filmu będzie wspinał się po krawędzi przepaści? Objąć go, kiedy bohater filmu będzie walczył z rozwścieczonym niedźwiedziem, mając za broń złamaną gałąź?! Gdzie tu romantyzm?!

Gdyby to chociaż był horror, podczas którego Benjamin by się bał i chciał ukryć twarz w ramieniu Jaydena...

O'Neill prawie dochodził na samą myśl, że Benjamin miałby zrobić coś takiego.

Zdawał sobie sprawę z tego, że jego zakochanie, jego wręcz obsesja na punkcie Collinsa, nie jest raczej normalna. Ale czyż miłość nie jest właśnie chorobą? Na nią nie ma lekarstwa. Nie ma na nią nawet szczepionki, choć Jayden był przekonany, że nigdy go ona nie dopadnie – no bo jak? W całym swoim życiu kochał tylko i wyłącznie rodzinę Willsonów i co najwyżej Grace Foster, która zresztą i tak wkrótce miała zostać młodą panią Willson.

A Jayden? Pozostanie Jaydenem O'Neillem, czy kiedyś będzie miał szansę na zostanie Jaydenem Collins? A może to Benjamin będzie Benjaminem O'Neill?

Zdaniem Jaydena oba warianty pasowały. Może więc przyjmie nazwisko Jayden Collins-O'Neill, a Benjamin będzie Benjaminem O'Neill-Collins?

Da się tak w ogóle?

Jayden, który właśnie wybierał ciuchy na Walentynkowe spotkanie z Benjaminem, potrząsnął głową, by wyrzucić z niej te idiotyczne myśli. Benjamin nie postrzegał go nawet jako potencjalnego kandydata na faceta, a co dopiero na męża! W ogóle, czy Jayden był przekonany o tym, że chciałby z Collinsem spędzić resztę życia w związku małżeńskim? Przecież oni prawie w ogóle się nie znali. Znaczy no, znali się już dwa miesiące i trochę się o sobie dowiedzieli, ale żaden z nich nadal nie miał pojęcia, jak wygląda drugi, kiedy na przykład się złości, czy wścieka.

O'Neill z ciężkim westchnieniem usiadł na swoim łóżku, pogrążając się w ponurym nastroju. Czy miłość w ogóle patrzy na takie rzeczy? Czy do kochania naprawdę potrzebna jest również wiedza, albo doświadczenie?

To, co czuł do Benjamina... było miłością, czyż nie? Tyle przecież o nim myślał, a samo myślenie przyprawiało go o zawroty głowy. Wspominanie wspólnie spędzonych z nim chwil przywoływało głupkowaty uśmiech na jego twarzy, czuł się szczęśliwy, będąc obok Collinsa. Zastanawiał się, jakby to było kochać się z nim przed wyjściem do pracy, jakby to było zrobić mu rano śniadanie – a przecież na punkcie jego jajecznicy z bekonem nawet Grace miała bzika. Myślał o tym, jakby to było spędzać z nim czas tak na co dzień – patrzeć w zieleń jego oczu, patrzeć na jego usiane piegami policzki i na jego płomienną czuprynę włosów, na jego szczupłe ciało...

Jayden nigdy nie czuł czegoś podobnego. Jeśli podobała mu się jakaś dziewczyna, to myślał o niej w wersji rozebranej, półnagiej, albo w jakimś seksownym wdzianku – nie mówiąc już o tym, że myślał o czymś takim tylko w konkretnej chwili, kiedy zabierał się do konkretnej czynności.

Ale z Benjaminem było inaczej. O Benjaminie myślał cały czas – co wcale nie znaczyło, że cały czas robił tę konkretną czynność, choć czasem mu się zdarzało.

Benjamin z całą pewnością był czarodziejem. Nie było innej opcji, skoro tak oczarował i zaczarował Jaydena. No bo przecież to, co Collins powiedział mu na początku było logiczne – jak można zakochać się w kimś, z kim spędziło się jedną noc, w dodatku go nie widząc?

Ale tak właśnie było. O'Neill stracił głowę dla Benjamina i nie potrafił wyobrazić sobie siebie z kimkolwiek innym. Zastanawiał się, czy jeśli znów prześpi się z Collinsem, to czy jego uczucia znikną?

I myślał sobie, że nie chciałby tego.

Nieważne jak głupio to brzmiało – kochał kochać Benjamina Collinsa.

Niecałą godzinę później Jayden, na swoim pięknym czarno-białym motocyklu, skorzystał z zapamiętanego skrótu i przejechał najpierw przez ulicę Half Moon, a potem Queen i stamtąd wjechał na Waverton. Była to dość wąska ulica, gdzie w pierwszej części wyrastały wysokie na dziesięć pięter blokowiska, oraz znacznie mniejsze, przytulne i ładnie prezentujące się niewysokie bloki w drugiej części. Szukając numeru czterdziestego, to właśnie w tej drugiej zatrzymał się Jayden, parkując przed schludnym budynkiem z grafitowej cegiełki, wciśniętym między budynki z czerwonej cegły niczym przysłowiowa czarna owca. Zdjął z głowy kask i potrząsnął głową, czy raczej włosami, aby trochę się ułożyły i „odetchnęły”. Kiedy zgasił silnik i zsiadł z motocykla, za jakiego plecami rozległ się trzask drzwi. Jayden obrócił głowę, zerkając przez ramię, a ujrzawszy Benjamina, odwrócił się do niego z uśmiechem.

Collins wyglądał... cóż, zdaniem Jaydena świetnie. Miał na sobie jasne dżinsy, białą koszulkę i nieco rozciągnięty, wyglądający na za duży na niego sweter w miodowym kolorze. Czupryna kasztanowych włosów rozwiała się na wietrze, kiedy podszedł do O'Neilla z uśmiechem, a potem spojrzał na jego motocykl.

- Wow!- zawołał z uznaniem, a Jayden pokraśniał na twarzy, co najmniej jakby był to komentarz na widok samego Jaydena.- Więc to jest ten suzuki...?

- GSX-R 1000 – dokończył nie bez dumy.- Podoba ci się?

- Widać, że o niego dbasz.- przytaknął Benjamin.- Wygląda zarąbiście.

- Dzięki.- O'Neill zaśmiał się, trochę zawstydzony.

- Nie stójmy tak na zimnie, chodź.- Collins skinął głową w kierunku budynku.

Jayden pospiesznie zabezpieczył swój motocykl przed ewentualną kradzieżą, a kiedy upewnił się, że zrobił to dobrze, dołączył do Benjamina, który schował się już przed mrozem we wnętrzu bloku, jednak przytrzymywał dla O'Neilla drzwi. Jayden niemal wskoczył radośnie na klatkę schodową, a Benjamin zamknął za nim drzwi i z uśmiechem poprowadził go schodami na górę.

- Ładny blok, tak w ogóle – stwierdził Jayden.- Ja mieszkam w takim szarym budynku, w barokowym stylu, a pod sobą mam sklep King's College London. Kupiłem tam sobie kiedyś portfel za piętnaście funtów. Rozwalił mi się po dwóch tygodniach.

Benjamin zaśmiał się cicho, zerkając na niego przez ramię, gdy się wspinali.

- Ja kupiłem swój na bazarze w Newport za dwa funty i mam go od pół roku. Jest tylko trochę przetarty od kieszeni.

- Musisz mnie kiedyś zabrać na ten bazar.- O'Neill uśmiechnął się.- Kupię sobie cały zapas na życie.

Collins znów się roześmiał, jednak przycichł, kiedy dotarli na ostatnie, trzecie piętro. Jak to bywa na klatkach schodowych, głos roznosił się lekkim echem, wobec czego i tak nie mówili zbyt głośno.

Benjamin położył dłoń na klamce drzwi i zaczekał, aż O'Neill do niego dołączy. Dopiero teraz Jayden zaczął się naprawdę denerwować. Miał być przecież z Benjaminem sam na sam, już bez obcych ludzi na ulicy, czy w kawiarni, bez żadnych świadków!

Och, nie! A co jeśli Benjamin zaprosił go tu... także w innym celu?

Och, tak!

Jayden przełknął ciężko ślinę, podczas gdy Collins uśmiechnął się do niego lekko i otworzył drzwi, przepuszczając go przodem.

O'Neill przekroczył próg i zatrzymał się na korytarzu, rozglądając z ciekawością wokół. Wąskie pomieszczenie było wyłożone ciemną boazerią oraz brązowymi płytkami. Korytarzyk składał się jakby z dwóch części, ponieważ tuż za drzwiami wejściowymi znajdowało się coś w rodzaju przedsionka, a kolejne przejście prowadziło do dalszej części korytarza.

Benjamin ściągnął swoje adidasy i podsunął Jaydenowi kapcie. O'Neill pospiesznie przebrał buty i zdjął z siebie kurtkę, przewieszając ją na wskazanym przez Collinsa wieszaku, wciąż się rozglądając. Korytarzyk był ciasny i znajdowały się tu jedynie wieszaki oraz wąska szafka na buty tuż pod nimi. Dalej zaś, za przejściem, widać było wiszący obraz oraz drzewko w donicy ustawione na końcu przy oknie.

- Chodźmy do kuchni – powiedział Benjamin, mijając go.

- Okej – rzucił Jayden, mocno spięty. Oblizał pospiesznie wyschnięte wargi i przełknął nerwowo ślinę, podążając za chłopakiem.

Daleko nie zaszli bo, jak się okazało, do kuchni skręcało się na lewo, tuż za przejściem z przedsionka. Jayden wszedł za Benjaminem, rozglądając się z zainteresowaniem – kuchnia była jaśniejsza; wyłożona szarymi ozdobnymi płytkami podłogowymi, o meblach z ciemnego drewna ale o podobnym do płytek kolorze lady. Była dosyć wąska; po lewej stronie mieściła komplet szafek stojących i wiszących, zaś pod prawą stroną nieduży stolik z czterema krzesłami. Okno usytuowane było na ścianie naprzeciwko drzwi i również było wąskie.

Jednak to, co najbardziej rzuciło się w oczy Jaydenowi, to niskiego wzrostu kobieta, która odwróciła się właśnie od zlewu umieszczonego w szafce przy oknie, wycierając dłonie w ręcznik i z uśmiechem spoglądając na obu chłopaków.

- Mamo, to jest Jayden – powiedział Benjamin, wskazując dłonią zaskoczonego O'Neilla.- Jayden, to jest moja mama.

- Witaj, Jayden, miło mi cię poznać – oznajmiła pani Collins, odkładając ręcznik i splatając ze sobą dłonie na podołku. Uśmiechnęła się tak ujmująco, że Jayden po prostu nie był w stanie nie odwzajemnić tego uśmiechu.

- Dzień dobry, pani Collins – powiedział, szybko zerkając na Benjamina. Nie zauważył u niego żadnego cienia złośliwej satysfakcji, więc uznał, że nie został w nic wrobiony. Podszedł do kobiety i wyciągnął do niej dłoń.- Mnie również jest bardzo miło.

Pani Collins uścisnęła jego dłoń, przyglądając mu się z oczywistym zainteresowaniem.

- Czego się napijesz?- Teraz to Benjamin się do niego zwrócił, otwierając jedną z górnych szafek.- Kawy, herbaty?

- Och, ee...- Jayden, który wpatrywał się z zauroczeniem w uśmiech pani Collins, zabójczo podobny do uśmiechu Benjamina, zerknął krótko na chłopaka.- Poproszę herbatę.

- Słyszałam, że przyjaźnisz się także z Zackiem, Jaydenie – zagadnęła go pani Collins.

- Tak, przyjaźnimy się od szkoły średniej – potwierdził O'Neill.

- Cieszę się, że Benjamin tak szybko znalazł sobie przyjaciół w Londynie – wyznała, kiwając lekko głową. Jej długie, kasztanowe włosy, związane w kucyk, podskoczyły wesoło.- Ben chciał studiować na tej samej uczelni, co Zack, ale nie było już wolnych miejsc na pedagogice.

- Z dojazdem chyba też byłoby trochę nieciekawie, co?- stwierdził Jayden.

- Och, i tak myśleliśmy o zakupie samochodu.- Pani Collins machnęła z uśmiechem ręką.- John, to znaczy mój mąż, pracuje w klubie jachtowym dosłownie za rogiem, więc Ben mógłby dojeżdżać do szkoły autem.

- Masz prawo jazdy?- zapytał nieco zaskoczony O'Neill Benjamina.

- Mam – odparł, włączając elektryczny czajnik.

- A ty przyjechałeś do nas motocyklem, tak?- Jayden spojrzał na panią Collins niemal z podziwem. Większość osób zawsze uparcie nazywała go „motorem”.

- Tak, zaparkowałem przed budynkiem.

- Możesz go sobie zobaczyć z okna w łazience – dodał Benjamin, wrzucając do dwóch kubków po torebce z herbatą.

- A wiesz, zaraz z miłą chęcią sobie zerknę – stwierdziła pani Collins, podchodząc do syna i szykując coś na ladzie. Jayden nie widział co, bo stał akurat tak, że teraz Benjamin zasłaniał sobą swoją matkę. Nietrudno było jednak dostrzec – co O'Neill uznał za bardzo urocze – że pani Collins wzrostem sięgała synowi ledwie do ramienia.

Jayden zastanawiał się, czy to po ojcu Benjamin jest taki wysoki – i czy jego ojciec jest jeszcze wyższy od niego, co często przecież w rodzinach się zdarzało.

- Lubisz czekoladę, Jaydenie?- zapytała pani Collins, posyłając mu uśmiech zza ramienia syna.

- Lubię – odparł zgodnie z prawdą. Uśmiechnął się trochę nerwowo, bo stojąc tak przy progu kuchni czuł się nie na miejscu, będąc jedyną osobą, która nic nie robiła.

- Słodzisz?- zapytał tymczasem Benjamin, odwracając się do O'Neilla.

- Wolę gorzką – odparł. Patrzył, jak chłopak chwyta za czajnik i zalewa wrzątkiem oba kubki. Po chwili wrzucił do nich po plasterku cytryny, a do jednego dodał łyżeczkę miodu.- Wezmę je – zaoferował się, podchodząc do Benjamina i posyłając mu uśmiech, po czym przerzucając go na panią Collins.

Ta odwzajemniła uśmiech i podała synowi owalny plater z ułożonymi w fantazyjny wzór trzema rodzajami ciastek, kostkami czekolady, pralinkami oraz cukierkami.

- Weźcie jeszcze to do podjadania – powiedziała.- Jakby co, to w szufladzie została jeszcze paczka popcornu.

- To nam raczej wystarczy – stwierdził Benjamin, patrząc na plater ze zmarszczonymi brwiami. Obrzucił matkę dziwnym spojrzeniem, po czym powiedział:- Będziemy u mnie.

- Jak zgłodniejecie, to zrobię wam zapiekankę na kolację – dodała jeszcze.

Benjamin spojrzał z uśmiechem na O'Neilla i znacząco wywrócił oczami, na co Jayden wyszczerzył zęby. Pokierowany przez przyjaciela, wyszedł z kuchni i skręcił na lewo, a po trzech krokach stanął przed drzwiami po prawej.

- Masz śliczną mamę, Benjaminie – wyszeptał, kiedy Collins otwierał drzwi i przekraczał próg.

Chłopak parsknął cicho śmiechem, czekając, aż Jayden wkroczy do pokoju. Zamknął za nim drzwi i wskazał biurko, gdzie po chwili O'Neill odłożył kubki z herbatą.

I znów rozejrzał się wokół siebie. Pokój Benjamina nie był duży, ale za to bardzo przytulny – na ścianie naprzeciwko drzwi znajdowało się wąskie okno wychodzące na ulicę, pod prawą ścianą stało łóżko oraz szafa, pod lewą zaś biurko z komputerem oraz trzy wąskie regały wypełnione książkami, pamiątkami i przeróżnymi drobiazgowymi rzeczami. Samo pomieszczenie urządzone było w barwach bieli i odcieniach szarości, na jasnych panelach położono nieduży, ale za to bardzo miękki dywan w grafitowym kolorze.

- Wybrałeś coś w końcu?- zapytał Jaydena Benjamin, poruszając myszką, by wyświetlić pulpit wygaszonego ekranu komputera.- Nie przysłałeś mi żadnego tytułu, więc nie miałem jak sprawdzić, co sobie upatrzyłeś.

- Och, wiesz...- O'Neill odchrząknął lekko, siadając na łóżku Benjamina i przymierzając się do zaproponowania romansu, którego fabuła zbliżona była do sytuacji między nimi.- Prawdę mówiąc to...

- Nie? To nawet dobrze, bo już coś dla nas wybrałem – przerwał mu z uśmiechem Collins, włączając wyszukiwarkę i wchodząc w zakładki.- Będziesz zachwycony.

- Och...- bąknął O'Neill, zagryzając lekko wargę.- To co oglądamy?

Benjamin już włączył odtwarzacz i powiększył ekran. Odwrócił się do przyjaciela i spojrzał na niego niemal z triumfalnym uśmiechem, podczas gdy za jego plecami pojawił się niebieski obraz z białym zamkiem.

- „Krainę Lodu” - oznajmił Benjamin.

Jayden rozchylił lekko wargi, a potem wybuchnął śmiechem, rozbawiony.

- Już to oglądałem – uprzedził.

- Ja też – odparł Collins.- Obejrzymy jeszcze raz.

- Nie mam nic przeciwko – zaśmiał się Jayden, odgarniając przydługie włosy do tyłu.- Lubię tę bajkę.

Benjamin spojrzał na niego ukradkiem, po czym odwrócił wzrok na bok i podszedł do biurka. Przestawił ich kubki na stolik nocny postawiony obok łóżka, natomiast plater ze słodkościami położył na łóżku między nimi. Rozsiadł się wygodnie, podsuwając sobie pod plecy poduszkę i drugą podając Jaydenowi.

O'Neillowi nie pasował mur słodyczy między nimi, co wyraził, spoglądając znacząco na Collinsa. Ten jednak albo nie dostrzegał tego subtelnego „zabierz to, bo zamierzam w odpowiednim momencie przysunąć się do ciebie i cię objąć”, albo udawał, że tego nie dostrzega.

Kiedy rozpoczęła się pierwsza scena i w pokoju rozbrzmiała piosenka „Serca skute lodem”, ponad nią dało się słyszeć pukanie do drzwi. Po chwili otworzyły się one, a do środka zajrzała pani Collins.

- Och, oglądacie „Krainę Lodu”?- zapytała ze śmiechem, po czym zwróciła się do syna.- Muszę na chwilę jechać do cioci, skarbie. Wrócę jakoś przed szóstą, kupić wam coś po drodze?

- Mamy wszystko – stwierdził Benjamin, wskazując znacząco na plater słodyczy.

- A zostaniesz z nami na kolacji, Jaydenie?- zapytała pani Collins, teraz zwracając się do O'Neilla.

- Och, nie chcę sprawiać kłopotu...- zaczął pospiesznie chłopak.

- To absolutnie żaden kłopot!- Pani Collins machnęła dłonią.- Benjaminie, liczę na to, że namówisz swojego przyjaciela, żeby zjadł z nami.

- Zjesz z nami?- zapytał go Collins.

- Z przyjemnością – odparł niemal natychmiast Jayden, po prostu nie mogąc oprzeć się zieleni jego oczu.

- W takim razie do zobaczenia wieczorem – powiedziała pani Collins.- Bawcie się dobrze!

I zniknęła za drzwiami. O'Neill odwrócił głowę w kierunku komputera, a potem spojrzał na plater i sięgnął po kruche ciastko oblane czekoladą. Wepchnął je całe do ust, bojąc się, że lada chwila mimowolnie wygłosi Benjaminowi uwagę, że zostali sami.

- Zostaliśmy sami.- O dziwo to Collins powiedział to głośno, wzdychając.

- No – odparł powoli Jayden, kiwając głową i wlepiając w niego spojrzenie.

Benjamin sięgnął po pralinkę, nie odwracając wzroku od komputera. Po kilku długich minutach milczenia oznajmił spokojnie:

- Zaraz wydłubię ci oczy, jeśli nie przestaniesz się na mnie gapić.

- Wybacz – wymamrotał O'Neill, rumieniąc się lekko i wpatrując się teraz w ekran komputera, na którym Anna zaczęła śpiewać radosną i smutną zarazem piosenkę o lepieniu bałwana.

Benjamin obrzucił go spojrzeniem zielonych oczu.

- Chyba nie liczyłeś na nic, kiedy cię do siebie zapraszałem?- mruknął.

- Nie licząc wspólnego oglądania bajki i zajadania się słodyczami, absolutnie – skłamał, starając się dodać wiarygodności swym zapewnieniom i kiwając przy tym głową z niewinną miną.

Collins zmierzył go od góry do dołu, po czym wziął ciastko i odwrócił wzrok do komputera.

- No, chyba że ty na coś liczyłeś – dodał nonszalancko Jayden, nie mogąc sobie odmówić tej przyjemności.

Collins sapnął głośno, kręcąc głową z niedowierzaniem i rumieniąc się lekko.

- Oglądaj – polecił niemal groźnym tonem.

Jayden uśmiechnął się pod nosem i po chwili zachichotał. Umilkł jednak pod naporem ciężkiego spojrzenia Benjamina, choć nawet zagryzanie warg nie pomagało w powstrzymywaniu ich przed rozciąganiem się w uśmiechu. Collins zaś mógł tylko wywrócić oczami i westchnąć.

Ciężko było stwierdzić, czy w tej sytuacji którykolwiek potrafił skupić się na bajce.


1 komentarz:

  1. Hejka!
    najlepszy wybór filmowy na przełamanie pierwszych lodów, że tak to ujmę XD
    Mama Benjamina wydaje się naprawdę sympatyczna.
    No i skoro to walentynki... mam nadzieję, że coś się tam między nimi wydarzy w kolejnym rozdziale ;D
    Tulę,
    Sho

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń