Kolacja u Collinsów była równie pyszna i upłynęła w równie sympatycznej atmosferze, co zawsze u Willsonów. Pan Collins i Jayden odnaleźli nawet wspólny język i podczas posiłku zatracili się w rozmowie o środkach transportu – John Collins był zainteresowany motocyklem O'Neilla, a Jayden z prawdziwym zaciekawieniem pytał go o jachty. Nawet jego żona przysłuchiwała się im z uwagą i od czasu do czasu zadawała pytania.
Jayden bawił się prześwietnie. Można by pomyśleć, że w pewnym momencie poczuł odrobinę uczucie zazdrości, gdyż on nigdy nie miał takich rodziców jak państwo Collins, ale nie – O'Neill już dawno nauczył się nie zazdrościć nikomu, a czerpać radość z tego, co miał i na co samodzielnie zapracował.
- Świetnie się dziś bawiłem – stwierdził, kiedy późnym wieczorem Benjamin odprowadził go na dół. Stanęli na zewnątrz, przed zaśnieżonym motocyklem Jaydena. Tym razem Collins założył kurtkę, żeby nie marznąć.
- I ja też – powiedział szczerze, uśmiechając się do niego lekko.
O'Neill odwzajemnił uśmiech, po czym odwrócił się i zaczął usuwać warstewkę śniegu ze swojego motocykla. Nie spieszył się z tym w nadziei, że Benjamin coś jeszcze powie, zwłaszcza odnośnie ich pocałunku. Podczas jego pobytu w toalecie do domu wrócili państwo Collins, więc nie ośmielili się poruszyć tego tematu, zwłaszcza, że wkrótce zajęli się pomocą w przygotowywaniu kolacji.
Jayden uśmiechnął się do siebie pod nosem, strzepując ostatnią odrobinę śniegu. Przeczuwał, że teraz ich relacje się pogorszą, dlatego postanowił postawić sprawę jasno.
- Słuchaj, Benjaminie...- zaczął, odwracając się do niego i opierając się tyłkiem o motocykl. Uśmiechnął się łagodnie.- Żeby nie było między nami żadnych niedomówień ani nieporozumień... Rozumiem, że dzisiejszy buziak był co najwyżej nagrodą dla dzielnego mężczyzny za otwarcie się przed tobą, czy może pocieszeniem z powodu jednostronnego uczucia...- roześmiał się krótko, nieco zażenowany.- Albo też efektem entuzjazmu spowodowanego nastrojem Walentynek... i przede wszystkim, że to nie znaczy, że jesteśmy parą i mogę mieć na coś nadzieję. Wszystko rozumiem i akceptuję – zapewnił, unosząc dłonie i uśmiechając się do chłopaka.- I pokornie proszę, żeby nie przyszło ci do głowy mnie teraz unikać.
- Ja...- Benjamin zarumienił się lekko i przetarł dłonią kark.- Nie zamierzałem tego.
- Och, to dobrze – stwierdził z zadowoleniem Jayden.- Bo na filmach zwykle tak się dzieje, więc...
- A co do tego buziaka – zaczął nieco ciszej Collins, jeszcze bardziej się czerwieniąc.- Co, gdybyśmy założyli... czysto hipotetycznie, rzecz jasna – dodał pospiesznie, zerkając nerwowo na O'Neilla.- Gdybyśmy... co by było...
- Benjaminie, z wielką chęcią zestarzeję się tutaj w twoim towarzystwie, ale wolałbym jednak, żebyś wysłowił się chociaż przed czterdziestką.- Jayden uśmiechnął się zawadiacko, a Benjamin poczerwieniał jeszcze bardziej.
- No bo – zaczął od nowa, zażenowany, podczas gdy w sercu O'Neilla nadzieja niemal rozsadzała jego klatkę piersiową.- Co, jeśli... teoretycznie – Benjamin podkreślił to słowo.- … twoje zaloty zaczęły na mnie działać?
Jayden zaniemówił. Rozchylił lekko usta, wpatrując się w Collinsa, który westchnął ciężko i odwrócił na bok głowę.
Co takiego? Zaloty Jaydena...? Oczywiście, O'Neill zdawał sobie sprawę z tego, że to, co robił, było jawnym zalecaniem się do Collinsa, ale nawet jeśli liczył na to, że podryw się uda, to jednak... no, w jakiś sposób się tego nie spodziewał. A teraz Benjamin powiedział głośno coś takiego?
- Co masz na myśli?- bąknął O'Neill.
- Ehm, nic...- mruknął Benjamin, potrząsając głową i marszcząc brwi.
- Nie, nie, nie, czekaj!- Jayden zerwał się ze swojego motocykla, stając o krok przed Benjaminem i wpatrując się w niego z uwagą.- Nie wycofuj się teraz, no! Po prostu nie wiem, czy dobrze zrozumiałem aluzję... Chodzi o to, że... że tak jakby, no wiesz...- Jayden wskazał najpierw jego, potem siebie, potem znów jego i znów siebie.- Tamten buziak miał jednak znaczenie?
Collins znów westchnął ciężko i podniósł w końcu wzrok, patrząc na niego ze zrezygnowaniem.
- Lubię cię...- wymamrotał cicho, rumieniąc się chyba po same cebulki włosów.- Nie jesteś taki, jak słyszałem... przynajmniej nie przy mnie. I... no, jeśli jesteś wobec mnie szczery... Już jakiś czas temu pomyślałem sobie, że może moglibyśmy chociaż...
- Spróbować?- dokończył za niego Jayden, a nadzieja wylewała się chyba ze wszystkich otworów jego twarzy.
- No – westchnął Benjamin, zażenowany.
- Czyli...- O'Neill nic nie mógł poradzić na szeroki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy.- Będziesz moim chłopakiem?- zapytał, wskazując na niego.
- Jeśli tak chcesz to nazywać.- Collins spojrzał na niego niemal z przerażeniem, unosząc ramiona.
- Wow...- sapnął Jayden ze śmiechem, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Rozejrzał się wokół, jakby chciał poprosić kogoś o potwierdzenie tego, że się nie przesłyszał.- Wow – powtórzył.- Wow!
- Okej, słyszałem, przestań szczekać!- zaśmiał się Benjamin, zawstydzony, szybko zerkając na górę, w kierunku okien jego mieszkania.
- No to...- O'Neill prawie podskoczył.- To ten... Jesteśmy parą, tak?
- Noo… chyba? – bąknął z uśmiechem Collins, wzruszając ramionami.- Ale... no wiesz, musisz mieć na uwadze, że ja nie do końca...
- Tak, wiem, wiem.- Jayden machnął dłonią, potrząsając głową.- Jednostronne uczucie, rozumiem. Ale skoro dajesz mi szansę, to mogę się postarać, żebyś je odwzajemnił, no nie?- wyszczerzył do niego zęby w uśmiechu.- Tylko, tego... skoro jesteśmy parą, to... no, żeby nie było, że umawiasz się z kimś poza mną, nie?
- Ty mnie to mówisz?- parsknął Benjamin.- To ty tu jesteś największym przystojniakiem w Londynie, nie ja.
- Naprawdę tak o mnie myślisz?- Jayden pokraśniał na twarzy.
- Zachowam dla siebie to, co o tobie myślę – stwierdził Collins ze złośliwym uśmieszkiem, cofając się powoli do drzwi bloku.- Uważaj po drodze, przez śnieg pewnie jest znowu ślisko na ulicach.
- Będę uważał – obiecał, wpatrując się z uśmiechem w Benjamina.- Mogę do ciebie zadzwonić, kiedy dotrę do domu?
Collins roześmiał się lekko, opierając się już plecami o drzwi.
- Możesz – stwierdził.
- A zobaczymy się jutro?
- Już jutro?- Benjamin uniósł brew.- Mam zajęcia do osiemnastej.
- Ja pracuję do dziewiętnastej, ale wieczór będę miał wolny, więc jeśli nie będziesz zmęczony...
- Hmm...- Collins wyraźnie udawał, że się zastanawia.- No dobrze, niech będzie. W takim razie przyjdę po ciebie.
- Pod pracę?- Kiedy Benjamin skinął głową, Jayden zagryzł lekko wargę.- To naprawdę jak para.
- Ciszej – westchnął Collins, wywracając oczami, ale uśmiechając się.- Czekam za telefonem. Do usłyszenia.
- Okej, jasne, pewnie, daj mi dziesięć minut!- O'Neill entuzjastycznie pokiwał głową, po czym wcisnął na nią kask.
- Nie przesadzaj, Jayden – ostrzegł go Collins.- Nie spiesz się, to nie żaden wyścig.
- Jak sobie życzysz.- O'Neill wsiadł na motocykl i odpalił go. Spojrzał po raz ostatni na Benjamina, który również stał jeszcze na progu i go obserwował. Uśmiechnął się do niego, choć przez kask Collins nie mógł tego zobaczyć, po czym ruszył przed siebie z głośnym warkotem silnika.
Z bardzo wielkim żalem i jednocześnie ogromnym szczęściem zostawiał za sobą SWOJEGO chłopaka.
Następnego dnia Jayden czuł się jak ze snu. Kiedy rano obudził go głośny dźwięk budzika, jeszcze dobre piętnaście minut leżał w bezruchu wśród pogniecionej pościeli, uśmiechając się do sufitu, jakby był on samym Benjaminem. Po chwili zaś sięgnął po swoją komórkę i, mimo wczesnej godziny, odważył się wysłać Collinsowi wiadomość, z nadzieją, że jednak go nie obudzi:
Siemka! Nie uwierzysz, ale śniło mi się, że po wczorajszej kolacji zostałeś moim chłopakiem :D
Wysławszy wiadomość, wygasił ekran i znów wpatrzył się w sufit, telefon trzymając na klatce piersiowej. Zdziwiło go, kiedy po paru minutach zaczął wibrować.
Nadawca: Benjamin ♥ (serduszko dodał wczorajszego wieczora po powrocie do domu, kiedy dzwonił do Collinsa)
Cześć, Jayden. Nie uwierzysz, ale jeszcze się nie obudziłeś :P
Jayden wyszczerzył się radośnie do swojego telefonu. Przeczesał dłonią włosy, zagryzając wargę i zastanawiając się, co powinien odpisać. Ostatecznie zapytał, czy przypadkiem go nie obudził, a kiedy Benjamin zapewnił, że już nie spał, jeszcze chwilę powymieniali się wiadomościami, po czym O'Neill pożegnał się niechętnie, gdyż musiał zacząć się szykować do pracy.
O'Neill od paru miesięcy pracował jako pomocnik mechanika, od czasu do czasu przejmując również rolę ekspedienta, gdyż obok zakładu znajdował się należący do tego samego właściciela sklep motoryzacyjny. Jayden zawsze starał się wybierać taką pracę, która miała związek z jego zainteresowaniami, wobec czego z przyjemnością pracowało mu się w takim miejscu – a teraz, od kiedy został chłopakiem Benjamina, uśmiech praktycznie nie schodził mu z twarzy, co udzielało się również klientom (choć byli też tacy, którzy patrzyli na niego z grobową miną, wyraźnie dając do zrozumienia, że mają go za idiotę).
Tego akurat dnia praca niezwykle się Jaydenowi dłużyła, zwłaszcza, że do sklepu zawitało niewielu klientów. O'Neill zajął się więc sprzątaniem na półkach i układaniem towaru w koszach, co pół minuty zerkając na zegar, a im bliżej było do godziny dziewiętnastej, tym szerzej się uśmiechał. Aż dziw, że w wiadomościach nie podali informacji o tajemniczej rozpadlinie dzielącej cały Londyn na dwie części.
Benjamin zjawił się parę minut wcześniej, w swojej ciemnozielonej kurtce, czarno-szarej czapce i bordowym szaliku. Jayden dostrzegł go przez szybkę witrynowego okna, ale Collins raczej nie zaglądał do zewnątrz, trzymając się na uboczu i chowając usta za szalikiem. O'Neill szybko rozliczył się ze swoim szefem, gdyż tego dnia miał dostać wypłatę, po czym błyskawicznie poleciał się przebrać i dołączył do Benjamina.
- Cześć!- powiedział.
- Hej.- Chłopcy uścisnęli sobie dłonie, jak to chłopcy. Para czy nie para, Jayden chciał zadbać, aby Benjamin czuł się komfortowo w jego towarzystwie. Choć, oczywiście, zdecydowanie bardziej wolałby go pocałować.- Myślałem, że pracujesz w tym warsztacie obok – powiedział Collins, kiwając w kierunku wejścia do rozległego garażu.
- Bo pracuję, ale czasem siedzę na sklepie – wyjaśnił Jayden. Chłopcy ruszyli ulicą w raczej nieznanym sobie kierunku.- Zwłaszcza, kiedy szef ma mało roboty i po prostu nie jest mu potrzebny asystent.
- Blisko masz stąd do domu?
Jayden wlepił spojrzenie w Collinsa, zastanawiając się, czy to jakaś aluzja do tego, aby zaprosił go do siebie. Twarz Benjamina wyglądała jednak zupełnie zwyczajnie, jakby pytał o to, co jadł dzisiaj na śniadanie.
- Mieszkam na Surrey, to jakieś dziesięć-piętnaście minut pieszo stąd – odparł, nadal nie spuszczając chłopaka z oczu, na wypadek gdyby ten dał mu jakiś znak, że chce do niego pójść.
- No to rzeczywiście niedaleko – stwierdził Benjamin, rozglądając się wokół siebie.- Pierwszy raz jestem w tej okolicy. Jest tu coś ciekawego?
- Pewnie.- Jayden wzruszył ramionami.- Muzeum Roman Baths, ogrody świątynne, Pałac Westminsterski, Twinnings...
- Twinnings? Co to takiego?- Collins spojrzał na O'Neilla, marszcząc lekko brwi.
- Nie piłeś nigdy herbat Twinnings?
- Piłem, dlatego właśnie zastanawiam się, co też ma taką samą nazwę.
- To muzeum i sklep w jednym, właśnie z herbatami Twinningsa. Możesz tam posłuchać wykładu o herbatach, spróbować ich, no i oczywiście kupić, nawet na sztuki. Sprzedają też skrzyneczki na herbatę, więc możesz sobie zrobić taką własną kompozycję herbat. Mogę cię tam zabrać, jeśli chcesz, ale dzisiaj są tam spore promocje, więc będzie tłoczno.
- W takim razie przełożymy to na później – stwierdził z uśmiechem Collins, po czym wskazał ruchem głowy na lewo.- To park?
Jayden spojrzał w tamtą stronę i potrząsnął przecząco głową.
- To właśnie ogrody świątynne. Byłem tam w zeszłym roku, ale nie ma tam nic ciekawego. Po prostu rzadkie drzewa i rośliny.
- Więcej tam chyba budynków, niż ogrodów – mruknął Benjamin, spoglądając na potężne, rozległe budowle.
- Owszem – potwierdził O'Neill.- No i nie zawsze można tam wejść, mają pokręcone godziny otwarcia.
- Mało prywatności – stwierdził Collins, krzywiąc się lekko.
- Możemy iść na London Eye, jeśli chcesz – zaproponował Jayden, nagle wpadając na ten pomysł.
- To daleko?- Collins nieco się zawahał.
- No co ty, to po drugiej stronie Tamizy!- O'Neill ze śmiechem wskazał przeciwległy brzeg rzeki, gdzie od razu w oczy rzucała się potężna okrągła machina, obracająca się leniwie.
- Och, rany!- Benjamin spojrzał tam i również parsknął śmiechem.- Jakim cudem go nie zauważyłem? Okej, chodźmy tam! Szczerze mówiąc, nie miałem jeszcze okazji tam... yyy, wsiąść?
- No to zapraszam, ja stawiam.- Jayden rozpromienił się. Kapsuła London Eye była przecież bardzo romantycznym miejscem, wręcz stworzonym dla par.
Chłopcy udali się na przystanek autobusowy. Mieli to szczęście, że autobus podjechał ledwie parę minut później. Przejeżdżając przez Blackfriars Bridge obaj przyglądali się płynącym po Tamizie statkom, a gdy włączyli się do ruchu ulicznego, Jayden pokazywał mu najciekawsze miejsca okolicy, przynajmniej te, o których sam wiedział.
Do London Eye po przesiadce dotarli w ciągu piętnastu minut. Benjamin oczywiście nie pozwolił Jaydenowi płacić za jego bilety, podczas kupowania tego na London Eye wręcz siłą przepchał się do kasy przed nim, na co O'Neill tylko wywrócił oczami. I tak miał teraz większy problem, bo bardzo chciał wsiąść do kapsuły tylko z Collinsem.
Ustawili się w kolejce. Jayden wodził spojrzeniem od jednej do drugiej osoby, próbując wyliczyć mniej więcej, ile z nich wejdzie do jednej kapsuły, która z nich przypadnie im i czy uda im się wejść do nich we dwoje – bo na chwilę obecną byli na końcu kolejki sami.
Benjamin nie wyglądał na zdenerwowanego. Wcisnął dłonie w kieszenie kurtki, rozglądając się z zainteresowaniem wokół, podczas gdy O'Neill dalej obrzucał ludzi wrogim spojrzeniem, ostentacyjnym ruchem odwracając się od dwóch dziewczyn, które spoglądały na niego z uśmiechami na twarzach.
Kiedy spojrzał na Collinsa, okazało się, że chłopak właśnie się w nie wpatruje.
Jayden zaczął wpatrywać się w niego uporczywie, a kiedy Benjamin nie reagował, O'Neill począł tupać stopą niby żartobliwie, ale z odrobiną irytacji. Dopiero wówczas Collins spojrzał najpierw na jego stopę, zapewne szukając źródła dźwięku, a potem na twarz Jaydena. Widząc, że ten unosi sceptycznie brew, zielonooki roześmiał się wesoło.
- Przepraszam – powiedział, po czym, nachyliwszy się do niego lekko i mrugnąwszy okiem, dodał cichutko:- To nie tak, jak myślisz!
O'Neill nie mógł nic poradzić, uśmiechnął się do Benjamina.
- Chodzimy ze sobą ledwie od jednego dnia, a tobie już wpadła w oko jakaś zołza?- zapytał cicho. Collins wyszczerzył do niego zęby.
- Próbuję im przekazać wzrokowo ostrzeżenie, że jesteś zajęty – powiedział, rozbawiony.- Gapią się na ciebie, odkąd stanęliśmy w kolejce. Podejrzewam, że zaraz któraś z nich zacznie wiązać buta, przez co przepuszczą ludzi za sobą na przód, a one wsiądą do kapsuły z nami.
- Oby nie.- Jayden skrzywił się, po czym palnął, zanim ugryzł się w język:- Chcę być tam tylko z tobą.
Benjamin uśmiechnął się jednak i, lekko rumieniąc, ukrył usta i nos za szalikiem, tak że tylko jego zielone oczy spoglądały na Jaydena z błyskiem. O'Neill niestety nie miał się za czym schować, więc jego rumieniec był widoczny w pełnej okazałości.
Kiedy zbliżyli się już do kapsuły, Jayden z żalem stwierdził, że mimo iż stali na końcu kolejki sami, to jednak będą zmuszeni wsiąść do kapsuły razem z dwiema dziewczynami, których najwyraźniej nie zraziło ani spojrzenie Benjamina, ani obojętność Jaydena.
- Czekaj chwilę – westchnął nagle Collins, kucając.- But mi się rozwiązał...
Jayden stanął jak wryty, już prawie wchodząc na platformę. Odwrócił się do Collinsa z wielkim wytrzeszczem, mając ochotę rzucić się na niego i go wycałować. Zerknął pospiesznie na niskiego wzrostu mężczyznę, który obsługiwał London Eye – to znaczy pilnował, by ludzie wsiadali i wysiadali – po czym dał mu dłonią znak, że wsiądą do następnej kapsuły.
Kiedy Collins podniósł się z klęczek, nie patrzył na Jaydena i zdecydowanie pilnował, by jego szalik nie zsunął się z twarzy.
O'Neill promieniał, kiedy wsiadali razem do pustej kapsuły. Zerknął podejrzliwie na tyły, czy aby przypadkiem ktoś nie próbuje się do nich dołączyć, ale rodzinka z dziećmi, która zmierzała w ich stronę była za daleko, by zdążyć.
London Eye ruszyło. Chłopcy podeszli do barierki, wyglądając przez szklaną ścianę wychodzącą na Tamizę. Oparli się wygodnie, czekając, aż podniosą się wyżej, i wyżej, i wyżej – powolutku ich kapsuła wznosiła się ponad budynki i całe miasto.
- W Sylwestra musi tu być pięknie – stwierdził Benjamin.
- Hmm.- Jayden uśmiechnął się, patrząc jak ponad nimi po Tamizie przepływa jakiś wielki statek.- Bilety wtedy pewnie są droższe niż jeden nocleg u moich starych w hotelu.
Collins pokiwał z uśmiechem głową, zgadzając się z tym stwierdzeniem. Zsunął już szalik z ust, gdyż jego policzki na powrót przybrały naturalny kolor.
Kapsuła dalej wznosiła się leniwie, a chłopcy z każdą chwilą widzieli coraz lepiej panoramę Londynu. Jayden wskazywał swojemu chłopakowi ważniejsze punkty turystyczne oraz znane sobie miejsca. Benjamin przysłuchiwał się jego opowieściom i przyglądał się miejscom z lekkim uśmiechem na twarzy, w który Jayden wpatrywał się znacznie częściej, niż w miasto leżące teraz u ich stóp.
W pewnym momencie, kiedy byli już bardzo wysoko, choć jeszcze nie na samym szczycie, zebrał się w sobie na odwagę i pozwolił sobie przysunąć się do Collinsa i oprzeć podbródek o jego ramię, tak by móc ucałować lekko jego policzek (bo Benjamin rzeczywiście był troszkę od niego wyższy).
Collins uśmiechnął się na ten gest i zarumienił delikatnie, odrobinkę zawstydzony. Z jednej strony bardzo cieszył się towarzystwem Jaydena, jednak z drugiej – czego oczywiście nie śmiał przyznać nawet przed samym sobą – trochę krępowało go, że O'Neill jest bardziej doświadczony od niego. Prawda była bowiem taka, że Benjamin nigdy się nawet nie całował; dziewczyny zawsze go unikały przez blizny, albo bardziej były zainteresowane umięśnionymi przystojniakami.
Takimi jak Jayden.
Benjamin zmarszczył niepewnie brwi, zastanawiając się nad tym, podczas gdy O'Neill oparł policzek o jego ramię. Jakby nie patrzeć, to Collins był jak jedna z tych dziewczyn – też poleciał na umięśnionego przystojniaka.
I to w dodatku jakiego – pomyślał, wzdychając lekko i opierając policzek o głowę Jaydena. Z niemałym zaskoczeniem stwierdził, że jego włosy są niezwykle miękkie i pięknie pachną. Zanim zdążył zorientować się, co takiego wyczynia, chłopak obrócił nieznacznie głowę, opierając nos o ciemne włosy Jaydena i wdychając w nozdrza ich zapach.
Jayden oczywiście wyczuł to i uśmiechnął się do siebie, postanawiając nie komentować tego głośno. Cieszył się bliskością Benjamina i faktem, że chłopak zamiast odsunąć się, odwzajemnił miły gest.
W końcu ich kapsuła zatrzymała się na szczycie i chłopcy w milczeniu zachwycali się widokami. Obaj czuli się zupełnie tak, jakby znaleźli się niemal na wysokości chmur, gdyż te zdawały się opadać tego dnia wyjątkowo nisko – w dodatku właśnie zaczął sypać śnieg.
- Piękny widok – stwierdził cicho Benjamin.
- Tak – potwierdził O'Neill, po czym po chwili, zerkając z uśmiechem na Collinsa, zapytał:- Wiesz, co jeszcze jest piękne?
Benjamin wybuchnął niepowstrzymanym śmiechem.
- Jayden, błagam, przecież ten numer jest stary jak świat!- wykrzyknął, ubawiony.
- To klasyk!- zawołał O'Neill ze śmiechem, rozkładając ręce.- Chyba nie sądziłeś, że nigdy go nie wykorzystam?
Collins śmiał się jeszcze przez chwilę, nim w końcu uspokoił się lecz, ocierając łezki rozbawienia w kącikach oczu, wciąż parskał cicho chichotem, kiedy pytał:
- No... Co jest jeszcze piękne?
Jayden obrócił się do niego z uśmiechem, opierając jedną ręką o barierkę. Benjamin roześmiał się głośno, widząc jego spojrzenie. O'Neill poczekał aż się uspokoi, a kiedy tak się stało – mniej więcej, bo Collins wciąż był mocno rozbawiony – Jayden odparł:
- Twoje oczy.
Tym razem Benjamin nie zdążył wybuchnąć śmiechem. O'Neill przysunął się do niego i, obejmując go wolną ręką w pasie, pocałował go.
Serce Collinsa podskoczyło na ten niespodziewany gest. Chłopak odruchowo uniósł dłoń, kładąc ją na policzku Jaydena. Przechylił lekko głowę, odwzajemniając pieszczotę – kiedy ich języki zetknęły się ze sobą, poczuł przyjemny dreszcz przechodzący przez jego kręgosłup.
W głowie miał zupełny mętlik. Nagle przestał istnieć Londyn, przestała istnieć kapsuła, w której stali... istniał tylko on, Jayden i ich złączone w pocałunku usta.
Nie rozumiał, co się z nim działo, ale fakt, że pieszczota ta tak bardzo mu się spodobała, trochę go niepokoił. Miękkie wargi O'Neilla, jego odrobinę natarczywy wilgotny język, penetrujący wnętrze jego ust, wyczuwalny na skórze zarost – na wszystko to zaczynał powoli reagować, jego puls przyspieszył znacznie.
Kiedy w końcu się od siebie oderwali, wciąż stali blisko siebie. Jayden obejmował go w talii, a Collins ciągle trzymał dłoń na jego policzku. Spojrzał w jego piwne oczy, a następnie na wciąż wilgotne usta i znów na oczy – przymknął powieki, przysuwając się odrobinę i znów go całując.
Usta Jaydena były po prostu takie... Sam nie wiedział jak to nazwać. Działała na niego jakaś nieznana magia, wprost oderwać się nie mógł od tych miękkich, słodkich warg, od tych czułości i obietnic, które ze sobą niosły.
Po kilku długich minutach Jayden oderwał się niechętnie od Benjamina, oddychając głęboko i oblizując wargi. Spojrzał w zielone oczy Collinsa, który opuścił dłoń na jego ramię, stojąc przed nim jakby niepewnie.
- Mogliśmy sobie zrobić ładne selfie na szczycie – wymamrotał w końcu O'Neill.
- Jak całujemy się na tle panoramy Londynu?- mruknął z uśmiechem Benjamin, rumieniąc się lekko.
- To byłaby bardzo ładna tapeta na telefon – stwierdził Jayden, a kiedy Collins uniósł sceptycznie brew, chłopak wzruszył nonszalancko ramionami.- Mówiłem, że lubię krajobrazy.
Benjamin zaśmiał się wesoło, po czym odsunął się nieznacznie od O'Neilla. Chłopcy znów oparli się o barierkę, stojąc blisko siebie i stykając się ramionami. Ich kapsuła opadała powoli w kierunku budynków i placu, w kierunku kolejnych turystów chętnych przejechania się na London Eye.
W kierunku rzeczywistości, która nie wydawała się już taka szara, jak do tej pory.
Hejka!
OdpowiedzUsuńJaram się jak pochodnia, czytając o nich ;D
Uwielbiam ich komunikację, to, że najlepiej od razu wyjaśniają sobie wszystko i to, że są przy tym tak cholernie szczerzy.
Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały!
Tulę,
Sho