[MnU] Odcinek 1 [rewrite]


Pogoda nie zachęcała zbytnio do wyjścia na zewnątrz. Wiatr hulał za oknem, rzęsisty deszcz od ponad dwóch godzin bębnił w parapety i dach domu trójki braci, a ciemne chmury wiszące na niebie nie zapowiadały poprawy jeszcze przez najbliższe godziny.

Kuroko zaczynał powoli żałować, że złożył swojemu przyjacielowi Takao obietnicę, iż tego właśnie dnia spotkają się w kawiarni Bonsai w centrum miasta. Obawiał się, że nawet gdyby założył na siebie dziesięć kilo ubrań, które na dodatek zmokłyby na deszczu, dodając mu ciężaru, to wiatr i tak porwałby go hen, daleko.

Chociaż – pomyślał, zapinając kurtkę – gdyby poniósł mnie do samego centrum, to zaoszczędziłbym sobie czasu na dotarcie tam.

On i Takao poznali się na studiach niecały rok wcześniej, ale mimo różnych charakterów, dość szybko się zaprzyjaźnili. Ich spotkanie było właściwie pomyłką Takao – chłopak trafił na zły oddział, ale zanim się zorientował, zagadał już akurat Tetsuyę. Wymienili się numerami, i chociaż już po kilku minutach pierwszego wykładu Kazunari czmychnął niepostrzeżenie z sali, oboje postanowili utrzymywać ze sobą kontakt.

Kilka dni wcześniej Takao zaprosił go na kawę do ich ulubionej kawiarni, aby „poważnie porozmawiać”. Tetsuya domyślał się, że chodzi o sprawy sercowe, które wymagają natychmiastowego „oplotkowania”, wobec czego od razu się zgodził. W środę akurat miał tylko dwa wykłady z rana, na uczelni Takao zaś była awaria prądu, więc szczęśliwie się złożyło, iż mieli czas się spotkać.

Droga do kawiarni okazała się prawdziwą walką o przetrwanie. Tak jak się spodziewał, wiatr próbował zmieść go ze swojej drogi, podobnie jak innych przechodniów, próbujących skryć się nieudolnie za swoimi parasolkami, z kapturami na głowach. Jeden z nich miał tylko gazetę, która, cała zmoknięta, rozerwała się na strzępki i przykleiła do jego łysiejącej głowy.

Kuroko jednak udało się jakoś dotrzeć na przystanek autobusowy. Pierwszy raz w życiu cieszył się, że był tak zapchany – dzięki temu z pewnością wiatr go nie przewróci. Po piętnastu minutach jazdy Tetsuya wyskoczył z pojazdu na przystanku centralnym, po czym ostrożnie ruszył w kierunku kawiarni Bonsai, próbując zasłonić ręką oczy przed silnym wiatrem, który zdawał się pragnąć za wszelką cenę wycisnąć mu je z oczodołów.

Kiedy po paru minutach dotarł na miejsce, ciepło pomieszczenia wywołało na jego policzkach uczucie nieprzyjemnego szczypania. Zdejmując z siebie czapkę i szalik, zaczął rozglądać się po lokalu, wśród wysychających i poczochranych sylwetek szukając swojego przyjaciela.

- Kuroko! - usłyszał nawoływanie z przeciwnej strony.

Odwrócił się w tamtym kierunku i napotkał spojrzenie Kazunariego – choć najpierw w oczy rzuciła się jego ręka, machająca ku niemu w opętańczym szale. Kuroko skinął mu z powagą głową, po czym podszedł do niego, po drodze zdejmując kurtkę.

- Dzień dobry, Takao-kun – przywitał się.

- Cześć, Kuroko – odparł tamten, uśmiechając się szeroko.- Ładna pogoda, co?

- Nie inaczej – westchnął błękitnowłosy, przewieszając kurtkę na jednym z pobliskich wieszaków. Zwykle robił to na fotelu, ale nie chciał go zapaskudzić mokrą i trochę ubłoconą kurtką.- Zamówiłeś już coś dla siebie?

- Kelnerka nie dawała mi spokoju, więc wziąłem już kawę – westchnął, wywracając oczami.- W taką pogodę ludzie pchają się pewnie nawet do burdeli, byle tylko postać w ciepłym i przeczekać deszcz. Dziś płaci się tu za miejsce w ciepełku, kawa i ciasto są za darmo.

Kuroko zerknął na przyjaciela znad karty menu, którą otworzył. Był nawet skłonny uwierzyć w jego słowa, dlatego też postanowił odczytać prawdę z jego twarzy – przyjaciel zdecydowanie sobie żartował.

Szkoda. Z chęcią zamówiłby sobie ciasto z malinami.

Kelnerka podeszła do nich energicznym krokiem, obrzuciła Takao i jego kawę szybkim spojrzeniem, po czym zwróciła się do Tetsuyi:

- Co będzie dla pana?

- Poproszę latte machiato – powiedział Kuroko, trochę zaskoczony, że dziewczyna tak szybko go zauważyła. Zwykle mało rzucał się w oczy.

- Proszę bardzo – odparła, zapisując zamówienie i zaraz znikając.

Kuroko spojrzał bez zrozumienia na Takao. Przyjaciel pospieszył z wyjaśnieniem:

- Pewnie pilnują każdego wolnego miejsca i nawet takie widmo jak ty zauważyli, gdy zajęło jedno z nich. Dbają o zarobek.- Czarnowłosy wzruszył ramionami, upijając łyk swojego cappuccino.

Tetsuya nie skomentował tego. Poprawił na sobie ciepły sweter, w kilku miejscach trochę mokry (czyżby przeciekała mu kurtka?), po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu i wyjrzał przez okno. Na zewnątrz panował prawdziwy armagedon – ludzie walczyli z deszczem i wiatrem, jakaś kobieta zaciekle goniła uciekającą jej na wietrze parasolkę, jakiś biznesmen zbierał pozostałości przyklejonych do chodnika papierów.

- Och, à propos papierków, właśnie – odezwał się Takao, najwyraźniej myśląc i patrząc akurat na to samo, co Tetsuya. Sięgnął do tylnej kieszeni swoich dżinsów i wyjął z niej pomiętą i przemokniętą kartkę.- Przyniosłem ze sobą „szkic” tekstu mojej nowej piosenki. No wiesz, tej, co ma być ope…

- Openingiem do „Seme życia” - przerwał mu Kuroko, wpatrując się zachłannie w kartkę. „Seme życie” była włoską, gejowską telenowelą, którą uwielbiało ponad pół Japonii, w tym tak skromni homoseksualni obywatele jak Kuroko Tetsuya, oraz jego dwaj starsi bracia, Kise Ryouta i Aomine Daiki.

Chociaż Aomine upierał się, że nie lubi tego serialu, i że jest bi, ale Tetsuya nie do końca wierzył mu ani w jedno ani w drugie.

Widok zalążka tekstu, który miał być openingiem do tego wspaniałego serialu przyprawił Tetsuyę o szybsze bicie serca. Tak bardzo kochał tę telenowelę oraz jej bohaterów!

- Czy mogę...?- zapytał, wyciągając ostrożnie rękę.

- No, po to przyniosłem – stwierdził Kazunari, podając mu tekst.

- Nie, czekaj!- Kuroko szybko cofnął dłoń i odwrócił twarz, jakby bał się nawet kątem oka zaspoilerować sobie coś z tekstu.- Będzie lepiej, jeśli mi to zaśpiewasz.

- Ale że teraz? Tutaj?- Takao wytrzeszczył na niego oczy.- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie każdy Japończyk jest homo? Jak ktoś usłyszy, że śpiewam gejowską piosenkę…

- Jest za głośno, nikt nie zwróci na ciebie uwagi – stwierdził mądrze Kuroko, po czym pochylił się nad stolikiem w stronę przyjaciela.- No, czekam – oznajmił.

- Ehh...- Takao westchnął ciężko, rumieniąc się odrobinę. Rozejrzał się niepewnie wokół, szukając argumentu przeciw, jednak rzeczywiście pozostali klienci restauracji zajęci byli rozmowami między sobą.

Kazunari spojrzał więc na swój tekst, chociaż znał go już na pamięć. Wolał jednak w razie co posiłkować się ściągą. Nachylił się nad stolikiem, po czym zaczął cicho śpiewać:


Jego członek całkiem długi jest

Jak szalony wciąż do przodu gna

To na dole, to na górze znów

Urok gejowskich par już taki jest!


Musi zadbać o Uke...

Ale także i o siebie

To jest właśnie to – seme życie

Seme życie – to jest właśnie to

Seme życie, seme życie

To jest właśnie to!


Nie przeczytasz o nim w żadnym z mang

Film yaoi też nie zwiedzie cię

To co w seksie najważniejsze jest

W głębi dupy Uke zawsze rodzi się

Czasem ma wspaniały gest

Czasem tryśnie spermą w oczy

Takie właśnie jest ~


Seme życie, seme życie,

to jest właśnie to!

Seme życie, seme życie,

takie właśnie jest!


W czasie kiedy Takao cicho śpiewał piosenkę, Kuroko z zamkniętymi oczami kiwał leciutko głową w rytm jego słów. Piosenka bardzo mu się podobała, co oznajmił Kazunariemu, kiedy ten skończył i, trochę zażenowany, wyprostował się w swoim fotelu.

- Dzięki – powiedział, chowając kartkę do kieszeni.- Ale zacznijmy lepiej omawiać sprawy bieżące. Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie zaprosiłem cię tylko na chłopskie ploteczki?

- Oczywiście – odparł spokojnie Kuroko.- Rzadko kiedy widujemy się tylko na chłopskie ploteczki. Chociaż nie ukrywam, że mam dla ciebie ploteczkę z pierwszej ręki. W dodatku dotyczącą mnie. No, ale najpierw ty, Takao-kun. Wiem, że twoja sprawa nie ścierpi zwłoki.

- Taa, nie ścierpi, ale jak tak dalej pójdzie, to na pewno jakieś zwłoki zostawi – westchnął ciężko Takao, opierając się przedramionami o stolik. Zaczął obracać swoją filiżanką wokół jej własnej osi, zaciskając lekko wargi.- Chodzi o... o Midorimę, jak zapewne się domyśliłeś.

Tetsuya skinął potwierdzająco głową. Nie spodziewał się niczego innego. Midorimę i Takao łączyła wzajemna, wieloletnia przyjaźń – poznali się już w szkole podstawowej. Tylko ze strony Kazunariego po pewnym czasie uczucie przerodziło się w coś więcej. Od paru dobrych lat Takao podkochiwał się w Midorimie, wyznał mu nawet swoje uczucia, jednak Shintarou odrzucił go, choć nie bez żalu.

- Coś nowego piszczy w trawie?- zapytał Kuroko, upijając łyk swojej kawy. Wiedział, że Takao nadal bardzo zależało na ukochanym, i że starał się go do siebie przekonać.

- To powoli zaczyna mnie przerastać – przyznał cicho Kazunari, kręcąc lekko głową.- Zdaję sobie sprawę z tego, że być może nie powinienem go tak naciskać, staram się to nawet robić. Kiedy spędzamy razem czas, zachowuję się tylko jak przyjaciel, nie oczekuję od niego niczego, ale... Kuroko, ja po prostu nie mogę patrzeć na to, jak Shin-chan męczy się z tym waszym przyjacielem od siedmiu boleści!

- Z tego co wiem, Midorima-kun utrzymuje, że kocha Akashiego-kun...- wymamrotał niepewnie Kuroko.

Zawsze czuł się niekomfortowo, kiedy rozmawiał z Kazunarim na temat Akashiego. Akashi był najlepszym przyjacielem Tetsuyi, wobec czego nie umiał powiedzieć o nim złego słowa, a tak się złożyło, że Midorima ponoć był w Akashim zakochany. Sypiali ze sobą co jakiś czas, choć uczucie było raczej jednostronne.

Podobnie jak w przypadku Takao.

- Tak, nadal tak twierdzi, bałwan jeden – sapnął z irytacją czarnowłosy.- Ale powiedz mi, jak można kochać faceta, który bawi się tobą i sypia z innymi, gdy tylko ma na to ochotę?! Ciężko to nazwać nawet otwartym związkiem! Zwłaszcza, że z tego, co mi wiadomo, Shintarou nie ma żadnych kochanków.

Kuroko nie był pewien, co na to odpowiedzieć, więc uniósł szklankę, by zająć czymś usta. Tak, oczywiście, że to było... może nie dziwne, ale trochę chore, że Midorimę i Akashiego łączyły takie relacje, przy czym jeden z nich czuł coś głębszego. Ale miłość ma wiele imion, tak samo jak i wiele postaci – a to, co wyprawiał Akashi, nie leżało w interesach Kuroko. Nie popierał takiego zachowania, ale i nie potępiał go, bo Seijuurou miał prawo robić, co mu się podobało.

Nawet, jeśli swoim postępowaniem ranił innych.

- Przecież cały czas się staram – westchnął Takao, niepocieszony, podpierając dłonią policzek.- Dlaczego wciąż nie dostrzega, że ma przy sobie takiego fajnego faceta jak ja? Sądziłem, że jeśli zobaczy, jak bardzo mi zależy, to da sobie spokój z ta nieszczęśliwą „miłością”, albo chociaż ograniczy kontakty z Akashim, a parę dni temu dowiedziałem się, że znowu wylądowali w łóżku.

- Tak po prostu ci o tym powiedział?- niedowierzał Kuroko. Czy Midorima naprawdę miał aż taki tupet, by mówić o tym Takao? Przecież wiedział o jego uczuciach.

- Mimo wszystko chyba wolę wiedzieć – mruknął ponurym głosem jego przyjaciel.- Może jestem masochistą, a może zwyczajnie lubię wiedzieć, co się dzieje. W każdym razie, lepiej trwać w wiedzy i mieć świadomość, że nie jest się dostrzeganym przez tę drugą osobę. Moje wysiłki idą na marne i przynajmniej o tym wiem.

- To chyba niezbyt zdrowe podejście – stwierdził Kuroko.- Ile już czasu się tak męczysz?

- Pół roku.- Takao westchnął zrezygnowany i spojrzał na Tetsuyę proszącym wzrokiem. Kuroko widział już, że zbliża się punkt kulminacyjny jego zwierzeń.- Nie mógłbyś porozmawiać z tym dupkiem...?

Tetsuya westchnął cichutko, spuszczając wzrok na szklankę, którą obejmował dłońmi. Obawiał się tego pytania. Oczywiście, mógł porozmawiać z Akashim, to żaden problem. Ale nawet gdyby zagroził, że zerwie ich przyjaźń, nie był w stanie w żaden sposób na niego wpłynąć. Akashi chodził własnymi ścieżkami i nikomu nic do tego, jakie podejmuje decyzje w życiu.

- Naturalnie, mogę z nim porozmawiać – wypowiedział myśli na głos.- Ale wiesz, że nie mogę ci niczego obiecać?

- Tak, pewnie, zdaję sobie z tego sprawę – odparł, kiwając głową, z nową nadzieją w oczach.- Po prostu, nie wiem już sam, co jeszcze mogę zrobić. Wiem, że wygląda to strasznie egoistycznie, ale ja widzę, że Shintarou męczy się w tym związku. Akashi traktuje go jak zabawkę, owinął go sobie wokół palca... I tak, wiem, że to twój przyjaciel, ale po prostu nie mogę zdzierżyć jego charakteru. Bogactwo i władza uderzyły mu do głowy.

Akashi był dyrektorem w jednej z prężnie rozwijających się firm japońskich, wobec czego tak, był bogaty i tak – miał sporo władzy. Jednak on zawsze brał, co chciał, bo jego charyzma była po prostu na zbyt wysokim poziomie. Ludzie byli gotowi całować mu stopy, byle tylko spojrzał na nich przelotnie i uśmiechnął się do nich.

- Jak mają się teraz twoje relacje z Midorimą-kun?- zapytał Kuroko.- Po tym, jak ci się przyznał, że on i Akashi znów się ze sobą przespali?

- Och, tak jak zawsze, kiedy się o tym dowiaduję – mruknął Takao.- Najpierw milczałem przez jakieś dwadzieścia minut, żeby się nie rozbeczeć, albo nie rzucić na niego z pięściami – co by było dziwne, zważywszy na to, że nie jesteśmy parą – a potem kazałem mu pomóc sobie w robieniu obiadu. Niby spędziliśmy razem normalny dzień, w końcu nie będę się boczył, skoro mieszkamy razem, to by było słabe... Ale wieczorem nie wytrzymałem i, nie mogąc usnąć, poprosiłem go, żeby spał ze mną.

- A co on na to?

- Zgodził się.- Takao wzruszył ramionami.- Chyba niechętnie, ale wiem, że to dlatego, że nie chce budzić we mnie żadnych nadziei. Ale chyba mimo wszystko było mu głupio, że mnie tak ciągle krzywdzi tym swoim niedorzecznym romansem z Akashim.

- Współczuję ci, że musisz przez to przechodzić – mruknął Kuroko.- Postaram się jakoś pomóc, choć chciałbym być przy tym pewien, że naprawdę się to uda.

- W porządku, wystarczy mi, że mnie wysłuchałeś i jesteś gotów porozmawiać z Akashim – powiedział Takao, uśmiechając się lekko. Upił łyk swojej kawy.- Sam nie oczekuję wiele, ale jestem jak tonący, chwycę się każdej brzytwy, byle coś w tej sprawie wskórać. No dobrze, ale dosyć o mnie. Na razie starczy mi nerwów i kiepskich wspomnień. Wspomniałeś na początku, że masz jakiegoś super newsa dla mnie.

- Och, tak, rzeczywiście.- Kuroko pokiwał głową.- Pamiętasz jak mówiłem ci u Kagamim-kun?

- Tym maczo-strażaku?- Takao już uśmiechnął się szerzej i uniósł znacząco brew.

- Kagami-kun jest dopiero młodszym aspirantem.

Kazunari wywrócił oczami.

- No nieważne, to co z tym maczo-młodszym-aspirantem?

- Podczas naszego ostatniego spotkania – Kuroko zrobił dramatyczną przerwę.- wyznał mi miłość.

- CO?!- wydarł się Takao na pół kawiarni. Te samo pół spojrzało w ich kierunku z dezaprobatą bądź zaciekawieniem i po chwili wróciło do swoich rozmów. Kazunari, uśmiechając się do nich głupkowato i machając do co poniektórych, zwrócił się do Kuroko ponownie, tym razem ciszej:- Co?

- Wiesz, co ludzie lubią odpowiadać na to pytanie?

- Co?- Kazunari zmarszczył brwi. Kuroko westchnął ciężko.

- Nieważne. Kagami-kun chce ze mną chodzić.

- Jezu, jakie to... słodkie?- Kazunari zmarszczył brwi.- Przecież jest siłaczem, powinien był cię dziko pocałować i wziąć na stole! W zależności od tego, gdzie się akurat znajdowaliście... A on co? Powiedział, że cię kocha?

- Mniej więcej.- Tetsuya uśmiechnął się lekko na to wspomnienie.- Trochę się plątał, ale wywnioskowałem z tego, że coś do mnie czuje. Poza tym, poprosił o odpowiedź w najbliższym czasie.

- I co mu odpowiesz?- Takao zrobił wielkie oczy.

- Jeszcze nie wiem – westchnął Kuroko, upiwszy łyk kawy.- Lubię go, i to bardzo. Przyjaźnimy się od dobrych trzech lat, mam z nim świetny kontakt, mimo że sporo nas od siebie różni. Nie jestem jednak pewien, czy chcę z nim być…

- Jakby wyciąć mu górną brew z tych rozdwojonych, to jest na serio przystojny – stwierdził Takao.- No i wygląda nieziemsko w tym swoim mundurze. Raz go widziałem, a takie wrażenie zrobił, to wyobraź sobie, jakie robi na innych! Chociaż brwi mógłby sobie oskubać…

- Lubię jego brwi. Są zabawne – stwierdził spokojnie Kuroko.- Łatwo je zrobić z jabłek. Kagami-kun zawsze się denerwuje, kiedy je robię.

- Ehhh, Tetsu ty diable.- Takao pokręcił z rozbawieniem głową.- To kiedy się widzicie?

- Jutro.

- Rozumiem, że zadzwonisz do mnie później i powiesz, jaką decyzję podjąłeś?

- Oczywiście.

- Dobrze ci radzę, nie odrzucaj takiej partii – powiedział Takao z uśmiechem, popijając swoje cappuccino.- Skoro dobrze się dogadujecie i fajnie wam w waszym towarzystwie, to chociaż spróbuj. Nie musisz go przecież od razu pokochać, pobądź z nim, zobacz jak się czujesz z nim jako z partnerem, a potem uczucie albo samo przyjdzie, albo zrezygnujecie!

- Hmm... Wezmę twoją radę do serca, Takao-kun – stwierdził Kuroko, skinąwszy głową.

- To co? Pijemy za twój przyszły nowy związek?

- Jeszcze nie zdecydowałem, że się z nim zwiążę.

- Wiem, że to zrobisz.- Takao wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Przepuścić taką partię to grzech ciężki, a ty dobrze o tym wiesz!

Kuroko pokręcił z rozbawieniem głową, po czym uniósł swoją szklankę i lekko stuknął nią o filiżankę Kazunariego.

To zaskakujące, że po zaledwie rocznej znajomości, Takao tak dobrze go zna...


***


Kiedy Kuroko wrócił do domu, zbliżała się już godzina osiemnasta. Gdyby nie fakt, że za chwilę miała lecieć powtórka wczorajszego odcinka „Seme życia”, którego nie obejrzał z powodu późnych zajęć, z pewnością spędziłby z Takao dużo więcej czasu. Zwłaszcza, że po kawie przenieśli się do przytulnego baru, w którym serwowali takie nieziemskie takoyaki, jakiego jeszcze w życiu nie jedli.

Ledwie zamknął za sobą drzwi, a z kuchni ruszył na niego jego starszy brat, Kise.

- Tetsucchi, gdzieś ty się podziewał tyle czasu?!- tymże krzykiem powitał go blondyn.

- Przepraszam, Ryouta-kun, z pewnością później napiszę ci sprawozdanie z całego mojego dzisiejszego dnia, bo przecież mając dwadzieścia jeden lat na karku, mam obowiązek mówić ci o każdym kroku, jaki zrobię – mruknął niewzruszony Kuroko, ściągając z siebie przemoczoną kurtkę. Na dworze nadal padało.

- Święte słowa, bo tak się składa, że jestem twoim starszym bratem i muszę wiedzieć, kiedy i gdzie wychodzisz!- burknął Kise, krzyżując ręce na klatce piersiowej.- Wiesz jak się o ciebie martwiłem, Tetsucchi?! Wracam do domu, a tu co? PUSTO! Wydzwaniam, wypisuję, a ty nie raczysz się odezwać! Wiesz, że masz chyba z dziesięć nieodebranych połączeń?!

- Osiemnaście – poprawił go spokojnie Kuroko.- I trzy osobiście przeze mnie odrzucone. Nie dało ci to do myślenia?

- To podłe Tetsucchi, jak ty mnie traktujesz?!- jęknął Ryouta, w jego złotych oczach pojawiły się drobne łezki.

- Wyluzuj, Ryouta, chłopak cieszy się wolnością.- Do braci przyłączył się Aomine, zerkając zza Kise na młodszego brata.- Cześć, Tetsu.

- Cześć, Daiki-kun. Co tam w pracy? Jakieś nowe morderstwo, przekręt narkotykowy, albo atak terrorystyczny?

- Daikicchi miał dziś swój pierwszy dyżur na patrolu!- zaświergotał radośnie Kise, najwyraźniej kompletnie zapominając o złości na błękitnowłosego. Spojrzał z uznaniem na Aomine, który drapał się z zażenowaniem po głowie.- To niesamowite, że w końcu docenili twój talent i zostałeś policjantem, Daikicchi!

- A, cicho tam – burknął Aomine, rumieniąc się lekko.- A ty mi nie dokuczaj, Tetsu, bo dostaniesz po tej swojej bladej mordzie.

- Daikicchi!- skarcił go Kise.

- Gratuluję debiutu na patrolu, Daiki-kun – powiedział Kuroko, ruszając do kuchni.- Czy „Seme życie” już się zaczęło?

- Jeszcze nie, ale chwila moment i poleci!- powiedział Kise, śpiesząc za nim.- Kolacja zaraz będzie gotowa, zjemy przed telewizorem. Jesz z nami, Daikicchi, czy przy stole?

- Z wami – mruknął ciemnoskóry.

Kise i Kuroko byli ogromnymi fanami telenoweli „Seme życie”, ale nie można było tego samego powiedzieć o Aomine.

- Serio nie rozumiem, co takiego widzicie w tym włoskim szajsie – westchnął, kiedy Kuroko poszedł do salonu, by zająć miejsce na kanapie, a Kise w kuchni dokańczał przygotowywanie kolacji.

- To bardzo życiowy serial!- naburmuszył się blondyn.- Wiele sytuacji jest wyrwane z życia, jak na przykład wątek Antonia i Pablo! Antonio wyznał uczucie Pablo, zupełnie jak Kagamicchi Tetsucchiemu! Ciekaw jestem, co oboje odpowiedzą...!

Aomine już otworzył usta, by to skomentować, ale zrezygnował w ostatniej chwili. Odwrócił wzrok od Kise, opierając się tyłkiem o blat kuchenny. Zdążył już zapomnieć, że ten idiota Kagami naprawdę wyznał jego bratu uczucia.

Ciekawe, co też postanowi w tej sprawie jego młodszy braciszek. Jeśli się zgodzi…

- Daikicchi, no mówię do ciebie, bierz ten talerz!- rzucił z irytacją Kise, wpychając mu do rąk talerz z kolacją.- Dalej, bo słyszę, że już się zaczyna!

Aomine i Kise przeszli do salonu i zajęli miejsca między Kuroko. Daiki podał błękitnowłosemu jego talerz, po czym cała trójka, nie spuszczając wzroku z telewizora, przystąpiła do jedzenia, skupiając się na fabule odcinka.

Tetsuya postanowił na razie nie zaprzątać sobie głowy ani Kagamim, ani Akashim.

W końcu na wszystko przyjdzie czas.


👉Odcinek 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń