Wygasiwszy ekran swojej komórki, Takao z westchnieniem odłożył telefon na kuchenny blat i spojrzał, zrezygnowany, na dopiero co umyte naczynia, teraz poukładane schludnie na metalowej suszarce.
Naprawdę zazdrościł Kuroko tych wakacji. Podczas gdy Tetsuya ma szansę polenić się pod puchatą kołdrą w klimatycznym pensjonacie albo zabawić się na śniegu w towarzystwie swoich braci, on, Kazunari, musi egzystować... cóż, po prostu sam ze sobą.
Do tej pory nie było to takie trudne. Ale wszystko zmieniło się w dniu, kiedy jego najlepszy przyjaciel, w którym przez ostatnich kilka lat kochał się na zabój, i z której to miłości – jak sądził – zdołał wyleczyć się jakiś czas temu, niejaki Midorima Shintarou... pocałował go.
W usta.
Z języczkiem.
Choć minęły już ponad dwa tygodnie, czarnowłosy niezwykle przeżywał tamto wydarzenie. Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem nikt nie zauważa jego dziwnego zachowania; tego, że nie słuchał, co się do niego mówiło, tego, że podskakiwał lekko za każdym razem, gdy ktoś go zawołał, tego, że wrzucał do pralki dopiero co wyprane ubrania...
Wszystko to przez tamten wieczór, który dla Takao zdawał się nie mieć końca, który wydarzał się każdego dnia...
Usta Midorimy były lekko wilgotne i zdawały się być odrobinę nabrzmiałe, jakby zielonowłosy dopiero co skończył całować się z kimś innym – ze swoim cholernym chłopakiem, Akashim, na przykład. Kazunari był tak zaskoczony tą nagłą pieszczotą, że, zupełnie zdumiony, początkowo zamknął oczy i po prostu oddał się mu. Uchylił wargi, a wówczas język Midorimy wślizgnął się chytrze do wnętrza jego ust i rozgościł w nich, jakby był u siebie. Czarnowłosy czuł wyraźnie jego szorstkość i zaskakującą gibkość; na myśl o tym, co jeszcze potrafi robić ten język poczuł, że jego ciała zalewa najpierw dreszcz, a potem podejrzanie przyjemne ciepło, którego nie doświadczył chyba nigdy wcześniej.
Był tak zszokowany, że pozwolił, by ta słodka chwila trwała o wiele za długo. Minęła minuta, dwie, a usta Midorimy nie odrywały się od warg czarnowłosego, a i jego nie wykazywały najmniejszej chęci ucieczki. Same zdawały się zachęcająco rozchylać, kusiły nie tylko Shintarou, ale i samego Takao. Sprawiały wrażenie, jakby chciały obiecać mu wieczne, idealne połączenie...
W końcu pocałunek został przerwany, ale ciężko było stwierdzić, który z mężczyzn się do tego przyczynił; zarówno Takao jak i Midorima odsunęli się nieznacznie w tym samym momencie, rozdzielając wargi, które zdawały się być obojętne na ich rozkazy.
Oboje otworzyli oczy – dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że je zamknęli – i przez chwilę bez słowa patrzyli sobie głęboko w oczy. Takao tonął w trawiastej zieleni spojrzenia Midorimy, Shintarou zaś pochłonął płynny topaz. Moment ten jakby miał nie mieć końca, jednak ostatecznie Kazunari pierwszy wybudził się z tego dziwnego amoku i, odwróciwszy zawstydzony wzrok, podniósł się z poduszki i, stąpając ostrożnie, nieufny względem własnego ciała, poszedł do łazienki i zamknął się w niej na dobrych piętnaście minut.
Kiedy wyszedł, Midorimy już nie było. Pozostały po nim jedynie puszka piwa, zapach szamponu do włosów i ciężka atmosfera wypełniona poczuciem winy za niewyobrażalny błąd.
Teraz, po dwóch tygodniach, niewiele się zmieniło. Żaden nie odezwał się do drugiego i choć Kazunariemu wydawało się to jak najbardziej właściwe, to jednak czuł ogromny smutek. Miał wrażenie, że na tamtym spotkaniu coś ważnego dobiegło końca, nie dając w zamian czemuś nowemu się rozpocząć. I nie chodziło tu o romans, czy o związek.
Zupełnie tak, jakby przepadły wszystkie wspomnienia, jakby rozwiązała się na dobre ich nieśmiertelna przyjaźń, nie pozostawiając miejsca na nowe chwile.
Takao westchnął po raz kolejny i, machinalnie wycierając dłonie w kuchenny ręcznik, spojrzał w kierunku otwartych drzwi sypialni. Miyaji spał zwinięty w kłębek, wykończony nocką w pracy. Tak niewinny i nieświadomy natłoku myśli oraz uczuć kłębiących się w mężczyźnie, którego kochał i któremu ufał być może nawet bezgranicznie. Kazunari czuł się potwornie z myślą, że zmuszony jest utrzymywać przed nim kolejny sekret.
Oczywiście, mógłby powiedzieć Miyajiemu o pocałunku z Midorimą. Mógłby też powiedzieć o tym, że mężczyzna, który uratował życie Aomine jest tym samym, który próbował zgwałcić Takao jakiś czas temu. Wierzył jednak – a przynajmniej chciał uwierzyć – że Haizaki Shougo zmienił się i nigdy więcej nikogo nie zaatakował (choć Kazunari nie miał nawet pewności co do tego, czy Haizaki rzeczywiście wcześniej kogoś atakował; nie miał przecież pojęcia, jakim z natury był człowiekiem). Chciał też wierzyć w to, że tamten pocałunek z Shintarou nic nie znaczył, że był tylko przypadkiem, głupim wybrykiem losu.
No bo dlaczego Midorima miałby go pocałować? Na pewno dlatego, że było mu go żal; spotkało go coś złego, Shintarou czuł się winny, chciał mu to wynagrodzić – a zapomniał przecież, że Takao nie czuje do niego tego, co kiedyś, że teraz darzy takim uczuciem Miyajiego. Może chciał go jednak pocieszyć, może chciał czułym gestem pomóc mu zapomnieć o tamtym przykrym wydarzeniu... i zupełnie przypadkiem zapomniał, że nie można całować nieswojego chłopaka.
Chociaż, cóż... skoro wcześniej z Akashim nie miał takiego problemu, to pewnie myślał, że w tym przypadku też może robić, co chce.
Takao potrząsnął głową, starając się wyrzucić z niej te myśli. Nie mógł obwiniać Midorimy. Przecież nie zrobił tego specjalnie, prawda? Shintarou nie należy do puszczalskich mężczyzn. Nie bawi się w ten sposób, zwłaszcza, że chodzi o Kazunariego. Jeśli zdecydował się go pocałować, to miał ważniejszy powód.
Ale... ale na pewno nie tak ważny, żeby myśleć o... o mi...
Takao złożył na prędko kuchenny ręcznik, po czym chwycił za mokrą ścierkę i zaczął energicznymi ruchami przecierać najpierw blat, a potem stół w kuchni. Cóż za niedorzeczne myśli zaczęły ogarniać jego głowę! Midorima ma Akashiego, a Takao ma Miyajiego i nic tego nie zmieni. Trzeba po prostu zebrać się w sobie i albo spytać Shintarou o tamten pocałunek, albo najnormalniej żyć dalej w zgodzie z samym sobą, zapomnieć o tamtym i najlepiej wyładować swoją frustrację tamtym wydarzeniem na Miyajim – oczywiście w formie namiętnego seksu, pocałunków, pieszczot i wszystkiego erotycznego, co tylko można wymyślić.
– Kazunari, co ty wyprawiasz?
– Ach!- Takao podskoczył w miejscu, odrywając jednocześnie mokrą ścierkę od siedzenia krzesła, które z jakiegoś powodu zawzięcie szorował.- Miyaji! J-już wstałeś? Dopiero po dwunastej...
– Strasznie chce mi się pić – westchnął Kiyoshi, sięgając bo kartonik soku jabłkowego oraz czystą szklankę z suszarki.- Mogę wiedzieć, dlaczego myjesz krzesło?
– Było brudne – wymamrotał nerwowo Takao, dla pokazu przecierając ścierką również oparcie krzesła.
– Od czego?- zdziwił się Miyaji.- Szorowałeś je tak mocno, jakby ktoś co najmniej się na nie wysrał.
– A nie wiem, brudne było, no.- Kazunari zmarszczył z irytacją brwi, po czym odwrócił się z westchnieniem do Miyajiego.- Muszę skoczyć na zakupy, chcesz coś?
Kiyoshi, popijając sok ze szklanki, przez chwilę przyglądał się podejrzliwie swojemu chłopakowi, a kiedy już dokończył picie, odstawił szklankę na blat i zamachał kartonikiem, który wciąż trzymał w dłoni.
– Poproszę sok jabłkowy – oznajmił.
– Sok jabłkowy, okej.- Takao skinął głową, po czym zaczął powtarzać sobie w głowie te słowa niczym mantrę.
– Możesz też wziąć kilka gumek, jeśli nie planujesz żadnych ucieczek na wieczór – dodał Miyaji, zbliżając się do niego i przysuwając go do siebie. Objął go delikatnie i przyciągnął do siebie, znacząco uderzając przodem bioder o jego krocze. Nachylił się nad nim i z uśmiechem na ustach trącił czubkiem nosa jego nos.
Kazunari uśmiechnął się mimowolnie, jednak równocześnie speszony, spuścił głowę.
– Pomyślę o tym – powiedział, mając nadzieję, że jego głos brzmi kokieteryjnie.
– I oby nic innego nie zaprzątało ci tej twojej poczochranej głowy – dodał Kiyoshi, po czym pocałował czule swojego chłopaka i, klepnąwszy go przy okazji w tyłek, wrócił do sypialni, by na powrót zakopać się w pościeli.
Takao westchnął ciężko, odprowadzając go wzrokiem i czując, jak jego serce staje się coraz cięższe i cięższe. Niby jak ma poradzić sobie z tą sytuacją? Niby jak ma być spokojny, kiedy męczą go natarczywe myśli o Midorimie? Gdyby chodziło o innego faceta, to jeszcze byłoby do przeżycia, ale przecież sprawa miała się zupełnie poważnie. Tu chodziło o Shintarou. O Midorimę Shintarou – mężczyznę, w którym Takao kochał się od lat, o którego zabiegał przez prawie dwa lata, i dla którego ostatecznie się poddał.
Teraz, kiedy postanowił zadbać o własne szczęście i jednocześnie uszczęśliwić kogoś, kto go pragnął, nagle Midorima wkopuje się w jego nowe życie z językiem i maślanym spojrzeniem, i co sobie myśli?
No właśnie... co?
Kazunari przygryzł mocno wargę, spoglądając najpierw w kierunku sypialni, a następnie na swój telefon komórkowy. Po chwili zastanowienia, odrzuciwszy mokrą ścierkę, która chlasnęła o zlew, czarnowłosy chwycił za telefon i pospiesznie wybrał numer do swojego przyjaciela. Kiedy ten odebrał po czwartym sygnale, Takao oznajmił z powagą:
– Czas pogadać, Shin-chan.
***
Nijimura zastanawiał się, czy nie jest to przypadkiem najgorszy okres w jego życiu.
A trzeba przyznać, że podobnych okresów miał całkiem sporo – począwszy od trudnego dzieciństwa, z jakiego jednak zdołał wyrosnąć na porządnego, jak mniemał, człowieka (może nie idealnego, ale z pewnością nie był taką świnią jak Haizaki), przez wytrzymywanie zdrad swojego ukochanego chłopaka, aż po milczące i jednocześnie poniekąd burzliwe rozstanie z ów chłopakiem, ciążę swojej chwilowej dziewczyny, porzucenie jej i dziecka... Nazbierało się tego całkiem sporo, ale teraz Shuuzou miał wrażenie, że to naprawdę najgorszy czas.
Nadal nie mógł uwierzyć, że Haizaki zrobił takie świństwo. Dopiero co uratował człowieka od śmierci, w dodatku z rąk jakiegoś chorego psychola, który ciął go po całym ciele i chyba nawet próbował poderżnąć mu gardło, a teraz nagle Shougo postanowił wrobić niewinnego brata niedoszłej ofiary w jakieś paskudne filmy porno amerykańskiej produkcji.
Oczywiście, nie co dzień dostaje się od tak dwa miliony jenów, ale Matko Boska... skoro ten cały Gold był w stanie zapłacić takie pieniądze za fałszywe świadectwo, to jak bardzo odmawiał mu tamten model? Najwyraźniej znajdywał sposoby na to, by odrzucać propozycję Nasha, ale teraz...
Nijimura wiedział, ile może znaczyć słowo honoru. Zwłaszcza, jeśli robi się coś z powodu człowieka, który dopiero co uratował życie twojemu bratu.
Co za pierdolony chuj z tego Haizakiego!
Nijimura ze złością kopnął najbliżej stojące biurko, a siedzący przy nim pracownik aż podskoczył z okrzykiem. Spojrzał z wyrzutem na swojego przełożonego, a Shuuzou odwdzięczył się mu krótką nawiązką:
– No i na co się, kurwa gapisz, do roboty się bierz, kundlu zafajdany!
Przerażony mężczyzna za biurkiem natychmiast zatopił spojrzenie w tablecie i drżącą ręką zaczął projektować nową reklamę, której wykonanie dopiero co mu zlecono. Nijimura odwrócił od niego wzrok i rozejrzał się rozjuszonym spojrzeniem po reszcie swojego działu; niefortunnie dzisiaj musiał pracować po godzinach, co jeszcze bardziej wytrącało go z równowagi i nie pozwalało trzeźwo myśleć. Kiedy indziej pewnie przeprosi tego biedaka, ale teraz miał ochotę nakrzyczeć po kolei na każdego.
– Ni-Nijimura-san!- rozległo się nagle za jego plecami.- A-Akashi-sama prosi o... o...
– No czego, kurwa, chce?! Nie umiesz się wysłowić?!- wrzasnął ze złością, odwracając się i napotykając wyjątkowo przerażone spojrzenie sekretarza dyrektora głównego.
– Aaah!- Furihata Kouki odskoczył od niego na kilka kroków, zasłaniając się odruchowo podstawką z kartkami, którą trzymał w dłoniach.
Nijimura poczuł jeszcze większą złość, ale tym razem tylko na siebie – naprawdę lubił tego gościa, mimo jego jąkania i niezdarności. Był bardzo sympatycznym i nieśmiałym młodym mężczyzną, który nigdy nie próbował wciskać mu kitu czy lizać mu tyłka, dlatego sam Shuuzou zawsze traktował go łagodnie i uśmiechał się do niego. Teraz był zły, że tak na niego naskoczył, bo ostatnio zaczął mieć wrażenie, że Furihata czuje się przy nim dobrze – zaczął odwzajemniać uśmiech i nie jąkał się tak bardzo.
Wszystko szlak trafił, a niech to!
– Ughh, sorry – mruknął ze zrezygnowaniem.
– Życzyłbym sobie, żebyś jednak nie krzyczał tak na mojego sekretarza, Nijimura – rozległ się nagle rzeczowy, acz zabarwiony odrobiną rozbawienia głos Akashiego Seijuurou, który niespodziewanie wychynął zza pleców Furihaty. Czerwonowłosy spojrzał na swojego podwładnego i uśmiechnął się nieznacznie.- Już i tak jest dość nerwowy.
– A-A-Aka-ashi-sama...!- wyjąkał Furihata, czerwieniejąc na twarzy.- Wła-właśnie chciałem...
– Tak, wiem, Kouki, ale mam jedno zastrzeżenie, co do wypełnianego przez ciebie polecenia: ja nie PROSZĘ, tylko WYMAGAM. Poza tym oraz poza nagłym atakiem Nijimury nie mam żadnych zastrzeżeń do twojej pracy. A teraz bądź tak miły i idź zaparzyć naszemu drogiemu dyrektorowi działu marketingu meliski z truskawkami. Przynieś ją do mojego biura, bo rzeczony drogi dyrektor działu marketingu właśnie idzie do mnie na dywanik.
– T-t-tak jest, panie dyrektorze!- wykrzyknął Furihata, prostując się cały, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł na korytarz.
Akashi tymczasem zwrócił się do Nijimury, unosząc lekko prawą brew.
– Czyż nie jest uroczy?- zapytał.
– Co?- Shuuzou zmarszczył brwi.- Nie wiem...
– Jest – odparł za niego Akashi.- Więc nie krzycz na niego więcej, bo potem długo musi dochodzić do siebie, a dochodzenie do siebie zakłóca jego pracę w biurze. Wiem, że na takiego nie wygląda, ale to naprawdę dobry pracownik.- Dyrektor był najwyraźniej w znakomitym humorze. Poprawił mankiet swojej marynarki i strzepał z niej niewidzialny pyłek, po czym posłał Nijimurze uśmiech.- A ciebie naprawdę zapraszam do mojego gabinetu. Twoje krzyki słychać na ostatnim piętrze.
Nijimura zarumienił się lekko, ale posłusznie skinął głową i udał się za dyrektorem. Skoro mężczyzna pofatygował się tu osobiście, to Shuuzou chyba wpadł w prawdziwe tarapaty. Czy powinien wyjaśnić Akashiemu prawdziwy powód swojej złości? Raczej ciężko będzie oszukać tego lisa; otaczała go aura mówiąca wyraźnie „niczego przede mną nie ukryjesz, ty nędzna kreaturko”.
Wjechali na najwyższe piętro, po czym przeszli korytarzem do gabinetu Akashiego – najpierw mijając hol, w którym urzędował jego sekretarz, chwilowo nieobecny. Nijimura zgadywał, że naprawdę poszedł zaparzyć mu melisę z truskawkami.
Swoją drogą, skąd Akashi wiedział, że Shuuzou lubi truskawki?
Nijimura wzruszył ramionami sam do siebie. Ostatecznie, jeśli chodziło o Akashiego, nic nie mogło go dziwić.
Kilka minut później mężczyźni siedzieli już na miejscach – Seijuurou usiadł w swoim dyrektorskim fotelu, a Nijimura na krześle naprzeciwko niego. Furihata położył przed nim filiżankę herbaty; jego dłonie trzęsły się tak bardzo, jakby mężczyzna obawiał się, że Shuuzou mu je zeżre.
– Przepraszam za mój wybuch – powiedział czarnowłosy do sekretarza, spoglądając na niego, skruszony. Było mu naprawdę przykro, że tak przeraził biedaka.
– N-nic się nie stało, Nijimura-san – zapewnił Kouki, posyłając mu nerwowy uśmiech. Odsunął się o krok i zerknął na głównego bossa.- Czy podać coś jeszcze, panie dyrektorze?
– Jeśli masz więcej swoich rewelacyjnych drożdżówek, to poproszę dwie – odparł Akashi.
– Oczywiście.- Furihata skinął głową, po czym wyszedł z biura, zarumieniony i jakby... zadowolony. To bardzo zdziwiło Nijimurę, ale postanowił nie pytać o szczegóły, skoro Akashi z pewnością miał zamiar ukarać go za wyżywanie się na jego pracownikach.
– Co ostatnio u ciebie słychać, Nijimura?- zagadnął go Akashi, rozsiadając się wygodnie. Założył nogę na nogę, a dłonie skrzyżował na podołku. Uniósł lekko brew i uśmiechnął się z odrobiną drwiny.- Brakuje automatów w okolicy?
Nijimura domyślił się, że dyrektor nawiązuje do ich pierwszego spotkania, kiedy to w złości po kłótni z Haizakim Shuuzou kopnął automat, z którego Akashi chciał kupić kawę.
– Nie – westchnął.- Wiem, do czego pan zmierza, dyrektorze.
– Spokojnie, jeszcze do tego dojdziemy – zapewnił Seijuurou, patrząc, jak do pomieszczenia właśnie wkroczył Furihata z dwoma talerzykami. Na każdym ułożona była lekko zarumieniona drożdżówka własnej roboty. Kouki postawił talerzyk przed Akashim, a drugi przed Nijimurą, po czym już ruszył do wyjścia, kiedy zatrzymał go Seijuurou:
– Kouki.
– Tak, panie dyrektorze?
– Ta druga drożdżówka też jest dla mnie.
Furihata przez chwilę stał nieopodal drzwi z zagubioną miną. Następnie ostrożnie podszedł do Nijimury i zabrał jego talerzyk, by następnie położyć go przed Seijuurou.
– Uhm... została mi jeszcze jedna, więc czy przynieść dla Nijimury-san?- zapytał cicho Furihata.
– W istocie, możesz przynieść.
– Tak jest.
Sekretarz znów wyszedł, a Akashi poczęstował się drożdżówką.
– Kouki robi rewelacyjne wypieki – wyznał Nijimurze.- To drugi powód, dla którego trzymam go przy sobie.- Seijuurou przetarł usta chusteczką.- Hm. Tak naprawdę to pierwszy, ale nie powtarzaj mu tego. Chciałbym, żeby widział, iż doceniam jego pracę i jego starania. Oczywiście, twoje też doceniam, Nijimura – dodał jakby mimochodem.- Robisz naprawdę wiele dla mojej firmy, a twoje kampanie są popularne w Japonii. Nie mogę ukrywać przed tobą faktu, że dzięki tobie sprzedajemy więcej towaru. Reklama robi tak naprawdę połowę roboty.
Furihata po raz trzeci wślizgnął się do biura i położył talerzyk z drożdżówką przed Nijimurą. Shuuzou skinął mu głową w podziękowaniu. Kouki zapytał Akashiego, czy może jeszcze coś dla nich zrobić, a kiedy Seijuurou zaprzeczył i go odprawił, dyrektor ciągnął dalej:
– Chociaż nie powinienem tego mówić, lubię cię też jako osobę, Nijimura. Nie znaczy to oczywiście, że będę cię faworyzował, aczkolwiek z drugiej strony... chyba poniekąd już to robię. Przymykam oczy na to, że raz po raz pokrzyczysz sobie na pracowników, bo wiem z doświadczenia, że czasem po prostu trzeba to zrobić.- Nijimura zmarszczył lekko brwi, kiedy Akashi sięgnął po jego drożdżówkę i najzwyczajniej w świecie zapakował ją w chusteczkę, a następnie schował do swojej teczki.- Niemniej, drogi Nijimura, zastanawia mnie, co cię dziś skłoniło do aż takiego krzyczenia? Trójka z twoich pracowników, ledwie skończywszy zmianę, zamiast pędzić na zakupy na obiad i odebrać dzieci ze szkoły, pofatygowała się do mnie na najwyższe piętro i czekała całe piętnaście minut, by zgłosić mi, że dzisiaj przechodzisz samego siebie.
– Och – bąknął Nijimura. Nie sądził, że jego pracownicy pójdą bezpośrednio do Akashiego.
– Cenię sobie moich pracowników – wyjaśnił Akashi, zabierając się za drugą drożdżówkę. Nie były duże, miały wielkość połowy dłoni i choć nie wyglądały przesadnie apetycznie, to jednak Seijuurou zdawał się w ciszy delektować nimi niczym najdroższym przysmakiem.- Och, wybacz – dodał nagle, widząc, że Nijimura mu się przygląda.- To moja pora lunchu, a przez twoich pracowników nie mam już czasu iść zjeść coś do restauracji.
To dlatego pozbawił mnie mojej drożdżówki, pomyślał Nijimura.
– W porządku, ja i tak nie jem słodyczy – mruknął Shuuzou, po czym westchnął przeciągle.- Przepraszam, szefie. Po prostu ostatnio mam naprawdę fatalny humor.
– Tyle to ja widzę – mruknął Akashi, otrzepując dłonie z okruszków i odsuwając na bok puste talerzyki. Przysunął krzesło do biurka i spojrzał na Nijimurę już poważniej.- Co się dzieje, Nijimura? Jak mówiłem, cenię sobie twoją pracę i jeśli mogę coś zrobić, jakoś ci pomóc... Z chęcią to uczynię.
– To... to problemy natury bardziej prywatnej – mruknął Shuuzou.
– Tym bardziej, zamieniam się w słuch.- Akashi był nieustępliwy.
Nijimura zawahał się. Naprawdę ma się zwierzyć swojemu szefowi z takiej sprawy? Jego pewnie to nawet nie obchodzi. Nie zna dokładnie sytuacji, nie będzie w stanie nawet wyobrazić sobie tego, jak wzruszające było ponowne połączenie rozdzielonych wcześniej braci i jak potworna jest myśl o tym, że teraz znów zostaną rozdzieleni... I to w jaki sposób!
– Chodzi o coś, co zrobił mój... ehm, partner.- Ponieważ Akashi milczał oczekująco, Nijimura zerknął na szefa nerwowo i dokończył krótko:- Zrobił coś, co mi się nie spodobało i się pokłóciliśmy. Po prostu jestem na niego wściekły.
– Nijimura – westchnął Akashi, opierając się ciężko o oparcie swojego fotela.- Chyba nie chcesz, żebym zaczął wygłaszać ci reprymendę o dzieleniu życia prywatnego i biznesowego?
– Nie, nie musi pan tego robić – zapewnił Nijimura.- Po prostu... To dość skomplikowana sytuacja. Nie chodzi o to, że mnie zdradził, czy pobił, czy coś tam... Po prostu... Po prostu zrobił coś złego innej osobie. Och, chodzi o to, że dopiero co uratował życie temu gościowi, co został pocięty przez jakiegoś psychola, a teraz wrobił jego brata w filmy porno.
Akashi uniósł brwi i zamrugał lekko.
– Pardon?- mruknął.- Możesz trochę jaśniej? Mówiąc o „gościu, co został pocięty przez psychola” masz na myśli Aomine Daikiego? Twój chłopak go uratował?
– Tak – westchnął ze zrezygnowaniem Shuuzou.- Byliśmy w szpitalu, jak przyszli jego dwaj bracia. Haizaki... Znaczy, mój partner... On zwykle nie robi takich rzeczy, więc naprawdę mi zaimponował, kiedy uratował życie tamtemu facetowi i nie chciał nic w zamian. Ale potem zjawił się w naszym mieszkaniu reżyser filmów porno, który najwyraźniej próbował zwerbować do pracy brata Aomine... No ale potrzebował jakiegoś dowodu na to, że dotrzymał temu bratu słowa i... i Haizaki się zgodził. Dostał kasę za to, że wrobił niewinnego człowieka, który teraz musi zostawić braci na dwa lata i jechać do Ameryki grać w porno. W pale mi się to nie mieści i dlatego jestem wściekły – mruknął na koniec, zaciskając ze złością wargi.
– Daj mi chwilę – powiedział cicho Akashi. Nijimura spojrzał na szefa i z zaskoczeniem odkrył, że ten wygląda na autentycznie zmartwionego. Spuścił wzrok na ziemię i zdawał się być bardzo zamyślony.- Chyba niewiele rozumiem z twojego bełkotu – powiedział w końcu powoli.- Z tego co mówisz wynika, że któryś z braci Aomine Daikiego ma grać w filmach porno, ale... ale dlaczego? Kiedy w ogóle to się stało, kiedy pojawił się ten cały reżyser?
– No nie wiem – bąknął Nijimura, wzruszając ramionami.- Po prostu zjawił się u nas w mieszkaniu i zaproponował Haizakiemu grubą kasę za to, żeby udawał, że pracował dla tego reżysera, i że to z jego polecenia uratował Aomine Daikiego.
Akashi patrzył na niego z powagą ale i pewnego rodzaju mrokiem w oczach.
– I Haizaki się zgodził – stwierdził.- W zamian za jakąś określoną kwotę skłamał, że pracuje dla tego reżysera... Ale z tego wynika, że podjął się szukania Aomine... w zamian za...- Akashi znów się namyślił.
– Szefie?- Nijimura zmarszczył brwi.- Wszystko w porządku.
– Znam tych ludzi – mruknął Seijuurou.- Aomine Daikiego i jego braci.
– Poważnie?- Nijimura wytrzeszczył na niego oczy.
– Przypuszczam, że chodzi o Kise Ryoutę, który jest obecnie modelem.- Akashi zdawał się mówić bardziej do siebie, niż do niego.- Tak, to miałoby sens. Nie ma czemu się dziwić, jeśli zainteresowałby się Kise. Ale jest też Kuroko... Tyle że Kuroko raczej nie przykuwa wzroku.
– Chodzi o Kise!- wypalił Nijimura.- Teraz przypomniałem sobie jego nazwisko. Tak, to właśnie to: Kise. Szefie, to co robimy?
– Co robimy?- Akashi spojrzał na niego z zaskoczeniem.
– Musimy jakoś im pomóc, prawda? Ja wchodzę we wszystko, co zaproponujesz. Nienawidzę Haizakiego za to, jak postąpił, a wątpię, żeby on chciał cokolwiek odkręcić. Ale chyba można coś zrobić, no nie? Zgłosić to gdzieś, zapobiec temu!
– Czemu dokładnie?
– Ten koleś mówił, że chce Kise na kontrakcie trwającym dwa lata. Ma spędzić tyle czasu w Ameryce, kręcąc filmy z jego udziałem. Ale przecież to prawie jak uprowadzenie, no nie? Byłem w Ameryce, nawet dość niedawno. Bez paszportu, bez wizy, nie ma opcji, żeby Kise mógł tam legalnie przebywać. Jeśli jakoś załatwimy to w urzędach, zgłosimy do odpowiednich władz...
– Najpierw muszę dowiedzieć się, co to za reżyser – powiedział Akashi, a jego głos stał się dziwnie chłodny.
– Jakiś Gold, o ile dobrze pamiętam – powiedział pospiesznie Nijimura.- Wielki blondyn z bicepsami, tatuaże, kolczyki. Typ, po którym widać, że jest brutalny i ma w nosie wszystko i wszystkich.
– Wracaj do pracy, Nijimura – polecił Akashi.- Muszę się zastanowić.
– Ale...
– To nie jest prośba.- Seijuurou spojrzał na niego zimno, a Nijimura wzdrygnął się odruchowo. Ta czerwień, zwykle stosunkowo ciepła i nie tak groźna, jakby mogło się wydawać, teraz przypominała krew wypływającą z samej tętnicy.
Shuuzou z wahaniem pokiwał głową, po czym wstał powoli i równie powoli oddalił się ku wyjściu. Przy drzwiach spojrzał po raz ostatni na swojego szefa... i wyszedł natychmiast, przełykając głośno ślinę.
– Furihata, przez jakiś czas nie idź do Akashiego – powiedział cicho do Koukiego, mijając jego biurko.
– Eh? Cz-czemu?
Nijimura nie odpowiedział. Ze wzrokiem wbitym w podłogę, wyszedł na korytarz i ruszył w kierunku windy. Przestał już myśleć o Haizakim, Aomine czy nawet o Goldzie i tym biednym, niewinnym modelu.
Teraz myślał tylko o tym, że jeszcze nigdy, przenigdy nie widział u Akashiego tak wściekłej miny. Miał ogromną nadzieję, że już nigdy więcej jej nie zobaczy – i, choć naprawdę był zły na tamtego reżysera, nawet jemu życzył, by nie spotkał się z Akashim Seijuurou.
Ooo. Nie będę kłamać, czekałam na spotkanie Akashiego z Goldem. To może być naprawdę ciekawe :D chyba mam tak, dlatego że troszeczkę ich shipuję XD
OdpowiedzUsuń