[MnU] Odcinek 113



Kiyoshi Teppei wyglądał na zmartwionego.
Siedząc przy biurku i opierając dłonią podbródek, marszczył czoło w zastanowieniu, a wzrok wbił w jeden, nieokreślony ściśle punkt, co w jego przypadku zawsze było oznaką właśnie zmartwienia. Należał do osób bardzo pozytywnie nastawionych do życia, wobec czego ci, którzy dobrze go znali, nauczyli się już rozpoznawać tę konkretną minę, gdyż miał ją na twarzy raczej nie często.
Tym razem Kiyoshi miał do zmartwienia powód – chodziło mianowicie o jego związek, a w zasadzie to aż dwa związki. Ciężko było mu zdecydować, który był dla niego ważniejszy, gdyż za każdym razem, gdy się nad tym zastanawiał dochodził do wnioski, że oba traktuje równie poważnie.
Choć zdecydowanie nie powinien…
Problem był duży, żeby nie powiedzieć ogromny.
Pierwszy jego związek – związek z ukochanym partnerem, Hyuugą Junpei’em, trwał od czasów liceum, czyli od przeszło dziewięciu, jeśli nie już dziesięciu lat (jakoś nigdy nie przywiązywał uwagi do dokładnego liczenia, zwłaszcza, że o swego partnera starał się dość długo i nie był pewien, w którym roku dokładnie urok Kiyoshiego w końcu zadziałał). Hyuuga był mężczyzną bardzo zaciętym i stanowczym, zawsze potrafił postawić na swoim, bo i w wielu rzeczach miał rację. Nie dawał sobie w kaszę dmuchać i był, mówiąc krótko, konkretny. Teppei kochał go jak mało kogo, zwłaszcza, że Junpei potrafił okazać równie bardzo, że odwzajemnia to uczucie.
Jednak w życiu Kiyoshiego był też ten drugi związek… związek nieco bardziej toksyczny, bardziej dziki i nieokiełznany, do którego tęsknił w czasach swoistej ostoi w ramionach Hyuugi. Ten narkotyk nazywał się Hanamiya Makoto i był, zdaniem Kiyoshiego, najbardziej seksownym facetem na świecie. A mówiąc „seksowny” nie miał na myśli strojonych przez niego zalotnych minek i wyuzdanych póz (choć w tych również Makoto był prawdziwym mistrzem). Mówiąc o seksowności Hanamiyi Kiyoshi miał na myśli jego charakter – twardy, często nieprzewidywalny, momentami agresywny, ale wiecznie wolny, wiecznie własny, nie dyktowany towarzystwem, jeden jedyny w swoim rodzaju. Makoto nigdy nie był podatny na innych, nigdy nie musiał nikomu imponować, by wkupić się w łaski. On był po prostu sobą, to on dyktował warunki każdej relacji, jaką z człowiekiem zawierał. Z Teppeiem zawarł iście diabelski pakt – pakt niezapomnianego romansu, pakt uczucia tak obezwładniającego, że Kiyoshi nie miał sił by walczyć. 
A trzeba przyznać, że próbował. I to nie raz.
Kiedy twój partner dowiaduje się o kochanku i grozi ci rozstaniem, z rozpaczy jesteś gotów poświęcić jednego z nich. Kiyoshi próbował, naprawdę próbował, zapomnieć o Hanamiyi, skupił się tylko na Hyuudze i był tylko z Hyuugą, i udawało mu się to przez ostatni rok. To był wspaniały czas, choć początki były ciężkie – Junpei stracił do niego zaufanie i przez parę miesięcy był bardzo ostrożny względem niego, bardzo niechętny. Później wszystko wróciło do normy i znów się kochali, znów byli nierozłączni.
Do czasu…
Do czasu, kiedy Kiyoshi – bez żadnego powodu, bez żadnej wymówki – z własnej i nieprzymuszonej woli wrócił do toksycznego romansu.
Nie było żadnej zachęty ze strony Makoto. W zasadzie mężczyzna nawet się do Kiyoshiego nie odezwał przez ostatni rok. Nigdy go nie potrzebował, nigdy go do siebie nie wzywał, nie kusił seksem, nie kusił wypadem nad jezioro. Nie było nic z tego rodzaju rzeczy.
Była tylko tęsknota.
Powoli zabijająca go od środka tęsknota za tą trucizną, która rozlewała się w jego żyłach i przynosiła szczęście…
I właśnie tym martwił się Teppei. Swoim powrotem do Hanamiyi. I tym, że Hyuuga może zacznie znów coś podejrzewać, i znów zagrozi mu swoim odejściem. A, niestety, było to całkiem prawdopodobne, gdyż Hanamiya Makoto nie miał skrupułów i nie krępowało go nic, czego normalnie czyjś kochanek by nie zrobił.
Na przykład pisał do Kiyoshiego wiadomości na jego prywatny e-mail, zamiast na ten sekretny, o którym Hyuuga nie wiedział. Albo przychodził do niego do pracy, mimo że Junpei pracował w dokładnie tym samym miejscu, w dokładnie tym samym biurze, rozwiązując z Kiyoshim dokładnie te same sprawy.
Ach, tak, a propo spraw…
Kiyoshi ocknął się z pełnego zmartwień zamyślenia i skupił wzrok na błękitnowłosym mężczyźnie, który od prawie godziny opowiadał mu o ostatnich wydarzeniach z życia jego oraz jego dwójki braci. Był ostatnim, którego „przesłuchiwał” Kiyoshi. Hyuuga w pokoju obok zajmował się rozmową z niejakim Kasamatsu Yukio, w międzyczasie zaś Teppei przesłuchał Aomine Daikiego (który niewiele o sprawie wiedział), potem zaś właśnie tego tutaj, tego… 
Kiyoshi zerknął dyskretnie na protokół, który spisywał.
Kuroko Tetsuya.
- No dobrze, Kuroko-san – mruknął Kiyoshi, przyciągając do siebie papiery i łącząc je w schludny stosik. Zapisał najważniejsze uwagi, a następnie spojrzał z powagą w duże, błękitne oczy młodzieńca, przepełnione wiedzą życia, której nie powinien jeszcze zdobyć.- Oczywiście, z pewnością zajmiemy się tą sprawą. Niejaki Jason...- Kiyoshi zerknął na inną kartkę.- Silveru? Jason Silveru, tak, chwilowo został aresztowany za włamanie i napaść, w imieniu czego z pewnością będzie sądzony, oczywiście po wniesieniu sprawy przez pańskiego brata, zaś jeśli chodzi o resztę...- Teppei zawahał się, gdyż nie wiedział, czy powinien informować o czymś takim cywila. Ostatecznie się rozmyślił.- Zajmiemy się tym. Musimy jeszcze przesłuchać pana Silveru, rzecz jasna, a gdy tylko to zrobimy i zbadamy sprawę, skontaktujemy się z panem. Czy ma pan na ten moment jakieś pytania?
- Ile to może potrwać?- zapytał Kuroko z odrobiną zrezygnowania.- Przyznam szczerze, że ja i moja rodzina naprawdę chcielibyśmy w końcu odsapnąć od tego wszystkiego.
- Jak najbardziej, rozumiem.- Kiyoshi pokiwał głową.- Niestety, chwilowo nie jestem w stanie stwierdzić, ile nam to zajmie. Proszę o cierpliwość, Kuroko-san. Czy jeszcze mógłbym jakoś panu pomóc?
- Nie, dziękuję, Kiyoshi-san.
- W takim razie z mojej strony to wszystko.- Teppei wstał, uśmiechając się lekko do błękitnowłosego.- Do usłyszenia.
Kiedy Kuroko Tetsuya uścisnął jego dłoń i opuścił biuro, Kiyoshi z westchnieniem opadł na swoje krzesło i pomasował palcami czoło. To się narobiło… Włamanie i napaść, do tego zeznanie wandala, że napadł na kogoś, kto rzekomo zabił jego szefa, jakiegoś Nasha Golda… Kiyoshi czuł, że to po prostu kolejna pierdoła, z jaką będą musieli zmierzyć się on i Hyuuga.
Jego telefon, schowany w szufladzie biurka, zawibrował cicho. Kiyoshi w zamyśleniu wyjął go i spojrzał na ekran dotykowy; to była wiadomość od Makoto, oczywiście na prywatnym mailu, czyli tym, do którego Hyuuga miałby dostęp, gdyby tylko wziął do ręki komórkę Kiyoshiego.
Teppei przeczytał wiadomość i aż zrobiło mu się gorąco:


Kojarzysz filmy porno, na których aktorzy są cali wysmarowani olejkiem, robią sobie długie erotyczne masaże a potem uprawiają mokry seks, jęcząc i wyginając się w każdej pozie? Właśnie to cię dzisiaj czeka, gdy przyjdziesz do mnie o 20:00… Albo kogoś innego. 


Kiyoshi przetarł dłonią twarz, wzdychając ciężko. Wiedział doskonale, że Hanamiya jest jak najbardziej gotów zaprosić na erotyczne masaże kogoś innego – to właśnie w ten sposób zwabiał do siebie Kiyoshiego. Kiedyś już Teppei odmówił, zrezygnował, bo obiecał już spędzić wieczór z Hyuugą, a potem niemile przekonał się, że Makoto nie zrezygnował ze swoich planów. Po prostu zrealizował je z kimś innym.
Teppei bardzo tego nie lubił.
Odpisał więc, że będzie.
I zaczął zastanawiać się, jak wykręcić się Hyuudze…

***

Midorima Shintarou miał potwornego kaca.
Kiedy przebudził się rankiem, bardzo długo zastanawiał się, kiedy Akashi urósł do ponad dwóch metrów wzrostu, a jego ramiona stały się długie i grube niczym pieńki młodych drzew – bo to właśnie takie ramiona obejmowały go w pasie.
Nim zorientował się, że ręce i w ogóle całe to ciało nie należało do Akashiego, tylko do Murasakibary Atushiego, jego kolegi ze szkolnych lat, minęło dobre dwadzieścia minut, w trakcie których Shintarou fakt faktem, parę razy przysnął i przebudził się. Ostatecznie jednak ocucił się, zmuszając do wstania – a wstawał ostrożnie, tak, by Murasakibara nie się obudził. Mężczyzna spał jak suseł.
W przeciwieństwie do jego członka, który stał na baczność, widoczny doskonale przez moment, gdy Midorima odsuwał pościel, gdyż, jak się okazało, obaj mężczyźni byli kompletnie nadzy.
Midorima zaczął powoli przypominać sobie poprzedni wieczór, czyli popijawę w barze, żale w mieszkaniu i obściskiwanie się w łóżku. Nie był może z tego specjalnie dumny ani zadowolony, że do tego doszło, ale w sumie mało go to teraz obchodziło. 
No bo co mogło się jeszcze zjebać, skoro zjebało się już wszystko? Nie było Akashiego, nie było Takao… Murasakibara też dla niego nie istniał. To był przelotny seks, krótka przygoda, o której obaj zapomną do obiadu.
Zielonowłosy wstał z łóżka, z powrotem nakrywając Atushiego kołdrą, sam zaś przeciągnął się solidnie i sięgnął po czyste ubrania. Nie ubrał ich jednak od razu; najpierw poszedł wziąć prysznic. Dopiero po tym, jak upewnił się, że z każdego zakamarka jego skóry zniknęły wspomnienia po pocałunkach Murasakibary i nie tylko, ubrał się w domowy dres i sweter, po czym przeszedł do kuchni i zaczął przygotowywać sobie koktajl na kaca.
Nie można powiedzieć, że „nie usłyszał, jak Murasakibara przyszedł do kuchni”, gdyż wydarzenie to uprzedził głośny łomot spadającego z łóżka ciała, a potem jeszcze głośniejsze przekleństwo. Wobec tego Shintarou zaczął przygotowywać też koktajl dla przyjaciela, choć nie był pewien, czy ten czuje się równie potwornie, jak on sam.
Potwierdziło się to, gdy dwie minuty później Atushi wszedł do kuchni z bardzo niezadowoloną miną, masując sobie czoło, na którym widoczny był ślad po konfrontacji z szafką nocną. Krwawiący zresztą.
- Hej – mruknął Murasakibara. Mężczyzna nie kłopotał się ubraniem czegoś porządnego; zarzucił na siebie jedynie gacie, które nijak maskowały jego erekcję.
- Cześć.- Midorima podsunął mu szklankę z koktajlem.
- Co to?- Atsushi zadał pytanie, ale wypił, nie czekając na odpowiedź, wobec czego Shintarou postanowił się nią nie kłopotać.- Cholera, też się tak źle czujesz?
- Jak widać – mruknął Shintarou.
- Nigdzie już dzisiaj nie wychodzę – westchnął Murasakibara.- Masz dostęp do netflixa?
- Mam. Chcesz coś obejrzeć?
- Możemy obejrzeć coś razem.- Midorima sądził, że Atsushi odstawi szklankę do zlewu, ale nie, mężczyzna od razu ją po sobie umył.- Ogarnę się tylko, wykąpię, umyję włosy i zęby. I tak chyba nie masz na dzisiaj planów, nie? Na pewno, skoro postanowiłeś się tak wczoraj urządzić.
- Wydawać by się mogło, że sam niewiele wypiłeś, a jednak spójrz na siebie.
- Mam słabą głowę...- mruknął Atsushi, krzywiąc się lekko.- To co? Netflix?
- W sumie czemu nie.- Midorima wzruszył ramionami.- I tak nie czuję się na siłach, by wychodzić.
- Fajnie.- Murasakibara skinął głową, po czym ścisnął sobie krocze, drapiąc się. Zaczął iść w kierunku wyjścia z kuchni, przeciągając się przy tym, jednak na progu odwrócił się do Midorimy, przyłapując go na tym, jak ten wpatrywał się w jego tyłek. Shintarou odchrząknął, speszony, po czym odwrócił głowę.- Może weźmiesz ze mną prysznic, hm?
- Co?- bąknął Midorima, wytrzeszczając na niego oczy.
- Jeśli masz ochotę, mm...- Murasakibara oparł się ramieniem o framugę.- Możemy wziąć razem prysznic.
- Już go wziąłem.
- Wiem.- Atsushi wzruszył ramionami.- Proponuję, bo szukam okazji.
- Okazji do…?- Midorima urwał, po czym zaczerwienił się mocno i zamknął oczy, starając się zapanować nad gniewem. Przecież to oczywiste, do czego szukał okazji ten niezaspokojony wielkolud.- Muszą posprzątać. Idź sam.
- Jak chcesz.- Murasakibara podrapał się po klatce piersiowej – wyjątkowo dużej, wyjątkowo muskularnej i, jak Midorima przekonał się dnia poprzedniego, wyjątkowo grzejącej.
Kiedy fioletowowłosy wyszedł, Midorima odetchnął głęboko i zagryzł wargę. Cholera, no trochę się skompromitował. Niby było mu obojętne, co Atsushi myśli, niby się nie przejmował, niby go to nie obchodziło…
Ale w sumie… Wczoraj było miło. Dlaczego mieliby tego nie powtórzyć tylko dlatego, że Midorima woli się dystansować? Nie był to pierwszy raz, kiedy Shintarou miał tego rodzaju kochanka. W czasach, kiedy jego i Kagamiego Taigę łączyła intymna relacja, obaj szukali okazji w… cóż, każdej okazji. Biorąc prysznic, gotując, pomagając w przeniesieniu szafki w salonie, czy podlewając roślinki w przedpokoju.
Ale… wypada tak?
Midorima umył po sobie szklankę, myśląc intensywnie. Słyszał, jak Murasakibara krząta się w łazience, potem dźwięk otwieranej i zamykanej kabiny, szum wody…
Shintarou przetarł blat ścierką wyjątkowo zamaszystymi ruchami, prawie strącając pojemnik z drewnianymi łyżkami do mieszania dań. Szybko chwycił go w drugą dłoń, by się nie przewrócił, następnie umył ścierkę, przewiesił ją, poprawił roletę w oknie. Stanął przy zlewie, podparł biodro dłonią, myślał, myślał…
I w końcu postanowił dać się ponieść.
Rozebrał się już przed wejściem do łazienki, pozostawiając ubrania na sofie. Wszedł cicho do łazienki, jeszcze niezauważony przez Murasakibarę, który stał pod prysznicem odwrócony do niego plecami, namydlając się żelem. Shintarou wziął krótki wdech, po czym odłożył okulary na pralkę, otworzył drzwi kabiny i wsunął się do środka, mrużąc oczy.
Nie potrzebował okularów, by widzieć, jak świetnie Atsushi wygląda pod prysznicem. Fioletowowłosy właśnie zgarnął mokre długie włosy do tyłu, odwróciwszy się na dźwięk otwieranej kabiny. Zmierzył Midorimę spojrzeniem od dołu do góry i uśmiechnął się lekko, leciutko, prawie niezauważenie. Po jego ramionach i klatce piersiowej wstęgami spływała woda, znacząc ścieżki. Kilka kropel zdawało się zatrzymać nawet na jego rzęsach. Kiedy Midorima przysunął się do niego Murasakibara stanął tak, by woda z prysznica leciała prosto na jego kark, nie mocząc twarzy Shintarou. Objął go w talii, przyciągnął do siebie. Midorima również uniósł dłonie i położył je na ramionach kochanka.*
Atushi nie spieszył się, powoli nachylił się ku niemu i pocałował. Shintarou ochoczo rozwarł wargi, wysunął język i zaplótł go w ustach Murasakibary. Żadnemu z nich woda nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie – gorący strumień pobudzał ich nerwy i ochotę na to, by raz jeszcze przeżyć to, co wcześniej. 
Pocałunkom nie było końca. Obaj mężczyźni smakowali się jakby po raz pierwszy, w końcu na trzeźwo, nie pod wpływem alkoholu, gdy człowiek spieszy się, by zaspokoić żądze, nie bacząc na to, o co tak naprawdę chodzi, kiedy zbliża się do siebie dwoje ludzi. Obejmowali się i całowali długo, nim w końcu Midorima przesunął dłoń po napiętych muskułach Atsushiego i sięgnął do jego członka. Murasakibara na moment przestał go całować, wziął jego twarz w dłonie i patrzył na niego przez dłuższą chwilę, odruchowo poruszając biodrami i sam wsuwając się między jego palce. Kiedy znów złączył ich usta w pocałunku, tym razem zrobił to na dużo, dużo dłużej.
Stali tak i pieścili się w strumieniach wody, czując nawzajem, jak przyspiesza im puls i oddech, jak rośnie w nich pożądanie. Shintarou połączył ich penisy, razem z Murasakibarą przesuwali dłońmi po nich, stykali się nimi i czuli, że jest to bardzo intymne i wcale nie tak obojętne, jak obaj by tego chcieli. To była przyjemność, cudowna chwila zapomnienia, kiedy myśleli tylko o sobie – o tym, co robią i co będą robić, o tym, że są tu dla siebie nawzajem – dwójka mężczyzn po przejściach, która czuje, że nie zostało już nic do stracenia, wobec czego mogą zrobić to, mogą zrobić wszystko, nie bacząc na innych, niszcząc się wzajemnie.
Pożądanie w nich rosło. Murasakibara w którymś momencie oderwał się od Shintarou i obrócił go plecami do siebie, ruchem nakazując mu zbliżyć się do ściany prysznica i oprzeć o nią, co zresztą Midorima wykonał bez sprzeciwów. Poddał się zupełnie, pozwolił, by Atsushi klęknął za nim i, rozchyliwszy jego pośladki, zaczął pieścić go językiem.
Shintarou krzyknął cicho z zaskoczenia i rozkoszy, choć przecież wiedział, do czego dojdzie, choć przecież chciał tego. Zacisnął powieki, zagryzł wargę, wypiął się odruchowo, sięgając do swojego członka i zaczynając ruszać po nim dłonią. Czuł, że zaczyna tracić kontrolę nad swoim ciałem i umysłem – przejmował ją Murasakibara.
Atsushi z kolei myślał zupełnie odwrotnie – przekonany, że teraz do Midorima dyktuje warunki, w pozbawionych dźwięku słowach wydaje mu polecenia. Podniecała go ta myśl, podniecała go ta czynność.
Po dłuższej chwili pełnej rosnących jęków i westchnień Shintarou, fioletowowłosy podniósł się z klęczek i wtulił w plecy Midorimy, jedną dłonią oparł się o ścianę nad jego głową, drugą zaś chwycił swojego członka i naprowadził w odpowiednie miejsce. Woda nadała poślizg, jego penis gładko wsunął się w wilgotny otwór. Obaj stęknęli głucho. 
Wolną już dłoń Murasakibara oparł na biodrze Midorimy; Shintarou swoją prawą zaciskał w pięść, lewą zaś się masturbował, choć teraz, gdy Atsushi zaczął się w nim poruszać, nie było to łatwe – mężczyzna miał trudności z synchronizacją, ze skupieniem się na jednej przyjemności. Nie chciał jednak zrezygnować z którejkolwiek, obie były zbyt intensywne, zbyt pożądane.
Atsushi oparł czoło o tył głowy Midorimy, tuż przy jego karku. Pocałował go w niego, ścisnął jego biodro, po chwili drugą dłonią również chwycił go w talii, by móc przyspieszyć ruchy. Zazwyczaj nie lubił robić tego od tyłu, lubił patrzeć na twarz kochanka, na jego przymknięte oczy, na rumiane policzki, na uśmiechy między westchnieniami, na zagryzaną wargę, odsuwaną z irytacją grzywkę. Chciał widzieć go całego, chciał go całować, tak jak całował zawsze, tak jak oglądał zawsze.
Himuro…
Kochał Himuro…
...który kochał Takao.
To uczucie rosło w jego sercu wraz z każdym kolejnym ruchem, który w sobie czuł, jakby w jego ciało wpompowywane było to dziwne, nieznane mu uczucie. Uczucie, o którym nie wiedział, a które było od samego początku, głęboko ukryte, schowane przed jego chłodnym sercem, by nie zostało zamrożone przy pierwszym spotkaniu. Uczucie, które żyło w nim własnym życiem, które do tej pory próbowało się ratować, a teraz rosło i obezwładniało go powoli i nieubłaganie, nie bacząc na inne jego uczucia, na jego myśli, pragnienia…
Takao.
Himuro.
Takao.
Himuro.
Takao…
… Himuro.
W niekończącej się bitwie z samym sobą dwójka mężczyzn, która chciała być dla siebie obojętna, która nie chciała nic dla siebie znaczyć, która nie miała już nic do stracenia, nagle odnalazła w drugim część siebie, spoiwo, które ich połączyło, cienką więź. Żaden z nich jeszcze o tym nie wiedział, jeszcze tego nie czuł, ale obaj już zaczęli coś dla siebie znaczyć, już zyskali coś, co mogli stracić. Żaden nie był tego świadom, ale tak właśnie było.
Z pierwszym dotykiem, z pierwszym pocałunkiem.
Po cichu. 














* fu, MuraMido .-.
** Tak, moi kochani, rachunek za wodę dostaną gigantyczny xD


3 komentarze:

Łączna liczba wyświetleń