[MnU] Odcinek 8 [rewrite]

 

Moda na Uke

Odcinek 8



Nic nie zapowiadało nadchodzącego nieszczęścia – mało tego, od samego rana Takao Kazunari czuł tylko i wyłącznie szczęście.

To była sobota, dzień wolny od zajęć i jakiejkolwiek pracy – czarnowłosy nie miał nawet na dzisiaj zaplanowanego żadnego nagrania w studio z chłopakami ze swojego zespołu. Początkowo sądził, że spędzi czas na nadrabianiu nieobejrzanych odcinków „Seme życia”, ale ponieważ rodzice Midorimy zadzwonili do niego i stwierdzili, że nie musi przychodzić dziś na praktyki, Shintarou sam zaproponował przyjacielowi, by coś razem porobili.

Takao nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Zazwyczaj obaj mieli zawalone soboty, nieważne czy pracą, czy nauką (Midorima do tego spotykał się też z Akashim, niestety), dlatego Kazunari tak się ucieszył na wieść, że mogą spędzić ze sobą cały dzień.

Zaczęli od ogarnięcia mieszkania i zrobienia zakupów na obiad, który następnie razem przygotowali. Brunet uwielbiał gotować w towarzystwie Midorimy, bo zgrywali się ze sobą niemal idealnie; dzielili się zadaniami i pomagali sobie przy doprawianiu, dzięki czemu przygotowane przez nich dania zawsze smakowały im obu i zawsze obaj byli z nich zadowoleni.

Po zjedzonym posiłku Shintarou poprosił Takao o pomoc w kupnie prezentu na zbliżające się urodziny jego młodszej siostry. Nastolatka była dość poważna i niewiele miała hobby, ale ponieważ ćwiczyła grę na skrzypcach, Kazunari zaproponował, by przyjaciel odżałował nieco i kupił jej na przykład nowy smyczek. W końcu dziewczyna obchodziła w tym roku osiemnaste urodziny.

Pod wieczór udali się więc do galerii, gdzie mieściły się dwa sklepy muzyczne. Wybór wcale nie był łatwy, ponieważ smyczek musiał pasować do skrzypiec, które posiadała Yuzuki, siostra Shintarou. Zielonowłosy nie chciał, by różnił się stylem i wykonaniem, a nie do końca pamiętał, jak wyglądały skrzypce nastolatki.

Ostatecznie podjęli decyzję i zakupili prezent za całkiem sporą sumkę.

- Mam nadzieję, że jej się spodoba – westchnął Midorima, kiedy szli korytarzem galerii, kierując się do wyjścia.- Jest strasznie wybredna.

- A jak myślisz, po kim to ma?- parsknął z rozbawieniem Takao.- Jesteś dokładnie taki sam, Shin-chan!

- Wcale nie!

- A pamiętasz, jak w zeszłym roku kupiłem ci na urodziny t-shirt? Był w twoim ulubionym kolorze, a i tak narzekałeś, że nie masz pewności, czy będzie ci pasował do twoich dżinsów!

- B-bo miał paski, paski nie pasują do wszystkiego!- wydukał Midorima, czerwieniąc się lekko.

- Proszę, proszę, jaki z ciebie modniś! - przedrzeźniał go Kazunari.

- Żaden modniś, po prostu dbam o siebie, nanodayo – wymamrotał, znów poprawiając okulary, co często miał w zwyczaju.- Ty sam przecież-…

Urwał nagle, bo kiedy akurat przepchnęli drzwi galerii i przekroczyli jej próg, z drugiej strony ktoś właśnie próbował do niej wejść. Pech chciał, że osoba ta wpadła na Midorimę, przez co oboje odbili się od siebie z lekkim sapnięciem.

A raczej „obaj”, bo zaraz okazało się, że na Midorimę wpadł jakiś młody mężczyzna.

- Sor-…

- Prze-…

Zaczęli jednocześnie i jednocześnie skończyli, patrząc na siebie w osłupieniu. Takao, który trzymał się za plecami Shintarou, cały i bezpieczny, przyglądał się z zainteresowaniem tejże interakcji.

- Kagami?- mruknął Midorima, poprawiając swoje okulary.

- Yy… Cześć, Midorima – odparł Taiga, mierząc go od góry do dołu.

- Kagami?- powtórzył z zaskoczeniem Kazunari, spoglądając na swojego przyjaciela i zaraz z zainteresowaniem i zdumieniem patrząc na Kagamiego.

Czy to był Kagami Taiga, chłopak Kuroko? Tetsuya raz pokazywał mu jakieś jego zdjęcie, ale Takao nie przyglądał mu się zbyt uważnie. Mężczyzna, który przed nimi stał, był ubrany w podziurawione ciemne dżinsy oraz zapiętą jesienną kurtkę. Włosy ukryte miał pod czapką złodziejką, a wiśniowe oczy właśnie wbiły się w Takao. Kazunari nie umiałby stwierdzić, czy patrzy na tę samą osobę, którą widział na zdjęciu pokazanym przez Kuroko, ale ponieważ dostrzegł rozdwojone brwi na jego twarzy, domyślił się, że to naprawdę on.

- Znam cię?- zapytał go Kagami.

- Och, nie!- Czarnowłosy roześmiał się trochę nerwowo.- Yy, ale tak sobie pomyślałem… Jesteś może… Kagami Taiga?

- Słyszałeś o nim?- zapytał Midorima, patrząc na przyjaciela.

- Skąd?- Kagami dosłyszał pytanie i ponownie wbił wzrok w Takao.

Kazunari przełknął ciężko ślinę, czując się dziwnie osaczony przez obu mężczyzn.

- Yy… no od Kuroko – bąknął.- Shin-chan zwrócił się do ciebie „Kagami”, a z opisu chyba go przypominasz…

- Ach...- bąknął Taiga, rumieniąc się lekko. Takao z zaskoczeniem stwierdził, że zaledwie ta jedna mała zmiana sprawiła, że mężczyzna przestał wyglądać tak groźnie i niebezpiecznie.- Jesteś przyjacielem Kuroko?

- Zgadza się – przytaknął.- Jestem Takao Kazunari, miło cię… miło cię poznać.

- Wzajemnie – mruknął Taiga, skinąwszy głową. Między całą trójką zapadła chwila niezręcznej ciszy.- Ee… Nie będę was zatrzymywał...

- Pewnie, my ciebie też nie – dodał z nerwowym uśmiechem Takao.

- Trzymajcie się. Na razie, Midorima.

- Mm.

Kagami wyminął ich i wszedł do galerii. Shintarou obrócił się jeszcze za nim, odprowadzając go przez chwilę wzrokiem. Takao przyglądał mu się z zainteresowaniem. Skąd Midorima mógł znać Taigę? Już miał o to zapytać, kiedy zielonowłosy nagle wbił w niego spojrzenie.

- Kuroko ci o nim opowiadał?- zapytał.

- Eh? N-nie nazwałbym tego „opowiadaniem”, po prostu wspomniał o nim, pokazał na zdjęciu…

- Pokazuje zdjęcia wszystkich, których zna?- Midorima poprawił okulary na nosie.

- No co ty – prychnął Kazunari.- To jego nowy chłopak, to dlatego.

- Chłopak?- powtórzył Shintarou, marszcząc brwi.

- Tak… Czemu jesteś taki zdziwiony? Może i na pierwszy rzut oka do siebie nie pasują, ale Kuroko mówił, że to całkiem fajny facet, jak się go bliżej pozna.

- Nie twierdzę, że do siebie nie pasują, nanodayo.- Shintarou obrócił twarz na bok.- Długo są razem?

- Konkretnie od wczoraj.- Takao zmarszczył brwi.- Ale skąd ty go znasz? I dlaczego tak cię interesuje ich relacja?

- Nie interesuje – burknął Midorima, rumieniąc się lekko.- Poznałem go jakiś czas temu, nieważne. Nie przepadam za nim, jest chamski i głupi.

- Yy…?

- Wracajmy do domu. Muszę zapakować ten prezent. Czy wieczorem nie leci ten twój serial, do którego nagrywałeś ostatnio wstęp? Możemy go razem obejrzeć, zamówimy pizzę…

- Och, no pewnie!- Takao uśmiechnął się do niego szeroko, czując, jak serce zaczyna mu walić między żebrami. Cały dzień spędzony z Shintarou i na dodatek czekał go jeszcze przyjemny wieczór, również w jego towarzystwie! Lepiej być nie mogło!

Naprawdę bardzo się cieszył.

Wrócili do mieszkania, które razem wynajmowali. Podczas gdy Takao zamawiał przez Internet pizzę na kolację, Midorima opakował pudełko ze smyczkiem w ozdobny papier z motywem urodzinowym. Cieszył się, że przyjaciel pomógł mu wybrać prezent, nawet jeśli mimo wszystko trochę obawiał się, że nie będzie trafiony.

- Pizza będzie za godzinę – poinformował go Kazunari, wchodząc do saloniku.- Akurat na nowy odcinek, a mam do obejrzenia jeszcze jeden zaległy. Chcesz obejrzeć ze mną?

- I tak nie mam nic do roboty – stwierdził zielonowłosy, zwijając resztę papieru w rulon.

- Zapakowałeś smyczek? Ojej, jak ładnie! Ty to masz talent do pakowania, Shin-chan ~

- To nic takiego, trzeba po prostu owinąć, zagiąć boki i zakleić taśmą.- Wzruszył ramionami.- Gdzie oglądamy, na twoim laptopie, czy u mnie na komputerze?

- Masz większy ekran, obejrzyjmy u ciebie!- zdecydował Takao.

Midorima przytaknął ruchem głowy. Posprzątał po sobie, po czym obaj mężczyźni udali się do pokoju Shintarou, gdzie zielonowłosy włączył swój komputer. Usiadł przy biurku, by zalogować się do pulpitu i wyszukać serial na odpowiedniej platformie, podczas gdy Takao już układał się wygodnie na jego łóżku.

- Chcesz jakieś piwo?- zapytał go, zagryzając lekko wargę.

- Nie, dzięki, jutro muszę...- Dźwięk telefonu przerwał mu w pół zdania. Midorima sięgnął do kieszeni spodni, wyjął z niej komórkę i spojrzał na jej wyświetlacz. Przesunął palcem po ekranie i przyłożył aparat do ucha.- Halo? Tak, jestem. To zależy… Aha. Mm. Wolałbym nie, jutro rano jadę oddać krew, od siebie mam bliżej na zbiórkę. W porządku. Tak, będę. Nie musisz, pojadę autobusem. Będę za jakieś pół godziny.

Takao przysłuchiwał się jego rozmowie z coraz bardziej nadąsaną miną. Początkowo sądził, że być może to któryś z rodziców Midorimy, albo jego siostra dzwoni, ale kolejne zdawkowe odpowiedzi Shintarou wskazywały na to, że dzwonił największy niszczyciel ich zabawy.

Przypuszczenia Kazunariego potwierdziły się, kiedy zielonowłosy rozłączył się i westchnął.

- Wybacz, Takao, muszę wyjść.

- Wcale nie musisz – mruknął Takao, nie patrząc na niego.

- To był Akashi…

- Wiem, że to był Akashi – przerwał mu, krzywiąc się z niesmakiem.- To zawsze jest Akashi…

- Obejrzę z tobą odcinek innym razem – powiedział, odwracając z zażenowaniem wzrok. Jakby nie patrzeć, wiedział o uczuciach Kazunariego – wiedział o nich od pół roku, a i tak nieustannie krzywdził Takao swoimi decyzjami.- Zostawiam komputer włączony, obejrzyj ten zaległy odcinek tutaj.

Wstał od biurka i znów sięgnął do kieszeni. Tym razem wyciągnął z niej portfel. Wyjął z niego kilka banknotów a potem, podszedłszy do przyjaciela, podał mu je. Takao tylko prychnął cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową i krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

Midorima przełknął ślinę, schylił się, kładąc pieniądze na brzegu materaca.

- Za pizzę – powiedział.

Takao zerwał się z łóżka.

- Możesz je wepchnąć tam, gdzie wkładasz Akashiemu – mruknął ze złością, wychodząc z jego pokoju. Przeszedł do swojego, zatrzaskując głośno drzwi.

Był wściekły. Nie wiedział, na kogo bardziej – na Akashiego, że zepsuł mu wieczór tym telefonem, na Midorimę, że leci na zawołanie do tego dupka, jakby był jego psem, albo prywatną dziwką, czy może na siebie, za to, że chociaż od sześciu miesięcy spotykało go to samo, on nadal przeżywał to równie boleśnie.

Nie potrafił zrozumieć Shintarou.

Przyjaźnił się z nim od podstawówki, znał go na wylot, lepiej niż ktokolwiek inny, a już na pewno lepiej niż Akashi Dupek Seijuurou.

A jednak tego jednego nie potrafił pojąć.

Dlaczego Midorima zachowywał się w ten sposób? Dlaczego zakochał się w Akashim? Przecież on nie miał serca, był bogatym biznesmenem, u którego stóp leżał cały świat. Mógł mieć wszystko i wszystkich – i miał, ponieważ zwyczajnie było go na to stać. Shintarou był tylko jednym z wielu jego kochanków, jak mu się nudził, to brał sobie innego, a jak nudzili mu się inni, to brał Midorimę. Dzwonił po niego, wzywał do siebie niczym król swego podwładnego, a on biegł do niego na łeb na szyję, gnał jak na skrzydłach, stęskniony i spragniony uwagi, którą Akashi postanowił mu łaskawie okazać na parę godzin, bo po prostu miał taki kaprys.

A co z Takao? Czemu jego prawdziwe i szczere uczucie było dla Midorimy ciążące? Czemu zielonowłosy nie mógł zakochać się w nim, skoro on sam darzył go tak wieloma ciepłymi uczuciami? Czy nie byłby z nim szczęśliwy? Czy nie wierzył, że Kazunari może dać mu wszystko i jeszcze więcej? Przecież on już to robił! Zawsze poświęcał mu wolny czas, rozmawiał z nim każdego dnia, nawet jeśli przebywał poza ich mieszkaniem; interesował się nim, martwił się o niego i troszczył. Chciał jego szczęścia, więc robił wiele, by go uszczęśliwić, łącznie z poświęcaniem własnego dobra, łącznie ze znoszeniem tego, że Shintarou nie chciał go, że wolał tę gnidę, Akashiego, nawet mając przy boku kogoś, komu na nim zależało.

Takao wiedział, że nikt nie potrafi zakochać się na zawołanie. Ale dlatego właśnie starał się przez ten cały czas – starał się, ponieważ chciał, by Midorima dostrzegł go, by poczuł do niego coś więcej niż przyjaźń.

A on zamiast tego kochał potwora, który jego stratę skwitowałby obojętnym wzruszeniem ramion.

Chciało mu się płakać, ale powstrzymał cisnące się do oczu łzy. Zagryzł wargę, podszedł do szafy i otworzył ją szarpnięciem. Wyciągnął z niej rozpinaną, ciepłą bluzę. Musiał wyjść – i tak nie usiedziałby w mieszkaniu.

Opuścił swój pokój energicznym krokiem, po drodze zabierając z niskiego stolika swój portfel oraz komórkę. Minął drzwi łazienki, w której paliło się światło, słyszał krzątającego się w niej Midorimę. Przeszedł do holu i założył buty. Właśnie sięgał po kurtkę, kiedy do jego uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi i gaszonego światła. Chwila ciszy, a potem kroki.

Kątem oka dostrzegł Shintarou, wyglądającego na korytarz.

- Wychodzisz?- zapytał zielonowłosy, gdy Takao już otwierał drzwi.

Zatrzasnął je za sobą, nie odpowiadając.

Deszcz zaczął powoli siąpić, ale mężczyzna nie zwracał na to uwagi. Miał swoje ulubione miejsce, do którego chadzał czasem w takie dni – dni, gdy jego serce i dusza nie wytrzymywały, gdy jego ciało sprawiało wrażenie, jakby miało eksplodować. Zamierzał się tam zaszyć ze szklanką lub kuflem mocnego alkoholu, w marnej próbie zapomnienia o kolejnej porażce.

Kiedy wszedł do baru „Odeon Tokyo”, przywitały go ciepłe, suche powietrze oraz rytmiczne brzmienia amerykańskiej piosenki zespołu Trent Dabbs, „Last kiss”. Zagryzł wargę, przez chwilę zastanawiając się, czy nie wyjść na zewnątrz i nie wrócić tu po upływie trzech, może czterech minut – piosenka nie kojarzyła mu się dobrze. Pół roku temu, kiedy wyznał uczucia Midorimie, a on odparł mu, że kocha Akashiego, Kazunari włączył sobie w pokoju radio, by przyjaciel nie słyszał jego łkania. Puszczali w nim właśnie tę piosenkę.

Ostatecznie jednak doszedł do wniosku, że wytrzyma tych parę minut. Podszedł do baru, ściągając po drodze kurtkę. Przewiesił ją przez niskie oparcie barowego stołku, na którym usiadł, a potem pomachał barmanowi stojącemu za ladą kilka metrów od niego.

- Cześć, Mitobe – przywitał się, kiedy ten do niego podszedł. Nie bywał tu przesadnie często, ale jeśli już wpadał, to zawsze zagadywał barmanów, którzy sami byli skorzy do rozmów. Mitobe Ryuunosuke, wbrew ogromnym wręcz pozorom, nie odbiegał od schematu.- Nocka dzisiaj?

Mitobe pokręcił przecząco głową, szykując dla niego szklankę i wrzucając do niej kostki lodu. Zerknął znacząco na tarczę zegara wiszącego nad barem, między półkami pełnymi różnych alkoholi. Takao spojrzał na wskazówki i pokiwał ze zrozumieniem głową.

- Do dwudziestej drugiej, co? Czyli zaraz koniec. Trochę szkoda, że wpadłem się nieco pożalić.- Kiedy Mitobe spojrzał na niego ze zmartwieniem, Kazunari uśmiechnął się słabo.- Ta, znowu to samo – mruknął.- Miało być miło, a skończyło się jak zawsze: poleciał do niego.

Barman westchnął ciężko, kręcąc z dezaprobatą głową i jednocześnie napełniając szklankę trunkiem. Rozległ się znajomy, charakterystyczny i miły dla ucha dźwięk, kiedy kostki lodu zaczęły pękać i topnieć pod wpływem zalania ich cieplejszą substancją. Takao przyglądał się Mitobe, gdy dolewał do szklanki jakiś kolorowy syrop, a potem dodawał kolejny alkohol. Na koniec wrzucił kawałek pomarańczy i podsunął Kazunariemu.

- Dzięki – powiedział Takao, upijając łyk. Alkohol był mocny i idealnie pasował do jego nastroju. Westchnął ciężko.- Nie wiem już sam, co mam robić. Wkurza mnie, że za każdym razem muszę być świadkiem tego jego ślinienia się do telefonu, gdy tylko zadzwoni jego „ukochany”.- Zmarszczył gniewnie brwi i potrząsnął głową.- Mógłby chociaż udawać, że to matka do niego dzwoni, ale nie: parę zdawkowo wypowiedzianych zdań i już wiem, że jedzie się ruchać. A on nic, ma totalnie w pompie to, że ja wszystko słyszę, chociaż parę miesięcy wcześniej wyjaśniłem mu dość wyraźnie, że się w nim bujam od… od...- Takao zmarszczył mocniej brwi.- Cholera… To już cztery lata – mruknął, spuszczając wzrok na blat.

Mitobe oparł przedramiona o ladę baru, sięgnął dłonią do dłoni Kazunariego i poklepał ją lekko. Brunet popatrzył na niego ze słabym uśmiechem, ale szczerą wdzięcznością w oczach. Przepadał za Mitobe; chociaż nigdy nie usłyszał jego głosu, to doceniał niezwykłą empatię, która z niego biła, oraz to, że mężczyzna zawsze tak ochoczo i pilnie słuchał.

- Może powinienem po prostu zacząć się z kimś umawiać i spróbować zapomnieć o tym, co czuję – powiedział, upijając kolejny łyk alkoholu.- Ale ilekroć próbuję do tego dążyć, zawsze pojawia się w mojej głowie myśl, że ja nie chcę nikogo, prócz niego. I to jest cholernie patowa sytuacja: bo chociaż traktuje mnie, jak mnie traktuje, chociaż wiem dobrze, że nie mam najmniejszych szans przy tym drugim, to i tak wiecznie mam nadzieję, że może Shin-chan jednak się rozmyśli, może jednak zaraz mnie zechce. A nie chcę być wtedy w związku, bo będę musiał zerwać z tobą osobą, a co, jeśli ona będzie zakochana we mnie?

Mitobe pokiwał ze zrozumieniem głową.

- No właśnie, ja nie chcę tak krzywdzić człowieka – powiedział Takao, bezradnie wznosząc ręce.- Nie potrafiłbym. Nie wyobrażam sobie, by ktoś miał przeze mnie czuć się tak, jak ja czuję się przez niego.- Umilkł, wbijając wzrok w blat lady. Znów chwycił szklankę, znów upił łyk, tym razem dużo większy.

- Hejka, Rinnosuke, już jestem!- Rozległo się tuż po lewej stronie Takao.

Spojrzał tam i zobaczył niewysokiego mężczyznę o jasnych brązowych oczach i przyjaznym, przypominającym koci uśmiechu. Mitobe spojrzał na niego z wyraźnym uczuciem i uśmiechnął się do niego łagodnie. Po chwili zmarszczył brwi i przekrzywił nieznacznie głowę.

- Tak, tak, kupiłem po drodze, mleko też mam – powiedział szatyn, unosząc trzymaną w dłoni reklamówkę z supermarketu.- Jest za pięć, idziesz się przebrać?

Mitobe skinął głową, po czym spojrzał na Takao z przepraszającym uśmiechem.

- No weź, nie musisz przepraszać, przecież to koniec twojej zmiany!- zawołał ze śmiechem Kazunari.

- Ooo, Takao, nie zauważyłem cię!

- W porządku, Koganei.- Kazunari uśmiechnął się do niego.- Mogłem się przywitać, ale zawsze uroczo mi się patrzy, gdy rozmawiasz z Mitobe. To takie słodkie, że rozumiecie się bez słów!

- Tobie widzę też coraz lepiej idzie – zaśmiał się Koganei Shinji; Takao pamiętał, że tak właśnie nazywa się chłopak Mitobe.- Co tam słychać? Znowu problemy na „m”?

- Taa.- Takao skrzywił się.- Trzeba się napić i zapomnieć, jak to u mnie bywa co jakiś czas.

- Nie łam się, Takao.- Koganei poklepał go życzliwie po ramieniu.- Wierzę, że masz siłę, by to przetrwać. Pamiętaj, że w końcu wstanie nowy dzień i słońce uśmiechnie się też do ciebie.

- Dzięki, Koganei.- Kazunari uśmiechnął się do niego, choć nie potrafił z siebie wyłuskać podobnych pozytywnych myśli.

- My będziemy lecieć – powiedział Shinji, kiedy Mitobe dołączył do nich, ubrany w długi jesienny płaszcz oraz szalik.- Do zobaczenia, Takao!

- Do zobaczenia.

Mitobe pomachał mu na pożegnanie; mężczyźni wyszli, zostawiając bruneta przy barze. Odprowadzał ich przez chwilę wzrokiem, a kiedy wyszli na zewnątrz, obrócił się do zmiennika Ryuunosuke i uniósł swoją pustą już szklankę.

Półtora godziny później stracił już rachubę, ile drinków wypił. Nie czuł się zupełnie pijany, choć owszem, trochę kręciło mu się w głowie. Nie lubił uczucia, gdy tracił panowanie nad własnym umysłem i ciałem, dlatego też, czując, że jest już na granicy trzeźwości, skinął do krzątającego się niedaleko barmana i poprosił o rachunek.

Patrząc na ekran terminala płatniczego przez chwilę żałował, że nie zabrał pieniędzy Midorimy, które ten tak chętnie chciał mu ofiarować.

Zapłacił za drinki i, ubrawszy kurtkę lecz nie zapominając jej, wyszedł na zewnątrz. Temperatura była dość niska, ale on zdążył się tak ogrzać wypitym alkoholem, że w zasadzie było mu wszystko jedno.

Zimne powietrze powinno było go nieco ocucić, ale najwyraźniej mężczyzna trochę się przeliczył i wypił więcej, niż początkowo planował. Lekko się zataczając i trzymając ściany najbliższego budynku, począł powoli iść w kierunku mieszkania. Nie miał daleko, ale ponieważ był pijany, czekało go przynajmniej te pół godziny spaceru.

Nie czuł się najlepiej; kręciło mu się w głowie, liczne uliczne światła sprawiały, że musiał mrużyć oczy, co jeszcze bardziej zawężało mu pole widzenia. Nie miał ochoty wymiotować, ale czuł, że jeśli nie dotrze szybko do mieszkania, to pewnie zaśnie gdzieś po drodze, czego zdecydowanie wolał uniknąć – już nie raz widywał jak okoliczni milusińscy rysowali na czołach śpiących pijaczków penisy, a co niektórzy odważniejsi nawet na nich sikali…

Wzdrygnął się na tę myśl i ruszył chwiejnym krokiem przez pasy, chcąc użyć znajomego skrótu.

Sądził, że jego nieszczęściem było wyjście Midorimy do Akashiego, ale niestety pomylił się.

Prawdziwe nieszczęście czekało na niego w ciasnej uliczce skrótu.

Nie od razu domyślił się, że to czyjeś dłonie chwyciły go w pasie – początkowo sądził, że to jego własna kurtka nagle zaczęła go uwierać. Uniósł nawet ręce, chcąc ją zdjąć, gdy wtem poczuł, że jego ciało opada na lewo i uderza o ścianę budynku. Nie odczuł tego jakoś specjalnie, ponieważ zderzenie nie było mocne, ale był pijany, i na krótką chwilę odebrało mu to oddech.

- Co jest… - sapnął do siebie, dopiero teraz rozpoznając, że to, co zaciska się na jego talii, to czyjeś dłonie. W dodatku to nie wszystko, bo chwilę później ktoś naparł na jego plecy, mocniej przygniatając go do ściany.

- Ty chyba odważny jesteś, skoro wchodzisz taki nawalony w ciasną, ciemną uliczkę, hm?- usłyszał za sobą męski wibrujący głos.

- Co do…?

- Dupę pewnie też masz taką ciasną, co?- dodał mężczyzna stojący za nim, przesuwając dłoń i zaciskając ją na jego pośladku.- Dasz mi sprawdzić?

Takao poczuł, że czyjeś zęby zagryzają się na płatku jego ucha. Oparł dłonie o ścianę, próbując się od niej odepchnąć; jego oddech przyspieszył, kiedy w żyłach zawrzały adrenalina oraz strach.

Poczuł, jak napastnik obejmuje go i przyciska do siebie, jednocześnie odpinając pasek i rozporek jego spodni. Wsunął zimną dłoń pod ich materiał, przez bieliznę dotykając członka Takao.

Kim był ten człowiek i czego od niego chciał? Przecież Kazunari był mężczyzną, przechodził tylko przez uliczkę, a ten koleś zachowywał się, jakby chciał go przelecieć. Kto tak niby robi? Przecież nie był kobietą, nawet nie wyglądał na kobietę!

- Co ty… ? Zostaw…! - wysapał nerwowo, próbując go od siebie odepchnąć. Ponieważ nie mógł do tego użyć rąk, które opierał na ścianie budynku, starał się zrobić to całym ciałem.

- No proszę, jak się ładnie do mnie wypinasz – usłyszał pomruk. Mężczyzna przycisnął mocno do ściany, Takao uderzył o nią całym ciałem. Był zbyt pijany, kręciło mu się w głowie i zwyczajnie nie miał tyle sił, co napastnik.- Lubisz tak, co?- padło pytanie, chłodna dłoń wysunęła się z jego spodni, ale mężczyzna nie przestał go dotykać, wręcz odwrotnie – teraz wsunął dłoń także pod bokserki Kazunariego, od tyłu, zanurzając najwyraźniej nawilżony palec w jego odbyt. Takao jęknął, spinając całe ciało, rozpaczliwie próbując się wyrwać.- A jednak trafiła mi się całkiem ciasna dziura! Jesteś hetero, pięknisiu?- Mężczyzna szarpnięciem opuścił spodnie i bokserki Takao, jedną ręką objął jego klatkę piersiową tuż pod pachą, zacisnął ją na szyi, odginając jego głowę ku górze.- Rozluźnij się, to będzie boleć tylko trochę.

Takao próbował krzyknąć, ale gardło miał ściśnięte. Usłyszał za sobą odgłos rozpinanego paska, szelest ubrań, a potem coś ciepłego dotknęło jego pośladków. Wiedział, że to penis mężczyzny, i był tym faktem przerażony.

Do jego oczu napłynęły łzy. Był spanikowany, nie wiedział co robić.

- Nie… błagam...- wyjąkał.- Błagam, nie… ja nie chcę…

Mężczyzna za nim nie odpowiedział; Kazunari usłyszał, jak spluwa śliną. Moment później jego wilgotny członek zaczął wsuwać się między pośladki czarnowłosego. Takao znów spróbował się wyrwać, ale napastnik trzymał go mocno.

- Nie… - jęknął znowu, łkając.- Nie, nie… nie chcę… nie chcę… Shin-chan… ja nie chcę…

- Zamknij się i rozluźnij – warknął mężczyzna, popychając go mocniej na ścianie.- Kurwa no, mówię, żebyś się rozluźnił! Ah…!- sapnął, próbując wcisnąć się w ciasne wnętrze Takao.

Kazunari płakał. To było okropne uczucie, najokropniejsze, jakiego w życiu doświadczył – czuł, jak czubek penisa tego obcego mu mężczyzny, którego nawet twarzy nie widział, zaczyna rozszerzać jego otwór, wpychać się na siłę. Zaciskał wszystkie mięśnie tak mocno, jak tylko potrafił, choć będąc pod wpływem alkoholu nie było to łatwe. Nie chciał jednak poddawać się, nie chciał zostać zgwałcony.

- Shin-chan...- zapłakał.- Pomóż…

- Rozluźnij się, skurwysynie!- Biodra napastnika brutalnie uderzyły w pośladki Takao.- Kurwa! Ty jebany poprańcu, albo dasz się wyruchać, albo cię zabiję!

Przerażenie owładnęło jego ciałem do tego stopnia, że słowa mężczyzny praktycznie przestały mieć znaczenie. Bał się go, nieważne co mówił. Chciał stamtąd uciec, zaszyć się w swoim łóżku pod stertą kołder i koców, schować przed całym światem, a przede wszystkim przed tym człowiekiem.

- Nosz kurwa!

Nagle poczuł szarpnięcie. Poleciał do tyłu, zachwiał się, a uwięzione w nogawkach spodni nogi nie zdołały utrzymać jego ciężaru; runął na ziemię, uderzył nagimi pośladkami o beton i tylko szczęście sprawiło, że głowę udało mu się utrzymać w powietrzu.

Powietrze opuściło jego płuca. Sądził, że było to spowodowane upadkiem, ale sekundę później poczuł silny ból brzucha. Zgiął się w pół, stęknął głucho – wówczas otrzymał drugi cios, tym razem był go aż za dobrze świadom. Ręce nie uchroniły go przed nim, choć próbował osłonić tors.

Trzecie kopnięcie otrzymał w twarz.

- Może jak cię jakiś menel wyrucha, to zatęsknisz za mną, chuju – usłyszał.

Napastnik splunął na niego, po czym odwrócił się i odszedł uliczką.

Takao drżącymi z zimna i nerwów dłońmi sięgnął powoli po swoją bieliznę oraz spodnie; podciągnął je ślamazarnie, ale nie zapiął – ukrył jedynie nagie pośladki, mimo przerażenie czując również ogrom zawstydzenia i poniżenia. Łkał bezradnie, ból brzucha nasilał się, twarz zaczynała go piec; czuł w ustach metaliczny posmak krwi.

Dlaczego mu się to przytrafiło? Czym sobie zasłużył? Za co spotkała go taka kara? Nie był wcale wdzięczny za to, że nie doszło do najgorszego – nieważne, czy został czy nie został zgwałcony, był przecież tylko zwykłym przechodniem, pijanym mężczyzną na dodatek, który nikomu nie wadził, nikogo nie zaczepiał, który chciał po prostu dotrzeć do domu i odpocząć.

Rozpłakał się, kompletnie bezradny. Leżał na twardej ziemi zgięty w pół, kryjąc twarz w dłoniach. Było mu zimno, smutno i czuł się potwornie samotny.

- Proszę… - wyjąkał płaczliwie.- Proszę… niech ktoś… niech ktoś mi…

Usłyszał za sobą powolne kroki. Czy to napastnik zmienił zdanie i wrócił? Czy postanowił jednak wziąć go siłą, choćby miał go zabić?

Kazunariemu było to już obojętne.

Ale wtedy do jego uszu dotarło jedno znaczące słowo, wypowiedziane dobrze mu znanym głosem – pełne niepewności, zaskoczenia i przerażenia:

- … Bakao?!



Ciąg dalszy nastąpi

1 komentarz:

  1. Wczoraj przypomniałam sobie, że na wattpadzie wspominane było o pisaniu nowej wersji MnU i skoro i tak wiedziałam, że czeka mnie bezsenna noc, to postanowiłam przynajmniej spędzić ją z czymś przyjemnym do czytania. Samo MnU czytałam przynajmniej 5 razy, więc całkiem dobrze rozpoznaję co zostało zmienione i, chociaż to wydawało się niemożliwe, te rozdziały są jeszcze lepsze. Niby to samo, ale widać zmianę w stylu i większe dopracowanie. I te dialogi - och, co za cudo, chyba znowu zakochałam się w tym opowiadaniu. A już zwłaszcza przekomarzanie się Akashiego i Kuroko jest wspaniałe, bo już wcześniej trudno było się powstrzymać od śmiechu, a teraz wyszło to jeszcze cudowniej i zabawniej.
    Naprawdę nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów w nowej wersji <3

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń