[MnU] Odcinek 96




Nieprzyjemne ssanie w żołądku nie pozwalało Kuroko zasnąć tej nocy.
To nie był głód. Nie była to też niestrawność – Tetsuya dobrze wiedział, co jest powodem jego złego samopoczucia, ale nie istniało na tym świecie nic, co mogłoby ukoić jego nerwy i obiecać, że wszystko będzie dobrze.
W jego sypialni panowały niemal egipskie ciemności; księżyc ukrył się za ciężkimi chmurami, a jedynym światłem w pokoju był przygaszony ekran komórki Kuroko, w którą ten się wpatrywał. 
Pozornie nie było w niej nic interesującego: zwykły smartfon, na tapecie był Nigou, siedzący pośrodku salonu z wywieszonym języczkiem, cały szczęśliwy, wśród rozszarpanych kapci Aomine i Kise, pogryzionych zabawek i samotnej skarpetki – również należącej do Daikiego, i również pogryzionej.
Wystarczyłoby tylko jeden dotyk ekranu – w miejscu zielonego kółka ze słuchawką – by zrozumieć, co było powodem zmartwienia Tetsuyi.
Zdążył już zapomnieć, że jakiś czas temu przez przypadek wybrał numer do Ogiwary Shigehiro, swojego byłego chłopaka, z którym przeżył cudowne trzy lata równie cudownego związku. Nie spodziewał się od niego żadnej odpowiedzi, w końcu sporo czasu minęło od ich rozstania, a Ogiwara uznał wówczas, że lepiej będzie się przez jakiś czas nie kontaktować, by dać sobie czas na ochłonięcie i poukładanie życia. 
Ile minęło tego czasu? Chyba coś około dwóch lat. No tak, to wystarczająco dużo. Ale ponieważ minęło już tyle dni od nieszczęśliwej pomyłki Kuroko, błękitnowłosy był przekonany, że Shigehiro zignorował go.
Tymczasem oddzwonił podczas wczorajszego obiadu.
Kuroko nieźle wtedy spanikował. Był przerażony. W jednej chwili wróciły wszystkie wspomnienia związane z Ogiwarą, głównie te dobre – złych prawie w ogóle nie było. W tym jednym krótkim momencie Tetsuyę z całych sił uderzyła miłość, jaką żywił do Ogiwary, tęsknotę, jaka narastała w nim po rozstaniu i żal, że nie próbował wtedy o niego walczyć; że po prostu pozwolił mu odejść, tak jakby potwierdzał, że coś się w ich związku wypaliło.
Z jego strony nic się nie wypaliło. Był młodym szczeniakiem, licealistą, ale ponad wszystko stawiał Ogiwarę na pierwszym miejscu. Kochał go bezgranicznie, ufał mu i wierzył w każde jego słowo.
Wydawało mu się więc, że kiedy Shigehiro powiedział, iż coś wypaliło się w ich związku, Tetsuya uwierzył mu.
I potwierdził.
A przecież nic takiego nie miało miejsca. Kuroko kochał go tak samo jak wcześniej, ufał mu tak samo jak wcześniej i wierzył w niego. Dla niego nic się nie zmieniło, poza tym, że Ogiwara najwyraźniej przestał go kochać, lub ograniczył się w tym uczuciu. Może miał na boku kogoś innego, a może po prostu z wyprzedzeniem zerwał z Tetsuyą, ponieważ zakochał się w kimś innym. Kuroko miał nawet przez jakiś czas nadzieję, że po paru miesiącach Ogiwara wróci, bo jego nowy związek okaże się niewypałem.
Niestety, nie wrócił.
Teraz, po upływie niemal dwóch lat, Kuroko zdążył poukładać swoje życie i, jeśli nie zapomnieć, to chociaż odłożyć na bok wspomnienia i uczucia związane ze swoją pierwszą wielką miłością. Kiedy przypadkiem wybrał numer do Ogiwary, przez kilka dni żył w nerwach i strachu, że ten się odezwie, ale ponieważ tego nie robił, Tetsuya uspokoił się.
Z jednej strony było mu przykro, że Ogiwarze już w ogóle na nim nie zależy – z drugiej zaś cieszył się, bo nie miał pojęcia, jak by się zachował, gdyby Shigehiro chciał odnowić kontakt. Nie miał pojęcia, co działoby się z jego sercem, gdyby choć usłyszał przez telefon jego głos; ten słodki, niemal chłopięcy głos, tak kojący i przyjemny dla ucha.
Bezpieczniej było zapomnieć. Ale Ogiwara z jakiegoś powodu jednak oddzwonił. Tetsuya odrzucił go po chwili, ale do końca obiadu cały był roztrzęsiony, a po posiłku poszedł do siebie, nie żegnając się z nikim. 
Dlaczego Ogiwara zadzwonił po takim czasie? Dlaczego teraz? Było tyle możliwości, a Kuroko katował się, analizując je wszystkie. Może nie miał środków na koncie i dopiero teraz je doładował, bo ciągle zapominał? Może w ogóle zapomniał, ale przypadkiem wszedł w ostatnie połączenia i zobaczył, że Kuroko dzwonił do niego jakiś czas temu? A może w ogóle tego nie zobaczył, bo jego nowy chłopak wyświetlił powiadomienie o nieodebranym połączeniu, a Shigehiro odkrył to znacznie później? 
Może po prostu tak długo się wahał? A może wtedy był z kimś, ale im nie wyszło, i znalazł szansę na przelotny romans ze swoim byłym, a może wręcz stały związek? Może w końcu doszedł do wniosku, że to Kuroko jest tym jedynym, i że to z nim chce spędzić resztę życia?
Tetsuya miał dość rozmyślania, miał dość potwornego bólu w sercu i równie potwornej nadziei na to, że Shigehiro naprawdę chce odnowić kontakt. Dlaczego zadzwonił? Dlaczego? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?!
Kuroko pociągnął nosem i przetarł błękitne oczy, mokre od łez. Czuł się zupełnie tak, jakby Ogiwara zerwał z nim po raz drugi. Co dziwne, mimo że nie widział go tyle czasu, bolało go tak, jak za pierwszym razem.
Wcisnął przycisk zielonego kółka z białą słuchawką i, ponownie pociągając nosem, wybrał numer z listy. Była druga w nocy i szczerze wątpił, by jego rozmówca miał odebrać, ale potrzebował z kimś porozmawiać, tak rozpaczliwie tego potrzebował...!
Halo?- usłyszał zaspany głos, ku swojemu zdumieniu.
Przez chwilę milczał, z lekko uchylonymi ustami, nie wiedząc, jak zacząć. Tymczasem w słuchawce dało się słyszeć ciche odchrząknięcie i szelest.
Halo?- powtórzył cichy głos, już nieco mocniejszy.
Przepraszam, Akashi-kun...- wychrypiał Tetsuya, wycierając wierzchem dłoni mokry nos.- Przepraszam, że cię obudziłem...
Nic się nie stało – powiedział Seijuurou. Najwyraźniej wyszedł z sypialni, by nie obudzić Midorimy, ponieważ już po chwili mówił trochę głośniej:- Co się stało, Tetsuya? Płaczesz?
Uhm...- Kuroko przełknął ślinę.- Chyba tak – stwierdził.
Akashi westchnął ciężko.
Chodzi o Daikiego?- zapytał.- Martwisz się o niego?
Nie, nie o Daikiego-kun – odparł Tetsuya i odchrząknął.
Mam przyjechać do ciebie?
Nie do domu – powiedział Kuroko, zerkając pełnymi łez oczami w kierunku zamkniętych drzwi, ledwie widocznych w ciemnościach.- Nie chcę obudzić braci. Moglibyśmy...- pociągnął nosem.- … spotkać się na moście? Tym za parkiem Sagiteru?
Będę tam za dziesięć minut – zapewnił Seijuurou.- Bądź ostrożny, idąc.
Ty też – powiedział cicho Tetsuya, po czym rozłączył się.
Sam nie wiedział, dlaczego to właśnie do Akashiego zadzwonił. Przyjaźnił się z nim od dawna, ale jeśli chodziło o sercowe sprawy, to pod tym względem lepiej dogadywał się z Takao; pewnie dlatego, że on sam przez długi czas borykał się z problemem nieodwzajemnianej miłości. 
Pomysł rozmawiania o uczuciach z osobą, która ponoć nie jest do nich zdolna, chyba nie był najlepszy. Postronny obserwator mógłby pomyśleć, że Seijuurou nie zrozumie Tetsuyi, ale Kuroko wydawało się, że to właśnie czerwonowłosy jako jedyny będzie w stanie to zrobić. Akashi znał go na wylot, poza tym był przy nim w wielu trudnych dla niego momentach; po śmierci rodziców, po ciężkim zerwaniu, w każdej chwili słabości.
Skoro jego podświadomość kazała mu zadzwonić właśnie do Akashiego, to z pewnością nie robiła tego bez powodu.
Tetsuyi udało się ubrać i wyjść z domu, nie robiąc hałasu. Zamknął za sobą drzwi na klucz, po czym ruszył opustoszałą ulicą w kierunku parku Sagiteru. Minął go, zaglądając przez ozdobne ogrodzenie i obserwując poruszające się między drzewami cienie. Księżyc na chwilę wychynął zza chmur, rzucając blask na iskrzący na ziemi śnieg.
Most, na którym umówili się mężczyzny – o tej samej zresztą nazwie, co park – stanowił jedyną osobną „ścieżkę” dla pieszych, która prowadziła przez rzekę. Akashi nie mógł wjechać na niego mostem, ale gdy Tetsuya stanął na jego środku, dostrzegł znajome maserati, parkujące nieopodal. Akashi wysiadł z auta i ruszył przez most w kierunku Kuroko. Jego czerwone włosy, zwykle schludnie uczesane, teraz były w kompletnym nieładzie.
Tetsuya – odezwał się Seijuurou, kiedy stanął naprzeciwko przyjaciela.
Akashi-kun, mogę cię przytulić?- zapytał cicho Kuroko, spuszczając wzrok na ziemię.
Tylko na chwilę. Po prostu bardzo tego potrzebował.
Akashi przez chwilę milczał, przyglądając mu się z troską, po czym bez słowa wyciągnął ramiona. Tetsuya zbliżył się do niego i objął go, zagłębiając twarz w ciepłej szyi Seijuurou. Przyjaciel odwzajemnił uścisk, wplatając palce dłoni w miękkie włosy Kuroko, równie poczochrane, co jego.
Zaskoczyłeś mnie – przyznał Akashi.- Nie sądziłem, że znów nadejdzie dzień, kiedy będziesz potrzebował mnie o tak późnej porze. Oczywiście, nie narzekam – dodał, kiedy Kuroko odsunął się od niego i przetarł zmęczone oczy.- Spałeś coś?
Od wczoraj niewiele – westchnął ciężko Kuroko.
Mayuzumi?- Akashi zmrużył oczy.
Nie, Akashi-kun – powiedział Tetsuya, odwracając się do murowanej bariery zabezpieczającej pieszych przed upadkiem do płynącej leniwie rzeki. Wysokość nie była duża, ale w tym miejscu woda była dosyć płytka, a w świetle księżyca widać było słabe błyski skrywających się pod taflą kamieni, o które łatwo byłoby rozbić sobie głowę. Kuroko oparł się o murek. Seijuurou dołączył do niego.
Zapadło milczenie. Akashi nie chciał popędzać błękitnowłosego; dawał mu czas, by ten ułożył w myślach zdanie, które wytłumaczy powód ich nagłego spotkania. Seijuurou był gotów spotkać się z nim o tej porze choćby i po to, by oddać mu książkę, ale wiedział, że problem, z którym borykał się Kuroko był z pewnością dużo poważniejszy.
Uhm...- Tetsuya naciągnął rękawy swetra, który miał pod kurtką, by ochronić dłonie przed zimnem.- Jakiś czas temu... zupełnie przypadkiem wybrałem połączenie do Ogiwary-kun...
Akashi już sam się domyślił reszty, ale pozwolił Kuroko mówić dalej.
Nie odebrał, szybko się rozłączyłem. Przez wiele dni nie oddzwaniał do mnie, nawet nie napisał... Sądziłem, że może zmienił numer, albo usunął mój i go nie pamięta, więc postanowił się tym nie przejmować... Ale wczoraj, podczas obiadu on... on zadzwonił.
„Podczas” obiadu?- spytał Akashi.- Nie „po”, kiedy wyszedłeś z kuchni?
Nie.- Kuroko pokręcił przecząco głową.- Wyszedłem, żeby odetchnąć na spokojnie. Spanikowałem, kiedy zobaczyłem, że dzwoni. Odrzuciłem go i wyłączyłem telefon. Kiedy ponownie go potem włączyłem, nie miałem już żadnego połączenia, ale... nie mogę przestać o tym myśleć, Akashi-kun.- Tetsuya pociągnął ze złością nosem.- Tak bardzo się bałem, że się odezwie po moim przypadkowym „głuchym”, a kiedy w końcu zupełnie o tym zapomniałem, on nagle postanowił oddzwonić. Nie rozumiem, dlaczego, i nie daje mi to spokoju...! Ciągle zastanawiam się, co on sobie teraz myśli, o co mu chodzi... Chyba popadam w paranoję.- Kuroko westchnął ciężko i znów pociągnął nosem.
Tetsuya...- Akashi łagodnym gestem położył mu dłoń na plecach, między łopatkami.- To, z jakiego powodu Ogiwara postanowił do ciebie zadzwonić, nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, że ty chcesz się tego dowiedzieć. Istnieją dwa proste sposoby, żeby to rozwiązać: zadzwonisz do niego rano i zapytasz go o to, w razie potrzeby wyjaśniając, że wybrałeś jego numer przypadkiem, albo zmienisz swój numer i zapomnisz na dobre, że Ogiwara dzwonił. 
A co, jeśli on chce do mnie wrócić?- Kuroko spojrzał na niego z przestrachem.- Wiem, że to głupie, ale...
Seijuurou westchnął, ledwie ukrywając nagle wezbraną w nim irytację. Odsunął dłoń od Kuroko i odwrócił wzrok w kierunku rzeki.
Nadal go kochasz, Tetsuya?- zapytał.
Nie... nie wiem... chyba tak...- Tetsuya potrząsnął głową, jego podbródek zadrżał bezradnie.- Chyba tak, Akashi-kun... Nie wiem... Och, nie wiem, nie mam pojęcia! Nie widziałem go tyle czasu, ale wciąż pamiętam, jak bardzo mi na nim zależało! Gdyby znów pojawił się w moim życiu, gdybyśmy znów mieli dobry kontakt... Z jednej strony szczęście, z drugiej strony kompletna katastrofa. Martwiłbym się, że znowu zrobię coś nie tak, że znowu go stracę...
Nic nie zrobiłeś nie tak, Tetsuya – powiedział Akashi, gromiąc przyjaciela wzrokiem.- Ogiwara zerwał z tobą, bo po prostu „przestań” coś czuć. Jest idiotą, to wszystko. Podobnie jak ty nim jesteś, ale dlatego, że przestać nie potrafisz.
Kuroko zacisnął wargi w wąską linię, spuszczając wzrok. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien nawet mimochodem pomyśleć o tym, że Ogiwara chciałby znów z nim utrzymywać kontakt, ale, do cholery, to było silniejsze od niego! 
Akashi chyba jednak nie rozumiał. On nie był w stałym związku przez trzy lata, podczas których wzajemnie okazywał sobie z ukochanym ogrom uczuć, jakimi się darzyli. Nie dostał na koniec kosza, nie usłyszał od tego drugiego, że „coś się wypaliło”. Nie został porzucony. Nie cierpiał tak, jak Tetsuya. On nie...
Tetsuya.- Akashi obrócił go łagodnie ku sobie, kładąc dłonie na jego policzkach; były ciepłe mimo mrozu, chociaż Kuroko nie widział, by nosił wcześniej rękawiczki.- Nie oczekuj ode mnie, że zrozumiem twoje uczucia.- Błękitnowłosy otworzył szerzej oczy; czy Akashi czytał w jego myślach?- Nie oczekuj, że ktokolwiek cię zrozumie. Nawet, jeśli spotkasz kiedyś kogoś, kto ma podobną sytuację do ciebie, nie możesz sądzić, że będzie cię rozumiał. Miłość to nie jest równanie, pod które wystarczy podstawić odpowiednie osoby; twoje uczucia należą tylko do ciebie, twoje wspomnienia są tylko twoimi wspomnieniami. To, co się wydarzyło w twoim życiu, jest indywidualne, i jedynie drugi Kuroko Tetsuya, który przeżyłby to samo z tym samym Ogiwarą Shigehiro, co ty, byłby w stanie cię zrozumieć. Nie mogę cię pocieszyć, ani udzielić ci rady, ale nie dlatego, że nie przeszedłem tego, co ty; nie zrobię tego, ponieważ nie chcę, żebyś nawiązał ponowny kontakt z tym człowiekiem. Nie jesteś na to gotowy, a ja nie jestem gotowy na to, żeby ponownie cię stracić. Bo, wierz mi, Tetsuya, pamiętam każdy dzień po waszym zerwaniu, pamiętam twoje każde puste spojrzenie i każde puste słowo, a ponad wszystko pamiętam to cholerne uczucie w sercu, które rozrywało mnie od środka za każdym razem, gdy w ten sposób na mnie spojrzałeś i w ten sposób się do mnie zwróciłeś. Zapytaj o to swoich braci. Dzieliłem z nimi to uczucie.
Akashi-kun...- sapnął Kuroko, nie wiedząc, czy ma rozpłakać się z powodu wyrzutów sumienia, czy z powodu silnego wzruszenia, jakie wywołały w nim tak czułe słowa.
Jeśli bardzo chcesz, to zadzwoń do niego i porozmawiaj z nim – powiedział Akashi, kciukiem ścierając łzę z policzka Tetsuyi.- Ale jeśli dowiem się, że regularnie ze sobą rozmawiacie albo spotykacie się, to przysięgam, że zabiorę cię na drugi koniec kuli ziemskiej, na wieś, gdzie zamknę cię w uroczym domku i każę mi piec ciasto z jabłkami. Ale nie będzie tam prądu. Ani poczty – dodał po namyśle.
Kuroko zaśmiał się przez łzy – Seijuurou, a właściwie wszyscy, którzy znali Kuroko, rzadko kiedy słyszeli u niego śmiech. Uśmiech owszem, zdarzał się nawet dość często, ale śmiech Tetsuyi był wyjątkowy, przeznaczony tylko dla wybranych.
Obiecujesz, że nie uciekniesz?- zapytał Akashi.
Obiecuję – powiedział Kuroko, przełknąwszy ślinę.
Seijuurou pokiwał głową. Jeszcze chwilę przyglądał się jego twarzy, gładząc kciukiem policzek, po czym łagodnie przysunął go do siebie i, pochylając się nieznacznie, złożył delikatny pocałunek na jego czole.
Serce Kuroko zabiło mocniej.
Pierwszy raz w życiu zrobił coś takiego.
Odwiozę cię do domu – powiedział Akashi, odsuwając się od niego; ciepło, które czuł Tetsuya, wymknęło się wraz z nim.
Dziękuję, poradzę sobie – bąknął Kuroko, wciąż jeszcze zaskoczony gestem przyjaciela. Miejsce na czole, którego dotknęły wargi czerwonowłosego, mrowiło zabawnie.
No dobrze.- Seijuurou wzruszył ramionami.- Jeśli chcesz, mogę wpaść do ciebie jutro. Albo ty możesz przyjść do mnie do pracy. Posiedzisz na sofie w moim biurze i zobaczysz, jak seksownie wyglądam za biurkiem.
Pamiętam, jak wyglądasz za biurkiem – stwierdził Kuroko, marszcząc brwi. Nie raz odwiedzał Akashiego w pracy.
I jak?- Seijuurou uśmiechnął się z błyskiem w oku.- Wyglądam wtedy seksownie?
Raczej zwyczajnie.
Pewnie widziałeś mojego sekretarza, a nie mnie – stwierdził swobodnie Akashi, odwracając się i idąc w kierunku swojego auta.- Uważaj na siebie i daj znać, jak dotrzesz do domu!
To moje słowa – westchnął Kuroko.
Akashi pomachał mu na odchodne. Tetsuya został jeszcze chwilę na moście, patrząc jak Seijuurou wsiada do samochodu i odjeżdża.
Dziwne, ale dopiero teraz jego serce zaczęło się uspokajać.

***

Aomine dobrze czuł się tylko w swoim pokoju.
Minęło ledwie kilka dni od jego powrotu, a jego bliscy już próbowali wyciągnąć go na zewnątrz. Kise uparcie namawiał go, by towarzyszył mu każdego ranka na spacerze z Nigou (Kuroko miał wcześnie zajęcia, więc zajmował się tym Ryouta, który póki co wciąż nie miał pracy). Daiki za każdym razem wymigiwał się byle pretekstem. Podobnie traktował Kagamiego, który próbował wyciągnąć go na piwo, oraz Tomoyę – który zapraszał go na one on one. 
Nie chciał póki co wychodzić do ludzi. Na razie wolał spędzać czas u siebie, ubrany w długi rękaw i ten sam golf, który zakrywał mu szyję. Zaczął żałować, że ma tylko jeden, a nie mógł prosić Kise, by ten kupił mu jakiś na mieście. Pożyczanie od braci ciuchów też nie wchodziło w grę; Ryouta nie znosił golfów, ubrania Tetsuyi były po prostu za małe. Aomine chodził więc w jednym i tym samym.
Za wszelką cenę unikał rozbierania się, nie tylko przy braciach, ale i przed własnym odbiciem. Nienawidził oglądać swojego ciała, swoich licznych blizn, które szpeciły teraz jego skórę. 
Najgorsza była blizna na szyi. Wciąż miał koszmary, w których widział siebie samego w lustrze, przywiązanego do krzesła, kiedy Imayoshi podrzynał mu gardło; powolnym i bezlitosnym ruchem, uśmiechając się przy tym szeroko. Jego oczy były w tych snach półotwarte, patrzyły w odbicie Daikiego, w przerażenie malujące się na jego twarzy...
Aomine wielokrotnie budził się, zlany potem. Czasem coś krzyknął, ale nie pozwalał wejść braciom do pokoju. Uspokajał ich przez zamknięte drzwi, i chociaż wiedział, że ich to nie zadowala, to nie ośmielał się dać im więcej. Nie mówił o koszmarach, bo i tak był pewien, że tamci domyślają się, jakie demony ścigają go w nocy. 
Kogo by nie ścigały po czymś takim?
Daiki siedział więc w domu, który bezpiecznie oddzielał go od ludzi i zapewniał spokój.
Przynajmniej do czasu, kiedy ktoś zaczął nachalnie naciskać dzwonek u drzwi.
Och, kto to może być, taki niecierpliwy?- westchnął ciężko Kise, zajęty krojeniem warzyw na obiad. Rzucił buńczuczne spojrzenie na Aomine, który siedział przy stole i popijał herbatę, czytając gazetę.- Daikicchi, idź otworzyć.
Co?- Aomine spojrzał na niego, skrzywdzony.- Idź ty...
Ja muszę obiad zrobić.- Kise był nieugięty. Wrócił spojrzeniem do warzyw, które kroił.- Po prostu zobacz, kto to, i jeśli będzie upierdliwy, to go spław. 
Daiki przełknął nerwowo ślinę i wstał od stołu, poprawiając swój golf na szyi. Ryouta zauważył to i poczuł się trochę winny, że w taki sposób stawia Aomine w niekomfortowej sytuacji, ale bał się, że jeśli tak dalej pójdzie, to jego brat zamknie się w sobie zupełnie.
Ciemnoskóry poszedł otworzyć. Stanął przed drzwiami, nerwowo naciągnął rękawy golfa na nadgarstki, żeby nie było widać blizn. Znów poprawił kołnierz. Dobrze, że Imayoshi nie pociął jego twarzy...
Wyjrzał najpierw przez wizjer, a ujrzawszy niespodziewanego gościa, przez chwilę rozważał, by udawać, że go nie ma. Ostatecznie jednak zdecydował się pokazać klasę.
Jestem zajęty, idź sobie – powiedział na wstępie, otworzywszy drzwi i patrząc nieprzychylnym okiem na Tomoyę Inoue.
Oczywiście, że jesteś zajęty – prychnął w odpowiedzi tamten, unosząc reklamówkę, którą trzymał w dłoni.- Tym.
Co to jest?- zapytał Aomine, marszcząc brwi.
Nie byłem pewien, czy masz xboxa, więc przyniosłem swojego – wyjaśnił ochoczo mężczyzna.- Mam najnowsze NBA i przykrą wiadomość dla ciebie: nie masz ze mną szans w tej gierce.
Takie duże bubu gra jeszcze w gry?- Aomine zmierzył go sceptycznym spojrzeniem.- Siedzę z bratem, to nie najlepszy moment na...
Kto to jest, Daikicchi?- zapytał Kise, zaglądając mu przez ramię.
Hejka, Kise!- Tomoya uśmiechnął się promiennie.
Oooch! Cześć, Tomoya-kun!- Ryouta również promieniał.- Wpadłeś odwiedzić Daikicchiego? Ale fajnie, akurat się biedak nudził!
Słyszałem właśnie.- Inoue rzucił Daikiemu krókie spojrzenie.- Przyniosłem nam konsolę i gry. Masz coś przeciwko, że trochę popykamy w salonie?
Absolutnie nie – odparł radośnie Kise.- Zostaniesz na obiad? Pokroję więcej warzyw.
Z chęcią!- Tomoya chwycił rękę, którą Aomine trzymał na futrynie drzwi, uniósł ją i przeszedł pod nią, przekraczając próg domu. Kompletnie ignorując ciemnoskórego, zaczął zagadywać Ryoutę o to, co takiego dobrego pichci, i czy potrzebuje może pomocy.
Wy sobie siądźcie na kanapie, nie zostało mi wiele do przygotowania – zapewnił Kise, wciąż ślicznie uśmiechnięty, podczas gdy Daiki z ponurą miną zamykał drzwi.- Jak skończę, to skoczę do cukierni po jakieś dobre ciasto na deser, bo nie byłem przygotowany na gości!
Nie musisz się kłopotać!- zapewnił Tomoya.- Tak się składa, że po obiedzie planowałem skosztować trochę mlecznej czekolady. Słyszałem, że w tym domu mieszka najlepsza!
E-ech?- Kise chyba nie zrozumiał, bo zamrugał zaskoczony.
Aomine jednak wiedział aż za dobrze, o co chodzi temu głupiemu zwyrodnialcowi. Odchrząkując głośno, popchnął go w kierunku kuchni, skąd szło się również do salonu, po drodze zapewniając Kise:
Przyda się to ciasto, najlepiej z lukrową polewą.
Nie cierpię lukru!- zaoponował Tomoya.
Daiki wepchnął go do kuchni, po czym poprowadził do salonu. Kiedy usiedli przed kanapą, szepnął do niego, poirytowany:
Mówiłem ci, że nie mam ochoty grać!
Właściwie to nic takiego nie powiedziałeś – zauważył z uśmiechem Inoue.
Ale dałem ci to do zrozumienia!- syknął Aomine, zerkając pospiesznie na Kise, który stał za ladą kuchenną i, nucąc pod nosem, dokrajał więcej warzyw do miski.
A niby co takiego ciekawszego masz do roboty?- Tomoya oparł się ramieniem o oparcie kanapy. Gdyby Daiki opierał się o nią plecami, w ten sposób mężczyzna objąłby ciemnoskórego.- Kotku, przecież ty siedzisz w domu i nic nie robisz.
A niby skąd ty możesz o tym wiedzieć?- Aomine zmarszczył brwi.
Tomoya uderzył kilka razy palcem o skroń.
Wyobraź sobie, że się domyśliłem. Ludzie po ciężkich przeżyciach często tak robią. I nie zrozum mnie źle – dodał z powagą.- Nie próbuję bagatelizować tego, co przeszedłeś. Kurwa, nawet nie wyobrażam sobie, przez co musisz teraz przechodzić. Ale ej, lubię cię, i nie chcę, żeby cokolwiek wyssało z ciebie życie, dobra? Mam co do ciebie ogromne plany, przecież wiesz.
Nadal myślisz o tym, żebym wstąpił do drużyny?- nie dowierzał Aomine.- Mowy nie ma!
Sama myśl, że miałby się przebierać w szatni przed kolegami z team'u, po prostu go przerażała.
Oczywiście, że tak – odparł Tomoya, nie odwracając wzroku od jego oczu.- Im szybciej zaczniesz jakąś terapię, tym lepiej. Słuchaj, to nie tak, że wtrącam się w wasze sprawy, ale nie możesz zaprzeczyć, że tobie i braciom kończy się kasa.- Inoue dyskretnie skinął głową w kierunku Ryouty i ściszył ton.- Kuroko studiuje i dorabia sobie na boku, ale mówiłeś, że Kise stracił pracę i ciężko mu teraz coś znaleźć. Ty też już nie pracujesz, bo dużo się wydarzyło. A kasa idzie; na studia Kuroko, na jedzenie, na opłaty... Oszczędności w końcu się skończą, a chyba nie chcesz pozwolić, żeby Kise harował, gdy tylko znajdzie jakąś robotę? Zajmuje się domem, zajmuje się wami, facet dosłownie wszystko ma na głowie. Jak zostaniesz zawodnikiem drużyny, to o tak.- Tomoya pstryknął palcami.- Jeden mecz i masz kasy wystarczająco, żeby opłacić rachunki, studia, żarcie i masę przyjemności na najbliższe pół roku. Jesteś dobrym graczem i wspomożesz braci, jeśli się postarasz.
Nie jestem gotowy, Tomoya – powiedział Aomine, marszcząc brwi.- Rozumiem, co chcesz powiedzieć i zapewniam cię, że wiele bym zrobił, żeby pomóc moim braciom z kasą, ale po prostu nie mogę, jeszcze nie teraz!
Nie mówię, że teraz – powiedział Tomoya z uśmiechem, wyciągając z reklamówki konsolę i pady.- Ale dobrze będzie, jeśli zaczniesz już chociaż o tym myśleć. 
Aomine przełknął ciężko ślinę, podczas gdy Inoue zajął się podłączaniem konsoli do telewizora. Daiki wiedział, że przyjaciel ma rację – cholera, i to jaką! - ale przecież minęły dopiero dwa tygodnie, w tym w większości spędzone w szpitalu. Aomine nie marzył o długich wakacjach, ale miał nadzieję, że przynajmniej najbliższe pół roku spędzi w domu, przygotowując się do wyjścia na świat.
Zdawał sobie sprawę z tego, że przez to żerowałby na braciach. Kuroko niewiele zarabiał jako sprzedawca, starczało mu na własne wydatki i dokładanie się do czesnego, które Kise upierał się opłacać. Ryouta stracił teraz pracę, i chociaż mieli jeszcze na koncie oszczędności z jego pracy modela, to prawdą było, że starczy im to na parę miesięcy, ale potem...
Potem może być ciężko.
Gdyby Aomine rzeczywiście został zawodnikiem w drużynie i grał w oficjalnych meczach, dostawałby za to kupę forsy. Mógłby odwdzięczyć się Ryoucie za całe jego poświęcenie i miłość, jaką obdarzał jego i Tetsu; kupiłby mu domek na Okinawie, w którym spędzaliby wakacje. W gruncie rzeczy ani on ani Kuroko nie musieliby już pracować, w końcu pieniądze dostaje się też za przegrane mecze; dużo mniej, ale jednak.
Taka praca to marzenie. Tyle że wszyscy by wiedzieli o jego bliznach – biegałby po boisku w bezrękawniku, z widocznymi całymi rękoma i, przede wszystkim, szyją. Minie zbyt wiele czasu, zanim mniejsze blizny się zagoją, niektóre zostaną mu na zawsze. Nie było opcji, by z tym czekać, a Tomoya pewnie nie będzie naciskał wiecznie. W końcu jego trener znajdzie innego zawodnika i nie będzie chciał nawet zerknąć na umiejętności Daikiego.
Zobaczymy – mruknął cicho Aomine.- Daj mi trochę czasu, żeby to przemyśleć. Chciałbym z tobą grać, ale trochę ciężko mi teraz.
Daiki skrzywił się, mówiąc to. Tomoya spojrzał na niego ze zrozumieniem. Żaden mężczyzna nie lubił przyznawać się do swoich słabości, zwłaszcza Aomine. Był typem, który nie chce uchodzić, tylko chce po prostu być twardy, bez względu na wszystko. Nie cierpiał okazywać słabości, a teraz miał ku niej powody. Blizny szpecące jego ciało absolutnie miały prawo go zawstydzać.
W porządku – zapewnił Inoue.- Trener wie, co się stało. Nie patrz tak na mnie, musiałem mu powiedzieć. Trochę się wkurza na mnie, sądzi, że sobie ciebie zmyśliłem.- Inoue roześmiał się. Gdzieś w głębi domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi, na którego obaj mężczyźnie nie zwrócili uwagi.- Powiedział, że da mi jeszcze trochę czasu, bo i tak na razie jest komplet graczy. Ale ostatnio nie idzie nam najlepiej i trener chciałby wymienić któregoś zawodnika. Nie mnie, rzecz jasna, jestem zbyt zajebisty – dodał, podając Aomine pada. Ten odebrał go i rozsiadł się na kanapie.
No dobra – mruknął, poprawiając jeszcze kołnierz swojego golfa.
Tomoya, cały z siebie zadowolony, odpalił grę i nacisnął przycisk „start”. Mężczyźni właśnie rozpoczęli rozgrywkę, kiedy do salonu zajrzał Kise.
Daikicchi, Kagamicchi wpadł!
Aomine miał wrażenie, że jego ciało dosłownie skamieniało. Nie mógł się poruszyć przez krótką chwilę, ale dla niego była ona jak cała wieczność. Niepewnie odwrócił głowę od ekranu telewizora i spojrzał w kierunku brata.
Kagami stał obok Ryouty, bez butów i kurtki. Miał na sobie ciemne dżinsy i ciemnoczerwoną bluzę, komponującą się z podobnego koloru włosami o czarnych końcówkach. Wyglądał jak zawsze imponująco z tą swoją sylwetką, jednak przystojnej twarzy brakowało uśmiechu, a oczy zdawały się być niemal puste.
Niemal, ponieważ na ich dnie coś się kryło. Coś, czego Aomine jeszcze nie widział.
Taiga wpatrywał się w Tomoyę. 
O, cześć, mięśniaku.- Inoue uśmiechnął się drwiąco, znów kładąc rękę na kanapie, jakby obejmował Aomine.- Przyłączysz się do zabawy?
Kagami odwrócił wzrok i spojrzał na Daikiego, który przełknął nerwowo ślinę.
Hej, Kagami – przywitał się.
Twoja czapka została w aucie, kiedy przywiozłem cię ze szpitala – powiedział Taiga, unosząc trzymaną w dłoni czarną czapkę.- Masz.- To mówiąc, podał ją zdumionemu Kise.- Chciałem ci ją tylko podrzucić. Na razie.
Czekaj, Kagami!- Aomine odłożył szybko pada i zerwał się z kanapy, ruszając za czerwonowłosym. Kise zszedł mu z drogi, wyraźnie zdenerwowany zajściem. 
Taiga był tak szybki, że zdążył już ubrać buty.
Ej, czekaj, zostań chwilę...- zaczął Daiki.
Mam zostać?- Kagami spojrzał na niego ze złością, wyszarpując z haka swoją kurtkę. Spojrzał gniewnie na Aomine.- TERAZ mam zostać? Kiedy dzień w dzień proponowałem ci spotkanie, to mówiłeś, że nie masz czasu, albo jesteś zmęczony, a teraz nagle chcesz, żebym spędził czas w twoim słodkim towarzystwie z twoim słodkim przyjacielem?
To nie tak, Tomoya zjawił się tu nagle...
Z konsolą i grami?- prychnął Kagami.
Dokładnie!- Aomine czuł się, jakby Taiga przyłapał go na zdradzie.- Nie umiałem go spławić, uparł się...
Och, no to bardzo dobrze – stwierdził zimno Kagami.- Cieszę się, że jest w tym lepszy ode mnie. W kosza i w łóżku pewnie też, co?
Kagami wyszedł, trzaskając drzwiami. Daiki stał przed nimi, wpatrując się w nie tępo, jego serce galopowało w piersi. Co się właśnie stało? Czemu Kagami tak się wkurzył? Aomine rozumiał, że nie przepada za Tomoyą, nie cierpieli się od pierwszego spotkania, ale, na litość boską, co to miało być?
I, co gorsza, dlaczego on sam czuł się tak potwornie winny? To prawda, że codziennie spławiał Kagamiego, to samo robił też z Tomoyą i nawet własnym bratem. Czy Taigę aż tak to bolało, czy może był jakiś inny powód, dla którego tak się wkurzył, widząc Inoue w towarzystwie Daikiego.
Daikicchi?- Kise podszedł ostrożnie do brata, zerkając nerwowo na drzwi.- Kagamicchi się wkurzył?
Chyba tak – mruknął Aomine, drapiąc się po głowie.- Nieważne. Wieczorem do niego zadzwonię.
Daikicchi...- Ryouta nerwowo wytarł dłonie w fartuszek.- Pogodzicie się, prawda?
Co?- Aomine spojrzał na niego, zaskoczony.- Tak. Oczywiście, że tak. Czemu mielibyśmy się nie pogodzić?
Rozumiem.- Kise odetchnął cicho z ulgą.- Po prostu... Kagamicchi to twój najlepszy przyjaciel. Nie chciałbym, żeby coś was poróżniło. Oczywiście, Tomoyę-kun też lubię, ale Kagamicchi... No, znacie się od tak dawna... Nie zamykaj się przed nim, dobra? Zwłaszcza przed nim.
Z tymi słowy Ryouta spuścił głowę, po czym odwrócił się i wrócił do kuchni. Aomine odprowadził go wzrokiem. Prychnął cicho pod nosem.
Na pewno pogodzi się z Kagamim. Przecież ich przyjaźni nie zerwie ten jeden idiotyczny moment, tylko dlatego, że Taigę wkurzył widok Tomoyi.
Na pewno...
Na pewno.



11 komentarzy:

  1. Tyle dobroci w przeciągu kilku dni <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, Akashi.
    Tyle się na niego naczekałam. I warto było!! Oni dwaj są tacy uroczy razem.
    Jeszcze to 'nie jestem gotowy, żeby ponownie Cię stracić'. Puszczę z uciechy!!!
    Teraz to już też Tetsu zaczyna powoli czuć cos więcej wyczuwam. Ta przyspieszony akcja serca.
    Ech, nie ma się co cieszyć. MNU to tasiemiec więc nie można oczekiwać swojego ulubionego OTP tak wcześnie i na zawsze. A szkoda ;)
    Głupio mi, że w komentarzu pomijam Daikiego (autokorekta poprawiła na Dzikiego xD), ale tamta dwójka skrzydła mi serce!
    No i jestem ciekawa w jakim stylu powróci, i czy w ogóle, Ogiwara. I czy będą jakieś retrospekcje z czasu kiedy byli razem i po zerwaniu.

    Dawaj kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że ja sama nie mogłam się doczekać, żeby go gdzieś wrzucić, no i w końcu znalazłam okazję xD

      I, rzecz jasna, Moda na Uke to taki tasiemiec, że kto wie, czy tam w ogóle jakiekolwiek OTP będzie na stałe... xD

      Usuń
  3. *Miało byc piszczę z uciechy. Ale w sumie puszczę, jeszcze nie wiem co, też może być xD

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku jak ja dawno tu nie zaglądałam. Jakoś od pierwszych 30 rozdziałów tego cuda nie czytałam (aż wstyd!). Trzeba kiedyś nadrobić, nie ma co. Gdy pierwszy raz czytałam Twoje opowiadania, byłam jeszcze emocjonalnym knypkiem. Miałam może z 16 lat, może mniej. Teraz mam 20 I trochę więcej bagażu na karku. Sama też zaczęłam coś tam pisać, tylko po angielsku i z innymi shipami. Akakuro ayyy nadal jedno z moich OTP <3
    Ta dwójka jest dla siebie stworzona :D

    Kiedyś byłaś dla mnie jak idol, w tej chwili myślę, że mogę patrzeć na Ciebie bardziej jak na taki wzór do naśladowania. Stworzyłaś dużo dobrych serii i fakt, że powoli doprowadzasz taką Modę na UKE i inne serię do końca, rozgrzewa mi serducho. Nic tylko czytać!

    W tej chwili studiuję i nie mam za dużo czasu ale fajnie było wrócić na chwilkę wspomnieniami do tych czasów, kiedy czytywałam Twoje ficzki całymi dniami bez myślenia o większych konsekwencjach.

    Pozdrawiam i ostrzegam, kiedyś jeszcze tu wrócę. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Taktyczny komentarz dla powiadomień, bo wcześniej zapomniałam zaznaczyć tej opcji XD

      Usuń
    2. Ojeju, jak mi miło! :D

      Kurcze, aż mi się ciepło zrobiło na serduchu, aż sobie przypomniałam mój osobny blog z Modą na Uke, który prowadziłam... Jezu, to były czasy! xD Jak ja się wtedy w to wkręciłam, jak Wam dawałam materiały z rozmieszczeniem pokoi, które specjalnie robiłam w Paintcie xD (nadal je mam na kompie :D)

      Ahh... Stare, dobre czasy :D

      Ja sama zaczęłam to pisać jak byłam jeszcze nastolatką... Teraz bliżej mi do ćwierćwiecza i też czasami takie myśli mam, jak Ty :D

      Bardzo dziękuję za ten komentarz! :) Jest naprawdę przemiły! ♥ Życzę Ci wszystkiego dobrego w trudnym, dorosłym życiu, i żeby mimo wszystko, mimo tej dorosłości, wszystko to co ma związek z dawnymi latami wciąż gdzieś trwało teraz i później :D

      Tulam mocno i zapraszam serdecznie na... cokolwiek, co wrzucę... kiedykolwiek wrzucę xD

      Usuń
    3. Dostałam przytulasa od Yuuki owo

      Właśnie pamiętam, że kiedyś MnU było na osobnej stronie czy cuś. Jejku, jak to zaczynałaś, to wiedziałam, że to będzie długie, ale jakoś nie wyobrażałam sobie, że to będzie ponad 100 rozdziałów. XD Zwłaszcza, że są dobrej jakości i wcale nie małej długości.

      Podziwiam, mnie napisanie 5 rozdziałów po ok. 2k słów do jednej z moich pracek zajęło pół roku... :d Brak mi samozaparcia. A i tak w końcu zrobiłam sobie przerwę i stwierdziłam, że zostawię to na później. Też się szykuje tasiemiec, więc jeśli skończę to za jakieś 10 lat, to będzie dobrze.

      Ale mniejsza o tym, cieszę się, że mi odpisałaś. Wiec, że Twoje prace były dla mnie jednymi z tych lepszych i często wracałam do nich myślami. C:

      Pamiętam, że na Requiem czekałam zawsze z wypiekami na twarzy XD

      Myślę, że zarówno mi, Tobie, jak i wielu innym, którzy wczytywali się w opowiadania i wyczekiwali na najnowsze odcinki ulubionych serii już na zawsze zostanie coś z dzieciaka. Ale mi to pasuje. Nigdy nie chciałam dorastać. :D Dlatego teraz, gdy szara codzienność przykuwa do podłogi, naprawdę miło jest spojrzeć na cokolwiek i zobaczyć magię, jakieś wspomnienia, czy coś co przypomina mi jakąś grę czy anime. Idzie się uśmiechnąć w ponury dzień. Jakkolwiek to brzmi. Choć jestem pewna, że rozumiesz.

      Mam nadzieję, że Twój talent pisarski miał/będzie miał szansę zaistnieć na papierze. Już dawno Ci tego życzyłam, chociaż nigdy nie mówiłam. Może w Kotori lub innym wydawnictwie.

      Również życzę wszystkiego dobrego. ❤️

      *tula z powrotem*

      Usuń
    4. Kur* skąd mi się to requiem wzięło, Ciernie miałam na myśli XD

      Usuń
    5. Już wiem, CLD pisała coś z Requiem w tytule, a ja ostatnio czytałam mangę Requiem króla róż i mi jakoś siedzi w głowie to słowo. Nvm.

      Ciernie były świetne, nawet nie wiem, czy komentowałam, za co przepraszam, natomiast były naprawdę świetne. ❤️

      Pamiętam, że w którymś momencie przestałam komentować opowiadania, bo myślałam, że moje komentarze są dziwne. No cóż. W tej chwili mam raczej na odwrót. Wattpad nauczył mnie robić spam, z czego zresztą słynie moje konto po angielskiej stornie Yoonminów na wattpadzie. Także, jak już wrócę do czytania u Ciebie, to pewnie też będę spamić.

      Z MnU pewnie wezmę się później, ale w międzyczasie może przeczytam coś krótszego. Może jeszcze raz pochłonę Chryzantemę lub wezmę się za jakieś nowości. :D ❤️

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń