Akashi Seijuurou czuł się jak okrążana przez lwa ofiara.
Był jak jeleń. Piękny, dostojny jeleń o wspaniałym porożu – co prawda nie tam, gdzie u prawdziwych jeleni jest poroże – który jakimś cudem znalazł się na sawannie, wśród wysuszonych na słońcu liści ziemniaków, które jakimś cudem tam rosły, nieopodal życiodajnego źródła, jakim był kran w zlewie w jego kuchni.
Lew krążył wokół niego i wyraźnie chciał zaatakować, jednak wahał się. Zapewne obawiał się jego poroża, o tak. Powoli przesuwał się za jego plecami, obserwując go czujnie i czekając na dogodną okazję. Czasem wysuwał się naprzód, jednak Akashi-jeleń udawał, że zajęty jest skubaniem liści ziemniaków.
Tymczasem lew dalej krążył, krążył wokół niego i kiedy już szykował się do rzucenia się na niego...!
– Och, na litość boską, Shintarou, czego ty ode mnie chcesz?- warknął ze złością Akashi.
– C-co?- bąknął Midorima, poprawiając swoje okulary.- O co ci chodzi, nanodayo?
– Krążysz wokół mnie i gapisz się na mnie, jakbyś chciał mnie pożreć, i to nie w takim znaczeniu, w jakim zwykle mnie pożerasz w sypialni.- Seijuurou zmierzył go wrogim spojrzeniem.- Czego chcesz? Pieniędzy?
– Nie! Na co mi twoje pieniądze-nodayo?!
– No to co się tak kręcisz po całej kuchni?- Akashi wyrzucił z irytacją ręce na boki; w jednej trzymał ziemniaka, w drugiej nóż do obierania.- Wyraźnie czegoś ode mnie chcesz i wyraźnie chcesz mi o tym powiedzieć, ale zachowujesz się jak nastolatka, która nie wie, jak powiedzieć matce, że jest w ciąży!
– To...- Midorima poczerwieniał lekko na twarzy.- Dobrze-nodayo. Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to ci powiem.
Akashi wywrócił oczami.
– Chciałem...- Midorima poprawił okulary.- Chciałem prosić cię o przysługę.
– Chcesz być na dole?- zapytał ze znudzeniem Akashi, wracając do obierania kartofli.
– Czy ty musisz wszystko kojarzyć z seksem?- Zielonowłosy spojrzał na niego z irytacją.- Chciałem cię prosić o zdobycie pewnych informacji! Informacji, których ja nie umiem znaleźć, a ty... ty pewnie jakoś sobie poradzisz. M-masz znajomości i w ogóle...
– O jakie informacje chodzi?- zapytał Akashi, odkładając obranego ziemniaka do miski z wodą.
– To... to bardzo delikatna sprawa – powiedział Shintarou, podchodząc do niego bliżej i stając po drugiej stronie kuchennej lady. Seijuurou obrzucił go spojrzeniem, po czym wrócił do obierania kolejnego ziemniaka.- Chciałbym, żebyś obiecał mi, że nie powiesz Kuroko.
– „Kuroko”?- Akashi przestał obierać i spojrzał na Midorimę ze zmarszczonymi brwiami.- Tetsuya ma z tym coś wspólnego.
– Poniekąd, ale nie bezpośrednio.- Midorima chrząknął.- Konkretnie to nie o niego chodzi, ale jeśli się dowie, może być zaskoczony, a... a jeśli będzie drążył... no, nieważne, w każdym razie nie chcę, by ktokolwiek wiedział.
– To nie jest „nieważne”, Shintarou, chcę dokładnie wiedzieć, o co chodzi – oznajmił spokojnie Akashi.- Jakie informacje potrzebujesz, do czego ci one są potrzebne i dlaczego Tetsuya nie może o niczym wiedzieć? Czy wy w ogóle ze sobą rozmawiacie?- zapytał, znów przestając obierać i patrząc na niego z zainteresowaniem.- Nie przypominam sobie, żebyście byli przyjaciółmi, widujecie się tylko okazjonalnie. Prawda?
– Tak, prawda – westchnął Midorima.- Słuchaj... nie mogę ci powiedzieć całej prawdy. Po prostu muszę coś sprawdzić, okej? I potrzebuję informacji na temat... na temat tego faceta, który znalazł Aomine.- Shintarou poprawił okulary.- Haizaki Shougo.
– Haizaki Shougo?- Akashi uniósł sceptycznie brew.- Po co ci informacje o nim?
– Po prostu chcę się o nim dowiedzieć paru rzeczy.- Midorima z godnością uniósł głowę.- Chcę wiedzieć, gdzie mieszka, gdzie pracuje, kim jest i czy ma rodzinę.
– Shintarou...- Akashi zamrugał zaskoczony.- Czy to była wyjątkowo nieudolna próba rozkazywania mi, czy się przesłyszałem?
– To prośba – westchnął ciężko Midorima.- Wiem, że to brzmi podejrzanie, ale nie zrobię nic złego. Chcę po prostu dowiedzieć się tych rzeczy...
– Ale po co?- Dociekał Seijuurou. Był wyjątkowo zaintrygowany.- Ten facet ci się podoba?
– Nie, do cholery! Po prostu... zrobisz to?- westchnął w końcu, patrząc czerwonowłosemu w oczy.
Akashi zastanawiał się przez dłuższą chwilę, w tym zastanowieniu obierając ziemniaka.
– Zobaczę, co da się zrobić – powiedział.- Nie podoba mi się, że próbujesz coś ukryć, ale...
– Nie ukrywam niczego...!
– Owszem, ukrywasz.- Akashi wrzucił kolejnego kartofla do miski z wodą.
– W porządku, chyba rzeczywiście ukrywam, ale nie jest to nic, to zepsułoby nasze relacje. Albo twoje z Kuroko. Albo w ogóle czyjekolwiek.
– Jesteś pewien, że to nie zepsuje moich relacji z Tetsuyą?- mruknął Akashi.- Zabraniasz mi powiedzieć mu o tym, że interesuje cię mężczyzna, który uratował życie jego bratu. Chyba nie...- Akashi spojrzał na niego nagle wielkimi oczami.- Chyba nie jesteś mordercą, który wybiera sobie jakieś specjalne ofiary, wycina z nich organy i sprzedaje je na czarnym rynku?
– Co to za idiotyczny pomysł?!- oburzył się Midorima.
– Czytałem ostatnio taką książkę...- Akashi pokręcił głową, po czym wrócił do tematu oraz do obierania ziemniaków:- Obyś nie planował niczego głupiego, przez co żałowałbym, że znalazłem dla ciebie informacje o Haizakim. Bo jeśli zrobisz coś głupiego, a Tetsuya dowie się, że zrobiłeś to dzięki mnie, to to na pewno zepsuje moje relacje z nim. Zdajesz sobie sprawę z tego, że zarówno on, jak i Ryouta i Daiki są mu ogromnie wdzięczni za pomoc?
– Tak.- Midorima niezauważalnie przełknął ciężko ślinę.- Wiem. Nie mam zamiaru zrobić niczego złego. Po prostu chcę coś sprawdzić. Jak już to sprawdzę, to o wszystkim ci opowiem. Słowo.
Akashi spojrzał na niego znad czerwonych rzęs.
– W porządku – powiedział.- Coś jeszcze chcesz o nim wiedzieć?
– Tylko tych parę rzeczy – odparł.
– Skoro to wszystko, to zacznij kroić marchewkę – polecił.- Curry samo się nie zrobi.
Midorima tylko skinął głową i posłusznie zaczął wypełniać polecenie Seijuurou.
Akashi obserwował go kątem oka. Oczywiście, że to było wyjątkowo podejrzane. Po co Midorimie były informacje o tym całym Haizakim? Nigdy nie prosił o nic takiego, a teraz, tak nagle, potrzebuje paru odpowiedzi na swoje pytania? Czyżby znał tego całego Haizakiego? A może kiedyś koleś zalazł mu za skórę i teraz Shintarou spotkał go po latach?
Interesujące, pomyślał Akashi.
Doprawdy, bardzo interesujące.
***
Aomine miał już tego dosyć.
Był wściekły na braci, był wściekły na siebie, był wściekły na cały świat – a ponad wszystko był wściekły na Kagamiego.
Wydzwaniał do niego od dwóch dni, po kilkanaście albo i kilkadziesiąt razy dziennie, ale nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Ba! Nie doczekał się nawet wiadomości w stylu „Spierdalaj”, albo odrzucenia któregokolwiek połączenia, czy chociażby wyłączenia telefonu. Abonament Kagamiego był cały czas dostępny, po prostu drań zwyczajnie nie odbierał.
Zgubił telefon? Zostawił go gdzieś? A może teraz to jego napali i ktoś go torturuje?
Daiki miał wrażenie, że to, co mu się przydarzyło, wcale nie było końcem nieszczęść, wręcz przeciwnie. Tutaj Ryouta dziwnie się zachowuje, tam Taiga nie dobiera telefonów. Tetsuya nie chce mu wyjaśnić, kto go pobił, a Tomoya oczekuje, że w ciągu najbliższego miesiąca Aomine upora się ze swoimi koszmarami i demonami, i zjawi się u jego trenera, ochoczo proponując współpracę.
Przecież on nawet nie miał pewności, że przez to całe gówno, w które wdepnął, wciąż ma ochotę i serce do koszykówki...
Nie mógł się nawet zdecydować na to, które z jego nieszczęść jest najgorsze, pomijając oczywiście feralne spotkanie z Imayoshim.
Czego ten świat od niego wymagał? Najpierw rzucił go lwom na pożarcie, a teraz co? Ma skakać cały szczęśliwy wokół i rozrzucać kwiatki? Czy to jakiś chory test od losu? Wszechświat sprawdza, czy po takich przejściach będzie w stanie dalej opiekować się braćmi?
Martwił się o Kuroko. Chciał wiedzieć, co jest na rzeczy, chciał wiedzieć, komu mu przyłożyć, żeby ten dał spokój jego młodszemu braciszkowi. Chciał też wiedzieć, co się stało z Kise, że nagle stał się taki twardy. Czy to przez to, że Aomine zachowywał się jak oferma, nie wychodząc nawet na podwórko z Nigou? Czy Ryouta sądził, że teraz musi sprawować się w roli nie tylko brata i matki, ale też ojca, bo Daiki nie będzie już sobie radził?
Chciał okazać wsparcie braciom. Ale jak miał to zrobić, skoro mu na to nie pozwalali?
Był pewien, że coś przed nim ukrywają.
– Da... Daikicchi?- bąknął zdumiony Kise, kiedy Aomine wszedł do kuchni, ubrany w wyjściowe dżinsy, nowy golf, który dostał od Ryouty, oraz ciepłą kurtkę, szalik i czapkę. Ciemnoskóry wziął głęboki oddech.
– Wychodzę – oznajmił.
– Wychodzisz?- powtórzył Ryouta, jeszcze bardziej zaskoczony. On i Kuroko siedzieli przy stole; Tetsuya z notatkami z uczelni, rozwiązując jakiś psychologiczny problem, Kise z zeszytem rachunków.
– Tak, wychodzę. Idę do Kagamiego.
– Jesteście umówieni?- Kuroko nie krył urazy. Do niego Taiga się nie odzywał, nie odpisywał na sms-y i nie odbierał jego telefonów.
– Nie.- Aomine wzruszył ramionami.- Nie gada ze mną, więc idę mu nawalić.
– Bo... z tobą nie gada?- bąknął niepewnie Ryouta.
– Ta – potwierdził krótko Daiki.- Wbiję mu do tego pustego łba kilka prawd, to wszystko.
– Przekaż mu ode mnie prośbę, żeby się odezwał – mruknął Kuroko.- Ze mną też nie rozmawia.
– Okej?- Aomine zmarszczył lekko brwi. To oni też się pokłócili? Daiki spojrzał z powątpiewaniem na Kise.- Od ciebie też coś przekazać...?
– Ode mnie?- Ryouta uniósł brwi w zdziwieniu.- Po kiego grzyba? Przecież nie gadam z nim za często! No, ale możesz go pozdrowić. Idź i baw się dobrze – dodał, uśmiechając się w końcu.- Ach! Tylko żeby ci nie przyszło do głowy, żeby nie wracać na noc. Jutro rano mamy pociąg.
Aomine wywrócił oczami. Dziś rano bez jego wiedzy zapadła decyzja, że nieoczekiwanie trójka braci udaje się na Fuji, żeby pozjeżdżać na nartach. Sama myśl przeraziła Daikiego i próbował się z tego wykręcić, ale Kise go wyprzedził – zamówił zarówno bilety na pociąg, jak i zarezerwował dla nich miejsca w okolicznym schronisku.
Po części to właśnie dlatego Aomine postanowił tego dnia pójść do Kagamiego. Chciał nieco przygotować się psychicznie na jutrzejszy wypad, kiedy spędzi czas wśród obcych ludzi. Miał nadzieję, że wyjście do przyjaciela mu pomoże.
Nim wyszedł na zewnątrz, przez kilka długich minut stał w holu, z dłonią na klamce drzwi wejściowych. Oczywiście, że się stresował! Był świadom nie tylko ludzi, których wkrótce minie na ulicy, ale również tego, jak bacznie obserwowali go bracia za jego plecami. Daiki nie zamknął drzwi do kuchni, wobec czego obaj mężczyźni mieli doskonały widok na wahającego się brata.
„Teraz, albo nigdy, ty dupku!” - warknął na siebie w myślach Aomine, naciskając ze złością klamkę.
Dość chowania się w domu, dość milczenia. Jego brat został pobity, Kagami nie miał zamiaru się do niego odezwać, a ponad wszystko Daiki Aomine tracił zmysły we własnym domu, bo tak bardzo wstydził się jakichś tam cholernych blizn, że wolał siedzieć w pokoju i gapić się w sufit!
On, Aomine! Takie ciacho! Wysoki, szczupły, umięśniony i niezwykle przystojny, do tego o egzotycznym odcieniu skóry, któremu wyjątkowo ciężko się oprzeć. Wystarczyło jedno spojrzenie spod przymrużonych granatowych oczu, jedno lekkie przeczesanie włosów palcami, a kobiety już mdlały na jego widok, a mężczyznom stawały, za przeproszeniem, pały!
Nie może dać się tak traktować... samemu sobie! Jedynym, który może go pokonać, jest on sam, to prawda... ale to nie znaczy, że da się pokonać przez samego siebie!
Co to, to nie!
Otworzył powoli drzwi na oścież, zupełnie jakby otwierał bramy do nieba; światło dnia jakby usilnie próbowało go oślepić, wepchnąć z powrotem do skąpanego w delikatnych cieniach domu, bezpiecznego domu, gdzie było ciepło i przytulnie, gdzie wiatr nie próbował mu wedrzeć się pod kurtkę i golf, gdzie chmury nad głową nie groziły opadem deszczu.
Aomine przełknął nerwowo ślinę, jednocześnie zamykając za sobą drzwi domu. Postawił kołnierz kurtki, zapinając się niemal pod samą szyję, nasunął głębiej czapkę i ruszył przed siebie.
To było jego największe wyzwanie ostatnich dni – nie miał zamiaru tułać się komunikacją miejską, tylko odważnie przeć naprzód i cały dystans dzielący go od mieszkania Kagamiego przebyć na piechotę (choć nie ukrywał nadziei, że w drogę powrotną zabierze go Taiga, swoim autem).
Szedł dość niepewnie, częściej wbijając wzrok w chodnik, niż przed siebie. Zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie to sprawiało, iż niektórzy spoglądali na niego z zainteresowaniem bądź niepokojem, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że rozpoznają jego twarz.
Kilka stacji telewizyjnych próbowało przeprowadzić z nim wywiad, ale Aomine każdemu dziennikarzowi kategorycznie odmawiał. Nie chciał, żeby całe Tokio – a może i cała Japonia – dowiedziała się o tym, że taki duży i umięśniony facet jak on był przetrzymywany przez jakiegoś gościa i torturowany. Nie chciał, by chodzili za nim cholerni paparazzi, czy coś w tym stylu, i robili mu zdjęcia z ukrycia, pisząc później artykuły do gazet, z ogromnymi nagłówkami w stylu „TORTUROWANY AOMINE DAIKI WCIĄŻ NIE MOŻE ZNALEŹĆ SOBIE PRACY”, i tym podobne.
Wrażenie to było na tyle silne, że ciemnoskóry specjalnie obrał sobie dłuższą drogę, krocząc mniej uczęszczanymi uliczkami. Powtarzał sobie raz po raz w myślach, lub nawet cicho pod nosem, że ci wszyscy ludzie nie mają pojęcia, kim on jest, i że nie widzą blizn na jego ciele – nawet tej, która kryje się pod kołnierzem golfa i przeraża swym wyglądem.
Aomine pewnie nawet zniósłby te wszystkie blizny na plecach i klatce piersiowej – ale nie potrafił pogodzić się z tą, która szpeciła jego szyję. To właśnie ona stanowiła największy problem, to właśnie ona przyprawiała go o nocne koszmary. Była wspomnieniem największego strachu, najbardziej okropnego momentu całych tych tortur, kiedy naprawdę bał się o własne życie, kiedy już przeświadczony był o tym, że zginie z poderżniętym gardłem, wykrwawiając się, przywiązany do krzesła.
Tymczasem cholerny Imayoshi po prostu się z nim bawił; przeciągnął ostrzem po jego szyi, jednak zrobił to delikatnie i powoli, niemal finezyjnym ruchem. Nacięcie było raczej płytkie i lekarz zapewnił Aomine, że za jakiś czas się zagoi, pozostawiając jedynie słabą, bardzo bladą linię, ale co z tego, skoro w tym momencie przypominała o najmroczniejszej chwili w życiu Daikiego?
Ciemnoskóry z ogromnym żalem myślał o tym, że nawet wieść o śmierci rodziców była dla niego mniej bolesna i przerażająca, niż tamto pociągnięcie nożem.
Ponad godzinę zajęło mu dotarcie do mieszkania Kagamiego. Nie szedł szybko, ponieważ od czasu do czasu czuł, jak ogarnia go słabość, i musiał przystanąć na chwilę gdzieś z boku, by dojść do siebie. Mimo wszystko widok tych nielicznych ludzi, których spotykał, ich obecność i ciekawskie spojrzenia, wszystko to przyprawiało go o mdłości.
Całe szczęście, że nikt nie kwapił się do tego, by podejść do Aomine i zaproponować mu pomóc, czy choćby zapytać, co mu jest.
Daiki z radością wpisał pamiętany już od dawna kod, po czym pchnął drzwi, kiedy usłyszał charakterystyczne brzęczenie. Zatrzasnął je za sobą z ulgą, chociaż zamykały się automatycznie, po czym niemal biegiem ruszył pod mieszkanie przyjaciela.
Naciskał dzwonek bardzo długo – uświadczył się nawet w przekonaniu, że Kagami stoi za drzwiami i wygląda przez wizjer, po prostu ignorując Aomine. Nigdy wcześniej nie zdarzało się, by Taiga nie otworzył mu drzwi (może poza przypadkiem związanym z nieudaną, na szczęście, próbą dokonania gwałtu na Kuroko). Możliwe jednak, że mężczyzna po prostu zasiedział się w pracy, albo robił nadgodziny, i Aomine nawet pomyślał niechętnie o tym, by udać się na komendę straży pożarnej i tam dorwać niesfornego przyjaciela, kiedy usłyszał, że ktoś odsuwa zabezpieczenia drzwi z wewnątrz.
I tak oto, po krótkiej, pełnej napięcia chwili – gdyż Aomine w gruncie rzeczy nie przygotował żadnego przemówienia – drzwi otworzyły się i u progu stanął...
– Nie jesteśmy zainteresowani – powiedział zupełnie nieznajomy Daikiemu człowiek. Był to mężczyzna ubrany w same bokserki i długą koszulę w biało-fioletową kratę. Miał przydługie czarne włosy, których grzywka zasłaniała jedno oko; drugie było szaro-zielone.
– Yyy.- Aomine nie miał pojęcia, jak się zachować. Wydawało mu się, że kojarzy tego faceta, choć raczej nigdy wcześniej nie widział go na żywo. Poprawił nerwowo kołnierz kurtki.- Jest Kagami?
Mężczyzna uniósł sceptycznie brew.
– Zależy, kto pyta – odparł.
– Jego przyjaciel.
– Który?
– A co za różnica?- Daiki zmarszczył gniewnie brwi.- Nie możesz go po prostu zawołać?
– Tak, jak mówiłem, zależy, kto pyta – wycedził w odpowiedzi mężczyzna.
– Tatsuya, co tak długo?- Nagle za jego plecami Aomine dostrzegł Kagamiego; on był tylko w samych gaciach, w dodatku z przebijającą wyraźnie erekcją. Na widok Daikiego sterczącego na klatce piersiowej, Kagami zrobił wielkie oczy i pospiesznie się schował.
– To chyba znaczy, że nie ma ochoty z tobą rozmawiać – stwierdził nieznajomy, nazwany przez Kagamiego „Tatsuyą”.
A więc to był Himuro Tatsuya, były facet Kagamiego. Aomine słyszał o nim dość sporo i widział go na paru zdjęciach, ale poza tym nie mieli okazji się poznać, bo Himuro mieszkał za miastem...
Ze swoim chłopakiem, Muremsukibarem, czy jakoś tak.
– Chyba jednak nie jesteś jego przyjacielem, jak początkowo wspomniałeś – stwierdził oschle Himuro, już zamykając drzwi, jednak Aomine, kompletnie nie panując nad własnymi reakcjami, przytrzymał je dłonią.
– Chce z nim tylko chwilę pogadać, zawołaj go.
– Zabieraj rękę, albo ci ją...
– Kagami! Cho no tu! Pogadać przyszedłem!
Taiga pojawił się właściwie tuż po jego krzyku; wyglądało na to, że zniknął, by po prostu doprowadzić się do jako takiego porządku. Założył na siebie luźny dres, pod którym jego erekcja nie rzucała się już tak w oczy, oraz równie luźny t-shirt.
Choć w jego przypadku „luźny” oznaczał po prostu „mniej opięty”.
– W porządku, Tatsuya, zajmę się tym – mruknął do Himuro, podchodząc do nich i przytrzymując drzwi.- Idź do sypialni, zaraz wrócę.
Himuro nie omieszkał jeszcze obrzucić Aomine drwiącym spojrzeniem, nim zniknął. Kagami skinął na Aomine, zapraszając go do swojego mieszkania. Daiki przekroczył próg i stanął w holu, nie myśląc nawet ściągać butów czy kurtki – zresztą domyślał się, że to i tak nie jest odpowiedni moment.
– Jak się czujesz?- O dziwo to Kagami zagadnął go pierwszy, zamknąwszy za nim drzwi i wepchnąwszy dłonie do kieszeni spodni.
– Znośnie – mruknął Aomine, spoglądając za Himuro, który zniknął w małym korytarzu, skąd szło się do sypialni Kagamiego.- Wybacz, że wpadłem bez uprzedzenia. To był Himuro?
– Tak.- Taiga skinął głową.
– Nie ma już chłopaka?
– Ma.- Kagami odchrząknął, po czym spojrzał odważnie w oczy Daikiego.- Mnie.
– Ciebie?- Aomine zmarszczył brwi.- Jesteś... Wróciliście do siebie?
– Owszem. Coś w tym złego?
– Nie, po prostu... To trochę nagłe, nic mi nie wspominałeś...
– No cóż, nie było jak.- Kagami skrzywił się.
– Słuchaj... - Aomine czuł się bardzo głupio, zupełnie nie na miejscu i... całkiem smutny.- Nie zajmę ci dużo czasu, widzę, że jesteś zajęty... Chodzi o to, że... Przyszedłem cię przeprosić. Za to, że cię olewałem, czy raczej po prostu zbywałem twoje propozycje spotkania się, wyjścia gdzieś... Wiem, że to z Tomoyą wyszło strasznie idiotycznie i na serio cię, kurde, przepraszam.
Kagami patrzył na niego w milczeniu, najwyraźniej czekając na ciąg dalszy – albo zastanawiając się, co niby miał mu odpowiedzieć.
– Pewnie mi nie uwierzysz – westchnął ciężko Aomine.- Zresztą, nawet cię o to nie proszę... Ale mimo wszystko, muszę to powiedzieć: ja naprawdę nie zaprosiłem do siebie Tomoyi. On sam przyszedł, z tą cholerną konsolą i padami, a Ryouta podłapał, że mam gościa i od razu zaprosił go na obiad.
– W porządku – powiedział Taiga, kiwając lekko głową. Skinął dłonią na Aomine.- Widzę, że na dobre ci to wyszło.
– Przyszedłem z własnej woli – bąknął Aomine, znów nerwowo poprawiając kołnierz kurtki.
– Rozumiem – westchnął Kagami.- Doceniam troskę o mnie i to, że wyszedłeś z domu, by przyjść mnie przeprosić. Mam nadzieję, że to początek czegoś w rodzaju terapii, i że nie będziesz się krępował przed kolejnym wyjściem.
– Tak... tak.- Aomine pokiwał głową, po czym uśmiechnął się nieco nerwowo i wyciągnął do Kagamiego dłoń.- To co, sztama? Jesteś moim najlepszym kumplem i nie chciałbym, żeby coś tak idiotycznego zepsuło nasze...
Taiga jednak już kręcił głową, unikając jego spojrzenia.
– Nie – powiedział cichym, lecz stanowczym tonem.- Sorry, Aho, ale nie mam ochoty przez najbliższy czas widywać ciebie, Kuroko czy Kise. Szczerze mówiąc, mam waszej trójki serdecznie dosyć.
– C... co?- Aomine potrząsnął głową, nie rozumiejąc.
– Przemyślałem sobie kilka spraw i doszedłem do wniosku, że za bardzo jestem zależny od was. Macie na mnie za duży wpływ; i ty, i Kuroko. Dlatego też nie chcę was widywać przez jakiś czas, łącznie z Kise. Sorry, ale mam was po prostu dosyć. Chcę odpocząć, bo cały czas tylko braliście i chuja dawaliście w zamian. Nie mówię, że oczekiwałem czegoś w ramach podziękowania, ale wolałbym normalny stosunek, niż pocałunek Kuroko, po którym stwierdza, że w gruncie rzeczy ma mnie w dupie. Nie wspominając już o „przyjacielu”, który nacieszył się już moim wsparciem i od jakiegoś czasu mnie unikał.
– To... to nie tak...- Aomine patrzył na niego, zszokowany.- N-nie wiedziałem nic o Tetsu, ale... ale to nie tak, przecież ci mówiłem, że Tomoya...!
– Tak, słyszałem – warknął Kagami.- I słyszałem też, jak powiedziałeś, że „nie oczekujesz, że ci uwierzę”. No więc dla twojej wiadomości: nie wierzę ci. Mam dość waszej zasranej trójki i tego, jak wykorzystujecie moje dobre chęci, a potem wyrzucacie mnie na bruk jak zużytego kondoma.- Taiga wyprostował się, górując nad Aomine, mimo że był parę centymetrów od niego niższy.- Chcę, żebyś stąd teraz wyszedł, Aomine, i nie pojawiał się, dopóki mi przejdzie. Tak, teraz to ja się, kurwa, obrażam i zamykam w sobie, teraz to ja będę was unikał i traktował jak powietrze.
– Jak to, kurwa?- Nie dowierzał Daiki.- Mówisz, że masz nas dosyć i myślisz, że to się nie odbije na naszej przyjaźni?
– A ty nie pomyślałeś, że twoje zachowanie odbije się na naszej przyjaźni?- wycedził Kagami.- Czy Kuroko nie pomyślał, że jego pierdolony pocałunek odbije się na mnie i na nowo wzbudzi we mnie nadzieje? Że to nie zaważy na naszych relacjach? Żaden z was, kurwa, nie pomyślał, bo oboje sądzicie, że skoro jesteśmy przyjaciółmi, to możecie mnie traktować jak gówno, bo przecież od tego są przyjaciele: od przebaczania i innego syfu. Ale teraz role się odwrócą, i teraz to ja będę was mieszał z błotem: a wy albo przeczekacie, jak mi przejdzie, albo w dupę wsadźcie sobie tę „przyjaźń”, która nas niby łączy.
Kagami szarpnięciem otworzył drzwi, stojąc cały nabuzowany i oddychając głęboko. Aomine jeszcze długo wpatrywał się w niego w napięciu, nie potrafiąc zrozumieć, jak Taiga, którego przecież znał tak dobrze, po prostu... wybuchł. Jak mógł powiedzieć, że ma ich wszystkich dosyć, jak mógł ich tak potraktować?
Jak mógł potraktować tak Daikiego?
Zastanawiał się, co powiedzieć, ale jednocześnie czuł, że musi stamtąd wyjść, zanim Taiga wkurzy się na tyle, że chwyci go za szmaty i wyrzuci. Kiedy tylko przekroczył próg mieszkania Kagamiego i obrócił się do niego, już otwierając usta, drzwi z głośnym trzaskiem zamknęły mu się tuż przed nosem.
Bez pożegnania.
Tylko gniew, żal i gorzkie słowa.
Oraz potworna pustka w sercu Aomine.
No i dobrze, mądry Kagami :)
OdpowiedzUsuńJa też tak uważam xD Coś ostatnio robię z niego ofiarę, nie podoba mi się to... xD
UsuńUhuhu.
OdpowiedzUsuńCzuję kłopoty. W sensie dla Nijimury i Haizakievo. Bo Akashi przecież zaraz dowie się o ich relacji i o całej akcji z Nashem 'przez przypadek' zmusi Haizakiego do odwołania zeznań? tak? Akashi jak zwykle ratuje dzień!!
Ah, co za facet!
A Kagami ma rację. Też bym się wkurzyła na jego miejscu.
Aho, bierz się za Tomoyę! To mogłoby być ciekawe!
A No coś Ty się lepiej Akashiemu przyznaj do calowania Takao. O ile może się nie przejąć jakoś bardzo, bo on sam przecież prowadził otwarty tryb życia, ale jednak może da mu to do myślenia. I będzie więcej rozmów AkaKuro!! <3 <3
Dawaj 100 rozdział!
Nie masz pojęcia jak cierpię, że wrócili NijiHai (nie cierpię ich, no ale miałam plany i musiałam ich przypomnieć w Modzie xD).
UsuńNa 100 musicie poczekać, bo może jednak dostanę jakąś pracę-prezent ♥ Powoli będę sobie pisać xD I tak muszę pomyśleć, jak to dalej ogarnąć xD
Też za nimi nie przepadam i cierpię, bo Nijimura, cinnamon roll, zasługuje na dużo miłości!!
UsuńAle może być ciekawy wątek!!
Życzę dużo prezentów!
Sama bym coś strzeliła, ale studia... chociaż może to dobra wymówka, zeby jednak nie robić projektu ;)
Kocham to opowiadanie i czekam z niecierpliwością. Znalazłam je przedwczoraj i nie mogę przestać czytać. Nie przespałam przez to nawetto 3 godzin. Chce Akakuro. Tak bardzo. Najbardziej podoba mi się jego charakter i Kuroko. A oni razem to było by cudo. :33
OdpowiedzUsuńXD dlaczego najbardziej z tego rozdziału zapadło mi w pamięć to, że Akashi czytał książkę o mordercy, która zapewne miała tytuł "Ciernie"? XD hmmm.
OdpowiedzUsuń