Życie Midorimy w jednym momencie legło w gruzach.
Tak po prostu.
Przez jeden głupi błąd, jeden nieumyślny pocałunek, chwilę słabości, nad którą z jakiegoś powodu nie potrafił panować. Dziesięć sekund zapomnienia o wszystkim sprowadziło się do tego, że stracił zarówno najlepszego przyjaciela, jak i ukochanego mężczyznę.
– Przemyślisz to jeszcze?- spytał cicho Akashiego, kiedy ten żegnał go u progu swojego apartamentu.
– Nie mam co, Shintarou – odparł chłodno czerwonowłosy.- Raz jeden postanowiłem zmienić coś w moim życiu i być wierny tylko tobie, a ty w zamian za to zakochujesz się w starym przyjacielu...
– Nie zakocha-...!
– Nie przerywaj mi.
– … Wybacz.
– Nie zależy mi na takim związku. Nie zależy mi w sumie na żadnym związku – dodał z goryczą w głosie.- Potrafię się obejść bez partnera i bez tych wszystkich ludzkich uczuć. Trzymaj się.
– Czy to znaczy, że z naszą przyjaźnią też koniec?- spytał w panice Midorima, jednak Akashi zatrzasnął już przed nim drzwi.
Teraz, siedząc na kanapie w swoim starym mieszkaniu, które niegdyś dzielił z Takao, a które teraz należało do dawnego przyjaciela Shintarou, mężczyzna pogrążył się w cichej depresji. Pierwszy raz w życiu miał ochotę zapłakać... a może jednak coś rozwalić? Nie mógł się zdecydować.
– Masz – usłyszał obok siebie głos.
Odwrócił głowę i odchylił ją, by spojrzeć w fiołkowe, wiecznie znużone spojrzenie Murasakibary Atsushiego. Mieszkał tu odkąd na dobre rozstał się z Himuro, a teraz, gdy to Midorima znalazł się w potrzebie, bez słowa udzielił mu pomocy i próbował dodać otuchy.
– Co to jest?- zapytał nieufnie Shintarou, patrząc na fioletowy kubek w białe groszki, który trzymał w dłoni Atsushi.
– Kakao – odparł tamten.- Podniesie ci cukier i humor, gwarantuję. No, a przynajmniej cię trochę rozluźni.
– Nie lubię słodyczy – mruknął Midorima, jednak odebrał od przyjaciela kubek.
– Potraktuj to jako lekarstwo – zasugerował Murasakibara.- W końcu jesteś lekarzem.
– To tak nie...!- Shintarou westchnął ciężko, poddając się na starcie. Atsushi był jak zawsze dziecinnie naiwny, a Midorima w tym momencie akurat nie miał sił, by mu cokolwiek tłumaczyć.
Fioletowowłosy zajął miejsce obok towarzysza. Midorimie nie przeszkadzało to. Nie potrzebował samotności – gdyby chciał być sam, po prostu zamknąłby się w swoim pokoju, który stał pusty, odkąd się wyprowadził.
Choć jednocześnie nie znaczyło to, że ma ochotę gadać.
– Wiem, co czujesz, Mido-chin – westchnął Atsushi, opierając się ciężko o kanapę.- Też przez to przechodziłem, jak zerwałem z Tatsuyą.
– Akashi nie jest taki jak Tatsuya – mruknął Shintarou.- Mnie się udało obudzić w nim uczucie do mnie... Po prostu wszystko zawaliłem.
– I czym to się niby różni od mojej sytuacji?- Murasakibara spojrzał na niego ponuro.- Rozkochałem w sobie Himuro do tego stopnia, że ze sobą zamieszkaliśmy, a i tak niewiele to dało. Gdy tylko nadarzyła się okazja, odrzucił mnie i wybrał Kagamiego.
– Chyba nie masz się czym przejmować; z tego co wiem, Kagami szaleje za Kuroko – prychnął Shintarou, i upił łyk kakao. Przełknął je ciężko, nerwowo zerkając na Atsushiego. Nie chciał po sobie pokazać, jak bardzo mu smakowało.
– Kuroko – mruknął Atsushi, kiwając głową.- Pracuje u mnie.
– Serio?- zdziwił się Midorima.
– Ta.
– I nie przeszkadza ci to?
– Niezbyt.- Mężczyzna wzruszył ramionami.- To miły człowiek. Jest bardzo pomocny. Odkąd zaczął u mnie pracować, mam więcej klientów; jest dla nich grzeczny i uprzejmy, zawsze zagaduje. Chyba go lubią.
– Skoro tak...
– Zastanawiałem się nawet, czy by nie poprosić go, żeby wrócił do Kagamiego.
– To byłoby nie na miejscu.- Shintarou zmarszczył brwi, dyskretnie upijając większy łyk kakao.
– Wiem, ale...- Murasakibara wbił smętny wzrok w podłogę.- Ciągle zależy mi na Muro-chinie... Nie mam z nim kontaktu, nie wiem, co teraz porabia ani z kim się buja. Ale skoro Kuroko i Kagami nie są razem, to pewnie... Cóż, pewnie znowu wrócił do tego dupka.
Między nimi zapadła cisza. Midorima w milczeniu popijał kakao, z niechęcią zauważając, że coraz szybciej ubywa go z kubka; nastroju może i mu nie polepszyło, ale było tak dobre, że pobudziło jego kubki smakowe.
Ciekawe, czy Akashiemu by zasmakowało? On nie cierpiał słodyczy jeszcze bardziej niż Shintarou...
– To co zamierzasz?- zagadnął go nagle Murasakibara.
– Co masz na myśli?- mruknął Shintarou.
– Będziesz walczył o Akashiego?
– O Akashiego nie da się walczyć – prychnął Midorima.- Próbowałem całe lata. Nawet to, że w końcu przekonałem go, byśmy zostali parą „na poważnie” i to, że zamieszkaliśmy ze sobą, niewiele znaczyło. Może i wzbudziłem w nim jakieś większe uczucia, ale to nie tak, że „wygrałem” z nim walkę. Tylko ją złagodziłem.
– W sensie...- Murasakibara zmarszczył brwi, odwracając na bok wzrok w zamyśleniu.- W sensie, że i tak byście nie byli razem?
– Tak myślę – odparł cicho Shintarou po chwili milczenia.- Akashi kocha jedynie swoją władzę. Nie jest zły na mnie, że go „zdradziłem” ale na siebie, że mnie nie upilnował. Założę się, że podobnie jest z Kuroko. Niby gniewa się na niego, bo nie powiedział mu o sytuacji z bratem i nie próbował polegać na nim w ciężkiej chwili, a tak naprawdę jest wściekły, bo nie miał okazji popisać się przed nim swoją władzą.
– Jakiej sytuacji z bratem?- nie rozumiał Murasakibara.
– Ach, to długa historia.- Midorima machnął lekceważąco ręką, jednak w skrócie opowiedział Atsushiemu, co się wydarzyło. O jego rozmowie z Akashim i Takao już wiedział.- Akashi ma manie wyższości. I naprawdę jest gotów poświęcić wszystkich i wszystko, by dać innym odczuć, jak wiele stracili. Nie mniej...- Midorima westchnął ciężko.- Nie mniej wciąż go kocham i... i pewnie ciężko będzie mi jakoś teraz poukładać życie. Takao też nie chce mnie znać; nie odbiera telefonów, nie odpisuje na e-maile. Założę się, że na uczelni będzie mnie mijał z daleka. Co gorsza, ostatnio narobiłem trochę zaległości, a trudno będzie mi się skupić.- Midorima westchnął przeciągle i upił łyk kakao.- Życie jest do dupy.
– No – mruknął Atsushi, powoli kiwając głową.- Jest. Siedzimy w tym samym bagnie; ani nie możemy odzyskać ukochanego, ani wzbudzić w nim zazdrości. Mają nas w dupie, mówiąc krótko.
– Taa – westchnął Shintarou.
Mężczyźni znów umilkli na chwilę, a potem Murasakibara spojrzał dziwnie na Midorimę. Kiedy ten odpowiedział mu pytającym spojrzeniem, Atsushi zamruczał coś pod nosem.
– Co jest?- spytał zielonowłosy.
– Może pójdziemy do klubu się rozerwać?- zaproponował Murasakibara.
– Do klubu?- Midorima zmarszczył z niesmakiem brwi.- Nie chadzam w takie miejsca. Są głośne, śmierdzą i...
– Nie chodzi mi o TAKI klub – przerwał mu Atsushi.- O coś bardziej... kameralnego, hmm. Znam takie jedno miejsce. Jest całkiem niedaleko, to taki klub w większości dla facetów.
– Gej klub?!- przeraził się Midorima.- Na pewno nie pójdę w takie miejsce!
– To nie jest gej klub – wyjaśnił spokojnie Murasakibara, choć w rzeczywistości zaczynał tracić cierpliwość.- To klub, po prostu. Można się tam napić, pogadać, potańczyć też trochę.
– Nie będę...
– Tak, tak, nie będziesz tańczył, jakbym sam nie mógł się domyślić, sztywniaku – westchnął ciężko Murasakibara, wstając z kanapy.- Ubieraj się, idziemy. Nie będziemy siedzieć w domu i zamulać za dwóch.
– N-...
– I nie mów mi, że nie masz ochoty, bo nie zrobię ci więcej kakao, Mido-chin.
– W-
– I nie mów, że wcale go nie chcesz, bo widzę, że ci smakuje.- Murasakibara uniósł brwi i dopowiedział jeszcze, nim Shintarou zdążył otworzyć usta.- Owszem. Smakuje.
Midorima, czerwieniąc się na policzkach, zamknął oczy i prychnął głośno, po czym wstał z dumnie uniesioną głową, by przejść do swojego pokoju i się przebrać. Z takim Murasakibarą to nie miał szans w starciu – było wiadome, że jak się facet uprze, to nie ma przebacz i nie wygra się z nim.
Poza tym, jeden wypad do klubu to chyba nic złego, prawda? Ktoś mógłby mu powiedzieć, że jeszcze nie wszystko stracone i jeszcze ma szansę naprawić to i tamto, ale Shintarou wiedział, że z Akashim nic nie wskóra, a Takao...
Takao...
Midorima opuścił trzymany w dłoniach sweter i wpatrzył się w niego półprzytomnie. Doskonale znał charakter Akashiego i wiedział, że jeśli ten nie ma ochoty go widzieć, to nie ma sensu naciskać – że, gdy będzie chciał zobaczyć się z Shintarou, pierwszy się z nim skontaktuje.
Chyba... chyba nie przeszkadzało mu to teraz. Miał w głowie i w sercu przekonanie, że kocha Seijuurou... że poczeka... że to wszystko jakoś się ułoży, że wystarczy odrobina cierpliwości.
A Takao... Takao...
– Takao...
– Mówiłeś coś?- Murasakibara pojawił się u progu jego pokoju, przebrany w dżinsy i T-shirt z długim rękawem, opinającym jego mięśnie.
– N-nie – mruknął Midorima, ściągając z siebie koszulkę i zamieniając ją na drugą, bardziej wyjściową.- Chodźmy. Chciałbym jeszcze się trochę pouczyć po powrocie.
Murasakibara skinął jedynie głową, po czym ruszył przodem. Midorima, wziąwszy głęboki oddech, udał się za przyjacielem.
***
Tak jak przypuszczał Kuroko, Akashi nie zamierzał odebrać jego telefonu.
Tetsuya wydzwaniał i wypisywał do niego wiadomości od rana do wieczora, prosząc o kontakt lub spotkanie; raz był nawet w jego firmie, ale jąkający się z nerwów sekretarz poinformował go, że Seijuurou jest nieobecny – choć mówiąc to, niejaki Furihata Kouki ciągle zerkał na drzwi prowadzące do biura Akashiego, jakby obawiał się, że dyrektor w każdej chwili je opuści i kłamstwo sekretarza wyjdzie na jaw.
Kuroko i tym razem dał za wygraną. Postanowił zapewnić Akashiemu nieco swobody, a i sobie czasu, aby przygotować się do z pewnością trudnej rozmowy. Domyślał się, iż jego przyjaciel poczuł się dotkliwie zraniony, tym bardziej, że o tych nieciekawych rzeczach dowiedział się od swojego największego wroga.
Była jednak jeszcze jedna osoba, z którą Kuroko musiał porozmawiać i którą należało – po raz kolejny – przeprosić. Na szczęście ta akurat bardzo chętnie zgodziła się na spotkanie.
Pogoda nie zachęcała do wyjścia, ale przed najgorszym deszczem (oraz śniegiem) Kuroko zdołał uciec, gdyż pojawił się w umówionym miejscu o dziesięć minut przed czasem. Zająwszy stolik w ich ulubionej kawiarence, Tetsuya czekał za przyjacielem.
Takao Kazunari pojawił się z minimalnym spóźnieniem, wraz z sobą wnosząc do przytulnego pomieszczenia powiew zimnego wiatru. Zdjąwszy na wejściu płaszcz, rozejrzał się za przyjacielem, ale oczywiście go nie dostrzegł. Ponieważ nawoływanie też nie dawało skutku, a Kazunari zaczął oddalać się w przeciwną stronę, Kuroko musiał bezpośrednio do niego podejść.
– Takao-kun, tutaj – powiedział, chwytając go za ramię.
– Och, Kuroko!- Kazunari drgnął lekko, po czym niespodziewanie westchnął z ulgą i rzucił się w objęcia błękitnowłosego.- Jak dobrze cię widzieć!
– T-Takao-kun, to miejsce publiczne – syknął mu cicho Tetsuya do ucha, rumieniąc się lekko.
– No tak, tak, przepraszam.- Kazunari zreflektował się i odsunął od niego. Kuroko niepewnym ruchem wskazał mu kierunek i mężczyźni udali się do swojego stolika.
Kiedy zasiedli przy nim i złożyli zamówienie sympatycznej kelnerce, uśmiechnęli się do siebie lekko.
– Mam wrażenie, jakbym nie widział cię całe wieki – zaczął Takao.
– Wiem, przepraszam. To znowu moja wina...
– Och, nie, tym razem to ja mam większy udział w tej zbrodni – zaśmiał się Kazunari, jednak śmiech ten wydał się błękitnowłosemu nieco nerwowy.- No wiesz, przez to, że teraz mieszkam z Miyajim, przypomniałem sobie o studiach i trochę się przyłożyłem do nauki, zdecydowanie nie mam czasu na spotkania towarzyskie. Próby zespołu też zabierają mi kawał życia, a na dodatek jeden z naszych gitarzystów planuje odejść i nie mam pojęcia, co robić... No, ale są gorsze rzeczy od tego – dodał z niepokojem, wiercąc się w fotelu.
– Coś się stało?- zmartwił się Kuroko.
– Och, Kuroko, to straszne, co się teraz dzieje, jestem załamany – jęknął Takao, ukrywając twarz w dłoniach.
– Widzę, że jest naprawdę poważnie...- Kuroko poprawił się na swoim miejscu.- Mów, o co chodzi!
– Chodzi o Midorimę – westchnął ciężko Kazunari. Przerwał na chwilę, gdy kelnerka przyniosła ich zamówienie; dwie kawy i po kawałku ciasta z malinami i polewą z białej czekolady.- Pocałował mnie.
Kuroko, który postanowił akurat w tym momencie dodać sobie powera, upijając łyk kawy, momentalnie wypluł ją na stolik. Kaszląc i czerwieniąc się, sięgnął szybko po serwetki i zaczął wycierać blat oraz własną twarz. Takao natomiast, jakby nic nie zauważając, dobijał go ciągiem dalszym:
– Jakieś trzy tygodnie temu zaprosiłem go do siebie, bo Miyaji był w pracy, a ostatnio rzadko kiedy się z Shin-chanem widywaliśmy. No to przylazł i jak się do mnie nie dobrał, mówię ci! Na początku to tylko wypiliśmy jedno piwo, pogadaliśmy se od serca, a on nagle gapi się na mnie, ja na niego, zaczyna się do mnie jakoś tak przysuwać, myślę sobie: ty, wygląda, jakby chciał mnie pocałować! Śmieszna sprawa, no bo przecież gdzie Midorima miałby mnie pocałować, on? Wolne żarty! A on co? Zamknął ślepia i mnie pocałował! I to z języczkiem! Gorącym, śliskim, mo-...!
– Daruj mi takie szczegóły – wychrypiał Kuroko, ocierając łzy z kącików oczu. Musiał kilka razy porządnie odchrząknąć, by pozbyć się nieprzyjemnego uczucia w gardle.
– ...-krym, i do tego napalonym języczkiem!- zignorował go znów Takao, zaaferowany machając dłońmi.- Tak mnie zamurowało, że odruchowo też go pocałowałem i, no, było fajnie – mówiąc to, Takao poczerwieniał – bo wiesz, zawsze sobie wyobrażałem nasz pierwszy pocałunek i miało to być właśnie w taki sposób, bo to najpopularniejszy sposób w mangach i anime, że dwóch gejów całuje się przy kotatsu po paru piwach, potem lądują w łóżku, ale my nie wylądowaliśmy!- dodał pospiesznie, machając rękami.
– Takao-kun, ludzie słyszą – wymamrotał Kuroko, zasłaniając dłonią profil swojej twarzy.
– Jestem wierny Miyajiemu, tak w zasadzie to ja go kocham i nawet zacząłem zapominać o Midorimie, zwłaszcza odkąd związał się na poważnie z Akashim, ale teraz po tym pocałunku mam totalny mętlik w głowie, bo nie dość, że mnie pocałował, to jeszcze pobił Haizakiego i...!
– Haiza...?- Kuroko zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć człowieka o tym nazwisku. Zdumiony, spojrzał na przyjaciela.- Haizakiego? Midorima-kun go... pobił? Ale dlaczego?
– No bo.- Takao wziął głęboki oddech i na szybko upił łyk kawy.- Kiedyś tam ten cały Haizaki wpadł na mnie, jak wracałem podpity z klubu i... dobierał się do mnie.- To zdanie Kazunari już na całe szczęście wypowiedział bardzo cicho.- Poznałem go w szpitalu, jak byliśmy u Aomine. Nie mówiłem ci nic, no bo jakby nie patrzeć, koleś uratował życie twojemu bratu...
– A potem próbował odebrać mi drugiego – mruknął ponuro Kuroko.- Dobrze, że Midorima-kun go pobił...
– Jak to „odebrać ci drugiego”?- Takao zmarszczył brwi.- W sensie, że brata? O czym ty mówisz?
– Nic nie wiesz?- zdziwił się Kuroko.- Ach, no tak... Domyślam się, że przez ten pocałunek z Midorimą-kun, nie rozmawiałeś z nim?
– Próbowałem, ale mnie zbywał – burknął Takao, nadąsany.- W końcu się wkurzyłem i pojechałem do niego i do Akashiego, zastałem ich obu i... No tak, rzeczywiście, Akashi mi się wtedy zapytał, czy „przyjechałem w sprawie Kuroko”. Co się stało?
Kuroko wolałby nie mówić nic przyjacielowi, skoro sprawa z Kise i Goldem już się wyjaśniła, ale wiedział, że Kazunari będzie tak długo naciskał, dopóki wszystkiego nie usłyszy. Sam Ryouta również nalegał, by więcej ta plotka się nie rozchodziła, bo jak trafi do mediów, to Kise jako model będzie skończony podwójnie – teraz miał jeszcze szansę wrócić do zawodu, z pomocą Reo na pewno nie będzie ciężko.
Ale Takao można było ufać, poza tym, jakby nie patrzeć, o tym wszystkim wiedzieli tylko najbliżsi. No, nie licząc Haizakiego.
Dlatego też Kuroko opowiedział Kazunariemu o szczegółach historii, pomijając jednak swój udział w niej – a przynajmniej wątek o próbie namówienia Golda, by dał sobie spokój z Kise; próbie, która niemal skończyła się gwałtem.
– To straszne – mruknął Takao.- Jak się czuje Kise?
– Dobrze.- Kuroko uśmiechnął się lekko.- Na początku miał kiepski humor, ale powoli mu przechodziło i w końcu dał się przekonać, że Gold się nie zjawi. W końcu minęło już kilka dni, a on ma spokój. Wrócił do rozstawiania mnie i Daikiego-kun po kątach – dodał z westchnieniem.- I do rozpieszczania mnie – dodał jeszcze, tym razem z większą niechęcią.
– To dobrze.- Takao uśmiechnął się lekko.- A Aomine? On też się lepiej czuje?
– Tak. Spotyka się z Tomoyą-san, grają razem w kosza. W sobotę Daiki-kun ma spotkanie z trenerem Tokio Power.
– Żartujesz?!
– Nie.- Kuroko uśmiechnął się, czując w sercu dumę.- Odkąd wróciliśmy z Narusawy, Daiki-kun nagle odżył. Myślę, że spotkało go tam coś dobrego, ale nie chce powiedzieć, co.
– Albo „kto”.- Kazunari mrugnął do przyjaciela okiem.- Ehh! Jak się cieszę, że u was już wszystko się unormowało!
– Szkoda tylko, że tobie z kolei się pogorszyła sytuacja – westchnął Kuroko.- Co zamierzasz zrobić z Midorimą-kun?
– Jak to co?- mruknął Kazunari ponuro.- Będę się fochał tak długo, aż przyjdzie do mnie i wyjaśni mi, co ma znaczyć to całe pobicie mojego niedoszłego oprawcy i pocałowanie mnie, a potem... potem się zobaczy.- Wzruszył ramionami, upijając łyk kawy.- Oczywiście, nie zerwę z Miyajim! Nie ma takiej siły na ziemi i w niebie, która by sprawiła, że z nim zerwę dla jakiegoś tam wodorostu!- prychnął Takao, a Kuroko uśmiechnął się na ten żart.
Takao również uśmiechnął się do przyjaciela, a potem chwycił odrobinę zbyt szybko filiżankę swojej kawy i uniósł ją do ust.
Słowa, które wypowiedział, były tylko żartem, dawnym marzeniem o byciu z Midorimą. Były zabawne, niedorzeczne i nie miały większego znaczenia, ale...
Ale jednak jego serce zabiło mocniej, gdy wypowiedział je na głos.
Tak bardzo kibicuję Midorimie i Takao! Nie odbieraj mi tej pary ;; Niech Murasakibara się już w to nie miesza, bo będę płakać ;_;
OdpowiedzUsuń